Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca maj 2011

Czy wiecie, że w Polsce jest 5 milionów emerytów?  To prawda. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jakie firmy i jakie produkty są oferowane tej grupie społecznej? Niestety produktów nie ma zbyt wiele. Ostatnimi czasy pojawiły się sporadyczne oferty i sytuacja zaczęła się zmieniać za sprawą nas samych – emerytów, ponieważ jesteśmy pomimo upływu lat ciągle aktywni i mobilni, przez co wymuszamy dostosowywanie ofert do naszych wymagań. Nazwano nas grupą Silver – prawda, że ładnie? I to właśnie dla nas, dla grupy Silver pożądanym jest odpowiedni telefon komórkowy. Pożądany nie tylko przez samych przedstawicieli tej grupy, ale również przez ich najbliższych, którzy chcą mieć kontakt z rodzicami i dziadkami. Niestety często mierzymy się ze skomplikowanymi urządzeniami, które nie tylko że nie są pomocne, ale wręcz uniemożliwiają kontakt z bliskimi. Dlaczego tak się dzieje, sami wiecie najlepiej. Zbyt małe cyferki, trudne do odczytu wyświetlacze to jedno z wielu utrudnień.

Emporia wychodzi naprzeciw potrzebom łatwej komunikacji, projektując kolejne telefony, i pamiętając o swoim głównym celu – ułatwiać nam  kontakty z bliskimi. Ostatnio wyczytałam w internecie, że cyt:“…

Seniorów często określa się mianem cyfrowo-wykluczonych. Staramy się zminimalizować ich wyobcowanie w świecie nowoczesnych technologii. Aby pomóc im odnaleźć się w tych realiach, emporia stosuje proste rozwiązania, np. umieszczając przyciski prowadzące do najważniejszych funkcji telefonu na bokach jego obudowy, co ogromnie ułatwia korzystanie z telefonu bez potrzeby lawirowania w gąszczu opcji oprogramowania…”. Nie czuję się cyfrowo wykluczona. Jako emeryt korzystam z laptopa, telefonów komórkowych, telewizji cyfrowej, nagrywam i odtwarzam cyfrowo nagrane programy, używam iPoda, żyję pełnią nowoczesności dostępnej na rynku. I nie dlatego o tym napisałam, aby pokazać co posiadam, lecz aby uzmysłowić ludziom odpowiedzialnym w różnych firmach, że będąc emerytem nie jestem upośledzona w sprawach nabytych umiejętności dotyczących elektroniki i możliwości korzystania z niej. Taka jest większość obecnych emerytów.

Emporia na stałe współpracując ze swoją grupą docelową. Opracowuje produkty o maksymalnie uproszczonej funkcjonalności. Są one proste co nie oznacza jednak że są brzydkie. Produkt dla nas, starszych konsumentów, nie musi wyglądać jak artykuł ze sklepu medycznego dla osoby niepełnosprawnej. Jako Silverzy oczekujemy telefonu prostego w obsłudze, ale i o wysokiej jakości wykonania. W 2010 roku firma wprowadziła na rynek telefon emporiaELEGANCE, który jest mniejszy niż wcześniejsze modele emporia. Telefonu tego używam od momentu debiutu rynkowego. Obudowa telefonu pokryta jest lakierem fortepianowym, a dodanie elementu  ze stali nierdzewnej stworzyło telefon o wyjątkowo atrakcyjnym wyglądzie, który od chwili pojawienia się na rynku zyskuje powszechną akceptację, co znajduje potwierdzenie między innymi w formie licznych nagród przyznawanych modelowi emporiaELEGANCE w wielu krajach Europy. Sam telefon nawet najładniejszy i udany technologicznie to nie wszystko, trzeba przekonać do niego nas emerytów, a to proste nie jest ze względu na brak zaufania seniorów do skomplikowanej technologii. I w tym momencie dużą rolę odgrywa  edukacja klientów i umiejętności przekazu biorące pod uwagę nasze potrzeby oraz nasz styl życia czyli Silver konsumentów.  Wszystkim Silverom i nie tylko życzę udanego kolejnego Majowego tygodnia oraz świetnego samopoczucia, pozdrawiam

Wasza Jadwiga

Oto co znalazłam dzisiaj w dniu 18.05.2011 w sieci

http://www.telix.pl/artykul/emporia-zaprasza-na-targi-golden-age-3,41031.html

Przed świętami często na moim blogu umieszczałam przepisy kulinarne na rozmaite potrawy. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądały przed laty nasze kuchnie, jakie kuchnie były na wsiach, a jak one prezentowały się w miastach. To pytanie nurtowało mnie, dlatego postanowiłam zgłębić ten temat. Oto, co znalazłam. W Warszawskich kamienicach w wieku XVII i XVIII kuchnie dzielono na większe i mniejsze. Kuchnia większa zajmowała centralne miejsce, w której znajdował się komin i ognisko do przygotowywania posiłków. W kamienicach wielorodzinnych użytkowanie tej kuchni było wspólne dla wszystkich rodzin, natomiast w tych kamienicach były dodatkowo też kuchnie mniejsze. Wyposażenie kuchni to rozmaite sprzęty do przygotowywania i spożywania posiłków. W informacjach na ten temat znalazłam tylko sprzęty przedstawiające jakakolwiek wartość, czyli talerze cynowe, miedziane garnki, wyroby ze srebra czary, kielichy, misy, sztućce srebrne a nawet i pozłacane. Wymieniane też są kotły miedziane do gotowania. Osobnymi były kotły do gotowania bielizny do prania, różne i większe i mniejsze, cebrzyki do wody, mosiężne moździerze z tłuczkami, durszlaki, sita, pokrywy do garnków. W niektórych kuchniach znajdowały się też koryta do oprawiania świń po uboju.

Osobnymi były naczynia wchodzące w skład zastawy stołowej takie jak: talerze, półmiski, misy, solniczki, maselniczki, flaszki różnych wielkości do serwowania napojów, kubki, kielichy, czy też konwie i kwarty. W każdym domu były również sztućce – łyżki i noże. Brak było wówczas informacji o widelcach. Nawet u mniej zamożnych mieszczan podczas posiłków stoły nakrywano obrusami. Wśród sreber stołowych przeważały łyżki i kubki. Najwięcej tych przedmiotów należało oczywiście do bogatych kupców i patrycjuszy, po kilka mieli również mniej zamożni mieszczanie (siodlarz, rzeźnik, chirurg, żona kuśnierza). Niestety nie ma zbyt wiele informacji na temat używanych produktów. Jedno jest pewne , że w domowych piwnicach w specjalnych meblach, przechowywano zapasy soli w beczkach, mąkę, kasze, słoninę w połciach, mięso, sadło, kiełbasy, rzadziej nabiał (masło i sery), groch, kiszoną kapustę, gorzałkę i piwo. Co wiemy o spożywanych w tamtych czasach potrawach w miastach? Ano mamy informacje na temat chleba, kasz, jarzyn, krup jęczmiennych, jagł, czyli różnych kasz bardzo popularnych w owych latach, śledzi, olejów, sadła i słoniny. Inne bogatsze produkty takie jak jaja, masło, miodowniki, przyprawy zakupywano na specjalne okazje. W XVII wieku na przykład z okazji stypy kupowano różnego rodzaju mięsa, owoce takie jak limony, cytryny, oliwki, rodzynki. Inaczej wyglądały dania serwowane z okazji uczt w bogatych patrycjuszowskich domach. Podawano tam wiele dań jak choćby obwarzanki, grzanki, biszkopty, pierniki oraz napoje wino, małmazję, wódki cynamonowe lub cytrynowe, używano też importowane przyprawy cynamon, szafran, imbir, goździki.

A jak wyglądały kuchnie na wsi?  Bardzo podobnie z tym, że były one o wiele większe. Wszędzie królowała kuchnia o kilku paleniskach z okapem, w którym było, co najmniej dwa szybry, pomocne do „wyciągania” dymu, czyli innymi słowy mówiąc nasze nowoczesne wyciągi kuchenne. A na kuchniach królowały sagany, piękne czarne osmolone dymem z paleniska, głębokie do wpuszczania w kuchnie dla szybszego gotowania, w środku polewane.  Bardzo często kuchnie wielopaleniskowe były w taki sposób lepione lub budowane z kafli, aby piec chlebowy stanowił jedną konstrukcję. Jedną całość. Nie wiem czy pamiętacie, jak to w bajkach występowały przypiecki? Taki przypiecek to była nadbudowa nad piecem chlebowym, czyli jego górna część. Ponieważ piec chlebowy był duży, przypiecek mógł pomieścić jedną lub nawet dwie dorosłe osoby. W piecach chlebowych pieczono oczywiście chleb, a następnie lżejsze wyroby cukiernicze ciasta i bułki, które nie potrzebowały tak wysokich temperatur. Pamiętam z moich lat bardzo wczesnej młodości, gdy pieczono chleb w takim czarodziejskim piecu babci Katarzyny to sąsiadki ze wsi przychodziły ze swoimi ciastami, aby je upiec. Wtedy kwitła przecież pomoc sąsiedzka i było to bardzo naturalne, że najbliżsi sąsiedzi pomagali sobie w życiu codziennym. Tak samo było w dniach, gdy bito świnie czy wołu. Do dziś na wsi jednym z lepszych zawodów jest zawód masarza, tego, który zawodowo zajmuje się biciem świń i wyrobem pysznych kiszek, salcesonów, kiełbas i innych produktów . Oprócz masarzy wielkim uznaniem cieszyli się bednarze. Technika ręcznego wytwarzania naczyń była tajemnicą każdego bednarza, nie ujawniano jej nawet krewnym. Metody pracy innego rzemieślnika można było poznać tylko analizując materiały i sposób konstrukcji jego wyrobu. Najczęściej naczynie składane było z klepek drewnianych mocowanych obręczami metalowymi. Ten sposób konstrukcji znany był  Słowianom już w III-IV wieku (przed XIV-XV w. zamiast metalowych obręczy stosowano, zwłaszcza na wsi, ściągów z łozy, łyka lub smołowanych powrozów; technologia ta sporadycznie jest stosowana do dzisiaj). Zawód ten kiedyś powszechny, w drugiej połowie XX wieku został prawie zapomniany i znajdował zastosowanie głównie w produkcji przedmiotów do celów dekoracyjnych. Ręczne wyroby bednarzy powracają znowu do łask i służą jak dawniej do przechowywania kiszonej kapusty, ogórków kwaszonych czy innych produktów w związku z rosnącą popularnością produktów typu slow food przechowywanych w sposób tradycyjny. Do tego celu na wsiach były używane specjalne zimne piwnice i spichrze, które znajdowały się w piwnicach domów, gdzie zawsze panował stosowny chłód. Jak inaczej wygląda prowadzenie dzisiejszego gospodarstwa. Nasze kuchnie zamieniły się w niewielkie miniaturowe kuchenki, gdzie przebywanie dwóch osób jest już problemem, natomiast o spiżarniach marzyć nawet nie możemy. Posiadamy za to wspaniałe bajeranckie lodówki i zamrażarki, które w pewnym sensie przejęły rolę tych dawnych spiżarni. A nasze kuchnie z paleniskami? Gazowe, elektryczne, ceramiczne, najnowszej może i nawet czwartej generacji, jak daleko odeszły od tamtych dawnych kuchni z paleniskiem, z ogniem i z naturalnym piecem? Mamy piekarniki do zabudowy, montowane na odpowiedniej wysokości pani domu, tak, aby zanadto się nie schylać, możemy w nich ustawiać, czas, temperaturę, rodzaj pieczenia, posiadamy wiele udogodnień w tym zakresie. A nasze garnki? Coraz to bardziej udoskonalane przez różne znane firmy! I jakże na koniec smutno mi to spuentować, coraz to mniej używane, bo szybkie jedzenie na jednej nodze w przelocie pomiędzy jednym a drugim spotkaniem, bo dzieci w przedszkolu lub szkole, bo praca, praca, praca. A później dziwimy się, że coraz bardziej oddalamy się od siebie, że brak nam więzi rodzinnych, że coraz więcej osób choruje na żołądek, wrażliwe jelito czy inne choroby związane z tym wariackim trybem życia. Nie chcę przez to powiedzieć, że zawsze żyłam spokojnie, nie, absolutnie, ale chcę abyśmy od czasu do czasu zatrzymali się w tym biegu i pomyśleli o sobie i naszej Rodzinie z prawdziwą troską. Życzę wszystkim miłego rodzinnego weekendu, spokojnego celebrowania dwóch wolnych dni wraz z najbliższymi, długich rozmów przy stole o wszystkim o sprawach miłych, ale też i trudnych, z tych drobnych spraw składa się nasze życie i dlatego warto o nich rozmawiać, pozdrawiam

a na zakończenie podam przepis na bardzo dobre szybkie danie, którego czas wykonania od startu do mety wynosi 15 minut, warto więc wypróbować:

Papardale w sosie pomidorowym z papryczkami nadziewanymi serem

Składniki: makaron papardale, garnek 3 litry wody osolonej, 2 opakowania papryczek nadziewanych  serem, 3 puszki pomidorów pelati lub krojonych, 6 ząbków czosnku, ser parmezan, grana padano, lub inny tego typu, świeża bazylia.

Wykonanie: Garnek stawiamy na gazie, do gotującej osolonej wody wrzucamy makaron papardale, który gotujemy około 7-8 minut, aby był al dente.

Sos: W tym samym czasie na patelnię wylewamy oliwę (z papryczek nadziewanych serem, które zalane są oliwą).  Na rozgrzany tłuszcz wrzucamy pokrojony czosnek lekko obsmażamy, wykładamy papryczki, wlewamy pomidory. Podgrzewamy sos dokładnie mieszając.

Odcedzamy makaron, wrzucamy do miski pamiętając, aby dodać wody, w której się gotował tak ze trzy łyżki stołowe, dodajemy sos, pokrojoną bazylię a na wierzch ucieramy na tarce ser parmezan. Potrawa gotowa. A smak? Niebiański, pyszne łatwe danie, nikt nie może wykręcać się, że za trudne do wykonania, jest proste a smak rekompensuje nam cały 15 minutowy wysiłek. Nadziewane papryczki tak zwane anti pasti można dostać w sklepach Biedronki, w Lidlu nazywają się grecką przekąską a w wielkich supermarketach również znajdują się na półkach z serami, polecam. Smacznego!

Wasza Jadwiga

Wszyscy czekaliśmy na wiosnę i w końcu zawitała i do nas. Trochę jak panna młoda w bieli sypnęła ostatnio śniegiem, abyśmy się specjalnie nie rozmarzyli, że to już, że jest ciepło, a nawet upalnie. Wszystko wyglądało pięknie dopóki nie wzięłam aparatu fotograficznego i nie wyszłam na działkę. A tu powiało chłodem, nawet mrozem. Szybko wróciłam po kurtkę i moją kamizelkę. Przecież dopiero, co wstałam po chorobie i nie chciałabym w żadnym wypadku ponownie zawędrować do łóżka. Najpierw oszacowałam straty. Cztery rododendrony wypadły, wymarzły, koniec kropka. Moja pięknie przycięta wisteria powinna teraz wypuszczać pąki, ale nie ma lekko, z pąków wisterii pozostałam tylko ja, raczej nie do kwitnienia! A miało być tak pięknie, tyle pracy włożyłam w cięcie marcowe wisterii, choć wiem, że w lutym powinna być przycięta, ale był mróz, więc termin został przesunięty. Nic nie zapowiadało przymrozków kwietniowych i śniegu w maju. Za to tulipany obrodziły, w całym ogrodzie posadziłam ponad trzy tysiące. Kwitną na czerwono, żółto z różowym odcieniem, łososiowo. Feeria barw i uczta dla oczu. W tym roku niezapominajki wyrosły tam, gdzie się same posiały, ale wyglądają pięknie, za to rozrosły się wspaniale konwalie i mamy dwa miejsca, gdzie już, już za chwilę rozkwitną pełnym blaskiem dzwoneczków. Ponieważ kocham wszystkie kwiaty, a konwalie i tulipany szczególnie, właśnie bukiety tych wiosennych ozdób królują u mnie w domu. A o tulipanach pan Mieczysław Fogg tak śpiewał lata temu:

http://www.youtube.com/watch?v=ZMKwT9EzhLA&feature=related

Dzisiejsze majowe konwalie pięknie pachną i przypominają mi najpiękniejsze lata młodości, gdy właśnie te kwiatki otrzymywałam na randkach. Pamiętacie te babcie przykucnięte na ulicy, które oferowały bukieciki fiołków, a później bukiety konwalii? Ile lat miałam wtedy, dwadzieścia? A może trochę mniej?

http://www.youtube.com/watch?v=mXbvJ3uavW0&feature=related

Fiołków nie widziałam od dawna, a konwalie kupuję na bazarze „Szembeka”, jeszcze dwa, trzy dni i zacznie się sezon konwaliowy. Dla mnie konwalie związane są z okresem komunii, młode kobietki w albach, lub pięknych sukniach i z konwaliami w rączce. A może to tylko moja wyobraźnia?

Poranny ogród pachnie bzem i miodowymi białymi tawułami, które przykucnęły w kącie ogrodu, a obok nich pięknie kwitnące magnolie różowa i cytrynowa. Tę cytrynową posadziłam w 65 rocznicę ślubu moich Rodziców. Tak… A mama odeszła rok temu, 11 Maja, popatrzcie to już rok, i sakramentalne stwierdzenie, jak ten czas leci…

Kiedy przyjdzie taka chwila, że zatęsknisz za dziewczyną, i zrozumiesz, że ją kochasz, tak chyba śpiewał Mieczysław Fogg:

http://www.youtube.com/watch?v=GItKJpAkJTw

Bo to się zwykle tak zaczyna i pan Mieczysław:

http://www.youtube.com/watch?v=ZMKwT9EzhLA&feature=related

Ach rozmarzyłam się, te piękne piosenki. Czy wszyscy jesteśmy sentymentalni na stare lata? Czy tylko ja? Przecież wtedy byliśmy tacy młodzi i nie mieliśmy nic tylko plany na przyszłość i wiarę, że nam się uda, bo jak nie nam, to komu? Z takim nastawieniem pociągiem ekspresowym wjechałam w swoją dorosłość! I wcale nie martwiłam się, że nie miałam kreacji pani Grażyny Hase czy Barbary Hoff, a na suknie z Mody Polskiej od pani Grabowskiej nie było mnie stać. Chodziłam wtedy w maju alejami Ujazdowskimi do pl. Trzech Krzyży. Skręcałam w prawo do ul. Konopnickiej i patrzyłam na wystawę Mody Polskiej. A tam kolorowy zawrót głowy, suknie na halkach, pięknie marszczone w talii, góra staniczek dopasowany wycięty dekolt w łódeczkę, ech… Szkicowałam w głowie te cuda i wracając do domu przysiadałam na przystanku autobusowym w pobliżu kwitnącej magnolii na placu Trzech Krzyży i przenosiłam moje marzenia na kartki papieru, aby zapamiętać szczegóły. A potem szukałam stosownego materiału i nocami szyłam te wymarzone kreacje za grosik, pamiętacie? A „balerinki”, moje były kupowane w sklepie na ul. Świerczewskiego. Zwykłe białe tenisówki, które czarną pastą do butów przemalowywałam na czarno i były jak znalazł do kwiecistej szerokiej spódnicy na halce (obowiązkowo wykrochmalonej i wyprasowanej) i czarnej bluzeczki uszytej z koszulki gimnastycznej, przefarbowanej na czarno z wyciętym dekoltem pięknie obszytym jedwabną lamówką. Byłyśmy kolorowo ubrane i bardzo modne. Wtedy właśnie Brigitte Bardot nauczyła nas nosić najmodniejszy biustonosz świata, tzw. „bardotkę”. Piękne, młode, roześmiane szłyśmy na spotkanie swojego świata, a w głowie szumiał maj i bzy i miłość…

Chodząc rano po moim ogrodzie z filiżanką kawy w ręku, wróciłam wspomnieniami do tamtych odległych czasów. Do mojej matury w Liceum Ogólnokształcącym nr 45 w Warszawie przy ul. Smoczej. Liceum, które nie wiadomo, z jakich powodów zostało przeniesione na ul. Miłą. Choć ulica jest miła, to już to nie jest moja szkoła. Bo moja szkoła proszę pani była stara i miała swojego ducha, a ta na Miłej jest szkołą Tysiąclecia i wcale a wcale nie jest „moja”. W mojej szkole zdawałam maturę, gdy kwitły kasztany. Jeden kasztan rósł przed tą moja szkołą i ciągle przypominał o mojej maturze w maju. Przypominał mi też moich wspaniałych kolegów i koleżanki z klasy i wychowawcę naszej klasy pana Bogumiła Pałasza, ale o tych wspomnieniach napiszę oddzielny tekst, bo nie można pisać od razu o wszystkim. Przecież maj trwa trzydzieści jeden dni, a dzisiaj dopiero dziewiąty maja i pachną ciągle bzy, a w mojej głowie gra mi ta sama piosenka od lat.

Gdy w ogrodzie botanicznym zakwitną bzy…

http://www.youtube.com/watch?v=6XMQCWxgPW4

Życzę wszystkim pięknego majowego tygodnia z najpiękniejszą pogodą i kwitnącymi bzami, nie tylko w ogrodzie botanicznym…

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.