Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca luty 2011

No i właśnie dokładnie jest tak jak w tytule. Życie sobie fika koziołki. W niedzielę wybraliśmy się ze ślubnym na spacer do lasu z kijami – znaczy nordic walking. Słońce, pogoda na zamówienie, my też zadowoleni. Zrobiliśmy kilka kilometrów i nagle stanęłam na zamarzniętej kałuży i wywaliłam się jak długa, i to wcale nie przenośnia tylko najprawdziwsza prawda. Kałuża zamarznięta pokryta była śniegiem. Nie powiem rozbiłam sobie bark, krótko mówiąc mam rękę na stelażu. Nazywa się to poduszka Moberga, ale poduszką nie jest tylko rodzajem wyciągu. Po szczegółowych badaniach usg, rezonans w CMS, uczeni doktorzy stwierdzili, że nie mam pozrywanych rotatorów głowy kości ramiennej tylko naderwane z kilkoma krwiakami. No i dzięki Bogu. Ale za to boli wcale, wcale. Sport to mord, a sportowanie powinnam zostawić młodszym. Łamaga ze mnie. Dobrze, że tylko tyle się wydarzyło. Zawsze mogło być gorzej, a więc leczę się, siedzę z ręką odwiedzioną do boku, i wiecie co można z taką figurą zrobić w domu?  No po prostu nic, kompletnie, nawet siedzieć wygodnie nie można. Tato mnie jeszcze nie widział, ale jak zobaczy to nie wiem czy wytrzyma mu serce, bo zawsze twierdzi, że ja wymyślam takie rzeczy dla śmiechu. No jak on ma 87 lat to może tak myśleć. Mnie tam do śmiechu nie jest. Pomimo swoich diet  nawet 5 dkg nie schudłam. Wylądowałam też w szpitalu na kardiologii w Aninie, z wizytą na chwilę. Szybkie umiarowienie i po 14 godzinach już byłam w domu. A w szpitalu jak to w szpitalu, różne rzeczy  mi wlewali w żyły, więc cieszę się, że też i nie przytyłam, teraz zaś pozbywam się tej całej chemii co to mi po żyłach płynęła no i nie powiem, żeby to były perfumy. Ile tego świństwa lekarze potrafią nam dać, a my to wytrzymujemy! Cieszyć się należy tylko, że to chwilowe. Głowa pracuje, pisać jedną ręką choć trudno, jednak mogę. Wiadomościami dobrymi i takimi sobie dzielić się z Wami też mogę, więc co mi tam, wiązadła się zreperują, serce wróciło do normy i życie będzie toczyć się dalej, przecież nie będziemy się zamartwiać na wyrost bo to  nam nic nie da. A optymizm potrzebny jest w życiu. Wtedy wszystko lepiej wygląda. Nawet to co wydaje się na pierwszy rzut oka beznadziejnym. W Europie zachodniej i innych państwach na temat zdrowia się nie mówi. Gdy Cię zapytają jak się czujesz, zawsze ale to zawsze odpowiadasz: Ja? Świetnie! Nawet gdybyś przed chwilą miał zawał serca lub był po wypadku samochodowym. Ja postanowiłam napisać o ostatnich wydarzeniach, ponieważ wiem, że moi czytacze też przeżywają trudne dni od czasu do czasu. Więc jestem z krwi i kości kobietą. Też mam dni lepsze i gorsze. Nie jestem ze stali, ale nie można się załamywać.

Kochani życzę Wam dużo zdrowia i pogody ducha.  I tym optymistycznym akcentem pa, pa!Wasza Jadwiga

Dzisiaj jest Dzień Świętego Walentego, popularne od jakiegoś czasu w Polsce Walentynki. W sklepach, na straganach leżą lub stoją porcelanowe lalki, czerwone poduszki w kształcie serc z misiami haftowanymi, kartki walentynkowe, czerwone balony z napisami wielce obiecującymi kocham cię, lub I love you, i inne precjoza na ten dzień stosowne. Jest to jeden z wielu dni, gdy najmilsza sercu osoba może wyznać miłość, a nawet poprosić swoją wybrankę o rękę. Zobaczmy tedy jak dawniej rodzina przygotowywała pannę do jej zamążpójścia i jaką na te okazję szykowała wyprawę. Łatwiej nam będzie przygotować być może nasza córkę lub wnuczkę.  W Silva Rerum, czyli rozmaitych wiadomości zapisywanych z różnych wydarzeń, dotyczących kultury staropolskiej, znalazłam artykuł dotyczący posagu szlachcianki Rozalii Ewy córki Konstancji Gnińskiej i Jana Piotra Czapskiego herbu Leliwa, wojewody pomorskiego. Był on właścicielem ziem w Prusach Królewskich. Rozalię wydano w roku 1738 za mąż za Adama Tadeusza Chodkiewicza herbu Gryf, wojewodę brzeskiego. W związku właśnie z tym zamążpójściem spisano wszystkie rzeczy, jakie panna młoda otrzymała, jako jej posag, ale też, jakie otrzymała od męża. Młode panny proszę o szczególna uwagę, natomiast rodziców uprasza się o czytanie tekstu z nalewką w kieliszeczku, aby rozterki związane z wyprawą ślubną nieco osłabić.  Zapraszam do tej niezwykle ciekawej lektury dającej nam wyobrażenie o tym, ile i jakie rzeczy młoda panna posiadała, niezbędne i konieczne, modne w życiu możnej kobiety, które podkreślały jej prezencje oraz świadczyć mogły o pozycji społecznej. „… W spisie znalazły się kosztowności, ubiory, pościel, bielizna, naczynia, meble i pojazdy. Rozalia miała kilkanaście klejnotów, w tym: naszyjniki – złoty i z pereł, bransolety, kolczyki, „briliantowy” krzyżyk, diamentowe spinki, tabakierkę (!) i mały zegarek (pektoralik) ze złota, oraz kilkanaście również drogocennych (głównie srebrnych) przedmiotów służących do zabiegów kosmetycznych (tzw. „gotowalnie”), np. miednice, dzbanki, „pudełko do mydła”, szczotki i zwierciadło. Do Rozalii należały również, odrębnie wyliczone, inne wyroby srebrne, głównie naczynia (m.in. dzbanki do kawy, herbaty i mleka, talerze, wazy z pokrywami, cukiernica, solniczki), ale też – jak widać niezbędne „pannie z dobrego domu” – nocnik (urynał) i spluwaczkę (kraszoar). W posagu wniosła również niemało wyrobów (farfurek) porcelanowych, modnych wówczas i kosztownych, importowanych z Saksonii, Paryża, Wiednia lub włoskiego Docci. Były to choćby różnej wielkości, trzy komplety filiżanek, każdy na 12 osób. Najwięcej Rozalia posiadała ubiorów, wykonanych z rozmaitych materiałów, gładkich i wzorzystych, jedno- i wielobarwnych, o różnym kroju i z dodatkami odpowiadającymi kanonom ówczesnej mody. Były to głównie suknie kobiece (36 pozycji), w tym stroje balowe (np. na karnawał, w czarne domino), oraz spódnice, kontusze, peleryny, wyszczególniony kołpaczek soboli, szale, 6 par trzewików, aż 52 kornety (najmodniejsze nakrycia głowy), ponadto ozdobne stroje poranne (negliże) i koszule nocne, stelaże fiszbinowe (rogówki, rozpowszechnione w Polsce dopiero od lat trzydziestych XVIII stulecia), czepki, gorsety, chusty, pończochy. Osobno wymieniono wnoszone w posagu liczne prześcieradła, kołdry, materace, ręczniki, obrusy i serwety stołowe. Szczególną pozycję zajmuje „łóżko” z kotarą, dekorowane galonami i frędzlami wraz z zasłonami i firanami, następnie „skrzynie y kufry do władania rzeczy”, gdzie pomieszczono też karetę „wielką”, „ze wszystkiem porządkiem”, oraz berlińską „szkarłatem wybitą”, a także wóz ładowny (karawan) i konie do zaprzęgu…”. Synem Rozalii i Adama Chodkiewicza był Jan Mikołaj Ksawery. Po śmierci męża (w 1749 r.) Rozalia poślubiła Jakóba Czapskiego, podskarbiego ziem pruskich. Oto wyjątek z Silva Rerum, gdzie taki artykuł znalazłam. Czyż ten spis nie przyprawi dzisiejszych rodziców o ból głowy? Ja mogę powiedzieć, że prawie jestem przygotowana na nadchodzące w tym zakresie „nieszczęście”, gdyż jedną skrzynię po Babci Katarzynie już mam, a co z kuframi, ekwipażami, karawanami? Końmi do zaprzęgu? O tempora! O mores!, O czasy! O obyczaje! Te zmieniają się. Wiek XX i XXI przynosi takie zmiany, o których naszym pra pra pra nie śniło się, a nawet uważałyby za nieobyczajne, ale cóż sto lat ostatnie jest rewolucją w obyczajowości i to, co nie było obyczajne dzisiaj staje się normą. Czy to dobrze? Według mnie nie, ale ja pewnie jestem już przestarzała, bo mnie właśnie rajcuje trochę niedopowiedzeń, dyskrecji, dobrego wychowania, kindersztuby i galanterii w stosunkach męsko damskich. Powiecie:, ale to już było? I nie wróci więcej? A ja wolę, aby wróciło, i wróci, ale obecna wolnością musi nasycić się, co najmniej dwa pokolenia, a później okaże się, że choć czasy nowoczesne to obyczaje dawne.

Życzę wszystkim Dobrego Dnia Świętego Walentego,

Nie tylko dzisiaj, ale w nadchodzącym tygodniu

Wasza Jadwiga

PS: ale żeby nie było tak bardzo poważnie z okazji Św. Walentego obejrzyjcie najlepszą reklamę jaką ostatnio zobaczyłam

Here is a link to simply the best advertisement ever made.

http://www.m2film.dk/fleggaard/trailer2.swf

Pozdrawiam!

j

Życie nasze składa się z różnych ważnych wydarzeń na przestrzeni lat. Kilka dni temu napisałam o urodzinach i o wydarzeniach jakie miały miejsce wiele lat temu podczas II Wojny Światowej. Dzisiaj uczestniczyłam w pogrzebie dziadka jednej z osób z naszej Rodziny. Jak zwykle w takich okolicznościach stawiła się cała bliższa i dalsza rodzina, a także sąsiedzi, a ciekawskich też pewnie nie brakowało. Pamiętam doskonale pogrzeb mojej ukochanej Babci Katarzyny w roku 1978 w Opatowie, a właściwie w Kolegiacie Opatowskiej pod wezwaniem św. Marcina z Tours. Zajmuje ona miejsce wyjątkowe. Miejsce pośród zabytków architektury romańskiej w Polsce. Została zbudowana w roku 1189 i od tego czasu przez ponad osiemset lat  jest świadectwem wielkiego kunsztu średniowiecznych budowniczych. Bazylika opatowska postawiona na niedużym wzniesieniu, króluje nad miasteczkiem Opatów zwracając uwagę swoją piękna sylwetką. (Tym, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej na temat Kolegiaty Opatowskiej polecam stronę w Internecie pt: Kolegiata Opatowska św. Marcina). Często bywałam w rodzinnej wsi Babci, gdzie przez kilkanaście lat spędzałam wakacje. Nie pamiętam już kiedy natknęłam się w spichrzu na „wielkiej” urody skrzynię wykonaną z drewna dębowego, tak zwaną skrzynię posażną. Była w stanie „nędzy i rozpaczy” jak stwierdził ślubny, ale ja widziałam ją w swoich wspomnieniach jako pięknie wykonaną skrzynię, wtedy pomalowaną na wiśniowy kolor, na której często siedziałam słuchając opowieści rodzinnych, a także obserwując zarabianie w wielkiej dzieży zaczynu na chleb, jego wyrabianie a w końcu pieczenie w specjalnie ulepionym piecu chlebowym. Babcia była szlachcianką, co prawda niezbyt bogatą, ale przekazała swoim córkom umiłowanie tradycji i umiejętności prowadzenia gospodarstwa wiejskiego jak i w mieście. Córki i syn były nauczone wszystkiego co konieczne było w ich dalszym życiu. W moich wspomnieniach najwyraźniej widzę nasze przygotowania do uczestniczenia w niedzielnej mszy. Wówczas wcześnie rano Babcia otwierała swoją magiczną skrzynię wyjmując szale koronkowe, białe halki pod czarną spódnicę, trzewiki niedzielne i bluzkę  czarną w drobniuteńkie kwiatuszki. Przyznam się, że zawsze lubiłam towarzyszyć Babci w tym niedzielnym rytuale. Dom spał, a my we dwie piłyśmy kawę zbożową, po cichuteńku rozmawiałyśmy, a Babcia snuła coraz to inną opowieść o rodzinnym domu i zwyczajach. Jednym z nich było „wianowanie” córki. Inaczej mówiąc przygotowanie posagu, którym Rodzice wyposażali młodą kobietę na dalszą drogę życia. Posag ten – wiano, był składany przez lata do skrzyni dębowej i był przekazywany córce w dniu jej ślubu. Skrzynia Babci Katarzyny była przekazywana od pokoleń, z matki na córkę. Wszystkie te obrazy przemknęły mi przed oczami, gdy spoglądałam na zniszczoną kiedyś piękną dębową skrzynię. Wypadłam ze spichrza ubrudzona mąką i śrutą pośród których stała skrzynia. Poszłam do mojej ciotki i stanowczo poprosiłam o wydanie mi tej pokrzywdzonej przez czas pamiątki. O dziwo nie było żadnego sprzeciwu, tylko padło jedno zdanie: dziecko po co ci taki rupieć? hm… dla kogo rupieć dla tego rupieć. Dla mnie zaś w nim zamykało się moje dzieciństwo oraz moje dorastanie, a także opowieści Babci.  Skrzynia przyjechała do nas, w stanie opłakanym, ale ja już wtedy wiedziałam, że będzie piękna! Mój ślubny kocha pracę w drzewie. Nie powiem, renowacja domowym sposobem zajęła kilka ładnych miesięcy, bo części metalowe skrzyni należało zamówić u kowala, co wcale nie było łatwe w Warszawie, ale chcieć to móc. Odrestaurowana skrzynia stoi na poczesnym miejscu w naszym domu, ilekroć koło niej przechodzę widzę Babcię pochyloną, wyjmująca rozmaite „skarby”. Moja skrzynia zgodnie z tradycją przejdzie w posiadanie córki, a później wnuczki. I tak tradycja rodzinna będzie się toczyła, a przecież o to chodziło Babci Katarzynie. Babcia znała tylko swoją prawnuczkę (moją córkę), dzisiaj miałaby 116 lat, ale moje dziewczynki doskonale wiedzą kto był ich  Pra-babcią, i pra pra- babcią. Moja córka przebywając, tak jak ja na letnich wakacjach w majątku babci, nie umiejąc sobie poradzić z dwiema żyjącymi babciami (moją mamą i jej mamą) Babcię Katarzynę nazwała Starą Babcią, a chodziła za nią jak cień, tak samo jak ja, mała dziewczynka lata temu.

Babcię Katarzynę wspominała

Wasza Jadwiga

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.