Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca kwiecień 2011

W marcu zajrzałam na ul. Zaciszną 13 do Yrsy, a tu niespodzianka, zaproszenie –wyzwanie książkowe. Bardzo lubię takie niespodzianki, a ta była memu sercu niezwykle miła. Ale jak to w życiu, 13 marca był kilka tygodni temu. Między tamtą datą a dniem dzisiejszym tak wiele się wydarzyło, a przecież, gdy obiecujemy coś Przyjaciołom to należy dotrzymywać danego słowa. Szczególnie, gdy dotyczy to ostatniej przysługi.  Wiele spraw zatem, otrzymało pierwszeństwo, wiele trzeba było załatwić, dopilnować, a także zorganizować. Wyzwanie książkowe poszło w kąt, zostało odłożone na później, lecz nikt łącznie ze mną nie wiedział na jak długo. I dzisiaj zresztą zupełnie przypadkiem rozmawiając z Aldoną, poetką, moją „siostrą”, uzmysłowiłam sobie, że gdzieś w kącie leży moja obietnica, jaką złożyłam u Yrsy na blogu – książka, którą ostatnio przeczytałam. Dylemat był prawie nie do rozwiązania, ponieważ nie umiem czytać jednej książki, czytam trzy lub cztery prawie na raz. I co tu wybrać, lekkie miłe dla serca i oka oraz ciekawie napisane „Jeżdżąc po cytrynach” Optymista w Andaluzji. Książka napisana przez Chrisa Stewarta, byłego perkusistę grupy rockowej „Genesis” Phila Collinsa (mojego ulubionego zespołu).Chris kupił posiadłość w Hiszpanii i opowiada o zapuszczaniu korzeni na wsi, o integrowaniu się z gospodarzami hiszpańskimi. Książka napisana dowcipnie, interesująco, zabawnie. Świetna lektura, relaksująca, podobno mnóstwo w niej prawdy o Hiszpanach. Zastanawiałam się też czy nie napisać o książce Mariana Zacharskiego pod tytułem „Nazywam się Zacharski”, do przeczytania której namówiła mnie Zośka. Ale postanowiłam o niej napisać oddzielnie, gdyż z jedną z osób  opisanych w tej książce wiążą się moje wspomnienia. W końcu wydawało mi się, że wybrałam książkę Julii Child „Moje życie we Francji”, na podstawie, której nakręcony został film „Julie i Julia”, gdzie rolę Julii Child brawurowo zagrała moja ulubiona aktorka Meryl Streep. Popatrzcie, jedno wyzwanie a tyle dylematów, w końcu podjęłam decyzję, właśnie dzisiaj po rozmowie z Aldoną. Jak wiecie Aldona Kraus jest poetką, lekarzem okulistą, ale od czasu do czasu popełnia prozę, a ja uwielbiam JEJ TWÓRCZOŚĆ. Mam wyjątkowe szczęście do obcowania z ludźmi ciekawymi, ponieważ w ostatnim okresie czasu na blogu wspominałam Rajmunda Paprzycę Niwińskiego, Kazimierza Górskiego, prof. dr hab.inż. Andrzeja Horodeckiego, Zbigniewa Adrjańskiego, a teraz ponownie Aldona Kraus. Jej książkę „O wszystkim i o niczym- Rozmowy z Księdzem Janem Twardowskim” polecam Moim Przyjaciołom. Dlaczego zapytacie? Ano, dlatego, że ksiądz Jan Twardowski jest  Wielkim Poetą. Wszyscy znają Jego twórczość, wiersze, a bilbord z roku 1999?. I właśnie o tym bilbordzie i o przejażdżce z księdzem Janem Twardowskim ulicami Warszawy napisała w swojej książce Aldona, a ja ile razy czytam tę książkę, tyle razy zatrzymuję się zadumana. Dlaczego? Może, dlatego, że miałam to szczęście poznać księdza Jana. Spotykaliśmy się w lipcowy czas u Aldony w domu, gdzie ksiądz Jan spędzał swoje wakacje w Aninie. Może, dlatego, że Jego już nie ma, że odpoczywa na wieki w Świątyni Opatrzności Bożej, tam gdzie teraz powstaje ze zdjęć największy obraz Jana Pawła II. A może dlatego, że był kapłanem wyjątkowym i spotykałam Go na wieczorach poetyckich Aldony?  Dlatego właśnie wybrałam tę książkę i prezentuję ją w Wielkim Tygodniu przed Wielkanocą. Posłuchajcie: Janowe billboardy

„..Grudniowe przedpołudnie 1999 roku było słoneczne i pobielone cienkim śniegiem. Obietnica niezwykłej niespodzianki, na półtorej godziny przed obiadem, udało mi się porwać księdza Jana na przejażdżkę. – Nie pojedziemy naszym ulubionym ślimakiem?- zdziwił się, kiedy wyjeżdżając spod klasztoru, skręciłam w Krakowskie Przedmieście w lewo, zamiast tak jak lubił w prawo i Karową w dół. – Tak naprawdę, to każda strona Królewskiego Traktu jest piękna – mówił, kiedy mijaliśmy księgarnię Bolesława Prusa, Uniwersytet Warszawski, gmach Akademii Sztuk Pięknych i górujący nad wszystkim Kościół Świętego Krzyża. Jedź jeszcze wolniej – poprosił. – Kiedyś ciągle spacerowałem. Dzisiaj i wczoraj – zawsze tu pięknie. Ile tu ludzi! Jechaliśmy tuż obok warszawskiego szpitala dziecięcego, mijając pomnik Kopernika, a w głębi po lewej przy ulicy Karasia Teatr Polski przekreślony tęczą afiszy, zbyt odległych, by je czytać. – Teatr przywołuje wspomnienia wielu wspaniałych sztuk tu granych i wielkich aktorów – dodał. Mijając powoli ulicę Bartoszewicza, wjechaliśmy na Tamkę. Poinformowałam poetę, że na jednym z domów biegnącej ulicy, czeka nas niespodzianka. – Złota kaczka, na pewno ona! – cieszył się jak dziecko. – Niech ksiądz patrzy w lewo i w górę – przerwałam. Tło zawieszonego wysoko na wąskiej bocznej ścianie kamienicy ogromnego bilbordu było czarne. Z czerni patrzyły smutne urokliwe oczy dziewczynki, przyciągające spojrzeniem i bielą twarzyczki.

Zatrzymajmy się – nalegał. Gdy jednak nie było, gdzie zaparkować, włączyłam światła awaryjne, a hamowany stale samochód prawie stał w miejscu. Na szczęście za nami na razie Tamka była pusta. Ksiądz Jan zadzierał głowę wpatrywał się w dziewczynkę i w czarny pas plakatu, na którym wołanie jego serca „spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” WARSZAWSKIE HOSPICJUM DLA DZIECI, zajmujące się opieką nad nieuleczalnie chorymi, kierowało do milionów ludzi. Zobaczyłam wielkie wzruszenie – jednocześnie bezradność, malujące się na twarzy poety, gdy znanym gestem, błogosławił dziewczynkę z plakatu. Za nami trąbiły samochody, wolno nas wymijały. Ruszyliśmy Tamką w dół ku Wiśle. Jechałam nadal wolno, a przed nami, tuż za skrzyżowaniem z ulica Kruczkowskiego czekała na niego taka sama porcja wzruszenia, a potem i na Ludnej i na Trasie Łazienkowskiej, na Czerniakowskiej, przy Torwarze. Wracaliśmy mostem Poniatowskiego, mijając dawny Stadion Dziesięciolecia. Aleje Jerozolimskie, Marszałkowska, Królewska. Afisze mniejsze i te ogromne były wszędzie. Chora dziewczynka z nadzieją w oczach i prośbą poety, przypomnieniem tego, co tak prawdziwe, że aż niedostrzegane , zagubione w codziennej pogoni. Prośba – rozkaz! Nie wiem, ile po drodze minęliśmy „jego billboardów” tak je natychmiast nazwałam, ale każdemu przesłał krzyżyk. Kiedy wróciliśmy na Krakowskie Przedmieście już w wikariatce mówił, że się  cieszy z tych podpowiedzianych  mu w zakrystii przez penitentkę słów, które umieścił i rozwinął w wierszu dla przyjaciółki – poetki Anny Kamieńskiej. Do modlitewnych intencji doszedł mi pacierz za Warszawskie Hospicjum Dla Dzieci i za księdza Piszącego Wiersze, który  dziś zdawał się być nieprzytomny z radości i wzruszenia. Potem przyszły następne grudnie, które przyniosły nowe billboardy z Janowym hasłem, także ulotki w aptekach, przychodniach, szpitalach, tramwajach, autobusach. Idą następne, a dziś gdy to piszę, Warszawa ubrała się nowymi i wierzę, że będzie tak już zawsze, bo śpieszymy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą obowiązuje do zakończenia świata i jeden dzień dłużej, tak po Twardowsku – zawsze na zawsze.

Tę książeczkę, polecam wszystkim do czytania w każdym czasie, gdy jest mi źle, gdy dobrze, gdy mam głowę zabitą nierozwiązanymi sprawami, gdy cieszę się życiem i nadchodzącą Wiosną gdy martwię się razem z moimi Przyjaciółmi, gdy życie nakłada na mnie najtrudniejsze wyzwania zawsze mam ku czemu się zwrócić, do książki Aldony o księdzu Janie, do rozmów „ O wszystkim i o niczym” do życia zawartego na kartach tej pięknej książeczki. Aldonie serdecznie dziękuje, że zechciała mi podarować ten jedyny w swoim rodzaju egzemplarz, a Wam wszystkim życzę Dobrego Wielkiego Tygodnia, Szczęść Boże! Tak po Twardowsku- zawsze na zawsze.

Wasza Jadwiga

Moja Przyjaciółka Beata , która często przesyła nam interesujące listy z Anglii, uwielbia czekoladę i jak to się mówi jest czekoladoholiczką. Poszukując  materiałów, które mogłyby pokazać dawne czasy, zwyczaje i tradycje w zakresie przygotowywania specjałów świątecznych znalazłam taki artykuł Haliny Gonery na temat czekolady i jej spożywania w poście. Ten wpis zaś dedykuję Beacie:

„…Fama o pobudzających własnościach czekolady spowodowała ogromne zainteresowanie wśród Europejczyków. Konkwistador Hernan Cortez zachwalał ją u króla Hiszpanii Karola I: […] jest to napój wzmacniający odporność i zwalczający zmęczenie. Filiżanka tego cennego płynu sprawia, że można maszerować przez cały dzień bez jedzenia. Jednak nie wszyscy uznawali działanie tej rośliny za zbawienne. Jeszcze w 1728 roku Giovanni Battista Felici gorąco agitował za zaprzestaniem spożywania czekolady: Znam poważnych i milczących ludzi, którzy pod wpływem tego napoju stają się na chwilę największymi gadułami, inni tracą sen i stają się nadpobudliwi, jeszcze inni wpadają w złość i zaczynają wrzeszczeć. U dzieci wywołuje on takie podniecenie, że nie ma sposobu, by zachowywały się spokojnie albo usiedziały w jednym miejscu.

Największe zamieszanie wśród europejskich elit wzbudziło przypisywane nasionom kakaowca działanie afrodyzjakalne. W Europie rozgorzała nawet dyskusja, czy picie czekolady jest zgodne z zasadami przestrzegania postu. Pobudza przecież miłosne apetyty, z czego należy rozumieć, że sprzeciwia się postowi, który podejmuje się głównie po to, by osłabić pożądliwą lubieżność. Ukazywały się całe opracowania na ten temat, a w sprawę zaangażowany był nawet urząd papieża! Po wielu naradach Pius V zadecydował, że czekolada łamie post, nawet jeśli jest przygotowywana na wodzie. Dyskusja na temat wpływu czekolady na stan zdrowotny człowieka trwa do dziś. Za zgubne skutki spożywania wyrobów czekoladowych uważa się:

– otyłość (kontrargumentem jest tu niezaprzeczalny fakt, że dobra czekolada zawiera mniej cukru, niż inne słodycze), – próchnicę zębów (za tą przypadłość odpowiedzialny jest przede wszystkim cukier, a wiemy już, że w czekoladzie jest go stosunkowo mało),- trądzik (jest to raczej efekt niedoboru świeżych warzyw i owoców, niż skutek działania czekolady),- uczulenia (najczęstsze są alergie na mleko w proszku i orzechy, a samo kakao nie powoduje raczej uczuleń),- migrenę (kakao i żółty ser zawierają tyraminę powodującą ponoć migreny, ale w czekoladzie jest jej niewiele),- uzależnienia (czekolada rzeczywiście zawiera teobrominę i kofeinę – pobudzające alkaloidy, będące jednocześnie substancjami uzależniającymi, ale zawartość tych związków jest niewielka), zatwardzenia (trzeba przyznać, że z tym argumentem najtrudniej walczyć…). Ciemne zabarwienie, pogańskie pochodzenie i pobudzające działanie – wszystkie te cechy czekolady wywoływały u naszych przodków mieszane uczucia. My również, sięgając po tabliczkę czekolady, odczuwamy wyrzuty sumienia. Ale czy „zakazany owoc” nie smakuje najlepiej? …” Wszyscy lubimy kakao i czekoladę, i dlatego przygotowałam dla Was przepis na pyszny świąteczny blok czekoladowy:

Pyszny blok czekoladowy cioci Joli

składniki:

2 szklanki pełnotłustego mleka w proszku, 3/4 szklanki cukru, 1/2 szklanki wody, kostka masła, 3 – 4 łyżki kakao gorzkie najlepiej holenderskie znanej firmy, herbatniki petit beurre, orzechy włoskie pokrojone, rodzynki sułtańskie, wiórki kokosowe.

wykonanie: do garnuszka wkładamy masło, wodę, cukier, podgrzewamy aby się rozpuściło. Studzimy i dodajemy mleko w proszku, miksujemy. Do masy  dodajemy pokruszone herbatniki, orzechy włoskie pokrojone, rodzynki i wiórki kokosowe, oraz pokruszoną gorzką czekoladę. Masę mieszamy i wykładamy na brytfannę wyłożoną papierem do pieczenia, odstawiamy do zastygnięcia. W ten sposób przygotowuję blok do natychmiastowego spożycia. Po zastygnięciu blok kroimy i podajemy z równie pyszną czekoladą na gorąco, ale gdyby ktoś miał za dużo czekolady na raz może go spożywać z pyszną kawą czy też herbatą. Tak sporządzony blok można również przechowywać w lodówce, wtedy ciepłą masę wkładam do mniejszych zamykanych plastikowych pojemników i gdy blok zastygnie, przechowuję w lodówce, lub zamrażarce i mamy jak znalazł dla niespodziewanych gości. Wszystkich czytaczy serdecznie pozdrawiam, wracamy w poniedziałek, do miłego usłyszenia!

Wasza Jadwiga

W poprzednim wpisie poprosiłam o podanie Waszych potraw, jakie są przygotowywane na Święta Wielkiej Nocy. Zanim podam zestaw potraw, jaki w mojej rodzinie jest przygotowywany na śniadanie wielkanocne, przekazuję informacje jakie otrzymałam od Was moich najmilszych czytaczy, którzy zechcieli się podzielić swoimi przepisami na ten czas.

Żur lub żurek wielkanocny gotowany  na maślance, jajka, jajka na twardo serwowane z kawiorem, jajka faszerowane, sałatka wiosenna, wędlina, łosoś z koperkiem,  szyneczka pieczona, szynka z korniszonami, grzybami i szczypiorkiem, mięska pieczone, nadziewana rolada z indyka, surówki z kapusty świeżej na wiele sposób przyrządzane. Wszystkie Panie domu zwracały uwagę na piękne przybranie stołu, który przykrywają białym obrusem, a na nim zastawa oraz zielone akcenty wiosenne oraz rzeżucha posiana na dwa tygodnie przed świętami.

U nas Święta Wielkiej Nocy zaczynamy Triduum Paschalnym od Wielkiego Czwartku, Wielki Piątek i Wielka Sobota, ale zanim będziemy uczestniczyć w obchodach religijnych spędzamy z córką dwa dni w kuchni (każda w swojej), przygotowując potrawy na wspólne śniadanie wielkanocne. Tradycją jest organizowanie śniadania w domu moich dzieci, ale w tym roku okazało się, że święta dla całej Rodziny mogą być tylko u nas. Wiecie jak trudno zgromadzić przy stole 20 osób w  mieszkaniu, choćby z bardzo dużym pokojem, dlatego padło pytanie: Mamo, wiesz u Ciebie byłoby najlepiej, bo masz wielki stół. Święta wypadają pod koniec kwietnia, więc powinno być ciepło i taras może być otwarty i będzie można korzystać z dodatkowej powierzchni tarasowej. Oczywiście, lubię wszelkie spotkania rodzinne, dlatego ta propozycja jest dla mnie miłą, bo świadczy o tym, że przyjazd do Rodziców nie jest „kara Bożą” tylko fajnym spotkaniem klanu.  Skoro ten temat został uzgodniony przeszłyśmy do omawiania rzeczy zasadniczej, a więc potraw i tego co która z nas przygotuje. Śniadanie rozpoczynamy tradycyjnie o godzinie 12.00 dzieląc się jajkiem, poświęconymi w Wielka Sobotę. Koszyk ze święconką jest pięknie przystrojony przez Julkę: są biedronki wędrujące po jego boku, są motylki na zielonej kryzie, są biało – zielone wstążeczki, jest wiosennie i pięknie. A w koszyku jajka ugotowane w cebuli pięknie pokolorowane w zależności od skorupki jajek na różne odcienie ciemno czerwono brązowy, brązowy, jasno czy ciemno brązowy kolor. Julka jako znana estetka ubiera jajka w koronki, wstążeczki, każde jest inaczej przystrojone, do koszyka wędrują też suszone kiełbaski, masełko, sól , pieprz, upieczone bułeczki, jak również po kawałeczku ciast przygotowanych na święta.  Nad wszystkim króluje baranek, zajączek oraz kurczaczki, które przykucnęły każdy przy swoim jajku. Na stole przykrytym białym obrusem stoją baranki, zajączki i kurczaki, porozkładane są bazie oraz pocięte pędy świeżej forsycji. Każdy ma piękną kolorową wielkanocną serwetkę, a stół jest zdominowany przez barwy żółte i zielone, prawdziwe wiosenne święto. Moja córka przygotuje na śniadanie: żurek, pieczone mięsa: schab karkowy, schab środkowy pieczony nadziewany śliwką, pasztet domowy specjalnie na śniadanie oraz sałatkę jarzynową i pieczona białą kiełbasę. Ja przygotuję jajka ugotowane w cebuli, upiekę szynkę oraz indyczkę nadziewaną jabłkami, morelami i żurawiną, którą podam z pieczonymi ćwiartkami młodych ziemniaków. Do tego ćwikła i chrzan oraz sos cumberland, a poza tym chleb drożdżowy i bułeczki upieczone przeze mnie. Po śniadaniu, które przeciągnie się pewnie do popołudnia, odpoczynek w ogrodzie i spacer. W tej przerwie stół zostanie sprzątnięty, pozostałe potrawy pochowane do lodówki, a my przygotujemy kawę, herbatę i podamy ciasta: sernik z masą kajmakową, pischinger, mazurek z czarną porzeczką i pianą z białek, oraz ciasto niespodziankę, które przygotuje Ewa. W zeszłym roku było rafaello, co będzie tym razem, nie wiemy. Aby śniadanie było przyjemnością, abyśmy byli razem zawsze przygotowuję w kacie pokoju stolik na którym ustawiam ciasta i nalewki oraz ulubione alkohole, tak by każdy wybrał sobie to co lubi i na co ma ochotę. Stoją również przygotowane talerzyki na zmianę oraz garnitur do kawy i herbaty. Świąteczne śniadanie ma być miłym spędzeniem czasu wraz z Rodziną, a nie upiornym bieganiem pomiędzy kuchnią a salonem. O sposobie przygotowania poszczególnych potraw pisałam – pieczeniu schabu tutaj, pieczeniu białej kiełbasy tutaj, pasztetu – tutaj, sernika z masą kajmakową tutaj, chlebie drożdżowym i bułkach wielkanocnychtutaj, chrzan i ćwikła – tutaj, bułeczki z makiemtutaj. Mam nadzieję, że tegoroczne Święta będą piękne, a Słońce nie będzie żałowało nam swego ciepła. A my znajdziemy też chwilę czasu, aby wspomnieć tych, którzy odeszli. Ja obowiązkowo pojadę na grób Mojej Mamy i Brata, Mojej Teściowej Marcysi i Pana Profesora. Bo Święta Wielkiej Nocy są również po to, aby na chwilę zatrzymać się w naszym biegu, aby zastanowić nad tymi co odeszli oraz znaleźć chwilę dla Siebie Samych.

Przygotowałam dla Was przepis na sałatkę krabową:

W moim domu sałatka krabowa jest bardzo lubiana. Jest bardzo łatwa w przygotowaniu a i smak ma zupełnie inny niż te, które serwujemy w czasie Świąt.

Składniki:

2 paczki mrożonych paluszków krabowych (surimi), można kupić w supermarketach, puszka ananasów w zalewie, puszka brzoskwiń w syropie, kukurydza z puszki, majonez, 2 łyżeczki przyprawy curry.

Wykonanie:

Paluszki krabowe obieramy z papierków, wrzucamy do miski, ananasy wykładamy na sitko, na które również wykładamy brzoskwinie celem odsączenia z syropu. Paluszki tnę nożycami ostrymi na małe centymetrowej długości kawałeczki, ananasy również przycinam na małe kawałki, brzoskwinie kroję, lub używając tych samych ostrych nożyc do żywności tnę na kawałki. Dodaję odsączoną kukurydzę. Majonez 4- 5 dużych łyżek mieszam z przyprawą curry. Przygotowanym sosem obficie polewam przygotowana sałatkę. Proszę się nie martwić, że będzie ona ostra. To nie prawda, ponieważ słodki smak owoców jest złamany ostrym smakiem curry, razem mamy pyszną sałatkę, którą możemy serwować jako przystawkę lub postawić na wielkanocnym stole. Efekt, smak i powodzenie tej sałatki jest murowane. Smacznego!

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.