Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘powstanie warszawskie’

Dużo czasu upłynęło od ostatniego wpisu, gdy polecałam wam książkę „Białe Trufle”. Dzisiaj po wielu dniach świętowania, pora na nową książkę i nowego autora. Zbigniew Zborowski „Trzy odbicie w lustrze”. Wydawnictwo „Zysk i S-ka” Poznań październik 2014 r.

Trzy Odbicia w Lustrze autor Zbigniew Zborowski

Trzy Odbicia w Lustrze autor Zbigniew Zborowski

Po książkę sięgnęłam z powodu tytułu i autora-mężczyzny, który odważył się napisać o kobietach.” Trzy odbicia w lustrze” to saga rodzinna rozpoczynająca się na Wołyniu opowieść o trzech kobietach: matce, córce i wnuczce:        „…Latem 1939 roku Zosia marzyła o lepszym życiu. O tym, by się na dobre wyrwać z biedy warszawskiego Powiśla, zdobyć wykształcenie i spokojną przyszłość. Prawie się jej udało. Prawie. Ostatecznie jednak wszystko poszło nie tak. I to nie tylko za sprawą wojny, która zastała ją w majątku ziemskim na Wołyniu, do którego wkrótce wtargnęli Sowieci. Przede wszystkim podjęła jedną złą decyzję, która zaważyła na całym jej życiu. Może to skutek klątwy rzuconej na nią jeszcze przed wojną? Zosia przeciwstawia się złu, uzbrojona jedynie w miłość. Do swojej córki, do wypróbowanych przyjaciół i… do tajemniczego mężczyzny o oczach anioła, którego wojna zamieniła w demonicznego mściciela. Czy to wystarczy, by wygrać i rozwiązać zagadkę przeznaczenia? A jeśli tak, to czy można cofnąć fatum? I jaka jest tego cena? Z tymi pytaniami, w ogniu płonącej Warszawy, w uścisku powojennego terroru, w cieniu rodzinnych tragedii, w gorączce uczuć i labiryntach raczkującego kapitalizmu, zmierzyć się będzie musiała nie tylko Zosia, ale także jej córka, a potem wnuczka. Znalezienie właściwej odpowiedzi zajmie im siedemdziesiąt pięć lat…”

Zbigniew Zborowski autor, o którym nie można znaleźć w Googlu wielu informacji, stworzył opowieść rodzinną o trzech krwistych kobietach pełnych miłości, gotowych do bezgranicznego poświęcenia, do działania w czasie walk z Sowietami na Wołyniu, trochę później zaś w czasie wojny w Warszawie podczas Powstania i w końcu po wojnie na Ziemiach Odzyskanych. Saga rodzinna zatacza koło i w końcu w lecie 2014 znajduje swoje rozwiązanie. Powieść jest wartko napisana a do tego pięknym językiem polskim. Przeczytałam ją jednym tchem w jedną noc. Cały czas zastanawiałam się, jak to możliwe, aby mężczyzna tak pięknie i wnikliwie opisał trzy kobiety. Losy tych kobiet, które mierzyły się  z trudami życia podczas wojny, a także po wojnie w czasie postkomunistycznego terroru. Fatum ciążące nad losami tych kobiet nakręca akcję, a powiązane modne elementy fikcji przeplatają się z zagadnieniami choroby psychicznej. Pokazane są ludzkie wahania, a także podejmowanie mniej lub bardziej przemyślanych decyzji. Mamy także element, jakże lubiany przez nas Polaków, bohaterstwa i niezwykłych umiejętności działania polskich kobiet w ekstremalnych warunkach.

Pozwólcie, że zacytuję urywek wywiadu udzielonego  przez Zbigniewa Zborowskiego:

”… Mężczyzna, który doskonale rozumie kobiety i pisze niesamowitą sagę rodzinną trzech pokoleń kobiet. Na usta samo ciśnie się pytanie – gdzie się Pan tego nauczył? Przez całe życie otaczały mnie mądre i silne kobiety. Mama, babcia, a teraz żona. Miałem, od kogo się uczyć! Dzięki nim szybko zrozumiałem, jak wielka moc tkwi w „słabej płci”. To właśnie dzięki kobietom nasz świat ciągle trzyma się jeszcze w jednym kawałku. To one, czy tego chcą czy nie, wciąż naprawiają to, co wymachujący szabelką mężczyźni rozwalają. Widać to szczególnie w trudnych momentach. Na przykład w czasie wojny, kiedy wokół panował chaos i zniszczenie, wiele kobiet musiało stać się faktycznymi głowami rodzin. Podczas gdy mężczyźni prężyli muskuły, one troszczyły się o byt najbliższych, bezpieczeństwo dzieci, zdobywały żywność czy ubrania. Umiały zachować w tych szalonych czasach równowagę i rozsądek. Dobrze to obrazuje czas Powstania Warszawskiego. Sami jego żołnierze często przyznają, że najniebezpieczniejszą pracę wykonywały dziewczyny – sanitariuszki. Oni strzelali do Niemców i kolaborujących z nimi Rosjan, tak. Lecz to one, w dodatku bez broni, szły w najcięższy ogień żeby dostać się do rannych. A potem opatrywały ich i taszczyły kilometrami do polowych szpitali. I jeszcze pocieszały, że „wszystko będzie dobrze”. Znana jest historia sanitariuszki, która  w samym środku piekła – pod bombami szturmowych samolotów i w ogniu artylerii – niosła rannego. Opadła w końcu z sił i poprosiła jakichś mężczyzn, żeby jej pomogli. Odmówili. Bali się. Co zrobiła ta filigranowa dziewczyna? Złapała broń rannego, wycelowała w struchlałych  facetów i kazała iść z poszkodowanym do szpitala. Trzeba mieć charakter, żeby tak postąpić, prawda?

W krótkiej notce biograficznej w książce możemy przeczytać, iż do niedawna był Pan nurkiem eksplorującym zatopione na dnie Bałtyku wraki, tak jak i jeden z bohaterów „Trzech odbić w lustrze”.  Proszę opowiedzieć o tym, jaki wpływ miała Pana pasja na ostateczny kształt powieści. Szczerze przyznam, że… niewielki. Chociaż… Pierwszy, jeszcze zupełnie niesprecyzowany pomysł na opowieść o zwykłych ludziach, którym przyszło żyć w niezwykłych czasach, rzeczywiście  przyszedł mi do głowy podczas nurkowania. To był wrak statku, który został storpedowany na trzy tygodnie przed końcem wojny. Ludziom, którzy nim płynęli – a było ich tysiące i niemal wszyscy zginęli – prawie udało się dotrwać do końca koszmaru. Prawie… W dodatku wojna, przed którą uciekali, dopadła ich w chwili, kiedy myśleli, że właśnie wyrwali się z zagrożenia, że są nareszcie bezpieczni. Pomyślałem, że ta przewrotność losów, kompletna nieprzewidywalność i chaos, jaki panuje, kiedy jedni zabijają drugich na masową skalę, wydały mi się pasjonującym tłem dla powieści o losach kobiet próbujących w tym szaleństwie ocalić siebie, swoją miłość i poczucie godności. Wtedy jednak nie podejrzewałem jeszcze, że kiedykolwiek napiszę książkę. Pomysł, więc się pojawił i zaraz zniknął. Trzeba było się zająć wynurzeniem, trwającą godzinę dekompresją, zmianą gazów oddechowych, wystrzeleniem boi. O tamtym pomyśle przypomniałem sobie dopiero dobrych kilka lat później, kiedy miałem już na koncie inną książkę (thriller „Nowy drapieżnik”).

„Trzy odbicia w lustrze” charakteryzują się ogromną dbałością o szczegóły historyczne. Jak przebiegały przygotowania merytoryczne? Studiował Pan dokumenty, książki, a może poznał Pan osobiście uczestników opisywanych wydarzeń?

Ja  w ogóle bardzo starannie przygotowuję się do pisania. Dokładnie obmyślam fabułę, robię charakterystyki swoich postaci, czytam, pytam, poszukuję.  Prawdę mówiąc, to te przygotowania sprawiają mi niemal tyle samo frajdy, co samo stukanie w klawiaturę. W przypadku „Trzech odbić w lustrze”, wszystko zaczęło się od lektury listów mojej babci pisanych w czasie wojny i zaraz po niej do swojej siostry. Ich treść uświadomiła mi, że nawet wtedy, w koszmarze okupacji, ludzie starali się w miarę normalnie egzystować, cieszyć rodziną, żartować. Taka już jest nasza natura, próbujemy oswoić nawet tak straszne zjawiska, jak wojna totalna. Pomyślałem, że fajnie byłoby oddać ten klimat. Wojna wojną, ale ludzie chcieli wtedy, na miarę swoich żałośnie okrojonych możliwości korzystać z  życia. Tyle, że było to strasznie trudne, …·Co więcej? Zaczerpnąłem wiele z opowieści dziadka o poprzedzających wybuch wojny latach, kiedy to studiował wymarzoną polonistykę. Studia w jego rodzinie, a pochodził z robotniczego wówczas warszawskiego Powiśla, były czymś niezwykłym. Nie mieściło się w głowie, żeby syn kowala parowego mógł sobie pozwolić na luksus poświęcenia kilku lat na siedzenie w uczelnianej ławie. Koszt tego przedsięwzięcia był oszałamiający! Dziadek jednak dał radę. Jak? Każde wakacje spędzał w wielkich majątkach na Kresach udzielając dzieciom tamtejszych ziemian korepetycji. Tak zarabiał na własną edukację. I dał radę! Wiele też dowiedziałem się od mojego ojca, który choć był poznaniakiem, akurat w roku 1939 spędzał lato w majątku u kolegi – pod Lwowem. Tam go zastała wojna, wkroczenie Rosjan, a potem wywózka aż za Ural. Wrócił do Polski dopiero w roku 1950. Ale to już była inna Polska… Sporo wiedzy dostarczyły mi również doświadczenia reportażysty. Jako dziennikarz rozmawiałem przecież zarówno z osobami przesiedlonymi po wojnie z Kresów, ocalonymi z  Rzezi Wołyńskiej, repatriantami z dawnego ZSRR, wychowankami domów dziecka, ludźmi, którzy po wojnie należeli do socjalistycznych organizacji młodzieżowych oraz… przemiłą starszą panią, która ocalała z katastrofy statku storpedowanego pod koniec wojny przez rosyjski okręt podwodny? Realia wczesnego kapitalizmu poznałem natomiast na własnej skórze. Jeździłem wtedy „na przemyt” do Berlina Zachodniego, handlowałem na bazarach, zarabiałem i trwoniłem pieniądze, troszkę łobuzowałem. Jak to w czasach przełomu. Wszystkie te doświadczenia scaliłem i uporządkowałem dzięki lekturze kilkunastu  książek dokumentalnych i historycznych, archiwalnym mapom i zdjęciom  zdobytym w antykwariatach. W sumie więc można powiedzieć, że zbieranie materiału do książki rozpocząłem na długo zanim w ogóle przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek jakąś książkę napiszę…”

Tyle autor o sobie. Książka wydana została w październiku 2014 r a więc stosunkowo niedawno. Trafiłam na nią zupełnie przypadkiem. Miałam napisać recenzję książki ostatnio wydanej i wtedy zobaczyłam „Trzy odbicia w lustrze”. Pomyślałam,  skoro mam pisać dla Wydawnictwa „Zysk i S-ka” to poproszę również  o tę pozycję. I tak do moich rąk trafiły „ Trzy odbicia w lustrze”. Książkę połknęłam.

Początek był bardzo obiecujący, sielska, wiejska atmosfera, dwór i panicz, miłość w lecie i skutki nierozważnej decyzji, by później przejść do wartkiej akcji czasów walk z Sowietami, rzezi, gwałtów, zabijania, mordowania, gdy trzeba stawić czoła rozwydrzonym hordom mężczyzn mając dziecko na ręku. A jeszcze później Warszawa, podziemie, walki podczas Powstania Warszawskiego, ucieczka z transportu , życie na Ziemiach Odzyskanych, w czasach komunistycznego terroru. Po siedemdziesięciu pięciu latach życie zatocza koło i w lecie 2014 r. przychodzi rozwiązanie wszelkich spraw. Od takiej powieści, od tej sagi rodzinnej nie można się oderwać, dlatego czytałam ją z wypiekami na twarzy, widząc oczyma wyobraźni bohaterki, przeżywające jakże trudne wydarzenia oparte na prawdzie historycznej.

Zosia, Wanda i Anna. Wraz ze zmianą bohaterki i czasów w jakich żyje każda z nich, zmienia się język narracji. Gdy kończy się wojna i na pierwszy plan wysuwa się Wanda, gdy niewola nazistowska zmienia się w niewolę socjalistyczną, i trwa indoktrynacja młodzieży, zmienia się w książce styl narracji, język przestaje być ugładzony, i naiwny, zaczyna dostosowywać się do otoczenia. I jest to przemiana wolna, ledwie widoczna, ale agresja, chamstwo, złość znajdują odzwierciedlenie na stronach książki. Podobnie dzieje się, gdy poznajemy Annę córkę Wandy, trzecią postać. Trzecie odbicie w lustrze. I tym razem zmienia się finezyjnie stylistyka dostosowana do nowej rzeczywistości. Książka Zbigniewa Zborowskiego oparta jest na historii, która jest wyrazistym tłem wydarzeń. Jednak znalazłam tutaj również urywki drążące zakola ludzkiej podświadomości, dotykające choroby psychicznej, wiary w nadprzyrodzone. To jest jak pieprz i sól, przyprawy dodające książce magii.

Wtedy staje się ona jedyna w swoim rodzaju, na tle wielu wydawanych książek.

Książka stanowi wyjątek również dlatego, że napisał ją mężczyzna, który potrafił zrozumieć kobietę i znalazł w jej działaniu sens podejmowanych decyzji. Docenił najstarszą bohaterkę, babcię emanującą mądrością życiową, spokojem, miłością, która wiele przeszła, a mimo tego potrafiła oczarować nas swoją postawą w jesieni życia. To ona stanowi oś konstrukcyjną książki, to ona widziana jest oczami córki Wandy a następnie wnuczki Anny. I to właśnie tę postać zapamiętamy na zawsze, bowiem jest w niej siła i miłość, upadek i wzlot, który może nastąpić poprzez znalezienie ważnego właściwego celu w życiu.

Nie mogę opowiedzieć książki, bo jaki miałoby to sens?

Trzy bohaterki sagi, genialnie wykreowane postacie kobiece,, „Trzy odbicia w lustrze” oczekują na was, na spotkanie, którego nie będziecie żałować!

Dziękuję Wydawnictwu „Zysk i S-ka” za możliwość przeczytania książki.

Cmentarz Katolicki Warszawa Wola - Pomnik Polegli Niepokonani

Cmentarz Katolicki Warszawa Wola – Pomnik Polegli Niepokonani

Siedemdziesiąta rocznica Powstania Warszawskiego.

Jak zwykle tego dnia idziemy na Cmentarz na Powązkach zapalić lampki na grobach Powstańców. Przez lata całe chodziłyśmy z Córeńką i zapalałyśmy niezliczone ilości zniczy, każdy grób musiał być udekorowany,  zniczy nie mogło nam zabraknąć. Taszczyłyśmy je w wielkich siatach, zapalając każdemu uczestnikowi Powstania Warszawskiego.  Oczywiście największa ilość lampek paliła się na grobach harcerskiego Batalionu AK „Zośka”, który brał udział w Powstaniu Warszawskim a składał się przede wszystkim z członków Szarych Szeregów, konspiracyjnego Związku Harcerstwa Polskiego. Jego dowódcą był Ryszard Białous. Batalion ten został utworzony pod koniec 1943 roku, przyjął nazwę „Zośki” dla upamiętnienia warszawskich Grup Szturmowych Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, poległego w akcji na posterunek graniczny w Sieczychach.

Na „Powązki” chodziłyśmy wieczorem, aby uczestniczyć w misterium obchodów, patrząc na tysiące płonących lampek, półgłosem rozmawiając. Pytaniom, „dlaczego” nie było końca. Odpowiadałam na nie, dzieląc się wiedzą.

W tym miejscu pod tą tablicą wsypano prochy ponad pięćdziesięciu tysięcy cywilów warszawy zamordowanych w Sierpniu i Wrześniu 1944 r

W tym miejscu pod tą tablicą wsypano prochy ponad pięćdziesięciu tysięcy cywilów warszawy zamordowanych w Sierpniu i Wrześniu 1944 r

Stawiałyśmy znicze, obserwując ludzi, którzy przychodzili oddać hołd poległym uczestnikom Powstania Warszawskiego.  Do dzisiaj dzień 1 Sierpnia jest dniem odwiedzania Cmentarza na Powązkach i Grobu Polegli Niepokonani, gdzie spoczywają prochy ludzi poległych podczas Powstania Warszawskiego a także tych, którzy opuszczając miasto po upadku Powstania Warszawskiego nie mieli szczęścia, bowiem Niemcy dokonywali swoistej selekcji opuszczającego miasto tłumu, rozstrzeliwując ludzi masowo, na podwórzu Fabryki „Franaszka” przy ulicy Wolskiej. Ich prochy, po wojnie, przeniesiono właśnie na Cmentarz Katolicki na Woli. Spoczywają w wielkich betonowych urnach Grobu Polegli Niepokonani.

O Powstaniu Warszawskim pisałam w poście „Warszawskie dzieci pójdziemy w bój”

http://www.okiemjadwigi.pl/warszawskie-dzieci-pojdziemy-w-boj/

O Powstaniu Warszawskim, o Woli, walecznej i niezłomnej wspominałam również tutaj:

http://www.okiemjadwigi.pl/warszawa-jakiej-nie-znacie/

Dzisiaj, jak co roku jadę na Cmentarz Wolski, aby zapalić lampkę pod Pomnikiem Polegli Niepokonani, symbolem walczącej Warszawy

Pomnik Polegli Niepokonani Warszawa Wola

Pomnik Polegli Niepokonani Warszawa Wola

wielkim wspólnym grobem ponad pięćdziesięciu tysięcy ludzi, którzy oddali życie tylko

cami Stolicy.  cie nie zabraknie lampek dla

tych wszystkich bezimiennych, którzy zginęli podczas ewakuacji Woli.

Część Ich Pamięci!

Dla tych wszystkich, którzy nie byli w Warszawie  w dniu 1 Sierpnia

tutaj skrzyżowanie ul. Solidarności i  ul. Jana Pawła II

https://www.youtube.com/watch?v=dmzv8kLSLe0

al. Jerozolimskie i  ul. Nowy Świat

https://www.youtube.com/watch?v=dK1h6vo1RCI

Al. Jerozolimskie i ul. Marszałkowska

https://www.youtube.com/watch?v=zv4FnkGyAbQ

Szczecin

https://www.youtube.com/watch?v=3WSj0Qar_44

Przystanek Woodstock

https://www.youtube.com/watch?v=ffRAlPiGYf0

Piosenka o mojej Warszawie

http://wawalove.pl/Piosenka-o-mojej-Warszawie-niesamowite-wideo-sl11636

 

 

 

 

 

Zapach i smak

Dzisiaj 1 sierpień, 69 rocznica Powstania Warszawskiego, przypominam mój wpis z dnia 31.07.2010 r

http://www.okiemjadwigi.pl/warszawskie-dzieci-pojdziemy-w-boj/

Dzisiaj pojedziemy na Cmentarz na Wolę – pod Pomnik Polegli Niepokonani, najpiękniejszy z pięknych. Zapalimy świece. Oddamy hołd wszystkim poległym Powstańcom oraz Ludności Cywilnej Warszawy. Jak pamiętamy na Woli zginęło ponad 200 tysięcy ludzi. Pomnik Polegli Niepokonani symbol poranionej Warszawy, najpiękniejszy z pięknych. Wiara ludzi w lepsze jutro.

Tutaj właśnie znajdują się prochy Ojca Joli P. zamordowanego w Alei Szucha, przesiedział  w tak zwanym „tramwaju” kilka dni aby oddać życie tylko dlatego, że był Człowiekiem. Tam zapalimy znicze. Dzisiaj  1 Sierpnia, jak co roku.

 

 

Tylko rano jest tak pięknie w ogrodzie. Kwiaty pachną i nie ma jeszcze upału. Kolorowo, cicho, urzekająco.

Kocham ogród letni gdyż wtedy tylko jest upojny. Korzystają z tego pszczółki, bąki, a nawet komary. Choć tych jakoś nie za wiele. Co prawda opryskałam ogród wokół tarasu płynem przygotowanym z bergamoty, czosnku i pokrzywy, trochę zapachniało inaczej alo udało się, i całą niedzielę spędziliśmy spokojnie na tarasie. Stawiła się cała rodzina.  Było miło, i to bardzo, zresztą miałam zabronione robienie czegokolwiek, miałam tylko siedzieć i kontemplować radować się, że przyjechali w odwiedziny znienacka ze wszystkim co było potrzebne do lunchu. No wiec siedziałam jak matrona, prawie nie oddychałam aby nie ulotniła się ta wspaniała atmosfera pomocy dobroci i wzajemnego zrozumienia dzieci, wnuków, rodziców i dziadków a także pradziadka. Żartom, śmiechom nie było końca, zaś po pysznym lunchu wszyscy ucięli sobie sjestę każdy według własnego upodobania i potrzeb. Zapanowała cisza… trwało to niedługo, tym niemniej odprężeni wyluzowani gotowi do kolejnego tygodnia późnym wieczorem rozjechali się do swoich domów. I jak tu nie cieszyć się z niespodziewanej wizyty przygotowanej w każdym calu?

Nie martwcie się, dochodzę do zdrowia i równowagi po ostatnich przeżyciach, tym niemniej zawsze mi raźniej na sercu gdy otrzymujemy takie kochane wsparcie. A na zakończenie kilka aktualnych zdjęć ogrodowych, niestety zapachu nie mogą wam pokazać, musicie sobie wyobrazić i te motyle, które przylatują do kwitnących krzewów motylich, Budlei Davida. Floksy, lavatera , lwie paszcze, begonie królewskie i wiecznie kwitnące, liliowce, lilie tygrysie, kosmos, wilec, groszek cały ogród ukazuje swoje letnie piękno. Podziwiajcie, zapraszam.   

W taki piękny letni upalny dzień najlepiej smakuje mus owocowy z niewielką ilością makaronu podany na tarasie. Mus robię z kilku rodzajów owoców w malakserze, miksuję wstawiam do lodówki, schładzam i podaje z makaronem ugotowanym al dente, przelanym wodą na zimno. Pycha, kto lubi może do musu dodać śmietanę, jogurt, cukier, ja lubię smak owoców wiec wszelkie dodatki dla mnie są zbędne, pozdrawiam wszystkich i zapraszam na lunch do ogrodu.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.