Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Święta’

Wigilia

Wigilia 24.12.2009Jak zwykle przed świętami wszyscy zamawiają u Mikołaja PREZENTY. Na pytanie Julii, co chciałabym dostać w tym roku odpowiedziałam: Wiesz kochanie, tak bardzo lubię twoje opowiadania. Za chwilę Julia przyniosła mi kopertę: Wiem, że nie będziesz miała czasu na pisanie podczas świąt, więc twój prezent babciu dostaniesz wcześniej. Oto, co otrzymałam od Julii:

Na imię mi Milo, jestem piernikiem.

Może się to wydać śmieszne, ale żyję, i odkąd ulepiła mnie Marysia widziałem wszystkie święta rodziny Walewskich. I dlatego chciałbym opowiedzieć wam całą moją historię…

Był to dwudziesty czwarty grudnia 1860 roku, choinka była przepięknie ubrana, a zapach goździków i pomarańczy snuł się już po domu. Pani Krystyna właśnie przyrządziła wspaniałe potrawy i zaczęła brać się za wypieki, gdy nagle do kuchni wpadły dzieciaki: Marysia i Karol. – Mamo możemy ci pomóc? – spytała Maryśka. – Kochanie, prawie wszystko jest gotowe, zostały mi tylko ciasta. Jeśli chcecie, możecie zrobić pierniki. – powiedziała.  – Tak! Świetny pomysł mamo. – uśmiechnął się Karol.Dzieci rozgniotły ciasto przygotowane przez mamę, a następnie rozwałkowały je dużym drewnianym wałkiem. Ponieważ nie miały gotowych foremek, same musiały je zrobić. Z szarego kartonu pośpiesznie wycięły choinki, zwierzęta i śmieszne ludziki. Rodzeństwo wygniatało foremkami wzory na cieście. Gdy uformowali już bardzo dużo pierników okazało się, że został jeszcze jeden, malutki kawałek ciasta. Był on jednak za mały na wycięte foremki, ale Pani Krysia nie chciała go wyrzucać.– Mamo ja go ulepię, sama, bez foremki. – powiedziała dziewczynka.– Bardzo proszę Marysiu, zrób z nim, co chcesz. – oznajmiła mama i podała mały kawałek córce.

Marysia długo zastanawiała się jak ma wyglądać piernik. Nagle wpadła na pomysł i po dokładnie siedmiu minutach ciężkiej pracy małej sześcioletniej dziewczynki powstałem, ja, właśnie ja. Do piekarnika dotarłem jako ostatni i jako ostatni z niego wyszedłem. Dziwicie się pewnie, dlaczego tak dokładnie opisuję ten piekarnik. Widzicie, jest to miejsce, kiedy po raz pierwszy mogłem ujrzeć Marysię, moją panią. Co minutę zaglądała do piekarnika, gdyż nie mogła doczekać się, by mnie zobaczyć. Wtedy również widziałem uśmiech Pani Krysi, która przyglądała się z podziwem córce.I w końcu nastał ten czas, wyszedłem. Tak jak wszystkie pierniki zostałem przeniesiony na przepięknym talerzu, który moja mała, lecz wielka sercem pani osobiście zaniosła na stół przy choince. Zbliżał się już wieczór, przy stole kręciła się gosposia, która nie mogła napatrzeć się na mnie, na dzieło małej Marysi. Do pokoju weszła Pani Krystyna.– Amelio czy już wszystko gotowe? – spytała.– Jeszcze tylko talerze i serwety.– Dobrze. A prezenty?– Wszystko, naprawdę wszystko jest gotowe. Proszę się nie martwić. – uśmiechnęła się gosposia.– Dziękuję ci bardzo Amelio.Pani Krystyna już miała wychodzić z pokoju, gdy gosposia nagle złapała ją za rękę.– Pani Krysiu, bardzo proszę, tak bardzo proszę. Nie zjadajcie piernika Marysi. – wtedy po raz pierwszy się uśmiechnąłem, w sercu, bo nie miałem jeszcze ust – ja, ja się nim zajmę,polukruję. Tylko nie marnujcie takiej pracy. Bardzo proszę Pani Krystyno. – mówiła Amelia.– Jeśli mnie tak bardzo prosisz moja droga, spełnię twoje życzenie. W końcu są święta. – powiedziała Pani Krystyna i pogodnie się uśmiechnęła. Po chwili obie wyszły z pomieszczenia.A ja samotny, leżąc na talerzu, patrzyłem na magiczną, pełną miłości choinkę i tak marzyłem, by na niej zawisnąć, gdy nagle do pokoju wbiegła Marysia.– Witaj pierniczku, co mi dzisiaj powiesz? – spytała. Niestety nie mogłem nic powiedzieć, bo nikt nie dorysował mi ust i dlatego właśnie nie mogłem doczekać się lukrowania Pani Amelki.– Kochany przyjacielu, zdradzę ci tajemnicę. – szepnęła – Podsłuchiwałam rozmowę mamusi i Amelii i wiem o lukrowaniu. Tylko nie mów im o tym. Ale pamiętaj, ja na pewno nie przeoczę twojego lukrowania, bo muszę dorysować ci oczka i buzię. – powiedziała. Marysia naprawdę mnie rozumiała, nawet bez słów. Do pokoju weszła Amelia. – Witaj moja droga, z kim rozmawiasz? – spytała. – Ja? Z nikim. – Pewnie coś mi się wydawało. Marysia zarumieniła się. – Amelio, wiesz, bo ja słyszałam jak broniłaś mojego piernika. Bardzo ci za to dziękuję, ale mam jedno pytanie. Bo ja też bym chciała tak lukrować jak ty, czy ja mogłabym ci pomóc?? – Oczywiście, właśnie przyszłam, by cię o to spytać. – Wspaniale, to chodźmy. – podskoczyła dziewczynka.

Marysia podniosła mnie z talerza i zaniosła do kuchni. Najpierw wyrysowała mi oczy i usta, a następnie polukrowała z małą pomocą gosposi, i tak następnie przeleżałem dwie i pół godziny. Gdy do kuchni pełnej wspaniałych potraw wbiegł Karol.  – Co by tutaj… – wyszeptał – mam!  Nagle głodny chłopczyk złapał mnie za nogę. I już miał mnie zjeść, gdy nagle wbiegła Marysia. – Nie! Karol! Zostaw! – krzyknęła. Chłopczyk położył mnie z powrotem na talerzu. – O co ci chodzi, mama i tak nie zauważy. – Jeść to i ja chcę, ale nie mój pierniczek. – powiedziała. – Dobra, masz tego piernika. Ale nie powstrzymasz mnie od innych potraw. – Oczywiście, że nie, bo ja też chcę spróbować wyrobów mamusi. – zaśmiała się Marysia.  – Maryśka! Tylko po troszeczku, żeby mama nie zauważyła. – Przecież wiem. – syknęła. Zaczęli pałaszować w kuchni. W końcu nadszedł ten moment, gosposia wynosiła już potrawy na stół. Goście chodzili po domu, a prezenty czekały już pod choinką. – Jak ja nie mogę się doczekać. – skakała Marysia. – Ja też. – powiedział Karol. Wszystko było już gotowe. Rodzina zasiadła do stołu. Jednak Marysia nie zapomniała o mnie, o swoim przyjacielu. Pośpiesznie pobiegła do kuchni, ucięła kawałek czerwonej wsążki i przywiązała ją do końcówki mojej głowy. Ostrożnie wzięła mnie w obie ręce i zaniosła pod choinkę. – Kochany pierniczku, bardzo bym chciała widzieć cię przez cały rok, codziennie od rana do wieczora, lecz wiem gdzie jest twoje miejsce. – Ostrożnie złapała mnie za czerwoną kokardkę i zawiesiła na choince. Wtedy spełniło się moje marzenie, w zasadzie spełniły się dwa moje marzenia. Ja, mały, ostatni ze wszystkich pierniczek, mogłem przeżyć wszystkie ludzkie uczucia. A trwało to zaledwie jeden dzień. Ale ta opowieść jeszcze się nie kończy. Widziałem wszystkie święta Marysi, jej córki i wnuków. Przeżyłem zarówno bogate, jak i biedne, skromne święta, lecz nigdy nikt nie widział takiej miłości, jak ja w oczach całej ich rodziny. Przekazywany z pokolenia na pokolenie, zawieszany zawsze na choince, widziałem również święta w czasie drugiej wojny światowej, gdy rodzina Walewskich spędzała ten magiczny dzień w piwnicy z kromką chleba, ujrzałem to uderzające podobieństwo Janeczki do mojej małej Marysi, tak nieprawdopodobne, że nie czułem nawet różnicy miejsca i czasu, czułem tylko ten zapach pomarańczy i goździków oraz miłość, prawdziwą miłość. Teraz, w roku 2008, gdy do świąt został tylko miesiąc, leżąc w pudełku z bombkami rozmyślam o Marysi i o jej poświęceniu dla mnie. Ona tak mnie rozumiała…

Julia

Cieszę się, że moje wnuki obdarowują nas tym, co mają dla nas najlepsze, sercem, umiejętnościami, często wykonują wszystkie prezenty same, wtedy skrzętnie je zbieram, wkładam w teczki, powstaje specjalne archiwum, a gdy dorosną oddam im te skarby poukładane w pięknych albumach, aby ich dzieci gdy dorosną mogły się nimi cieszyć. W ten sposób kultywuję tradycję, przekazuję wartości, które dla nas starszych są warte o wiele więcej niż prezenty kupowane w sklepach. A każdy prezent wykonany przez nich własnoręcznie jest bezcenny!

Wesołych  Świąt, szczęśliwych,

Rodzinnych, z ogromem miłości

Dla naszych Dalszych i bardzo Bliskich

Wasza Jadwiga

Dzisiaj ustalę menu, ale potrzebna mi jest konsultacja z moimi kobietami:IMG_1059 Agnieszką, Anią, Jolą i Ewą. Wspólnie uzgodnimy to, co chciałybyśmy znaleźć na stole podczas Wigilii oraz w czasie świąt i w Dniu Św. Szczepana przypadającym w drugi dzień świąt.

Drugi dzień świąt to tradycja wspólnego biesiadowanie całej Rodziny! Z okazji imienin mojego taty – dziadka – pradziadka Szczepana. Wspólnie spędzamy ten dzień – jaka radość, wszyscy, ponad dwadzieścia osób – Prababcia i Pradziadek Szczepan, ja i dziadek Andrzej oraz nasze dzieci Aga, Ania, Kaja, Ewa – solenizantka, dwa  Michały, Tomek…, dwie ciocie Jole i wnuki Tania, Maciek, Julia i Gabrysia. Zamieszanie, gwar i śmiech, opowieści rodzinne i wspomnienia gwarantowane. (Jak ja to kocham!)

Wigilia nieodmiennie organizowana jest u nas w domu, natomiast drugi dzień u Agi. Ustaliłyśmy, że w tym tygodniu wszystkie dziewczyny razem (Aga, Ania, Ewa, Tania i ja) będą lepiły pierogi z kapustą i grzybami oraz uszka do czerwonego barszczu. Dziewczyny w tygodniu są zajęte – pracują, uczą się – Tania jest studentką, a pozostali chodzą do szkół – stąd pomysł  na małe prace ręczne w weekend. Pójdzie szybko, a i ja nie będę skonana.

Wiem, że nadzionka do pierożków i uszek są znane i bardzo popularne wśród polskich pań domu, więc nie podaję przepisu. Podzielę się zatem przepisem na pyszną postną adwentową kapustę, której smak zachwycił mnie podczas ostatniego pobytu we wsi Siepietnica w Gminie Święcany – małej wiosce na Podkarpaciu.

Podaję przepis na 6-8 osób:
Główka  świeżej kapusty cukrowej
4-6 całych marchewek
4 całe cebule
Kostka masła (200 g)

Marchewki i cebule (po obraniu i umyciu) przepuszczam przez malakser (tarka gruboziarnista). Na rozpuszczone w garnku masło wykładam marchewkę z cebulą i duszę 5 min pod przykrywką, dodaję kapustę poszatkowaną w malakserze i obgotowaną przez 5 minut w oddzielnym garnku – odcedzoną na sitku. Do tego ziarenka smaku (szczyptę lub według uznania), sól i pieprz i duszę pod przykryciem przez 30 minut od czasu do czasu mieszając. Można podać jako jarzynkę, ale też wybornie smakuje z ziemniakami puree, które to danie uwielbiają moje dzieci i wnuki. Podaję w okresie Adwentu, a ulepszoną wersję z grzybkami, kilkoma suszonymi śliwkami oraz suszonymi jabłkami, jako jedno z dań wigilijnych.

Życzę smacznego i do miłego usłyszenia.

Wasza Jadwiga

Choinka 2008

Za dwa tygodnie Wigilia, magiczny czas Świąt najbardziej rodzinnych, wspominanych przez wszystkich, czy tych dobrych, czy tych trudnych w okresie wojennym, jednak zawsze innych, z sercem przepełnionym najbliższymi.

Rozpoczynam przygotowania – ustalam wigilijne i świąteczne menu oraz przygotowuję listę osób, dla których kupujemy prezenty. Mieszkając na obrzeżach miasta wymyślam ozdoby, które powiesimy na krzewach, drzewach oraz dodatkowo ustawionych choinkach. Magiczne święta muszą mieć magiczną dekorację. Wędruję po sklepach z choinkowymi strojami, bombkami, łańcuchami, różnościami tworzącymi kolorowy zawrót głowy! Ileż tego przygotowano, jakie kolory, niebieski, złoty, zielony, fioletowy, czerwony – najbardziej magiczny ze wszystkich, do dziś pamiętany i ulubiony.

Nasza powojenna choinka stała wystrojona w kolorowe bombki, a najwięcej było czerwonych, błyszczących, w których odbijały się zniekształcone obrazy: domu, sprzętów, no i oczywiście nasze radosne pyszczki. Na choince wisiały jabłka, cukierki, ciasteczka upieczone przez mamę, łańcuchy wykonane przez nas z kolorowego papieru, aniołki oraz piękna gwiazda z błyszczącego sreberka. Do dziś nie wiem skąd mama miała srebrny papier, pewnie to będzie jej tajemnica, jak wiele innych.

Co roku moje dzieci zadają mi pytanie – to jaka będzie tegoroczna choinka? Odpowiedź jest zawsze taka sama – PIĘKNA. Błyszcząca i kolorowa (choć kolory zmieniają się co roku) z kokardkami, bo przecież każda panna (a choinka jest piękną panną) lubi kokardki. Dzisiaj mam znacznie łatwiejsze zadanie, znajdując w sklepie niedaleko naszego domu wszystko to, czego dusza zapragnie – piękne anioły, bombki, nie tylko te ulubione z cienkiego szkła dmuchane, lśniące, ale też ażurowe, ozdabiane wielkie i całkiem maleńkie. Dzwoneczki,  pantofelki Kopciuszka, gałązki błyszczące, ptaszki, piórka, cudeńka i cuda. Chodząc między półkami zastanawiam się nad tonacją i kolorytem tegorocznej choinki. Niebieska? Nie, już była. Czerwona? Nie, już była. Zielona? Nie, zdecydowanie nie, bo nie będzie kontrastu z choinką. Samo złoto? Nie, za dużo szczęścia naraz. Srebro? Nie, chyba nie, choć pięknie wygląda to chyba niezbyt przytulnie, a może miód- miodowy, brązowy, złoty obsypany złotą lametą? Lub beżowy – takie piękne te bombki, a może wszystkiego po trochu? Dla mnie pięknie ubrana choinka, błyszcząca i świecąca oraz wpatrzone w nią oczy moich wnuków to największy prezent na te bajkowe święta. Nie zapominam też o aniołach i aniołkach pilnujących nas we dnie i w nocy.

Choinka jest moim prezentem dla najbliższych – wymyślam ją sama, sama ubieram korzystając z różnych pomysłów własnych i nie tylko. Jestem w sklepie, gdzie dokupuję trochę nowych ozdób, wybieram wieniec adwentowy, nowe świeczniki i świeczki w wymyślonym przeze mnie kolorze i zadowolona wracam do domu.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.