Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

Po wojnie

Pierwszą rzeczą jaką robi po wojnie Piękna Maria to pozbycie się wszelkich pamiątek po sławetnych nazistowskich Igrzyskach Olimpijskich propagandy Berlin 1936  w tym słynnego zdjęcia z Hitlerem, mówi cytuję:

„… Po wojnie żadnej pamiątki z okresu olimpiady berlińskiej nie zachowałam, a wszystkie fotografie podarłam, spaliłam bo ta idea olimpijska w roku 1940 przegrała..”

Do lekkiej atletyki, do rzutu oszczepem wróciła w 1946 r. wystartowała w mistrzostwach Polski, w których zwyciężyła. W mistrzostwach Europy zdobyła szóste miejsce w oszczepie i siódme w pchnięciu kulą i w ten sposób zakończyła karierę sportową.

Od tamtej pory była działaczką sportową, brała udział w działalności  Państwowego Urzędu Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego, Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Polskiego Komitetu Olimpijskiego oraz Kobiecej Komisji Międzynarodowego Stowarzyszenia Lekkiej Atletyki IAAF,  była również współorganizatorką Klubu Olimpijczyka PKOL, Towarzystwa Olimpijczyków Polskich, i inicjatorką pomocy potrzebującym olimpijczykom.

W latach 1947 – 1979 była członkinią zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Ciągle aktywna, ciągle wierna zasadom pomagania w każdej sytuacji, młodszym koleżankom i kolegom. Zawsze chętna do spotkań z młodzieżą, zapraszana do szkół, zapraszana na wszystkie ważne imprezy sportowe w kraju i za granicą.

Miłością Jej życia był jej trzeci mąż – Władysław Maleszewski (ur.  14 czerwca 1921 r w Wilnie (zm. 27.02.1983 r. w Warszawie) świetny polski koszykarz absolwent Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Wilnie, gdzie debiutował w sporcie, broniąc kadry gimnazjum,  późniejszy trener reprezentacji Polski i klubów ligowych, zdobywca dwóch tytułów mistrza Polski w koszykówce jako zawodnik i pięciu tytułów mistrza Polski jako trener, mistrz Polski w siatkówce (1946), działacz Polskiego Związku Koszykówki i Akademickich Związków Sportowych. Autor podręczników „Nauczanie koszykówki” (1954) i „Taktyka koszykówki”  (1976). Jak sama mówiła był wspaniałym człowiekiem, z którym stworzyła prawdziwy dom o jakim marzyła. Mieli dwoje dzieci syna Marka i córkę Elżbietę. 

Przez niemal 60 lat (od 1949 roku) aktywnie działała w Polskim Komitecie Olimpijskim. Była założycielką Klubów Olimpijczyka w kraju i za granicą, ambasadorem „Crossów Ostrzeszowskich”, za co miedzy innymi została uhonorowana tytułem Honorowej Obywatelki Ostrzeszowa.

Aktywnie działała w Polskim Związku Lekkiej Atletyki.

Była sufrażystką sportu kobiecego w Polsce – przez 22 lata pracowała w komisji kobiecej Międzynarodowej Federacji Lekkiej Atletyki (IAAF).

W roku 1991 ówczesny Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Andrzej Szalewicz decyzją Prezydium PKOL powołuje ją na funkcję Przewodniczącej Komisji do spraw współpracy z olimpijczykami. Maria Kwaśniewska-Maleszewska została przewodniczącą komisji,  wiceprzewodniczącymi znakomici zawodnicy Józef Grudzień i Zdzisław Krzyszkowiak, członkami Teresa Ciepły, Danuta Kaliszuk, Zbigniew Kuciewicz, Irena Marcinek, Zbigniew Należyty, Wiesław Rudkowski, Jan Werner, Władysław Zieliński i Władysław Nikiciuk. Ela Kwiatkowska była przez wiele lat sekretarzem i prawą ręka Marii.

Komisja miała swoje zatwierdzone plany, które skrupulatnie realizowała. Najważniejszymi zadaniami było propagowanie idei olimpijskiej wśród młodzieży i przekazywanie wartości humanistycznych oraz wychowawczych w istocie uprawianego sportu. Zadanie to realizowano poprzez  spotkania z młodzieżą podczas licznych masowych imprez, w szkołach klubach, muzeach na których olimpijczycy dzielili się nie tylko wspomnieniami olimpijskimi, ale przekazywali wartości o treści wychowawczej.

Najwięcej imprez organizowano w okresie marzec – czerwiec a szczególnie w kwietniu kiedy organizowane są tradycyjnie Dni Olimpijczyka.

Ważnym działaniem komisji była opieka nad starszymi olimpijczykami. Członkowie komisji doskonale orientowali się w sytuacji osób potrzebujących pomocy. W sprawach losowych (choroby, kalectwo, ciężkie warunki bytowe, niewystarczająca emerytura lub renta inwalidzka) komisja składała stosowne wnioski do PKOL, który przeznaczał dla potrzebujących wsparcie finansowe lub zakup sprzętu rehabilitacyjno-ortopedycznego, protezy, aparaty słuchowe i inne niezbędne wyposażenie inwalidzkie). W czasie gdy Maria przewodniczyła komisji stałą pomocą finansową obejmowano 10 olimpijczyków, otrzymujących comiesięczna pomoc. Nie były to wielkie kwoty ale jednak były, a współpracujący z Marią zawodnicy wiedzieli, że dzięki temu ich koleżanki lub koledzy nie są sami. Maria szukała różnych możliwości zapewnienia bytu swoim podopiecznym, pracowała razem z Fundacją Gloria Victis, która również przekazywała fundusze wpierając olimpijczyków.

Maria wiedziała jak ważna jest jej działalność na rzecz byłych olimpijczyków i sportowców.

Walczyła dzielnie, znajdowała argumenty i tak doprowadziła do właściwej interpretacji uchwały zawartej w Dzienniku Ustaw z 1983 r nr 30 /poz.144/ i z dnia 25.11.1986r. o organizacji i finansowaniu ubezpieczeń społecznych dotyczącej sportowców pobierających stypendium sportowe. Interpretacji takiej, niezwykle korzystnej dla sportowców dokonał wiceprezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przekazując do Polskiego Komitetu Olimpijskiego informację. Ta ważna dla byłych i obecnych olimpijczyków i sportowców wiadomość zawarta w piśmie, została przekazana do wszystkich polskich związków sportowych. Wiemy, że w roku 1991 wielu zawodników starszego pokolenia skorzystało z uchwały przy świadczeniach emerytalnych i rentowych dotyczących Igrzysk 1952, 1956.

Maria również myślała o bieżącej pomocy, razem z koleżankami i kolegami załatwiała im pobyty w sanatoriach, w szpitalach czy ośrodkach zamkniętych. Była czuła na ludzki los, szczególnie tych z którymi związała się na zawsze, polskimi sportowcami i olimpijczykami. Zdobywała fundusze, walczyła jak lwica, wiedziała, że ma siłę przekonywania i jak wtedy gdy zmuszona była pomagać podczas wojny tak teraz w czasach pokoju wykorzystywała swoje umiejętności negocjacji, zawsze odpłacała się pięknym uśmiechem.

Kontynuowano prace i starania o przyznanie rządowych świadczeń pieniężnych z tytułu zdobycia medalu olimpijskiego dla około dwustu trzydziestu sportowców spełniających określone warunki i kryteria. Nieocenioną pomoc w początkowych działaniach na rzecz uregulowania legislacyjnych ustaw sejmowych  uzyskano od Komisji Senackiej z Marszałek Alicją Grześkowiak na czele , Komisji Sejmowej, Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu oraz prezesa PKOL. Efektem wspólnych działań stała się historyczna dla nas nowelizacja USTAWY O Kulturze Fizycznej z dnia 4 listopada 1999 r. stanowiąca, że od 1 stycznia 2000 r. medaliści olimpijscy spełniający wymogi i kryteria w niej zawarte otrzymają dodatkowe świadczenia pieniężne z budżetu państwa w wysokości kwoty średniego  krajowego wynagrodzenia. Środki te wypłaca UKFiS.

W latach 1997-2001 Komisja obejmowała swoja opieką ponad 76 olimpijczyków, dostawali oni  ze środków PKOL-u stypendia w wysokości 500 zł/miesięcznie, które były wypłacane do czasu spodziewanych uregulowań systemowych. o które zabiegano od kilku lat. Obie panie Irena Szewińska opiekunka komisji i Maria Kwaśniewska- Maleszewska zdawały sobie sprawę z tego, że jest to ostatni moment w którym można wywalczyć emerytury dla polskich medalistów olimpijskich.

W roku Igrzysk Olimpijskich Sidney 2000, PKOL zaprosił na zawody czternastu olimpijczyków, którzy wyjechali na spotkania z Polonią Australii.

Jak już pisałam Maria Kwaśniewska-Maleszewska była gościem Honorowym Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i na sesji MKOL wręczono jej złoty order MKOL w kształcie naszyjnika ze złotych  liści oliwnych, pośrodku którego znajdowało się pięć kół olimpijskich a także broszę wykonaną ze złota.   

Ósmego maja 2004 r oddano do użytku Polskiego Komitetu Olimpijskiego nowo wybudowane Centrum Olimpijskie. Budowę z ramienia PKOL nadzorował Andrzej Szalewicz były Prezes PKOL.

W pięknym nowoczesnym obiekcie znalazło siedzibę Biuro PKOL oraz Muzeum Sportu i Turystyki, Restauracja Moonsfera, Fitness Klub a także Sale konferencyjne dla potrzeb zarządu i działających komisji PKOL, w tym Komisji do spraw współpracy z olimpijczykami.

Maria ciągle i nieustannie pracowała i stała na jej czele.

Niestety nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że koniec przyjdzie nieoczekiwanie.

Nasza Piękna Maria odeszła w dniu 17 października 2007 r.

Miała 94 lata.  Smutek zapanował w polskim sporcie.

Maria nie chciała ostentacji wręcz jej nie lubiła. Pogrzeb był skromny, rodzinny, została pochowana na Starych Powązkach w Warszawie obok swojego  ukochanego męża w grobie rodzinnym. (kwatera 100-1-24)

Sport Olimpijski nie zapomniał o Niej i w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie przy ul. Długiej odbyła się Uroczysta Msza Święta z udziałem Olimpijczyków Jej Córki Elżbiety i wielu, wielu osób z rządu oraz osobistości z pierwszych stron gazet. W ten sposób dziękowaliśmy za to co zrobiła.

W ostatnim wywiadzie przed śmiercią powiedziała cytuję:

„… Przede wszystkim kocham ludzi. Ludzie nie są doskonali, bywają źli i co z tego? Mamy patrzeć jak zło zwycięża? Mamy uciekać, gdy kogoś biją, gdy komuś potrzeba naszej pomocy? Mamy żyć wyłącznie własnymi sprawami, robić szmal, kariery i nie przejmować się innymi, ludzką biedą, ludzkimi nieszczęściami? Przenigdy… Człowiek ma rozum, żeby myśleć, i serce żeby kochać. Tylko wtedy jest pełnym człowiekiem…”

Za swoją działalność otrzymała wiele odznaczeń państwowych najwyższej rangi, została uhonorowana wieloma prestiżowymi wyróżnieniami międzynarodowymi.  

Otrzymała Honorową Nagrodę „Legenda Sportu Polskiego”. Była laureatką: 

Nagrody Stulecia Sportu MKOl,

Złotego Orderu MKOL, który wykonała włoska firma Bertoni

Nagrody Kalos Kaghatos 2003 ,

Orderu Ecce Homo  2000 przyznawanego ludziom, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom poprzez konsekwentną działalność dają świadectwo bezinteresownej miłości bliźniego.

. W 2002 roku otrzymała Nagrodę Zasług – najwyższe wyróżnienie Stowarzyszenia Narodowych Komitetów Olimpijskich.

W 2005 roku za wybitne zasługi dla polskiego sportu i ruchu olimpijskiego została odznaczona Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

O Marii Kwaśniewskiej Maleszewskiej nie zapomniała Łódź, w której się urodziła i stawiała pierwsze kroki sportowe. Rada Osiedla Korolew Retkinia Wschód w Łodzi złożyła wniosek o nazwanie Jej imieniem  Ronda u zbiegu ulic ks. bp W. Bandurskiego i ul. Krzemienieckiej niedaleko Stadionu Atlas Areny i tak z dniem 20.09.2023 r. nosi ono  imię Marii Kwaśniewskiej Maleszewskiej.

W ukochanym mieście, w  Łodzi, Teatr Powszechny na XXVIII Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w dniu 22 października 2022 r. wystawił spektakl pod tytułem MARIA, inspirowany  jej życiem, w reżyserii Radosława Paczocha. Na spektaklu była obecna córka Elżbieta Maleszewska-Orłowski,  ze swoja córką Marią -wnuczką Marii, która nosi oczywiście imię Babci.  

Spektakl MARIA pokazuje  fenomen, wybitnej postaci, która pokazywała jak ważne są empatia i dobro, a poświecenie może dawać poczucie spełnienia i  samorealizacji.

Zdjęcie z Internetu, strony Gminy Ostrzeszów,

Zanim napiszę o poszukiwaniach kolejnego obrazu związanego z badmintonem a raczej le volant , o znamiennym tytule „Dziewczynka z rakietką i lotką” namalowanego przez francuskiego malarza Jean Baptiste Chardin, muszę choć trochę przybliżyć jego sylwetkę wszystkim tym, którzy lubią malarstwo tak jak ja.
Chardin urodził się w 1699 r. w Paryżu w rodzinie stolarza. Całe swoje życie mieszkał w stolicy Francji, z wyjątkiem dwóch wyjazdów; raz gdy pracował w roku 1729 w Wersalu, gdzie brał udział w przygotowaniu scenerii pokazów sztucznych ogni z okazji narodzin syna króla Ludwika XV, oraz drugi raz w roku 1731, gdy pracował w Fontainebleau, gdzie asystował przy odnawianiu włoskich fresków w galerii Franciszka I. Poza tymi dwoma wyjazdami mieszkał całe życie w dzielnicy Saint-Germain-des-Prés.
Ojciec i młodszy brat Chardina prowadzili rodzinny biznes; ich specjalnością były stoły bilardowe robione dla rodziny królewskiej.
Chardin studiował wraz z Pierre-Jacques Cazes’em, mało znanym artystą, który nauczył go malować.
Jean-Baptiste-Siméon Chardin był XVIII-wiecznym artystą. W tym czasie główna formą sztuki było rokoko, którego tematyka wiązała się z przyjemnościami i wesołością. Wiele obrazów przedstawiało eleganckie karnawały, erotyczną nagość i romantyczne schadzki. Realny świat był niemal nieobecny. Chardin, jako pierwszy w malarstwie francuskim zaprezentował nurt, który można było nazwać „mieszczańskim realizmem”, co spowodowało, że jego prace wyróżniały się spośród innych XVIII-wiecznych malowideł. Rzadko szukał tematu w świecie dworskiego życia, ucztach, miłostkach, plotkach, pałacach, czy arystokratycznym establishmencie. Prawie nigdy nie sięgnął do mitologii, czy też scen związanych z Historią Świętą.
Przez całe swoje długie życie przedstawiał z upodobaniem sceny rodzajowe z życia niższej klasy mieszczańskiej. Malował kobiety zajęte gospodarstwem domowym, pokazując je, nie wahał się przed okazaniem sympatii skrzętnym zapracowanym gosposiom. Dziewczęta i kobiety z jego obrazów nawet przy ciężkiej pracy są schludne, powiedziałabym nawet na swój sposób pociągające. Wiele lat po śmierci Chardina bracia Goncourt, charakteryzując jego sztukę, mieli napisać:
I czemuż kobieta ze stanu trzeciego nie miałaby na tych obrazach rozpoznać siebie samej? Malarz nie zapomina o najmniejszym szczególe jej stroju, ukazuje zakasane rękawy, fartuch, chustkę na ramionach, nożyczki przytroczone do pasa, chłopski złoty krzyżyk na szyi, pasiasta spódnicę, rakietę i lotkę do les volant (…) maluje ją w kuchni jak przygotowuje jarzynę na zupę, jak namydla i pierze bieliznę, jak powraca z targu niosąc w koszyku pieczeń na niedzielny obiad…
Jego martwe natury są zwyczajne, ogołocone, przedstawiają realny świat, który widział dookoła siebie, a nie rokokową fantazję.
Ten mistrz stanu trzeciego był mieszczaninem z urodzenia i ducha. Także jego tryb życia daleki był od arystokratycznej ekstrawagancji. Dwukrotnie żonaty, pierwszą żonę Marguerite Saintard pochował po czterech latach szczęśliwego małżeństwa. Po raz drugi ożenił się w 1744 r., będąc wdowcem z 13-letnim synem. Wybranką była Françoise-Marie Pouget. Z tą hożą i gospodarną mieszczańską córką przeżył 35 spokojnych lat. Ich dom był zasobny i gościnny.
Do scen rodzajowych Chardina pozowały mu zwykłe dziewczęta, na poły służące, na poły rezydentki wychowujące się w domu Chardinów.
Biografowie odnotowują dwie spośród nich – Agnès Roland (prawdopodobnie prowadziła mu gospodarstwo po śmierci pierwszej żony). Pozowała ona do obrazów: „Kobieta obierająca brukiew”, „Kobieta zmywająca rondle”, „Kobieta piorąca”, czy też „Kobieta z rakietką i lotką”, bardzo lubianego przez nas obrazu nazywanego „le volant”. Kopia tego obrazu wisi u nas w domu, choć została namalowana 250 lat po powstaniu oryginału. Pierwszy raz zobaczyłam kopię tego właśnie obrazu podczas jednego z ADM (Annual Delegates Meeting) czyli dorocznego spotkania –kongresu europejskiego badmintona. Wręczono go wtedy jednej z pań, o ile dobrze pamiętam, była to Rina de Beer, Holenderka, która kończyła swoją działalność w badmintonie europejskim. Ach, jakże mi się podobał ten mały obrazek, reprint! Byłam zachwycona i to tak bardzo, że postanowiłam odszukać oryginał, kupić katalog i oczywiście zamówić kopię obrazu. Ale o tym jak to było, jak długo trwały moje poszukiwania, jakie zdarzenia temu towarzyszyły, przeczytacie w następnym wpisie. Tutaj mogłam tylko podać kilka informacji o pięknym i bezcennym obrazie Jeana-Baptiste’a-Siméona Chardina (1699-1779) „Dziewczyna z rakietką i lotką” namalowanym w roku 1737, obrazie, który dla badmintona jest swoistym symbolem rozwoju wolanta, gry która służyła uciesze i zabawie na dworze króla Ludwika XIV zwanego Królem-Słońcem. Badmintona, naszej ulubionej gry na wiele lat przed tym, gdy została ona zaprezentowana w roku 1833 w Badminton House Gloucestershire.
Jadwiga Ślawska Szalewicz

Urodziny Klaudii Majorowej

Trenerka, przyjaciółka, kobieta nadzwyczajna, dlatego warto poznać historię Klaudii, z którą miałam przyjemność pracować przez kilkanaście lat.
Miała czternaście lat gdy pod koniec VI klasy zaczęła grać w badmintona. W tym czasie mieszkała w Norylsku, mieście położonym trzysta kilometrów na północ od koła podbiegunowego. Przez większą część roku jest ono pogrążone w ciemnościach, ścięte pięćdziesięciostopniowym mrozem. Leży na obszarze wiecznej zmarzliny. Abyśmy mogli lepiej sobie uzmysłowić jego miejsce położenia przypomnijmy północny kraniec Skandynawii, właśnie na tej samej wysokości leży Norylsk, w dorzeczu Jeniseju jednej z największych rzek Rosji . Miasto wybudowano w 1935 r. W tym roku dotarły pierwsze transporty więźniów politycznych i nie tylko. Przez kolejne dwadzieścia lat w Norylsku, Dudince i okolicach powstały oddziały i punkty tzw. Norylłagu, części ogromnego systemu GUŁAG rozprzestrzenionego na terytorium całego Związku Radzieckiego. Dla ówczesnej władzy organizacja łagru na tych ziemiach była najbardziej ekonomicznym sposobem wydobywania cennych metali. Więźniowie w niemiłosiernie ciężkich warunkach eksploatowali pobliskie góry, budowali drogi i pierwsze zabudowania dzisiejszego Norylska. Nie wiadomo ile istnień ludzkich pozostało w norylskiej ziemi na zawsze. Mówi się o tysiącach, ale nie jest to prawda, minimum pół miliona! Żydów, Rosjan, Polaków i innych nacji. Kto wie, czy ofiar nie było więcej?
Każdy metr drogi i każdy kilogram wydobytego metalu został okupiony krwią i niewyobrażalnym cierpieniem.
W 1920 roku na Półwysep Tajmyr z pierwszą ekspedycją, mającą na celu poszukiwania złóż węgla kamiennego, udał się wybitny badacz Arktyki, doktor nauk geologicznych i mineralogicznych, Mikołaj Mikołajewicz Urwancew. Podczas kolejnych wypraw badawczych odnaleziono również bardzo bogate rudy miedzi i niklu z dużą zawartością platyny. W wyniku napiętej sytuacji politycznej i zbliżającego się widma wojny, w latach 30-tych w ZSRR masowo zaczęto eksploatować złoża rudy. Dlatego właśnie tutaj dotarły pierwsze transporty więźniów, aby wydobywać nikiel i miedź a także wyrabiać stal niklową która jest plastyczna i odporna na rdzewienie.
Norylska GOLGOTA to miejsce gdzie Urwancew odkrył złoża niklu i miedzi, dokąd przybywali pierwsi zesłańcy, którzy mieszkając w namiotach budowali pierwszy odcinek drogi kolejowej, aby transportować kopalniany urobek. Miejsce przerażające.
W powietrzu unosi się jeszcze widmo śmierci, a płytko pod stopami znajduje się niezliczona ilość kości. W tym miejscu możemy próbować wyobrazić sobie sytuację pierwszych zesłańców przybyłych na norylską ziemię. Mieszkali w namiotach, w totalnych ciemnościach pod osłoną polarnej nocy, przy temperaturze spadającej do – 50 stopni, bez żadnej odzieży ochronnej. Zmuszani do morderczej pracy prymitywnymi narzędziami, często gołymi rękami, by po 12 godzinach dostać wyznaczoną rację żywnościową.

W takim miejscu odbiera mowę, ściska gardło, w oczach pojawiają się łzy. Pod koniec lat 90-tych oraz na początku obecnego wieku, na Golgocie zaczęły pojawiać się pomniki; żeby uczcić pamięć wszystkich więźniów.
Jest kapliczka, jest dzwon, który bije, kiedy pociągnie się za sznur, i jest to jedyny dźwięk rozdzierający potworną ciszę. Ze wszystkich pomników najbardziej przyciąga uwagę jeden, poświęcony poległym Polakom, zbudowany z prywatnej inicjatywy w 1996 roku. Przedstawia wyłożone krzyżami tory do nieba, donikąd? Na dole tablica: „Pamięci wszystkich Polaków, którzy pozostali w tej ziemi. Niech spoczywają w pokoju”.

Obecnie w Norylsku produkuje się rocznie około pół miliona ton miedzi, tyle samo niklu i dwa miliony ton dwutlenku siarki. Wydobywa się i wytapia również kobalt, platynę i pallad.
W powietrzu czuć siarkę.
Życie w takim mieście jest szalenie trudne. Dzień jeżeli jest, trwa kilkadziesiąt minut, słońce bardzo nisko wędruje nad horyzontem, i jak szybko wschodzi tak szybko zachodzi, dlatego powietrze nie może się ogrzać i mimo pełni dnia temperatura sięga minus trzydziestu pięciu stopni. Śnieżyce pojawiają się już na początku października, miasto pokryte jest kilkumetrowymi zaspami. Śnieg szybko zmienia kolor z białego na czarny. Przemysł ciężki doprowadził do tego, że jest to jedno z najbardziej skażonych miejsc na świecie.
Noc polarna trwa od końca listopada do połowy stycznia, czterdzieści cztery doby bez światła dziennego. Jednak i w Norylsku jest lato, trwające od czerwca do sierpnia są takie miesiące jak lipiec  2015 r. roku, gdy temperatura wynosiła plus 32 stopnie. Trudno sobie wyobrazić życie w takich warunkach, a jednak!
Już słyszę, przecież zawsze można stąd wyjechać! Akurat, właśnie tego nie można tak do końca zrealizować.
Norylsk posiadając pewnie całą tablicę Mendelejewa ukrytą pod ziemią mając swoje bogactwa, jest miastem zamkniętym a to oznacza, że wjazdy i wyjazdy są ściśle kontrolowane a dla chętnych do odwiedzenia rodziny obowiązują specjalne zaproszenia. Miasto ma port lotniczy Ałykiele,  położony obok lokalnej zelektryfikowanej linii kolejowej łączącej go z portem Dudlinką nad Jenisejem. Norylsk nie ma bezpośredniego połączenia drogowego z resztą Rosji, komunikacja i transport odbywa się drogą powietrzną i wodną (morską i rzeczną po Jeniseju).
Zarobki w kombinacie Norilsk Nickiel są niezłe, na początku lat XXI wieku wynosiły około jednego tysiąca dolarów, obecnie dwa do trzech tysięcy dolarów.
Władze pilnie czuwają nad swoimi obywatelami, aby jak najmniejsza ich ilość mogła opuścić ten teren. Samoloty są bardzo drogie bilet kosztuje około jednego tysiąca dolarów, a rzeka Jenisej jest żeglowna tylko w lecie, od czerwca do sierpnia.
O dziwo chętnych do pracy w kombinacie, który zatrudnia około sześćdziesięciu tysięcy osób, nie brak. Ciągle napływają kolejni przyjezdni, pomimo trudnych warunków życia. Magnesem są zarobki trzykrotnie wyższe aniżeli przeciętna pensja w Federacji Rosyjskiej. Dodatkowo przysługuje tzw. siewiernaja piensja, czyli emerytura północna, również trzykrotnie wyższa za pracę w wyjątkowo ciężkich warunkach. Spora część napływowej ludności planuje przybyć do Norylska, aby wypracować sobie emeryturę północną i wrócić „do siebie”.
Olga Iwanowna, mama Klaudii, mając dwadzieścia trzy lata przyjechała tutaj w 1965 r razem z maleńką trzyletnią córeczką. Była spawaczem i znalazła pracę w kombinacie Norilsk Nickel. Jakoś musiały sobie radzić. Klaudia nie poznała ojca, zostawił ich gdy mała miała dwa latka. Opieka socjalna w Norylsku była dobra, sadik zastępował matkę i uczył życia w trudnych warunkach. Pamiętam, gdy na jednym z wyjazdów Klaudia opowiadała o swoich przedszkolnych doświadczeniach. Rano mama prowadziła ja do sadiku, dzieciaki rozbierały się do majteczek ustawiały w pociąg, trzymając za ramionko kolegę lub koleżankę stojącą przed sobą, w rękach miały gąbeczki, które używano do masażu pleców osoby idącej przed, kolistymi ruchami masowali sąsiada, głośno przy tym śpiewając. Pod prysznicem odbywał się dalszy ciąg zabawy. Zmienny prysznic raz ciepły raz zimny przygotowywał i hartował młodego człowieka. Tak było we wszystkich norylskich sadikach.
Lata płynęły, Klaudia chodziła już do VI klasy w szkole. Szybko okazało się, że jej nauczyciel wf jest badmintonistą i tak zaczęła się przygoda z badmintonem.
Gdy miała 15 lat wyjechała na pierwsze zawody- Mistrzostwa ZSRR do lat 17. Zajęła II miejsce w grze pojedynczej dziewcząt.
Najlepsza trenerka ZSRR Walentina Ramilcowa mieszkająca w Niżnym Nowogrodzie zwróciła na nią uwagę, bo Klaudia była talentem czystej wody. Klub Niżnego Nowogrodu był najsilniejszy w ZSRR, Klaudia dostała zaproszenie od trenerki z propozycją nauki gry w badmintona i zamieszkania w jej domu. To była szansa!

Prowadzac treningi w Akademii Badmintona Klaudii Majorowej w Ramienskoje

Takiej nie wolno przepuścić. Mając szesnaście lat otrzymała paszport ( dowód osobisty) i prawo wyjazdu. Zamieszkała u Ramilcowej, ale nie ona jedna, była tam druga dziewczyna, która też grała w badmintona, obie z Klaudią trenowały w tym samym klubie.
Klaudia ukończyła szkołę i stanęła przed trudnym wyborem co dalej? Jej koleżanka wybrała studia matematyczno-fizyczne a te przedmioty również interesowały młodziutką Klaudię. Zdała egzaminy i została przyjęta. Dyrektor był znajomym pani trener Ramilcowej co znacznie ułatwiało wyjazdy na zawody, zgrupowania i treningi. Wszystko szło jak po maśle. Prawie..
Znajomy dyrektor nagle zmarł i sprawy się skomplikowały.
Trudniej było o zwolnienia na wyjazdy, zgrupowania i treningi. Wtedy Klaudia podjęła decyzję, że nie będzie chodziła do szkoły, tylko będzie uczyła się eksternistycznie. Była zdeterminowana na sukces. Egzaminy i zaliczenia były zdane w terminie- specjalizacja technik radiotechniki.
Klaudia, grała w badmintona i wiązała plany na przyszłość, postanowiła ukończyć wychowanie fizyczne na Wyższej Szkole Pedagogicznej im. M. Gorkiego. Ukończyła studia w terminie. W ZSRR klasy trenerskie przyznawane są za wyniki sportowe jakie osiągają trenowani zawodnicy, nie jak w Polsce po odbyciu specjalizacji na AWF oraz zdaniu egzaminu trenerskiego, lub na kursach doszkoleniowych dla trenerów.
Klaudia prowadziła zajęcia z dziećmi, osiągała dobre wyniki w pracy, dlatego otrzymała tytuł trenera klasy I.
Był rok 1990.
Do Niżnego Nowogrodu w ramach wymiany sportowej przyjechał klub SKB Piast Słupsk. Do przygotowywanego składu na rozgrywki ligowe bardzo potrzebowali zawodniczki grającej w badmintona , która jednocześnie mogłaby prowadzić zajęcia z dziećmi. Klub chciał awansować w rozgrywkach ligowych, dlatego Krzysztof Englander zaproponował Klaudii grę w barwach klubu Piast Słupsk oraz pracę z dziećmi . Uzgodniono termin przyjazdu do Polski czerwiec 1991 r. celem odbycia testu.
W ZSRR to był czas pierestrojki. Wyjazd trzeba było przesunąć o kilka miesięcy, w końcu we wrześniu Klaudia przyjechała do Słupska.
Od ośmiu lat była żoną Eugeniusza Majorowa trenera narciarstwa, ale też badmintona, ich córka Olga niedawno ukończyła dwa latka. Mąż wraz dzieckiem pozostali w Niżnym Nowogrodzie.
Testy wypadły pomyślnie, Klaudia pozostała w Polsce, zamieszkała w jednym pokoju w Zespole Szkół Nr 2 przy ul. Zaborowskiej 2 w Słupsku. Tak minął rok. gdy Oleńka wraz z ojcem dołączyli do Klaudii. W tym czasie załatwiono im dodatkowy pokój w szkole. Bywałam tam, znałyśmy się. Pijąc razem herbatę w przerwach między zajęciami, treningami, często zastanawiałam się jak można żyć w rytm szkolnych dzwonków?
Wiele lat później zrozumiałam ten fenomen! Wtedy na początku lat dziewięćdziesiątych była to dla mnie zagadka.
Przez dziesięć lat mieszkali w dwóch pokojach szkolnych, bez kuchni, łazienki ale z maleńką Olgą. Moje zdziwienie zastanawiało Klaudię. Kiedyś zapytała:
– Dlaczego się ciągle dziwisz? Że nie ma łazienki, kuchni, jak to znosi Ola? Jest nam super! Mamy wszystko czego nam potrzeba do życia! Prysznice są na hali, która jak wiesz należy do kompleksu szkoły, jest ciepła woda, a na gotowanie nie mam czasu, korzystamy ze szkolnej stołówki.
– Co ja mogłam odpowiedzieć? Szkolna stołówka była wyśmienita, sama bywając w Słupsku jadłam obiady w szkole. Zygmunt Kołodziej był bardzo dobrym dyrektorem szkoły a jeszcze lepszym gospodarzem. W lato robił zapasy dla szkoły. Panie kucharki przerabiały warzyw i owoce wekując i przygotowując tysiące słoików na zimę, dlatego obiady były tanie. W spiżarniach widziałam słoiki z ogórkami, buraczkami, pomidorami, sałatkami warzywnymi wekowane jabłka do ciast i naleśników, a także leżące w kopcach ziemniaki kupowane po bardzo korzystnych cenach. Niczego nie mogło zabraknąć a cena obiadu wynosiła około 6 złotych za zupę drugie danie i sławetny kompot owocowy, wszystko ze swoich piwnic!
Byłam zachwycona!
Kiedyś zadałam Klaudii pytanie, jak mogłaś tyle lat mieszkać w szkole? Ten dzwonek co 40 minut oraz po przerwie może wykończyć człowieka.
Ona odpowiedziała krótko:
– Wiesz ale to było bardzo wygodne, mieszkając w szkole miałam cały czas dostęp do hali. Moi zawodnicy Kamila Augustyn i Piotrek Żołądek przyjeżdżali codziennie do szkoły o szóstej rano, przychodzili, pukali i pytali, trenerko, jesteśmy, pójdziemy na trening?
I chodziliśmy, półtorej godziny dodatkowych zajęć przed szkołą. Może właśnie dlatego osiągnęli wysokie wyniki?

Drużynowe Mistrszostwa Europy Klaudia Majorowa prowadzi reprezentację Rosji

Kiedyś pojechałam na zawody juniorów i juniorów młodszych do Rzeszowa. Bardzo się cieszyłam, gdyż urząd wyraził zgodę na włączenie badmintona do programu uczniowskich klubów sportowych. Chciałam osobiście poinformować o tym sukcesie wszystkich trenerów i zainteresowanych nauczycieli. Mieliśmy dostać dodatkowe finansowanie na: sprzęt rakietki do mini badmintona i badmintona, lotki piórkowe i plastikowe, siatki, komplety naprawcze, plansze informacyjne, skrypty szkoleniowe, wydawnictwa, a także na wyprodukowanie filmów szkoleniowych z zakresu nauki  gry w mini badmintona.
W sumie rocznie było to kilkaset tysięcy złotych, które zasilało budżety nowo powstałych uczniowskich klubów sportowych, szkoły a także województwa, które nie musiały wydawać już dodatkowych pieniędzy na potrzeby nowo powstałych klubów. W pierwszym okresie czasu w latach 1994 – 1996 powstało 162 uczniowskie klubu sportowe doposażone w sprzęt.
Po spotkaniu z trenerami, siedziałam na hali obserwując gry juniorów i juniorów młodszych. Wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę na zawodników ze Słupska. Siedzieli razem na hali, coś tam przekąszali, byli zdyscyplinowani, a na korcie wygrywali. Podeszłam do nich, przywitałam się, i zapytałam:
-skąd jesteście?
– ze Słupska odpowiedzieli, no tak, to jest wasza trenerka pani Klaudia?
– No tak! Świetnie, cieszę się, że mogę was poznać. Wiele dobrego o was słyszałam. Macie znakomitego trenera, korzystajcie z jej umiejętności, a pewnie niedługo spotkamy się, będziecie reprezentantami Polski, to pewne!
– Śmiali się zadowoleni z mojej wypowiedzi. Bardzo byśmy chcieli, aby to co pani prezes powiedziała było prawdą!
– Tylko od was zależy czy osiągniecie cel, bo pani trener jest zdeterminowana na wasz sukces i o niczym nie marzy tylko o tym abyście zdobywali jak największą ilość medali, nie tylko na mistrzostwach w Polsce, ale także na mistrzostwach Europy!
Odpowiedziała mi salwa śmiechu.
Wtedy w Rzeszowie (1994), po raz pierwszy rozmawiałam z Klaudią o przyszłości. Jakie ma plany, jak sobie wyobraża swoją pracę? Nie było czasu na długie rozmowy gdyż Klaudia musiała pilnować swoich zawodników i ich gier.
Na zakończenie powiedziałam,
– Myślę, że w niedługim czasie przyjadę do Słupska i wtedy porozmawiamy poważnie na temat twoich i moich planów związanych z tobą. Życzę powodzenia!
cdn

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.