Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca lipiec 2011

W ostatnim wpisie zajęłam się pochwałą wieprzowiny i różnych dań z niej przygotowywanych. Tym razem chciałabym zwrócić uwagę moich czytaczy na szczególne miejsce jakie w kuchni staropolskiej zajmował kapłon. Wiele razy w książkach kucharskich St. Czernieckiego i W. Wielądki czytałam o kapłonach, ale prawdę powiedziawszy nie bardzo wiedziałam, kto zacz ten kapłon jest. Kapłon był obiektem rozmarzonych westchnień  staropolskich smakoszy i był takoż synonimem świątecznego posiłku, a zatem królem staropolskiej kuchni. Jan Krzysztof Kluk polski przyrodnik w XVIII wieku pisał, że ”… kapłonem zowią koguta, któremu członki rodzajne wyrzynają się dla większej tłustości i smaku lepszego…”. Jak wynika z opisu tego, kapłon to wykastrowany kogut znacznie większy i tłustszy ptak można powiedzieć ociekający tłuszczem. Naszym przodkom, wygłodniałym po najróżniejszych postach,  tłusty kapłon kojarzył się ze  smakowitym kąskiem bez którego nie było porządnego obiadu, jako „…że niedobry obiad, gdzie sztuki mięsa i kapłona nie masz…”. W książce kucharskiej Stanisława Czernieckiego kapłon występuje w różnych przepisach, jako kapłon smaczny, kapłon inaczej, kapłon z chrzanem, w potrawie z jabłkami, kapłon po holendersku, jako miskolancyja, kapłon z perdutą, w potrawie włoskiej, kapłon z octem nalany żywcem, kapłon smażony z słoniną, kapłon z kawiarem oraz w additamencie albo przystawce materyji na misę, w potaziu zabielanym, potrawie na zimno,  oraz w pierwszym  condimentach do pieczystego a także w Sekrecie Pierwszym Kuchmistrzowskim. Oprócz przeze mnie wymienionych Czerniecki podaje znacznie więcej przepisów z kapłonem w roli głównej choćby w rosołach i frykaszach. Dla Czernieckiego kapłon był esencją polskiej kuchni wieku XVII i lat późniejszych.

Aby nie być gołosłowną przytoczę w całości Sekret Pierwszy Kuchmistrzowski z książki Stanisława Czernieckiego pod tytułem „Compendium Ferculorum” albo Zebranie Potraw. Jest to tytułowa potrawa Kuchmistrza Czernieckiego Kapłon całkiem we flasie. Oto przepis:

Weźmij kapłona dworowego, ochędoż pięknie, zdejmij skórę z niego tak ostrożnie, żebyś dziury najmniejszej nie uczynił, a członki z których się skóra zdjąć nie może, poprzyrzynaj, żeby przy skórze zostały. Włóż tę skórę w flaszę taką, u której będzie dziura w śrzobie, żeby trzy palce włożył, trzymajże tę przerżniętą skórę w dziurze. Weźmij żółtków szesnaście , rozbij przydaj trochę mleka, zapraw jako chcesz, wlej lejem w tę skórę z kapłona trzymając, a zaszyj i puść w flaszę. Wody wlej pełną flaszę, zasól, a zaśrobuj albo mecherzyną zawiąż, włóż w kocioł wody a warz. A gdy się ociągnie, te jajca z mlekiem rozedmą kapłona tak, że się będzie każdy dziwował jako tamtego włożono kapłona, gdy go dasz z flaszą na stół, a kto tego nie wie, nie będzie przez podziwienia wielkiego.

Czyli przełożywszy na współczesny język polski potrawę z kapłona należało przygotować tak, aby wyjąć mięso i kości, pozostałą całą skórę kapłona wkładano do dużej flaszy- balona, który napełniano jajkami i mlekiem, zaszywano, i gotowano w tej butli we wrzącej wodzie w kotle. Pod wpływem temperatury kapłon pęczniał, tak pięknie że podany na stół wzbudzał podziw biesiadników. I właśnie o wzbudzenie należytego podziwu w tym daniu chodziło, a nie o smak czy też o kolejne wspaniale smakowo przygotowane danie. Pamiętamy przecież, że wiek XVII to rozkwit baroku i o takich atrakcjach towarzystwo marzyło i te atrakcje sporządzane przez kuchmistrza najczęściej wspominano.

Każdy wykwintny  obiad powinien być zakończony podaniem deseru, aby tradycji stało się zadość podaje kolejny przepis na deser mistrza Czernieckiego:

Obermus

Weźmij ochędożonych migdałów, utłucz w moździerzu i cukru z potrzebę, to dobrze zmieszawszy, rozpuść winem gęsto, jako kasza. Wylej na półmisek, a potrząsnąwszy cynamonem, wsadź do pieca wolnego, a gdy upieczesz, pocukruj, a daj na stół.

Na zakończenie mistrz Czarniecki napomina, że ”… pilny kuchmistrz siła umieć powinien. A zgoła we wszystkich rzeczach, którekolwiek do życia ludzkiego należą, powinien mieć eksperiencyją, a przynajmniej wiadomość, tak zdrowym jako i chorym wygadzając, umieć też zażyć czasu weselnemu aktowi służącemu i pogrzebowemu i to roztropnie akomodować.”

Tak oto kończę dzisiejszy wpis napomnieniem mistrza, że wszystko co robimy dla naszych bliskich w odpowiedni sposób należy przygotowywać, a do ich potrzeb dostosowywać.

Życzę wszystkim Drogim Czytaczom miłej niedzieli

Wasza Jadwiga

Czy wiecie, że w staropolskiej kuchni rzadko używano wieprzowiny? W staropolskich przepisach z XVII wieku wieprzowina pojawia się  sporadycznie. W książce kucharskiej Stanisława Czernieckiego „Compendium Ferculorum” wieprzowina pojawia się przede wszystkim jako słonina, podstawowy tłuszcz, raczej mocno zjełczały, co i tak było ulubioną postacią wonnej przyprawy naszych przodków. U Czernieckiego znajdujemy przede wszystkim mięso dzika, dla naszych rycerskich przodków przedmiot polowań i godny cel ich rozrywki. Skąd zatem w restauracjach szczycących się przepisami staropolskiej kuchni  z drugiej połowy XIX wieku tyle potraw z wieprzowiny? Tego nie wiem i pewnie się nie dowiem. Gdyby owi restauratorzy zainteresowani kuchnią staropolską rzeczywiście chcieli ją promować pewnie mięso z dzika musieliby sprowadzać do nas z Włoch lub z Hiszpanii, bo u nas raczej nie za dużo dzików po polach hasa, a w miastach? No cóż nie wiem czy to mięso na bazarach może być nazywane dzikiem?

Jak napisał w swoim artykule „Rehabilitacja wieprzowiny” Jarosław Domanowski, mój ulubiony autor :”…Sama wieprzowina, oprócz najlepszych partii mięsa, była kojarzona raczej z pożywieniem godnym plebejuszy. Mimo pewnych smakowych fascynacji nad poczciwą świnką ciążyło przekonanie szlachetnych panów braci, że jest ona w jakiś, bliżej nieokreślony sposób, nie do końca godna ich wymagających podniebień. Zapewne wiązało się to również z rozpowszechnionym w całej stanowej i chrześcijańskiej Europie przekonaniem, że twardo stąpające po ziemi i chętnie w niej ryjące świnki stanowią najniższy szczebel hierarchii produktów żywieniowych. Porządkowała ona zwierzęta i rośliny w łańcuch wiodący od ziemi ku niebu. Ceniono więc raczej wysoko latające, szlachetne i czyste ptaki, a nie baraszkujące w błotku świnie…”

W „Kucharzu doskonałym” Wojciech Wielądko wyraża niechęć do wieprzowiny skupiając się przede wszystkim na ostrzeganiu przed katastrofalnymi dla zdrowia skutkami jej spożywania. W książce Wielądki mamy kilkadziesiąt receptur na wołowinę, na cielęcinę czy skopowinę, ale tylko kilkanaście dań z wieprzowiny. Wiek XIX przyniósł nam demokrację smaku i gustów a wieprzowina zaczęła wkradać się w łaski kuchmistrzów, może dlatego, że wpływy śródziemnomorskiej kuchni zaczęły słabnąć, a większy wpływ uzyskały wzorce kuchni niemieckiej. Stąd wydanie w 1800 roku „Kucharza doskonałego” w Warszawie, zresztą pruskiej.

Zmiana nastąpiła też w wyrażaniu opinii o wieprzowinie, gdzie we wstępie  do rozdziału o wieprzowinie Wielądko wyrażał się już o niej znacznie przychylniej, podkreślając, że jest w kuchni po prostu niezbędna, choć może szkodzić np. starszym ludziom. W ślad za tym uzasadnieniem zamieścił w rozdziale „O wieprzowinie” 20 przepisów, aż o pięć więcej niż w poprzednich wydaniach. I tak rozpoczął się triumfalny marsz świnek na  polskie stoły.

A teraz, aby się tak z Wami na pusto nie rozstawać przytaczam : sposób robienia figatelli z książki  kucharskiej Stanisława Czernieckiego „Compendium Ferculorum”.:

„… Iż się często wspominać będą figatelle albo pulpety, trzeba też i sposób robienia onych położyć, który masz taki.

Weźmij cielęciny albo kapłona, mięsa wołowego albo zwierzyny, albo chudego świeżego wieprzowego, odbierz żyły i usiekaj drobno. Weźmij łoju kruchego, wołowego albo skopowego, albo jeleniego, odbierz żyły i usiekaj drobno jak najlepiej, zetrzyj chleba drobno białego albu siekaj i mieszaj to wszystko społem, przydawszy  jajec kilka. Dasz pieprzu i gałki, rób jakiekolwiek chcesz figatelle, małe lub większe, warzone albo pieczone, a jeżeli będziesz też chciał, a potrzeba będzie, przydasz rożenków lubo małych, lubo wielkich, lubo też obojga według potrzeby. Zrobiwszy spuść na wrząca wodę, a jeżeli same będziesz chciał dać, odważywszy one, odbierz pięknie, włóż pietruszki. A kiedy też na insze potrawy będziesz chciał zażyć, według potrzeby już odwarzone włożysz. Do pieczenia zaś z tejże materyjej robić będziesz wielkie jako bułki groszowego chleba, obwinione w odzieczki, a przydawszy rożenków obojga, wsadzić na patelli w piec albo na brytfannie, a upieczone kraj na grzanki, a dawaj lubo na potrawę, lubo same z rosołem albo jakim chcesz saporem.”

Coby mi się moi czytacze w słownictwie nie pogubili słownik terminów kulinarnych używanych przez kuchmistrza Czarneckiego podaję:

Figatelle lubo figatele – pulpety z różnych rodzajów mięsa. Przyrządzano je najczęściej z cielęciny, wołowiny, kapłona, dziczyzny, ewentualnie chudej wieprzowiny z dodatkiem łoju białego chleba i przypraw. Często dodawano do nich również rodzenki. Figatelle podawano gotowane, duszone smażone na patelni lub pieczone, jako samodzielne danie lub dodatek do potrawek, rosołów, zup, innych dań mięsnych. Czerniecki wspomina je w całej serii przepisów, zaleca m.in. przygotowanie figatelli z ryb.

Gąszcz – gęsty sos z gotowanych warzyw i owoców (rodzenek, cebuli, pietruszki, jabłek, fig, czasem z dodatkiem białego chleba), które po ugotowaniu przecierano przez sito i nieco rozpuszczano polewką, w której gotowano wymienione składniki.

Ochędożyć – oczyścić

Patella- patelnia

Rożenki- rodzynki, Czarniecki wyróżnia różne ich rodzaje, były one szeroko używane jako dodatek do bardzo różnych dań.

Skopowina- mięso z kastrowanych i tuczonych baranów, popularne w dawnej kuchni, jedno z najważniejszych rodzajów mięs obok wołowiny, cielęciny, drobiu i dziczyzny, używane znacznie częściej niż wieprzowina.

sapor- smak, przysmak, smakowy dodastek do potraw w postaci sosu,polewy lub zaprawy do mięs i ryb.

Tyle na dzisiejszy dzień wynalazłam dla Was moi drodzy czytacze i tumbywalcy, cobyście o dobrych naszych obyczajach pamiętali a wiedzieli jakowe dania dla zdrowia nieszkodliwe należy na wakacyjach spożywać.

Wasza Jadwiga

W roku 1954 przeprowadziliśmy się na ul. Świerczewskiego, do pierwszego domu, jaki w Warszawie wybudowały kobiety. Fajny to jest budynek (stoi do dzisiaj). Czy wiecie, że piętro pierwsze jest wyższe o 40 cm od piętra drugiego, i jeżeli chcecie otworzyć okno w kuchni na tym piętrze to trzeba stanąć na drabince lub wysokim stołku? Natomiast piętro drugie jest niższe o te 40 cm, gdyż w ten sposób starano się nadrobić różnicę wysokości. Piętro czwarte, na którym mieszkaliśmy, było już w miarę normalne, a wysokość mieszkania zaiste czarodziejska 270 cm, w związku z tym w naszym mieszkaniu wisiał piękny żyrandol. Oczywiście wszystkie piętra miały mieć te 270 cm, tylko z niektórymi nie wyszło, a może wyszło jak zwykle? Budynek stoi naprzeciwko Kościoła pw. Narodzenia Najświętszej Panny Marii (zwanego też Kościołem Przesuwanym), który znajduje się przy al. Solidarności 80 (dawniej ul. Leszno 32) w Śródmieściu przy Trasie W-Z.

Kościół zbudowany został w latach 1682-1732, jako kościół przylegający do klasztoru Karmelitów Trzewiczkowych zwanych bosymi. Prowincjał polsko-litewski zakonu karmelitów trzewiczkowych ks. Marcin Charzewicz, nabył od ppłk Jana Weretyckiego i jego żony posiadłość w miasteczku Leszno pod Warszawą za kwotę 2 000 ówczesnych złotych. Biskup poznański Stefan Wierzbowski 2 września 1682 roku w liście do prowincjała zakonu zezwolił karmelitom podnieść krzyż i odprawiać nabożeństwa, co było równoznaczne z pozwoleniem na budowę kościoła i klasztoru. Zgodę na budowę wyrazili również bracia Leszczyńscy, właściciele Leszna, (wsi pod Warszawą) Bogusław – opat czerwiński i proboszcz płocki, oraz Rafał – ojciec późniejszego króla Stanisława Leszczyńskiego. Pierwsze nabożeństwo odbyło się 8 września 1682 roku w kaplicy urządzonej w nabytej posiadłości, „przed cudownym obrazem w srebrnych ramach, nieznanego autora a przedstawiającym Matkę Boską”. W czasie wojny północnej klasztor został zajęty przez Szwedów. Odrestaurowany był w 1853; wtedy też dobudowano kaplicę i zegar na wieży. Po zniszczeniach II wojny światowej, Kościół został odbudowany w latach 1951-1956. W związku z budową trasy W-Z i poszerzaniem ulicy Leszno (w tym czasie Al. gen. K. Świerczewskiego), w nocy 30 listopada na 1 grudnia 1962 kościół został przesunięty o 21 metrów do tyłu.  W roku 1962 miałam 17 lat, byłam prawie pełnoletnia, dlatego moi Rodzice pozwolili mi na asystę przy przesuwaniu Kościoła. Ponieważ był to jedyny w swoim rodzaju eksperyment zakończony zresztą sukcesem. Pamiętam miesiące przygotowań, wykonano wielkie podkopy, ułożono walce, zabezpieczono kościół. Pamiętam też tłumy ludzi, którzy przychodzili oglądać same przygotowania do przesunięcia zabytkowego kościoła oraz tę jedyną w swoim rodzaju noc, oświetloną wielkimi reflektorami i wolne przesuwanie Kościoła. Klasztor został rozebrany, zaś w późniejszych latach wybudowano plebanię. W kościele wisi kopia obrazu Matki Boskiej Białynickiej z Białynicz, której oryginał znajdował się na zamku w Lachowiczach. Matka Boska Białynicka z kościoła w małej miejscowości nad rzeka Drucią dopływem Dniepru, w dawnym województwie witebskim I Rzeczpospolitej. Karmelici długo poszukiwali malarza mogącego namalować oblicze Matki Bożej aż w 1634 roku wędrowny malarz ofiarował im namalowany na okiennicy obraz, postać Maryi z Dzieciątkiem Jezus miała niedokończona szatę, o wykończenie której miała zadbać zdaniem autora sama Matka Boża. I rzeczywiście około 1635 roku marszałek wielki Księstwa  Litewskiego Krzysztof Zawisza ozdobił obraz kosztowna sukienką, a podkanclerzy Kazimierz Lew Sapieha, syn fundatora klasztoru przyozdobił ołtarz klejnotami. Według zaś innych źródeł karmelici otrzymali obraz w roku 1623 za pośrednictwem Lwa Sapiehy, od Bazylianów z kutejskiego monastyru na przedmieściach Olszy. W obliczu pożogi, rabunków i zbrodni jakie ze sobą niosły wojska moskiewskie na kresach Rzeczpospolitej, jesienią 1655 roku obraz Maryi przeniesiono do Lachowicz w województwie nowogródzkim. Należąca do Pawła Sapiehy hetmana litewskiego twierdza broniła się w tym samym czasie, w którym broniła się Częstochowa przed Szwedami (1660 r). Twierdza pozostała niezdobyta, a wojska Chowańskiego zostały rozbite przez wojska Stefana Czarnieckiego i Pawła Sapiehy, co nie byłoby możliwe bez wstawiennictwa Matki Bożej. W pamięci współczesnych cudowna obrona twierdzy w Lachowiczach była równie znana jak obrona Jasnej Góry. W 1761 roku obraz Matki Boskiej Białynickiej został ukoronowany za zgodą Papieża Benedykta XIV, który wydał bullę w roku 1756. Złote korony wykonano ze składek zbieranych w całej Rzeczpospolitej, a zwłaszcza wielmożów litewskich Michała Radziwiłła i Jerzego Ogińskiego . Po rekoronacji obrazu 6 czerwca 1856 roku władze carskie nasiliły ataki propagandowe na świątynię będącą ostoją polskości i wiary na tych terenach, aby wreszcie w 1876 r. zamknąć kościół i zamienić go na cerkiew. Bolszewicy w roku 1924 urządzili w kościele muzeum ateizmu. Wierni katolicy ukryli cudowny obraz Matki Boskiej Białynickiej tak dobrze, że do dzisiaj nie można go znaleźć, zaś kościół w latach sześćdziesiątych wraz z klasztorem wysadzono w powietrze.  Na jego miejscu od 1996 r. stoi prowizoryczna kaplica. Cudowny wizerunek Matki Boskiej Białynickiej doczekał się licznych kopii, między innymi w kościele karmelitów na Lesznie w Warszawie, w Mohylewie, Księżycach oraz Woli Gułowskiej koło Kocka w sanktuarium Matki Bożej Patronki żołnierzy Września 1939 r. Jak donosi Tygodnik Ilustrowany z roku 1866 w czterech nawach bocznych znajdowały się obrazy św. Wojciecha Karmelity, Marii Magdaleny de Pazzis, św. Józefa, św. Eliasza, namalowane przez malarza polskiego Szymona Czechowicza, a w trzech innych ołtarzach wisiały  obrazy św. Onufrego, św. Jana Nepomucena oraz kaplica z figurą Zbawiciela Ukrzyżowanego. O czym jeszcze ciekawym napisał Tygodnik Ilustrowany w swoim artykule na temat tego kościoła? Przed Kościołem stała żelazna kuna, w którą zakuwano na żądanie rodziców lub z wyroku duchownych, lub magistratu Leszna rozpustną młodzież, niepoprawnych hultajów i złodziejaszków. Kuna była długo postrachem okolicy. Z Tygodnika Ilustrowanego wiadomosci zaczerpnęłam , który był nakładem i drukiem Józefa Ungra przy ul. Nowolipki 2406 obenie 3 wydany.

W 1860 r. po raz pierwszy wykonano publicznie, w kościele Narodzenia Najświętszej Marii Panny na Lesznie w Warszawie, pieśń „Boże, coś Polskę” w wersji poprawionej przez Antoniego Goreckiego z okazji mszy za duszę śp. Adama,  Juliusza  i Zygmunta (tak przed cenzurą carską zakamuflowano Trzech Wieszczów). Maria Dąbrowska pisząc swoją książkę „Noce i dnie”, w tym kościele postanowiła wyprawić ślub Bogumiła Niechcica z Barbarą z Ostrzeńskich i tu odbyła się ceremonia zaślubin. Kościół został odnowiony w roku 2009 i otrzymał barokową kolorystykę frontu, która jest obecnie w kolorze beżowo -brzoskwiniowym.

Ul. Świerczewskiego

Powstanie al. K.Swierczewskiego wiązało się bezpośrednio z powstaniem Trasy W-Z, jednej z najważniejszych inwestycji drogowych powojennej Warszawy. Wybudowano ją w latach 1947-1949, a oddano do użytku 22 lipca 1949 r wraz z wybudowanymi specjalnie tunelem oraz mostem Śląsko-Dąbrowskim. Aleja pobiegła od skrzyżowania z Młynarską i Wolską aż do ulicy Radzymińskiej. Pierwotnie nazywała się aleją Karola Świerczewskiego, nazwę na współczesną zmieniono 10 października 1991 roku. Obecnie nazywa się al. Solidarności, a patronem jest NSZZ Solidarność.  Pierwszym  patronem alei był  Karol Świerczewski – polski generał, doktor nauk wojskowych, działacz komunistyczny, dowódca 2. Armii Wojska Polskiego w 1944 i 1945 roku, jednak w walkach wykazał się niekompetencją. Po upadku komunizmu wśród proponowanych zmian nazwy pojawiały się propozycje przywracania dawnych nazw, np.: Nowe Tłomackie,Stare Leszno czy Zygmuntowska, zdecydowano się jednak na całkiem nowego patrona. Wzdłuż alei „Solidarności” znajdują się liczne obiekty użyteczności publicznej, kina, teatry, szpital, obiekty zabytkowe.  Ciekawostką jest także pałac Przebendowskich, który znajduje się pomiędzy jezdniami alei Solidarności  (jadąc od Pragi w kierunku pl. Bankowego na wysokości ul. Bielańskiej).

Wzdłuż północnej pierzei alei wyróżnić należy następujące bardzo piękne obiekty:

al. „Solidarności” 52 – Cerkiew Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny, al. „Solidarności” 58 – Gmach Hipoteki, w nim sąd rejonowy dla dzielnicy Mokotów, Pałac Przebendowskich, a w nim Muzeum Niepodległości, Studnia Gruba Kaśka, al. „Solidarności” 74 – Kościół ewangelicko-reformowany, al. Solidarności 80 – Kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, Al. „Solidarności” 130 PDT Wola, a wzdłuż pierzei południowej: al. „Solidarności” 51VIII Liceum Ogólnokształcące im. Władysława IV, al. „Solidarności” 67 – Szpital Praski, al. ”Solidarności” 75 Kamienica Karola Lilpopa, al. „Solidarności” 77 – Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, al. „Solidarności” 79 – Gmach Żydowskiego Instytutu Historycznego, al. „Solidarności” 81 – Budynek dawnego Państwowego Monopolu Spirytusowego, dziś część Urzędu Wojewódzkiego, al. „Solidarności” 93 – zabytkowa kamienica Michała Rózga, w niej teatr Kamienica gdzie Dyrektorem jest Emilian Kamiński, al. „Solidarności” 105 – Pałac Jacobsona, w nim Instytut Archeologii i Etnologii PAN, al. „Solidarności” 115 –Kamienica przedwojenna w niej kino Femina, al. „Solidarności” 127 –Sądy na Lesznie, dziś Sąd Okręgowy. Wszystkie te budynki i Pałace znam dobrze, gdyż tutaj spędziłam całą swoją fascynująca młodość, byłam niemym świadkiem budowy lub odbudowy poszczególnych domów, tylko wtedy jeszcze zupełnie nie wiedziałam, że po latach te właśnie budynki będą przeze mnie opisywane.

Wielkim sentymentem darzę  Bibliotekę Publiczną oraz czytelnię, mieszczące się przy ul. „Solidarności”90. Historia Biblioteki Publicznej Dzielnicy Wola m.st. Warszawy rozpoczyna się 25 stycznia 1933 r. Tego dnia otwarto pierwszą bibliotekę – Wypożyczalnię nr 4 im. H. Wawelberga. Oprócz wypożyczalni mieściła się tutaj także czytelnia czasopism. Placówka powstała w wyniku umowy z Fundacją Tanich Mieszkań. Jednym z fundatorów była Dyrekcja Miejskich Tramwajów i Autobusów. W czasie oblężenia Warszawy, we wrześniu 1939 r. , biblioteka nie zaprzestała swojej działalności. Mimo wielu ograniczeń i represji udało się utrzymać jej pracę aż do 1942 r. Od sierpnia tegoż roku Biblioteka została zamknięta dla publiczności. Stosowano jedynie wypożyczanie tajne. W czasie Powstania Warszawskiego zdecydowana większość lokali i księgozbiorów uległa zniszczeniu. Po wyzwoleniu Biblioteka wznawia działalność w 1947 r., kiedy to zostają otwarte trzy placówki. Moment ten jest poprzedzony ogromną pracą nad zgromadzeniem i przygotowaniem lokali. Wielkim sukcesem było wybudowanie w 1955 r. reprezentacyjnego gmachu bibliotecznego przy ul. Świerczewskiego 90 (obecnie al. Solidarności 90). Przeniesiono tutaj czytelnię, wypożyczalnię i bibliotekę dla dzieci. Biblioteka, a właściwie mieszcząca się na II piętrze Czytelnia, była moim „drugim domem”. Tutaj uczyłam się do matury ,a później do kolejnych egzaminów na studiach. Pamiętam, Panie bibliotekarki, które z wielką życzliwością podchodziły do nas młodych ludzi, którzy tam zamawiali po kilka książek na raz (można było tylko dwie), aby przygotować się do lekcji z języka polskiego czy historii.  Na „mojej ulicy” znajduje się wiele tablic upamiętniających najważniejsze wydarzenia. I tak: al. „Solidarności” 67 – dwie tablice upamiętniające: personel medyczny Szpitala Praskiego, który w lutym 1944 roku podjął walkę o uratowanie życia ppor. Bronisława Pietraszewicza „Lota”  ( ta historia wymaga osobnego opisania, gdyż znałam osobiście jednego z jej głównych bohaterów, dzisiaj już nie żyjącego Pana Henryka „Szot” Jeziorowskiego. Zresztą pierwszego sekretarza generalnego i założyciela Polskiego Komitetu Olimpijskiego) oraz pchor. Mariana Singera” Cichego”, al. „Solidarności” 86 – kamień upamiętniający więźniów Pawiaka powieszonych 11 lutego 1944 roku naprzeciwko gmachu Sądów. Przez długie lata na wysokości gmachu Hipoteki stało popiersie Karola Świerczewskiego, dawnego patrona alei oraz trasy W-Z, które powstało w 1958 roku i było dziełem Alfreda Jesiona, teraz w tym miejscu stoi piękna „Nike” Warszawska. Pomnik zaprojektowany przez Mariana Koniecznego (ucznia Xawerego Dunikowskiego) i odsłonięty w roku 1964 ustawiony był na placu Teatralnym.  Marian Konieczny zaproponował grecką boginię zwycięstwa Nike, która w jednej ręce trzyma miecz, a drugą, w dramatycznym geście rozpostartych palców, broni stolicy. Bogini miała stanąć na 25-metrowym cokole. Dzięki tej wysokości płynęłaby nad miastem. Twarzy warszawskiej Nike użyczyła córka autora, dlatego bogini ma rysy dziewczynki, a ciało dorosłej kobiety. Rzeźba jest wykonana w brązie. Ma 7 metrów wysokości i 6 metrów długości. Aby miecza nie złamał podmuch wiatru, umieszczono w nim struny fortepianowe. 14 Listopada 1995 roku pomnik został zdjęty z cokołu i umieszczono go tymczasowo na zapleczu budowy pałacu Jabłonowskich. W roku 1997 uzyskał stałą lokalizację przy trasie W-Z, rzeźbę umieszczono na cokole i Warszawska Nike, Nike Zwycięska płynie znowu nad Warszawą zgodnie z zamysłem autora.

Życzę, pomimo deszczu,  świetnego humoru, samopoczucia i odpoczynku w weekend,

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.