Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘judo’

Rozmowę z Jadwigą Ślawską-Szalewicz przeprowadziła Jadwiga Kłodecka-Różalska  

Moje podróże z lotką

Porozmawiajmy na początek o bardzo prywatnej i osobistej, niezwykłej książce, której jesteś autorką i bohaterką, ukazującej z mocą dokumentu trudne początki polskiego sportu w powojennym PRL-u. Dla kogo napisałaś tę książkę?

Dla kogo? Przede wszystkim dla siebie! Po drugie dla mojej rodziny, dla ludzi związanych ze sportem, dla fanów sportu, którzy oglądają go podczas mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich, jednak zupełnie nie wiedzą o zapleczu sportowym, o pracy w związkach sportowych częstokroć postrzeganej poprzez pryzmat największego i najbogatszego sportu jakim jest piłka nożna. O innych dyscyplinach zdają się nie wiedzieć nic lub prawie nic. Na przykładzie badmintona chciałam pokazać jak w czasach PRL budowaliśmy krok po kroku nową dyscyplinę wyprowadzając ją z kometki w świat olimpijskiego badmintona. Dzisiaj wiele mówimy o kobietach w sporcie a ja na własnym przykładzie pokazuję jak to jest wejść w świat sportu  zmajoryzowany  przez mężczyzn, i osiągnąć w nim sukces.

Czy kategoria działaczki sportowej, z jaką identyfikują Cię recenzenci, jest zgodna z Twoim wewnętrznym wizerunkiem siebie ?

Nigdy nie patrzyłam na siebie z perspektywy działaczki sportowej. Zresztą „działacz sportowy” przez lata miało  wydźwięk  pejoratywny. Uważam się raczej za menadżera sportu, choć w dawnych latach PRL u tego terminu nie używano. Przez ponad czterdzieści lat byłam pracownikiem administracyjnym zatrudnionym w jednym ze związków sportowych początkowo jako sekretarz generalny następnie jako prezes urzędujący. Praca w organizacji kultury fizycznej sprawiała mi frajdę, tworzenie zaś nowej olimpijskiej dyscypliny stało się moją pasją.

Jadwiga Ślawska Szalewicz

Czy ukończenie warszawskiej AWF zajmuje ważną pozycję w ogólnej puli doświadczeń i czy liczyło się w rozwoju Twojej niecodziennej kariery zawodowej? Co najbardziej cenisz i jakie  momenty zwrotne były najważniejsze?

Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie stała się moją alma mater. Pięć lat studiów wspominam jako czas szybkiego osobistego rozwoju. Miałam znakomitych wykładowców takich jak Stefan Wołoszyn, Zofia Żukowska ( późniejszy mój mentor i serdeczna przyjaciółka), Roman Trześniowski, Zygmunt Kraus, Z. Borowiec, czy Tadeusz Ulatowski  i wielu innych których wspominam z rozrzewnieniem. To byli prawdziwi pasjonaci sportu, którzy potrafili przekazać nam pewne nieocenione wartości rzetelną wiedzę i umiejętność zastosowania jej w codziennej pracy. Poza tym na AWF poznałam wspaniałych sportowców, którzy studiowali na moim roku: Elwira Seroczyńska , która zdobyła srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley 1960  w łyżwiarstwie szybkim, Jerzy Kulej mistrz olimpijski Tokio 1964 i Meksyk 1968,  i największy z wielkich niezwykła osobowość Hubert Jerzy Wagner, siatkarz, przez lata  najlepszy rozgrywający polskiej drużyny rozegrał 194 mecze zdobywając tytuł Mistrza Europy oraz 5 miejsce na IO Meksyk 1968.Bezpośrednio  po ukończeniu studiów na AWF od 1972 r. po Igrzyskach Olimpijskich w Monachium  został trenerem kadry narodowej w siatkówce mężczyzn.  To on poprowadził naszą reprezentację Polski na szczyty. W 1974 zdobył mistrzostwo świata, zaś na Igrzyskach Olimpijskich 1976 zdobył ze swoimi zawodnikami złoty medal olimpijski.  Wspaniały zawodnik jednak z powołania trener, wzór konsekwencji i pracowitości. Pseudonim KAT. Katorżniczą pracą treningową, którą na szczęście rozumieli i akceptowali  jego zawodnicy zmianą ich mentalności, zmodernizowaną taktyką jakiej dotąd nie stosowali,

Spotkanie w Polskim Komitecie Olimpijskim za autorką zdjęcia polskich olimpijczyków

nowoczesnym sposobem gry, osiągnęli wspólnie sukcesy o jakich dotąd jedynie mogli marzyć. W naszych licznych dyskusjach i rozmowach Hubert zawsze mówił, pamiętajcie dobrze przygotowana drużyna, świadoma swojej siły i gigantycznej pracy wykonanej  przed imprezą główną rzadko bywa słaba psychicznie!  Tak, Hubert Jerzy Wagner  kolega ze studiów, z ławki szkolnej był moim trenerskim guru. Elwira i Hubert moi przyjaciele. Nasze grono składało się z Jurka Kuleja wspaniałego zawodnika w boksie oraz Norberta Ozimka wice mistrza Igrzysk Olimpijskich Monachium 1972 w podnoszeniu ciężarów.

Tak moje studia na AWF, gdzie spotkałam największe gwiazdy światowego sportu były dla mnie kuźnią umiejętności, które starałam się przekazać badmintonowi polskiemu, europejskiemu i światowemu.

Przywołałaś w książce wielu napotkanych w pracy, fantastycznych ludzi polskiego sportu. Czy jak większość absolwentów AWF, przechowujesz we wspomnieniach jakieś  wydarzenia i postaci z okresu studiów?

Otwarcie Level Polish Open Płock Stan Mitchell Prezydent EBU, Beata Moore- Truskawkowa Blond Lady -Rudzielec, Andrzej Szalewicz prezes PZBad

O moich kolegach studentach napisałam powyżej. To była jedna strona tego wspaniałego medalu. Druga strona to ludzie pracujący w tamtych latach w polskim sporcie: Bolesław Machcewicz, Konrad Kaleta, dyrektorzy Państwowego Przedsiębiorstwa Imprez Sportowych i Turystycznych, późniejszego PIS, a w końcu Centralnego Ośrodka Sportu i Turystyki (Konrad Kaleta)  obecnego COS. Mój dyrektor Departamentu Sportu dr Bogusław Ryba, dr Włodzimierz Reczek przez wiele lat przewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, Zbigniew Pacelt trener pięcioboju nowoczesnego, który zdobył dwa złote medale na Igrzyskach Olimpijskich Barcelona 1992 drużynowo i indywidualnie A. Skrzypaszek, oraz największy mój guru w teorii  sportu Stanisław Stefan Paszczyk. To oni byli wzorami do naśladowania, ich umiejętności, sposób zarządzania,  planowanie treningu uważnie obserwowałam przez lata i powolutku wprowadzałam w życie. Pewnie do dzisiaj nie wiedzą, że byli dla mnie nieocenionymi nauczycielami. Jak widzisz pamiętam i tych sprzed lat i tych z najnowszej sportowej historii. Ale to Oni mieli wpływ na moją edukację sportową. Bez ich wiedzy, bez moich obserwacji, notatek chęci ciągłego szkolenia i doszkalania nie moglibyśmy

Jadwiga i Andrzej Szalewiczowie

wyprowadzić badmintona z TKKF. Jest jeszcze jedna osoba, która  wywarła ogromny wpływ, to Andrzej Szalewicz, prezes związku badmintona w latach 1977- 1991. Jego umiejętności organizacyjne, konsekwencja i upór dały mi asumpt do samodzielnej pracy po jego wyborze na Prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Czy potwierdzasz, że przed kobietami, które jak Ty związały swoje życie ze sportem, tradycyjnie męski świat sportu  stawia  szczególne wymagania? Jakie cechy decydowały o tym, że jako kobieta stałaś się „instytucją” w polskim sporcie?

Tak to prawda. Sport nie jest dla mięczaków, tak kiedyś powiedział mój pierwszy trener koszykówki Józef Pachla a powtarzał to wielokrotnie Jan Ślawski znakomity trener judo (8 Dan) mój pierwszy mąż bez którego nie byłoby mnie w sporcie. Wtedy odnotowałam tylko podświadomie ten fakt, później przywoływałam coraz częściej. Koledzy wiele rzeczy mogą wybaczyć, jednak braku profesjonalizmu, logicznego myślenia, umiejętności przekonywania, używania mądrych argumentów nie wybaczą ci nigdy! To nie jest salon piękności. Skoro chcesz być dla nich partnerem musisz używać rozumu, najlepiej jak możesz. Ile razy spotykaliśmy się na obronie kalendarza imprez sportowych związanego z obroną projektu budżetu na kolejny rok.? Ile razy przedstawialiśmy plany szkoleniowe dla grup seniorów, juniorów, juniorów młodszych i młodzików? Ile razy walczyliśmy w Departamencie Sportu o ich zatwierdzenie. To nie były czcze pogaduszki. To była walka na argumenty,

Redaktor PR Redakcja Sportowa Henryk Urbaś z autorką

wygrywał ten który miał twardsze, udokumentowane, wykazujące warunek konieczny!  To była wspaniała praca intelektualna, wspaniałe wyzwania, które umiejętnie wprowadzałam w życie w badmintonie. Pracowałam z mężczyznami, nigdy nie narzucałam im swojego zdania, tak prowadziłam dyskusję aby w końcu osiągnięty  konsensus satysfakcjonował obydwie strony.

To samo dotyczyło mojej pracy w Europejskiej Unii Badmintona. Nauczyłam się języka angielskiego z pomocą mojej wspaniałej nauczycielki Joanny. Wiedziałam po co, miałam plan i realizowałam go z żelazną konsekwencją. W EBU pracowałam w latach 1986-2007. Przeszłam długą drogę zanim zostałam wice prezydentem tej bardzo angielskiej dyscypliny. Moje umiejętności obserwowania, wyciągania wniosków, nienachalny styl bycia pozwoliły po wielu latach ciężkiej pracy osiągnąć sukces.

Większość historycznych osiągnięć pokolenia o którym piszesz, nie mogłoby się urodzić bez pasji, wiary i liczących się znajomości. Dzisiaj, o realizacji projektów decydują środki finansowe i standardy profesjonalnego działania. Co  Twoim zdaniem zadecyduje o przyszłości  badmintona i innych  dyscyplin, z którymi pracowałaś?

Czesław Lang- Lang Team Polska i Jadwiga Ślawska Szalewicz

Myślę, że te same cechy jakie nas charakteryzowały. Przede wszystkim ciężka praca ze zrozumieniem dla kogo i po co pracujemy my menadżerowie sportu trenerzy, fizykoterapeuci, psychologowie, lekarze. I obojętnie czy jesteśmy sekretarzem generalnym, dyrektorem sportowym, kierownikiem wyszkolenia trenerem  czy prezesem. Musimy zbudować zespół ludzi współpracujących ze sobą, rozumiejących się, lubiących, aby wiedzieli i znali swoje obowiązki. To musi być maszyneria zazębiająca się, to muszą być trybiki współpracujące. Niedopuszczalnym jest aby jeden z nich nie był usługodawcą dla drugiego. Mowy nie ma o obrażaniu się!  Gdy to zbudujemy, możemy sobie powiedzieć mamy zespół, który jest zgrany i zrobi wszystko aby zawodnicy osiągnęli sukces. Związek, który chce mieć wielu indywidualistów nie osiągnie sukcesu organizacyjnego a w efekcie sportowego. Powiedzenie jeden za wszystkich, wszyscy za jednego ma tu głębokie znaczenie i odgrywa szczególną rolę. Oczywiście pieniądze są ważne, najważniejsze. Dobry plan wymaga rzetelnie wydanych kwot, ale bez profesjonalnego podejścia do zarządzania bez rzetelności i uczciwości, bez zrozumienia wagi sprawy, największe pieniądze będą wyrzucone w błoto. Badminton potrzebuje pieniędzy jak każda olimpijska dyscyplina sportu. Potrzebuje pasjonatów, dla których praca z zawodnikami będzie treścią ich życia na kolejne lata. Upór, konsekwencja i mordercza praca zawodników i trenerów zmiana mentalności,  wprowadzenie nowej jakości treningowej, którą zaakceptują zawodnicy, zaufanie do trenerów  będzie najskuteczniejszą drogą do sukcesów.

Należę do licznego grona fanów Twojego bloga „Okiem Jadwigi”. Potwierdzasz w przekazach internetowych talenty obserwatora i kronikarza codzienności, podobnie jak  na kartkach książki. Prywatnie, najbardziej wzruszyła mnie prawda i podobieństwo z moimi własnymi  przeżyciami powojennego dzieciństwa. Jak zdołałaś to wszystko zapamiętać?

Mam pamięć fotograficzną, czytając na przykład całe strony mogę odtworzyć tekst, widząc obrazy zapamiętane w dzieciństwie dokładnie wiem kiedy to było. Oczywiście historie rodzinne znam z moich wspomnień oraz licznych rodzinnych opowiadań przy stole podczas uroczystości świąteczno-rodzinnych. Nie wiedziałam, że będę pisała, ale zawsze robiłam notatki, szczególnie w pracy. Zarządy, prezydia, na każdym była jakaś sprawa, którą później trzeba było realizować , musiałam zapisać i tak tworzyły się zeszyty, kalendarze z notatkami. Mam swoje prywatne archiwum, wiele kartonów, którymi byłam otoczona podczas pisania. Pomimo dobrej pamięci, niektóre wydarzenia trzeba było sprawdzić aby nie popełnić błędu. W otoczeniu kartonów i pudeł przeżyłam dwa lata, do momentu kiedy książkę skierowano do druku. Poza tym to było moje życie, moja pasja, mój świat, jedyny świat i najpiękniejszy- świat sportu!

Trudny debiut

Moje Podróże z Lotką

Moje Podróże z Lotką

Debiut w dojrzałym wieku jest bardzo trudny. Wie o tym kilka pań, czytelniczek mojego bloga. Same zadebiutowały, jako autorki książek, powieści, poezji, tomików wierszy a także fraszek. Nie jest to sprawa łatwa. Nie wiedziałabym, w jakich bólach niektóre autorki rodzą swoje utwory. Bo że jest to poród kleszczowy przekonuję się sama na sobie. Napisałam autobiografię, o kobiecie w sporcie. Pierwsza taka książka w świecie sportu i męskiej dominacji. Nie ma drugiej, przynajmniej ja nie znam. Oczywiście, że jest kilka napisanych przez kobiety byłe gwiazdy sportu, medalistki mistrzostw świata i Europy, niektóre z nich to również medalistki igrzysk olimpijskich, jak Maja Włoszczowska.

Ja nie byłam zawodniczką zdobywającą mistrzowskie tytuły. Wiem dobrze, co znaczy ciężka praca, ciężkie treningi, gdyż trenowałam razem z wieloma zawodnikami sekcji judo AZS „Siobukai” Warszawa. To książka o moich doświadczeniach w sporcie, w judo, szermierce, badmintonie, o drodze, jaką musiałam pokonać, aby dojść na szczyt i zostać wice prezydentem Europejskiej Unii Badmintona, o trudach, w jakich przyszło pracować nam z wieloma ludźmi, o

przygotowania do sesji zdjęciowej

przygotowania do sesji zdjęciowej

budowaniu nowej dyscypliny, o trudnej transformacji ekonomicznej w roku 1989, wtedy, gdy pieniędzy było za mało a nasze apetyty na sukcesy zbyt duże. Ta książka zabrała mi kolejny rok życia. Była to najtrudniejsza praca, z jaką przyszło mi się zmierzyć. Trauma, rozdrapywanie najtrudniejszych życiowych spraw, aby zrozumieć, dlaczego poszłam właśnie tą a nie inną drogą. O sprawach rodzinnych nie mówię, nie znajdziecie ich w książce. To nie jest opowieść o zakochanej blondynce.  To jest opowieść o blondynie zakochanej w sporcie, która przez czterdzieści pięć lat walczy o każdy udany dzień. Nie jest to też opowieść o cierpieniu, jest to zbiór wspomnień najistotniejszych w moim życiu. Zdarzenia, o których napisałam ukształtowały mnie, dały mi siłę i wiarę, że wszystko jest możliwe, że nie ma rzeczy niemożliwych i nie do załatwienia. Trzeba tylko bardzo chcieć. Moim guru jest pani Małgorzata Gutowska-Adamczyk, która wręcz zmusiła mnie do napisania wspomnień. Małgorzato bardzo dziękuję, wiem, że bez Ciebie nie napisałabym moich wspomnień, byłaś motorem od początku do końca. Czasami mnie rugałaś, za to też dziękuję, bo starałam się bardziej niż bardzo, aby nie zawieźć ciebie i siebie. Dziękuję!

Po dokładnym przeczytaniu stwierdziłam, że  476 stron jest nie do zaakceptowania! Kto wyda taką grubą książkę? Usiadłam i zaczęłam kombinować, jak skrócić tekst? Co wyrzucić a co zostawić.  Nawet nie wiecie, jaka to trudna praca, bo który tekst jest nieważny, ten a może tamten? Chyba jednak te zostaną a wyrzucę to…? Ciągła walka i konieczność wyboru. W końcu po wielu godzinach po dwóch tygodniach czytania, kreślenia, powrotów, udało mi się zredukować tekst o 93 strony. Na nic więcej nie mogłam się zdecydować.

Jola i Gabrysia

Jola i Gabrysia

Każde wydawnictwo  rządzi się prawami popytu i sprzedaży, wiem, że książka to produkt, który musi być sprzedany, wtedy dopiero wszystko ma sens. Żadne z wydawnictw nie wyda produktu, który nie zainteresuje czytelników. To naturalne!

Jednak cały czas biję się z własnymi myślami, bo moje lata sielskie i anielskie, moje dzieciństwo, lata szkolne i nastolatki miały również wpływ na to, jaka jestem. Mówią, że pierwsze pięć lat jest najważniejsze, bo wtedy „cebulka nasiąka za młodu, i tym na stare lata…” Chciałam pokazać w książce warunki, w jakich przyszło żyć siedemdziesięciolatkom, rówieśnikom RP tym, którzy wraz z rodzicami i dziadkami budowali Polskę. Nie były to czasy łatwe. Dlatego były niezwykle ciekawe, a skoro tak to trzeba było o nich opowiedzieć, zawsze mój sport był przedstawiany na tle aktualnej rzeczywistości.

Tekst książki sama czytałam wielokrotnie, moimi wiernymi słuchaczkami były Jola, Maria i Ania. Tekst książki poleciał

szermierka czy badminton

szermierka czy badminton

do Kanady – moich wiernych badmintonistów- do Brazylii, chciałam otrzymać opinię różnych osób, z którymi mam ścisłe kontakty. Chciałam również otrzymać krótkie recenzje jak się czyta, czy tekst płynie, czy jest interesujący dla ludzi spoza sportu. Przecież nie chodziło mi tylko i wyłącznie o zapis historyczny, ale o pokazanie drugiej strony sportu, rzeszy ludzi, dzięki którym gwiazdy błyszczą. Te rzesze ludzi bezimiennych mają ogromny wkład w kawałeczki zdobywanych medali, w sukcesy zawodników olimpijczyków, a my działacze sportowi zawsze cieszymy się z kolejnych zdobywanych medali, czasami nawet ronimy łzy, gdy coś nie wychodzi, nie udaje się, gdy medal był już blisko, bliziuteńko, gdy zabrakło tylko jednej lotki do wejścia do strefy medalowej. Gdy już otwierałam ulubionego szampana oglądając transmisję badmintona z Londynu 2012 wtedy, gdy już, gdy prawie go mieliśmy w ręku brąz, ten piękny kolor,

Dama z lotką

Dama z lotką

przegraliśmy w mikście jednym punktem. Jaki żal, bo wiem, że taka szansa może powtórzyć się dopiero za kilkanaście lat!

Jestem marketingowcem z urodzenia i wykształcenia. Wiem, że produkt musi się sprzedać, wtedy wszystkie strony są zadowolone. Wszystkie strony? Tak, autor, wydawca oraz dystrybutorzy, tych może być kilku lub kilkunastu. Takie są prawa rynku. Dlatego nagrałam 11 odcinków książki, które wydawały mi się ciekawe. Pomógł mi Piotr Adamczyk, z którym pracowaliśmy w jego studio. Piotrze serdecznie dziękuję, to była wspaniała przygoda, pierwszy raz w moim życiu byłam lektorem!  Odcinki są króciutkie i zachęcają do lektury. Będę je publikowała na blogu oraz na FB. W czerwcu w domu odbyła się sesja fotograficzna dla potrzeb książki ze mną w roli głównej. Nad sesją czuwała Katarzyna Fernik-Jurek wspaniała ciepła osoba. Kasiu bardzo dziękuję za wszystko! Modeling to ciężki chleb. Teraz już wiem! W czerwcu panowały wielkie upału temperatura wynosiła +36 stopni. A ja umalowana ( wizaż wykonała Ela) w pełnym rynsztunku bluzki, spodnie, takie inne, przebieranki, rety, w pewnym momencie w piątej godzinie harówki, odmówiłam. Zaprosiłam panie do stołu na obiad wcześniej przygotowany. Agnieszka Bohdanowicz – pani fotograf, która na sesję przyjechała z Łodzi, miała najtrudniejsze zadanie, bo musiała sfotografować nie tylko osobę, ale także jej duszę. Wydaje mi się, że trud sesji nie poszedł na marne. Jola i  moja wnuczka Gabrysia pilnowały wszystkich pań i dostarczały nam zimne napoje, serwowały kawę i herbatę, lody. Osiem godzin pracy upłynęło w miłej serdecznej atmosferze.

W "Cukierni Pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, mojego promotora książki!

W „Cukierni Pod Amorem” Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, mojego promotora książki!

Moja sesja zakończyła się podaniem ciasta owocowego z lodami, przepis poniżej:

Składniki: 200 dag masła, 1 szklanka cukru trzcinowego, 5 całych jaj, 2,5 szklanki mąki Basia 405, 1 cukier waniliowy, 1,5 łyż proszku do pieczenia, owoce sezonowe, jakie kto lubi, maliny, borówki amerykańskie, jabłka, morele, renklody, gruszki, brzoskwinie,

Wykonanie: do malaksera wsypałam cukier i wbiłam jajka, ubiłam wszystko na puszysta masę, dodałam mąkę, cukier waniliowy, proszek do pieczenia, wymieszałam wszystkie składniki, na koniec wlałam masło rozpuszczone i ostudzone, znowu wymieszałam. Ciasto wylałam do tortownicy, na wierzch wysypałam owoce jabłka, maliny i borówki amerykańskie. Wstawiłam do zimnego piekarnika na 45 minut w temperaturze 180 stopni.

Gdy wystygło podaliśmy ten przysmak z lodami, wszak było bardzo gorąco!

Mój stół podczas pisania

Mój stół podczas pisania

Koniec, koniec, koniec!

Napisałam! W dniu 22 maja 2016 postawiłam kropkę. Teraz zaczynam ostatni etap, który będzie trochę trwał.

Pierwsze koty za płoty! To mój mąż Andrzej, który przeczytał całość. Kilka poprawek dotyczyło badmintona.

Teraz książka została wysłana do „korekty”, całe 504 strony, bo tyle w końcu zostało! Osobiście wykreśliłam z tekstu 27 stron, gdyż ten nie był kompatybilny z pozostałym. Wydaje się, że ta część jest zaczynem czegoś nowego! Niech rośnie! Na razie nie mam ochoty na podejmowanie walki z pisaniem kolejnej książki. Wspomnienia zostały opisane, dotyczą najważniejszych spraw.

Pierwszy tekst konspektu napisałam 10 sierpnia 2015 r. Później przez kilkanaście dni poprawiałam, uzupełniałam i w końcu został zaakceptowany.

Pierwsze zdania napisałam we wrześniu i tak popłynęła opowieść o mnie, i wielu sprawach ze mną związanych. Wydaje mi się, że opisałam czasy peerelu, młodości i późniejsze z dystansem, humorem a czasami z łezką w oku. Pisałam tak jak

wszędzie notatki i zapiski

wszędzie notatki i zapiski

układało się życie, jak biegły sprawy czasami pod górkę, a czasami zupełnie nieoczekiwanie szybko i z górki. W swoim wspomnieniach byłam uczciwa, nie koloryzowałam, nie podkręcałam tematów, one i tak wydawały mi się nieprawdopodobne. Mogłam je ocenić dopiero po napisaniu. Rzeczywistość, w której żyłam była trudna, tak jak trudne były lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte.  Zresztą czas przemian ekonomiczno- politycznych też nie był łatwy.

Moja Córeńka na pytanie, co pamiętasz z lat twojego dorastania? Odpowiadała:

– Mamciu, wieczne kolejki, chodziłam z Babcią do sklepów, ona stała w kolejce po cokolwiek, a ja miałam kredę i rysowałam nią na chodniku jakieś obrazki, nudziłam się przeokropnie w tych kolejkach, więc babcia zawsze w kieszeni tę kredę nosiła.

Później, gdy już chodziłam do szkoły znajdowałam w kuchni na desce przyklejoną kartkę ze spisem produktów, jakie mam kupić. Nigdy nie prosiłaś o zakup mięsa, gdyż sama je zdobywałaś! To był twój problem. Resztę ja przynosiłam do domu.

czosnki, kto je zasadził? już przekwitają, teraz ogród dostanie kolejną odsłonę

czosnki, kto je zasadził? już przekwitają, teraz ogród dostanie kolejną odsłonę

Dzisiaj takie wspomnienia istnieją tylko w nas i naszych czterdziestolatkach. W sklepach jest wszystko, o czym dusza zamarzy. Nie zawsze mamy pieniądze na wszystkie nasze zachcianki, ale na zaopatrzenie w sklepach nie możemy narzekać.

Dlatego uważam, że budowanie od podstaw dyscypliny sportowej było zadaniem czasem przekraczającym siły. Dlatego z wielką chęcią o tym napisałam, aby pokazać młodym ludziom, że my dzisiejsi siedemdziesięciolatkowie pracowaliśmy w trudzie na ich przyszłe sukcesy, i nie boimy się o tym mówić.

Gdy czasem słyszę w radiu lub w telewizji narzekania młodych w tonie, że starsi to czy owo źle zrobili i oni młodzi muszą teraz naprawiać, uważam te opinie za krzywdzące. Łatwo jest krytykować, i mieć za złe. Trudniej się wczuć w to, co było i zobaczyć, że ci krytykowani zrobili bardzo dużo.

No cóż, to tak na marginesie.

Mili moi, rozpoczynamy „korektę”, wiem z opowieści, że jest to najtrudniejsza część pracy! Trudno! Damy radę, skoro napisałam tyle stron, to będzie wisienką na torcie.

Pozdrawiam was serdecznie, życzę udanego weekendu.

Do kolejnego postu i usłyszenia, dam znać, co słychać w pracy nad książką!

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.