Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Helvetia Cup ’85 badminton’

Horst Kullnigg,prezydent Austriackiego Związku Badmintona, późniejszy dyrektor finansowy Europejskiej Unii Badmintona, nasz wielki przyjaciel, który wiele razy ratował mnie z opresji, gdy brakowało nam drobiazgów a on przesyłał je poprzez swoich zawodników, do którego mogłam wysłać telex – telex to było urządzenie techniczne, przez które kontaktowaliśmy się ze światem. Łącze sztywne, wydzwanialiśmy do centrali połączeń międzynarodowych, łączono nas z wybranym numerem w świecie i nadawaliśmy to, co zostało za perforowane (zakodowane na taśmie). Specjalistką pracującą na tej maszynie była Regina Jarnutowska, obsługiwała wszystkie związki sportowe mające swoją siedzibą na stadionie X-lecia. O ile dobrze pamiętam były to: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Figurowego, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Polski Związek Tenisa Stołowego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce, Sportfilm i my.

W ten sposób załatwialiśmy różne sprawy w kraju i za granicą oraz udział naszych zawodników kadry narodowej i reprezentacji Polski w zawodach międzynarodowych i mistrzowskich.

Uroczyste otwarcie zawodów zorganizowaliśmy w „Teatrze na Woli”. Udało mi się przekonać Dyrekcję Teatru i za niewielkie pieniądze zapłacone za wynajem Teatr przez dwie godziny gościł ponad sześćset osób zawodników trenerów, sędziów i działaczy europejskiego badmintona.  W tych niezwykle trudnych latach osiemdziesiątych jak już wspominałam szaro burych, siermiężnych chciałam pokazać elicie badmintonowej jak pięknym Krajem jesteśmy, jaką mamy wspaniałą kulturę, historię, jaka piękna jest nasza polska tradycja. Nie stać nas było na wielkie wydatki, dlatego zwróciłam się do Akademii Wychowania Fizycznego do kierownika Zespołu Pieśni i Tańca tej Uczelni, aby odpłatnie wystąpili na otwarciu Mistrzostw Europy Helvetia Cup ’85.  Prowadzący Zespół był również wykładowcą na uczelni, znaliśmy się, dlatego łatwo uzgodniliśmy szczegóły, podpisaliśmy umowę i zespół folklorystyczny na kilka godzin zawładnął teatrem, i naszymi sercami. Dziewczyny i chłopcy z AWF, piękne stroje łowickie, góralskie, żywieckie, śląskie oraz uroda i młodość bijąca od tancerzy i chóru podbiły serca widzów. Nawet wtedy, gdy jednej z tancerek zerwały się korale uzupełniające strój krakowski znakomitym refleksem wykazał się jej partner.Rrzucił się na scenie i w takt muzyki wykonując pompki pozbierał czerwone korale. Otrzymał za ten występ burzę oklasków, widownia szalała, nuciła piosenki, aplauz na stojąco, a na zakończenie występu wszyscy członkowie EBU Council otrzymali: panie- piękne chusty krakowskie, które wręczyli tancerze a panowie czapki krakowskie przystrojone prawdziwymi pawimi piórami.  Udane otwarcie, moje łzy i wyrazy uznania od najstarszego uczestnika pana Andersa Segercrantz z Finlandii, przedstawiciela jednego z najstarszych szlacheckich rodów fińskich, który ze łzami w oczach powiedział mi, że nigdy nie widział tak pięknego ekspresyjnego i kolorowego otwarcia zawodów sportowych. Pękałam z dumy…. Gdyby wiedział jak nam się w tej naszej ukochanej Polsce ciężko żyło i ile wysiłku kosztowało nas przygotowanie imprezy, ale o tym wiedzieliśmy tylko my.

Na czas mistrzostw biuro związku przenoszono do hotelu Vera (dzisiaj tego hotelu nie ma za to jest hotel Etap) i tam przez kilka dni przeżywaliśmy chwile grozy i szczęścia. Pomagała nam grupa ludzi, i młodych i starszych. Młode dziewczyny z Uniwersytetu Warszawskiego ubrane w czerwone sweterki z napisem „badminton” oraz obowiązkowo w jeansy, pełniły funkcję hostess pod wodzą Beaty Gajewskiej ( obecnie Moore, to jest ta sama Beata, która mieszkając w Anglii dzielnie komentuje moje wspomnienia) oraz Zygmunta Smardzewskiego, tłumacza w Centralnym Ośrodku Sportu w Warszawie (niestety już nie żyje). Zygmunt był moją podporą, prawą ręką, człowiekiem duszą, często pracującym dla Polskiego Związku Piłki Nożnej – spokojnym, zrównoważonym, starszym panem. To dzięki niemu nauczyłam się patrzeć na wiele spraw z dystansem i uśmiechem na ustach. W trudnych sytuacjach, gdy widać było, że wulkan ma za chwilę eksplodować, czułam uścisk jego ręki na moim łokciu i łagodne spojrzenie mówiące: „daj spokój, za to nie warto umierać, odpuść”, i w ten sposób moja eksplozja mijała. Również On nauczył mnie powiedzenia no problem. Kiedyś, gdy znalazłam się w sytuacji bardzo trudnej powiedział nie ma, co rwać włosów z głowy, musisz uśmiechnąć się tak jak pięknie potrafisz, powiedz „no problem” a na zimno szybko rozważymy rozwiązanie problemu. Pamiętaj Twój nastrój i sposób podejścia do sprawy jest odbiciem zachowania innych, trudne sprawy zdarzają się często i tylko od twojej zimnej krwi i podejścia na luzie do sprawy zależeć będzie nastrój gości. Jesteśmy przecież państwem zza „Żelaznej kurtyny”, ludzie, którzy tu przyjechali zaufali nam, dlatego nie mogą zobaczyć twojego strachu, bezradności. Możesz zrobić wszystko, tylko proszę zachowaj zimną krew.  Takie nauki pobierałam również od niezapomnianego Zygmunta. Nie powiem bardzo lubiłam z nim pracować gdyż Jego takt i kultura oraz trzeźwość umysłu wiele razy ratowały mnie z dużych i małych opresji.

Niedziela – ostatni dzień zawodów – nagrody, w 1985 r. piękne ręcznie malowane puchary z Włocławka (kolejny sponsor) i kwiaty, a wieczorem bankiet, to duże słowo, uroczysta kolacja lepiej pasuje, dla wszystkich uczestników, zawodników, trenerów, sędziów (ubranych jednakowo w szare spodnie i granatowe marynarki z haftem na piersiach i napisem, w białych koszulach i krawatach Polskiego Związku Badmintona – garnitury uszyte na miarę dzięki naszemu działaczowi Z. Zawadzkiemu, którego żona pracowała w Spółdzielni „Wspólna Sprawa” i dlatego udała nam się ta wspólna sprawa dla polskich sędziów), organizatorów, sponsorów i VIP-ów. Tylko w ten sposób mogliśmy wszystkim podziękować za wspólnie spędzone dni, za bezsenne noce, za wszystko, co wspólnie osiągnęliśmy. Pewnie, dlatego do dziś wiele osób z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy, trudnej konsolidacji i nadzwyczajnej atmosfery grupy 30-40 osobowej, jaką tworzyliśmy wspólnie przez tamte pięć lat (od roku 1980 do 1985), ekipy organizatorów dla tych i innych mistrzowskich zawodów organizowanych przez Związek w Warszawie, a później w COS OPO Spała, (ale to było znacznie później i o tym też napiszę). To były wspaniałe lata polskiego badmintona, tworzenia najlepszej imprezy badmintona w Polsce, międzynarodowych mistrzostw Polski, Mistrzostw Europy w latach 1999 i 2001 oraz szkolenia zawodników już utytułowanych: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek, Kazimierz Ciurys. Atmosfera, jaką tworzyliśmy w latach osiemdziesiątych w sporcie, troska o wszystko, o najdrobniejsze detale, brak kłótni, współpraca, wysiłek organizacyjny wielu ludzi, są dziś nie do odtworzenia. We wspomnieniach tych nie może zabraknąć też przywołania dwóch panów: Janusza Łojka i Andrzeja, którzy zajmowali się filatelistyką, kartkami pocztowymi- pierwsza wydana była z okazji Helvetia Cup’85.Inicjatorem był Janusz Łojek, który na szczęście zajmuje się tymi sprawami do dziś. W tej tradycji lepsi od nas są jedynie Japończycy, Indonezyjczycy a w Europie Austriacy. Janusz projektował, wykonywał, drukował i wydawał wraz z Pocztą Polską setki kartek, stempli okolicznościowych, kopert FDC, ale o tym napiszę już w innym wspomnieniu. Na zakończenie tych historycznych wspomnień chciałabym przytoczyć wypowiedź z roku 1985  Sekretarza Generalnego Emila ter Metz ( z Holandii), który na bankiecie kończącym imprezę powiedział:

„… Nienawidzę działaczy, którzy mówią: poświęcam się dla sportu – tacy niech odejdą. Naszej grze potrzeba ludzi, którzy użyczają jej swojego serca. Będą nagrodzeni, widząc młodzież, która jest przyszłością narodów albo nawet przyszłością Zjednoczonej Europy, fizycznie i umysłowo dojrzałą do swoich zadań życiowych. Będziecie nagrodzeni widząc przyjaźń i lepsze zrozumienie między ludźmi z różnych części świata. Może kiedyś będzie taki świat, w którym jedyną walką będzie ta rozgrywana na korcie badmintonowym. W imieniu EBU ogromnie dziękuję za wasze przyczynianie się do tego…”

Jak proroczo brzmiały te słowa w roku 1985, nikt z nas nie myślał wówczas o Zjednoczonej Europie, nikt nawet nie śmiał marzyć, że kiedyś będziemy jej równoprawnymi członkami, ze kiedyś nasz ukochana biedna Polska będzie piękniała z dnia na dzień, wtedy myśleliśmy tylko o małych przyziemnych sprawach o mydle, szamponie i papierze toaletowym ( a nie ściernym) w każdym sklepie.

Na zakończenie na bankiecie, który zorganizowaliśmy dla wszystkich uczestników w Restauracji „Bazyliszek” na Rynku Starego Miasta Polski Związek Badmintona został odznaczony medalem za wspaniałą organizację i ja ten medal osobiście odbierałam.

Wasza Jadwiga

 English version:

Badminton Championship 1985 part 3

Horst Kullnigg, president of Austrian Badminton Association, later on financial director of EBU, our great friend helped us countless times. By telex we could communicate with him and many times his players brought us some essential goods. Telex was a very useful device that was operated by Regina Jarnutowska; it was shared by many associations in our office, Polish Weighlifting Association,  Polish  Ice Hockey Association, Figure Skating Associations, Polish Rugby Association, Polish Voleyball Association, Polish Speed Skating, Polish Acrobatic Association and Polish Table Tenis Association  and many more and allowed us communicate with many countries.

The Championship  official opening ceremony took place in Wola Theatre. Six hundred players, coaches, referees and VIP watched the folk dance show by Dance Group from Akademii Wychowania Fizycznego, which we manage to arrange for relatively small amount of money.  The folk group dance was marvellous and the enthusiasm and talent of all the boys and girls was extraordinary.  An unexpected event, when one of the girl’s necklace fall apart was turn around and her partner masterfully picked up all the beads while doing press ups, which was followed by a big applause!  EBU Council members received scarves and hats that were presented by the dance group members.  One of my strong memories from this ceremony is Anders’ Segercrantz words; he said that he has never seen such glorious opening ceremony!  I was so proud! If only he knew how difficult life in Poland was and how much effort it all cost us!

Our office during the championship moved to Hotel Vera. Young students from University helped us with the teams. All wearing red pullovers, they worked under the command of Beata Gajewska (now Beata Moore, the same Beata that now lives in England and comments on my blogs) and Zygmunt Smardzewski (no longer with us). Zygmunt was a very good man, my right hand man, an older and a very quiet man from whom I have learnt how not to lose temper!  He taught me how to say „no problem” in the most difficult situation, to slow down, think about the situation and come back with the solution. He said to me, people who came here trust you and should not see fear in your eyes, so stay cool, and you will find a solution. I really liked working with his cold blood and quick reaction saved us in many difficult situations.

The last day of the Championship was on Sunday, we have presented some lovely vases as trophies and organised a banquet in the evening. It was a pleasure to watch all our players, coaches and referees (the last ones all dressed in grey trousers and navy blue jackets specially tailored for them thanks to Z. Zawadzki, whose wife worked for „Wspólna Sprawa” tailoring company).  Through this banquet we wanted to say thank you to all of them who worked so hard during our event. I think we all think about these times so warmly, as we had such an amazing team and atmosphere, all 30-40 people worked so closely between 1980 to 1985. These were amazing years for Polish badminton, we have created important championships,   and worked with such players as: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek, Kazimierz Ciurys. We cared about everything and everybody, we didn’t quarrel, we helped each other; these times will never come back. I should mention two important men: Janusz Łojka and Andrzeja Szalewicz, both avid stamp and card collectors; the very first postcard was printed by  Janusz Łojek for Helvetia Cup. Leading in the cards collections were Japanese and Austrians; Janusz designed and printed together with the Polish Post hundreds of cards and stamps, as well as envelopes, perhaps I will write about it some other time. To finish my memories I would like to remind you the speech by Emil terMetz in 1985:

„… I hate sport activist who say I sacrifice for sport, people like that should go. We need people who love the sport and give their hearts. Their reward will be to see people who are the future of the country and future of Europe, physically and mentally mature and ready for their tasks.  You will be rewarded seeing friendship between people from many countries and a better understanding of the world. Perhaps one day the only battles will be the ones fought on the badminton court. In the name of the EBU, I thank you for being part of it…”

Nobody listening to these words in 1985 could foresee the United Europe, nobody thought that Poland will develop so beautifully and that we will forget about such problems as where to buy towel or soap or toilet paper.

At the end of the banquet, Polish Badminton Association was rewarded with a medal for the organisation of the Championship and I was a recipient of it.

Jadwiga

 

 

Aby nie stracić nic z moich wspomnień z lat osiemdziesiątych na zakończenie spojrzenia wstecz, dotyczącego tamtych trudnych lat osiemdziesiątych przywołam wspomnienia z roku 1985, organizacji zawodów, pierwszych wielkich zawodów badmintona w Polsce.

Tekst ten napisałam w Oslo, 18 listopada 2006 r.

Jestem jeszcze w Oslo. Jako wice Prezydent Europejskiej Unii Badmintona – Badminton Europe, zaproszona przez Norweski Związek Badmintona na międzynarodowe mistrzostwa. Siedzę na sali i oglądam ćwierćfinały. Mecze rozgrywane są na pięciu kortach. Organizacja dobra, ale bez brawury. Wszyscy są mili i dobrze wykonują swoją robotę. Brak ułańskiej fantazji, jak to na naszych zawodach bywało. Ale może tak właśnie trzeba?

Z rozrzewnieniem wspominam nasze zawody organizowane w Warszawie w hali Mera, która była halą do tenisa z widownią na około 300 osób przy ul. Wery Kostrzewy, dziś Bitwy Warszawskiej.

Był rok 1985…

Organizowaliśmy zawody, które Europejska Unia Badmintona przyznała nam po raz pierwszy od pamiętnego założenia Polskiego Związku Badmintona w roku 1977. Drużynowe Mistrzostwa Europy grupy B –„ Helvetia Cup” (pierwszych sześć drużyn sklasyfikowanych w Mistrzostwach Europy na miejscach 1-6 nie brało udziału). „Helvetia Cup” gdyż puchar na te zawody ufundował kiedyś Szwajcarski Związek Badmintona.  Polska w tym czasie była siermiężna, nijaka, brudna i bura. Ale nam się chciało chcieć! Janusz Rybka, pan doktor ze specjalizacją wod-kan na Politechnice Wrocławskiej przyjechał z całą swoją paczką. Szorowali wykładzinę Mery, zafajdaną przez wróble, które nie wiedzieć skąd przylatywały do hali robiąc oczywiście to i owo na perłowo! Czyściliśmy, wkręcaliśmy powyrywane krany, kurki od wody, jak również sprzątaliśmy wszelkiego rodzaju brudy w hali i przed halą. Hala Mera musiała błyszczeć. Zasłony na trójkątnym, wielkim oknie wieszała zaprzyjaźniona (od 1980 r.) grupa alpinistów, zaangażowana przez nas do tego celu. Zresztą chłopaki miały i trudniejsze zadania, czyli wymianę żarówek typu LH 256.

Polski Związek Badmintona, a sprawa żarówek LH 256. Tak, tak właśnie było. Rokrocznie zamawialiśmy ten typ żarówek w Zakładach im. Róży Luksemburg, dziś po zakładach zostały tylko wspomnienia. Budynek został sprzedany, ale wtedy… 250 sztuk cennych żarówek (cennych tylko dla nas, bo cena nie była znowu taka wielka), trafiało w nasze ręce, do naszego związkowego magazynu i to był element przetargowy w negocjacjach z zarządzającymi halą Mera p. Hanią i p. Ryszardem Zielińskim (bardzo niedawno odszedł od nas na stałe). Im te żarówki były niezbędne do oświetlenia hali podczas treningów i tenisowych zawodów. My je mieliśmy, więc targ musiał być ubity! W opłatę za halę wliczano więc koszty wymiany żarówek plus robociznę alpinistów i w ten sposób koszty wynajmu redukowaliśmy do niezbędnego minimum i wszyscy byli zadowoleni, bo na kolejny rok mieli halę wyczyszczoną, z oświetleniem, my zaś znowu mogliśmy zorganizować zawody najwyższej rangi, o których głośno było nie tylko w całej Warszawie, ale też i w Polsce i w Europie. Janusz pracował nocą, pomagali mu Wiesiek, młody człowiek z Płocka, Julian Krzewiński – wspaniały skromny człowiek, pracownik działu sportu Federacji „Kolejarz”, Janusz Musioł, wielki fan badmintona, Dyrektor Sportowy z AWF Wrocław, Jurek Wrzodak, Jerzy Śliwa, Eugeniusz Jaromin trener, Jurek Szuliński trener, Wiesiek Derych, Rysiek Borek, późniejszy wieloletni trener kadry narodowej, no i oczywiście Andrzej Szalewicz, który wszystkim zarządzał. Był wszędzie, o wszystkim decydował, w sprawach organizacyjnych na hali tylko on mógł podjąć decyzję. W ten sposób unikaliśmy kolizji, błędnych decyzji i podwójnej roboty. Był omnibusem w sprawach wyklejania linii na wykładzinie Mery (kortów nie mieliśmy i mogliśmy tylko o nich pomarzyć, bo skąd wziąć pieniądze – twardą walutę na ich zakup?).

3 M to amerykańska firma, która w latach osiemdziesiątych miała swoją siedzibę przy ul. Lektykarskiej w Warszawie. Za sprawa Andrzeja i jego znajomości firma ta pomagała nam dostarczając białe taśmy samoprzylepne o szerokości 45 mm. Na jeden wyklejany kort zużywaliśmy około 100 metrów, więc minimum 600 metrów, plus ewentualne uzupełnienia, plus ewentualne popełniane przez nas błędy w klejeniu kortów – w sumie było potrzebnych około 1000 metrów. Ale w sklepach próżno szukać takiego rarytasu!  Błąd w wyklejaniu boisk zdarzył nam się raz, lepiliśmy boiska przez całą noc – 6 kortów, kto nie wyklejał, ten nie wie, co to za mordercza praca. Wykleiliśmy już wszystkie i wtedy okazało się, że wszystkie korty są za krótkie o dwadzieścia centymetrów. Sędzia Główny był bezlitosny i na 2 godziny przed rozpoczęciem gier wszystko musiało być poprawione i było. Nie powiem, że ciemno w oczach mieliśmy i serce w gardle, ale oprócz nas nikt się nie zorientował. Zawsze w napięciu czekaliśmy na przyjazd Zbigniewa Góral z LOK (Liga Obrony Kraju posiadająca sprzęt nagłaśniający) ze swoim samochodem marki Nysa, w którym przywoził nagłośnienie hali.

Flagi uczestniczących państw pięknie wyeksponowane, napisy jak trzeba, sponsorzy hm.. Też mieli swoje a-boardy (takie niskie płotki, które były porozstawiane wokół kortów)! Ze sponsorami było związane bardzo zabawne zdarzenie. Ale o tym za chwilę. W roku 1985 sponsorami Helvetii Cup były firmy PLL LOT (zaproponowała ekipom uczestniczącym w mistrzostwach korzystną taryfę na przelot z zagranicy do Polski) i Fabryka Samochodów Osobowych FSO Warszawa, która wypożyczyła nam 6 samochodów marki FIAT wraz z kierowcami i co najważniejsze z talonami na benzynę! Krzysztof Panufnik, Dyrektor Działu Marketingu FSO był dla nas zawsze niezwykle życzliwy, doskonale rozumiał, że transport podczas zawodów to zawsze trudny, a czasami słaby punkt w organizacji przedsięwzięcia. A więc mieliśmy też dwa autokary marki Super San, 6 Fiatów, a na dodatek samochód do przewożenia ludzi zbudowany na bazie Stara. Ten wypożyczyły nam Głubczyce – sławetny LKS Technik, który dopiero co dokonał zakupu tego pojazdu przy pomocy Andrzeja i Polskiego Związku Badmintona oraz Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu, gdzie mieliśmy wielu życzliwych ludzi, którzy starali się nam pomagać. Do nich należał Staszek Krasowski – Dyrektor Departamentu Inwestycji.

Ale wracamy na halę. Kolejnym sponsorem była firma PGR „Mysiadło”, gdzie kupowaliśmy całe stosy świeżych pięknych kwiatów w gatunku I przecenionych do gatunku III. Kwiaty na halę oczywiście, nie dla nas. Codzienna zmiana wody w 12 ogromnych wazonach i usuwanie zwiędłych kwiatów należały do Renii Jarnutowskiej, a 12 waz ze świeżymi kwiatami na hali wyglądało pięknie, i tak było przez kolejne 10 dni. Nic dziwnego, że wystrój hali budził zachwyt – wazy przyjechały przecież z Bolesławca, gdzie mieliśmy sekcję TKKF w badmintonie. Nasz instruktor Józef Popek pomógł mi w kontakcie z fabryką w Bolesławcu, w zakupie waz i innej pięknej i poszukiwanej w kraju galanterii z tych zakładów.  Jak więc napisałam, wystrój budził zachwyt; Zielona wykładzina hali, wyklejone na biało korty, kolorowe kwiaty w wazach, biało- niebieskie reklamy wokół kortów oraz powieszone flagi państw uczestniczących w zawodach i po raz pierwszy zakupione- ale gdzie nie pamiętam – plastikowe kosze(stojące przy kortach) na ubrania zawodników. Było pięknie, kolorowo, wszędzie reklamy, a najwięcej reklam angielskiej firmy Carlton reprezentowanej na zawodach przez Pepa Pearsona. Niedużego wzrostu, krągły blondyn, zawsze uśmiechnięty, zawsze skory do żartów, podpisał z nami dwuletni kontrakt na obsługę sprzętową zawodów i dostarczył nam 350 tuzinów lotek piórkowych marki Carlton wykonanych według nowoczesnej, jak na owe czasy, techniki: główka plastikowa zamiast korkowej (nowość w 1985 r.). Z tej partii trochę lotek dostał Ryszard Borek na zgrupowanie kadry narodowej przed mistrzostwami, które odbywało się w Głubczycach, bo na żaden inny ośrodek nie było nas stać, a w Głubczycach mieliśmy halę za niewielkie pieniądze wynajmowaną od OSiRu. Dyrektorem OSiRu był wielbiciel badmintona Marian Masiuk – jego córka Marzena też grała w badmintona – była nawet w kadrze Polski juniorów. Lotki odebrane przez Ryśka służyły do przygotowania zawodników do mistrzostw. Pozostałe 320 tuzinów czekało na rozpoczęcie zawodów. Carlton przekazał nam również sprzęt osobistego wyposażenia dla zawodników i trenera: rakietki, dresy, koszulki, spodenki, skarpetki dla naszej polskiej reprezentacji! Wyglądaliśmy po prostu pięknie. Nasza drużyna błyszczała. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że udało się nam wszystko załatwić na czas. Ale szczęście nie trwało zbyt długo, bo do Biura Polskiego Związku Badmintona (na stadionie X-lecia, były tam również biura Sport-filmu i innych związków sportowych) wpadł Andrzej Sz., Prezes Związku, z miną z lekka niepewną, z plikiem gazet w ręce. Od progu wydusił: – Zamkną cię, będziemy siedzieć. Wszyscy! Cholera! Nie rozumiejąc o co chodzi, posadziłam prezesa z kawą w ręku przy biurku i z pytającym wzrokiem czekam na wyrok. O co tu chodzi? Jakie więzienie? na dwa dni przed uroczystym otwarciem? Oszalał? Kto go postraszył? Ale przecież on nie należy do strachliwych! Tyle myśli przeleciało mi przez głowę w ciągu 30 sekund (dla mnie to była wieczność).

CDN

English version:

In 1985 we were preparing for Helvetia Cup, team championship of group B. It was a very difficult time, Poland was poor, grey and sad, but we were all full of energy and we wanted to do so much! Janusz Rybka came from Wrocław with his team to clean Mera Sport Hall; we cleaned it inside out and by the time we finished, it was shining! The light bulbs were replaced and special curtains hanged by the mountaineers (obviously our friends). The precious light bulbs came from Róża Luksemburg factory, some 250 of them; not that easy to get, it was a good negotiating point (as well as cleaning of the hall) with Mera Sport Hall management – they got the hall fully lit and clean, we had to pay a much reduced price so everybody was happy! Working hard in the hall were: Janusz Rybka, Wiesiek from Płock, Julian Krzewiński, Janusz Musioł, Jurek Wrzodak, Jerzy Śliwa, Eugeniusz Jaromin, Jurek Szuliński, Wiesiek Derych, Janusz Łojek, Rysiek Borek, Andrzej Szalewicz (photo 2). Andrzej was simply everywhere and had to know all the details and decide about everything, even about the tapes that we used to mark the courts. The company called “3M” helped us tremendously by giving us approximately 1000 metres of tape (one court needed approximately 100 metres). Not available in the shops, it was our luck that Andrzej knew people from this firm. Only once we made a mistake when outlining the courts, after the whole night of work, we needed to correct them by 20 cm. That was a nerve racking and very tiring exercise!  Zbigniew Góral from LOK kindly helped us with the sound system, using their Nysa car, the system we could not live without!  There were flags and some nice sponsors’ adverts, mostly from Carlton; talking about sponsors, PLL LOT  sponsor arranged cheap flights for all the teams, FSO Warszawa, lent us 6 Fiat cars with drivers and most important, petrol coupons! Krzysztof Panufnik from FSO was incredibly generous, knowing how important transport is during the championships! We also had 2 coaches and one people carrier from Głubczyce LKS Technik (photo 3: players from this club).

 PGR „Mysiadło” flower producers sold us flowers at much reduced prices and every day Renia Jarnutowska (photo 4) was religiously changing water in 12 huge vases, so during the whole 10 days of Championships, all the flowers were beautifully decorating the hall. Józef Popek helped us getting these lovely vases from Bolesławiec (even the vases, as you can see, could not be bought in the shops in these times!).  So all in all, flowers, adverts, clean courts and baskets for players’ clothes, were all nicely arranged. Pepa Pearsona, Carlton representative signed with us 2 year contract and we received precious 350 dozens of shuttlecocks with plastic heads (new technology from1985). Ryszard Borek was given 30 dozens for the team, to train in Głubczyce. That was the only place where sport hall did not cost and arm and a leg, as the manager of OSiR, Marian Masiuk, from whom we rented the place, was a great badminton fan (his daughter, Marzena was a junior player of the national team).  We also were given by Carlton rackets and clothing. The team looked wonderful and I was so proud of them and happy with everything! My happiness did not last for long though, as one day, Andrzej Szalewicz run into the office with a pile of newspapers and with a troubled face announced: You will be arrested! All of us will be arrested! We will not get out of jail!!! What, I asked – Arrest??? Jail??? Are you mad???

To be continued….

 

 

 

Swoje wspomnienia rozpoczęłam od najważniejszych zawodów w światowym sporcie, czyli igrzysk olimpijskich. Ale zanim doszło do tego, zanim mogliśmy uczestniczyć w eliminacjach, musieliśmy w turniejach kwalifikacyjnych pokonać wiele przeszkód, którymi  życie w latach osiemdziesiątych było usłane. Wielu młodych zawodników zapewne w tych właśnie latach przychodziło na świat. My zaś pokonywaliśmy przeszkody, prawie skacząc jak konie we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego w zawodach potęgi skoku. W 1984 roku mamy już 18 okręgowych związków, 100 klubów, 22 trenerów i ponad 150 instruktorów. Organizujemy międzynarodowe mistrzostwa Polski, które są zawodami świetnie zorganizowanymi uznanymi  przez dziennikarzy prasy , TV i radio. Mamy kontakty z zawodnikami Chińskiej Republiki Ludowej. Wykorzystujemy ich pobyty nie tylko w zakresie szkolenia zawodników, ale też instruktorów i trenerów. Biegamy, aby otrzymać dodatkowe środki finansowe dla SPORTFILMU,  który kręci  filmy szkoleniowe z udziałem zawodników polskich i  chińskich. Filmujemy również  treningi reprezentacji ChRL w Głubczycach. COS SPORTFILM  nakręcił dla nas filmy szkoleniowe  pt. „Technika uderzeń”, „Taktyka”,  propagandowy (reklamowy) „ Badminton dla wszystkich” oraz film z IX Międzynarodowych Mistrzostw Polski. Trzyminutową reklamówkę o badmintonie udaje nam się dostarczyć do dystrybutora filmów i jest emitowana w kinach przed głównym filmem. Tłumaczymy ponad dwadzieścia artykułów o badmintonie, a w przygotowaniu jest część II skryptu  „Taktyka”,  autorów Jadwigi Ślawskiej i Ryszarda Borka.

Opracowaliśmy wraz z TKKF i T ulotkę badmintonową, tzw. rozkładówkę, którą  można powiesić na hali jako plakat. Rozkładówka jest dwustronna, kolorowa i jako dwustronicowy plakat cieszy się wielkim powodzeniem.

Stworzyliśmy silną bazę, mamy podstawy, ale… jak to zwykle jest w tym całym parciu do przodu,  w organizacji zgrupowań (Głubczyce i Suwałki), zawodów, staraniu się o wprowadzenie badmintona do programu Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży (1981),  w naszych dążeniach do podniesienia poziomu badmintona, do jego popularyzacji w klubach, okręgach, województwach – zabrakło podstawowego elementu: SPRZĘTU. O ile kadra badmintona posiada skromne, a nawet bardzo skromne wyposażenie w sprzęt  Carltona otrzymany w ramach podpisanego kontraktu z angielską Firmą CARLTON, jako głównym sponsorem Helvetii Cup ’85  – Drużynowych Mistrzostw Europy gr. B. Na zdj.2 przedstawiam reprezentację Finlandii w czapeczkach i szalikach w  polskich barwach narodowych  z napisem Helvieta Cup wykonanych w Zakładach Przemysłu Dziewiarskiego „POLONIA” w Głubczycach.

Borykamy się z zaopatrzeniem w podstawowy sprzęt rakiety i lotki dla zawodników naszych klubów. Reprezentacja Polski otrzymuje w wyposażeniu: rakiety Carlton, dresy, koszulki, spodenki, skarpety. Związek otrzymuje trochę lotek piórkowych.  Nie, nie są to liczby powalające na kolana. Na Mistrzostwa Europy gr. B Helvetia Cup ’85, firma Carlton dostarcza 300 tuzinów lotek piórkowych, które wykorzystujemy bardzo skrupulatnie.  Lotki po użyciu w grze „głaszczemy” i trafiają one z powrotem do tub; będą później zużywane na treningach kadry. Niezużyte lotki, sponsor chciał wywieźć z powrotem do Anglii, ale  po ciężkiej emocjonalnej wymianie zdań pozostają w Kraju i są wydawane przez związek z magazynu na treningi reprezentacji seniorów i juniorów. W 1983 r. GKKFiS przydzielił nam 2000 USD na zakup lotek (co wystarczyło na zakup 300 tuzinów , tyle wystarcza na organizację zawodów międzynarodowych), zaś w roku 1984 otrzymaliśmy już 7600 USD na zakup lotek piórkowych niezłej jakości. Wytwórnia Sprzętu Sportowego w Łodzi produkuje lotkę „Wessa” (nie wiem czy ktoś jeszcze pamięta tę ciężką lotkę?), w tym samym roku rusza również w małych ilościach produkcja lotki w Oławie, którą  tworzy pan Appel  wspólnie z trenerem LKSA Technik Głubczyce R. Borkiem jako konsultantem. Lotka nazywa sie TWA.  Trwa również praca nad produkcją lotki plastikowej w  firmie  UNIMED  Józefa  Prokopa  w Warszawie.

Kadra dysponuje rakietami  Yonex i Carlton, zaś dla klubów zostaje zakontraktowanych 5000 sztuk rakietek „Łastoczka”, które dojeżdżają do Polski  na prezełomie lat  1984/1985. Prezydium ustala zasady podziału tej cennej zdobyczy:  okręgowe związki badmintona otrzymają po 50 rakiet na nowo powstałe kluby (w ostatnich dwóch latach), natomiast na inne kluby po 20 sztuk. Czy to dużo? Odpowiedzcie sobie sami. Dzisiaj każdy zawodnik dysponuje kilkoma rakietami ( 8-10 szt) najwyższej klasy, wtedy marzeniem było posiadanie 4 sztuk rakiet tej samej firmy i tej samej klasy. No cóż… nie potrzeba komentować. 

W ciągu ostatnich dwóch lat (1982 – 1984) prowadzono rozmowy z Centralami Handlu Zagranicznego (wtedy towary importowano  tylko i wyłącznie przez CHZ), z byłymi Zakładami POLSPORT, które po kolejnej reformie nie były już w resorcie GKKFiS, POLDROBEM,  Centralą Przemysłu Handlu Wewnętrznego, Przedsiębiorstwem Usługowym Urządzeń Sportowych. Odbyliśmy wtedy ponad 120 zebrań dotyczących tylko tematu SPRZĘTU. Żaden  temat nigdy wcześniej ani nigdy później nie kosztował i nie zabrał tyle czasu. 

A co z lotkami? Zaimportowaliśmy lotki N-104 z Chińskiej Republiki Ludowej (na przełomie lat 1983/84). A pieniądze? Pieniądze  zdobył Andrzej Szalewicz w CPHW, były to dewizy państwowe przeznaczone na najpotrzebniejsze rzeczy dla ludności! W dobie kryzysu, najpotrzebniejsze rzeczy i towary dla ludności to lotki do gry w badmintona?! Gdyby ta prawda wtedy została ujawniona, wiele osób z tej firmy mogłoby mieć kłopoty. Prezydium ustaliło zasady podziału zakupionych lotek. I tak: 1/3 przeznaczono  na zakup dla potrzeb klubów sportowych, 1/3 dla potrzeb Związku i 1/3 dla klubów powstałych po 1.09.1984 r.

Ówczesny prezes Związku Andrzej Szalewicz zwołuje w roku 1984 12 zebrań zarządu, 45 zebrań prezydium; jeździmy po Polsce, zebrania odbywają się w Głubczycach, Katowicach, Rzeszowie, Gdańsku, Wrocławiu, Warszawie, Radomiu, Kielcach, Skierniewicach, Olsztynie. Wynikiem tych wyjazdów i odbytych spotkań z władzami miejscowymi jest utworzenie kolejnych okręgów w Poznaniu, Krakowie, Łodzi, Lublinie, Szczecinie i Białymstoku. W zebraniach Zarządu uczestniczyli wszyscy członkowie Zarządu w liczbie 15 osób, w tym prezes oraz obowiązkowo cała pięcioosobowa Komisja Rewizyjna z mecenasem Wacławem Błońskim na czele. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak zażarte to były dyskusje, ile razy kłóciliśmy się i to wcale nie na żarty, ile gorzkich słów powiedzieliśmy sobie w twarz, kto czego nie dopilnował, kto zawalił sprawę na całej linii, kto się obronił.

To był cholernie trudny okres, a my w tym czasie musieliśmy wykonać gigantyczną robotę, aby w końcu mieć reprezentację na dość wysokim poziomie. Już wtedy było głośno o przygotowywanej decyzji MKOl w sprawie wprowadzenia badmintona do programu igrzysk olimpijskich. Nie mogliśmy czekać z założonymi rękami, bo Korea Płd. miała zorganizować w roku 1988 swoje piękne Igrzyska Olimpijskie i wiadomo było, że jeżeli tak, to badminton silny w Korei  może być grą pokazową, a my marzyliśmy przecież o igrzyskach. Tylko marzenia, marzenia a  życie w Polsce i polska rzeczywistość nijak miała się do „reality show”.  W związku z tym wiele spraw musieliśmy zmienić: na pierwszy rzut poszedł kalendarz imprez i zmiana terminu indywidualnych mistrzostw Polski; już nie maj, już nie dowolność ustawienia tych imprez, tylko tak jak proponował kalendarz imprez IBF.

Powoli następowały zmiany. Zaczęliśmy wychodzić z okresu TKKF-u, zaczęliśmy w końcu myśleć o wielkim sporcie, o światowej klasy badmintonie i o wielkich imprezach organizowanych na świecie i w Polsce. Według mnie rok 1983 i 1984 były kluczowymi latami w zmianie sposobu myślenia osób odpowiedzialnych w związku za sport przez duże S. Wtedy też zdaliśmy sobie sprawę, że bez własnych lotek długo nie pociągniemy. Niewielkie zastrzyki finansowe w postaci przydzielanych dewiz na zakup sprzętu, w tym lotek, były kroplą w morzu potrzeb. Potrzebowaliśmy lotek dla klubów. Bez rakiet, bez lotek  przecież nie można było szkolić młodzieży. Ale byliśmy młodzi i pełni zapału. Nic nie było tak trudne, jak wyglądało. Prezes Szalewicz, wielki optymista, bardzo enigmatycznie powiedział  na jednym z zebrań, że będziemy mieli (znaczy będziemy produkowali własną) polską lotkę piórkową. Patrzyłam na niego oczami okrągłymi i wielkimi jak spodki. Kazał mi to zaprotokołować. Byłam sceptykiem, z przekąsem zapytałam, taaa… lotkę piórkową? Polską? Mam zaprotokołować? – No tak, cóż w tym dziwnego – odpowiedział.  Nic, zupełnie nic, choć to brzmiało w moich uszach jakbyśmy chcieli rozpętać wojnę, ale brak było i wojska, i armat, i broni, a my dysponowaliśmy tylko uśmiechem na ustach i pokładami  optymizmu.

O tym, że marzenia czasami się spełniają, opowiem w następnym odcinku.

CDN.     wszystkie zdjęcia Jan Rozmarynowski

English version

The 80s  

I have started to write about Olympics Games, but before that we had to take part in many qualifying tournaments and overcome many problems that the 80s was full of. In 1984 there were 18 local associations, 100 badminton clubs, 22 coaches and 150 instructors. Polish International Badminton Championships that we organised was praised by TV, radio and press. We have established precious contacts with players from China. Their stay was used for training our players but also for our coaches. Somehow we managed to get some additional funds for COS SPORTFILM Company that made some films for us, “Tactics”, “Badminton for everyone”, “„Stroke techniques”; they also filmed our IX International Polish Badminton Championship. Three minute film about badminton was distributed to cinemas and shown before main films. We have also translated twenty articles about badminton and prepared the script for the second part of “Tactics”  (authors: Jadwiga Ślawska and Ryszard Borek). Very popular, large colour posters about badminton were prepared and displayed in sport halls.

We have created a good base, but to lift badminton to a higher level, one essential element was missing – the equipment! We did have some equipment for the squad players, as we have signed the contract with Carlton, who was the main sponsor of Helvetia Cup “85 organised in Warsaw (photo 1: opening ceremony, president of the European Badminton Union Stan Mitchell and president of Polish Badminton Association, Andrzej Szalewicz) (photo 2 Finnish team wearing Helvetia’s hats made by „Polonia” Company in Głubczyce).

We had tremendous problems with getting any rackets or shuttlecocks for all our clubs. Only Polish national squad had Carlton rackets and clothing. We had some shuttlecocks, but the numbers were very small.  For Helvetia Cup ’85, Carlton delivered 300 dozens of shuttlecocks, which were used very carefully – after the games, they were repaired as best as it was possible and used later in trainings. We managed to persuade Carlton representative to leave with us all unused shuttlecocks as well, which were later very useful for our teams of juniors and seniors. In  1983 r,  GKKFiS gave us 2000 USD for shuttlecocks that allowed us to buy 300 dozen, in 1984 we were given 7600 USD. So far the only shuttlecocks in Poland were very heavy plastic ones produced by „Wessa”  but a new production line in Oława was started  by Appel and Borek. In Warsaw, Unimed Company at the same time was developing a light plastic shuttlecock.

Our national squad had Yonex and Carlton rackets (photo3: national squad coach Ryszard Borek and players Bożeną Wojtkowska and Bożena Siemieniec) and we bought in 1984/1985 five thousand rackets „Łastoczka” imported from the former Sovet Union. Newly established clubs got 50 rackets and others, twenty. Is it a lot – you tell me! Today, each player has got several top quality rackets, in the 80s  to have 4 good rackets was a dream!

In the years 1982 – 1984 we had over 120 meetings with all organisations that could possibly help us to buy equipment, Centrala Handlu Zagranicznego, Zakłady POLSPORT, POLDROB,  Centrala Przemysłu Handlu Wewnętrznego, Przedsiębiorstwo Usługowe Urządzeń Sportowych – never before or after this subject took us so much time! 

Back to shuttlecocks – we have imported from china shuttlecocks  N-104 thanks to Andrzej Szalewicz who arranged some foreign currency from CPHW. The expense was classified as “the most essential for the population”, yes, such tricks had to be used in the 80s! A third of the shuttlecocks were given to the sports clubs, another third to the Badminton Association and the last third to the clubs established after 1984.

President of the Polish Badminton Association, Andrzej Szalewicz organised 12 board meetings and 45 executive committee meetings in 1984; the meetings took place in  Głubczyce, Katowice, Rzeszów, Gdańsk, Wrocław, Warszawa, Radom, Kielce, Skierniewice and Olsztyn. As a result, new local clubs were created in Poznań, Kraków, Łodż, Lublin, Szczecin and Białystok. All board members were present and the discussions were very heated.

It was a very difficult time and we have done a very good job to help the team achieve a good standard. There were some voices heard that IOC is thinking about including badminton in the Olympic Games and we did not want to sit back and wait, we dreamt about Olympics!  The reality was a bit different to our dreams but we did everything to change the situation; we changed the dates of our tournaments according to IBF calendar, we stared to think big and introduce necessary changes, and I think the years 1983 and 1984 were crucial in achieving this. One big change was the most important, we knew that without shuttlecocks and rackets we cannot give the right training to the players – Andrzej Szalewicz, an eternal optimist announced that we will produce our own feather shuttlecock! I was sceptical, yeah, right, feather one…..how? We had no money at all but we had plenty of enthusiast. Next time, I will tell you how our dreams came through!    

Jadwiga Ślawska-Szalewicz

Fot. © Jan Rozmarynowski, Jadwiga Ślawska-Szalewicz (archiwum)

to be continued

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.