Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Święta’

 

Tak pięknie wygląda Warszawa przygotowana do Świąt! Zanim złożę życzenia zapraszam na krótką wycieczkę!

Warszawa coraz piękniejsza. Jak zwykle od 6 grudnia zapalają się światełka, które przypominają nam o Świętach Bożego Narodzenia.

Dzieciaki mają uciechę a i my dorośli z tęsknotą wspominamy stare czasy i z radością patrzymy na naszą stolicę!

Oczywiście są i tacy, którzy usilnie starają się zepsuć ten czas wspomnień, rodzinnych spotkań czas radości i miłości. Wielka szkoda, że po tylu latach wolności i naszych zwycięstw nie umiemy się porozumieć, nie umiemy rozmawiać, wyciągać wniosków, zawierając tak cenny  konsensus.

Boleję nad tym tak samo jak bolał Mój nieżyjący Ojciec. Dzisiaj obchodziłby 92 rocznicę urodzin. Odszedł zaledwie dwa lata temu!

Pamiętając o Nim i jego miłości do Warszawy wyszukałam krótkie filmiki o świątecznej Warszawie. Uradowałam się na widok rozświetlonego autobusu, bowiem podobnym Ojciec jeździł przez 42 lata, przejeżdżając po Warszawie ponad 5 mln kilometrów.

Wszystkim Czytelnikom mojego bloga

życzę

Radości, miłości, spokoju, spotkań rodzinnych i cierpliwości

braku kłótni przy stole pomimo różnic politycznych

po prostu

Wspaniałych Świat Bożego Narodzenia!

Wasza Jadwiga

ps. Wydawnictwo podarowało mi najpiękniejszy prezent pod choinkę:

umowa dotycząca wydania książki została podpisana!

 

Filmiki zamieszczone na blogu przygotowali

Michał Janiszewski i Marcin Poncyliusz

Piotr Sternicki

 

 

 

Rok 2016 świąteczny czas

Rok 2016 świąteczny czas

Nie mam czasu. Nie myślałam, że kiedyś napiszę tak po prostu: ja nie mam czasu. Grudzień rozpoczął się w szpitalu na ul. Sierakowskiego. Kolejna operacja oczu, noce nie przespane, dni trudne. Na szczęście udało się i teraz jest czas na rehabilitację.

W tak zwanym międzyczasie negocjowałam umowę z moim  wydawnictwem. Sprawa oczywiście dotyczy wydania książki.  Wymieniliśmy uwagi, niektóre wprowadzone zostały do umowy, ja już podpisałam, teraz czekam na mojego wydawcę. Podobno mam ją otrzymać przed Świętami.  Czekam na ten świąteczny prezent, który będzie nie do przecenienia.

W dniu 10.12.2016 r. zostaliśmy z Andrzejem zaproszeni, do Centrum Olimpijskiego, gdzie obradowali delegaci Polskiego Związku Badmintona, którzy przyjechali na Krajowy Zjazd Sprawozdawczo-Wyborczy.  Obrady trwały pełne 12 godzin.

Marek Zawadka na scenie drugi z lewej zdjęcie wykonała Zorika

Marek Zawadka na scenie drugi z lewej
zdjęcie wykonała Zorika Tysiak

Nowo wybrany prezes to Marek Zawadka z Lubina, który otrzymał 77 głosów, ustępujący prezes Marek Krajewski otrzymał 48, zaś trzeci kandydat Marian Stelter zdobył 3 głosy.

Zjazd wybrał równie nowy zarząd, który przez kolejne cztery lata będzie odpowiadał za naszą ukochaną dyscyplinę. Do spraw zjazdu wrócę jeszcze. Dzisiaj tylko krótka informacja.

Członkami nowo wybranego zarządu zostali:

Jerzy Michał Kikosicki, Dorota Gawrońska Popa, Andrzej Majewski, Jarosław Ociepa, Katarzyna Sekuła, Maja Muszyńska. Nowemu zarządowi życzę dużo zdrowia, wytrwałości, niebywałej siły w pokonywaniu wszystkich trudności jakie napotkają w realizowaniu swojej misji. Nie jest to łatwa praca,  wiem  doskonale. Uważam jednak, że zapał, młodość i wytrwałość a także wielkie nadzieje środowiska badmintonowego, które głosując, wybrało te a nie inne osoby to wielki mandat zaufania, którego nie można zmarnować. Cieszę się ich radością i mam nadzieję, że swój czas wykorzystają w należyty sposób.

Wierzę również, że nowy prezes,  dynamiczny organizator wielkich zawodów krajowych i międzynarodowych a także mistrzostw Europy, które z sukcesem co roku organizuje w Lubinie, będzie prowadził polski badminton  z takim samym zapałem. Znam go od lat, pamiętam gdy jako młody student przyjeżdżał do Warszawy, uczył się nie tylko w szkole ale także badmintona. Życzę mu siły, wytrwałości, świetnych pomysłów i ułożenia dobrych kontaktów z Ministerstwem Sportu i Turystyki, gdyż to jest główny partner dla działalności wszystkich związków sportowych w Polsce. Jestem przekonana, że nadchodzące lata polskiego badmintona będą dynamiczne a konieczne zmiany systemowe, wybrany zarząd przeprowadzi prawie bezboleśnie.

Komisja Rewizyjna będzie kontrolowała prezesa i zarząd. W jej skład weszli: Aleksandra Dąbczyńska, Paweł Majewski, Marek Zarembski.

Teraz już wiecie, dlaczego mało mnie na blogu, dlaczego czas uciekał szybko, czasami za szybko.

Czeka mnie kolejna korekta książki, po redakcji technicznej, w niedalekiej przyszłości praca z korektorkami,  czyli koniec starego roku oraz początek nowego zapowiada się znowu pracowicie.

choinka 2016

choinka 2016

Przed nami Święta Bożego Narodzenia, magiczny czas, choinka ubrana, światełka na tarasie zapalone. Chinka „tarasowa” w tym roku świeci biało czerwonymi lampkami. Tak wybrałam, chciałam pokazać, że pomimo wielu różnic, żyjemy w jednym Kraju, rozmawiamy tym samym językiem, ale nie zawsze rozumiemy siebie nawzajem.

W ten sposób wyrażam stan i nastrój jaki panuje w mojej duszy. Mieszkamy w Polsce, w Warszawie, kochamy ten kraj. Warto otworzyć się na innych, warto rozumieć siebie nawzajem.

Życzę wszystkim spokojnego czasu choć wiem, że ten przedświąteczny nie bedzie łatwy szczególnie dla pań!

Wasza Jadwiga

 

Zosia moja chrzestna córka

Zosia moja chrzestna córka

Moja siostra cioteczna Zosia, córka ciotki Jadzi była ładną miłą dziewczyną młodsza ode mnie, urodziła się w 1955 r. Zawsze wydawała mi się trochę za cicha i za spokojna, ale wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że Zosia ma ciężką wadę serca. Oczywiście nasza babunia opiekowała się Zosią najlepiej jak umiała, ale Zosia i tak nie była nigdy żywym srebrem, powolutku snuła się po gospodarstwie, zaś jej matka zawsze zrzędziła, że jej córka nie jest dość robotna. Kilka lat później, gdy Zosia chodziła już do szkoły podstawowej nagle zemdlała w klasie, zrobił się szum, ktoś dał znać babci, Jadzia zaprzęgła furmankę i pojechała po córkę do szkoły, ale jej nie zastała w klasie. Wychowawczyni wezwała karetkę, która po godzinie dotarła do szkoły, badania wykazały, że serce Zosi nie pracuje prawidłowo. Postanowiono zabrać ją do szpitala do Ostrowca Świętokrzyskiego.

Następnego dnia Jadzia spotkała się z lekarzem prowadzącym. To co usłyszała nie było optymistyczne. Od tej pory moja siostra była pod szczególną opieką szpitalnych kardiologów. Po dwóch czy trzech tygodniach postawiono diagnozę, stwierdzając, że jest jeden lekarz w Warszawie, profesor Manteuffel kardiochirurg, znakomity specjalista, który mógłby pomóc.

Był rok 1968.

Miałam zaledwie dwadzieścia trzy lata, gdy ciotka Jadzia zadzwoniła i powiedziała, że Zosia ma skierowanie do szpitala do Warszawy, i musi być tam przyjęta w celu zdiagnozowania. Ponieważ telefonowała z poczty w Sadowiu, nie była zbyt rozmowna, powiedziała tylko, że zaraz wyśle skierowanie i papiery, które otrzymała od lekarzy w Ostrowcu i prosi abym zajęła się sprawą. W ze skierowaniem w dłoni dotarłam do szpitala przy Płockiej.

Pana Profesora Manteuffla poznałam osobiście, gdy starałam się umieścić Zosię w szpitalu wolskim na oddziale kardiologicznym. Nie było to łatwe zadanie, ale wierzyłam, że skoro jej przypadek jest trudny, to wymaga najwyższych umiejętności lekarskich. Siedziałam na korytarzu oddziału przez kilka godzin, wiedząc że życie siostry zależy od moich umiejętności przekonywania. W końcu przyszedł jakiś lekarz, zainteresował się mną, wypytał i odszedł, zabierając skierowanie i załączone dokumenty. A potem pojawił się starszy pan z wąsikiem, w białym kitlu, na nosie miał w grube okrągłe okulary, w ręku trzymał dokumentację Zosi. Zaprosił mnie do skromnego pokoju. Wypytywał szczegółowo o siostrę. Opowiedziałam, że mieszka na wsi, choruje na serce i dostała skierowanie ze szpitala w Ostrowcu Św. właśnie do Warszawy.  Mówiłam dużo, szybko, z wypiekami na policzkach. Tak bardzo chciałam go przekonać o konieczności leczenia Zosi tutaj w szpitalu, tylko w tym, w żadnym innym! Miły pan, siwiuteńki, o uważnym spojrzeniu cierpliwie mnie wysłuchał. Zakończyłam swoją przydługą opowieść i na koniec widowiskowo się rozpłakałam, pewnie z nerwów.

Mężczyzna wziął mnie za rękę, pogładził, uśmiechnął się takim nieobecnym uśmiechem i w końcu powiedział:

– Dziecko, no to przywieź tę swoją siostrę do nas. Zobaczymy, co się da zrobić.

Ktoś wszedł do pokoju i powiedział:

– Panie profesorze, czekamy na pana!

„Panie profesorze? Boże, z kim ja rozmawiałam?”. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam:

– To pan, pan jest tym profesorem? A ja panu tyle głupot naopowiadałam! Przepraszam! Zajęłam panu drogocenny czas, dlaczego pan mi nie przerwał?

– Dziecko, wiedziałem, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, z kim rozmawiasz, ale tak żarliwie przekonywałaś mnie o konieczności zaopiekowania się twoją siostrą, że nie mogłem ci przerwać, dlatego wysłuchałem cię i wiem, że podjąłem dobrą decyzję, zmykaj i przywieź ją jak najszybciej. Wszystkie formalności załatwisz na izbie, tam będzie czekała odpowiednia informacja, pamiętaj jak najszybciej!

Zosia w Warszawie Ogród Saski

Zosia w Warszawie Ogród Saski

Zosia wiele razy przyjeżdżała do szpitala. Zawsze jej towarzyszyłam. Pierwszy raz, ten najważniejszy, leżała ponad trzy miesiące. Przychodziłam do niej raz w tygodniu, poza mną oczywiście moja matka, a raz nawet przyjechała na kilka godzin ciocia Jadzia. Kiedyś znowu przyjechała do Warszawy na konsultację u profesora. Zosia spędziła kilka dni w szpitalu. Odebrałam ją i razem pojechałyśmy do centrum Warszawy. Szłyśmy koło Pałacu Kultury i Nauki, gdy Zosia zatrzymała się przy jednym z Cyganów sprzedających patelnie. Jadziuńku, kupię ci tę dużą, będziesz miała ode mnie pamiątkę.

-Co ty mówisz dziewczyno? Jaka pamiątkę? Odpowiedziałam

Zosia kupiła wielką jak bochen chleba cygańską patelnię wręczając mi uroczyście. Następnego dnia pojechała autobusem do Ostrowca. Ciotka Jadzia czekała na swoja córkę.

Kilka dni później byłam umówiona z profesorem w Szpitalu na Płockiej.

Niestety, nie dawano Zosi nadziei.

Profesor, pod którego opiekę trafiła, powiedział mi 19 sierpnia 1970 r:

– Pani Jadwigo rokowania są bardzo złe. Nasza Zosia ma trudną nieoperowalną wadę serca. Jedynie, co można byłoby zrobić, to przeprowadzić transplantację, ale niestety nie u nas…

Wiedziałam o prof. Christiaanie Barnardzie z kliniki w Kapsztadzie, który w latach sześćdziesiątych przeprowadzał pierwsze transplantacje serca, było o tym głośno w prasie i telewizji, ale dla nas było to nieosiągalne.

anioł Cmentarz Kensal LondynWyszłam ze szpitala na chwiejnych nogach. Byłam w dziewiątym miesiącu ciąży.

Zosia umarła w Opatowie, niedaleko Kolegiaty. Wracały do domu furmanką razem z ciotką Jadzią. Kasztan przystanął na chwilę, aby odpocząć, ponieważ furmanka była ciężka. W tym miejscu akurat stał kiosk z napojami i słodyczami. Ciotka kupiła oranżadę i obydwie popijały. Zosia, uśmiechnęła się, westchnęła, upadła na siedzenie, chwilę patrzyła na matkę, zamknęła oczy i zakończyła swoje krótkie, piętnastoletnie życie. Na nic zdały się matczyne krzyki, karetka z lekarzem, po którą ktoś pobiegł. Był maj, świeciło słońce, ptaki świergotały radośnie, jakby chciały powiedzieć, chodź Zosiu do nas, zaniesiemy ciebie daleko.

Nie byłam na pogrzebie. Dzień po wizycie w szpitalu, po rozmowie z profesorem, urodziłam córkę Agnieszkę.

Zosia, jako pierwsza z rodziny została pochowana na opatowskim cmentarzu.

Po niedzielnej mszy w Kolegiacie Opatowskiej chodziłam na pobliski cmentarz.   Odwiedzałam groby najbliższych, Zosi mojej ciotecznej siostry, która zmarła w wieku piętnastu lat. Wielu moich krewnych leży na cmentarzu w Grocholicach, ale ja i tak modliłam się za nich tutaj, przy grobie Zosi, której śmierć bardzo przeżyłam.

Moja patelnia otrzymana od Zosi służyła mi przez wiele lat, ale kiedyś zdałam sobie sprawę, że jej nie ma, zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.