Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Polski Związek Podnoszenia Ciężarów’

Międzynarodowe Mistrzostwa Polski były etapem w przygotowaniach do zorganizowania Mistrzostw Europy. Istnieliśmy już pięć lat, od roku, wielkie imprezy odbywały się w Warszawie, w tym Indywidualne Mistrzostwa Polski. Aby móc zorganizować wielkie zawody w badmintonie potrzeba było przygotować wyspecjalizowany zespół odpowiadający za poszczególne działy takie jak: sędziowie (zarówno prowadzący jak i liniowi), sekretariat zawodów, ekipę techniczną przygotowująca halę do zawodów, zakwaterowanie i wyżywienie ekip, hostessy, – czyli opiekunki poszczególnych ekip zagranicznych, osoby odpowiedzialne za transport. Harmonogram prac przygotowań do zawodów opracował Julian Krzewiński a Prezydium Zarządu odbyło trzy spotkania w terminie pomiędzy 5.10 -25.11 roku 1982, dopracowujące ostateczną wersję harmonogramu oraz ustalając osoby odpowiedzialne za poszczególne działy organizacji zawodów. Funkcję Sędziego Głównego pełnił Janusz Musioł z Wrocławia, za pracę sekretariatu a także sędziów odpowiadał Julian Krzewiński z Warszawy, za ceremonię wręczania nagród jak również za nagrody Lesław Markowicz z Olsztyna, Marek Idzikowski z Warszawy i Ryszard Płonek z Łodzi za sędziowanie, Janusz Łojek z Kielc za opracowanie i przygotowanie oraz druk wszystkich niezbędnych materiałów wydawniczych (programu, nalepek, koperty FDC i stempla do wydania przez Pocztę Polską, identyfikatorów, proporczyków) Wiesław Sowiński z Gdańska odpowiadał za zakwaterowanie w Hotelu Grand. Krzysztof Pisarski odpowiadał za dekoracje (banery sponsorskie) na Hali Mera. Za przyjazdy i wyjazdy  ekip zagranicznych- rozesłanie w terminie 4 miesięcy przed zawodami zaproszeń, zakwaterowanie ekip, wypłatę kieszonkowego, załatwienie tłumaczy dla ekip zagranicznych, za przygotowanie na czas materiałów propagandowych, dekoracji na hali „Mera” odpowiadała Jadwiga Ślawska. Dodatkowo Zarząd upoważnił mnie do poczynienia starań celem znalezienie dodatkowych sponsorów dla tych mistrzostw. Ustalono, że ekipy zagraniczne, reprezentacja Polski, sędziowie, rada trenerów, zostaną zakwaterowani w Hotelu Solec. (Dzisiaj ten hotel nie istnieje, został rozebrany a w tym samym miejscu postawiono Hotel Etap przy Wisłostradzie). Ustalono również, że najważniejsza nasza impreza powinna być transmitowana przez TVP, co pomoże w jej rozpropagowaniu oraz ułatwi przyznanie nam organizacji Mistrzostw Europy gr B a także umożliwi pozyskanie dodatkowych pieniędzy na rok 1983. Tą sprawą zajął się Ryszard Lachman, który wyrobił sobie bardzo dobre kontakty z dziennikarzami prasy radia i telewizji.

Jest rok 1982! Dlaczego tak wiele ekip chciało startować w Warszawie? To jest dobre pytanie. Po pierwsze byliśmy państwem zza „żelaznej kurtyny”, ponadto wiedząc, że Polska nie jest atrakcyjnym krajem w Europie (!) naszych gości mogliśmy zaprosić tylko i wyłącznie oferując im atrakcyjne warunki pobytu. Jakie? Otóż oferowaliśmy im bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie a także skromną wypłatę kieszonkowego. Podróż musieli opłacić sami.  I jeszcze jedna uwaga. Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w latach 1981 -1989 rozgrywane były w Listopadzie lub na początku Grudnia. Wtedy obowiązywał następujący program zawodów: 25.11.82 – przyjazdy ekip, 26.11 godz.11 odprawa techniczna, a w godz. 8.00-10.00 wycieczka dla zawodników zagranicznych i trenerów, 26.11 – w godz.12.00 – 14.00 gry treningowe, godz.14.00 – 20.00 gry eliminacyjne zaś o godz.16.30 króciutkie otwarcie imprezy. 27.11 – godz.9.00 – 18.00 cd gier, 19.00 uroczysta kolacja w Wilanowie, 28.11 w godz.9.00 – 12.00 półfinały i 12.00 – 15.00 Finały. Były to jedne z ostatnich zawodów w roku kalendarzowym i można było wydać na przyjazd do Polski pozostałości pieniędzy z budżetów różnych państw. A my z tego korzystaliśmy, oferując warunki pobytu jak napisałam powyżej mogliśmy zabezpieczyć naszym zawodnikom udział w zawodach międzynarodowych za granicą na rok następny oczywiście na koszt zagranicznych organizatorów, jako rewanż za udział w naszych Międzynarodowych Mistrzostwach Polski.

Zmiana terminu z listopadowego na marcowo – kwietniowy nastąpiła znacznie później, wtedy, kiedy IBF opracował i przyjął regulamin kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich wyznaczając termin kwalifikacji na rok przed Igrzyskami to znaczy: kwalifikacje, (czyli turnieje międzynarodowe, które organizowano w tym okresie po zgłoszeniu do IBF i uzyskaniu sankcji wchodziły do cyklu turniejów kwalifikacyjnych do Igrzysk Olimpijskich) a rozpoczynały się w dniu 1 kwietnia roku 1991 i trwały do dnia 30 kwietnia roku 1992. Aby lepiej zrozumieć obowiązujący system kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich, regulamin oraz zawody rozgrywane w ramach tychże kwalifikacji przygotuję oddzielny wpis poświęcony temu tematowi.

Wracając do roku 1982 należy zauważyć, że niektóre ekipy wyjeżdżały bezpośrednio po zakończeniu eliminacji, bądź po półfinałach, kiedy ich zawodnicy zakończyli udział w zawodach. Ostatnie ekipy wyjeżdżały po finałach w tych zawodach w dn.29.11.82. Full pakiet oferowany naszym zaprzyjaźnionym federacjom obejmował również udział w uroczystej kolacji, które były organizowane z okazji mistrzostw. Co roku wyszukiwałam atrakcyjną restaurację, gdzie można było smacznie zjeść za niewielkie pieniądze. W roku 1982 była to restauracja Zajazd Pod Dębami  w Wilanowie. Właśnie w Wilanowie pracował mój serdeczny Przyjaciel Henryk Pańko, który był jej szefem (przedtem był szefem restauracji w Hotelu Europejskim i Bristolu, gdyż te dwa hotele miały jedną Dyrekcję). Z Henrykiem znaliśmy się od czasów szermierki i bardzo się lubiliśmy. To w Hotelu Europejskim niezmiennie od lat mieszkali zawodnicy startujący w Turnieju „ O Szablę Wołodyjowskiego”, ( a przecież ja organizowałam czterokrotnie ten turniej, jako sekretarz generalny Polskiego Związku Szermierczego) stąd nasza zażyłość i sympatia. Wiele imprez, wspólne kłopoty, no jeden z ważniejszych powodów – Jego małżonka szyła i haftowała bardzo piękne jedwabne proporce, które były znane w całej Europie, a badminton z nich słynął. Właśnie Henryk zaproponował mi zorganizowanie kolacji w Wilanowie, naprzeciwko Pałacu w pięknym otoczeniu Pałacu Wilanowskiego, który był dodatkowym magnesem. Troska o zawodników polskich i zagranicznych o sędziów, o VIP-ów spowodowała, że goście chętnie odwiedzali Polskę –Warszawę. Nie pamiętam dokładnie menu, tym niemniej mogę powiedzieć, że restauracja Pod Dębami słynęła z polędwicy tournedos a także z pysznych deserów. Oczywiście były przekąski i jakaś zupa w kokilce. Wtedy jednak nie myślałam, że będę kiedyś pisała wspomnienia, a istotną ich częścią będą przepisy kulinarne. Dlatego przepraszam bardzo, ale tych szczegółów nie pamiętam.

Listopad był miesiącem bardzo pracowitym, Prezydium odbywało swoje zebrania kilka razy a ja musiałam referować stan przygotowań do imprezy. Pamiętam dokładnie jedno z zebrań, odbyło się ono w dniu 19.10.82 R, na którym przedłużono do czerwca 1985 r umowę o pracę z Ryszardem Borkiem, trenerem kadry narodowej. Pamiętam również ten dzień, ponieważ GKKFiS wyraził pisemną zgodę na powierzenie mi dodatkowej funkcji kierownika wyszkolenia (moja koleżanka Irena kierownik wyszkolenia PZBad do roku 1981 wyjechała za granicę, i od jej wyjazdu na tym stanowisku był vacat), w ramach, której miałam zajmować się przygotowywaniem i wydawaniem materiałów szkoleniowych, tłumaczeniem i przygotowaniem ich do druku, prowadzeniem dokumentacji szkoleniowej, mobilizacją rady trenerów do opracowania II części skryptu szkoleniowego, opracowywaniem wszelkiej dokumentacji w zakresie szkolenia dla Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu. Do mojego zakresu obowiązków nie należało: ustalanie reprezentacji oraz kadry narodowej, polityki startowej zawodników, za którą odpowiadał Rysiek Borek.

Kolejne spotkania przed zawodami uszczegóławiały scenariusz naszych przygotowań, ustalały, kto odpowiada za zawodników przylatujących do Warszawy na Lotnisko Okęcie (R. Lachman i B. Woźnicki –tłumacz) a kto odbiera ludzi z Dworca PKP (W. Sowiński i T. Smardzewski). W Hotelu Solec pracowało biuro zawodów, gdzie ja wraz z paniami z Biura PZBad kwaterowałyśmy ekipy, wydawałyśmy torby z przygotowanymi skromnymi upominkami oraz wypłacałyśmy kieszonkowe, rozliczałyśmy koszty podróży sędziom, organizatorom, zawodnikom, trenerom i innym uprawnionym osobom.  Zorganizowaliśmy także konferencję prasową w Biurze Polskiego Związku Badmintona na Stadionie X lecia ( dzisiaj nie istnieje, a ja tę właśnie siedzibę badmintona wspominam z nostalgią w głosie, ponieważ od roku 1978 do 2008 budynek przy Stadionie był naszą opoką..

http://www.youtube.com/watch?v=pv8u5xwBUiE   (znaleziono w necie) 

I choć nie był on efektowny, miał podłe zaplecze, brak było odpowiednich toalet, nie było właściwie niczego, tam właśnie przez lata pracowaliśmy w warunkach ubogiego krewnego, z tele-faxem, którego nikt nie chciał obsługiwać, ale my tak, z xero, którego nikt nie chciał obsługiwać, ale Renia go obsługiwała oraz z pęczniejącym coraz bardziej magazynem, w którym gromadziliśmy zdobyty sprzęt dla zawodników rakietki, dresy, koszulki, spodenki, skarpetki, naciągi, owijki do rakiet). Za magazyn odpowiadała Renia Jarnutowska, która prowadziła dwa rodzaje kartotek jedna ilościowo- jakościowa dotyczyła zdobytego sprzętu i wprowadzała go na stan wg asortymentu, druga kartoteka dotyczyła poszczególnych zawodników, którzy ten sprzęt otrzymywali, tak, aby było wiadomo, kto jakim dobrodziejstwem inwentarza dysponuje. Krysia Perkowska była nasza księgową a Teresa Głażewska Nowak zajmowała się organizacją wyjazdów zagranicznych i sekretariatem Biura.

A wiecie, że każda wykonana kopia xero musiała być zapisana, kto, co i po co, aby w razie kontroli z Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk z ul. Mysiej 2 można było się wyliczyć z papieru xero? My tam mieliśmy swój Związek, swój mały świat, świat sportu i ludzi, którzy chcieli coś osiągnąć. Wielu ludzi, którzy przychodzili, pomagali, siedzieli z nami nocami, choć nie dostawali za to złamanego grosza tylko dobre słowo jak Rafał Cygielski, który był twórcą jednego ze znaczków do klapy z konturami mapy Polski i lotką, Jurek Suski, Julek Krzewiński, Rysiek Lachman, Stefan Rzeszot , tak tak(!) ten sam wielki redaktor polskiego sportu i TVP sport, wspólnie pijąc herbatę i kawę zajadając upieczone przez Renię ciasto. W tym marnym budynku z nieszczelnymi oknami, gdzie w zimie śnieg leżał na parapetach mieściły się takie związki sportowe jak: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Łyżew Figurowych, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce (zauważyliście, że ten jeden jedyny inaczej się nazywa? Tak, bo skrót PZPR – Polski Związek Piłki Ręcznej nie mógł być używany, ten skrót należał do jedynej słusznej siły klasy robotniczej i do jego Partii!!!) Polski Związek Badmintona, i COS SPORTFILM, a także Polski Związek Tenisa Stołowego. To był nasz mały świat sportu polskiego, bez wygód, bez komputerów, z telefaxami, starym xero, cenzurą, gdzie pracowaliśmy i w ramach swoich możliwości przygotowywaliśmy naszych zawodników do startu w wielkich imprezach sportowych. O tym i innych sprawach ważnych i ważniejszych napiszę w kolejnym odcinku, zapraszam! 

Cdn.

Kochani !

Mojej Całej Rodzinie,

Wszystkim Moim Przyjaciołom, Znajomym bliższym i dalszym,

szkolnym Koleżankom i Kolegom,

wszystkim badmintonistom z którymi pracowałam przez 32 lata w Polskim Zwiazku Badmintona,

Kolegom i Koleżankom z Polskiego Komitetu Olimpijskiego,

z Polskich Związków Sportowych oraz

pracownikom COS OPO Spała

Emporia Telekom

Moim Wiernym Czytaczom tego bloga

Życzę Spokojnych, Serdecznych, Ciepłych, Radosnych i Szczęśliwych 

Swiąt Wielkanocnych

Wasza Jadwiga

 Ten blog bierze udział w konkursie Blog Roku 2010 w kategorii Ja i moje życie
Jeśli chcesz oddać na niego głos, wyślij SMS o treści A00277 na numer 7122. Koszt SMS, to 1,23 zł brutto Pieniądze zebrane w wyniku głosowania bedą przeznaczone na wypoczynek dzieci niepełnosprawnych!  Kochani zanotowałam spadek z miejsca 8 go na miejsce 9. Do zakończenia głosowania zostało dwa dni, oczywiście, że chciałabym zostać w pierwszej 10, ale to  zależy wyłacznie od Was i Waszego wsparcia sms na co liczę. A zatem proszę o pomoc Was, Waszych znajomych, Wasze Rodziny i wszystkich tych, którzy lubią zabawę. Za dotychczas przesłane smsy serdecznie dziekuję, ale bardzo proszę o jeszcze! Pozdrawiam serdecznie! Wasza Jadwiga

Będąc na Gali Sportowej w Centrum Olimpijskim spotkałam na Sali panią Agatę Wróbel. Usiadła w rzędzie przed nami kobieta z długimi płomienno rudymi włosami. Skorzystałam z tej rzadko nadającej się okazji, aby poprosić o zgodę na zdjęcie, obiecując jednocześnie, że napiszę o niej na moim blogu.

Agata imponowała mi od momentu rozpoczęcia kariery w roku 1996. Ta kariera zaczęła się całkiem przypadkowo. Agata mieszkała w Jeleśni, gdy zobaczyła ją, wtedy dziewczynę piętnastoletnią trener Edward Tomaszek.  Agata była wówczas wyższa i solidniej zbudowana niż jej koleżanki a w gronie chłopców imponowała siłą, o czym mógł się przekonać widząc jak przenosiła ciężkie kamienie podczas zabawy w „budowanie” zapory na rzeczce w Jeleśni. Jej koledzy mieli z niektórymi kamieniami kłopoty, zaś Agata nie miała najmniejszych trudności w przeniesieniu ich z miejsca na miejsce. Agata kilka razy odwiedziła salę treningową, ale zaczynały się wakacje a ona uczennica przecież nie mogła z nich nie skorzystać, ale we wrześniu przyszła na salę. Rozpoczęła trening do trójboju siłowego i w ciągu dwóch miesięcy pobiła rekordy juniorskie i młodzieżowe, zdobyła medale startując na mistrzostwach Polski i rozpłynęła się we mgle do stycznia następnego roku. Pan trener pracował z nią pokazując trening z ciężarami, w końcu Agata trafiła na zgrupowanie do Giżycka i do Siedlec do Ośrodka Szkolenia Olimpijskiego założonego przez Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, pod opiekę trenerów małżeństwa Danuty i Ryszarda Soćków. Ośrodek stwarzał Agacie warunki do optymalnego treningu a także do nauki. Agata była początkowo nazywana przez koleżanki „Kruszynką”, ale tę ksywę nosiła inna znakomita zawodniczka w zupełnie innej dyscyplinie sportu – judo. Ową „Kruszyną” była wówczas Beata Maksymow, która startowała w wadze ciężkiej oraz w kategorii open. Dlatego też koleżanki nadały jej pseudonim „Pszczółka Maja”.  W Agacie podobała mi się jej postawa nie tylko sportowa, ale podejście do siebie do swojej sylwetki, kiedyś powiedziała: „Każdy wygląda jak wygląda, a ważne jest to, co sobą reprezentuje, co ma w głowie. I tyle”. Prosze zwróćcie uwagę, ze mówi to nastolatka, dziewczyna która z powodu swojej tuszy nie ma kompleksów, wcale. Popatrzcie wokół siebie, ile z nas osób starszych nie mówiąc o nastolatkach ma problemy ze swoja figurą, ile z nas zamartwiało by się stosujac różne diety? Ale nie Agata. Ciężary stały się jej szansą na życie, ale nim doszła do mistrzostwa, trenerzy i ona sama musieli włożyć wiele pracy, aby zmienić  nawyki, aby wyrwanie z rodzinnego domu dla młodziutkiej dziewczyny nie było zbyt trudne.  Już w roku 1997 Agata jest w kadrze narodowej, po półrocznym intensywnym treningu jak to w każdym ośrodku szkolenia olimpijskiego, Agata wyjeżdża na zawody na mistrzostwa Europy do lat 16 i zdobywa w Tatabanyi złoty medal. W kolejnym roku zadebiutowała na mistrzostwach Świata w Lahti, zaś w roku 1999 w Atenach sięgnęła po medal i odtąd stała się wizytówką i chlubą Żywca i okolic. A tak o Agacie mówią jej trenerzy: „… Skłamałbym mówiąc, że praca z Agatą przebiegała bez najmniejszych zakłóceń – powiedział Ryszard Soćko- jej zaletą, ale i …wadą był ten góralski upór.” Zahartowana i zdecydowana nie bardzo lubiła powtarzać do znudzenia te same ćwiczenia szkolące nawyk ruchowy, prawidłową technikę, czyli popularne w ciężarach „przerzucanie fajerek”. Ciężką pracę wykonała Agata sama nad sobą, ale z pomocą świetnych fachowców, i w Atenach w 1999  zdobyła srebrny medal mistrzostw Świata a na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney 2000 zdobyła medal srebrny jakże wymarzony medal olimpijski przez wszystkich zawodników w każdej dyscyplinie sportu. Proszę sobie wyobrazić, jaki talent trzeba mieć, aby po trzech latach i kilku miesiącach sięgnąć po medal olimpijski! Jaką trzeba wykonać gigantyczną pracę fizyczną  oraz mentalną aby przełamać samą siebie!  Ale  nie wszystko w naszym życiu idzie jak z płatka, i w przypadku Agaty też nie szło. Po tym wspaniałych sukcesie, jakoś tak niedługo Agata zachorowała na wirusowe zapalenie wątroby typu C, a z tym żartów nie było. Wiele opinii pojawiło się wtedy, aaa… skończy się, aaa.. nie wyleczy. I tu ten jej charakter i upór góralski pomógł oraz wiara w możliwość wyleczenia, jaką prezentowali jej rodzice, trenerzy a także prowadzący lekarze Marek Dudziak i Jarosław Krzywański. Pomagał również Polski Związek Podnoszenia Ciężarów. Jej powrót na pomosty świata odbył się w stylu mistrzyni. W roku 2001 w Antalyi zdobyła na mistrzostwach Świata medal srebrny, a następnie w Warszawie na naszym Torwarze w obecności tysięcy kibiców zdobyła medal złoty w kategorii +75 kg- i została najsilniejszą kobietą świata. No proszę sobie teraz wyobrazić chóralne odśpiewanie hymnu „Jeszcze Polska nie zginęła…” przez Jej kibiców, dla niej i tylko dla niej, dla upartej góralicy z Jeleśni okolic Żywca.

Agata zdobyła imponującą ilość tytułów i medali, oprócz tych, które wymieniłam brązowy medal na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich w Atenach 2004, pięciokrotnie zdobywała medale na mistrzostwach Europy, medale na mistrzostwach Świata i Europy Juniorów, zdobyła 13  rekordów świata, medale Mistrzostw Polski. Można powiedzieć, ze dopóki startowała dopóty medale zgarniała „jak swoje”.

Niestety w październiku 2010 roku postanowiła zakończyć karierę sportową. Po Atenach borykała się z kontuzją nadgarstka, a taka kontuzja dla ciężarowca jest bardzo poważna. Leczyła kontuzję, ale kolejne zawody- mistrzostwa Świata w Dominikanie zakończyła bez powodzenia, i stały się podstawą do podjęcia decyzji zakończenia przygody ze sztangą i były powodem wyjazdu do Anglii. Podejmując w Anglii ciężką pracę, nie przejmowała się tym, że jest medalistką olimpijską ex mistrzynią świata, dziewczyną z workiem medali i sukcesów sportowych. O tym, i o jej sukcesach niektórzy nawet nie wiedzieli. Dzisiaj mówi, że tej ciężkiej pracy fizycznej nie ma się, co wstydzić. Dwa lata pracowała w Anglii i wróciła do Polski i do ciężarów. W Anglii poznała Colina, swojego chłopaka, wróciła szczęśliwa a Colin nie odstępuje jej na krok.

Trenerzy namówili Agatę do treningów mimo w dalszym ciągu bolącego nadgarstka. Pomagali w leczeniu, w treningach i Agata pojechała do Mińska w kwietniu 2010 na Mistrzostwa Europy, gdzie zdobyła 8 miejsce a w Puławach na Mistrzostwach Polski w czerwcu 2010 zdobyła złoty medal. Do treningów powróciła mając w perspektywie Igrzyska Olimpijskie Londyn 2012, niestety nie udało się, ból nadgarstka trwał i doszło jeszcze bolące biodro. W rozmowie z Henrykiem Urbasiem Agata powiedziała: „… To wszystko nie ma już sensu. Jestem załamana ciągłymi perturbacjami zdrowotnymi. Jak nie ręka to biodro, jak nie urok to…Wyniki konkurentek idą stale w górę, a ja chyba nie mam szans by takie osiągnąć. Nie chce zaś trenować ot tak, na  „pół gwizdka” bo to do niczego nie prowadzi…” Ot cała Agata.  Jej plany prywatne związane są z powrotem do Anglii, jej chłopak jest dobry w „strongmanach”. A plany na przyszłość? Może w przyszłości jakaś restauracyjka? Mała knajpka z muzyką, może bluesem.

W dalszym ciągu rozmowy z H. Urbasiem mówi:”…Sportowi zawdzięczam ogromnie dużo. To nie tylko emocje, wzruszenia, medale, rekordy, dyplomy i puchary, które teraz ledwie mogę pomieścić. To także wspaniałe podróże do miejsc, których bez sportu nigdy w życiu bym nie odwiedziła, to wspaniali i jakże ciekawi ludzie, których przez te lata poznałam- i to nie tylko ze środowiska sportowego. A pewnie i nazwisko mojej rodziny oraz naszą Jeleśnię też jakoś … rozsławiłam- przecież to jest bardzo fajne…”

Już wiecie teraz, dlaczego ta właśnie dziewczyna imponowała mi przez ostatnie 14 lat. Jej upór, charakter, praca i postawa doprowadziły ją do mistrzostwa sportowego.

Pani Agato w dniu 4 grudnia pożegnał Panią Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, w dniu 10 stycznia Polski Komitet Olimpijski, a ja Panią żegnam, jako jedna z wielu tysięcy Pani kibiców. Za wszystkie medale, i łzy wzruszenia, których nam Pani dostarczała podczas swoich występów na pomostach świata serdecznie Pani z całego serca dziękuję. Byłam jedną z niewielu osób, które pracując w sporcie widziały Panią na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney 2000 i Atenach 2004 i nigdy tego nie zapomnę.

Życzę Pani wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, i jestem pewna, że Pani właśnie je zrealizuje. Do zobaczenia w Polsce wśród działaczy sportowych.

Dziękujemy!

Jadwiga

wpis opracowany na podstawie Magazynu Olimpijskiego- artykułu Henryka Urbasia i materiałów Polskiego Zwiazku Podnoszenia Ciężarów, zdjęcia otrzymałam od Jana Rozmarynowskiego za co serdecznie dziekuję oraz wykorzystałam swoje z Gali Olimpijskiej

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.