Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘prof. Wojciech Zabłocki’

Był piękny czerwiec 1973 r. Rano odprowadziłam Agusię do żłobka, a właściwie zawiozłam taksówką na ul. Koszykową tam mieścił się  żłobek do którego od niedawna chodziła. Zresztą miejsce w nim załatwiłam przez znajomości!  Moja ukochana córeńka jeździła tam każdego dnia. Dzisiejszy dzień, choć taki sam był wyjątkowy. 15 Czerwca 1973 po raz pierwszy jechałam do pracy w Polskim Związku Szermierczym. Obejmowałam stanowisko sekretarza generalnego. Cóż za wspaniałe wyróżnienie! Miałam tylko dwadzieścia osiem lat!  Ulica Mazowiecka 2/4 biuro PZ Szermierczego, czwarte piętro. Prezes był już na miejscu. Nie wiedziałam czy to dobrze, czy też źle, ale pełna wiary i optymizmu stanęłam w drzwiach mojego nowego biura. Mina szefa nie była zachęcająca, no cóż, postanowiłam uśmiechem pokryć moje spóźnienie.
Paweł przedstawiał mnie kolejnym osobom. Zbigniew Skrudlik trener kadry narodowej floretu mężczyzn, Andrzej Gottner trener kadry narodowej floretu kobiet, Marian Zakrzewski trener kadry w szabli. Głównej księgowej nie było jeszcze w pracy.   Stanęłam przed osobą, o której słyszałam tysiące

Profesor Zbigniew Czajkowski

opowieści. „Jadźka, to nowy sekretarz generalny, a to Zbyszek Czajkowski trener kadry narodowej w szpadzie, który również będzie sprawował funkcję Kierownika Wyszkolenia Polskiego Związku Szermierczego. On odpowiada za szkolenie w naszym związku a także za trenerów”.
Prezentacja dobiegła końca. Byłam onieśmielona. Nie mogłam wydobyć słowa, nawet Paweł nie rozumiał, o co chodzi. Zapytał:
– Masz jakieś pytania?
– Nie
-no to dobrze, bo muszę jechać na trening.
Chwilę później siedzieliśmy wszyscy w sali konferencyjnej przy świeżo zaparzonej herbacie, a właściwie największym pokoju, w którym mieli swoje biurka trenerzy i kierownik wyszkolenia. Raz na dwa miesiące ta sama sala zamieniała się w salę konferencyjną podczas zebrań zarządu.
Stery spotkania przejął prof. Zbigniew Czajkowski. Przedstawiłam się krótko,

Egon Franke (z lewej) mistrz olimpijski Tokio 1964 r. we florecie ze swoim trenerem jednym z tworcow polskiej szermierki Zbigniewem Czajkowskim.Oboz treningowy szermierzy Wisla 1966r. Fot. Jan Rozmarynowski/Forum

jaki mam staż prac, doświadczenie, co robiłam w sporcie i czego oczekuję.
Po moim pytaniu o stan realizacji kalendarza imprez w poszczególnych broniach ( szabli, florecie mężczyzn i kobiet, szpadzie zapanowała przyjazna atmosfera zrozumienia, zagłębiliśmy się w realizacje terminarza oraz dyskutowaliśmy na temat budżetu. Po kilku godzinach intensywnej pracy zrozumiałam, że jestem na swoim miejscu, a współpraca będzie się układała wyśmienicie. Nie jestem pewna, czy to samo myślał Zbyszek Czajkowski, przez wszystkich nazywany Profesorem. Ja wiedziałam jedno, dopóki Profesor będzie kierownikiem wyszkolenia sprawy będą toczyły się gładko. Nareszcie znalazłam mentora, guru, od którego będę  uczyć się każdego dnia. Profesor miał około pięćdziesięciu lat, był nie tylko fechmistrzem, znakomitym teoretykiem sportu szermierki i wychowania fizycznego. Ja rok wcześniej ukończyłam Akademię Wychowania Fizycznego im. J. Piłsudskiego w Warszawie. Moje doświadczenie z pracy w Polskim Związku Judo oraz Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Turystyki było cenne, ale wiele nauki było przede mną. Uważałam, że ścisła współpraca z Profesorem będzie stanowiła o mojej sile. I tak się stało.
Pracowaliśmy wspólnie kilka lat. To, czego się nauczyłam, zawdzięczam niewątpliwie Profesorowi, osobie niezwykle życzliwej, dobrodusznej, ale też wymagającej. Przy herbatce i obowiązkowej fajce, którą uwielbiał palić, obgadywaliśmy kolejne zadania.

Złota drużyna floret mężczyzn Monachium 1972, od lewej Lech Koziejowski, Witold Woyda, Zbigniew Skrudlik trener, Marek Dąbrowski, Jerzy Kaczmarek

Od tamtego czasu minęło wiele lat. W 1977 r. odeszłam z szermierki, postawiono przede mną nowe zadanie zorganizowania krajowego zjazdu badmintona w celu powołania Polskiego Związku Badmintona. Od października tamtego roku byłam p.o. sekretarza tymczasowego związku w organizacji.
Zostałam rzucona na głęboka wodę, trzeba było zacząć od przygotowania setek wymaganych papierów, statutu, regulaminów: zarządu, poszczególnych komisji, powoływania kadry narodowej, zdobywania klas sportowych, płac, regulaminu biura itp. Osobnym tematem była organizacja zjazdu.
Jakie to szczęście, że przez pięć lat pracowałam w szermierce! Temat znałam, i nie sprawiał mi trudności. Tego wszystkiego, czego nie wiedziałam, dowiadywałam się od Profesora oraz od Andrzeja Szalewicza.
7 listopada 1977 powołaliśmy Polski Związek Badmintona i na zawsze pożegnałam szermierkę. To znaczy tak mi się wydawało, ale nie do końca tak było. Korzystałam z zawiązanej przyjaźni z Profesorem, spotykaliśmy się w Warszawie, często w Gliwicach, gdy musiałam rozwiązać jakąś pilną sprawę szkoleniową. Wiedziałam, że Mój Mentor nie odmówi. Nigdy nie odmawiał, zawsze z należytą uwagą wysłuchiwał problemów z którymi się aktualnie borykałam, nie dawał gotowych rozwiązań.  Zawsze najpierw pytał jak chciałabym je rozwiązać, jaki mam pomysł, i jeżeli uważał, że jest  niegłupi uśmiechał się i mówił, no tak przemyślałaś temat. Do końca mojej pracy w sporcie mieliśmy kontakt, i chociaż czas nieubłaganie płynął, ja         odeszłam na emeryturę, nasze spotkania były zawsze ciekawe. Pytania, pomysły, podawanie ciekawych lektur, a ja zawsze odpowiadałam, mam

jednego nauczyciela, którego skrypty i książki są dla mnie najważniejsze!
Moi trenerzy w Polskim Związku Badmintona nie zawsze wiedzieli o tym, że badminton tak wiele zawdzięczał Profesorowi. To on mnie nauczył tworzyć prawidłowe plany szkoleniowe i układanie „łączki”. Miałam do Niego ogromne zaufanie i byłam pewna, że jeżeli On zaakceptuję projekt, mogę walczyć o zrealizowanie planów ze wszystkimi, nie tylko trenerami badmintona, ale także ze specjalistami w GKKF i S!.
5 lutego 2018 r. składałam Profesorowi życzenia urodzinowe. Tego dnia ukończył 98 lat. Dwa dni później przeczytałam informację Akademii Wychowania Fizycznego, którą przytoczę w całości:
„…Z głębokim żalem zawiadamiamy, że w wieku 98 lat zmarł profesor

Warszawa lotnisko Okęcie 1968r. Ekipa polskich szermierzy Zb. Czajkowski, Arkadiusz Godel, Witold Woyda, Marek Dąbrowski przed odlotem na Igrzyska Olimpijskie Meksyk 1968.  Fot. Jan Rozmarynowski/Forum

 

Zbigniew Czajkowski. Jeden z najsłynniejszych i najbardziej zasłużonych trenerów współczesnej szermierki na świecie – zawodnik, trener, wybitny teoretyk sportu, autor największej liczby książek o tematyce szermierczej w Polsce (ponad 30), także autor wielu fachowych artykułów.

W 1934 roku wstąpił do lwowskiego Korpusu Kadetów, a w okresie wojny przebywał
W sowieckich więzieniach i w łagrze w Workucie. W 1941 r. został zwolniony i po przedostaniu się do Uzbekistanu, zaciągnął się do marynarki wojennej. W Plymouth zaokrętował się na niszczycielu ORP „Ślązak”, a w latach 1942-44 brał udział w walkach na kanale La Manche i na Morzu Śródziemnym. W 1944 r., pływając na ORP „Błyskawica”, osłaniał oddziały, które lądowały w Normandii.
W latach 1945-1948 studiował na Uniwersytecie w Edynburgu na Wydziale Lekarskim, a po powrocie do Polski ukończył Akademię Medyczną w Krakowie. W 1953 roku zrezygnował z kariery lekarza, został trenerem w gliwickim klubie „Budowlani” i całkowicie poświęcił się szermierce. Wielokrotnie reprezentował Polskę we florecie i szabli (zdobywając brązowy medal w szabli z drużyną na Mistrzostwach Świata w 1953 roku). Przez wiele lat był kierownikiem wyszkolenia i naczelnym trenerem PZS.
Od 1980 roku pracował na AWF Katowice, był promotorem licznych prac magisterskich, prowadził prace naukowo-badawcze, wyszkolił ponad 100

Egon Franke ( z lewej) mistrz olimpijski Igrzyska Olimpijskie Tokio 1964 we florecie ze swoim trenerem jednym z twórców polskiej szermierki Zbigniewem Czajkowskim. Obóz treningowy szermierzy Ośrodek Wisła 1966r. Fot. Jan Rozmarynowski/Forum

trenerów szermierki, którzy pracują z sukcesami w Polsce i za granicą. W czerwcu 2004 otrzymał tytuł Doktor Honoris Causa tej uczelni. Imię Zbigniewa Czajkowskiego nosi sala szermiercza katowickiej AWF. Znajduje się tam również tablica pamiątkowa.
Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Medalem FIE, medalem Kalos Kagathos, tytułem Honorowego Członka Polskiego Związku Szermierczego i wielu innych związków…”
Polski Związek Badmintona Przyznał Profesorowi złotą odznakę honorową.
Żegnaj Przyjacielu, żegnaj Profesorze, żegnaj Mój Najwspanialszy Mentorze!
R.I.P

Erwina Ryś Ferens (z lewej i Elwira Seroczyńska 1974 r tor w Zakopanem

Erwina Ryś Ferens (z lewej i Elwira Seroczyńska 1974 r tor w Zakopanem

„…Moje życie, z którego i tak byłam zadowolona, nabrało jeszcze większych rumieńców. Przekonałam się, że jeśli czegoś bardzo się pragnie, staje się to osiągalne. Po srebrze zapragnęłam złotego medalu. Właśnie rozpoczynał się wyścig na 1000 metrów. Od startu biegłam jak szalona, szybko weszłam w swój rytm i jakbym nie czuła oporu powietrza, mknęłam po lodzie szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Kiedy wjeżdżałam na ostatni wiraż, trener stojący tam ze stoperem krzyknął do mnie – Masz złoty medal! Pochyliłam się jeszcze niżej i wzięłam wiraż. Nie dałam się wyrzucić sile odśrodkowej, trzymałam się jak najbliżej usypanej ze śniegu bandy. Wyjeżdżałam na ostatnią prostą. Już tylko kilkanaście metrów… i właśnie wtedy potknęłam się. Upadłam! Wytraciłam cały pęd, szorując ciałem po lodzie. Koniec! Nie będzie złotego medalu, nie będzie żadnego innego medalu! Co gorzej, nie będzie chyba nigdy w życiu takiej szansy po raz drugi! (…) Nigdy nie wierzyłam w pecha… Do dziś uważam, że doskonała forma zapewnia sukces, że i z pechem można wygrać. Ale przecież owa fatalna grudka śniegu, która odprysnęła od bandy i wtopiła się w taflę lodową w tym, nie w innym miejscu toru, była dobitnym dowodem niefortunnego zbiegu okoliczności, o który mogą się rozbić wszelkie wyliczenia… Mój złoty medal leżał na tacy. Ale wręczony został komu innemu.” Tak o swoim biegu po złoty medal, którego nie zdobyła Elwira Seroczyńska na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley 1960 opowiada sama autorka sukcesu i własnego nieszczęścia. Sukcesu ponieważ na tych Igrzyskach Olimpijskich zdobyła srebrny medal Igrzysk Olimpijskich w biegu na 1500 m; nieszczęścia gdyż w biegu po złoto przewróciła się i tego medalu już nigdy w swojej karierze  nie zdobyła. W poniedziałek  1 grudnia 2014 r odbyło się w Muzeum Sportu i Turystyki, mieszczącym się  w  Centrum Olimpijskim spotkanie zacnego grona polskich łyżwiarzy szybkich, na którym wspominano legendę polskiego łyżwiarstwa szybkiego Elwirę Seroczyńską.  W spotkaniu wzięli udział:

Zakopane tor lodowy 1963 r Helena Pilejczyk przed startem na 1000 m fot. Jan Rozmarynowski

Zakopane tor lodowy 1963 r Helena Pilejczyk przed startem na 1000 m fot. Jan Rozmarynowski

Helena Pilejczyk brązowa medalistka IO 1960 r w Squaw Valley, Dariusz Seroczyński  syn Elwiry, Irena Szewińska wice prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego -członek MKOL,  Tomasz Jagodziński Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie,  Kazimierz Kowalczyk Prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego,  prof. Wojciech Zabłocki,  Kajetan Hądzelek Prezes Fundacji Centrum Edukacji Olimpijskiej , Andrzej Szalewicz prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego w latach 1991-1997, Urszula Jankowska z  Ministerstwa  Sportu i Turystyki, Iwona Grys była pani Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki, członkowie klubów sportowych przyjaciele Elwiry: Wanda Gąsiewska, zawodnicy klubu  sportowego   „Sarmata” Warszawa – rodzimego klubu Elwiry z Ewą Mokrzycką na czele a także byli wspaniali zawodnicy klubu Stal Elbląg oraz koleżanki i koledzy Elwiry z którymi współpracowała podczas swojej kariery zawodniczej a później trenerskiej. Spotkanie w Centrum odbyło się w samo południe , poświęcone było wspomnieniom legendy polskiego łyżwiarstwa, która odeszła od nas w roku 2004, nagle, bez choroby, bez jakichkolwiek oznak, że coś może być z jej zdrowiem nie tak. Wiadomość jaka nadeszła z Londynu w dzień Wigilii 2004 była szokiem dla wszystkich. Elwirka pojechała na  Święta Bożego Narodzenia do swojego syna  Darka.  Nikt nie spodziewał się, że taka wiadomość może nas ogłuszyć w Wigilię. Rozległy zawał, koniec marzeń o ….. wszystkim. Elwira Seroczyńska w moim życiu zajmowała poczesne miejsce. Poznałyśmy się w roku 1965 a może 1966, zaś od 1967 wspólnie studiowałyśmy w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Nasz rocznik był szczególny, gdyż  wielu studentów było  znakomitymi  sportowcami : Elwira Seroczyńska,  Hubert Wagner, Jerzy Kulej, Norbert Ozimek. Miałam niewątpliwy zaszczyt być przyjaciółką Elwiry przez wiele lat. Studia były dla nas czasem szczególnym, gdyż Elwira pracowała już wtedy jako trener żeńskiej kadry narodowej w  Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, ale zanim do tego doszła była wspaniałą zawodniczką łyżwiarstwa szybkiego, panczenistką.  W związku z wyjazdami na zgrupowania oraz na zawody w kraju i za granicą Elwira musiała zdawać egzaminy i kolokwia w terminie zerowym. Bardzo mi to odpowiadało, więc postanowiłyśmy uczyć się razem od pierwszego roku studiów. Spędzałyśmy wieczory  albo u niej albo u mnie w domu.

Rok 1988 MP w łyżwiarstwie szybkim biegną Erwina Ryś Ferens i Zofia Tokarczyk

Rok 1988 MP w łyżwiarstwie szybkim biegną Erwina Ryś Ferens i Zofia Tokarczyk

Wtedy  byłam już młodą mężatką i matką kilkutygodniowej córci. U Elwiry w domu był jej syn Darek, który był wielce zainteresowany naszą nauką  szczególnie cieszył się na anatomię, którą głośno powtarzałyśmy, budowę mięśni, kości i stawów.  Korzystałyśmy z wielkiego atlasu anatomicznego Silnikowa.  Pokazywałyśmy sobie przebieg mięśni, przyczepy a także powtarzałyśmy nazwy po łacinie. Któregoś wieczoru powtarzałyśmy materiał z zakresu układu mięśniowego tułowia. Polskie nazwy mięśni nie sprawiały nam kłopotu, jednak łacińskie były dość trudne. Pytałyśmy się nawzajem, w tym i o  mięsień piersiowy większy, i jego nazwę łacińską . Zapadła cisza i wtedy  Daruś z drugiego pokoju  głośno powiedział: pectoralis major! I tak już na zawsze został naszym Pectoralis Major aż do dzisiaj. Cofnijmy się kilkanaście lat wstecz.  W roku 1947  Elwira wraz z rodzicami  ( Ojcem był Stanisław Potapowicz matka Helena z domu Monkiewicz) przyjechała z Wilna do Elbląga,. Jeszcze w Elblągu w roku 1950, chcąc zobaczyć  Tatry  zdecydowała się na organizowany przez klub Stal  Elbląg wyjazd na świąteczny obóz sportowy do Zakopanego. Ówczesny jej trener w tańcu (niestety nie pamiętam z jakiej okazji odbywała się potańcówka i gdzie, zaproponował jej wyjazd  na zgrupowanie  do Zakopanego, a ona  chcąc zobaczyć Tatry zdecydowała się na ten wyjazd. Wtedy zaopiekował się nią znakomity trener Kazimierz Kalbarczyk,(następnie Kazimierz Kowalczyk) , u którego rozpoczęła treningi łyżwiarskie. Już rok  później  wystartowała w Mistrzostwach Polski  i zdobyła swoje pierwsze medale złoty i srebrny.  Jej główna

Warszawa tor lodowy 1988 r Mistrzostwa Polski start do biegu

Warszawa tor lodowy 1988 r Mistrzostwa Polski start do biegu

rywalką w „Stali” Elbląg  była znakomita  Helena Majcherówna . Elwirka z wykształcenia była technikiem ekonomistą, absolwentką Państwowego Liceum Administracyjno-Gospodarczego  (1951) W Elblągu. W roku 1953 przeprowadziła się do Warszawy a w 1955 r. wyszła za mąż za łyżwiarza  Jacka Seroczyńskiego. Ich syn Dariusz urodził się  w 1958. Do sportu powróciła bardzo szybko. Dotychczasowa trema, nieśmiałość po macierzyństwie  zamieniła się w odwagę i żądzę wyników i medali. To była już inna kobieta, świadoma swoich możliwości i sił. Tytan pracy! Zbliżały się Igrzyska Olimpijskie roku 1960 – Squaw Valley. Wyjazd dziewczyn, panczenistek wcale nie był taki pewny.  „Wytyczne władz” mówiły, że od wyników Mistrzostw Świata 1960 r zależeć będzie wyjazd dziewczyn na Igrzyska Olimpijskie. Początkowo krajowi działacze nie chcieli dopuścić do wyjazdu reprezentantek Polski, uważając to za stratę pieniędzy przy jednoczesnej niemożności nawiązania walki z czołówką światową. Przekonały ich dopiero  wyniki uzyskane w zawodach, kiedy  Helenka Pilejczykowa,  zrobiła furorę na  Mistrzostwach Świata w Ostersund  1960 -zdobyła srebrny medal. Helena Pilejczyk. Znakomita zawodniczka, wielka rywalka Elwiry przez ponad pięćdziesiąt dwa lata. Lusia wspomina tamten czas:” W roku 1952 wyjechałam na moje pierwsze  zgrupowanie i tam poznałam Elwirę, i przez pięćdziesiąt dwa  lata byłam skazana na nią a ona na mnie we wszystkich startach w

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

trener kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim Elwira Seroczyńska wraz z zawodniczkami

zawodach w Polsce i na świecie. Rywalizowałyśmy ostro. Podpatrywałam jej treningi, naśladowałam. Elwira była już znaną zawodniczką a ja chciałam też zdobywać tytuły  mistrzowskie. Pamiętam jedno z naszych zgrupowań w Zakopanem  gdy dziewczyny mieszkały w jednym pokoju a wszyscy chłopcy w drugim, problem polegał na tym, że pokój chłopców był „przechodnim”, przez ten pokój musiałyśmy  przechodzić  do naszego. Takie były czasy, trudne a o komforcie nie było mowy. Ja byłam osobą zamkniętą, nieśmiałą,  skupioną na treningu. Elwira była uśmiechnięta i otwarta.  Dziewczyny postanowiły zrobić mi psikusa, i gdy ja po ciemku zakręciłam sobie papiloty na włosach zapaliły światło i zawołały chłopców. Najadłam się wstydu co niemiara. Ot młodość i figle były również naszym udziałem. Gdy już doszłam do poziomu sportowego Elwiry zorganizowałyśmy sobie wieczór szczerości. Była to znakomita rozmowa na temat naszej pracy, startów, rywalizacji. Mogę powiedzieć, że  w ten sposób zaczęła się nasz przyjaźń, która pogłębiła się pod koniec kariery.” Sukces na Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley srebrny medal Elwiry, brązowy medal Helenki odbiły się echem w Polsce i w USA. Tak wspomina ten dzień Helena Pilejczykowa :

Elwira Seroczyńska

Elwira Seroczyńska

„…Wiedziałam, że jestem w wielkiej formie, po wyniku Elwiry widać było, ze po prostu jesteśmy świetnie przygotowane przez trenera właśnie na ten najważniejszy w całej karierze start. Ruszyłam do sprintu. Przez półtora okrążenia jechałyśmy idealnie równo, ruch w ruch, krok w krok. Na kolejnym wirażu objęłam prowadzenie. Ale Skoblikowa jakby włączyła dodatkowe zasilanie i zaczęła oddalać się, pięć, dziesięć, piętnaście metrów. Zebrałam wszystkie siły i przyspieszyłam. Byłam znów coraz bliżej. Niestety meta znajdowała się już za blisko. Kiedy podano nasze czasy krzyknęłam z radości. Lidia (Skoblikowa) ustanowiła nowy rekord świata, ale ja, mając tak świetna partnerkę

IO Squaw Valley 1960 złoty medal L. Skoblikowa, srebrny Elwira Seroczyńska brązowy Helena Pilejczyk

IO Squaw Valley 1960 złoty medal L. Skoblikowa, srebrny Elwira Seroczyńska brązowy Helena Pilejczyk

uzyskałam trzeci czas! Jestem trzecia! Mam medal! Rzuciłyśmy się z Elwirą sobie w objęcia. Ona ma srebro, a ja brąz! Cóż za cudowny dzień!…” Do Squaw Valley  Przyjechało wielu kibiców Polonii Amerykańskiej. Podczas ceremonii dekoracji przedarli się przez ochronę aby naszym zawodniczkom zgotować królewskie podziękowanie. Obie dziewczyny latały w powietrzu podrzucane przez swoich kibiców. CDN.

zdjęcia z Internetu moje własne oraz wykonane przez Janka Rozmarynowskiego

Polski Komitet Olimpijski, Fundacja „Centrum Edukacji Olimpijskiej”, Muzeum Sportu i Turystyki oraz Wydawnictwo „Estrella” zaprosili nas na spotkanie z autorami i redaktorami książki, z okazji wydania albumu „Olimpijskie Konkursy Sztuki Wawrzyny Olimpijskie”. Spotkanie zorganizowano w Centrum Olimpijskim.

Na sali wielu znajomych, dawnych mistrzów, herosów polskiego sportu, dzisiaj zacnych i sławnych. Wśród zaproszonych gości Członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego pani Irena Szewińska, poseł na Sejm RP pan Zbigniew Pacelt, Janusz Zaorski, Stefan Grzegorczyk, Andrzej Szalewicz,  Zofia Żukowska, Z. Żukowski, Wojciech Zabłocki, redaktor Tadeusz Olszański,  Kajetan Hądzelek,  Krzysztof Zuchora, pani Celina Widomska, oraz panowie Jan Rozmarynowski i Leszek Fidusiewicz od lat dokumentujący najważniejsze wydarzenia nie tylko w sporcie, ale ruchu olimpijskiego.

Album jest praca zbiorową pod redakcją: Kajetana Hądzelka i Krzysztofa Zuchory a w skład kolegium Redakcyjnego wchodzili: pani Grażyna Rabsztyn i Zbigniew Sikora. Album dedykowano „Twórcom oraz Autorom, którzy opisują i utrwalają w naszej pamięci piękno i walory sportu”.

Ponieważ tak ogromna praca nie może być wykonana samodzielnie o współpracę poproszono wiele osób.

PKOL zbudował swoją wieloletnią działalnością trwałą więź sportu ze sztuką i z ludźmi kultury. Dziś jest wielkim rzecznikiem przywrócenia olimpijskich konkursów sztuki. O działaności PKOL w tej materii ukazało się wiele publikacji, zaś ten Album ukazał się dokładnie w setną rocznicę wprowadzenia konkursów sztuki do oficjalnego programu igrzysk olimpijskich. Polska brała w nich udział od roku 1912 od Igrzysk Olimpijskich w Sztokholmie. Możemy powiedzieć, że po kilkunastu latach naszych udziałów w igrzyskach wraz z sukcesami olimpijskimi przyszły pierwsze sukcesy polskich twórców i tak w Amsterdamie w roku 1928 nagrodzono Kazimierza Wierzyńskiego za tom wierszy „Laur Olimpijski” złotym medalem. Kolejnymi zdobywcami złotych, srebrnych i brązowych medali w dziedzinie sztuki byli tacy twórcy jak: Władysław Skoczylas, Józef Klukowski złoty medal w Los Angeles i Zbigniew Turski w Londynie w 1948 r; Janina Konarska, Stanisław Ostoja-Chrostowski, Jan Parandowski i Zbigniew Turski. Do roku 1948 sztuka była obecna w programie igrzysk olimpijskich.

Polski Komitet Olimpijski zainicjował nagrodę „Wawrzyny Olimpijskie”, które przyznawane do chwili obecnej twórcom w różnych dziedzinach sztuki, w kolejnych cyklach olimpijskich.

Poszczególne rozdziały poświęcone są polskim laureatom w olimpijskich konkursach sztuki w latach 1928-1948, a następne laureatom krajowych olimpijskich konkursów sztuki i zdobywcom Wawrzynu Olimpijskiego. I tak prof. Józef Lipiec wprowadza nas w świat tematu sport i kultura, Wojciech Lipoński przedstawia laureatów z lat 1912-1948. Krzysztof Zuchora – poeta pisze o literaturze, Kama Zboralska o związkach sztuki ze sportem, Róża Fabiańska o laureatach w malarstwie, plakacie, grafice i rysunku, rzeźbie i medalierstwie oraz tkaninie artystycznej. Iwona Grys (była pani Dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki) Napisała o laureatach w dziedzinie muzyki, zaś prof. Wojciech Zabłocki scharakteryzował wyróżnione projekty w dziedzinie architektury. Panowie Paweł Mystkowski i Leszek Fidusiewicz opowiedzieli o pracach w dziedzinie fotografii, zaś o filmie sportowym opowiedział nam pan Janusz Zaorski proponując własna listę laureatów. Magdalena Rejf opowiedziała o konkursach sztuki MKOL w latach 2000 – 2012, Wojciech Zabłocki przypomniał nam o wystawie z roku 2004 w Muzeum Historycznym m. st. Warszawy jak również o twórczości polskich olimpijczyków a Kama Zboralska przedstawiła działalność Galerii -1 w Centrum Olimpijskim. Pan Ryszard Parulski ogłosił wyniki konkursu PKOL i TOP „Sport w Sztuce” w roku 2012. Na zakończenie książka prezentuje też zestawienie wszystkich polskich laureatów olimpijskich konkursów sztuki oraz „Wawrzynu Olimpijskiego”. We wstępie panowie Kajetan Hądzelek i Krzysztof Zuchora stwierdzili, ze książka jest podsumowaniem osiągnięć w łączeniu sportu i sztuki w dziewięćdziesięcioletniej historii Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

Ze swej strony mogę tylko dodać, że Album jest starannie przygotowany i pięknie wydany. Sama obecność wielu znamienitych gości świadczyła o docenieniu tego zbiorowego dzieła ludzi związanych ze sportem, byłych wspaniałych zawodników w różnych dyscyplinach sportu, dzisiaj zacnych ludzi z tytułami profesorskimi, doktorów, ludzi, którzy sport ukochali ponad wszystko a swoje ambicje sportowe przełożyli na działalność zawodową, w której zrealizowali marzenia. Wszystkim Twórcom tego Albumu chciałam serdecznie pogratulować i podziękować za ich trud, za włożoną pracę abyśmy mogli otrzymać książkę opowiadającą nam nie tylko o sporcie, ale też o sztuce, dla której sport był inspiracją.

Wpis przygotowałam na podstawie Albumu „Olimpijskie Konkursy Sztuki Wawrzyny Olimpijskie” wydanego w roku 2012 przez Polski Komitet Olimpijski.

 Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.