Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Przepisy kulinarne’

Kiedyś napisałam post o kluskach,makaronach, pastach, jak chcecie nazywać dania z makaronem w roli głównej. Wtedy też wiele osób komentując mój wpis przyznało się, że uwielbia makaron w każdej postaci. Dlatego dzisiaj postanowiłam podzielić się przepisem bardzo prostym i bardzo łatwym na sos, który prawie „robi się sam”. Jednocześnie chciałam zachęcić wszystkich do eksperymentów w kuchni, aby dania nasze, proste i pyszne były jeszcze bardziej urozmaicone. Pesto w mojej kuchni istnieje od lat.

Od roku, 1975 kiedy to po raz pierwszy w życiu poleciałam poprzez Monachium do Rzymu i stąd do Bolonii na puchar we florecie mężczyzn „Copa Giovannini”. Zawody trwały cały tydzień a ja mogłam w przerwach zobaczyć i Padwę a w niej Bazylikę San Antonio,tego samego, do którego się modlimy, gdy coś zgubimy, oraz Wenecję, a także jeść makarony po raz pierwszy w życiu z pysznymi sosami za sprawą pani Basi Zubowej, żony wspaniałego trenera fechtowania pana Ryszarda Zuba mieszkających w Padwie.

Pani Barbara była nauczycielką gimnastyki, a podczas mojego pobytu w Bolonii moim ”cicerone” po pięknych okolicach zarówno w Padwie i Wenecji. Pewnie nie wszyscy wiedzą, kim jest pan Ryszard Zub. Pozwólcie, zatem, że o tym znakomitym przed laty zawodniku szabliście, późniejszym fechmistrzu, wychowawcy kilku pokoleń znakomitych zawodników Polski i Włoch opowiem. Ryszard ukończył w roku 1966 Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie z tytułem mgr wychowania fizycznego. Do roku 1960 Jego pierwszym trenerem był Antoni Sobik w klubie Baildon Katowice. W roku 1961 Ryszard przeniósł się do Warszawy i został zawodnikiem prężnie działającej sekcji szermierczej Legii Warszawa. Był jednym z „cudownych dzieci” węgierskiego fechmistrza Janosa Keveya, który w roku 1930 zdobył tytuł akademickiego mistrza świata w szabli. Był rewelacyjnym węgierskim fechmistrzem, a w latach 1947 – 1958 był trenerem polskiej kadry szablistów- słynnej szkoły keveyowskiej. Jego zawodnicy zdobyli łącznie osiem medali mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Mistrz Kevey zmarł w roku 1991, zaś w 2007 została odsłonięta Jego gwiazda we władysławowskiej Alei Gwiazd Sportu, ponieważ tam właśnie odbywały się prawie wszystkie zgrupowania szermierzy- we Władysławowie, a właściwie słynnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie.

Ryszard Zub świetny zawodnik trafił do grona równie utytułowanych znakomitych kolegów po fachu szablistów: Jerzego Pawłowskiego i Wojciecha Zabłockiego. Szkoła Keveya święciła triumfy przez wiele lat. Ryszard Zub zdobywał tytuły wicemistrza Polski w roku 1957 i kilkukrotnie tytuł drużynowego mistrza Polski w szabli w latach 1962-1966. Na planszach świata razem zawodnicy ci zdobywali tytuły drużynowych mistrzów świata a sam Ryszard był trzykrotnym mistrzem świata w Budapeszcie(1959) Turynie (1961) i Gdańsku (1963).  Nic nie trwa wiecznie i jego kariera zawodnicza też dobiegła końca. Po jej zakończeniu Ryszard był działaczem w Polskim Związku Szermierczym, był zastępcą kierownika wyszkolenia, trenerem kadry szablistów, pracował w klubach Baildon Katowice, i AZS Warszawa  (1964-1968).

W tym czasie właśnie ukończyłam pierwszy rok studiów w AWF Warszawa i raczej nie myślałam, że kilka lat później życie moje zwiążę z Polskim Związkiem Szermierczym, gdzie będę pracowała, jako sekretarz generalny. W roku 1967 jeszcze o tym nie wiem, wiem natomiast, w którym pawilonie na AWF trenują szermierze, gdzie trenujemy my zawodnicy judo, klubu AZS AWF Warszawa- sekcja judo znana w środowisku, jako AZS „Siobukai” Warszawa, gdzie pełnię przez wiele lat funkcję kierownika sekcji.

Wracamy do Ryśka, który gdzieś około 1968 roku lub troszeczkę później Ryszard wyjechał do Włoch, aby pracować, jako fechmistrz w klubie Unione Sportivo w Padwie. Jego zawodnicy klubowi osiągali świetne wyniki i dlatego Rysiek zostaje trenerem kadry narodowej Włoch. Pod jego kierunkiem Włosi zdobyli tytuły drużynowych mistrzów olimpijskich w szabli w Monachium (1972), zaś Michaele Maffei i Mario Aldo Montano wielokrotnie zdobywali tytuły indywidualnych mistrzów świata.  Za swoje zasługi zawodnicze i trenerskie Ryszard został odznaczony wielokrotnie złotym medalem „Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe”, oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W 1973 roku rozpoczęłam pracę w Polskim Związku Szermierczym i tak w dwa lata później spotkaliśmy się z Ryszardem we Włoszech na zawodach floretu mężczyzn „Copa Giovanini”. Turniej był bardzo silnie obsadzony a drużyna polska znakomita. Lech Koziejowski wywalczył pierwsze miejsce i piękny wielki puchar, który dźwigali wspólnie z  trenerem florecistów Zbyszkiem Skrudlikiem. Na zawody polecieli najlepsi z najlepszych: znakomici polscy zawodnicy nie byle  kto,  złoci medaliści Igrzysk Olimpijskich z Monachium z 1972 r: Marek Dąbrowski, Lech Koziejowski, Jurek Kaczmarek, i Arek Godel, a ja byłam kierownikiem ekipy tych utytułowanych zawodników. Drużynę na igrzyskach olimpijskich w Monachium  w roku 1972 prowadził do boju Witold Woyda, pierwszy zawodnik Polski, który na Igrzyskach Olimpijskich zdobyła dwa złote medale, największa gwiazda tego teamu, który również  zdobył złoto indywidualnie. W czasie swojej kariery sportowej Witek Woyda kolekcjonował medale mistrzostw świata, zdobywając ich łącznie dziesięć (5 srebrnych i 5 brązowych), a 25 razy zwyciężał w wielkich międzynarodowych turniejach floretowych.

W 1975 roku Witek mieszkał w Bolonii i znakomicie opiekował się swoimi kolegami złotej drużyny. Pracował przez jakiś czas, jako trener w klubie, później wyjechał do USA.

„Złota drużyna” spotkała się po zawodach w przyjacielskim domu Witka, ja zaś ruszyłam zobaczyć Padwę i Wenecję. Jak już napisałam Basia była moim „cicerone”.

I to właśnie dzięki Niej poznałam smak włoskiej kuchni, smak pasty, oraz smaki sosów, które przyrządzała własnoręcznie. Chłonęłam wszystkie nowości, zapisywałam, aby po latach wyciągnąć je z lamusa, a dzisiaj mogę się podzielić przepisem na ten pyszny sos, jakim jest pesto. Pesto zielone, przez niektórych nazywane „Pesto Genovese”.

Składniki: jedno opakowanie sałaty rukoli, (czyli rokiety siewnej, która jest z gatunku jednorocznej rośliny należącej do rodziny kapustowatych. Nazywana bywa też rukolą. Rośnie dziko w basenie Morza Śródziemnego, nad Morzem Czarnym, w Afryce, w Azji Zachodniej, na Kaukazie, Zakaukaziu, w Turkmenistanie, szkoda, że nie u nas, no cóż trudno!)  Jedna doniczka bazylii, (można zamiast rukoli użyć wyłącznie bazylii, wtedy należy podwoić jej ilość), ser parmezan, oliwa z oliwek, lub olej z pestek winogron, orzeszki piniowe.

Wykonanie: umytą rukolę pocięłam na kawałki i wrzuciłam do malaksera, dodałam do niej bazylię pociętą wraz z gałązkami, wlałam kilka łyżek oleju z pestek winogron, wrzuciłam trochę startego na tarce sera parmezanu, orzeszki piniowe (dodają niepowtarzalnego smaku) wszystko zmiksowałam na masę, i proszę nie martwcie się, jeżeli masa nie jest jednolita, o to właśnie chodzi w tym sosie, który nie musi być zmiksowany na gładką masę, możemy wyczuwać w nim drobne kawałeczki sera.

Do ugotowanego „al dente, „ czyli na lekko twardo, makaronu dodałam pokruszony ser Lazur, czyli pleśniowy ser typu Rokpol, dodałam sos pesto zielone -wymieszałam, posypałam startym na tarce parmezanem i danie zostało podane, w ciągu kilku minut nie została żadna kruszynka, i to był wymierny sukces przygotowanej potrawy. Dodatkowa rada:, jeżeli makaron jest za „suchy” i składniki go nie oblepiają można dolać troszkę wody z jego gotowania. Sposób jest sprawdzony.

Sami widzicie, że sos pesto jest bardzo prosty a wykonanie zajmuje całe 6 minut. W międzyczasie zawsze gotuję makaron typu pappardelle, co po włosku znaczy pożerać, który jest cięty na szerokie, długie wstążki. Podawany jest przede wszystkim zimową porą, do sosów, które wspaniale go oblepiają, lub tagliatelle. Tagliatelle jest klasycznym włoskim makaronem z rejonu Emilia Romagna, w kształcie długich płaskich wstążek o szerokości około jednego centymetra o grubości no może dwóch milimetrów, trochę przypomina fettuccine, co po włosku znaczy „małe wstążki” i w rzeczy samej, makaron przypomina stosik wstążek na talerzu. Zamiast fettuccine, niektórzy producenci małe wstążki nazywają fettuccini.

Z takimi właśnie makaronami podaję swój sos pesto zielony, pachnący i pyszny. Zachęcam do zrobienia go samemu, gdyż wtedy jest najpyszniejszy, zresztą powiem wam, że z podanej ilości składników część ląduje w słoiku ( zalana oliwą), aby przetrwała w lodówce kilkanaście dni do następnego gotowania makaronu z pesto. Pamiętajcie, sos musi być zalany oliwą, aby się nie zepsuł, zresztą ta oliwa jest później znakomitym dodatkiem do makaronu wraz z sosem pesto.

Dzisiaj chciałam wam podać nie tylko znakomity i prosty sposób na wykonanie sosu do makaronu, ale też chciałam pokazać trochę historii polskiego sportu, polskiej szermierki i polskich znakomitych przed laty szermierzy później fechmistrzów, o moich z nimi kontaktach i o tym jak nauczyłam się przyrządzać pyszne włoskie sosy w domu państwa Zubów.

 

Wasza Jadwiga

 

 

 

Chociaż lato stara się odejść możemy jeszcze posmakować pysznej sałatki z figami. Lekko słodkie pożegnanie lata. Kupiłam ostatnio świeże figi na Bazarze Szembeka. Wystarczy kilka sztuk aby sałatka nabrała pysznego smaku i wyglądu.

Składniki: 4 świeże figi,  1 sztuka avocado, rukola lub sałatowy mix, pomidor lub kilka  pomidorków  cherry, 1 paczka szynki prosciutto,  1 opakowanie serka mozarella ( można też pominąć) oliwa z oliwek, ocet balsamiczny 2- 3  łyżki, orzeszki piniowe

Wykonanie:  umytą i odsączoną sałatę rozkładamy na dwóch talerzach, porwaną na kawałki  szynkę prosciutto układamy na sałacie, dodajemy porwaną mozarellę, układamy pomidorki lub pokrojony pomidor, avocado przecinamy na pół przekręcamy obie połówki w stosunku do siebie o 90 stopni, wydrążamy miąższ  łyżeczką ( aby pozbyć się pestki, wbijamy w nią ostre zakończenie noża i przekręcamy , pestka pięknie wypada)  figi kroimy na połówki, na rozgrzaną  patelnię rzucamy trochę masła, układamy figi pokrojone na połówki i smażymy z każdej strony po 3 minuty. Usmażone figi układamy na sałacie. Do roztopionego tłuszczu na patelni wlewamy 2-3 łyżki octu balsamicznego, mieszamy niech trochę odparuje i jednocześnie pięknie połączy się ze smakiem pozostałym na patelni, powstanie w ten sposób aksamitny sos, którym  polewamy przygotowaną sałatę. Polecam danie jest łatwe do wykonania, szybki a przy tym smaczne. Smak możemy poprawić posypując całość orzeszkami piniowymi uprażonymi  na suchej patelni.

Ja podałam tę sałatkę z chlebem indyjskim posypanym czarnuszką, bajeczny smak a wykonanie sałatki zajęło mi 15 minut.    Smacznego!

Dla wielbicieli fig mam radę: kupiłam kilkanaście sztuk i zamroziłam w porcjach po 4-5 w woreczkach i wrzuciłam do zamrażarki. Rozmrożone  figi nie tracą na swoim smaku i atrakcyjności a doskonale uzupełniają tę sałatę w zimie. Polecam!

Sezon owocowo warzywny w pełni. Na straganach bazarowych trwa szaleństwo, pomidory, cukinia zielona i żółta, kabaczki, aronia, maliny, borówka amerykańska, jabłka w tylu odmianach, że głowa boli, i jak wybrać te najlepsze, ja wynalazłam „Pirsy”, pierwszy raz je kupiłam i nie żałuję niebo w gębie, kruche i słodkie. Czekając na gruszki bergamotki kupiłam dzisiaj twarde klapsy, choć nie takie bardzo twarde jak się w końcu okazało, ale do moich przetworów jak najbardziej pasują. Ponieważ co roku robię nalewkę z aronii, postanowiłam w tym roku nie wyrzucać ugotowanych owoców aronii tylko poddać je dalszej obróbce razem z jabłkami i gruszkami. I wiecie ten mikst jest najpyszniejszym wynalazkiem ostatnich dni. To, co powstało jest wspaniałe smak lekko słodki, ale nie za bardzo, kwaskowe jabłka i słodkie gruszki dopełniają smak tej najlepszej owocowej mieszanki do mięsa, szczególnie do drobiu indyka i kurczaków. Powstała znakomita kompozycja aroniowa, ale nie dżem ani konfitura. Do przyrządzenia aronii do mięsa potrzebujemy 3 kg owoców aronii, które wcześniej ugotowałyśmy z liśćmi ( wszyscy podają z 400 liśćmi wiśni), a ja dodałam dwie garści umytych liści urwanych w ogrodzie. Sok z aronii gotowałam wraz z 1,5 kg cukru i 6 litrami wody. Całość gotowała się około pół godziny najpierw na dużym a później na małym ogniu.  Po ugotowaniu sok odstawiłam do wystygnięcia na 12 godzin (na całą noc) dzisiaj wyjęłam woreczek z liśćmi wiśni, które wyrzuciłam, dodałam sok z cytryny, sok przecedziłam, owoce aronii przełożyłam do miski.

Nalewka z aronii

Sok z aronii ( 3 litry) ugotowany i wystudzony ( wg przepisu jak wyżej) przelałam do butli, dodałam 1,2 l spirytusu i odstawiłam na 6 miesięcy, zobaczymy ile wystoi, choć ja będę broniła tej pysznej naleweczki. Żartuję, ale nalewka z aronii im dłużej stoi tym jest lepsza. Moja aroniowa sprzed trzech lat ma kolor bordowy i piękną gęstą „olejową” konsystencję, spływając po kieliszku pozostawia ślady.

Aronia do mięsa

Składniki: 3 kg ugotowanych owoców aronii, 2 kg obranych i „uduszonych” jabłek, 2 kg obranych gruszek pokrojonych na ćwiartki, 1,5 kg cukru, 1 szklanka wody

Wykonanie: do stareńkiej patelni mojej Babci do smażenia konfitur wsypałam cukier i wlałam wodę. Zagotowałam do rozpuszczenia cukru, powstał syrop, włożyłam aronię, dodałam uduszone jabłka, wszystko wymieszałam i smażyłam na niewielkim ogniu około 25 minut, mieszając od czasu do czasu. Dodałam pokrojone gruszki, i w dalszym ciągu smażyłam jeszcze 10 minut, tak, aby gruszki się nie rozpadły. Gdy nabrały pięknego bordowego koloru przykręciłam gaz, ustawiłam patelnię na płytce i utrzymywałam minimalne wrzenie wlewając aronię do wyparzonych słoików. Słoiki zakręcałam na gorąco ustawiłam na drewnianej desce dnem do góry, przykryłam ściereczką pozostawiając do wystygnięcia. Bez pasteryzacji, łatwo, szybko i przyjemnie a smak niebiański!  Rano zniosłam słoiki na półkę do piwnicy. Aronię do mięs robiłam około godziny ( wraz z obieraniem jabłek, duszeniem oraz obieraniem gruszek). Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze w ten sposób nie przygotowywali i aronii, aby spróbowali, moja aronia wyszła znakomicie, kolor piękny a smak idealnie pasujący do drobiu, pewnie też będzie pysznie smakowała z pieczoną karkóweczką.  Polecam! SMACZENGO!

I jeszcze jedna uwaga, która przyda się w przygotowywaniu aronii: otóż można uprościć sprawę z gotowaniem liści wiśni, bo przecież trudno w dużym mieście nagle znaleźć drzewko wiśniowe. Obraną i umytą aronię włóżcie w woreczku foliowym zamkniętym do zamrażarki, powiedzmy na tydzień. Po tym czasie aronia utraci swoją gorycz i będzie można ja przygotować według podanych przepisów.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.