Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca grudzień 2012

Liebster blog

Dzisiaj właśnie mija trzy lata mojego blogowania – równo trzy lata temu napisałam pierwszy wpis i zastanawiałam się jak to będzie. Jak jest? Jest mi trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ to wy moi czytelnicy możecie w tej materii wypowiedzieć się szczerze, bez zbędnych kontredansów, bez stwierdzenia well, ot tak po prostu, co wam się nie podoba a o czym lubicie czytać. Jak już pewnie zauważyliście to 1095 dni spędzone w waszym towarzystwie zaowocowało: 340 wpisami, co daje średnio 3 wpisy na tydzień, w 15 kategoriach, z 9.505 komentarzami, które ja nazywam rozmową z wami.  Odsłon bloga było 495 243.  

Wiem, wiem, jedne wpisy są lepsze inne są mniej udane, tak jak to w życiu bywa. Wszystko zależy od nastroju, od tego, o czym chce się napisać, ile w związku z tym książek trzeba przeczytać i jak podać temat, aby był strawny a może i nawet ociupinkę interesujący. Bardzo często piszę o kulisach sportu o tym jak buduje się związek sportowy, jak pracujemy z zawodnikami, ile trudu i pracy trzeba włożyć, aby w końcu wysłać ekipę na Igrzyska Olimpijskie, ale piszę też o rodzinie, moich wspomnieniach z lat dziecięcych wspomnieniach ze szkoły i studiów. Często wracam do tematu Warszawa – moje miasto. Warszawa moje wspomnienia, Warszawa moje smaki. Dlaczego? Bo Warszawa warta jest tego, aby o niej pisać. Tyle mitów ukuto na temat Warszawy i jej mieszkańców, dlatego pokazuję moje ukochane miasto w ciepłym świetle moich wspomnień tych trudnych i tych, o których niedługo będziemy czytać w annałach w archiwach w książkach pod ogólnym tytułem „Varsaviana”. Czasami się zastanawiam czy moje pisanie nie jest zbyt wielotematyczne. Odwiedzam wasze blogi, czytam uważnie, szukam inspiracji dla siebie, pokazuje mój świat, w którym wiele lat przeżyłam. Świat mężczyzn walczących o pierwszeństwo, gdzie fakt bycia kobietą nie dawał jej żadnych przywilejów, wręcz przeciwnie. Musiałaś być osobowością, silną kobietą z charakterem, która uczyła się w przyśpieszonym tempie jak można w tym świecie zmajoryzowanym przez mężczyzn znaleźć miejsce dla siebie, swojej pasji, promocji nowo powstałego polskiego związku sportowego – mowa oczywiście o badmintonie. A przecież równorzędnym było życie prywatne, rodzina, dzieci, w końcu wnuki, które obserwowały babcię pracującą również w najtrudniejszym związku sportowym – lekkiej atletyce.  Świat, w którym współzawodnictwo jest na pierwszym miejscu zawsze, bo zawsze chcemy być najlepsi, tak jak to jest w sporcie, bo po to się właśnie wkracza w ten krąg ludzi dążących do zwycięstwa. Brak ambicji wyrzuca cię zawsze na margines, a na starcie ambicja jest niezwykle ważna. Nad tymi i innymi tematami zastanawiałam się, bo chciałam jakoś uczcić te moje trzy lata w blogosferze, gdy niespodziewanie otrzymałam informację w komentarzu z dnia 5.12.2012 r z nominacją do nagrody, której tytuł brzmi „Liebster blog”. Przez trzy lata blogowania nikt mnie do żadnej nagrody nigdy nie nominował. Sama zgłosiłam się do konkursu „Blog Roku, 2010” w którym ostatecznie zajęłam 14 miejsce na 1014 zgłoszonych blogów w kategorii „Ja i moje życie”. Jak widzicie nominacja pozwoliła napisać kilka słów refleksji dotyczących mojego blogowania. Oto nadesłana nominacja:

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę” Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”

Wiem, że jest to zabawa, ale jest mi miło, że Avatea zadała sobie trud, że czyta mój blog i oceniła go w ten sposób.  A teraz czas na zadane mi pytania:

1.Osoba, na której wspomnienie się uśmiechasz

Królowa Wielkiej Brytanii Jej Wysokość Elżbieta II

Byliśmy na przyjęciu, na którym zostaliśmy przedstawieni Jej Wysokości, to było wspaniałe przeżycie i jak widać niezapomniane. Wiele osób z pierwszych stron gazet poznałam, jednak największe wrażenie wywarła na mnie właśnie Jej Wysokość Elżbieta II oraz krótka rozmowa.

2. Ukochana książka

„Przygody Dobrego Wojaka Szwejka” Karola  Haska, do tej książki wracałam wiele razy w chwilach trudnych, w czasach Peerelu, gdy sklepy świeciły przede wszystkim nagimi hakami, wtedy uciekałam w szwejkowski świat humoru, gdzie jego spojrzenie na wydarzenia dnia codziennego na życie, stawiało mnie na nogi.

3.Nigdy nie sięgam ..

Po nie swoje

4. Prezent idealny

Woda kolońska „Opium” Yves Saint Laurent, zawsze ta sama od wielu lat

5. Bloguję bo…

Bo lubię opowiadać, bo mam pięcioro wnuków ( 3 panie i dwóch panów), bo wiem, że kiedyś przyjdzie ta chwila, gdy sięgną po wspomnienia babci i będą zadziwieni, że była też młoda, a nie jak im się wydaje od razu stara, że żyła pełnią życia, że wiele osiągnęła i nie jest tą babcią, którą kiedyś znajdowali w książeczkach typu „Poczytaj mi mamo” tylko zupełnie inną osobą, która potrafiła opowiadać bajki, których nie można było znaleźć w żadnej książeczce, która cierpliwie odpowiadała na wszystkie najdziwniejsze pytania, dlaczego, setki, tysiące razy na to samo pytanie, która była dla nich ciepła, potrafiła uleczyć duszę i ciało a gdy ktoś miał smak na coś ulubionego zawsze stawała i gotowała czy rosół czy zupę pomidorową lub też ukochane ziemniaczki. Śpiewała im kołysanki, których nie ma, tworzyła im śpiewanki na zawołanie. O tym i innych wspomnieniach będą mogli przeczytać…, Dlatego bloguję i skrzętnie kopiuje wpisy, aby pozostały w historii rodziny.

6. Być rodzicem

To trudna szkołą życia przede wszystkim dla rodziców, którzy prawie zawsze nie wiedzą, co ich czeka. Bo bycie rodzicem to jest początkowo wielka improwizacja, a później krok po kroku zdobywanie uczniowskich szlifów, aby w końcu skończyć uczelnię rodzicielską. Potrzeba do tego wiedzy, miłości, umiejętności R O Z M O W Y, wyciszenia a jednocześnie podkreślenia dziecku, że jest ono najważniejsze w naszym życiu, że zawsze, ale to zawsze będzie mogło przyjść i powiedzieć: … muszę z tobą porozmawiać, teraz, już, …a takich rozmów nie można odkładać na potem.

7. Najpiękniejsze miejsce na ziemi

Jest tu gdzie mieszkam w Warszawie, a właściwie pod Warszawą. Chociaż mogłabym wymienić wiele miejsc, które widziałam, które mnie zachwyciły jak Genewa, Lozanna, Indonezja, Chiny czy Japonia, jednak ja wybieram Anin.

8. Czego w sobie nie lubię

Akceptuję siebie taką, jaka jestem, z moimi kilogramami, moją otwartością, której czasami ludzie nadużywają, ale cóż przecież są tylko ludźmi i mają swoje zalety i wady tak samo jak ja.

9. U siebie nie cierpię

 Niecierpliwości, choć przez całe życie staram się zapanować nad nią.

10. U innych uwielbiam

Poczucie humoru, które jest ratunkiem w każdej sytuacji.

11. Ten kraj, w którym mieszkam

To mój kraj, mój wybór, moje życie…

W trzecią rocznice blogowania test zdawała

Wasza Jadwiga

Moje nominowane blogi do nagrody „Liebster blog”:

 „40 plus”, „Bliźniaczka Gordyjka”, „Bea w Kuchni”, „Caramba”, „Helena Rotwand”, „Kasia z Angielskich Ogrodów”, „Nivejka”, „Notaria”, „Objazdowy Blog”, „Powolniak”, Rodorek

Moje pytania:   1.Pisanie bloga to… 2. Co lubisz: kino, teatr, książki… 3. Hobby to…  4. Gotowanie to…  5. Radość sprawia mi…              6. Największe marzenie… 7. Największą wadą u innych jest… 8. Największą moja wada to… 9. Najpiękniejsze wydarzenie w moim życiu… 10. Mogłabym mieszkać też…11. Lubię siebie, bo…

Kilka osób wyraziło zainteresowanie tematem falki po warszawsku. Wiem, że każda z pań podjęła kiedyś próbę ugotowania pysznych flaków, niestety nie zawsze te próby nam się udawały. Mówię za siebie.  W zasadzie mogę napisać, że moje flaki robią karierę odkąd uprościłam sobie i to znacznie sposób ich przygotowania.

Gotowe flaki wołowe kupuje na moim ulubionym bazarze Szembeka zwanym tak popularnie, choć sam bazar mieści się przy ul. Zamienieckiej. W jednym ze stoisk zaopatruję się w paczki obgotowanych liofilizowanych i już pokrojonych flaków wołowych. Po przyniesieniu do domu, flaki moczę, i dodatkowo obgotowuję około pół godziny, po czym wylewam wodę, w której były gotowane i znowu zalewam wrzątkiem i gotuje kolejne pół godziny. Czynność powtarzam trzy razy.  W ten sposób flaki są czyste, nie maja przykrego zapachu i chociaż na torebce produktu widnieje napis, że są liofilizowane postępuję zawsze w ten sam sposób.

Każda z nas umie gotować rosół, niby najprostszą zupę pod słońcem. Niby najprostsza, ale w przypadku flaków wołowych ja gotuje rosół wyłącznie z mięsa wołowego – szponder i kawałek pręgi wołowej, oraz włoszczyzna bez kapusty.  Wypłukane mięso wkładam do większego garnka, dodaje obrana włoszczyznę, kilka ziarenek pieprzu, ziela angielskiego, kilka listków laurowych, zalewam zimną (!) wodą stawiam na kuchni i powolutku gotuję. Sól dodaje dopiero na zakończenie gotowania. Dlaczego? Po prostu, aby mięso miało możliwość ugotowania oraz aby nie stwardniało w gotowaniu. Woda nie może bulgotać, rosół musi mrugać do nas a nie szaleć jak tajfun. Ile czasu gotuję rosół? Wszystko zależy od mięsa, jakie kupię. Czasami trafiam na wspaniałą pręgę i po 2-3 godzinach jest ona mięciusieńka, czasami gotuję i gotuję i nic nie jest jej w stanie zmiękczyć, nawet zwiększona ilość godzin gotowania. 

Ugotowany rosół odstawiam i staram się wyjąć z niego całą włoszczyznę oraz mięso. Część ugotowanego i miękkiego mięsa używam do przyrządzenia sztuki mięsa, która podaję w sosie chrzanowym lub musztardowym. Do ugotowanego rosołu dodaję obgotowane flaki, pokrojoną drobniutko marchewkę (tę wyjętą z rosołu), dodaję gałkę muszkatołową, pieprz, paprykę mieloną oraz majeranek i to sporo. Oczywiście, jeżeli u was w domu nie jada się majeranku lub innych przypraw doprawiamy flaki według własnego uznania. Ja robię dodatkowo zasmażkę na maśle i dodaje do flaków. I tu nie ustąpię, w zasadzie nie używam zasmażek, ale do tej jednej potrawy uważam, że musi być dodana, zmienia ona smak uszlachetniając go.   Przypomnę jeszcze, że zasmażka to ( w zależności od ilości flaków) nic innego jak 3 łyżki masła rozpuszczonego na patelni z dodatkiem 1,5 łyżki mąki, wspaniale wymieszanej tak, aby nie było grudek, aby konsystencja zasmażki była gładka i niezbyt gęsta. Taką zasmażkę wlewam do flaków ciągle mieszając, aby w naszej zupie również nie było grudek. Na koniec dodaje sól, próbuję sprawdzając czy flaki są dostatecznie dosmaczone, odstawiam na około 20 min, aby wszystkie przyprawy miały możliwość „przegryzienia się”. Najważniejsze aby flaki były mięciuśkie, aby rozpływały sie w ustach, wtedy będą najsmaczniejsze, stad nasza troska aby były nie tylko dobrze obgotowane ale i miekkie.  Ot i cała moja tajemnica w gotowaniu tej potrawy, którą wszyscy uważają za niezwykle pracochłonną. Sama zresztą też tak uważałam dopóki, dopóty nie znalazłam na bazarze stoiska, które oferowało DOBRE flaki wołowe, niestety zabrało mi to trochę czasu, ale metodą prób i błędów w końcu doszłam do perfekcji, czego życzę wszystkim paniom i panom, czytelnikom mojego bloga i przepisów kulinarnych. Po co się męczyć skoro ktoś za nas odwalił kawał dobrej roboty a my możemy skorzystać z tego skracając gotowanie jednej z najstarszych potraw warszawskich. Oczywiście uważny czytelnik powie: a gdzie są pulpety? Otóż muszę się przyznać, że ja wolę same flaki bez dodatków w postaci pulpetów, ale jeżeli ktoś lubi może je zrobić z mielonego mięsa z cielęciny.   

Pozdrawiam wszystkich serdecznie do usłyszenia!

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.