Kapelan polskiej ekipy olimpijskiej ks. Edward Pleń, Salezjanin, pewnie dzisiaj ogłosił w Soczi cud, z powodu zdobycia przez Naszą Justysię złotego medalu olimpijskiego w jej koronnej konkurencji 10 km stylem klasycznym. Mój Kolega Andrzej ”Barnaba” Lewandowski również napisał o „cudnym biegu cudnej dziewczyny”. Wszystkie nasze komentarze jednak nie oddadzą tych pięknych chwil jakie za sprawą Justyny z Kasiny przeżywa dzisiaj Polska oraz polscy kibice, zarówno w Soczi jak i w kraju.
Wiele osób nie chciało uwierzyć w ten start, w ten medal. Wielu wygłaszało na prawo i lewo kąśliwe uwagi, łącznie z prezesem a zarazem szefem misji olimpijskiej, zresztą nie tylko, bowiem jeden z naszych wspaniałych olimpijczyków Robert Korzeniowski, również nieelegancko wyrażał się o dzisiejszym dniu, dzisiejszym starcie oraz o możliwościach zdobycia medalu. Niedowiarkom jawił się on jako senna mara. Niemiłych komentarzy było wiele.
I nikt nie słuchał tego co ma do powiedzenia sama bohaterka. A mówiła szczerze, z kontuzją walczę już trzy tygodnie, razem z całym zespołem ustalamy schemat leczenia, sprawdzamy, co możemy zrobić, jakie zastosować leki, aby mniej bolało, abym mogła biegać. Jednak tego zdroworozsądkowego głosu nie było słychać pośród złośliwości jakimi obrzucano Justynę. W końcu któregoś dnia, Justyna nie wytrzymała, poprosiła o zrobienie zdjęcia Rtg aby pokazać tym wszystkim prześmiewcom, niedowiarkom, szydercom co jej jest.
W niedzielę na Facebooku Justyna Kowalczyk opublikowała zdjęcie rentgenowskie, które pokazało, że ma złamaną kość w lewej stopie. Podpis po zdjęciem brzmiał”
Prześwietlenie mojej stopy. Wielowarstwowe złamanie. Z pozdrowieniem dla wszystkich „ekspertów”. Spokojnie biegam dalej”.
W udzielonym wywiadzie powiedziała:”…
– Do zrobienia zdjęcia skłoniły mnie reakcje na wczorajszy bieg różnej maści ekspertów. Skłoniły mnie słowa prezesa mojego związku (Apoloniusza Tajnera- przyp. autora), że biegam ociężale. Chciałam czarno na białym pokazać, że z różnymi ocenami eksperckimi ludzi, którzy znają się tak na biegach narciarskich jak ja na astronomii można było poczekać – powiedziała Kowalczyk w rozmowie z Sebastianem Parfjanowiczem z TVP. …”
Ponieważ wiele osób wypowiadało się na temat jej biegu, jej formy, krytykując osiągnięty wynik Justyna chciała pokazać że szóste miejsce w biegu łączonym wywalczyła mając poważną kontuzję.
„- Dostaliśmy zdjęcie, potwierdziło przypuszczenie, że jedna z kości stopy jest wielowarstwowo złamana. To, że któraś z kości jest złamana, mogłam przypuszczać wcześniej, bo mnie po prostu bardzo, bardzo bolało. Uważam, że ze względu na moją renomę, na kontuzję, na sportowca z dużym dorobkiem, zasługuję na szacunek. A polscy eksperci pokazują, że tak naprawdę nie wiedzą, o czym mówią ..” – dodała. W dalszym ciągu wywiadu zapewniła, że będzie biegała dalej, i że z szóstego miejsca w biegu łączonym jest zadowolona..
„…Zajęłam szóste miejsce w konkurencji, która była moją najmniejszą szansą medalową, i to po upadku, który mnie również tej szansy pozbawił. Zajęłam szóste miejsce po bardzo dobrym biegu zwłaszcza stylem dowolnym, być może ociężałym, jak mówi mój prezes, ale bardzo dobrym i skutecznym. Przed biegiem na 10 km stylem klasycznym w czwartek, będę miała podane środki przeciwbólowe, podczas biegu nie odczuwam żadnego bólu. Podejmuję walkę i mam to gdzieś, kto co będzie mówił. A stan mojej stopy jest tylko moim problemem i tyle…” – zakończyła.
Takich wypowiedzi udzieliła bezpośrednio po pierwszym biegu.
Dzisiaj zaś powiedziała:
„…Stanęłam na starcie i pomyślałam, że wygram albo zdechnę. Ryzykuję! Pierwsza część trasy jest łatwa i obawiałam się, że mogę tracić sekundy. Poszłam na maksa. Wjeżdżając na stadion po pierwszych pięciu kilometrach, miałam serdecznie dość. Wiedziałam jednak, że dalej są proste i zjazdy, więc liczyłam, że odpocznę. A ostatni podbieg… Nie przypominam sobie czegoś takiego, żebym przeszła prawie do marszu. Na samej górze, tuż przed stadionem wydawało mi się, że tak było. Trener mówił, że wyglądałam całkiem dobrze w porównaniu z koleżankami. To była taka niemoc, że tylko przekładałam nogami i nie potrafiłam wprowadzić nart w ślizg. Ten podbieg jest bardzo trudny. I dobrze, że nie musiałam tam walczyć na sekundy. Moje narty„…pięknie, cudownie jechały. Było trochę nerwówki ale Are i Peep – moi serwismeni , przekonali mnie do tych konkretnych nart, bo ja chciałam inne. Nie protestowałam. Chłopaki spisali się na złoto. Już drugie, bo pierwsze też zdobyłam z nimi. Niesamowite! Cała moja drużyna wiedziała, po co tu przyjechała, nikt nie zawiódł. Trener, który w ostatnich trzech tygodniach mógł zwątpić, bo złamana kość stopy to był tylko szczyt pechowej góry. Podczas ostatniego treningu w Santa Caterinie
odmroziłam palce stóp i skończyło się ściąganiem paznokci na dzień przed biegiem łączonym w którym zajęłam „pechowe” szóste miejsce. Działo się… Ale on nie zwątpił i za to mu dziękuję. A później był ten bieg łączony i wtedy „…noga wyjechała mi z buta i obtarłam sobie pietę. Dopiero dzień przed biegiem na 10 km klasykiem mogłam założyć buty bez plastrów. Wszystko się waliło…. Ale ja nie z tych, co lubią się umartwiać. Potknęłam się w Toblach, co było wynikiem zdejmowanych paznokci. Noga naprawdę bolała. Wcześniej walczyłam jeszcze z gorączką. Trzy dni przed startem zaczęło być nieźle i wtedy uwierzyłam, że będzie dobrze…”
Pewnie dlatego powiedziała, że to jest ten najważniejszy medal, bo niewiele osób wie jak to jest gdy marzenia pryskają, a ty musisz o nie aż tak mocno walczyć. Po prostu cała Justyna.
Zastanawiano się, jak to będzie z biegiem na 30 km oraz z biegiem drużynowym, oto jej odpowiedź:
„ Będę biegała. Jeżeli ktokolwiek pomyślał, że zostawię dziewczyny same, to mnie nie zna…”
Panowie prześmiewcy, dzisiaj „Walentynki” z bukietami kwiatów do Justyny, stać pod jej pokojem i przepraszać za słowa, które nie powinny były 0paść z waszych ust!
Trener Justyny Kowalczyk : Aleksander Wierietielnyi, serwisanci: Peep Koidu, Are Metz, Ulf Olsson, lekarz Stanisław Szymanik, fizjoterapeuci Paweł Gurbisz, Jakub Placzki, Przemysław Iżycki, asystent trenera głównego Andrzej Michałek serwisant





Dzisiaj rano samolotem z Toronto przyleciała z Igrzysk Olimpijskich nasza złota Justyna.
Ludowy z Kasiny Wielkiej, który odśpiewał Justynie kilka piosenek.
Polskiego Komitetu Olimpijskiego pan Andrzej Kraśnicki.
Jestem zaskoczona, że tyle osób przyszło nas przywitać. Serdecznie dziękuję, to bardzo miłe…”.
Pani Justyno: życzymy Pani oraz Pani zespołowi sukcesów, niech ten sezon będzie dla Pani najlepszym z możliwych, niech każdy start da Pani tyle radości, ile Pani swoimi biegami dała nam Jej kibicom.
Dzisiaj piękny dzień. Po 38 latach od zdobycia złotego medalu przez Wojciecha Fortunę nasza Justyna po niesamowitym finiszu zdobyła złoty medal w biegu masowym techniką klasyczną na dystansie 30 km, wymarzony, można powiedzieć wyśniony medal, w wielkim stylu wspaniałej zawodniczki. I nie jest to proszę państwa czcze gadanie, tylko moje, nasze, wielkie uznanie dla dziewczyny, która dopiero w wieku 14 lat rozpoczęła trenowanie biegów narciarskich, przedtem trenowała biegi przełajowe w lekkiej atletyce. Wypatrzył ją trener Stanisław Mrowca i zaproponował jej bieg narciarski. Ciekawostką jest to, że Justyna powiedziała, że będzie biegała jak wygra mistrzostwo Polski młodzików, a było to po dwóch
miesiącach treningów. I tak jak powiedziała, tak zrobiła. Mistrzostwa Polski młodzików były jej i pierwsze miejsce też. Musimy wiedzieć, że Norweżki czy Szwedki zaczynają uprawiać biegi narciarskie w wieku 7-8 lat, jak mówią prawie rodzą się z nartami. 14 lat na rozpoczynanie sportu wysokokwalifikowanego, biegów narciarskich to dość późny start. Od roku 1999 zaczęła pracować z Aleksandrem Wierietielnym, biathlonistą, który przeszedł z biathlonu do biegów narciarskich, a co najważniejsze zakochał się w Polce i na wielkie szczęście dla nas ożenił się i zamieszkał w Polsce. Należy przypomnieć, że Tomek Sikora pracował również z tym trenerem i wtedy osiągnął sukces na mistrzostwach świata.
Po starcie przez jakiś czas wszystkie zawodniczki biegły razem, ale po kolejnych kilometrach ukształtowała się czołówka złożona z jedenastu dziewczyn. Bieg kontrolowały: Saarinen, Justyna Kowalczyk i Marit Bjoergen, która przyjęła taktykę biegu na 4.-5. pozycji. W tym czasie Justyna prowadziła. Po dwudziestu pięciu kilometrach sytuacja zmieniła się dramatycznie, Marit narzuciła mordercze tempo chcąc oderwać się od Justyny, i w pewnym momencie mieliśmy serca w gardle, gdy dzieliło je około 20-30 metrów. Jednak Justyna wykonała morderczą pracę, pokonała kryzys i doszła swoją rywalkę, kontrolując bieg z pozycji drugiej. Ostatnie cztery kilometry – to jak słyszeliśmy walka odbywająca się w głowach zawodniczek, która najlepiej potrafi oszukać ciało, która lepiej potrafi oszukać narastający ból fizyczny, który występuje przy szybkim tempie biegu, był to pojedynek dwóch organizmów i siły woli dwóch twardych, wspaniałych i wielkich zawodniczek. Marit Bjoergen trzy złote medale, i nasza Justyna posiadająca medal
srebrny i brązowy. 1,5 km do mety Justyna rzuca wyzwanie, Marit nie odpuszcza, odbywa się twarda, prawdziwa walka, udowadniają sobie swoją klasę, formę i wielkość. Podbieg, ale uwaga, Marit ma lepszy zjazd, uważaj Justynko, uważaj, Justyna wychodzi na pierwszą pozycję, biegnie z przewagą kilku metrów, ale Marit trzyma się za Polką, zjazd i wjazd na stadion, krzyczymy, Justyna wjeżdża pierwsza, Marit tuż za nią, zrównały się,
Marit jakby pierwsza, i szaleńczy wysiłek Justyny, wspaniałe odbicia kijkami, silne, bardzo silne i krok z odbicia, Marit straciła i Justyna wbiegła – a właściwie wjechała na metę pierwsza. Krzyk wyrywający się z naszych piersi,
W wywiadzie po biegu Justyna powiedziała: „Chciałam być pierwsza na zjeździe, wygrałam, i na mecie pomyślałam super, że wygrałam z Marit, przecież wiedziałam, że dobiegnę, nie mogłam zrobić tego biegu na kilometrze, tylko w całym biegu, później 4 kilometry biegłam za nią no i stadion. Klasyk i 30 kilometrów to mój styl i mój dystans. Mam teraz wszystko: mistrzostwo świata i puchar świata i komplet medali Igrzysk Olimpijskich w Vancouver 2010, a Marit tego nie ma”. A ja z uporem maniaka w tym właśnie momencie złożę nie tylko serdeczne gratulacje Justynie, ale także jej współpracownikom, kolegom z serwisu, jak to powiedział Szymon Krasicki smarowaczom, którzy wykonali dla niej gigantyczną robotę. Narty same niosły, były świetnie przygotowane.
Proszę Państwa, i jakby tego, tych emocji było mało, wielkie zaskoczenie, i wielka, ogromna niespodzianka: nasza drużyna panczenistek w składzie Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak, Katarzyna Bachleda-Curuś wywalczyły drużynowo brązowy medal w biegu kobiet.
Wielki dzień panczenistek, po 50 latach od sukcesów Elwiry Seroczyńskiej – mojej serdecznej przyjaciółki, niestety nieżyjącej, która zdobyła srebrny medal, i Heleny Pilejczykowej, która zdobyła medal brązowy na dystansie 1500 m, w Squaw Valley w roku 1960 podczas Igrzysk Olimpijskich, dzisiaj zdobywamy medal brązowy. Dziewczyny, serdeczne gratulacje, gratulacje dla trenerów: Ewy Białkowskiej i Pawła Abratkiewicza, którzy przygotowali i poprowadzili nasza brązową drużynę.
Piękny, szczęśliwy dzień dla Polski na zakończenie startów polskich zawodników, sześć medali: złoty, trzy srebrne i dwa brązowe. Od wielu lat nie było tak wspaniałego wyniku na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich.