Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Regina Jarnutowska’

Aby nie stracić nic z moich wspomnień z lat osiemdziesiątych na zakończenie spojrzenia wstecz, dotyczącego tamtych trudnych lat osiemdziesiątych przywołam wspomnienia z roku 1985, organizacji zawodów, pierwszych wielkich zawodów badmintona w Polsce.

Tekst ten napisałam w Oslo, 18 listopada 2006 r.

Jestem jeszcze w Oslo. Jako wice Prezydent Europejskiej Unii Badmintona – Badminton Europe, zaproszona przez Norweski Związek Badmintona na międzynarodowe mistrzostwa. Siedzę na sali i oglądam ćwierćfinały. Mecze rozgrywane są na pięciu kortach. Organizacja dobra, ale bez brawury. Wszyscy są mili i dobrze wykonują swoją robotę. Brak ułańskiej fantazji, jak to na naszych zawodach bywało. Ale może tak właśnie trzeba?

Z rozrzewnieniem wspominam nasze zawody organizowane w Warszawie w hali Mera, która była halą do tenisa z widownią na około 300 osób przy ul. Wery Kostrzewy, dziś Bitwy Warszawskiej.

Był rok 1985…

Organizowaliśmy zawody, które Europejska Unia Badmintona przyznała nam po raz pierwszy od pamiętnego założenia Polskiego Związku Badmintona w roku 1977. Drużynowe Mistrzostwa Europy grupy B –„ Helvetia Cup” (pierwszych sześć drużyn sklasyfikowanych w Mistrzostwach Europy na miejscach 1-6 nie brało udziału). „Helvetia Cup” gdyż puchar na te zawody ufundował kiedyś Szwajcarski Związek Badmintona.  Polska w tym czasie była siermiężna, nijaka, brudna i bura. Ale nam się chciało chcieć! Janusz Rybka, pan doktor ze specjalizacją wod-kan na Politechnice Wrocławskiej przyjechał z całą swoją paczką. Szorowali wykładzinę Mery, zafajdaną przez wróble, które nie wiedzieć skąd przylatywały do hali robiąc oczywiście to i owo na perłowo! Czyściliśmy, wkręcaliśmy powyrywane krany, kurki od wody, jak również sprzątaliśmy wszelkiego rodzaju brudy w hali i przed halą. Hala Mera musiała błyszczeć. Zasłony na trójkątnym, wielkim oknie wieszała zaprzyjaźniona (od 1980 r.) grupa alpinistów, zaangażowana przez nas do tego celu. Zresztą chłopaki miały i trudniejsze zadania, czyli wymianę żarówek typu LH 256.

Polski Związek Badmintona, a sprawa żarówek LH 256. Tak, tak właśnie było. Rokrocznie zamawialiśmy ten typ żarówek w Zakładach im. Róży Luksemburg, dziś po zakładach zostały tylko wspomnienia. Budynek został sprzedany, ale wtedy… 250 sztuk cennych żarówek (cennych tylko dla nas, bo cena nie była znowu taka wielka), trafiało w nasze ręce, do naszego związkowego magazynu i to był element przetargowy w negocjacjach z zarządzającymi halą Mera p. Hanią i p. Ryszardem Zielińskim (bardzo niedawno odszedł od nas na stałe). Im te żarówki były niezbędne do oświetlenia hali podczas treningów i tenisowych zawodów. My je mieliśmy, więc targ musiał być ubity! W opłatę za halę wliczano więc koszty wymiany żarówek plus robociznę alpinistów i w ten sposób koszty wynajmu redukowaliśmy do niezbędnego minimum i wszyscy byli zadowoleni, bo na kolejny rok mieli halę wyczyszczoną, z oświetleniem, my zaś znowu mogliśmy zorganizować zawody najwyższej rangi, o których głośno było nie tylko w całej Warszawie, ale też i w Polsce i w Europie. Janusz pracował nocą, pomagali mu Wiesiek, młody człowiek z Płocka, Julian Krzewiński – wspaniały skromny człowiek, pracownik działu sportu Federacji „Kolejarz”, Janusz Musioł, wielki fan badmintona, Dyrektor Sportowy z AWF Wrocław, Jurek Wrzodak, Jerzy Śliwa, Eugeniusz Jaromin trener, Jurek Szuliński trener, Wiesiek Derych, Rysiek Borek, późniejszy wieloletni trener kadry narodowej, no i oczywiście Andrzej Szalewicz, który wszystkim zarządzał. Był wszędzie, o wszystkim decydował, w sprawach organizacyjnych na hali tylko on mógł podjąć decyzję. W ten sposób unikaliśmy kolizji, błędnych decyzji i podwójnej roboty. Był omnibusem w sprawach wyklejania linii na wykładzinie Mery (kortów nie mieliśmy i mogliśmy tylko o nich pomarzyć, bo skąd wziąć pieniądze – twardą walutę na ich zakup?).

3 M to amerykańska firma, która w latach osiemdziesiątych miała swoją siedzibę przy ul. Lektykarskiej w Warszawie. Za sprawa Andrzeja i jego znajomości firma ta pomagała nam dostarczając białe taśmy samoprzylepne o szerokości 45 mm. Na jeden wyklejany kort zużywaliśmy około 100 metrów, więc minimum 600 metrów, plus ewentualne uzupełnienia, plus ewentualne popełniane przez nas błędy w klejeniu kortów – w sumie było potrzebnych około 1000 metrów. Ale w sklepach próżno szukać takiego rarytasu!  Błąd w wyklejaniu boisk zdarzył nam się raz, lepiliśmy boiska przez całą noc – 6 kortów, kto nie wyklejał, ten nie wie, co to za mordercza praca. Wykleiliśmy już wszystkie i wtedy okazało się, że wszystkie korty są za krótkie o dwadzieścia centymetrów. Sędzia Główny był bezlitosny i na 2 godziny przed rozpoczęciem gier wszystko musiało być poprawione i było. Nie powiem, że ciemno w oczach mieliśmy i serce w gardle, ale oprócz nas nikt się nie zorientował. Zawsze w napięciu czekaliśmy na przyjazd Zbigniewa Góral z LOK (Liga Obrony Kraju posiadająca sprzęt nagłaśniający) ze swoim samochodem marki Nysa, w którym przywoził nagłośnienie hali.

Flagi uczestniczących państw pięknie wyeksponowane, napisy jak trzeba, sponsorzy hm.. Też mieli swoje a-boardy (takie niskie płotki, które były porozstawiane wokół kortów)! Ze sponsorami było związane bardzo zabawne zdarzenie. Ale o tym za chwilę. W roku 1985 sponsorami Helvetii Cup były firmy PLL LOT (zaproponowała ekipom uczestniczącym w mistrzostwach korzystną taryfę na przelot z zagranicy do Polski) i Fabryka Samochodów Osobowych FSO Warszawa, która wypożyczyła nam 6 samochodów marki FIAT wraz z kierowcami i co najważniejsze z talonami na benzynę! Krzysztof Panufnik, Dyrektor Działu Marketingu FSO był dla nas zawsze niezwykle życzliwy, doskonale rozumiał, że transport podczas zawodów to zawsze trudny, a czasami słaby punkt w organizacji przedsięwzięcia. A więc mieliśmy też dwa autokary marki Super San, 6 Fiatów, a na dodatek samochód do przewożenia ludzi zbudowany na bazie Stara. Ten wypożyczyły nam Głubczyce – sławetny LKS Technik, który dopiero co dokonał zakupu tego pojazdu przy pomocy Andrzeja i Polskiego Związku Badmintona oraz Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu, gdzie mieliśmy wielu życzliwych ludzi, którzy starali się nam pomagać. Do nich należał Staszek Krasowski – Dyrektor Departamentu Inwestycji.

Ale wracamy na halę. Kolejnym sponsorem była firma PGR „Mysiadło”, gdzie kupowaliśmy całe stosy świeżych pięknych kwiatów w gatunku I przecenionych do gatunku III. Kwiaty na halę oczywiście, nie dla nas. Codzienna zmiana wody w 12 ogromnych wazonach i usuwanie zwiędłych kwiatów należały do Renii Jarnutowskiej, a 12 waz ze świeżymi kwiatami na hali wyglądało pięknie, i tak było przez kolejne 10 dni. Nic dziwnego, że wystrój hali budził zachwyt – wazy przyjechały przecież z Bolesławca, gdzie mieliśmy sekcję TKKF w badmintonie. Nasz instruktor Józef Popek pomógł mi w kontakcie z fabryką w Bolesławcu, w zakupie waz i innej pięknej i poszukiwanej w kraju galanterii z tych zakładów.  Jak więc napisałam, wystrój budził zachwyt; Zielona wykładzina hali, wyklejone na biało korty, kolorowe kwiaty w wazach, biało- niebieskie reklamy wokół kortów oraz powieszone flagi państw uczestniczących w zawodach i po raz pierwszy zakupione- ale gdzie nie pamiętam – plastikowe kosze(stojące przy kortach) na ubrania zawodników. Było pięknie, kolorowo, wszędzie reklamy, a najwięcej reklam angielskiej firmy Carlton reprezentowanej na zawodach przez Pepa Pearsona. Niedużego wzrostu, krągły blondyn, zawsze uśmiechnięty, zawsze skory do żartów, podpisał z nami dwuletni kontrakt na obsługę sprzętową zawodów i dostarczył nam 350 tuzinów lotek piórkowych marki Carlton wykonanych według nowoczesnej, jak na owe czasy, techniki: główka plastikowa zamiast korkowej (nowość w 1985 r.). Z tej partii trochę lotek dostał Ryszard Borek na zgrupowanie kadry narodowej przed mistrzostwami, które odbywało się w Głubczycach, bo na żaden inny ośrodek nie było nas stać, a w Głubczycach mieliśmy halę za niewielkie pieniądze wynajmowaną od OSiRu. Dyrektorem OSiRu był wielbiciel badmintona Marian Masiuk – jego córka Marzena też grała w badmintona – była nawet w kadrze Polski juniorów. Lotki odebrane przez Ryśka służyły do przygotowania zawodników do mistrzostw. Pozostałe 320 tuzinów czekało na rozpoczęcie zawodów. Carlton przekazał nam również sprzęt osobistego wyposażenia dla zawodników i trenera: rakietki, dresy, koszulki, spodenki, skarpetki dla naszej polskiej reprezentacji! Wyglądaliśmy po prostu pięknie. Nasza drużyna błyszczała. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że udało się nam wszystko załatwić na czas. Ale szczęście nie trwało zbyt długo, bo do Biura Polskiego Związku Badmintona (na stadionie X-lecia, były tam również biura Sport-filmu i innych związków sportowych) wpadł Andrzej Sz., Prezes Związku, z miną z lekka niepewną, z plikiem gazet w ręce. Od progu wydusił: – Zamkną cię, będziemy siedzieć. Wszyscy! Cholera! Nie rozumiejąc o co chodzi, posadziłam prezesa z kawą w ręku przy biurku i z pytającym wzrokiem czekam na wyrok. O co tu chodzi? Jakie więzienie? na dwa dni przed uroczystym otwarciem? Oszalał? Kto go postraszył? Ale przecież on nie należy do strachliwych! Tyle myśli przeleciało mi przez głowę w ciągu 30 sekund (dla mnie to była wieczność).

CDN

English version:

In 1985 we were preparing for Helvetia Cup, team championship of group B. It was a very difficult time, Poland was poor, grey and sad, but we were all full of energy and we wanted to do so much! Janusz Rybka came from Wrocław with his team to clean Mera Sport Hall; we cleaned it inside out and by the time we finished, it was shining! The light bulbs were replaced and special curtains hanged by the mountaineers (obviously our friends). The precious light bulbs came from Róża Luksemburg factory, some 250 of them; not that easy to get, it was a good negotiating point (as well as cleaning of the hall) with Mera Sport Hall management – they got the hall fully lit and clean, we had to pay a much reduced price so everybody was happy! Working hard in the hall were: Janusz Rybka, Wiesiek from Płock, Julian Krzewiński, Janusz Musioł, Jurek Wrzodak, Jerzy Śliwa, Eugeniusz Jaromin, Jurek Szuliński, Wiesiek Derych, Janusz Łojek, Rysiek Borek, Andrzej Szalewicz (photo 2). Andrzej was simply everywhere and had to know all the details and decide about everything, even about the tapes that we used to mark the courts. The company called “3M” helped us tremendously by giving us approximately 1000 metres of tape (one court needed approximately 100 metres). Not available in the shops, it was our luck that Andrzej knew people from this firm. Only once we made a mistake when outlining the courts, after the whole night of work, we needed to correct them by 20 cm. That was a nerve racking and very tiring exercise!  Zbigniew Góral from LOK kindly helped us with the sound system, using their Nysa car, the system we could not live without!  There were flags and some nice sponsors’ adverts, mostly from Carlton; talking about sponsors, PLL LOT  sponsor arranged cheap flights for all the teams, FSO Warszawa, lent us 6 Fiat cars with drivers and most important, petrol coupons! Krzysztof Panufnik from FSO was incredibly generous, knowing how important transport is during the championships! We also had 2 coaches and one people carrier from Głubczyce LKS Technik (photo 3: players from this club).

 PGR „Mysiadło” flower producers sold us flowers at much reduced prices and every day Renia Jarnutowska (photo 4) was religiously changing water in 12 huge vases, so during the whole 10 days of Championships, all the flowers were beautifully decorating the hall. Józef Popek helped us getting these lovely vases from Bolesławiec (even the vases, as you can see, could not be bought in the shops in these times!).  So all in all, flowers, adverts, clean courts and baskets for players’ clothes, were all nicely arranged. Pepa Pearsona, Carlton representative signed with us 2 year contract and we received precious 350 dozens of shuttlecocks with plastic heads (new technology from1985). Ryszard Borek was given 30 dozens for the team, to train in Głubczyce. That was the only place where sport hall did not cost and arm and a leg, as the manager of OSiR, Marian Masiuk, from whom we rented the place, was a great badminton fan (his daughter, Marzena was a junior player of the national team).  We also were given by Carlton rackets and clothing. The team looked wonderful and I was so proud of them and happy with everything! My happiness did not last for long though, as one day, Andrzej Szalewicz run into the office with a pile of newspapers and with a troubled face announced: You will be arrested! All of us will be arrested! We will not get out of jail!!! What, I asked – Arrest??? Jail??? Are you mad???

To be continued….

 

 

 

Międzynarodowe Mistrzostwa Polski były etapem w przygotowaniach do zorganizowania Mistrzostw Europy. Istnieliśmy już pięć lat, od roku, wielkie imprezy odbywały się w Warszawie, w tym Indywidualne Mistrzostwa Polski. Aby móc zorganizować wielkie zawody w badmintonie potrzeba było przygotować wyspecjalizowany zespół odpowiadający za poszczególne działy takie jak: sędziowie (zarówno prowadzący jak i liniowi), sekretariat zawodów, ekipę techniczną przygotowująca halę do zawodów, zakwaterowanie i wyżywienie ekip, hostessy, – czyli opiekunki poszczególnych ekip zagranicznych, osoby odpowiedzialne za transport. Harmonogram prac przygotowań do zawodów opracował Julian Krzewiński a Prezydium Zarządu odbyło trzy spotkania w terminie pomiędzy 5.10 -25.11 roku 1982, dopracowujące ostateczną wersję harmonogramu oraz ustalając osoby odpowiedzialne za poszczególne działy organizacji zawodów. Funkcję Sędziego Głównego pełnił Janusz Musioł z Wrocławia, za pracę sekretariatu a także sędziów odpowiadał Julian Krzewiński z Warszawy, za ceremonię wręczania nagród jak również za nagrody Lesław Markowicz z Olsztyna, Marek Idzikowski z Warszawy i Ryszard Płonek z Łodzi za sędziowanie, Janusz Łojek z Kielc za opracowanie i przygotowanie oraz druk wszystkich niezbędnych materiałów wydawniczych (programu, nalepek, koperty FDC i stempla do wydania przez Pocztę Polską, identyfikatorów, proporczyków) Wiesław Sowiński z Gdańska odpowiadał za zakwaterowanie w Hotelu Grand. Krzysztof Pisarski odpowiadał za dekoracje (banery sponsorskie) na Hali Mera. Za przyjazdy i wyjazdy  ekip zagranicznych- rozesłanie w terminie 4 miesięcy przed zawodami zaproszeń, zakwaterowanie ekip, wypłatę kieszonkowego, załatwienie tłumaczy dla ekip zagranicznych, za przygotowanie na czas materiałów propagandowych, dekoracji na hali „Mera” odpowiadała Jadwiga Ślawska. Dodatkowo Zarząd upoważnił mnie do poczynienia starań celem znalezienie dodatkowych sponsorów dla tych mistrzostw. Ustalono, że ekipy zagraniczne, reprezentacja Polski, sędziowie, rada trenerów, zostaną zakwaterowani w Hotelu Solec. (Dzisiaj ten hotel nie istnieje, został rozebrany a w tym samym miejscu postawiono Hotel Etap przy Wisłostradzie). Ustalono również, że najważniejsza nasza impreza powinna być transmitowana przez TVP, co pomoże w jej rozpropagowaniu oraz ułatwi przyznanie nam organizacji Mistrzostw Europy gr B a także umożliwi pozyskanie dodatkowych pieniędzy na rok 1983. Tą sprawą zajął się Ryszard Lachman, który wyrobił sobie bardzo dobre kontakty z dziennikarzami prasy radia i telewizji.

Jest rok 1982! Dlaczego tak wiele ekip chciało startować w Warszawie? To jest dobre pytanie. Po pierwsze byliśmy państwem zza „żelaznej kurtyny”, ponadto wiedząc, że Polska nie jest atrakcyjnym krajem w Europie (!) naszych gości mogliśmy zaprosić tylko i wyłącznie oferując im atrakcyjne warunki pobytu. Jakie? Otóż oferowaliśmy im bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie a także skromną wypłatę kieszonkowego. Podróż musieli opłacić sami.  I jeszcze jedna uwaga. Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w latach 1981 -1989 rozgrywane były w Listopadzie lub na początku Grudnia. Wtedy obowiązywał następujący program zawodów: 25.11.82 – przyjazdy ekip, 26.11 godz.11 odprawa techniczna, a w godz. 8.00-10.00 wycieczka dla zawodników zagranicznych i trenerów, 26.11 – w godz.12.00 – 14.00 gry treningowe, godz.14.00 – 20.00 gry eliminacyjne zaś o godz.16.30 króciutkie otwarcie imprezy. 27.11 – godz.9.00 – 18.00 cd gier, 19.00 uroczysta kolacja w Wilanowie, 28.11 w godz.9.00 – 12.00 półfinały i 12.00 – 15.00 Finały. Były to jedne z ostatnich zawodów w roku kalendarzowym i można było wydać na przyjazd do Polski pozostałości pieniędzy z budżetów różnych państw. A my z tego korzystaliśmy, oferując warunki pobytu jak napisałam powyżej mogliśmy zabezpieczyć naszym zawodnikom udział w zawodach międzynarodowych za granicą na rok następny oczywiście na koszt zagranicznych organizatorów, jako rewanż za udział w naszych Międzynarodowych Mistrzostwach Polski.

Zmiana terminu z listopadowego na marcowo – kwietniowy nastąpiła znacznie później, wtedy, kiedy IBF opracował i przyjął regulamin kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich wyznaczając termin kwalifikacji na rok przed Igrzyskami to znaczy: kwalifikacje, (czyli turnieje międzynarodowe, które organizowano w tym okresie po zgłoszeniu do IBF i uzyskaniu sankcji wchodziły do cyklu turniejów kwalifikacyjnych do Igrzysk Olimpijskich) a rozpoczynały się w dniu 1 kwietnia roku 1991 i trwały do dnia 30 kwietnia roku 1992. Aby lepiej zrozumieć obowiązujący system kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich, regulamin oraz zawody rozgrywane w ramach tychże kwalifikacji przygotuję oddzielny wpis poświęcony temu tematowi.

Wracając do roku 1982 należy zauważyć, że niektóre ekipy wyjeżdżały bezpośrednio po zakończeniu eliminacji, bądź po półfinałach, kiedy ich zawodnicy zakończyli udział w zawodach. Ostatnie ekipy wyjeżdżały po finałach w tych zawodach w dn.29.11.82. Full pakiet oferowany naszym zaprzyjaźnionym federacjom obejmował również udział w uroczystej kolacji, które były organizowane z okazji mistrzostw. Co roku wyszukiwałam atrakcyjną restaurację, gdzie można było smacznie zjeść za niewielkie pieniądze. W roku 1982 była to restauracja Zajazd Pod Dębami  w Wilanowie. Właśnie w Wilanowie pracował mój serdeczny Przyjaciel Henryk Pańko, który był jej szefem (przedtem był szefem restauracji w Hotelu Europejskim i Bristolu, gdyż te dwa hotele miały jedną Dyrekcję). Z Henrykiem znaliśmy się od czasów szermierki i bardzo się lubiliśmy. To w Hotelu Europejskim niezmiennie od lat mieszkali zawodnicy startujący w Turnieju „ O Szablę Wołodyjowskiego”, ( a przecież ja organizowałam czterokrotnie ten turniej, jako sekretarz generalny Polskiego Związku Szermierczego) stąd nasza zażyłość i sympatia. Wiele imprez, wspólne kłopoty, no jeden z ważniejszych powodów – Jego małżonka szyła i haftowała bardzo piękne jedwabne proporce, które były znane w całej Europie, a badminton z nich słynął. Właśnie Henryk zaproponował mi zorganizowanie kolacji w Wilanowie, naprzeciwko Pałacu w pięknym otoczeniu Pałacu Wilanowskiego, który był dodatkowym magnesem. Troska o zawodników polskich i zagranicznych o sędziów, o VIP-ów spowodowała, że goście chętnie odwiedzali Polskę –Warszawę. Nie pamiętam dokładnie menu, tym niemniej mogę powiedzieć, że restauracja Pod Dębami słynęła z polędwicy tournedos a także z pysznych deserów. Oczywiście były przekąski i jakaś zupa w kokilce. Wtedy jednak nie myślałam, że będę kiedyś pisała wspomnienia, a istotną ich częścią będą przepisy kulinarne. Dlatego przepraszam bardzo, ale tych szczegółów nie pamiętam.

Listopad był miesiącem bardzo pracowitym, Prezydium odbywało swoje zebrania kilka razy a ja musiałam referować stan przygotowań do imprezy. Pamiętam dokładnie jedno z zebrań, odbyło się ono w dniu 19.10.82 R, na którym przedłużono do czerwca 1985 r umowę o pracę z Ryszardem Borkiem, trenerem kadry narodowej. Pamiętam również ten dzień, ponieważ GKKFiS wyraził pisemną zgodę na powierzenie mi dodatkowej funkcji kierownika wyszkolenia (moja koleżanka Irena kierownik wyszkolenia PZBad do roku 1981 wyjechała za granicę, i od jej wyjazdu na tym stanowisku był vacat), w ramach, której miałam zajmować się przygotowywaniem i wydawaniem materiałów szkoleniowych, tłumaczeniem i przygotowaniem ich do druku, prowadzeniem dokumentacji szkoleniowej, mobilizacją rady trenerów do opracowania II części skryptu szkoleniowego, opracowywaniem wszelkiej dokumentacji w zakresie szkolenia dla Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu. Do mojego zakresu obowiązków nie należało: ustalanie reprezentacji oraz kadry narodowej, polityki startowej zawodników, za którą odpowiadał Rysiek Borek.

Kolejne spotkania przed zawodami uszczegóławiały scenariusz naszych przygotowań, ustalały, kto odpowiada za zawodników przylatujących do Warszawy na Lotnisko Okęcie (R. Lachman i B. Woźnicki –tłumacz) a kto odbiera ludzi z Dworca PKP (W. Sowiński i T. Smardzewski). W Hotelu Solec pracowało biuro zawodów, gdzie ja wraz z paniami z Biura PZBad kwaterowałyśmy ekipy, wydawałyśmy torby z przygotowanymi skromnymi upominkami oraz wypłacałyśmy kieszonkowe, rozliczałyśmy koszty podróży sędziom, organizatorom, zawodnikom, trenerom i innym uprawnionym osobom.  Zorganizowaliśmy także konferencję prasową w Biurze Polskiego Związku Badmintona na Stadionie X lecia ( dzisiaj nie istnieje, a ja tę właśnie siedzibę badmintona wspominam z nostalgią w głosie, ponieważ od roku 1978 do 2008 budynek przy Stadionie był naszą opoką..

http://www.youtube.com/watch?v=pv8u5xwBUiE   (znaleziono w necie) 

I choć nie był on efektowny, miał podłe zaplecze, brak było odpowiednich toalet, nie było właściwie niczego, tam właśnie przez lata pracowaliśmy w warunkach ubogiego krewnego, z tele-faxem, którego nikt nie chciał obsługiwać, ale my tak, z xero, którego nikt nie chciał obsługiwać, ale Renia go obsługiwała oraz z pęczniejącym coraz bardziej magazynem, w którym gromadziliśmy zdobyty sprzęt dla zawodników rakietki, dresy, koszulki, spodenki, skarpetki, naciągi, owijki do rakiet). Za magazyn odpowiadała Renia Jarnutowska, która prowadziła dwa rodzaje kartotek jedna ilościowo- jakościowa dotyczyła zdobytego sprzętu i wprowadzała go na stan wg asortymentu, druga kartoteka dotyczyła poszczególnych zawodników, którzy ten sprzęt otrzymywali, tak, aby było wiadomo, kto jakim dobrodziejstwem inwentarza dysponuje. Krysia Perkowska była nasza księgową a Teresa Głażewska Nowak zajmowała się organizacją wyjazdów zagranicznych i sekretariatem Biura.

A wiecie, że każda wykonana kopia xero musiała być zapisana, kto, co i po co, aby w razie kontroli z Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk z ul. Mysiej 2 można było się wyliczyć z papieru xero? My tam mieliśmy swój Związek, swój mały świat, świat sportu i ludzi, którzy chcieli coś osiągnąć. Wielu ludzi, którzy przychodzili, pomagali, siedzieli z nami nocami, choć nie dostawali za to złamanego grosza tylko dobre słowo jak Rafał Cygielski, który był twórcą jednego ze znaczków do klapy z konturami mapy Polski i lotką, Jurek Suski, Julek Krzewiński, Rysiek Lachman, Stefan Rzeszot , tak tak(!) ten sam wielki redaktor polskiego sportu i TVP sport, wspólnie pijąc herbatę i kawę zajadając upieczone przez Renię ciasto. W tym marnym budynku z nieszczelnymi oknami, gdzie w zimie śnieg leżał na parapetach mieściły się takie związki sportowe jak: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Łyżew Figurowych, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce (zauważyliście, że ten jeden jedyny inaczej się nazywa? Tak, bo skrót PZPR – Polski Związek Piłki Ręcznej nie mógł być używany, ten skrót należał do jedynej słusznej siły klasy robotniczej i do jego Partii!!!) Polski Związek Badmintona, i COS SPORTFILM, a także Polski Związek Tenisa Stołowego. To był nasz mały świat sportu polskiego, bez wygód, bez komputerów, z telefaxami, starym xero, cenzurą, gdzie pracowaliśmy i w ramach swoich możliwości przygotowywaliśmy naszych zawodników do startu w wielkich imprezach sportowych. O tym i innych sprawach ważnych i ważniejszych napiszę w kolejnym odcinku, zapraszam! 

Cdn.

No właśnie, po tym nieco przydługim wstępie mogę zająć się tematem właściwym, czyli zawodami organizowanymi w Warszawie na sławetnej hali tenisowej MZKS Mera, gdzie polski badminton rozwijał skrzydła i robił karierę międzynarodową.

Wyjaśnienia wymagają też zasady, na jakich braliśmy udział w zawodach międzynarodowych za granicą, a także mistrzostwach Europy juniorów i seniorów. Lata 1981 – 1989 były bardzo trudne nie tylko dla sportu. Wszyscy pamiętamy nieustający brak wszystkiego i sławetne pustki w sklepach, gdzie królował ocet, musztarda i czasami ser, jak miałeś dużo szczęścia to żółty. O twardej walucie nam się nie śniło. Oczywiście obywatele raz na dwa lub trzy lata mogli starać się o przydział dewiz na wyjazd zagraniczny w wysokości 100$ lub do Demoludów uzyskując przydziały waluty na specjalnej książeczce walutowej. Ale nie dotyczyło to wyjazdów służbowych.  My dewizy otrzymywaliśmy po przejściu procedur wyjazdowych, a mianowicie:

Złożeniu wniosku wyjazdowego w 6 egzemplarzach, adresowanego do Komisji Zagranicznej Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu (urząd ten kilkakrotnie zmieniał nazwę i teraz jest Ministerstwem Sportu i Turystyki), do tego koniecznym było złożenie wniosku na uzyskanie paszportów z wydziału paszportowego COS (Centralnego Ośrodka Sportu, który był składnicą paszportów służbowych dla osób zatrudnionych w sporcie, działaczy, trenerów, sędziów i sportowców), wniosek na przydział dewiz dla wyjeżdżającej grupy, zgodę MON lub MSW dla zawodników, którzy byli członkami takich klubów wojskowych jak, np. Legia, Śląsk Wrocław, czy klubów z Gwardyjskiego Pionu Wojskowego Gwardia np. Warszawa, GKS Wybrzeże Gdańsk) lub byli na dwuletnim przeszkoleniu wojskowym w tych klubach, preliminarz budżetowy wyjazdu, uzasadnienie wyjazdu, wskazanie sposobu pozyskania dewiz, jeżeli był inny niż przydział z puli GKKFiS, plan przygotowania do imprezy, skład rozszerzony reprezentacji, trenerów i kierownictwa i po zatwierdzeniu wyjazdu, skład ostateczny ekipy. Te dokumenty były warunkiem rozpatrywania sprawy przez komisję, a całość sprawy składaliśmy za pośrednictwem wydziału paszportowego Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie. Dotyczyło to wszystkich dyscyplin, polskich związków sportowych, polskich klubów sportowych, okręgowych związków sportowych i tych wszystkich, którzy chcieli wyjechać za granicę z jakąkolwiek reprezentacją jakiegokolwiek sportu w tym dziennikarzy też. Dokumenty składaliśmy na sześć tygodni przed planowanym wyjazdem. Jeżeli planowany wyjazd dotyczył państw z Europy zachodniej konieczne były wnioski wizowe, a ich ilość zależała od tego, do jakiego państwa był organizowany wyjazd. Druki wizowe dostarczaliśmy w tym samym terminie, a wizy załatwiał początkowo COS – osoba do tego uprawniona, później pracownicy polskich związków lub klubów sportowych. Te procedury były stosowane do 1989 r, czyli do zmian ekonomiczno-politycznych, jakie zaszły w naszym państwie. Badminton, nie był sportem z pierwszych stron gazet. Był nową dyscypliną pośród związków sportowych, która w roku 1985 weszła do grona dyscyplin olimpijskich, (ale nie do programu Igrzysk). W 1988 r odbywały się Igrzyska Olimpijskie w Seulu i tam organizatorzy wybrali, jako dyscyplinę pokazową badminton. No cóż trudno się dziwić, przecież IO odbywały się w Azji, a popularność tego sportu jest tam właśnie ogromna. Najlepsi zawodnicy azjatyccy pochodzą z takich państw jak Chiny, Korea Płd., Indonezja, Japonia, Indie. Polityka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego polega na tym, aby nowa dyscyplina sportu, która stara się o wejście do programu Igrzysk Olimpijskich była uprawiana na wszystkich pięciu kontynentach. Tak też było z badmintonem, który w Europie był znany szczególnie w Danii, Niemczech, W. Brytanii, Irlandii. W tym miejscu należy podać, że Europejska Unia Badmintona (EBU) powstała w 1967 i powołało ja 11 państw, obecnie Badminton Europe Confederation liczy 51 państw.

Działacze badmintona długo walczyli o uznanie tej dyscypliny przez MKOL. W roku 1983 podczas Mistrzostw świata w Kopenhadze pan Juan Antonio Samaranch był gościem Prezydenta IBF (International Badminton Federation, obecnie  BWF – Badminton World Federation) na odbywających się finałach tych mistrzostw. Oglądał mecz dwóch najlepszych w owych latach zawodników na świecie Liem Swie King przeciwko Icuk Sugiarto obydwaj reprezentujący Indonezję.

http://www.youtube.com/watch?v=nu_Rc1rbmXM to jest ostatnie dziewięć minut tego fascynującego widowiska

http://www.youtube.com/watch?v=5zcYt0nOZqE&feature=related natomiast tu grają dwie sławy Liem Swie King v Rudy Hartono, obaj reprezentujący Indonezję

Mecz trwał prawie 90 minut, a zawodnicy grali na najwyższym światowym poziomie. Sławne jumpy (smecze z wyskoku) były odnotowywane przez publiczność długotrwałymi owacjami. Mecz był fascynujący i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że był to mecz stulecia, nigdy przedtem ani nigdy potem nie oglądałam tak świetnego pojedynku w grze pojedynczej mężczyzn. Zresztą jest to nie tylko moje zdanie. Pan Prezydent MKOL zamówił w międzynarodowej federacji ponad 100 sztuk taśm video z prośbą o dostarczenie ich przed kolejna sesją MKOL w roku 1983. W ten sposób dostarczone taśmy i rekomendacja Prezydenta J.A. Samarancha spowodowały uchylenie drzwi – czyli wprowadzenie  badmintona do kręgu dyscyplin olimpijskich.

Wracamy do naszych wyjazdów zagranicznych. Jako się rzekło nie byliśmy znani i uznani, byliśmy na dorobku, stąd nie mieliśmy przyznawanych dewiz na wyjazdy i ten problem należało w jakiś sposób rozwiązać. Oczywiście otrzymywaliśmy marne grosze jako fundusz do rozliczeni, na zakup wody, owoców, opłacenie startowego, natomiast koszty pobytu ekip musieliśmy wynegocjować z partnerami zagranicznymi, organizatorami zawodów. W ten sposób uzgadniając zasady pobytu naszych zawodników ustalaliśmy ilość osób wyjeżdżających, jaką przyjmie na swój koszt organizator (pokrywając koszty pobytu wyżywienia, czasami kieszonkowe), w zamian my proponowaliśmy pobyt w Polsce opłacając koszty zakwaterowania wyżywienia i kieszonkowego dla tej samej ilości przyjeżdżających osób. Były to umowy bilateralne pomiędzy Polskim Związkiem Badmintona a partnerem (organizatorem zagranicznym).  Uzgadniając sprawy korzystaliśmy z telefaksu, który był wielką maszyną, na której na perforowanej taśmie zapisywaliśmy treść listu, łączyliśmy się z centralą krajową lub międzynarodową i po kilku minutach byliśmy połączeni z wywoływanym numerem federacji bądź klubu. Uzgodnienia szły dość szybko, ponieważ w tym czasie nasz związek był znany na arenie europejskiej i był darzony wielkim szacunkiem. Wszelkie umowy zawarte ze związkami badmintona w Europie czy na świecie były dotrzymywane i realizowane w stu procentach. Uzgadniając warunki wymiany zwracano nam jednak uwagę na fakt, iż proponowane lokalizacje naszych zawodów są nie atrakcyjne, wnioskowali abyśmy organizowali nasze zawody w stolicy. I znowu nasuwa się pytanie, dlaczego? Zawodnicy, trenerzy, sędziowie, osoby zapraszane, sponsorzy mieli większą łatwość dolotu do Warszawy, gdzie na lotnisku czekali na nich organizatorzy i wynajęte autokary. Natomiast konieczność dolotu do Warszawy, a następnie podróż koleją lub autokarem gdzieś w głąb Polski powodowały wiele komplikacji. Był rok 1981 i nasza sieć połączeń była, jaka była, czy dzisiaj jest lepsza? Tego nie wiem, wtedy było trudno dolecieć samolotem do Warszawy, a co dopiero mówić o jeździe w głąb Polski.  To samo dotyczyło organizowanych Międzynarodowych  Mistrzostw Polski poza Warszawą. Dlatego w końcu w roku 1981 zarząd podjął decyzję o przeniesieniu Międzynarodowych Mistrzostw Polski oraz Indywidualnych Mistrzostw Polski do Warszawy. Ale o tym i innych ciekawostkach związanych z organizacją zawodów badmintona na Hali MZKS Mera napiszę w kolejnym poście.

Dla tych, którzy chcieliby zobaczyć więcej urywków z meczy Liem Swie King wyszukałam link, gdzie udostępniono 14 najlepszych meczy tego fantastycznego zawodnika, zresztą ubóstwianego w Indonezji, nazywanego „królem smeczu”

http://wn.com/Liem_Swie_King,

Cdn.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.