Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘telefon komórkowy’

Zima w styczniuOstatnio przeczytałam artykuł dotyczący służb medycznych, a właściwie ratowników medycznych, policjantów, strażaków i innych osób, które interweniują na miejscach wypadków. I wtedy napotykają wielkie trudności, gdy muszą skontaktować się z krewnymi lub bliskimi poszkodowanych osób. Służby te zaproponowały, abyśmy w bardzo specjalny sposób oznakowali w swoim telefonie komórkowym numery do kontaktu z naszymi bliskimi, w razie naszego nagłego wypadku. Bardzo często telefon komórkowy jest jedynym przedmiotem, który można przy nas znaleźć. Szybki kontakt z kimś z rodziny pozwoliłby na uzyskanie takich informacji jak: grupa krwi, przyjmowane leki, choroby przewlekłe, alergie i inne niezwykle ważne w takiej sytuacji dane. 

Ratownicy zaproponowali, aby każdy w swoim telefonie umieścił na liście kontaktów osobę lub osoby, z którymi należy się skontaktować w nagłych wypadkach. Numer takiej osoby należałoby zapisać pod międzynarodowym skrótem ICE, co znaczy w języku angielskim In Case of Emergency (czyli w wypadku ważnej potrzeby). Sposób zapisu jest bardzo prosty:
– na przykład telefon męża/żony (lub innej najlepiej poinformowanej o naszym stanie zdrowia, grupie krwi i innych danych osoby) wpisujemy jako ICE,
– telefon córki lub syna jako ICE1,
– telefon wnuka lub wnuczki jako ICE2,
– telefon sąsiadki lub zaprzyjaźnionej z nami osoby jako ICE3.

W ten sposób ustalamy swoją własną listę osób, które będą mogły nam i ratującym nas osobom pomóc. Im więcej numerów zapiszemy jako ICE, tym większa szansa, że ktoś pomoże nam w razie nagłego wypadku. 

Pomysł jest łatwy w realizacji, nic nie kosztuje, a może ocalić nasze życie. Ta akcja ma zasięg europejski. A więc moja propozycja: wpiszmy te numery teraz do naszej komórki, bo potem zapomnimy. Dzięki temu możemy ocalić swoje życie! Nigdy, ale to nigdy nie wiemy, co się z nami może stać, a nie zawsze nosimy wszystkie dokumenty, a także informacje lekarskie czy szpitalne przy sobie.

Taka prosta czynność może uratować nam życie, a także pomóc naszym rodzinom i wszystkim bliskim. Apel ten jest ze wszech miar godny popularyzacji! 

Serdeczności
Wasza Jadwiga

Stanisław syn Adolfa z żoną Marią z domu Dejczman, Sankt Petersburg, 1906 rokJest 23 grudnia, 8.15 rano, jak zwykle dzwoni moja komórka – fragment muzyki z Wilhelma Tella rozbrzmiewa w całym domu. Sygnał dźwięku ustawiony na 5, jest głośny, a nawet bardzo głośny, ale często jestem dalej od komórki i mogę nie słyszeć, że dzwoni telefon. Jestem cały czas w pogotowiu, ponieważ moi rodzice to wiekowi ludzie i muszą mieć komfort, że na każde ich wezwanie ktoś odbierze telefon – tym ktosiem jestem oczywiście ja, ale oni zawsze pytają z uporem: Jadzia? (no a kto?, pytam się grzecznie, skoro dzwonicie do mnie!).

Dzisiaj rano zadzwonił do mnie Michał. Nie było mnie w domu, więc dzwoniła na komórkę, z pytaniem czy może porozmawiać. Oczywiście, poczekaj chwilę, to stanę w jakimś spokojnym miejscu (chyba koło albumów) w supermarkecie. Właśnie robię ostatnie zakupy przed powrotem do domu. Ania wie, że wychodząc z domu mam zawsze ze sobą moje komórki. Słuchaj, czy nie mogłabyś napisać coś o 27 grudnia 1939 roku? Przecież to rocznica śmierci prapradziadka Stanisława. Tak kochanie, dziękuję za podpowiedź, napiszę.

Prapradziadek Stanisław

Część pierwsza

Stanisław Szalewicz urodził się w Hołodziszkach, był synem Adolfa i Tekli z Jodków. W Archiwum Historycznym w Petersburgu pod numerem 951 z dnia 20 XI 1887 r. jest przechowywane świadectwo szlachectwa braci bliźniaków (brat Bronisław), a także wpis do księgi szlacheckiej z dnia 21 I 1888 r. pod numerem 431. Stanisław za ukończenie Konstantynowskiego Instytutu Mierniczego w Moskwie z tytułem „inżyniera mierniczego”. W roku 1900 otrzymał srebrny medal ufundowany z okazji koronacji Mikołaja II Romanowa z prawem do noszenia na wstędze orderu św. Andrzeja (order do dziś znajduje się w rodzinnych archiwaliach). Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ tylko dlatego mógł być zatrudniony jako starszy pomocnik pomiarowy z prawem do rangi urzędnika X klasy. Następnie pracował jako pomocnik geodety powiatowego guberni petersburskiej, później został geodetą powiatowym, czyli mierniczym w guberni petersburskiej. Jako wysokiej klasy fachowiec piął się po szczeblach kariery pracując również w Głównym Zarządzie Uwłaszczenia i Rolnictwa, kolejno w Ministerstwie Sprawiedliwości, a w roku 1919 występował jako starszy geodeta guberni wiackiej do spraw uwłaszczenia. Był lubiany przez współpracowników, a w ramach działalności społecznej prowadził chór w Wiatce.

Koniec pierwszej wojny światowej przyniósł możliwość powrotu do kraju, repatriacji polskich inżynierów oraz techników rozsianych w okresie zaborów po całym świecie. Powracający z emigracji inżynierowie założyli Koło Inżynierów Mierniczych przy Stowarzyszeniu Techników, w ramach którego organizowano trzyletnie kursy dla pomocników mierniczych. Jednym z wykładowców był prapradziadek Stanisław. Początkowo pracował jako mierniczy przysięgły w Białymstoku, a od 1934 roku był mianowanym radcą w Wydziale Rolnictwa i Reform Rolnych Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie. Jego żona Maria (o której napiszę osobny wpis) wraz z dziećmi (Bronisławem i Heleną) oraz swoim ojcem wróciła do Warszawy w 1921 roku. Stanisław zajmował się do ostatniej chwili organizacją pociągów ewakuacyjnych z Rosji. Wrócił do niepodległej Polski dopiero w 1923 r. Stanisław i Maria nie zdecydowali się niestety na natychmiastową realizację czeku wszytego w palto swojego syna, sześcioletniego Bronisława i hiperinflacja polskiej waluty spowodowała, że cała „fortuna” przywieziona z Rosji w krótkim czasie była warta tyle, co paczka zapałek… Żona Maria pracowała jako dentystka, najpierw w męskim Gimnazjum Kazimierza Jakuba Kulwiecia założonym w 1918 r. w Warszawie przy Placu Trzech Krzyży 8 w kamienicy Naimskich i Jungów. Później prowadziła prywatną praktykę w Aninie. We wspomnieniach Zofii Górzyńskiej z domu Wojciechowskiej (stryjecznej wnuczki prezydenta Rzeczpospolitej Polski Stanisława Wojciechowskiego czytam: „Cała rodzina składała się z pięciu osób, bo oprócz pani Marii, pana Stanisława i ich dwojga dzieci była jeszcze pani Nisia – rezydentka, którą przywieźli ze sobą z Rosji. Obie panie jakby nie przystawały wyglądem do okresu lat trzydziestych. Ich ubiór, sposób uczesania i sposób bycia bardziej pasował do dziewiętnastowiecznego niż do dwudziestego wieku. Suknie długie, ciemne, bardzo skromne, uczesanie gładkie. Całość rodziny uzupełniały dwa psy – gryfon Buma i brązowy jamnik Żaba. Obydwa psy myśliwskie, bo pan Stanisław był zapalonym myśliwym. W mieszkaniu było sporo elementów mówiących o sukcesach myśliwskich pana Stanisława. W roku poprzedzającym wybuch wojny światowej cała rodzina przeprowadziła się do nowoczesnej willi w Nowym Aninie. Niestety nie wiedzieć, dlaczego (może nie za dobrze się czuli w tym domu) wrócili na stare pielesze. Niestety, po dwakroć niestety! Gdyby nie podjęli tej decyzji powrotu, pan Stanisław nie byłby zginął w wawerskiej egzekucji. Niemcy, bowiem tej pamiętnej nocy grudniowej – 26 XII 1939 roku nie doszli ( z łapanką i wyciąganiem mężczyzn w wieku od czternastu do siedemdziesięciu sześciu lat, z ich domów w odwecie za zabicie dwóch żołnierzy, którzy chcieli aresztować w wawerskiej kawiarni jakiegoś człowieka a ten ich zabił trzema strzałami z rewolweru) do Nowego Anina”.

Prapradziadek został zamordowany w masowej egzekucji w Wawrze koło Warszawy w dniu 27 XII 1939 r. Na placu między ulicami Błękitną i Spiżową rozstrzelano stu siedmiu mężczyzn. Egzekucję w Wawrze, jako pierwszy na zachodzie, opisał Melchior Wańkowicz. Nie widząc możliwości wydania swoich książek emigracyjnych w kraju, Melchior Wańkowicz włączał fragmenty poprzednio opublikowanych tekstów do nowych książek. I tak w wyborze reportaży zatytułowanym  „Od Stołpców po Kair” ów wybitny pisarz umieścił fragmenty „Drogi do Urzędowa”. W tych fragmentach, mimo zaznaczenia, iż wszystkie nazwiska użyte w książce są fikcyjne, w rozdziale V pod tytułem „Anin” przy opisie aresztowania, Melchior Wańkowicz używa autentycznego nazwiska – Szalewicz. Relację o tragedii w Wawrze przekazał autorowi jeden z przedzierających się do Anglii pilotów, a przed wojną mieszkaniec Anina, Jan Barankiewicz.

Prapradziadek Stanisław został pochowany w Warszawie, na Cmentarzu Ofiar Wojny, przy ulicy Dębowej (później Śnieżki, a obecnie Kościuszkowców). Żona Maria zmarła w roku 1978.

Wnukom ku pamięci, a dorosłym ku przestrodze.

Wasza Jadwiga

Opowiadanie wg książki  M.Wańkowicza „Od Stołpców do Kairu” opublikuję 27.12.2009 r.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.