Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca styczeń 2013

Często zastanawiamy się czy istnieją cudowne środki?  W odpowiedzi słyszmy, eee nie.  A jednak. Ten, o którym dzisiaj chcę opowiedzieć to dar natury.  Jabłka i ocet jabłkowy.

Mogłabym teraz napisać, już starożytni, w tym i Hipokrates stosowali ocet jabłkowy. I jest to prawda najprawdziwsza.  Tak, ocet zawiera wiele cennych składników wspierających zdrowie. Pobudza przemianę materii, poprawia ukrwienie, przyśpiesza proces samooczyszczania się organizmu, a także poprawia samopoczucie.

Jest wspaniałym eliksirem urody, ułatwiając nam odchudzanie poprzez aktywizację mechanizmów uwalniających i spalających tłuszcze. Ocet ułatwia skuteczne chudnięcie i co ważniejsze utrzymanie wagi.  Skoro ocet jest takim wspaniałym lekiem, dlaczego o nim zapominamy?

Z chemicznego punktu widzenia ocet jabłkowy jest wodnym roztworem kwasu octowego często zawierającym barwniki i aromaty, które powstają podczas procesu fermentacji w obecności bakterii octowych,  obecnych zawsze  w powietrzu. Skoro tak to, w jaki sposób go robić? Najlepiej byłoby nastawić moszcz jabłkowy lub otwartą butelkę białego wina zapominając o nich na jakiś czas np. na miesiąc. Zawartość samoistnie ulegnie zakwaszeniu i otrzymamy ocet.  Nie będę opisywała tutaj całego procesu fermentacji, bo i po co?  Wiedzmy tyle tylko, że domowym sposobem możemy uzyskać świetny i zdrowy ocet jabłkowy bez różnego rodzaju ulepszaczy oraz przyśpieszaczy fermentacji.

Jak wszyscy wiemy jabłka są bardzo zdrowe, a prawdziwym przełomem w Polsce było pojawienie się profesora dr. Szczepana A. Pieniążka (ur.27 Grudnia 1913 r), polskiego sadownika, profesora Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie członka i wiceprezesa Polskiej Akademii Nauk. Pan Profesor ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim w roku 1938, uzupełniając wykształcenie w Cornell University w Ithaca, gdzie obronił doktorat i był adiunktem w Katedrze Ogrodnictwa a od roku 1945 profesorem nadzwyczajnym. W 1946 r powrócił do Polski i został profesorem SGGW oraz Kierownikiem Katedry Sadownictwa na tejże uczelni. Od roku 1951 był nie tylko współtwórcą Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, ale również jego dyrektorem aż do 1983 roku. Oprócz wielu funkcji w PAN był też honorowym Przewodniczącym Komitetu Nauk Ogrodniczych, doktorem honoris causa Akademii Rolniczej w Krakowie, Poznaniu, i Szczecinie. W 1984 został honorowym obywatelem Skierniewic. Ponad 100 prac naukowych, jakie opublikował zostało przełożone na języki czeski, bułgarski i węgierski. Profesor Pieniążek postanowił upodobnić nasze sadownictwo do bardzo nowoczesnego sadownictwa amerykańskiego przez ograniczenie liczby uprawianych odmian jabłoni i wprowadzenie do uprawy odmian amerykańskich (‘McIntosh’, ‘Cortland’, ‘Jonathan’, ‘Bankroft’), usunięcie z sadów upraw współrzędnych (zbóż  i okopowych), wymianę drzew wysokopiennych na niskopienne — owocujących  wcześniej i łatwiejszych  do pielęgnacji. Bardzo pomocne w szerzeniu wiedzy sadowniczej stały się terenowe zakłady doświadczalne Instytutu Sadownictwa — Górna Niwa k. Puław, Sinołęka k. Siedlec, Nowa Wieś k. Warki, Brzezna k. Nowego Sącza, Prusy k. Skierniewic, Świerklaniec k. Tarnowskich Gór, Dworek k. Koszalina, Albigowa k. Łańcuta, Lipowa k. Opatowa, Miłobądz k. Gdańska, Wróblowice k. Wrocławia i Centralny Sad Doświadczalny Dąbrowice k. Skierniewic — zorganizowane do pracy badawczej przez Profesora. Profesor postawił na młodą kadrę, która nie miała zahamowań  we wprowadzaniu innowacji sadowniczych. 10 lat od powołania Instytutu dokonał się znaczny postęp w polskim sadownictwie, lecz przełomowe stały się lata 1961–1963, kiedy wprowadzono do ochrony drzew nowoczesne zagraniczne środki chemiczne i opryskiwacze z wentylatorem. Zbiory owoców podwoiły się, a sadownicy poczuli, że produkcja owoców jest o wiele bardziej opłacalna niż produkcja rolna. Zaczęto tworzyć specjalistyczne gospodarstwa sadownicze na wzór amerykańskich. Było to duże osiągnięcie Profesora Pieniążka, oraz pracowników Instytutu i sadowników. Profesor Szczepan Pieniążek kierował Instytutem przez 37 lat. Na emeryturę odszedł w styczniu 1984 roku, poświęcając się pracy w Polskiej Akademii Nauk. Nie wiem czy pamiętacie zimę roku 1987 r. Polskie sady doznały wielkich strat z powodu niezwykle mroźnej zimy. Jedna trzecia drzew wymarzła zupełnie, a jedna trzecia została trwale uszkodzona. Pamiętam drogę w kierunku do Warki, sady Góry Kalwarii, gdy jeżdżąc tamtędy widziałam setki drzew, które szły pod topór. Większość sadów trzeba było zakładać na nowo. Dzięki spuściźnie pozostawionej przez Profesora, czyli wykształconych pracowników, światłych sadowników, udało się odbudować sadownictwo bardzo szybko i nadać mu nowoczesną formę. Kiedy Profesor Pieniążek zaczynał unowocześniać sadownictwo w 1947 roku, roczne zbiory owoców nie przekraczały 600 000 ton. Obecnie są ponad pięciokrotnie wyższe. W społeczeństwie polskim Profesor Szczepan Pieniążek cieszył się ogromną popularnością. Wielokrotnie słyszeliśmy, jak Skierniewice określano żartobliwie „Pieniążkowo”. Odznaczony został  między innymi  Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (1994), Orderem Sztandaru Pracy II klasy, Medalem Towarzystwa Ogrodniczego w Krakowie. Małżonką Profesora była Janina Praska, ( ur. 28 sierpnia 1914 r. w Warszawie), profesor fizjologii roślin. Szczęśliwy ojciec dwójki dzieci córki Emilii, i syna Normana. Pan profesor zmarł 1 Lipca 2008 r w domu spokojnej starości w Konstancinie Jeziornie, miał 95 lat.

Po tym przypomnieniu niewątpliwych zasług pana Profesora pora na powrót do tematu jabłek i octu jabłkowego. Czy wiecie, że chore zwierzę instynktownie poszukuje gnijących owoców. Gdy je znajdzie, czeka tak długo aż z alkoholu powstanie kwas octowy, dopiero wtedy je pożera. Dlaczego? Łagodny, przyjazny dla żołądka kwas octowy odtruwa organizm i uwalnia go od chorobotwórczych drobnoustrojów. Przysłowie angielskie mówi, że jedno jabłko zjedzone każdego dnia trzyma z dala doktora, bo kwas octowy jest wrogiem wszystkich bakterii. Nie tylko sprząta nam jelita i żołądek, ale też dezynfekuje, odtruwa i oczyszcza nerki, pęcherz i drogi moczowe,  wspiera wymienione przeze mnie organy w procesie oczyszczania całego organizmu. Dlatego właśnie dzisiaj postanowiłam napisać o drogocennych i wspaniałych naszych polskich jabłkach i o occie jabłkowym. U mnie w domu jabłka są składnikiem codziennej diety, dlatego ocet jabłkowy jest w ciągłej „produkcji”. Używam go wraz z całą rodziną, pijemy ocet jabłkowy z wodą, jemy jabłka i nie ma tu zupełnie znaczenia, czy są one tylko umyte obrane ze skórki, pokrojone i jedzone na surowo, czy też są duszone z niewielka ilością wody (3-4 łyżki stołowe) pod przykryciem. Nie ma nic lepszego niż np. łyżka octu jabłkowego dwie łyżeczki miodu rozmieszane w szklance wody.

A jeżeli któraś z pań chce używać octu jabłkowego na odchudzanie proszę bardzo oto łatwy przepis: litr rumianku lub mięty pieprzowej, 2 łyżki stołowe soku z cytryny, 4 łyżki stołowe miodu i 1 łyżkę stołową octu jabłkowego. Ciepły w zimie, zaś zimny w lecie doskonale odświeża i działa odchudzająco. 

Czasami zapominamy o naturze i najprostszych sposobach, jakimi możemy pomóc sobie w sprawach własnej dbałości o zdrowie. Jeżeli tylko dodam, że ocet jest dobry na biegunkę, bóle gardła, głowy, grzybicy stóp, hemoroidy, kaszlu, katarze, chorobie lokomocyjnej, meteopatii, odbijaniu się, odorze z ust ( do płukania), schorzeniach takich jak zaparcia, zgaga czy przy żylakach to tylko niewielka część błogosławionego działania octu jabłkowego.

Używając jabłek codziennie obieram je ze skórki, jedno dwa jabłka kroję na cząstki wrzucam do słoja, wraz ze skórkami, dodaję cukier trzcinowy, zalewam ciepłą przegotowaną wodą. Skórkę z jabłek dodaję codziennie tak, aby duży słój 3 litrowy został napełniony. Odstawiam na miesiąc przez pierwsze trzy cztery dni słój stoi odkryty,  ( w tym czasie powstaje nawet  biała piana, której nie ruszamy), później zakręcam i w ciągu miesiąca od nastawienia octu powstaje klarowna ciecz, którą zlewam do czystych butelek. To nic, że jest nieco mętna, taki powinien być ocet jabłkowy, dobrodziejstwo natury, o którym nie pamiętamy.

Profesor dr. Szczepan A. Pieniążek przyczynił się do spopularyzowania jabłek, staliśmy się poniekąd potentatem w ich produkcji, korzystajmy więc z tego, co mamy, co jest dostępne, tanie i jest cudownym lekiem na wiele schorzeń naszej cywilizacji.

O Panu Profesorze, jabłkach i occie jabłkowym opowiadała

Wasza Jadwiga

Dzisiaj chciałabym przedstawić państwu osobę niezwykłą panią Profesor dr. hab. Zofię Żukowską – naukowca, pedagoga, wychowawcę, społecznika. Tak najkrócej można powiedzieć o wielkim człowieku, o kobiecie, szczęśliwej żonie profesora Ryszarda Żukowskiego, matce, babci, z którą los złączył mnie wiele lat temu, gdy jako studentka Akademii Wychowania Fizycznego zgłębiałam wiedzę a Zosia była asystentem w Katedrze Pedagogiki pełniąc role mojego mentora a później Przyjaciela.   

Zosia ukończyła studia na AWF w roku 1952 uzyskując uprawnienia nauczyciela wychowania fizycznego. Uprawiała lekką atletykę, dlatego wybrała ten kierunek studiów. Jako osoba z wielkim potencjałem intelektualnym podjęła studia pedagogiczne na Uniwersytecie Warszawskim, które ukończyła w 1954 roku, zaś w 1963 uzyskała stopień naukowy doktora nauk humanistycznych UW. W wyniku kolokwium habilitacyjnego, na podstawie dorobku naukowego i monografii pt.: „ Styl życia absolwentów uczelni wychowania fizycznego” uzyskała w roku 1979 stopień naukowy doktora habilitowanego nauk kultury fizycznej, a 10 lat później w roku 1989 otrzymała tytuł profesora nauk kultury fizycznej. Od pierwszych chwil po ukończeniu studiów, czyli od 1952 r do 2002 roku pracowała nieprzerwanie w Akademii Wychowania Fizycznego, najpierw w Katedrze a następnie w Zakładzie Pedagogiki, przechodząc wszystkie szczeble w hierarchii w zawodzie nauczyciela akademickiego od asystenta do profesora. Aby lepiej poznać swoich studentów podjęła dodatkowa pracę w oświacie. 10 lat przepracowała w charakterze nauczyciela szkoły podstawowej. Pracowała również na stanowisku kierownika ogniska metodycznego i podinspektora szkolnego zdobywając dodatkowe doświadczenia. W uczelni prowadziła ćwiczenia, wykłady, studia magisterskie, konserwatoria dla studentów, w zakresie pedagogiki, teorii nauczania, teorii wychowania, organizacji szkoły i szkolnictwa, pedeutologii, pedagogiki specjalnej, pedagogiki szkoły wyższej, pedagogiki sportu i edukacji zdrowotnej. Pracując, jako nauczyciel akademicki pełniła również różne funkcje kierowała Zakładem Pedagogiki (1971-2002), była dyrektorem Instytutu Nauk Humanistycznych (1990-1996), kierowała Katedrą Nauk Humanistycznych (1996-2002) była Dziekanem Wydziału Wychowania Fizycznego (1981-1984), opiekunem grup i roczników studenckich, brała udział w komisji rekrutacyjnej na studia, pracowała w Uniwersytecie Łódzkim na Wydziale Nauk o Wychowaniu na stanowisku profesora zwyczajnego, w Szkole Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku w Wydziale Pedagogicznym kierowała Katedrą Wychowania Fizycznego i Zdrowotnego (2001-2006) zaś od lutego 2006 pracuje w Wydziale Zamiejscowym Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej na stanowisku profesora zwyczajnego. Mogłabym w dalszym ciągu wymieniać stanowiska, na których pani profesor pracowała, lub też pracuje do dziś.  Ale nie o to chodzi. W roku 2012 w listopadzie Zosia obchodziła 60-lecie swojej pracy, wielki Jubileusz, który dla nas ludzi związanych ze sportem miał ogromne znaczenie. Miał on wielorakie odniesienia dla środowiska polskiej nauki, nauk o kulturze fizycznej, najszerzej rozumianego sportu, ale też wymiar „człowieczy”. Wielu z nas z dumą mieni się Jej wychowankami. Jest ona członkiem wielu polskich i zagranicznych organizacji naukowych i sportowych. Specjalizuje się przede wszystkim w pedagogice kultury fizycznej. Twórczyni subdyscypliny, jaką jest pedagogika sportu.

Zofia Żukowska ma olbrzymie zasługi na polu popularyzacji zasady fair play zarówno w wymiarze teoretycznym, jak i praktycznym – od ponad 40 lat przewodniczy Klubowi Fair Play w Polskim Komitecie Olimpijskim.

Przedstawienie twórczości naukowo -badawczej ( ponad 400 prac naukowych), licznych osiągnięć zawodowych oraz społecznych Profesor Zofii Żukowskiej, to temat na wielostronicowe opracowanie. Nawet gdyby przyjąć, że byłoby to hasłowe tylko zaprezentowanie Jej imponujących dokonań. W tym miejscu mogę tylko z wielkim uznaniem pochylić się nad tym bogatym dorobkiem.

Wśród wielu wysokich orderów, pośród których znajduje sie Krzyż Komandorski Orderu  Odrodzenia Polski, zaszczytnych medali i odznaczeń, którymi uhonorowanozasługi Pani Profesor, szczególnie symboliczny wymiar ma to, że jest Ona Damą Orderu ECCE HOMO 2009, którego ideą jest prezentacja tego, co piękne i wzniosłe w dorobku kultury światowej. W gronie wyróżnionych są takie osobowości jak Jan Paweł II, Vaclav Havel czy Irena Sendler.

Idea Orderu ECCE HOMO zrodziła się w środowisku tomaszowskim, w oparciu o doświadczenia współpracy różnych środowisk na rzecz ludzi niepełnosprawnych. Inicjatorem wyróżnienia w postaci Orderu był mgr Dariusz Walczak, dyrektor Ośrodka Rehabilitacji Dzieci Niepełnosprawnych w Tomaszowie Mazowieckim przy współdziałaniu ks. pastora Romana Pawlasa, proboszcza parafii Kościoła ewangelicko-augsburskiego w Tomaszowie Mazowieckim. Odznaczenie przyznawane jest po to by docenić wszystkich tych, którzy działają na rzecz innych. Otrzymują je osoby nieskazitelne, uczulone na krzywdę i dające świadectwo wielkiej miłości drugiego człowieka. W praktyce potrzeby ludzkie, jak i formy udzielania pomocy oraz szlachetnego oddziaływania na otoczenie rozumiane są dogłębnie i bardzo szeroko, w trosce o dobro, harmonię, sprawiedliwość i piękno. Zatem order przyznawany jest działaczom charytatywnym, duszpasterzom, filozofom, pisarzom, kompozytorom, poetom, lekarzom, działaczom społecznym i sportowym, pedagogom, animatorom kultury z Polski, Belgii, Anglii, Niemiec, Białorusi, Holandii, Austrii, Watykanu, Indii, Tybetu, Francji, Albanii, Finlandii, Rumunii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Słowacji, Ukrainy i Czech, m.in. Lady Sue Ryder (1999), Janina Ochojska (1998), ks. Jan Twardowski (1999), Tadeusz Różewicz (2000), Papież Jan Paweł II (2001), Dalai Lama (2001), Irena Sendlerowa ( 2002), Stefan Stuligrosz (2002), Wojciech Kilar (2003), o. Marian Żelazek (2003), Wanda Błeńska (2004), Anna Dymna (2005), o. Jan Góra (2007), Jacek Łuczak (2008) i wiele innych znakomitych osobistości.

                       W niedzielę, 31 maja 2009 roku w Reprezentacyjnej Sali Urzędu Miasta w Tomaszowie Mazowieckim, Kapituła Orderu ogłosiła nazwiska laureatów. Kolaudacje przybliżające sylwetki laureatów wygłosili członkowie Kapituły Orderu prof. Józef Lipiec, s. Zofia Zdybicka i ks. Roman Pawlas oraz byli laureaci prof. Teresa Weber z Krakowa (dla ks. Kanonika A. Rygielskiego) i prof. Jacek Łuczak. Przybliżono sylwetkę, życiorys i osiągnięcia nominowanej do odznaczenia postaci. Następnie prezydent miasta, Rafał Zagozdon wręczył każdemu z odznaczonych Order ECCE HOMO i list gratulacyjny.

To zaszczytne wyróżnienie przyznawane jest tym, którzy swoją działalnością dowodzą prawdziwości słów: „Człowiek to brzmi dumnie”, i którzy wbrew wszelkim przeciwnościom, poprzez konsekwentną działalność dają świadectwo bezinteresownej miłości drugiego człowieka.

W 2009 roku laureatami Orderu zostali:

Zofia Żukowska – prof. dr hab., przez 50 lat związana głównie z AWF. Order za niestrudzone krzewienie zasad Fair Play zarówno w sporcie, jak i w życiu codziennym, kształcenie w duchu humanizmu wielu nauczycieli i trenerów.

Marek Kamiński – podróżnik, polarnik, ekolog, autor książek, fotograf, poliglota. Order za budowanie dróg na nieprzetartych szlakach, za nieustępliwą walkę z przeciwnościami losu oraz za siłę, nadzieje i szanse dawane osobom niepełnosprawnym.

O. Leon Knabit – Ceniony duszpasterz, rekolekcjonista, publicysta i spowiednik. Order za poświęcenie życia Bogu i ludziom, za skuteczną walkę o szlachetne wartości, za etyczne nauczanie i szerzenie prawdy w czasach uprzedmiotowienia człowieka.

Jan Krenz – kompozytor, dyrygent, pianista. Order za opisywanie świata muzyką, za kształtowanie rzeczywistości poprzez dobroć, ład i harmonię.

Gabriel Mor – dr medycyny, założyciel pierwszego izraelskiego hospicjum Heba Campus w Tel-Awiwie. Order za szlachetność charakteru i obronę ludzkiej godności umierania, za niesienie nadziei oraz ulgi w bólu i cierpieniu.

Paul Rusesabagina wychowany w duchu protestanckim, ruandyjski przedsiębiorca. Order za biblijne pokonywanie zła dobrem, za ogromną determinację i odwagę w ratowaniu ofiar konfliktów, wojen i podziałów między ludźmi.

Ks. Andrzej Rygielski – proboszcz rzymskokatolickiej parafii w Wągrowcu. Order za pełne poświęcenia życie i pracę dla osób najsłabszych i najbardziej potrzebujących, wbrew wszelkim przeciwieństwom losu.

Czyż nie jest to najpiękniejsze podsumowanie dorobku życiowego pani Profesor Zofii Żukowskiej?

Cóż można dodać jeszcze do tego wspaniałego wizerunku Pani Profesor? Od 59 lat mężem  Pani Zofi jest Profesor dr.hab.Ryszard Żukowski. Dla mnie fenomen tego związku polega również na tym, że Zosia i Ryszard od 59 lat pracują razem w Akademii Wychowania Fizycznego, Zosia w  Katedrze a następnie w Zakładzie Pedagogiki a Ryszard w Instytucie Sportu.  Uprawiają ten sam zawód, mieli tego samego promotora swoich prac, osiagnęli fenomenalne porozumienie, choć jak przyznaje Ryszard były pewne różnice ale  umiejętnie je przeszli. Wspaniale ze sobą współpracowali, nie tylko zawodowo ale też  rodzinnie, bo przecież Zosia urodziła syna. Zawsze umieli pogodzić swoje dążenia pracy naukowej z obowiazkami domowymi. Gdy Zosia przygotowywała doktorat obowiązki przejmował Ryszard by następnie on mógł przygotować swój, gdy Zosia robiła habilitację, zaraz po niej habilitację robił Ryszard i tak przez lata. Ryszard był przez 10 trenerem kadry narodowej w  lekkiej atletyce,  z czym wiązały się częste wyjazdy zagraniczne na zgrupowania. W tym czasie Zosia przejęła na siebie większość obowiązków nie rezygnując ze swoich ambicji i pracy naukowej. Według Ryszarda dom stworzyła Zosia, a przecież w ich życiu nie brakowało zawirowań i chorób, jednak dzięki symbiozie przetrwali trudne okresy.  W rozmowie ze mną Ryszard stwierdził, że w ich małżeństwie jest miłość i przyjaźń. Natomiast Zosia powiedziała mi tylko jedno zdanie dotyczace męża : jest on spiritus movens  mojego życia.   Kiedyś na poczatku kariery pani Profesor, jeden ze znanych wykładowców pan Edward Kosman powiedział: pamiętaj nie rozczulaj się nad sobą, nie przejmuj się, rób swoje, ludźmi kieruje bezinteresowna zawiść, jesteś taka jaka jesteś, sama dochodzisz do wszystkiego, nie prosisz, nie robisz nic kosztem innych, jesteś elegancka a baby? Baby są zawistne.

O pani Profesor dr. hab. Zofii Żukowskiej  opowiadała

Wasza Jadwiga

 

 

Obiecałam  napisać o tęczowym torcie, który upiekła moja starsza wnuczka dla  swojej siostry na czternaste urodziny. Gabrysia jest wielka miłośniczką koni, sama jeździ, więc tort był w klimatach związany z koniem. Takie były zamiary starszej aby tort odnosił się do hobby i zainteresowań młodszej siostry. Urodziny w wieku czternastu lat są bardzo ważną sprawą i czekamy na nie, ponieważ przybliżają nam magiczną cyfrę 18 lat kiedy to stajemy się „prawie” dorośli. Napisałam w cudzysłowiu  prawie, ponieważ wszyscy wiemy, że prawie czyni wielką różnicę. Obiecałam przepis na wykonanie tortu tęczowego, jednak chcę być wobec was w porządku i podaję tu link do strony moje wypieki z której to strony pochodzi właśnie ten przepis:

http://www.mojewypieki.com/przepis/teczowy-tort-rainbow-cake

I jeszcze jedna ciekawostka tort został wymyślony w USA przez blogerkę Kaitlin prowadzącą blog (whisk-kid.com po wklepaniu nazwy w gogle strona się otworzy), która właśnie z powodu przygotowania tego tortu wystąpiła w programie kulinarnym Marthy Stewart. Oto całą tajemnica Tortu tęczowego, który był przygotowany dla dzieci i robił na nich ogromne wrażenie, gdyż  tęcza kojarzy się ze szczęściem, a gdy dodatkowo jest jeszcze smakowita robi wrażenie. W dniu 14 Grudnia również zrobił on ogromne wrażenie na Gabrysi. Polecam wszystkim paniom, które chcą upiec coś fajnego dla swoich dzieci.

 Tęczowy Tort 

Składniki: 226 g masła, 220 g cukru, 5 białek, 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii, 375 g mąki pszennej, 4 łyżeczki proszku do pieczenia, pół łyżeczki soli, 355 g mleka

Wszystkie składniki powinny mieć  temperaturę pokojową

Mąkę, proszek do pieczenia, sól – przesiać.

Masło umieścić w misie miksera i zmiksować na gładką, puszystą masę. Miksując dodawać cukier. W dalszym ciągu miksując wbijamy białka, jedno po drugim. Dodajemy ekstrakt wanilii  i miksujemy. Do zmiksowanej masy maślanej dodajemy na zmianę mleko i mąkę, sól proszek do pieczenia, miksujemy  do połączenia składników.

Ciasto ważymy, otrzymany wynik dzielimy  na 6 (taka będzie ilość blatów do upieczenia). Każdą część ciasta umieszczamy  w osobnej miseczce. Dodajemy barwniki spożywcze: fioletowy, niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy, czerwony. Dokładnie mieszamy (każde osobno) poszczególne kolorowe ciasta do otrzymania jednolitej barwy. (Więcej o barwnikach można przeczytać na końcu wpisu). Ciasto przekładamy do 6 foremek (tortownic lub jednorazowych foremek aluminiowych) o średnicy 21 cm (do 23 cm) i pieczemy około 15 – 20 minut w temperaturze 190ºC, do tzw. suchego patyczka.   Wyjmujemy z  piekarnika, studzimy.

Krem z bitej śmietany i mascarpone:

Składniki: 900 ml śmietany kremówki (36%), 250 g serka mascarpone, kilka łyżek cukru pudru, do smaku ekstrakt waniliowy lub cytrynowy

Śmietanę kremówkę ubijamy, pod koniec ubijania dodajemy cukier puder i ekstrakt. Dodajemy serek mascarpone i mieszamy. Poszczególne blaty ciasta przekładamy kremem w kolejności następującej zgodnie z barwami tęczy: blat fioletowy kładziemy  na paterze i smarujemy  kremem, następnie to samo robimy  z blatami  niebieskim, zielonym, żółtym, pomarańczowym i  czerwonym, wierzch i boki tortu również smarujemy  kremem śmietankowym. Ilość kremu zależy od nas samych. Im więcej tym grubsza warstwa kremu pomiędzy blatami a także na wierzchu tortu. Dekorujemy wg uznania. Zwracam uwagę na melńkie różyczki którymi został przystrojony tort Gabrysi.

Cały tort wstawiamy do lodówki na minimum 3 godziny. Uwaga: ciasto jest wilgotne, dlatego nie warto go nasączać

Oryginalnie w przepisie było 466 g cukru, jednak jest to ilość zbyt duża i tort jest bardzo słodki,  autorka poleca tortownicę 23 cm; jednak zdecydowanie lepiej pracuje się  z grubszym ciastem więc tort był pieczony w mniejszych, 21 cm foremkach

barwniki : Używamy barwników w żelu, barwniki w płynie  nie nadają się. Do każdej części ciasta dodajemy około 1 – 1,5 ml barwnika (bardzo mało). Użyłam barwników firmy Sugarflair, bardzo dobre są również barwniki Wiltona (żele w kubeczku, nie w tubce do dekoracji). Jednocześnie następująca rada: aby nie kupować wszystkich 6 kolorów, ponieważ żele są ogromnie wydajne. Wystarczy kupić podstawowe kolory: żółty, niebieski, czerwony. Kolor drugorzędny czyli pomarańczowy można otrzymać mieszając odrobinę żółtego i czerwonego, kolor fioletowy – mieszając czerwony i niebieski, wreszcie zielony – mieszając niebieski i żółty. Kolor ciasta po dodaniu barwnika zazwyczaj nie odzwierciedla koloru po upieczeniu. Kolory po upieczeniu wychodzą bardziej żywe i ciemne.

Polecam Wam stronę  „Moje wypieki”  gdzie znajdziecie więcej pysznych przepisów!

Smacznego!

Wasza Jadwiga

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.