Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘michał łogosz’

Rozpoczął się rok szkolny. Pierwsze lekcje już się odbyły, milusińscy nasi mniej więcej wiedzą co ich w tym roku szkolnym czeka a ja chciałabym powrócić do moich wspomnień związanych ze szkołą, a właściwie ze szkołami mistrzostwa sportowego których w latach 1996 – 2004 było cztery. Ponieważ wiele osób dzwoni do mnie i czeka na kolejne moje wpisy dotyczące historii badmintona widzianej od kulis zapraszam do szkół , do szkół mistrzostwa sportowego w badmintonie.

Ważnym programem, na który zdobywaliśmy pieniądze były szkoły mistrzostwa sportowego. W latach 1996 – 2004 powołaliśmy wspólnie z władzami lokalnymi następujące szkoły:

Przy zespole Szkół Ogólnokształcących w Słupsku (od  15.07.1996) z trenerami: Klaudią Majorową, Aleksiejem  Sidorow (do roku 2002) i Eugeniuszem Majorow ( do 31.08.1999 i od 1.09.2002 do 2004).

Przy Zespole Szkół Ogólnokształcących Nr 5 Mistrzostwa Sportowego im. M.G. Bublewicza (od 1.09.1999-2003) z trenerami Andrzejem Klej, Lesławem Markowiczem, wzmocnionymi przez Eugeniusza Majorowa, który do szkoły dołączył w roku 1999 i pracował tam do 2002). Z dniem rezygnacji Andrzeja Kleja z pracy trenera w tej szkole w dniu 25.02.2003 r SMS w Olsztynie dotrwał tylko do 31.12.2003 i wtedy zakończył działalność.

W dniu 1.09.2000 r otwarto Szkołę Mistrzostwa Sportowego w badmintonie przy Zespole Szkół Rolniczych w Głubczycach. Trenerami zostali Ryszard Borek, Bożena Haracz, Irena  Dacyk i Przemysław Krawiec. 

W trudnym okresie kolejnej reorganizacji kultury fizycznej (zarządzanie sportem  przeszło do MENiS) zarząd związku rozpoczął kolejną akcję powołania nowej Szkoły Mistrzostwa Sportowego przy Zespole Szkół Technicznych w Płocku, która w dniu 1.09.2003 uruchomiła swoją działalność, a od 1.01.2004 Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu uznało jej działalność i przyznało dotację. Trenerami w tej szkole zostali Magdalena Koba (Konopka) i Andrzej Rosiak.

W sumie na działalność Szkół Mistrzostwa Sportowego w latach 1996 – 2004 po trudnych i ciężkich negocjacjach otrzymaliśmy kwotę 3.771.000 zł.  Pieniądze te były podzielone na działalność czterech Szkół Mistrzostwa Sportowego

Słupsk lata 1996 – 2004 –  2.272.000 Zł;

Olsztyn lata 2002-2004 -187.130;

Głubczyce lata 2001 – 2004 Głubczyce 414.000Zł

I Płock w roku 2004 –  58.000 Zł

W latach 2001-2004 trwała nieustanna batalia o organizacyjne usytuowanie szkół mistrzostwa sportowego. Przedstawiciele MENiS (Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu) prezentowali różne koncepcje chcąc powierzyć nadzór nad szkołami wojewódzkim interdyscyplinarnym stowarzyszeniom sportowym.  Na różnych naradach musieliśmy wyjaśniać, że w dobie biedy w klubach stałe szkolenie określonej liczby zawodników jest szkoleniem zaplecza kadry narodowej seniorów dla każdego polskiego związku sportowego nie tylko dla badmintona. W związku z tym, bardzo ważnym jest bezpośredni nadzór polskich związków sportowych nad szkołami mistrzostwa sportowego. Nasze wystąpienia popierały też inne związki sportowe, które również miały szkoły mistrzostwa sportowego. Zintegrowane działania doprowadziły do utrzymania status quo, zaś nieoficjalne źródła podają, że nadzór nad szkołami od dnia 1.01.2005 przejmuje nowo powstająca organizacja Polska Konfederacja Sportu).  Dlaczego tak bardzo zależało nam na Szkołach na SMS-ach?  Odpowiedź jest prosta. Każda nowo powstała szkoła to trenerzy zatrudnieni na etatach oraz minimum 22-29 godzin treningów tygodniowo. Na taką ilość godzin treningowych nie mógł sobie pozwolić każdy klub w Polsce. W roku 2004 szkoliliśmy 67 zawodników oraz zatrudnialiśmy 8 trenerów, instruktorów na etatach. Nie chcieliśmy się zgodzić z prezentowanymi przez przedstawicieli MENiS koncepcjami gdyż po wielu latach ciężkiej pracy osiągnęliśmy sukces a ten system szkolenia zdał egzamin. I obojętne jak patrzyli na to różni pseudo działacze, dla nas szkoły były najważniejsze.

Wiem, który prezes spośród wielu, w tej sprawie krzyczał najgłośniej i wiem też, dlaczego. Odchodziłam ze związku i nie miałam nic do stracenia, dlatego na naradach sekretarzy i prezesów mój sprzeciw było słychać najgłośniej. A lata 2001 i 2003 były tego dobitnym potwierdzeniem.! Medale Mistrzostw Europy, nasze wieloletnie marzenia zrealizowaliśmy w Spale w roku 2001 podczas Mistrzostw Europy Juniorów: złoty medal Kamili Augustyn z Nadią Kostiuczyk (obecnie Zięba) w grze podwójnej dziewcząt, srebrny medal Kamili w grze pojedynczej, a w roku 2003 brązowy medal Rafała Hawla na Mistrzostwach Europy Juniorów w Esbjerg w grze pojedynczej chłopców utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto jest walczyć o szkoły, które założyliśmy wysiłkiem wielu osób we współpracy z władzami Gminy w Głubczycach, Zarządem miasta Słupska, Olsztyna czy Płocka. Nie wiem ile razy pędziłam samochodem na spotkania w urzędach w Słupsku, Olsztynie, Płocku czy Głubczycach. Była to dla mnie sprawa priorytetowa.

Kolejne sukcesy medalowe odnieśliśmy na Mistrzostwach Europy Seniorów w Malmo w roku 2002. Debel mężczyzn grający w zestawieniu Michał Łogosz/Robert Mateusiak zdobył brązowy medal i powtórzył go na kolejnych ME w 2004 r w Genewie. 

W roku 2003 reprezentacja polskich juniorów młodszych prowadzona przez Bożeną Wojtkowską Haracz zdobyła srebrny medal na Mistrzostwach Europy do lat 17 w Dublinie Irlandia. Po tym sukcesie Bożena Wojtkowska Haracz została wybrana przez Komisję Sportu Kobiet Polskiego Komitetu Olimpijskiego trenerem roku 2003.  Dlatego dzisiaj z perspektywy 10 lat uważam, że prowadzenie szkolenia w szkołach mistrzostwa sportowego jest konieczne, jest warunkiem sine qua non do wyszkolenia zawodników, zaplecza kadry narodowej seniorów. Biada temu, kto tego nie rozumie. Dlatego też i dzisiaj uważam, że najważniejszą sprawą w polskim badmintonie była i jest sprawa organizacji szkolenia a nie ilości osób zatrudnionych w  biurze związku. Prezentuję taką opinię od wielu lat, ale będą ją zawsze powtarzała jak mantrę, bez szkolenia, bez szkół, bez zaplecza polski badminton znajdzie się w ogonie świata i Europy a wyniki jednego nie najmłodszego miksta nie załatwią sprawy( bo kontuzje się zdarzają a czasami zawodniczki mężatki mogą  chcieć urodzić dziecko), a w badmintonie jest pięć gier: dwie pojedyncze kobiet i mężczyzn, dwie gry podwójne kobiet i mężczyzn i mixt. I niech mi nikt nie tłumaczy, że nie mamy pieniędzy czy też klasowych zawodników. Mamy. Obowiązkiem prezesa i kierownika wyszkolenia oraz całego zarządu była i  jest troska o to by reprezentacja Polski składała się z wielu zawodników a nie dwóch jak w tym roku  w Guangzhou na mistrzostwach świata (Robert Mateusiak, Nadia Kostiuczyk- Zięba ), bowiem w roku 1989 na Mistrzostwa Świata do Dżakarty ( Indonezja) poleciała reprezentacja Polski w składzie 11 osobowym w tym 9 zawodników i trener Ryszard Borek. Czy znaczy to, że w roku 1989 mieliśmy więcej pieniędzy? Było łatwiej? Nie, nie było, ale nasza determinacja była ogromna.

Dla porównania podam składy następnych ekip na mistrzostwach świata: w roku 1993 Birmingham (zdj.1) startowaliśmy w składzie: Jacek Hankiewicz, Dariusz Zięba, Dariusz Karczmarczyk, Jerzy Dołhan, Katarzyna Krasowska, Bożena Siemieniec Bąk, Wioletta Wilk, Bożena Wojtkowska Haracz, trener Zhou Jun Ling, Piotr Kulpaka lekarz ekipy, i ja jako kierownik reprezentacji.   Rok 1995 mistrzostwa świata w Lozannie:  Katarzyna Krasowska, Joanna Szleszyńska, Dorota Borek, Dariusz Zięba, Damian Pławecki, Robert Mateusiak, Jacek Niedźwiedzki trener Ling Bo, Klaudia Majorowa  oraz Ryszard Borek. W 1999 r. w  mistrzostwach świata w Kopenhadze startowaliśmy w składzie: Przemysław Wacha, Jacek Niedźwiedzki, Michał Łogosz, Robert Mateusiak, Piotr Żołądek, Marcin Burzyński, Kamila Augustyn, Monika Bieńkowska, Joanna Szleszyńska, Kinga Rudolf, trenerzy Ryszard Borek, Klaudia Majorowa, i dodatkowo na konferencję trenerską organizowaną przez IBF Andrzej Klej, Lesław Markowicz. W roku 2001 w Sewilli startowali: Jacek Niedźwiedzki, Przemysław Wacha, Michał Łogosz, Robert Mateusiak, Kamila Augustyn, Katarzyna Krasowska,  Agnieszka Jaskuła, Agnieszka Czerwińska, Nadieżda Kostiuczyk- Zięba,

W roku 2003 Eidhoven Holandia: Przemysław .Wacha, Jacek Niedźwiedzki, Michał Łogosz, Robert Mateusiak, Joanna Szleszyńska, Angelika Węgrzyn, Kamila Augustyn, trenerzy Ryszard Borek, Klaudia Majorowa.

Poniżej podaję nazwiska uczniów – zawodników poszczególnych szkół:

Słupsk rok 2000/2001 szkolono 18 zawodników z 9 klubów z całej Polski i 7 województw: maturę zdawali Kamila Augustyn, Angelika Węgrzyn, Burzyński Marcin, Agnieszka Jaskuła, Piotr Łączny, Michał Zakrzewski. W roku 2001/2002 szkolono 15 zawodników z 8 klubów i 6 województw: maturę zdawali Paweł Lenkiewicz, Marcin Dernoga, Dominika Karlińska, Karolina Gliszczyńska, Paulina Matusewicz. W roku szkolnym 2002/2003 szkolonych było 16 zawodników z 8 klubów i 6 województw. Maturę zdawało 4 zawodników: Rafał Hawel, Damian Tarka, Szymon Palczewski, Adam Krok. W roku szkolnym 2003/2004 szkolono 16 zawodników z 8 klubów i 5 województw. Maturę zdawała tylko jedna zawodniczka Marta Wojciechowska.

Olsztyn  w roku szkolnym 2000/2001 szkolono 20 zawodników, w roku 2001/2002 szkolono 12 zawodników, w roku 2002/2003 szkolono 9. Największym sukcesem było zakwalifikowanie się Karoliny Kosińskiej i Agaty Doroszkiewicz do grupy szkolenia kadry juniorów na Mistrzostwa Europy Juniorów w roku 2003 w Danii Esbjerg, start w tych zawodach oraz osiągnięcie zaplanowanych wyników indywidualnie i drużynowo.

Głubczyce: rok 2000/2001 szkolono 13 zawodników, w roku 2001/2002 14 zawodników, 2002/2003 10 zawodników, 2003/2004 12 uczniów. W 2004 roku szkolono w trzech klasach 28 uczniów zawodników. Liczba godzin treningu przez pierwsze dwa lata wynosiła 27, w trzecim roku nauki 25 a w roku 2004 24. Przez dwa lata szkolenie badmintonowe prowadzili Ryszard Borek – wieloletni trener kadry narodowej i Bożena Wojtkowska Haracz multimedalistka Indywidualnych Mistrzostw Polski, trener, Olimpijka z Igrzysk Olimpijskich Barcelona 1992.W trzecim roku nauki do grona trenerów dołączyła Irena Dacyk, a w czwartym Przemysław Krawiec. W roku 2004 pracowało trzech trenerów z wymaganym wykształceniem i II klasą trenerską.  Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Głubczycach organizowała podczas wakacji zgrupowania w Danii, Wolborzu-Spale i Zakopanem. Podczas pobytu zawodników uczniów w Danii treningi prowadził Jens Thorgensen ( 6 godzin dziennie), natomiast w roku szkolnym trener IBF/EBU Günter Huber prowadził szkolenie przez dwa tygodnie.  Zawodniczy sms startowali w wielu turniejach zagranicznych i krajowych.  W roku 2001 i 2003 w Irlandii sześciu zawodników brało udział w Drużynowych Mistrzostwach Europy. Do najlepszych uczniów SMS Głubczyce należeli: Adam Cwalina, Wojciech Szkudlarczyk, Ewa Jarocka, Wojciech Poszelężny, Jarosław Suwała, Żaneta Zając, Idalia Haracz, Mateusz Szałankiewicz, Michał Rogalski, Łukasz Moreń, Anna Plecha, Magda Dakowicz, Cezary Gutowski, Kamil Ogiełko, Kamil Krukowski, Paweł Jarocki, Agnieszka Wojtkowska, Aleksandra Walaszek. Uczniowie tej szkoły osiągali bardzo dobre wyniki w nauce i tak Martyna Łyszczarz, Adam Cwalina i Ireneusz Styczewski otrzymywali stypendium Prezesa Rady Ministrów. W roku 2004 szkoła legitymowała się 15 absolwentami. Wielu uczniów wchodziło w skład kadry narodowej i reprezentacji Polski. SMS współpracował z AWF Wrocław, Politechnika Opolską Wydziałem Wychowania Fizycznego, Wojewódzkim Ośrodkiem Medycyny Sportowej w Lublinie. Uczniowie uczestniczyli też w kursie organizowanym przez szkołę i uzyskali tytuł instruktora badmintona a także ukończyli kurs sędziowski organizowany przez Opolski Okręgowy Związek Badmintona. 

Z czterech powołanych przez nas szkół mistrzostwa sportowego tylko jedna szkoła funkcjonuje do dzisiaj. Dlaczego?   W  latach dziewięćdziesiątych funkcjonowały ośrodki szkolenia młodzieży w klubach w  Częstochowie z trenerem Luo Guo Hui, Suwałkach z trenerem Xu Renfui, Głubczycach z trenerem Ling Bo i Warszawie z Zhou Jun Ling?  Ośrodki zorganizowaliśmy w ramach czterech klubów: KKS Kolejarz Czestochowa, SKB Suwałki, LKS Technik Głubczyce KS FSO Polonez  Warszawa.

Z perspektywy 35 lat, sprawy nabierają innego wymiaru.

W końcu chciałabym podziękować kilku osobom, dzięki którym szkoły powstały, mogły pracować i szkolić zawodników, są to: Zygmunt Kołodziej, Bożena Jurkiewicz, Andrzej Obałek  oraz Klaudia Majorowa  główny trener w SMS w Słupsku , Alicja Rutecka z Olsztyna,  Ryszard Borek i Zdzisława Szałagan z Głubczyc, śp. Zygmunt Kardaś (zm. 2013) i Bernard Szymański z Płocka.  Bez was bez waszego zaangażowania w codzienną pracę szkół nie byłoby waszych wychowanków –uczniów, zawodników kadry narodowej, reprezentacji Polski nie byłoby tamtych wyników i tamtego silnego badmintona.

 

 

 

Dzisiejszy ranek spędziłam w ogrodzie. Słońce prześwieca przez listki drzew, wiewiórki skubią słodkie przyrosty sosen, bawiąc się jednocześnie ze sobą, jest cicho, porannie i jeszcze sennie. Być może mój nastrój też jest senny, ale zauważam, że ogród zmienia barwę na kolory jesieni. Zieleń już nie taka soczysta, może przez to, że jest wczesny ranek a słońce takie ostre. Koniec lipca to dwie znaczące  daty, rocznica mojego ślubu oraz  rocznica śmierci mojego brata sportowca,  judoki, który odszedł w wieku 43 lat – na cztery dni przed ceremonią  otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie.

 I znów jest Lipiec, znów są Igrzyska Olimpijskie, za sześć dni wielkie otwarcie. Od kilku dni trwa wielki exodus zawodników, trenerów i osób towarzyszących do Londynu. Ślubny odpowiada za wyloty stąd wiadomości mamy z pierwszej ręki. Siódma grupa olimpijczyków odlatuje dzisiaj w tym Agnieszka Radwańska. Tak, tak jedziemy, ja z aparatem fotograficznym aby zrobić kilka zdjęć i szanownym czytaczom sprawozdać. Za cztery dni wylatuje reprezentacja Polski w badmintonie, piąta rano powita mnie na lotnisku, bo przecież powinnam  tam być, gdy szóstka naszych zawodników z dwoma trenerami i prezesem związku będzie odprawiana na IO Londyn 2012. Zawodnicy Nadieżda Zięba, Robert Mateusiak, Kamila Augustyn, Przemysław Wacha, Michał Łogosz, Adam Cwalina oraz Kim Young Man i Jerzy Dołhan trenerzy polskiej reprezentacji oraz Marek Krajewski prezes PZBad.  Wielka radość dla wszystkich fanów badmintona a dla mnie chyba największa, gdyż sześciu zawodników uzyskało kwalifikacje do IO w Barcelonie w roku 1992, na następną szóstkę trzeba było czekać kolejne dwadzieścia lat.

Poranek w ogrodzie spędzany z kawą w ręku jest najmilszą częścią dnia, chodzę oglądając kwitnące begonie, lilie tygrysie, liliowce, floksy, georginie czyli dalie, fuksje w donicach, rudbekie, scewolę, lawendę, milion bells, szałwię i rozmaryn.

 

  Jest cicho i pogodnie, przyroda dopiero budzi się do dzisiejszego dnia.  Nie wiem, czy słońce wytrzyma przez cały dzień, czy znowu chmury i burze dopadną nas i będzie wichura czy też nagłe załamanie pogody.

 

 

  Spaceruję i robię zdjęcia.  Ogród wygląda pięknie, tylko skąd tyle pajęczyn?  I pająków oczekujących na kolejną zdobycz! W zacienionych częściach ogrodu ustawiam zraszacz, bo pomimo burz i deszczy w moim ogrodzie sucho.

 

 

 

 Chodzę robiąc zdjęcia i słuchając  odgłosów dobiegających z drzew oraz sąsiednich działek. Bardzo lubię tę porę dnia.

 

 

Życzę udanej niedzieli

Wasza Jadwiga

Za mniej niż miesiąc rozpoczną się Mistrzostwa Europy w piłce nożnej Euro 2012.  Dlatego dzisiaj zapraszam do odwiedzenia Stadionu X lecia obiektu, który przez 53 lata cieszył jednych martwił drugich, dla mnie zaś był miejscem z którym wiążą się wspomnienia najpierw dziecka, później podlotka zaś jeszcze później  czasy ściśle związane z moją pracą, badmintonem i z siedzibą naszego biura na Stadionie.

Wróćmy do roku 1950 i moich  spacerów  po Warszawie gdy z ojcem przemierzałam zniszczoną Warszawę  trzymając go mocno za rękę. Miałam może pięć a może już sześć lat. Wtedy to  nasza trasa kończyła się na Muzeum Narodowym (najczęściej), Muzeum Wojska Polskiego, (sporadycznie), Królewskich Łazienkach lub Trakcie Królewskim, który wówczas jeszcze nie był tak piękny jak dzisiaj. Chodziliśmy bardzo dużo a ja chętnie, bo Tata opowiadał mi takie ładne  historie o Warszawie, która według niego  była bardzo piękna. Byłam bardzo zdziwiona, bo to na co ja patrzyłam  chodząc z ojcem to były ruiny, gruz i domy bez okien ze sterczącymi kikutami ścian. Dziwne to  były  historie o domu bez kantów na Krakowskim Przedmieściu, o Uniwersytecie gdzie podobno miałam w przyszłości uczyć się, a ja zagubiona w swoich myślach, patrząc na gruzy  niewiele rozumiałam. Jaki dom bez kantów, jaki Uniwersytet?  Wtedy niewiele z tych opowieści przemawiało do mojej dziecięcej wyobraźni, ale skoro mówił tato, trzeba było słuchać.  Kilka lat później w naszych wędrówkach przekroczyliśmy rzekę, Wisłę. Nawet  sobie nie wyobrażacie gdzie doszliśmy. Wielka, ogromna budowa. Widziałam samochody ciężarowe, które przywoziły gruz. Byliśmy w okolicy budowy stadionu. Tak powiedział ojciec, któremu trudno było nie wierzyć. Był rok 1954, ja dziewięcioletnia dama starałam się zrozumieć, dlaczego na tym wielkim stadionie ma być gruz. Później po powrocie do domu usłyszałam rozmowę rodziców i sprawa gruzu została wyjaśniona. Z Warszawy zwożono gruz, aby usypać koronę stadionu. To było moje pierwsze zetknięcie ze Stadionem.

W Internecie wyczytałam  „..Stadion Dziesięciolecia Manifestu Lipcowego, bo tak brzmiała jego pełna nazwa powstał w 1955 r. jego otwarcie odbyło się 22 lipca a Stadion otrzymał nazwę, a jego ostateczny koniec nastąpił w 2008 r., kiedy rozpoczęto budowę w jego niecce Stadionu Narodowego.

Ten stadion do zmierzchu PRL pełnił rolę najbardziej reprezentacyjnego obiektu sportowego w kraju. Wybudowano go w niecały rok. To na nim odbywały się najważniejsze spotkania reprezentacji narodowej w piłce nożnej, finały Pucharu Polski, zawody lekkoatletyczne, czy Derby Warszawy. Jednak stadion pełnił nie tylko rolę sportową, był także miejscem propagandowych wieców i wydarzeń kulturalnych. Odbywały się tutaj zarówno Centralne Dożynki jak i koncerty muzyczne. Oficjalnie mieścił nieco ponad 70 tys. osób, ale na najważniejszych imprezach wypełniał go nawet 100 tys. tłum…” Stadion w latach ’80 stopniowo upadał, gdyż jego remont okazał się zbyt kosztowny dla ówczesnych władz. Ostatecznie w 1989 r. wydzierżawiła go od władzy Warszawy firma DAMIS, która wykorzystywała go do celów handlowych. Tak powstał w koronie stadionu „Jarmark Europa” jeden z największych targów Europy. Dzierżawa zakończyła się w 2007 r. i nie została przedłużona, rok później trwała już budowa Stadionu Narodowego.

Stadion budził wiele kontrowersji, i chociaż dzisiaj nie istnieje do tej pory wzbudza emocje. Starsi ludzie pamiętają, jako arenę spektakularnych wydarzeń sportowych. W świadomości młodych funkcjonuje, jako gigantyczny bazar…” Jednak Stadion, który został w 2008 r zrównany z ziemią staje się powoli prawdziwą legendą. Stadion został wyposażony w pełnowymiarowe boisko piłkarskie i 400 metrową ośmiotorową bieżnię lekkoatletyczną, na której w roku 1958 odbył się sławetny mecz Polska USA w lekkiej atletyce. Wtedy po raz drugi mój los zetknął mnie ze stadionem. Miałam całe trzynaście lat kiedy  razem z ojcem siedzieliśmy na trybunach tegoż stadionu kibicując polskiej reprezentacji, jak mówił tata polskiemu wunderteamowi. Zapamiętałam szczególnie jedno wydarzenie z tego meczu, jeden jedyny bieg na 800 metrów z udziałem Polaków Zbigniewa Makomaskiego i Tadeusza Kazimierskiego oraz Toma Courtney’a z USA. Cały stadion wrzeszczał jak opętany, doping był niesamowity, wygrał Zbyszek Makomaski tuż  przed Courtney’em. Może ten bieg pamiętam również, dlatego, że równo dziesięć lat później rozpoczęłam pracę w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Turystyki, i Zbyszek Makomaski stał się moim kolegą, razem pracowaliśmy w Departamencie Sportu. Pewnie do dzisiaj nie wie, że wtedy w roku 1958 jakaś nieznana panna darła się na cały głos gdy on biegł po zwycięstwo.  Jak my wszyscy wtedy pragnęliśmy sukcesów nie tylko sportowych! Polska miała sławetny wunderteam, mecz kobiet wygraliśmy wynikiem 54: 52, natomiast mężczyźni przegrali 97: 115, ale trzeba pamiętać, że USA byłą lekkoatletyczna potęgą.

Pamiętam też tłumy ludzi, którzy przyjeżdżali do Warszawy z okazji Dożynek, występy zespołów ludowych, pokazy gimnastyczne. A później?

Później, w roku 1977 znów znalazłam się na Stadionie w biurowcu mieszczącym się przy koronie, tam Polski Związek Badmintona otrzymał lokal i ten biurowiec przez kolejne 32 lata był moim miejscem pracy.  W roku 1983 kiedy na  Stadionie organizowano jedna z ważniejszych uroczystości dla Polaków  mszę koncelebrowaną przez Papieża Jana Pawła II. Nie byłam niestety na tej uroczystości. Mieliśmy zakaz wejścia przez kilka dni na teren stadionu,  a mnie  nie było w Warszawie, odbywały się kolejne zawody, na których musiałam być obecna.

Kolejnymi wydarzeniami na Stadionie były Kongresy Świadków Jehowy. Wtedy obiekt nabierał blasku, gdyz był myty, czyszczono ławki, uzupełniano brakujace części, koszono trawe i wyrywano wyrastajace chwasty. Przez kolejne miesiace Stadion lśnił.
Przełomowym rokiem dla stadionu był rok 1989 r. Wtedy w zamian za coraz kosztowniejsze utrzymanie obiektu został on wydzierżawiony prywatnej firmie „Damis”, która całkowicie odeszła od jego głównej idei i na koronie stadionu założyła „Jarmark Europa”. W przeciągu kilku lat, z przeszło 6 tys. stoiskami stał się on największym targowiskiem w Europie. Można się zapytać, czy w związku z takim usytuowaniem biura praca na stadionie w biurowcu była bezpieczna. Różne na ten temat krążyły opinie. Ja mogę powiedzieć, że teren wokół stadionu był bezpieczny, był chroniony. Przecież w tych budach szczękach pozostawał towar, którym handlowali kupcy, trzeba było go pilnować. Zarówno ja jak i ochroniarze wiedzieliśmy, kto jest  kto. Oczywiście nie znałam tych setek ludzi, bo niby jak, ale posiadaliśmy przepustki i ci, z którymi stykaliśmy się przy bramie wjazdowej czy też na portierni doskonale wiedzieli, kto na ich terenie pracuje. A pracowały tam setki ludzi. Bazar rozpoczynał pracę o godzinie 4.00 rano kończył około godziny 14.00 lub 14.30. Wtedy na ten teren wkraczały ekipy sprzątające i do godz.18.00 po śmieciach, kartonach, śladu nie było. Oprócz handlujących na bazarze były ekipy mini barów na kółkach, którzy karmili handlujących tam ludzi, a zresztą i kupujących też. Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć jedno. Nigdy nie krytykowałam tego miejsca ponieważ widziałam tysiące ludzi, dla których teren bazaru był miejscem pracy. Zresztą powiedzmy sobie szczerze okoliczne miejscowości wokół Warszawy przez wiele lat szyły i produkowały na potrzeby stadionowych sprzedawców tysiące rzeczy. Tak więc w dobie transformacji ekonomiczno- politycznej stadion był miejscem pracy dla może i stu tysięcy osób.

Dla mnie było to moje miejsce pracy, że niewyględne, racja, że nie reprezentacyjne, też prawda. Ale to właśnie tu zbierali się członkowie zarządu, tu odbywały się narady, szkolenia, tu wykluwały się plany szkoleniowe, tu opracowywaliśmy plany przygotowań do największych imprez badmintonowych w Europie i na świecie a nawet do Igrzysk Olimpijskich, na które w roku 1992 (Barcelona) po raz pierwszy w historii związku wyjechała sześcioosobowa reprezentacja polskich badmintonistów w składzie Bożena Haracz, Bożena Siemieniec, Wioletta Wilk, Katarzyna Krasowska, Beata Syta i Jacek Hankiewicz. Nasze plany broniliśmy na spotkaniach w kolejnych urzędach państwowych, które nadzorowały polskie związki sportowe i odpowiadały za przyznawanie finansów. Kolejne plany, kolejne przygotowania i kolejne Igrzyska Olimpijskie w Atlancie 1996, Sidney 2000, Atenach 2004, i Pekinie 2008. Wtedy właśnie Polski Związek Badmintona opuścił na zawsze Stadion X lecia, przenosząc swoja siedzibę do Wilanowa na ul. Wiertniczą (dzisiaj Polski Związek Badmintona ma swoje biura w Warszawie przy ul. Dzikiej). W międzyczasie w roku 2005 odeszłam ze związku, przeszłam na emeryturę. Nie zakończyłam jednak pracy w sporcie. Trwała ona jeszcze kilka lat. Dopiero w roku 2009 nastąpiło ostateczne pożegnanie. Dzisiaj badminton osiąga świetne wyniki a ostatni start na Mistrzostwach Europy został ukoronowany złotym medalem w grze mieszanej Robert Mateusiak/Nadia Zięba (Kostiuczyk). 30.04.2012 zakończyły się kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich Londyn 2012. Światowa Federacja Badmintona w dniu 3.05.2012 ogłosiła listę osób zakwalifikowanych do Igrzysk. W badmintonie kwalifikacje zdobyli: Przemysław Wacha, Kamila Augustyn w grach pojedynczych, Michał Łogosz/Adam Cwalina w grze podwójnej mężczyzn i Robert Mateusiak/ Nadia Zięba (Kostiuczyk) w grze mieszanej. Ci zawodnicy uzyskali prawo startu w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie i teraz tylko od Polskiego Komitetu Olimpijskiego będzie zależało czy cała szóstka do Londynu pojedzie. Życzę im tego z całego serca! Tak oto zakończyła się pięćdziesięciotrzyletnia kariera Stadionu X lecia, a wraz z nim kilkudziesięcioletnia historia Polskiego Związku Badmintona, który tam znalazł  swoją siedzibę na długie lata.

Dzisiaj na miejscu Stadionu X lecia stoi piękny ogromny Stadion Narodowy, gotowy na przyjęcie 58 tysięcy kibiców, z parkingami na 1765 samochodów, o powierzchni użytkowej ponad dwieście tysięcy metrów kwadratowych, to jest trzykrotnie większa powierzchnia niż olbrzymia powierzchnia Centrum handlowego Galeria Mokotów w Warszawie. Stadion Narodowy… byłam tam, mogłam zobaczyć ten piękny obiekt na własne oczy, nie podczas jednego z imprez  przed uroczystym otwarcie, ale w czasie przygotowywania Stadionu Narodowego do Euro 2012, gdzie zostałam zaproszona przez TVN do udziału w programie wspominając Stadion X lecia. Musze powiedzieć, ze Stadion zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mogę je przyrównać do wrażenia, jakie na mnie zrobił w roku 1995 stadion w Manchesterze – klubu Manchester United (mojego ulubionego angielskiego klubu). W roku 1995 byliśmy z reprezentacja Polski na mistrzostwach świata w badmintonie, które odbywały się w Birmingham. Andrzej Szalewicz był wtedy prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego i został zaproszony wraz ze mną do Manchesteru, który wystartował w walce o prawo organizacji Igrzysk Olimpijskich 2000 roku. Jak wiemy tego współzawodnictwo miasto nie wygrało, ale mogliśmy odwiedzić kilka obiektów sportowych w tym klub Manchester United z siedzibą na Old Trafford. Co za wspaniałe przeżycie! Jaki piękny stadion, to wtedy chyba „pokochałam” ten klub. Wspaniały Stadion, krzesła numerowane, pełen monitoring, 76 000 członków klubu opłacających 10Ł składkę, piękny sklep z różnymi piłkarskimi rzeczami dla kibiców, muzeum klubu, restauracje na koronie stadionu, sale konferencyjne wynajmowane przez firmy na rok lub kilka lat. Tego w Polsce ani w Warszawie nie widziałam, żal, okropny żal. Teraz zaś patrząc na Stadion Narodowy te wszystkie myśli przeleciały mi przez głowę. Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, ze ten Stadion jest o wiele piękniejszy od stadionu Manchester United. Warto było czekać, i powiem szczerze, ze stadion lepiej wygląda w środku aniżeli na zewnątrz. Nie, nie mogę powiedzieć, że jest brzydki, w żadnym razie. Jest bardzo duży, co widać szczególnie z lewej strony Wisły, w środku zaś jest po prostu piękny. Można się z moją opinią zgadzać, lub nie, o gustach nie dyskutujemy. Na pytanie dziennikarza, dlaczego podoba się pani Stadion Narodowy szybko odparłam…, ponieważ posiada wystarczającą ilość WC, czego nie można było absolutnie powiedzieć o Stadionie X lecia ( tam było tylko dwie!!!!), w budynku biurowym. Dla mnie Stadion Narodowy to teatr sportowy z ogromną widownią, na której będą się odbywały nie tylko spektakle sportowe, ale również kulturalne widowiska. Tutaj będą spotykały się rodziny na kilkugodzinnych imprezach sportowych jak kiedyś wiele lat temu spotykali się w Hali Mirowskiej jedynej hali po wojnie gdzie można było oglądać wielkie imprezy sportowe, mecze i turnieje.  Jestem dumna, że Stadion Narodowy zbudowano, że będzie służył następnym pokoleniom, tak jak niezapomniany staruszek Stadion X lecia. Ja zawsze będę darzyła go sentymentem.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.