Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Hubert Wagner’

Erwina Ryś Ferens (z lewej i Elwira Seroczyńska 1974 r tor w Zakopanem

Erwina Ryś Ferens (z lewej i Elwira Seroczyńska 1974 r tor w Zakopanem

„…Moje życie, z którego i tak byłam zadowolona, nabrało jeszcze większych rumieńców. Przekonałam się, że jeśli czegoś bardzo się pragnie, staje się to osiągalne. Po srebrze zapragnęłam złotego medalu. Właśnie rozpoczynał się wyścig na 1000 metrów. Od startu biegłam jak szalona, szybko weszłam w swój rytm i jakbym nie czuła oporu powietrza, mknęłam po lodzie szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Kiedy wjeżdżałam na ostatni wiraż, trener stojący tam ze stoperem krzyknął do mnie – Masz złoty medal! Pochyliłam się jeszcze niżej i wzięłam wiraż. Nie dałam się wyrzucić sile odśrodkowej, trzymałam się jak najbliżej usypanej ze śniegu bandy. Wyjeżdżałam na ostatnią prostą. Już tylko kilkanaście metrów… i właśnie wtedy potknęłam się. Upadłam! Wytraciłam cały pęd, szorując ciałem po lodzie. Koniec! Nie będzie złotego medalu, nie będzie żadnego innego medalu! Co gorzej, nie będzie chyba nigdy w życiu takiej szansy po raz drugi! (…) Nigdy nie wierzyłam w pecha… Do dziś uważam, że doskonała forma zapewnia sukces, że i z pechem można wygrać. Ale przecież owa fatalna grudka śniegu, która odprysnęła od bandy i wtopiła się w taflę lodową w tym, nie w innym miejscu toru, była dobitnym dowodem niefortunnego zbiegu okoliczności, o który mogą się rozbić wszelkie wyliczenia… Mój złoty medal leżał na tacy. Ale wręczony został komu innemu.” Tak o swoim biegu po złoty medal, którego nie zdobyła Elwira Seroczyńska na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley 1960 opowiada sama autorka sukcesu i własnego nieszczęścia. Sukcesu ponieważ na tych Igrzyskach Olimpijskich zdobyła srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w biegu na 1500 m; nieszczęścia gdyż w biegu po złoto przewróciła się i tego medalu już nigdy w swojej karierze  nie zdobyła. W poniedziałek  1 grudnia 2014 r odbyło się w Muzeum Sportu i Turystyki, mieszczącym się  w  Centrum Olimpijskim spotkanie zacnego grona polskich łyżwiarzy szybkich, na którym wspominano legendę polskiego łyżwiarstwa szybkiego Elwirę Seroczyńską.  W spotkaniu wzięli udział:

Zakopane tor lodowy 1963 r Helena Pilejczyk przed startem na 1000 m fot. Jan Rozmarynowski

Zakopane tor lodowy 1963 r Helena Pilejczyk przed startem na 1000 m fot. Jan Rozmarynowski

Helena Pilejczyk brązowa medalistka IO 1960 r w Squaw Valley, Dariusz Seroczyński  syn Elwiry, Irena Szewińska wice prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego -członek MKOL,  Tomasz Jagodziński Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie,  Kazimierz Kowalczyk Prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego,  prof. Wojciech Zabłocki,  Kajetan Hądzelek Prezes Fundacji Centrum Edukacji Olimpijskiej , Andrzej Szalewicz prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego w latach 1991-1997, Urszula Jankowska z  Ministerstwa  Sportu i Turystyki, Iwona Grys była pani Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki, członkowie klubów sportowych przyjaciele Elwiry: Wanda Gąsiewska, zawodnicy klubu  sportowego   „Sarmata” Warszawa – rodzimego klubu Elwiry z Ewą Mokrzycką na czele a także byli wspaniali zawodnicy klubu Stal Elbląg oraz koleżanki i koledzy Elwiry z którymi współpracowała podczas swojej kariery zawodniczej a później trenerskiej. Spotkanie w Centrum odbyło się w samo południe , poświęcone było wspomnieniom legendy polskiego łyżwiarstwa, która odeszła od nas w roku 2004, nagle, bez choroby, bez jakichkolwiek oznak, że coś może być z jej zdrowiem nie tak. Wiadomość jaka nadeszła z Londynu w dzień Wigilii 2004 była szokiem dla wszystkich. Elwirka pojechała na  Święta Bożego Narodzenia do swojego syna  Darka.  Nikt nie spodziewał się, że taka wiadomość może nas ogłuszyć w Wigilię. Rozległy zawał, koniec marzeń o ….. wszystkim. Elwira Seroczyńska w moim życiu zajmowała poczesne miejsce. Poznałyśmy się w roku 1965 a może 1966, zaś od 1967 wspólnie studiowałyśmy w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Nasz rocznik był szczególny, gdyż  wielu studentów było  znakomitymi  sportowcami : Elwira Seroczyńska,  Hubert Wagner, Jerzy Kulej, Norbert Ozimek. Miałam niewątpliwy zaszczyt być przyjaciółką Elwiry przez wiele lat. Studia były dla nas czasem szczególnym, gdyż Elwira pracowała już wtedy jako trener żeńskiej kadry narodowej w  Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, ale zanim do tego doszła była wspaniałą zawodniczką łyżwiarstwa szybkiego, panczenistką.  W związku z wyjazdami na zgrupowania oraz na zawody w kraju i za granicą Elwira musiała zdawać egzaminy i kolokwia w terminie zerowym. Bardzo mi to odpowiadało, więc postanowiłyśmy uczyć się razem od pierwszego roku studiów. Spędzałyśmy wieczory  albo u niej albo u mnie w domu.

Rok 1988 MP w łyżwiarstwie szybkim biegną Erwina Ryś Ferens i Zofia Tokarczyk

Rok 1988 MP w łyżwiarstwie szybkim biegną Erwina Ryś Ferens i Zofia Tokarczyk

Wtedy  byłam już młodą mężatką i matką kilkutygodniowej córci. U Elwiry w domu był jej syn Darek, który był wielce zainteresowany naszą nauką  szczególnie cieszył się na anatomię, którą głośno powtarzałyśmy, budowę mięśni, kości i stawów.  Korzystałyśmy z wielkiego atlasu anatomicznego Silnikowa.  Pokazywałyśmy sobie przebieg mięśni, przyczepy a także powtarzałyśmy nazwy po łacinie. Któregoś wieczoru powtarzałyśmy materiał z zakresu układu mięśniowego tułowia. Polskie nazwy mięśni nie sprawiały nam kłopotu, jednak łacińskie były dość trudne. Pytałyśmy się nawzajem, w tym i o  mięsień piersiowy większy, i jego nazwę łacińską . Zapadła cisza i wtedy  Daruś z drugiego pokoju  głośno powiedział: pectoralis major! I tak już na zawsze został naszym Pectoralis Major aż do dzisiaj. Cofnijmy się kilkanaście lat wstecz.  W roku 1947  Elwira wraz z rodzicami  ( Ojcem był Stanisław Potapowicz matka Helena z domu Monkiewicz) przyjechała z Wilna do Elbląga,. Jeszcze w Elblągu w roku 1950, chcąc zobaczyć  Tatry  zdecydowała się na organizowany przez klub Stal  Elbląg wyjazd na świąteczny obóz sportowy do Zakopanego. Ówczesny jej trener w tańcu (niestety nie pamiętam z jakiej okazji odbywała się potańcówka i gdzie, zaproponował jej wyjazd  na zgrupowanie  do Zakopanego, a ona  chcąc zobaczyć Tatry zdecydowała się na ten wyjazd. Wtedy zaopiekował się nią znakomity trener Kazimierz Kalbarczyk,(następnie Kazimierz Kowalczyk) , u którego rozpoczęła treningi łyżwiarskie. Już rok  później  wystartowała w Mistrzostwach Polski  i zdobyła swoje pierwsze medale złoty i srebrny.  Jej główna

Warszawa tor lodowy 1988 r Mistrzostwa Polski start do biegu

Warszawa tor lodowy 1988 r Mistrzostwa Polski start do biegu

rywalką w „Stali” Elbląg  była znakomita  Helena Majcherówna . Elwirka z wykształcenia była technikiem ekonomistą, absolwentką Państwowego Liceum Administracyjno-Gospodarczego  (1951) W Elblągu. W roku 1953 przeprowadziła się do Warszawy a w 1955 r. wyszła za mąż za łyżwiarza  Jacka Seroczyńskiego. Ich syn Dariusz urodził się  w 1958. Do sportu powróciła bardzo szybko. Dotychczasowa trema, nieśmiałość po macierzyństwie  zamieniła się w odwagę i żądzę wyników i medali. To była już inna kobieta, świadoma swoich możliwości i sił. Tytan pracy! Zbliżały się Igrzyska Olimpijskie roku 1960 – Squaw Valley. Wyjazd dziewczyn, panczenistek wcale nie był taki pewny.  „Wytyczne władz” mówiły, że od wyników Mistrzostw Świata 1960 r zależeć będzie wyjazd dziewczyn na Igrzyska Olimpijskie. Początkowo krajowi działacze nie chcieli dopuścić do wyjazdu reprezentantek Polski, uważając to za stratę pieniędzy przy jednoczesnej niemożności nawiązania walki z czołówką światową. Przekonały ich dopiero  wyniki uzyskane w zawodach, kiedy  Helenka Pilejczykowa,  zrobiła furorę na  Mistrzostwach Świata w Ostersund  1960 -zdobyła srebrny medal. Helena Pilejczyk. Znakomita zawodniczka, wielka rywalka Elwiry przez ponad pięćdziesiąt dwa lata. Lusia wspomina tamten czas:” W roku 1952 wyjechałam na moje pierwsze  zgrupowanie i tam poznałam Elwirę, i przez pięćdziesiąt dwa  lata byłam skazana na nią a ona na mnie we wszystkich startach w

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

zawodach w Polsce i na świecie. Rywalizowałyśmy ostro. Podpatrywałam jej treningi, naśladowałam. Elwira była już znaną zawodniczką a ja chciałam też zdobywać tytuły  mistrzowskie. Pamiętam jedno z naszych zgrupowań w Zakopanem  gdy dziewczyny mieszkały w jednym pokoju a wszyscy chłopcy w drugim, problem polegał na tym, że pokój chłopców był „przechodnim”, przez ten pokój musiałyśmy  przechodzić  do naszego. Takie były czasy, trudne a o komforcie nie było mowy. Ja byłam osobą zamkniętą, nieśmiałą,  skupioną na treningu. Elwira była uśmiechnięta i otwarta.  Dziewczyny postanowiły zrobić mi psikusa, i gdy ja po ciemku zakręciłam sobie papiloty na włosach zapaliły światło i zawołały chłopców. Najadłam się wstydu co niemiara. Ot młodość i figle były również naszym udziałem. Gdy już doszłam do poziomu sportowego Elwiry zorganizowałyśmy sobie wieczór szczerości. Była to znakomita rozmowa na temat naszej pracy, startów, rywalizacji. Mogę powiedzieć, że  w ten sposób zaczęła się nasz przyjaźń, która pogłębiła się pod koniec kariery.” Sukces na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley srebrny medal Elwiry, brązowy medal Helenki odbiły się echem w Polsce i w USA. Tak wspomina ten dzień Helena Pilejczykowa :

Elwira Seroczyńska

Elwira Seroczyńska

„…Wiedziałam, że jestem w wielkiej formie, po wyniku Elwiry widać było, ze po prostu jesteśmy świetnie przygotowane przez trenera właśnie na ten najważniejszy w całej karierze start. Ruszyłam do sprintu. Przez półtora okrążenia jechałyśmy idealnie równo, ruch w ruch, krok w krok. Na kolejnym wirażu objęłam prowadzenie. Ale Skoblikowa jakby włączyła dodatkowe zasilanie i zaczęła oddalać się, pięć, dziesięć, piętnaście metrów. Zebrałam wszystkie siły i przyspieszyłam. Byłam znów coraz bliżej. Niestety meta znajdowała się już za blisko. Kiedy podano nasze czasy krzyknęłam z radości. Lidia (Skoblikowa) ustanowiła nowy rekord świata, ale ja, mając tak świetna partnerkę

IO Squaw Valley 1960 złoty medal L. Skoblikowa, srebrny Elwira Seroczyńska brązowy Helena Pilejczyk

IO Squaw Valley 1960 złoty medal L. Skoblikowa, srebrny Elwira Seroczyńska brązowy Helena Pilejczyk

uzyskałam trzeci czas! Jestem trzecia! Mam medal! Rzuciłyśmy się z Elwirą sobie w objęcia. Ona ma srebro, a ja brąz! Cóż za cudowny dzień!…” Do Squaw Valley  Przyjechało wielu kibiców Polonii Amerykańskiej. Podczas ceremonii dekoracji przedarli się przez ochronę aby naszym zawodniczkom zgotować królewskie podziękowanie. Obie dziewczyny latały w powietrzu podrzucane przez swoich kibiców. CDN.

zdjęcia z Internetu moje własne oraz wykonane przez Janka Rozmarynowskiego

dr Maria Rotkiewicz

dr Maria Rotkiewicz

Kilka dni temu napisałam post o klubie AZS AWF Warszawa- moim pierwszym wielkim klubie sportowym, w którym zaczynałam swoją przygodę ze sportem. Obiecałam wszystkim krótką notkę dotycząca książki- albumu, którego autorem jest dr Marii Rotkiewicz.  Nie umiem pisać krótkich notek, stąd pozwoliłam sobie na zacytowanie tekstu mojego kolegi Henryka Urbasia, rzecznika prasowego PKOL: „ Dociekliwość i rzetelność dr Marii Rotkiewicz jest znana. Kolejnym jej potwierdzeniem jest właśnie ta, licząca przeszło 350 stron, starannie wydana publikacja. W oparciu o materiały archiwalne przebogaty materiał fotograficzny wyszperany nie tylko w zasobach klubowych, ale i wielu zbiorach prywatnych, wreszcie wspomnienia samych uczestników opisywanych wydarzeń- spod pióra pani Marii wyszła wspaniała monografia sportowej aktywności bielańskiej AWF i jej klubu AZS. Klubu, który wychował i do wysokiej formy reprezentacyjnej doprowadził

od lewej prof. Stanisław Tokarski wielokrotny mistrz w judo, Jadwiga , Waldemar Sikorski b.trener kadry narodowej w judo wszyscy AZS AWF Warszawa

od lewej prof. Stanisław Tokarski wielokrotny mistrz w judo, Jadwiga , Waldemar Sikorski b.trener kadry narodowej w judo wszyscy AZS AWF Warszawa

dziesiątki wybitnych zawodników- późniejszych mistrzów olimpijskich, czempionów Europy i świata. Klubu, w którym przez lata pracowało (zresztą pracuje nadal) niemało najwyższej klasy szkoleniowców. Praca ta prezentuje sięgające jeszcze okresu międzywojennego sportowe tradycje poprzednika AWF, czyli CIWF, a potem kolejne sekcje działające po 1949 roku w ramach uczelnianego klubu AZS, a było ich łącznie -bagatela- aż 29! Zawodnicy, trenerzy i

sekcji judo AZS AWF Warszawa od lewej Roman Kwaterski, Stanisław Tokarski, Włodzimierz Lewin, Antoni Zajkowski srebrny medal IO Monachium 1972, Jadwiga i Waldemar Sikorski trener judo

sekcji judo AZS AWF Warszawa od lewej Roman Kwaterski, Stanisław Tokarski, Włodzimierz Lewin, Antoni Zajkowski srebrny medal IO Monachium 1972, Jadwiga i Waldemar Sikorski trener judo

działacze- o nich wszystkich oraz o wynikach, jakie dzięki wspólnej zgodnej pracy osiągnęli – można w tej książce przeczytać. A przy okazji powspominać, i to z sentymentem, bo taka lektura wyraźnie odmładza.”

Jedną z takich sekcji, zresztą mistrzowskich była sekcja judo, o której napisałam w poście z dnia 30.05.2014 r. http://www.okiemjadwigi.pl/moj-azs-awf-warszawa/. Druga sekcją, z którą ściśle współpracowałam kilka lat później była sekcja szermierki. Z tymi dwiema byłam bardzo związana emocjonalnie a później zawodowo. Obydwie zostawiły trwały ślad na wiele późniejszych lat mojej pracy w sporcie oraz w tworzeniu nowej dyscypliny – badmintona – w Polsce. Bez edukacji w judo, i w szermierce, bez wielu świetnych trenerów, organizatorów, śmiem twierdzić, że nie osiągnęłabym tego, do czego doszliśmy w badmintonie. Do perfekcyjnej organizacji, do wyszkolenia wielu trenerów, do utworzenia ponad stu sześćdziesięciu klubów, ponad czterystu trzydziestu czterech uczniowskich klubów sportowych, dwudziestu dwóch okręgowych związków badmintona. Do końca roku Związek realizował programy kadry olimpijskiej młodzieży i seniorów, juniorów i młodzików, a także program

szermierze: tyłem Zygmunt Składanowski trener AZS Warszawa, Adam Krzesiński dwukrotny medalista olimpijski w szermierce (1992, 1996) Jadwiga

szermierze: tyłem Zygmunt Składanowski trener AZS Warszawa, Adam Krzesiński dwukrotny medalista olimpijski w szermierce (1992, 1996) Jadwiga

uczniowskich klubów sportowych (tworzenie nowych i dostarczanie sprzętu na rozruch, turnieje uczniowskich klubów sportowych i na zakończenie turniej ogólnopolski na podstawie wyników doposażanie uks-ów w dodatkowe lotki piórkowe, doszkalanie nauczycieli, wydawnictwa opracowanie i wydanie i jako osobny program szkoły mistrzostwa sportowego.  Taki mniej więcej stan organizacyjny Polskiego

autorka a pośrodku Barbara Orzechowska trener szermierki

autorka a pośrodku Barbara Orzechowska trener szermierki

Związku Badmintona był w do końca 2004 roku, bowiem 8 stycznia 2005 zakończyłam pracę zawodową w Polskim Związku Badmintona przechodząc na emeryturę. Historia jednego życia zawarta na kartach klubu AZS AWF Warszawa, Polskiego Związku Judo, Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, Polskiego Związku Szermierczego i polskiego Związku Badmintona, oraz przez kilka ładnych lat Polskiej Fundacji Olimpijskiej. Wspominam te wszystkie instytucje sportowe, bowiem chce pokazać jak my zawodnicy klubowi, absolwenci AWF trenerzy i działacze dochodziliśmy do swoich małych „mistrzowskich” zadań, wykonywaliśmy je najlepiej jak umieliśmy a wielu z nas dzisiaj jest emerytami. Oczywiście największą ilość stanowili najlepsi i najbardziej utytułowani zawodnicy w różnych dyscyplinach sportowych. Tych mistrzów olimpijskich świata i Europy na stronach książki pojawia się wielu. Każde nazwisko jest warte złotych zgłosek, i o każdym można napisać długa historię, gdyż Akademia Wychowania Fizycznego i jej

Pani dr Maria Rotkiewicz z kolegami z AZS Warszawa

Pani dr Maria Rotkiewicz z kolegami z AZS Warszawa

klub uczelniany AZS Warszawa był i jest kuźnią talentów zawodników, trenerów i działaczy. Dla zobrazowania moich wywodów przytoczę kilka nazwisk moich koleżanek i kolegów z uczelni, z którymi miałam przyjemność pobierać nauki w naszej Alma Mater: Elwira Seroczyńska, Hubert Wagner, Jerzy Kulej, Norbert Ozimek, Danuta Paszczyk, i wielu, wielu innych.

na sali zasiedli znani zawodnicy, trenerzy i działacze AZS AWF Warszawa

na sali zasiedli znani zawodnicy, trenerzy i działacze AZS AWF Warszawa

Wymieniłam tylko tych, z którymi byłam na roku, nie mogę wymienić wszystkich medalistów, gdyż jest ich wielu. I tylko na zakończenie mogę napisać jedno, opisanie ich wszystkich, dołączenie naszych zdjęć, przywołanie wspomnień tych klubowych i osobistych na przestrzeni 60 lat klubu jest godne podziwu! Pani Maria Rotkiewicz pisała tę prace kilka lat, dlatego Jej przede wszystkim należą się nasze gratulacje i serdeczne podziękowania.

A ja powtórzę za panią Prezes Krystyną Lipską-Skład: „… Należy na koniec wyrazić nadzieję, że kolejne edycje historii Klubu AZS-AWF Warszawa nie będą czekały na upływ kolejnych lat i już dzisiaj Zarząd Klubu podejmie wysiłek opisywania kolejnych etapów historii Klubu. Tempus fugit! „

Zdjęcia autorstwa Janka Rozmarynowskiego, któremu serdecznie dziękuję za wyrażenie zgody na ich publikację!

 

 

Cmentarze

Dzisiaj kilka zdjęć z cmentarzy warszawskich. Gdy odwiedzałam groby moich bliskich była piękna pogoda, prawie 19 C, słońce i kolorami mieniącą się jesień. Odwiedziłam największy cmentarz  w Europie, który jest usytuowany przy trasie wylotowej z Warszawy do Gdańska, Cmentarz na Wólce, istniejący od 1973 r. Spśród znanych osób pochowano tu m.in.Stefanię Górską aktorkę, Jana Himilsbacha aktora, Annę Laszuk dziennikarkę, Martę Mirską piosenkarkę, Aleksandra Ścibor Rylskiego pisarza i scenarzystę, Edwarda Stachurę poetę, Huberta Wagnera trenera siatkówki drużyny, która w 1976 r zdobyła w Montrealu na IO złoty medal olimpijski.

Lubię jechać na cmentarz wtedy gdy nie ma zbyt wiele osób, gdy tłok nie gęstnieje z każdym autobusem  zajeżdżajacym na pętlę na Wólce. Przyjeżdżam tutaj kilka razy w roku, więc nie muszę przynosić szmat i innych dodatkowych rzeczy ułatwiajacych sprzątanie grobu, gdyż robię to na bieżąco. Grób jest wysprzątany i zaopiekowany. Tak jak lubiła  Mama.

Słońce świeciło pięknie dodając uroku miejscu zadumy. W ciągu ostatnich dwóch lat od roku 2010 przybyło wiele mogił, tak szybko ludzie odchodzą i coraz nowe groby mijam po drodze.

Uprzatnąwszy tylko to co było niezbędne, wyrzuciłam stare kwiaty, postawiłam wrzośćce, zapaliłam znicze i zadumałam się nad czasem minionym.

Nastepnym z warszawskich cmentarzy był Cmentarz Katolicki na Woli na tzw „książęcej wólce” .Ten cmentarz został otwarty w roku 1854 a jego powierzchnia zajmuje około 10 ha.  Przyjeżdżam to od lat, gdyż właśnie tu spoczęła moja babcia Marianna z Pęczkalskich Mazanek, później mój dziadek Benedykt Mazanek i w końcu moja ukochana ciocia Wiktoria Pochwicka z domu Mazanek.  Odwiedziłam ich grób zapaliłam znicze, ustawiłam wrzośćce w żółto bordowym wianuszku z nieśmiertelników. Cicha modlitwa za zmarłych… I tyle wspomnień.. Stałyśmy razem z Jolą Poradzińską z domu Cegłowską i przypominałyśmy sobie jak to w minionych czasach, gdy każda z nas miała po około dziesięć lat  jeździło się na cmentarze całymi rodzinami. Spotykaliśmy  się prawie o tej samej godzinie i rozpoczynało się odwiedzanie wszystkich grobów najpierw rodzinnych następnie osób zaprzyjaźnionych, sąsiadów, bliższych i dalszych znajomych. Na sam koniec zawsze, ale to zawsze, była WIZYTA, bo tak się  to nazywało, na grobie ludności Warszawy, która oddała życie w Powstaniu Warszawskim w roku 1944.  Ponieważ Ojciec Joli, Antoni Cegłowski   został zamordowany w Al. Szucha długo rozmawiałyśmy na ten temat.  Jola dysponuje materiałami Instytutu Pamięci Narodowej, który prowadził śledztwo w sprawie zbrodni nazistowskich, będących jednocześnie zbrodniami przeciwko ludzkości, popełnionych w okresie od początku sierpnia do września 1944 r. w Warszawie przez funkcjonariuszy III Rzeszy niemieckiej- pracowników Policji i Bezpieczeństwa i SS wobec co najmniej 10.000 obywateli polskich mieszkanców stolicy ze Śródmieścia Południowego i Siekierek, głównie mężczyzn, rozstrzelanych, a następnie spalonych w budynku siedziby Gestapo w Al. Szucha, w ruinach tego budynku byłego Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych w Al. Ujazdowskich oraz na terenie ogródka jordanowskiego  w okolicy ul. Bagatela. Na podstawie tych udostępnionych mi materiałów piszę właśnie ten post.

„Wybuch Powstania Warszawskiego w dniu 1 sierpnia 1944 r został potraktowany przez przywódców III Rzeszy jako pretekst do rozwiązania „problemu polskiego”. Wówczas  Hitler wydał H.Himmlerowi ustny rozkaz zrównania Warszawy z ziemią i wymordowania wszystkich jej mieszkańców…” Rozkaz ten zebrał obfite żniwo. W ten sposób ruszyła rzeź ludności Warszawy, rozstrzeliwano mężczyzn powyżej 14 roku życia, następnie ciała palono na terenie ogródka jordanowskiego, a następnie w piwnicach GISZ. Nie jest moja intencją przytaczać w całości dokument IPN przesłany do Joli, w którym zawarte sa również informacje o śmierci Jej Ojca, który został zatrzymany w dniu 11 sierpnia 1944 i  rozstrzelany w ruinach GISZ.  Ciała wszystkich rozstrzeliwanych osób  palono. Chciałam tylko nieco przybliżyć historię związaną z Pomnikiem „Polegli Niepokonani” oraz  opowiedzieć o jednej z tych osób, która Poległa Niepokonana.

POLEGLI NIEPOKONANI – miejsce pochówku prochów ponad 50.000   Polaków, cywilnych mieszkańców Warszawy oraz żołnierzy AK poległych za wolność Ojczyzny zamordowanych przez Niemców podczas Powstania Warszawskiego w sierpniu i wrześniu 1944r.

Tu w tym miejscu w dniu 6.VIII.1946 r złożono też 117 trumien z prochami osób zamordowanych i spalonych, przywiezionych m.in. z siedziby Gestapo w Al. Szucha, ul. Wolskiej, ul. Górczewskiej, Parku Sowińskiego, ze szpitala św. Stanisława (Fabryka Franaszka) ul. Moczydło i ul. Młynarskiej.

Napisałam o tym jednym z najpiękniejszych pomników o  historii i o ludziach, których prochy wsypano do zbiorowej mogiły, nad którą czuwa Warszawska Syrenka rozcięta na pół. Poległa Niepokonana!

O naszych dzięciecych wspomnieniach rozmawiałyśmy z Jolą, ona opowiadała o tragicznych losach ojca, którego nie znała gdyż miała trzy lata gdy ojca zabrano (jej brat zaś miał trzy miesiące) o nieżyjącej już matce i o tradycji 1 listopadowej naszych rodzin,  o odwiedzaniu grobów, wszystkich osób,z którymi w życiu byliśmy jakoś związani.Wspominałyśmy też rytuał jakim był zakup pańskiej skórki przed wejściem na cmentarz, (popularnej” mordoklejki” tak właśnie nazywanej w gwarze warszawskiej),  gdy  wszyscy i starzy i dzieci jedliśmy pańską skórkę, która kojarzy mi się zawsze z dniem  1 Listopada , z odwiedzinami grobów na warszawskich  cmentarzach.  I nawet nie wiecie, że pańska skórka była przysmakiem tylko warszawskim?! ale ja nigdy i nigdzie nie znalazłam przepisu jak ją zrobić, i tak już pewnie pozostanie. Będzie kojarzona z warszawskimi cmentarzami i tradycją jedzenia pańskiej skórki właśnie tego jedynego dnia. Po zapaleniu wielu zniczy, po odmówieniu wielu modlitw wieczorem nasze matki zabierały nas do domów na tradycyjny rodzinny obiad. Tradycja trwała i trwa nadal, przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Stałyśmy pod Pomnikiem „Polegli Niepokonani„, zapalałyśmy znicze, modliłyśmy się aby poźniej wspominać. Tyle lat minęło od tamtych czasów, gdy jako dziesięciolatki z Rodzinami wędrowałyśmy po Cmentarzu Wolskim, kończąc zawsze w najważniejszym dla nas  miejscu. Tutaj… pod tym Pomnikiem „Polegli Niepokonani”.

I tak  jak co roku w  dniu 1 Listopada zawsze  będę wspominała czas naszych wędrówek, opowiadań Rodziców i ten duszący dym zmieszany z zapachem chryzantem, który przyprawiał mnie o mdłości, jednak Karząca Ręka Sprawiedliwości (Moja Mama) nie pozwalała na żadną zmianę, na żadną słabość, którą musiałam przezwyciężyć i  wytrwać do końca.

Dzień Wszystkich Świętych wspominały

Jola i Jadwiga

 

 

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.