Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Paryż’

Wywiad: z  Małgorzatą Gutowską Adamczyk rozmawia Justyna Gul  

Edouard Manet (1832-1883- Olimpija 1863 naga kobieta  Victorine Meurent

Edouard Manet (1832-1883- Olimpija 1863 naga kobieta Victorine Meurent

Pisze pani o paryskim Salonie, powstaniu impresjonizmu, zatem nie sposób nie zapytać o tych wielkich, którzy ujmują panią za serce-Degas? Cassat? Boudin?

Boudina bardzo lubię, te jego sceny plażowe, to niebo podczas zachodu słońca, mogłabym oglądać godzinami i nim jeszcze dostałam od Wydawnictwa „Nasza Księgarnia” projekt okładki, miałam jeden z jego obrazów na pulpicie komputera. Bardzo jestem przywiązana do Maneta. Może nawet nie tak do jego obrazów (niech mi to wybaczy!), co do życia, jakie wiódł. Było to modelowe życie malarza. Z czułością myślę o walce, jaką toczył o swoje dzieło, i jak umarł, nie doczekawszy się uznania tych, na których mu najbardziej zależało- członków Akademii, czyli tak zwanych Zielonych Fraków. Podziwiam kobiety malarki, które podążały za swym powołaniem, nie zważając na to, że ktoś okrzyknie je dziwaczkami. Niektóre, jak Louise Abbema, zyskały nawet rozgłos. Bardzo lubię wszystkich malarzy „paryskich”, a zwłaszcza tych, którzy malowali Montmartre tamtych czasów, wioskę zawieszoną nad Paryżem, gdzie chodziło się na potańcówki. To oni byli moimi przewodnikami,

Edouard Manet (1832-1883) Śniadanie na trawie 1863 obraz wystawiony w Salonie Odrzuconych

Edouard Manet (1832-1883) Śniadanie na trawie 1863 obraz wystawiony w Salonie Odrzuconych

pokazywali mi miasto, jakim było a jakiego próżno by dziś szukać. Wśród nich mamy Corota, Van Gogha, Utrilla, Caillebotte’a, ale również mniej znanych Berauda, Steina, Cortesa. Nie sposób wymienić wszystkich.

Le Chic Parisien, – czym jest dla pani ów szyk paryski? To moda? Styl bycia?

To styl bycia. Paryżankom zazdrościmy wyczucia smaku, stylu, może być bycia w centrum wydarzeń, tu, gdzie rodzi się moda. Paryż wart jest mszy. Pamiętam jak bardzo starałam się dobrze ubrać, kiedy jechałam tam w 1988 roku, jak zależało mi, by nie wyróżniać się na ulicy, być, choć odrobinę paryżanką.

Tworząc Cukiernię Pod Amorem, przeczuwała pani, że wykorzysta w nowej książce nie tylko znane czytelnikowi miejsca, lecz także epizodyczną przecież postać z sagi?

Pomysł narodził się później. Podobnie jak czytelniczki nie miałam ochoty opuszczać Gutowa, szukałam, więc jakiegoś pretekstu, aby tam jeszcze wrócić. Zakończenie sagi w 1995 roku pozwalało mi zajrzeć na scenę wydarzeń, choćby tylko po to, aby dopowiedzieć czytelnikom, co zostało pozostawione ich

zdjęcia pani Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk wykonane do poszczególnych winiet Jej książek

zdjęcia pani Małgorzaty Gutowskiej Adamczyk wykonane do poszczególnych winiet Jej książek

wyobraźni. A wycieczka do Paryża?  Cóż, która z nas o niej nie marzy…

Ta olbrzymia wiedza o Paryżu z tamtych czasów to wynik do miłości do kraju? Owoc długich poszukiwań? Podróży do Francji? Jak zbierała pani materiały, by móc oddać ducha tamtej epoki?

Francuska kultura niezmiennie mnie fascynuje, podróż odbyłam tylko jedną, nieco ponad dwutygodniowy pobyt w Paryżu zawdzięczam mężowi, który mnie tam zaprosił za zaoszczędzone ze stypendium ministerialnego pieniądze. Poszukiwania materiałów odbywały się na bieżąco, pomagała mi w nich czytelniczka Cukierni pod Amorem, z którą nawiązałam kontakt w sieci, Marta Orzeszyna. Jest z wykształcenia romanistką, wielką fanka kultury francuskiej i przez dziesięć lat mieszkała w Paryżu. Ona też robi kwerendy, jako ze czas nagli, a moja francuszczyzna nie jest dość biegła. Bez jej pomocy powieść nie byłaby tak doprawiona ciekawymi szczegółami, za co jej składam wielkie podziękowanie!

W Cukierni Pod Amorem każde słowo przesycone jest zapachem i smakiem wspaniałych wypieków. Również w podróży do miasta świateł  cukier dedyk 001mamy nie tylko francuskie dania, lecz także znakomita kuchnię w hotelu w Zajerzycach, no i oczywiście apetyczne jagodzianki z Gutowa. Czy popularna autorka, która, na co dzień ma mnóstwo obowiązków związanych z promocją tytułów, spotkaniami, która pisze jednocześnie kolejne książki, sporo czasu poświęca na zajmowanie się domem? Kiedy czyta się pani książki, odnosi się wrażenie, że jedzenie jest dla pani ważne, jako pewien symbol-ciepła? Rodziny? Kultury?

Właśnie tak rozumiem jego rolę, jest częścią naszej kultury i jedną z wielkich, obok czytania, moich przyjemności. Lubię gotować i piec, zresztą jestem do tego zmuszona, jako pełnoetatowa pani domu, a najprzyjemniejsze są dla mnie momenty, kiedy mówię do starszego syna: ”chyba cos mi nie wyszło”, a on z czułością komentuje: „Tobie zawsze wychodzi”. Moi domownicy lubią moją kuchnię, co sprawia mi niezmiennie taka sama radość.

Mówiąc o Paryżu, mieście świateł, ale tez i mieście miłości, nie uniknie Pani pytania o miłość. Przy okazji promocji powieści dla młodzieży Wystarczy, że jesteś stwierdziła pani ze miłość nie jest lukrowanym obrazkiem i wymaga pracy obojga partnerów. W Cukierni Pod Amorem czy Podróży do miasta świateł dostajemy podobny obraz. Jak to, zatem z ta miłością jest? Czy pani ma dla swoich czytelników receptę na udany związek albo szalona miłość? A może to jest to samo?

Bardzoróz a 1 2 001 bym chciała mieć taka receptę i na pewno bym się nią hojnie dzieliła. Niestety, coś takiego nie istnieje. Szalona miłość trwa kilka dni, tygodni, miesięcy, żywi się oddaleniem, niemożliwością, sprzyjają jej wszelkie zakazy i tabu. Kiedy te nie obowiązują i wkracza codzienność, miłość dość szybko się ulatnia. Powstają swary, bo ludziom rzadko udaje się ustalić priorytety w związku. Dochodzi czasem brak równowagi w obowiązkach, niedopasowanie seksualne i dramat gotowy. Udany związek to symetryczna budowla, dzieło obojga partnerów. Czasem wychodzi im krzywa wieża, która oby nie runęła. Szalona miłość zdarza się nie tylko w powieściach, również w życiu, i jest wielka siłą, burzą, która nas unosi. Gdy niebo się rozpogodzi, odnajdujemy się na spokojnym morzu lub na dnie…

Bardzo pani dziękuję za poświęcony czas i ten spacer ku miastu świateł.

Dziękuję za rozmowę i zapraszam wszystkie czytelniczki na spotkanie z Różą z Wolskich!

 

Łuk Triumfalny, Andrzej i jaNiedziela po południu. Jedziemy na halę i stąd na Pola Elizejskie. Wiadomo, że nie widząc tłumów na Avenue des Champs Elysees, nie widziałeś Paryża, nie byłeś w Paryżu. Umawiamy się z nasza wnuczką i razem wyruszamy na spacer. Avenue des Champs-Élysées, czyli po polsku: Aleja Pól Elizejskich, potocznie nazywana les Champs Élysées -Pola Elizejskie – reprezentacyjna aleja Paryża, łącząca plac Zgody -Place de la Concorde z placem Charles’a De Gaulle’a -dawniej plac Gwiazdy, Place de l’Etoile z monumentalnym Łukiem Triumfalnym, a dalej z nowoczesną dzielnicą biznesową, La Défense i jej symbolem Grande Arche, Wielkim Łukiem, który stanowi zamknięcie tej Wielkiej Osi. Pola Elizejskie rozciągają się na odcinku trzech kilometrów w VIII dzielnicy, w północno-zachodniej części centralnego Paryża. Pola Elizejskie z licznymi teatrami, restauracjami, kinami i ekskluzywnymi sklepami są miejscem często odwiedzanym przez turystów. W pobliżu znajduje się Pałac Elizejski z ogrodem. Palais de l’Élysée znajduje się w Paryżu przy rue du Faubourg Saint Honoré numer 55, nieopodal Pól Elizejskich i jest obecnie oficjalną rezydencją prezydenta Francji oraz miejscem posiedzeń Rady Ministrów.

Historia pałacu sięga XVIII w. Pałac został zaprojektowany i wybudowany przez architekta Armanda Klaudiusza Mollet i sprzedany hrabiemu Evreux. W chwili śmierci hrabiego w 1753 roku, pałac był jednym z najbardziej Pałac Elizejski, siedziba Prezydenta i posiedzeń Rady Ministrówpodziwianych w całym Paryżu i dlatego kupił go sam król Ludwik XV Burbon – jako rezydencję dla swojej metresy Madame Pompadour. Jeszcze 400 lat temu ciągnęły się tu pola uprawne. Dzisiaj czynsz za wynajem 100 metrów kwadratowych wynosi 1 milion 250 tysięcy Euro- informacja dla tych, którzy marzą o mieszkaniu na tej najpiękniejszej alei świata (powiedzenie Francuzów).

Nasz spacer zaczęliśmy w pobliżu Łuku Triumfalnego, idąc Aleją w stronę placu de la Concorde- plac Zgody. Cała trasa liczyła około 3 kilometrów, a po lewej i prawej stronie Pól Elizejskich mogliśmy oglądać sklepy, butiki największych domów mody, jak również znanych firm, takich jak na przykład Swatch- (wyraz skompilowany, składający się z dwóch wyrazów: Swiss and watch). Firma istnieje od roku 1982, swoje produkty przedstawiła na rynku szwajcarskim w roku 1983. Ale kto nie zna zegarków marki Swatch? Koncepcja inżynierów była bardzo prosta – mechanizm zegarka ubrany w plastik. Szwajcarzy chcieli w ten sposób odpowiedzieć na japońską produkcję zegarków zalewających świat, marki Citizen i Seiko. Nowoczesna digital Na Polach Elizejskich można znaleźć i takie nowościtechnologia i niska cena przywróciły Szwajcarię ponownie do grona największych producentów zegarków. Zresztą marketing właśnie tej firmy postawił na młodzież i w ten sposób Swatch został na długie lata jednym ze sponsorów Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i wybitnych zawodników reprezentujących takie dyscypliny jak: piłka plażowa, snowboard, BMX, styl dowolny w motocross, surfing i wiele innych.  Zajrzeliśmy więc do tego znanego sklepu, zakupując zegarek z najnowszej kolekcji tej marki. Następnie odwiedziliśmy perfumerię Guerlaine w poszukiwaniu moich ulubionych perfum. Jak się okazało woda kolońska „Parure” produkowana od roku 1961, mimo popularności zakończyła swój marsz przez świat i firma przestała ją produkować. Dotarliśmy do placu de la Concorde i zgodnie udaliśmy się na Avenue de Montigny. To ulica największych butików bardzo znanych marek „Houte Couture”. To właśnie tutaj mają swoje sklepy Gucci, Valentino, Chanel, Prada czy YSL.  Paryż – największa aglomeracja miejska Francji, 11 milionowa metropolia, stolica mody, projektantów i kreatorów, a w Paryżu Avenue Montigny, najsłynniejsza ulica butików i eksplozja talentu projektantów i Avenue de Montignywirtuozów pracujących w modzie. Najbardziej znani projektanci mody, najlepsze perfumerie, najlepsze marki. Ponad stuletnie tradycje. To wszystko znaleźliśmy na Avenue Montigny w Paryżu: Coco Chanel, Cartier, Salvadore Ferragamo, Valentino, Prada, Gucci – najbardziej znane marki na świecie.
W końcu po wielu godzinach długiego spaceru, zaglądania do mniejszych i większych butików, chłonąc propozycje małych i wielkich krawców mody, postanowiliśmy skapitulować.

 

 

Na placu de L’Alma znaleźliśmy piękna restaurację i tam postanowiliśmy zjeść obiad. Zamówiliśmy carpaccio z łososia z rukolą i carpacio z łososia z cytyną i rukolą

 

cytryną, jagnięcinę pieczoną w sosie z puree ziemniaczanym oraz rybę o

 

 

 

 

ryba lotte po przyrządzeniufascynującej nazwie: „lotte” z warzywami.

 

Do tego wino i woda.

 

 

 

Ryba Lotte przed podaniem wyglądała tak: ta ryba nazywa sie żabnica, gdybym wiedziała co ja zamówiłam, może zastanowiłabym się i zrezygnowała z tego dania, ale ponieważ nie miałam bladego pojęcia, zjadłam i nawet mi smakowało, a po przyjeździe do domu lotte-zajrzałam do internetu i oto co tam znalazłam: żabnica w całej swej krasie, brrrrrrrrrrr!

 

Wiemy, że kuchnia francuska jest najlepszą na świecie, wywarła ona wielki wpływ na inne kuchnie, zaś najważniejszą zasadą obowiązującą we Francji jest wysoka, jakość produktów i ich świeżość, co stwarza niesamowite wrażenia smakowe.

Tutaj śniadanie – petit déjeuner składa się z croissanta –rogalika, bagietki, dżemów, serów, kawy lub czekolady podawanych w dużych szerokich filiżankach, aby można było moczyć pieczywo. Obiad déjeuner – jest kilku daniowy i je się go między godziną 12 a 14.00. Najpierw podawane są przystawki, potem danie główne, sery, deser i kawa. Kolacja –diner podawana jest późno, pomiędzy 20 a 22.00, Podawane są ciepłe dania. Do tego zawsze woda, przeważnie nalewana z kranu oraz do obiadu wino, a czasami piwo.

We Francji mamy Auberre-gospody, bistrot-nieduże restauracje z ograniczonym wyborem dań, brasserie – kawiarnie serwujące także tradycyjne dania, cafe – kawiarnie serwujące kawę, herbatę i lekkie posiłki, creperie- naleśnikarnie serwujące różne naleśniki, i restauracje o różnym poziomie, oznaczone zarówno ilością gwiazdek Michelin, jak i nożami, czy ilością widelcy. Jedno jest pewne – gdziekolwik zdecydujemy się jeść, dostaniemy dobry, świeży i smaczny posiłek. Wracajmy do naszego. Podano nam zamówioną przystawkę a było to carpaccio z jagnięcina w sosie i puree ziemniaczanełososia – łosoś pokrojony w bardzo cieniutkie plastry z rukolą a także z pyszną pachnącą cytryną. Niby cóż to jest cytryna, u nas w każdym sklepie można dostać, ale ta, którą podano miała zapach drzewa cytrusowego, a w smaku była lekko słodka. Razem niebo w gębie. Kolejne danie to jagnięcina upieczona tak, aby mięsko przy kostce nie było spalone, lecz lekko czerwone. Sama jagnięcina była bardzo miękka. Do tego sos z czerwonym winem i gładkie, delikatne, po prostu jedwabiste puree z ziemniaków. Moja ryba „lotte” to zwykła żabnica. Podano mi tylną jej część – od grzbietu do ogona. Podana w całości, gotowana, a do tego pomidor krojony w plastry, przekładany cukinią i zapieczony krótko w piekarniku, oczywiście cytryna i sos krabowy.

Jeszcze dzisiaj smak tego dania mam na języku.

 

Avenue de MontignyPo tak smacznym obiedzie postanowiliśmy nie jeść deseru tutaj, lecz w innej cafe, w której oprócz kawy jedliśmy mus czekoladowy i krem caramel. Wróciliśmy do stacji metra na Champs des Elysees i do hotelu. 

Byliśmy bardzo zmęczeni, jednak zadowoleni z trasy jaką przebyliśmy oglądając Paryż.

cdn.

 

 

 

 

 

Paryż

Mistrzostwa Świata w badmintonie 23-29.08.2010 r.Wyjazd do Paryża był niespodzianką zarówno dla mnie jak i dla Andrzeja. Planowaliśmy nasze tygodniowe wakacje, jednak raczej sądziłam, że polecimy do naszej ulubionej Grecji aniżeli do Paryża. Jednak jak to w życiu bywa planujemy jedno a  realizujemy zupełnie coś innego. Ale zacznijmy wszystko od początku. W kwietniu tego roku miał się odbyć Doroczny Kongres Europejskiej Konfederacji Badmintona w Manchesterze przy okazji organizowanych tam zawodów. Niestety ze względu na wybuch wulkanu islandzkiego na Kongres nie doleciała wystarczająca liczba delegatów i w związku z tym nie było quorum, stąd też Rada Europy postanowiła zorganizować nadzwyczajny zjazd podczas Mistrzostw Świata, które w dniach 23-29 sierpnia odbywały się w Paryżu. I tak uzgodniono, nową datę 29 sierpnia o godz.9.00 i zaproszono delegatów. Zaproszenie dotarło również do mnie i Andrzeja, prezesów honorowych Polskiego Związku Badmintona a jednocześnie byłych Vice Prezydentów  Europejskiej Unii Badmintona – obecnie Badminton Europe Confederation. Wyjaśniam, że zarówno Andrzej jak i ja byliśmy Vice Prezydentami BEC – Andrzej w latach 1987 -1989, ja w latach 2005 – 2007.

Do Paryża polecieliśmy w dniu 26 sierpnia o godz.15.55 a o godz 18.10 wylądowaliśmy szczęśliwie na lotnisku Charles de Gaulle. Powiadomieni przez nas organizatorzy oczekiwali na lotnisku i pojechaliśmy do Hotelu Mercure 2. Paryż przywitał nas zimnem i na dodatek padał deszcz. Oczywiście nie należy narzekać, gdyż w życiu nie można mieć wszystkiego i Paryża, i słońca i super pogody. Otrzymałam potwierdzenie rezerwacji naszego hotelu stąd bardzo się zdziwiliśmy gdy pan kierowca zajechał pod wejście 5 gwiazdkowego Hotelu Pullman twierdząc, ze to jest nasz hotel gdyż taką informację otrzymał od szefa transportu. Krótka rozmowa w recepcji hotelowej szybko wyjaśniła nieporozumienie i w końcu dotarliśmy do naszego miejsca zakwaterowania. Szybkie wypełnienie kart w recepcji i za chwilę siedzieliśmy w pokoju z herbatą w ręku. Zawsze przed każdym niemal wyjazdem powtarza się ta sama sytuacja, właśnie wtedy należy załatwić sprawy niecierpiące zwłoki, wyjaśnić jakiś rachunek czy fakturę, zadzwonić tu i tam, czasami wydaje mi się, że wszyscy umawiają się aby dzwonić właśnie tego jednego jedynego dnia, gdy goni nas czas, gdy trzeba wyjaśnić to i owo osobom pozostającym na miejscu, które będą sprawowały opiekę nad moim ojcem- panem 86 letnim jak już wszyscy  wiedzą. Jest godzina 20.30, postanawiamy zjeść cokolwiek, gdyż podczas lotów przewoźnicy częstują głównie napojami i krakersami. Ale nie o to przecież chodzi. W Restauracji spotykamy wielu znajomych, powitania i tradycyjne co słychać? Zamawiamy mixt sałat z drobno pokrojonym smażonym kurczakiem , jajkiem gotowanym na miękko na wierzchu a wszystko pięknie polane dobrym dressingiem. Do tego pijemy wino, tak tak oczywiście, że francuskie. Jest czwartek, w związku z tym wszyscy są jeszcze na gra mieszana -mixt - Robert Mateusiak/Nadia Ziębahali gdzie trwają pojedynki kwalifikacyjne. My raczej nie mamy powodów do świętowania dobrych wyników, ponieważ zarówno Przemek Wacha w singlu mężczyzn, jak i debel męski Michał Łogosz/Adam Cwalina, oraz w deblu kobiet Agnieszka Wojtkowska Wojtkowska/Natalia Pocztowiak wszyscy odpadli w pierwszej rundzie zawodów. Nasz exportowy mixt Robert Mateusiak/Nadia Zięba w pierwszej rundzie miał wolny los, a w następnej rundzie przegrał w trzech setach z mixtem z Singapuru. I nie ważne jest, że w drugim secie grali świetnie, byli parą rozstawioną na tych Mistrzostwach z numerem trzy i mieli realną szansę na brązowy medal, jednak jak to w życiu bywa, nie bardzo znany mixt (20 miejsce na liście światowej) wygrał tym razem i nasza para bardzo rozgoryczona pożegnała zawody. Wielka szkoda. Prawdę powiedziawszy widząc losowanie właśnie tej pary, bardzo się ucieszyłam, że lecimy na ćwierćfinały, półfinały i finały do Paryża, gdyż kilka razy już zapowiadałam, w moich wpisach, że właśnie oni mają największe szanse na medal na mistrzostwach świata i kolejnych Igrzyskach Olimpijskich. Ale życie ciągle płata nam figle, i tym razem też. Wielka szkoda. Moje przewidywania nie były gołosłowne gdyż w programie zawodów wydanych przez Francuską Federację Badmintona zdjęcie naszej pary zajmuje całą stronę a komentarz do niego był mniej więcej taki: spośród zawodników reprezentujących Europę największe szanse w grze mieszanej ma polska para Robert Mateusiak/Nadia Zięba. Bardzo ale to bardzo żałuję, być może straciliśmy na zawsze szansę zdobycia medalu na Mistrzostwach Świata,  trudno, jak to się mówi może „ next time” , oby! Niestety przyjechaliśmy w czwartek a nasi zawodnicy skończyli swoje gry wcześniej, tak więc mogę tylko skorzystać z relacji naocznego świadka. Pozwólcie, że zacytuję urywek sprawozdania z zawodów, przygotowanego przez pana Janusza Rudzińskiego, który był na Mistrzostwach Świata i relacjonował je na bieżąco na stronie www.badmintonzone.pl  cyt :”…Natomiast Polacy – jak zwykle – nie brylowali na mistrzostwach. Najwyższym, niedoścignionym osiągnięciem pozostaje ćwierćfinał (miejsce 5-8.) pary Robert Mateusiak/ Nadia Zięba  na mistrzostwach świata w 2007 roku. Wówczas Polacy rozprawili się w 1/8 finału z tegorocznymi wicemistrzami z Paryża, chińskim duetem He Hanbin/ Yu Yang. Na następnych mistrzostwach świata, rok temu, polski mikst spadł o stopień niżej, przegrywając z hinduską parą Diju Valiyanti [Valiyaveetil]/ Jwala Gutta. Obecnie – pomimo apetytów rozbudzonych trzecią pozycją w rankingu światowym, zwycięstwem w otwartych mistrzostwach Indonezji i niezłym losowaniem w mistrzostwach – Mistrzostwa świata w badmintonie -programMateusiak i Zięba  spadli o kolejny stopień. Przegrali już w 1/16 finału, czyli zajęli miejsce 17-32. Dalej nie zaszli również pozostali nasi reprezentanci, odpadając też w 1/16 lub wcześniej. Polakom nie udało się nie tylko wygrać choćby jednego meczu, ale nawet jednego seta (z wyjątkiem miksta Mateusiak/Zięba). Obserwując grę wszystkich naszych reprezentantów trudno mi było wyobrazić sobie, że mogliby zdobyć medal nawet przy dużo lepszym losowaniu. Potwierdzają to pośrednio również wyniki pogromców Polaków. Singapurczycy, którzy wyeliminowali Mateusiaka i Ziębę, przegrali w następnej rundzie z Hindusami. Hindusi przegrali w następnej rundzie z Koreańczykami. Koreańczycy ulegli potem Chińczykom. Tajemnica słabych wyników Polaków na mistrzostwach świata polega między innymi na tym, że konkurencja szykuje na te zawody szczyt formy i dlatego Biało-Czerwonym trudniej osiągnąć tam wysokie lokaty. Nie można powiedzieć, że Polacy prezentowali się na tegorocznych mistrzostwach zupełnie słabo. Moim zdaniem troje zawodników grało na wysokim poziomie (Michał Łogosz, Wojciech Szkudlarczyk, Nadia Zięba, ta ostatnia jednak nieco nerwowo), na średnim poziomie grał Adam Cwalina, nierówno i zdecydowanie poniżej swoich możliwości grał Robert Mateusiak, blado wypadły Agnieszka Wojtkowska, a zwłaszcza Natalia Pocztowiak. Przemek Wacha grał bardzo słabo w pierwszym secie, średnio w drugim. Z dużym zainteresowaniem czekałem na występ duetu Cwalina/Łogosz . Nie zauważyłem, by ktoś liczył na ich zwycięstwo z Indonezyjczykami, ale… Wielu kibiców pamięta zwycięstwo Łogosza i Mateusiaka na Igrzyskach w Atenach nad silną parą indonezyjską. Wprawdzie obecni przeciwnicy deblistów to para opromieniona wielkimi sukcesami, ale można było liczyć na podjęcie z nimi wyrównanej walki.
Tę równorzędną walkę toczył z Azjatami Łogosz. Niestety Cwalinie brakuje jeszcze umiejętności na skalę ówczesnego (2004 r.) Mateusiaka. O ile w takich elementach jak szybkość i siła Cwalina prezentuje się nieźle, to ustępuje Łogoszowi w dokładności zagrań, sprycie (wiąże się to na pewno z doświadczeniem), wykonaniu serwu i returnu.
Mistrzostwa Świata Paryż 23-29.08.2010 r.Na pocieszenie deblistom pozostało to, że ich pogromcy zdobyli przynajmniej w Paryżu brązowy medal. Przemek Wacha nie potrafi powrócić do wielkiej formy sprzed lat…(..) Największe nadzieje wiązano, jak powszechnie wiadomo, ze startem polskiego topowego miksta. Jego klęska stanowiła niemalże szok dla kibiców i – jak się wydaje – dla samych zawodników, którzy schodzili z areny Pierre de Coubertin jak bokserzy po porażce przed czasem. Klęska ta odbiła się więc znaczącym echem; wspominaliśmy już wcześniej o wypowiedzi Mateusiaka dla Polskiej Agencji Prasowej. Teraz zwróćmy uwagę na publikację w białostockim wydaniu „Gazety Wyborczej”. Jej dziennikarz, Adam Muśko, rozmawia zarówno z Zico (Robert Mateusiak”, jak i prezesem PZBad, Michałem Mirowskim.  Gazeta anonsuje na początku, że trzecia para w rankingu światowym – Robert Mateusiak/Nadieżda Zięba – już po pierwszym meczu odpadła z mistrzostw świata. Polacy nie wygrali żadnego meczu w Paryżu. Najbardziej utytułowany nasz badmintonista twierdzi, że główną przyczyną fatalnych wyników są działania zarządu Polskiego Związku Badmintona. Zacytujmy wybrane fragmenty wypowiedzi Mateusiaka.
– Od początku zawodów nie czuliśmy się dobrze. […] Ja i Nadia nie lubimy pierwszych spotkań w turniejach. Rozkręcamy się z meczu na mecz i jak przebrniemy te pierwsze spotkania, to może być dobrze. […] Zaczęliśmy bardzo nerwowo i pierwszego seta przegraliśmy do 13. W drugim trochę opanowaliśmy nerwy i wygraliśmy, a w trzecim prowadziliśmy 7:3. Potem doszło do kilku długich wymian, w których lepsi okazali się zawodnicy z Singapuru i był remis, a my znowu zaczęliśmy popełniać błędy i stało się. Zwycięska para kręci się około 20. miejsca w rankingu światowym, więc nie jest anonimowa. Nigdy z nią nie graliśmy i była to dodatkowa trudność, gdyż lepiej jest wiedzieć, na co stać rywali. Myślę, że wynik całej naszej reprezentacji odzwierciedla złą sytuację polskiego badmintona. Począwszy od bardzo wczesnego wylotu na mistrzostwa, przez co mieliśmy zarwaną noc, przez hotel o bardzo niskim standardzie, w którym byliśmy zakwaterowani w Paryżu i gdzie nie można było w spokoju przygotowywać się do gier, aż do braku trenerów na poziomie i w ogóle system zarządzania polskim badmintonem. Białostocki dziennikarz docieka, więc, jakim cudem mikst wygrał wcześniej w Hongkongu i Indonezji.
najlepszy europejski singlista Peter Gade Dania– W środowisku badmintonistów wszyscy się dziwią, jak my to robimy. Bez masażysty, trenera wygrywamy największe imprezy na świecie. Na zwycięstwo […] Miało wpływ także to, że od września do kwietnia gramy w bardzo silnej lidze w Danii, gdzie mamy okazję konfrontacji z najlepszymi. Wtedy jesteśmy w formie. Naszej parze brakuje stabilizacji głównie, dlatego, że nie mamy trenera, który byłby z nami na stałe. Te wyniki to wyłącznie zasługa moja i Nadii, naszego uporu i dążenia do celu. Związek jedyne, w czym nam pomaga, to po prostu wysyła nas na te turnieje. […]

Nie będę dalej wnikała w szczegóły wywiadów i analizę wyników, gdyż nie chcę brać udziału w aktualnie trwających rozgrywkach związek- zawodnicy, kluby, prezes, zarząd, ale gratuluję panu Januszowi Rudzińskiemu szczegółowej analizy szkoleniowej udziału naszych zawodników w tych Mistrzostwach.  Zainteresowanych odsyłam do strony www.badmintonzone.pl , Amatorska Sekcja Badmintona AZS UW, gdzie pan Janusz Rudziński cytuje cały wywiad zarówno z naszym topowym zawodnikiem Robertem Mateusiakiem jak i panem prezesem.

cdn.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.