Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Odszedł Jurek Kulej

Autor: Jadwiga. 53 komentarze.

Był rok 1967, Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie, pierwszy wykład inauguracyjny dla studentów naszego rocznika. Na salę wchodzi Jurek Kulej, rozlegają się brawa i pomruk zachwytu. Okazuje się, że Jurek jest studentem I roku i razem będziemy walczyli pobierając naukę. Mało tego  nie tylko będziemy kolegami ze studiów, ale również jesteśmy w jednej grupie, w której znaleźli się olimpijczycy Elwira Seroczyńska, Hubert Wagner, Norbert Ozimek i On największy z wielkich, choć wzrostem nie najwyższy – Jerzy Kulej. Złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Tokio 1964, szykujący się na kolejne IO 1968 w Meksyku. Jurek, bo tak wszyscy do Niego mówili jak szybko przyszedł, tak jeszcze szybciej odjechał na kolejne chyba zgrupowanie  w Cetniewie, bo właśnie Władysławowo OPO Cetniewo od zarania dziejów było kuźnią dla polskich bokserów i szermierzy. Tam właśnie „Papa” Feliks Stamm oraz Janos Kevey zbierali swoich podopiecznych i przygotowywali do najważniejszych zawodów Igrzysk Olimpijskich, Mistrzostw Europy i świata.

Jerzy urodził się 19 października 1940 r. w Częstochowie. Jako piętnastoletni zawadiaka miał posturę raczej mikrą, był niższy i wątlejszy od rówieśników. Oto jak sam wspominał swoje częstochowskie czasy podczas 70 lecia urodzin: „”… Był w mojej klasie taki Henio, najsilniejszy chłopak, który rządził na każdym kroku. Również chciałem zaistnieć, dlatego kupiłem książkę „ABC boksu” i nauczyłem się podstaw tej dyscypliny. Na długiej przerwie wywołałem z Heniem sprzeczkę, szybko zrobiono nam miejsce pod tablicą. Rywal mnie złapał, a ja zrobiłem krok w tył i lewym prostym uderzyłem go w nos. Potem jeszcze powtórzyłem akcję parę razy. Następnego dnia jego matka nie chciała uwierzyć, że właśnie ja pobiłem jej syna – przyznał ośmiokrotny mistrz Polski…” Pierwszym jego trenerem był Wincenty Szyiński. Kulej wspomina swojego pierwszego trenera: „…- Traktował swych podopiecznych bardzo ciepło, serdecznie, wszyscy byliśmy mu potrzebni. Ze mną się zaprzyjaźnił, kiedy pracował w fabryce, ja towarzyszyłem jego chorej żonie podczas spacerów. W trakcie wojny przeżyli dramat, bowiem żona trenera została wywieziona w okolice Częstochowy. W wyniku okrutnych doświadczeń straciła równowagę psychiczną, zapomniała jak się nazywa, ale mój szkoleniowiec odnalazł ją i bardzo się nią opiekował – wspominał bokser…”

Największe sukcesy Kulej odnosił pod wodzą trenera Feliksa Stamma. – Był jego, naszym, najlepszym przyjacielem, opiekunem – mówił o legendarnym „Papie”.

Stamm był w jego narożniku w 1964 (Tokio) i 1968 roku (Meksyk), gdy zdobywał olimpijskie złoto (dwukrotnie, jako jedyny polski bokser w historii) w wadze lekkopółśredniej. Za pierwszym razem w finale pokonał reprezentanta ZSRR Jewgienija Frołowa, (1964) zaś po raz drugi 1968 tytuł obronił po zwycięstwie nad Kubańczykiem Enrique Regueiferosem.
Oto kolejne wspomnienia Jurka:

„- W 1960 roku nie pojechałem na olimpiadę do Rzymu, a w składzie znalazł się mój przeciwnik, a obecnie przyjaciel Marian Kasprzyk. Przed turniejem w Japonii byłem już pewnym kandydatem do wyjazdu. Byłem w tym kraju po raz drugi i spotykałem się z sytuacjami, które mocno mnie dziwiły, np. w restauracji pani wybierała potrawy z karty dań, to ona, a nie pan płaciła rachunek, potem odprowadzała go do taksówki i jeszcze uiszczała należność za kurs.”

„…- Pojedynek o złoty medal z Frołowem był rewanżem za przegraną stosunkiem głosów w styczniu 1964 r. w meczu ZSRR – Polska. Stamm widząc moje zdenerwowanie w Tokio wziął mnie za rękę i spytał: „coś taki spięty? Chodź na spacer”. Mówił mi, że to moja wielka szansa, że w Moskwie nie przegrałem i trzeba Frołowa zaskoczyć. „Zmieniamy twój styl walki. Tym razem nie zaatakujesz, a poczekasz na jego ofensywę” – wyjaśniał Papa. Byłem znany z tego, że idę do przodu, a tymczasem miałem udawać kogoś, kto się boi – mówił Kulej.

– Wszyscy byli zdziwieni, na czele z bułgarskim sędzią Emilem Żeczewem (późniejszym prezydentem europejskiej federacji bokserskiej), który mnie doskonale znał. Frołow i jego trener denerwowali się, a ja korzystałem ze wskazówek Stamma. Dopiero w trzeciej rundzie mogłem walczyć po swojemu, udało się i stanąłem na najwyższym stopniu podium – zaznaczył….”

Zawsze imponował walecznością i niespożytą energią w ringu. Stosował ofensywny styl walki, dosłownie „zamęczał” tempem swych rywali. Był jak „maszynka do bicia”… Zadziorny był także poza ringiem. Kiedy zanosiło się na to, że nic nie stanie na przeszkodzie w wywalczeniu w Meksyku kolejnego złotego medalu olimpijskiego, 18 czerwca 1968 roku doszło do tragicznego zdarzenia. Kulej, wracając wczesnym rankiem samochodem z Aleksandrowi Kujawskiego do Ciechocinka nie zmieścił się w zakręcie. Z bocznej drogi wyjechała nagle na szosę dziewczynka na rowerze. Kulej wykonał błyskawiczny manewr kierownicą, ale już nie zdążył wyrównać. Samochód wskoczył w pole i kilkakrotnie przekoziołkował. Kulej uderzył mocno głową w szybę, pokiereszował sobie twarz. Rany na czole i brodzie, liczne obrażenia szczęki. Miał twarz pokaleczoną odłamkami szyby. Uszkodzenia zszyto w szpitalu a diagnoza po wypadku dopuszczała nawet uszkodzenie kręgów szyjnych, co się ostatecznie nie potwierdziło.

Jurek jak to Jurek wbrew woli lekarzy podjął ryzyko i wznowił treningi. Wiedział, że tylko jeden bokser jedzie na IO w każdej kategorii wagowej. Jemu od pewnego czasu mocno deptał po piętach Ryszard Petek. Jurek był zadziorny w życiu sportowym, ale też i poza nim.  Na przedolimpijskim zgrupowaniu w Zakopanem  ( kiedy już było wiadomo, że do Meksyku jedzie)  Jurek ładuje się w kolejne tarapaty. Podczas jednego z wypadów na miasto znokautował czterech milicjantów, kolegów po fachu. Jak wiemy był on zawodnikiem GKS „Gwardia” Warszawa w stopniu podporucznika. Tak opowiadał nam zdarzenia z tamtych czasów: „Groził mi sąd, a moja nominacja olimpijska wisiała na włosku. Jednak w rozmowie z przedstawicielami Pionu Gwardyjskiego i MSW zobowiązałem się, że przywiozę złoty medal, albo sąd, degradacja i usunięcie ze służby, i co miałem robić? Gdybym go nie przywiózł groził mi surowy wyrok…”

W tych warunkach Kulejowi nie pozostawało nic innego jak walka do upadłego o laur olimpijski.

W decydującej potyczce igrzysk 1968 Polak pokonał 3:2 Kubańczyka Regueiferosa (zmarł w 2002). – W drugiej rundzie dostałem taką lufę, że zapomniałem gdzie jestem, widziałem jedynie czarną plamę. Udało się przetrwać kryzys, dotrwać do gongu oznaczającego koniec walki i w napięciu czekaliśmy na werdykt. Siedzący obok sędziego głównego zawodów polski działacz Roman Lisowski miał umówiony ze Stammem znak – jeśli Polak przegrał, to pochylał się nad papierami, a jeśli wygrał, wówczas siedział wyprostowany. I… Siedział wyprostowany – stwierdził Kulej, który o mały włos nie pojechałby do Meksyku. Przed samą walką Papa Stamm powiedział do Jurka: „ wiesz, że to nie tylko Twoja, ale i moja ostatnia olimpiada. Jak nie wygrasz, już nigdy więcej nie zagrają hymnu….”  I wygrał po raz drugi złoty medal olimpijski, drugi raz!

Wszystkie walki Jurka oglądaliśmy w tv, ponieważ Igrzyska Olim0pijskie odbywały się w Meksyku, walki odbywały się w nocy, ale kto by tam spał, najważniejszy był On i kolejni rywale, których pokonywał z zadziwiająca łatwością (przynajmniej tak wyglądało to na ringu). W swoim sportowym życiu boksera stoczył 348 walk, 317 wygrał, 6 zremisował a 25 przegrał. Nigdy nie był znokautowany. W swoim dorobku sportowym oprócz dwóch złotych medali olimpijskich z Tokio 1964 i Meksyku 1968 wywalczył tytuły mistrza Europy 1963 i 1965 oraz tytuł wicemistrza z 1967 r.

Tak samo było w życiu, planował i wygrywał, choć pamiętam też i porażki. Po zakończeniu kariery sportowej, został właścicielem restauracji i kawiarni „Ring” na Starym Mieście w Warszawie. W roku 1972 oblewaliśmy tam nasze zakończenie studiów na AWF. Był wrzesień a my szczęśliwi, wolni, z dyplomami magisterskimi i tytułami trenerów II klasy w kieszeniach. Jakoś niedługo po naszej balandze spotkałam Jurka na AWF, powiedział krótko zamknąłem „Ring” za dużo milicyjnych kontroli za dużo wizyt San- Epidu,: „… widzisz Jadźka jak to jest, nie chciałem przygotowywać się do IO 1972 r w Monachium chcą mi pokazać, kto jest silniejszy a ja jestem niepokorny i nie dam się zdołować.”  No i nie dał się.

I nie szkodzi, że stał się bankrutem, że zlicytowano mu wszystko a komornik chciał również zlicytować jego samochód. Jurek nie ugiął się i nikogo o nic nie prosił, a przecież mógł, ale to nie było w jego charakterze, nie po „kulejowsku”.

Zakończył karierę w swoim stylu bez uzgadniania z kimkolwiek!. Zadzwonił do red. Jacka Żemantowskiego, do telewizji i powiedział, że zamierza złożyć oświadczenie o zakończeniu kariery. Weszli do studia i Jurek złożył to swoje sławetne  oświadczenie. Jacek (red. Jacek Żemantowski) miał wtedy wiele kłopotów z tego powodu, ale Jurek stwierdził, że to był jedyny sposób na pożegnanie z boksem.

W 1972 w roku ukończenia studiów na AWF wystąpił z MO, pracował, jako nauczyciel, był również sprawozdawcą sportowym, telewizyjnym z zawodów bokserskich. Zagrał  rolę w filmie Marka Piwowskiego „Przepraszam, czy tu biją”, ożenił się po raz drugi (pierwsza żona Halina z którą miał syna Waldemara, druga Alicja, pracował w Oxfordzie budując domy, zaś wieczorami wykładał, jako profesor boksu. Mieszkał pod Warszawą, doczekał się wnuków. W roku 1994 napisał książkę  „Dwie strony medalu”. Jego życie mogłoby być sensacyjnym scenariuszem filmowym.

Problemy ze zdrowiem zaczęły się w grudniu 2011 podczas benefisu Daniela Olbrychskiego, kiedy stojąc na scenie wraz z Jubilatem zdążył go objąć i powiedział „Danek, nigdy nie leżałem na deskach, trzymaj mnie” a Daniel myślał, że Jurek się wygłupia.

To był ciężki zawał, dobrze, że na sali znajdował się kardiochirurg profesor  dr Adam Torbicki , który uratował mu życie. Tygodnie spędził w szpitalu, później na żmudnej rehabilitacji, powoli, bardzo powoli wracał do sił. Niestety, jednak tym razem przegrał ostateczną- walkę o życie. Zmarł 13 lipca 2012 r w wieku 71 lat.

 Zostaje po nim wiele wspomnień, ponieważ Jurek żył tak jak boksował, a sławetne jego powiedzenie: „Nie ma bokserów odpornych na ciosy. Są tylko źle trafieni” pozostanie ze mną na zawsze.

 Żegnaj wspaniały Olimpijczyku, Żegnaj Przyjacielu!

Pogrzeb odbędzie sie w Piatek 20 Lipca 2012

msza godz.11.00  w Kościele Garnizonowym przy ul. Długiej w Warszawie

następnie przejazd na Cmentarz na Powązkach i złożenie do grobu w aleji sław polskich sportowców.

komentarze 53 do wpisu “Odszedł Jurek Kulej”

  1. asia

    Przeczytałam z zainteresowaniem. Szkoda, że nie wspomniała Pani o pierwszej żonie Halinie i ich jedynym Synu Waldku…Innych synów Mistrz nie miał…Był Wspaniałym Prawdziwym Mężczyzną i wielkim Przyjacielem mojego Taty.Pozdrawiam serdecznie.

  2. Andrzej

    Prawdziwie wielcy mają prawo do niepokorności. Zwłaszcza, że Oni z zakrętów potrafią wyjść na prostą. I jeszcze przyspieszyć, pędząc we właściwym kierunku. Jurka takim zapamiętam. Pozdrawiam.

  3. zośka

    Naprawdę wielka postać. Żal.

  4. jadwiga

    Andrzeju
    był super niepokornym ale za to Go kochano, miał wielkie serce, emanowała z niego wielka siła
    j

  5. jadwiga

    Zośko
    tak,Wielka Postać naszego sportu, ale pozostajaca normalnym człowiekiem, żal
    j

  6. TOMEK

    Pani Jadwigo,
    to najpiękniejszy tekst ku czci Wspaniałego Człowieka, który był bokserem. Boksu, jak i innych sportów walki, nie lubię, ale takie teksty wielbię. Niech pan Jerzy Kulej odpoczywa na niebiańskich łąkach.

    Pozdrawiam
    T.M.

  7. TOMEK

    Pani Jadwigo,
    nie wyszło mi pierwsze zdanie poprzedniego wpisu. Wszystko z zachwytu. Oto errata:

    „Pani Jadwigo,
    to najpiękniejszy tekst ku czci Wspaniałego Człowieka, który był bokserem, jaki czytałem.”

    Dopisek do erraty:
    „A czytałem i słuchałem niemało.”

    Jeszcze raz pozdrawiam
    T.M.

  8. Nivejka

    Nietuzinkowa postać…

  9. Margo

    Piękne wspomnienie :*

  10. jadwiga

    Panie Tomku,
    to był Wielki Sportowiec, i wiem jedno, że dane mi było z Nim studiować to dar, był Kolegą fantastycznym, nie miał tej wielkiej fanfaronady w sobie a wieczorami na korytarzu w męskim akademiku ćwiczyliśmy tańce, sławetną wronę gapę, bo bokserowi nie łatwo nauczyć się tańczyć a On ćwiczył i nóżka w prawo, nóżka w lewo, krok dostawny dwa, a później wychodził na riing i wygrywał, bo w boksie tańczył jak najlepsza baletnica, taki był miły uśmiechnięty życzliwy i szarmancki do kobiet
    j

  11. jadwiga

    Nivejko
    był ciagle tym samym chłopakiem, który chciał zaistnieć, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, był człowiekiem z krwi i kości, żywiołowym, kochajacym życie z jego blaskiem i cieniem
    j

  12. jadwiga

    Margo
    wspomnienia prawdziwe, z czasów studenckich kiedy na moich oczach tworzyła się historia tych największych Elwiry w łyżwach szybkich (srebrny medal IO Squaw Valley 1960), Hubert Wagner i Jego złota jedenastka w siatkówce który stworzył polską szkołę siatkówki, Jerzy Kulej złoto 1964 Tokio, 1968 Meksyk, i Norbet Ozimek srebro na IO w Monachium 1972. Trzeba mieć było wyjatkowe szczęściue aby tych właśnie ludzi móc zaliczyć do swoich przyjaciół, ja takie miałam. Bo przecież ci wielcy z największych, sportowcy z każdym rokiem od osiągnietego sukcesu pokrywani są grubszą wartstwą brązu a Oni wszyscy są ludźmi nie tylko z radością zwycięstw lecz także z goryczą porażki w życiu prywatnym, czasami zawodowym, szukającymi swojej drogi i tej /tego jednynego /jedynej, która zrozumie potrzeby sportowca, ciagłe wyjazdy 300 dni zgrupowań w Polsce lub za granicą, ciągłe oczekiwanie, stresy przed ważnymi startami, czasami humory i nerwy, nie jest to łatwe dla partnerek/partnerów życiowych, trzeba być znakomitym psychologiem aby wytrzymać, a one/oni nie zawsze wytrzymywali i to było najtrudniejsze do przeżycia
    j

  13. jadwiga

    Panie Tomku
    szkoda, ze tekst taki musiałam napisać z powodu śmierci Jurka
    j

  14. Gaja

    Piękny rys , piękne wspomnienia. Ja pamiętam jego walki oglądane jeszcze na biało-czarnym ekranie TV. Nie lubiłam nigdy boksu, nie lubię, ale rzeczywoście Kulej był jakis magnetyczny. A potem , po wielu latach, oglądałam z nim wywiad w TV. Ten twardziel opowiadał o swojej życiowej przegranej, osobistej porażce, którą chciał zakończyc samobójstwem. Nieudanym, na szczęście. Panie Jurku, teraz TAM trzeba się wykazac siłą……

  15. Jadwiga

    Asiu,
    poprawiłam, mam nadzieję, że już jest dobrze, nie chciałam wnikać w sprawy rodzinne ale skoro zostałam poprawiona
    poprawiłam i ja pozdrawiam serdecznie choć ze smutkiem w sercu
    j

  16. Jadwiga

    Gaju
    ja też nie lubię boksu, niestety, ale ze względu na Jurka oglądałam Jego walki, pamiętam Jego wspomnienia z Tokio i Meksyku, powiedział wtedy, ze jego żona Halina oglądała te walki z kołdrą na głowie, tak bardzo przeżywała wszystkie mecze
    j

  17. randdal

    Wiesz, że wielokrotnie miałem przyjemność, co tam przyjemność zaszczyt z Nim rozmawiać. Niesamowity człowiek. Niedawno w TVN opowiadał o walce o powrót do zdrowia, a to cholerny czerniak… Mógł żyć wiele lat i czarować nas swoimi opowieściami.

  18. Beata

    Miałam przyjemność poznać Pana Jerzego i choć boksu nie uważam za sport, to on jako człowiek był postacią niezwykle charyzmatyczną, więc żal.

  19. jadwiga

    Tom,
    tak wtedy gdy bylismy młodzi, studia, koledzy, koleżanki to nie było nic nadzwyczajnego, ot jeden jeszcze kolega, choć sławny medalista złoto, tak, to było coś, dopiero z biegiem lat gdy wydoroślelismy, życie pokopało nas po d..pie wtedy zrozumielismy jakim zaszczytem było nazwać Go Przyjacielem, a to właśnie spotkało mnie kilkakrotnie podczas spotkania rodziny olimpijskiej w styczniu
    j

  20. jadwiga

    Beato
    zatem wiesz jaki był, a był skromnym niezwykłym Człowiekiem
    j

  21. Helena

    Fajnie się czyta tę historię, że „musiałem przywieźć złoty medal”, inaczej groził mu surowy wyrok.:) Nie można by znaleźć jakiegoś haka na wszystkich naszych sportowców?:)) Bylibyśmy światową potęgą w sporcie:)) Pozdrówka

  22. jadwiga

    Heleno
    takie czasy, wierle rzeczy musieliśmy a teraz? nie musimy chcemy a jak wychodzi? zobaczymy Londyn przed nami
    j

  23. gordyjka

    Bardzo mi przykro Jadwiniu, że pożegnałaś Przyjaciela…Po dobrych Ludziach zawsze pozostaje wiele dobrych wspomnień…

  24. JanToni341.bloog.pl

    Pozdrawiam Koleżankę Jurka.
    LW

  25. jadwiga

    Gordyjko
    tak juz jest, ze Ci wspaniali, najlepsi, zbyt szybko odchodzą
    j

  26. jadwiga

    JanToni
    dziękuję i pozdrawiam również
    j

  27. krystyna

    Wzruszyłam się ogromnie.
    Bardzo lubiłam tego wielkiego duchem sportowca.
    Dziękuję za umożliwienie poznania Jurka z innej, prywatnej strony. Bardzo piękny hołd.

    Składam wyrazy współczucia.

  28. czesia

    Piękne, ciepłe i rzeczowe wspomnienie o niezwykłym człowieku.
    Dzięki Niemu boks miał dla mnie ludzką twarz.

  29. jadwiga

    Czesiu
    ja nigdy nie kochałam boksu, był i jest dla mnie zbyt brutalny i nie mogę się w nim doszukać piękna, niestety, umiem docenić technikę zawodnika, ale zbyt dużo brutalności mamy na codzień aby jeszcze epatować się z właśnej woli. Tym niemniej Jurka walki oglądałam, bo patrzyłam na niego jako na świetnego faceta umiejącego rozegrać walkę po mistrzowsku
    j

  30. teresa

    Witaj Jadziu! Wielki człowiek. Uśmiechałam się /że matka nie uwierzyła…/ i wzruszałam się /spacery z chorą żoną……./. Pozdrawiam

  31. Morela

    Cześć pamięci wspaniałego sportowca i człowieka. Zapisał piękną kartę w historii polskiego sportu. Czas się p. Jerzego nie imał, ale podstępne choróbsko zrobiło swoje…

  32. jadwiga

    Tereso
    był człowiekiem wielkiego serca, robił błędy tak jak każdy z nas, przez to pewnie był dla wszystkich bardziej ludzki
    j

  33. jadwiga

    Morelo
    niestety choróbska imaja się wszystkich i maluczkich i tych wielkich, mógł jeszcze pożyć, ale niestety choroby nie wybierają
    j

  34. Jadwiga

    Krystyno
    Jurek był Człowiekiem z krwi i kości, walczył żarliwie, kochał tak samo, robił głupoty w życiu jak każdy z nas
    przez to kochaliśmy Go bardziej niż innych, bo był Człowiekiem charakternym ale tez i ułomnym jak my wszyscy
    a takich ludzi się kocyha najbardziej
    j

  35. Dośka

    po ostatniej emisji dokumentalnego filmu z Kulejem , byłam pewna że wyjdzie człek i w miarę unormuje swoje zdrowie . Atu smutna niespodzianka.

    macham Wiga po burzowo i słonecznie – Doska zołza

  36. Jadwiga

    Dośko
    tak to z nami jest, gdy juz już ma się coś zmienić i wykaraska człowirek z opresji a tu buch
    wielka szkoda, bo miał tyle jeszcze planów
    j

  37. majka47

    Piękne wspomnienie, warte Człowieka. Pozdrawiam.

  38. jadwiga

    majka47
    z iloma ludźmi spotykamy sie codziennie i nie myślimy, ze jutro może ich już brakować?
    j

  39. jula :D

    Powoli, jeden po drugim -odchodzą. 🙁

    Odchodzi pokolenie moich rodziców , ci znani i ci zupełnie nie znani , którzy żyli w okresie mojego dzieciństwa i młodości.

    To był nasz czas . Teraz rządzi kolejne pokolenie. Nasze dzieci a nawet i wnukowie 😉

    Ci bokserzy to wychowankowie Feliksa Stammy 0 pseudonimie „papa” ?…

    Wtedy to nawet i ja oglądałam ważniejsze spotkania bokserskie. Bo były jakieś reguły , zasady walki.

    Teraz mam wrażenie , podczas tych efektownych transmisji boksu zawodowego, że tego już nie ma.

    Tak sobie „rozpierducha” , w świetle reflektorów !
    I nazwiska , byłego siłacza, Pudziana , Gołoty ,co to wszystko przegrywa itd…

    Jednym słowem, nie ta KLASA ! 🙁

    Ps.
    Olimpiada kolejna w moim życiu do oglądania, nowe gwiazdy polskiego sportu a czy wśród nich będą bokserzy ? …

  40. Jadwiga

    Julio 😀
    pokolenie Jurka Kuleja, Józefa Grudnia Mariana Kasprzyka to pokolenie ludzi Papy Stamma, człowieka którego miałam zaszczyta znać.
    Dzisiaj zdaję sobie sprawę z tego jaki przywilej mnie spotkał, z Papą Stammem wracaliśmy po południu tym samym tramwajem z AWF do Centrum.
    Ja po pracy (w COS OPO Warszawa) i po swoim treningu, On po treningu w pawilonie bokserskim ze swoimi podopiecznymi. Miła pogawędka
    a także rady : mówił tak Hajduczku musisz te studia skończyć, musisz stanąć na własnych nogach, jestes silna, dasz radę, co z tego ze pracujesz na dwóch etatach, tylko silni wygrywają, popatrz na moich bokserów, Oni wszyscy cięzko pracują i maja takie zadania postawione aby przywozić samo złoto z zawodów.
    No to co było robić? Pracowałąm, trenowałąm i uczyłam się, bo On wielki Papa powiedział, że dam radę. Przez wiele lat był zawsze zaintereowany jak tam u mnie a w roku 1972 powiedział mi, jestem dumny z Ciebie „Hajduczku” i widzisz nie było tak trudno! Hmmm nie było trudno, było! ale co miałam odpowiedzieć, przecież nie mogłam się nad sobą użalać, wtedy też już konczyłąm prace w GKKFiT, aby w 1973 rozpocząć swoją „Karierę” zawodową tak jak powiedział. Dasz radę! Dałam
    Dali radę wszyscy Jego wychowankowie, w tym Jurek Kulej, najlepszy z najlepszych! a ja tylko przez wielkie szczęście mogłam blisko całkiem blisko widzieć, obserwować, doswiadczać i przeżywać, aż do roku 1976, gdy Papa Stamm odszedł. A teraz odszedł Jego uczeń, Najlepszy! Rogata Dusza! ale Papa mówił: tacy ludzie są nam potrzebni charakterni!
    j

  41. Dublinia

    Poznalam pana Kuleja, namawial mojego pierwszego meza (boksera) do przejscia na zawodowstwo. Rozmawialam z nim pare razy, bardzo sympatyczny.

  42. ewa777

    Smutne, ale przeczytałam z dużym zainteresowaniem.

  43. jadwiga

    Ewo
    dziekuję
    j

  44. Jakub

    No tak,Jadwigo,wszyscy odchodzą.Nawet ci najlepsi.Pozdrawiam.JAKUB

  45. jadwiga

    Jakubie
    witam,
    tak wszyscy odchodzą,(jak Twoja Babcia?)
    ale mając 71 lat można jeszcze długo zyć robią jeszcze wiele dobrych rzeczy, jak robił to Jurek,
    jutro msza i pogrzeb, pożegnanie Mistrza
    j

  46. Jadwiga

    Dublinia
    tak, sympatyczny, otwarty, szczery o wielkim sercu, Człowiek który na swoje sukcesy cięzko zapracował
    j

  47. Mirek

    Szkoda… A jego kreacja w „Przepraszam czy tu biją” znakomita.

  48. Jadwiga

    Mirku
    On taki właśnie był, jak w filmie, nic a nic nie przesadził, a zagrał siebie, był powtarzalny w kręceniu scen do filmu, Marek Piwowski był zachwycony stwierdził, Jurek skqad u Ciebie taka powtarzalność co do centymetra, a On ze spokojem: Marek to właśnie o te centymetry chodzi w boksie, jezeli ja tego nie bedę robił tak dokładnie to dopadnie mnie pięść przeciwnika, ot tak po prostu, wystarczyło mu tylko raz stanąć w miejscu z którego był kręcony i dubli mogło być dwadziescia a On zawsze w tym samym miejscu zatrzymywał się, ot taki właśnie był Jurek, nasz Mistrz
    j

  49. puls stacja

    Dead written content material , appreciate it for entropy.

  50. krystyna - druga żona

    SPROSTOWANIE; Pozostając w przyjaźni z pierwszą ołtarzową (i jedyną przed Bogiem) żoną Jerzego Kuleja wyjaśniam, że Alicja to ostatnia koalicja. Małżeństwo z Heleną trwało 21 lat a przyjaźń do końca życia. Moim mężem był w latach 1989-2000 i wtedy we wczesnych latach 90 był trenerem boksu w Oxfordzie. Mieszkaliśmy pod Londynem i mieliśmy wspólny dom w Piwnicznej nad Popradem. Rozdział jego zmagań w Anglii jest mało znany i prosi się o moje wspomnienia – trochę tego na http://www.lingvasos.pl Ciekawe bardzo skomplikowane kuleje losu

Zostaw odpowiedź

XHTML: Możesz używać następujące tagi: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.