Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Kalina Jędrusik’

Wczoraj byłam z Moniką w mojej ulubionej warszawskiej księgarni. Lubię tam chodzić, ponieważ obsługa jest profesjonalna i pomocna a jednocześnie gawędzimy na aktualne tematy oraz na tematy książek ostatnio wydanych. Tutaj od lat kupuję książki i tu właśnie lubię zaglądać. Ostatnio trafiłam w tv na program  z panią Urszulą Dudziak, która opowiadała o swojej  książce. Panią Urszulę znam z turnieju tenisowego Baba Cup organizowanego przez Baśkę, stad moje zainteresowanie książką pod tytułem „Wyśpiewam Wam Wszystko”.

Wczorajszy zakup dzisiaj już jest historią, książka przeczytana, a więc mogę się podzielić swoją refleksją. Zanim powiem jak odebrałam wspomnienia pani Urszuli zacytuję fragment z książki, tak charakterystyczny dla naszej bohaterki:

„… Dzieci są dorosłe, cieszę się z tego, jakie są. Kocham to, co robię, jestem ciągle zajęta i mam ogromny zasób energii. Czuję wokół siebie dużo dobrych życzliwych spojrzeń, słyszę wiele ciepłych słów. Czasem ktoś mówi, że odmieniłam jego życie. Dużo podróżuję, ale najczęściej mieszkam w Warszawie. Mam wygodne mieszkanie tuż obok mojej ukochanej restauracji Delikatesy Esencja przytulonej do Teatru Rozmaitości. Przed oknami mam wielkie drzewa, które odgradzają mnie od zgiełku Marszałkowskiej i radośnie machają do mnie gałęziami, kiedy jest wietrznie. Po trzydziestoletnim pobycie w Nowym Jorku Warszawa jest innym światem, ale to jest mój świat.

Czytałam ostatnio w „Wysokich Obcasach” rozmowę z dziewięćdziesięcioletnią panią Alicją Gawlikowską- Świerczyńską. Ta wspaniała kobieta, przeżyła obóz w Ravensbruck, na pytanie dziennikarza Dariusza Zaborka, czy myśli o śmierci, odpowiedziała: ”Jakoś muszę umrzeć, ale na razie traktuje to nierealistycznie. Bo przecież mam dopiero dziewięćdziesiąt lat. Proszę pana, połowa chorób jest w głowie. Wiele w życiu zależy od nas samych, od nastawienia, od sposobu odnalezienia się. Niech mi pan wierzy. W miarę upływu lat jestem coraz zdrowsza. Lekarz, który robił mi echo serca, mówi:, Ale piękne młode serce”.

Kocham Panią, Pani Alicjo!!!

Moja była menadżerka Joasia powiedziała kiedyś: „Ula, jak patrzę na ciebie, to sobie wyobrażam, jak wwożę ciebie stuletnią na scenę na wózku i krzyczę ci do ucha: Ula, drzyj się, drzyj!”. Jeszcze nie mam setki, a drę się jak cholera, ile mi sił starczy. Chciałabym mieć te swoje sześćdziesiąt osiem lat, przez co najmniej lat dziesięć, a potem włączyłabym wsteczny bieg. A teraz otwieram szeroko drzwi i zapraszam do siebie, w podróż po moim dotychczasowym życiu. Pretekstem do tych opowieści są piosenki, które mi towarzyszyły i towarzyszą…” „… Zapisałam te opowieści tak, jak lubię, jakbym mówiła. I mówię dalej. Sposób, w jaki napisałam tę książkę, nie zamyka opowieści o mnie, przeciwnie, pozwala mi rozkręcić się w przyszłości. Już teraz, kiedy książka jest praktycznie przygotowana do druku, mam stos notatek do następnych opowiadań…”

„.. Kiedy zagalopuję się i mówię, że mam siedemdziesiątkę na karku, moja siostra Danusia oburza się i szybko mnie koryguje: „ Ula, ty masz dopiero sześćdziesiąt osiem!”..”

Książkę pani Urszuli przeczytałam w kilka godzin jednym tchem. Można powiedzieć pędząc prawie na bezdechu.  Czytając o osobach z pierwszych stron gazet, tabloidów czy też znanych wszem i wobec jesteśmy przekonani, że życie ich jest usłane różami, pasmem sukcesów, zwycięstw i jest po prostu sielskie, anielskie.  Nic z tych rzeczy. Z panią Urszulą jesteśmy prawie równolatkami, bo rok różnicy to absolutnie nic. Dorastałyśmy w tym samym czasie Peerelowskich czasów, w szaro burej rzeczywistości, gdzie kolorowy ptak nie był mile widziany, szczególnie, gdy był wybitnie utalentowany, zdolny zaśpiewać wszystkie standardy amerykańskiego jazzu, nie znając ani pół słowa po angielsku. Zresztą sama autorka o tym napisała, śmiejąc się ze swojej „angielszczyzny” kpiąc z bezczelności młodej dziewczyny, tym niemniej to właśnie w Zielonej Górze w latach sześćdziesiątych, usłyszał ją po raz pierwszy Krzysztof Komeda, któremu towarzyszyła żona Zosia. 17-Letnia Urszula w szkolnym mundurku poleciała do restauracji Piastowska na umówione przez pana Mieczysława Puzickiego spotkanie, który w tej restauracji grał i wiele dobrego mógł powiedzieć o pannie Urszuli. Uprosił mistrza Komedę o przesłuchanie tej Ulki ze szkoły przy Chopina, która fajnie śpiewa jazz.

„, Co chcesz zaśpiewać?” zapytał. Wymieniłam trzy moje ulubione standardy z repertuaru Elli Fitzgerald: „Stompin’ at The Savoy”, „Goody, Goody”, i „A Foggy Day”. Zaśpiewałam wszystkie. Chwila ciszy… Krzysiu powoli podniósł głowę znad klawiatury i zapytał:, „Jakie masz plany na wakacje?”, Zaniemówiłam. „Przyjedź do Warszawy i zaśpiewaj z moim zespołem w piwnicy jazzowej Pod Hybrydami”-dodał…”

Żona Komedy pani Zosia odwiedziła rodziców Urszuli ustalając szczegóły wyjazdu do Warszawy oraz zapewniła o osobistej opiece nad małolatą. To właśnie ona, pani Zosia wymyśliła sceniczne emploi dla panny Urszuli, kazała obciąć włosy i na plakatach pojawiło się nazwisko: Urszula Dudziak, aby przez kolejnych kilka dekad świecić blaskiem najczystszym najpiękniejszego głosu lekko drżącego w górnych partiach wokalu.

Tak wspomina to sama Pani Urszula:

„Mija kilka lat i ląduję w Warszawie w Studiu Nagraniowym Polskiego Radia przy Myśliwieckiej, w reżyserce siedzi Krzysiu Komeda, ja wpatrzona w niego nagrywam jego utwór „Nie jest źle” z tekstem Agnieszki Osieckiej. Przepiękny aranż napisał mój przyszły mąż Michał Urbaniak. Śpiewając, obserwuję Krzysia. W pewnym momencie zawieszam głos na wysokim C, otulając je łagodnym vibrato. Krzysiu zdumiony i wyraźnie zachwycony wstaje z krzesła i bije mi brawo. Po skończonym nagraniu mówi cicho i dobitnie: ”Jesteś niesamowita, a ten twój wysoki głos przepiękny”. Od tego czasu polubiłam mój sopran i obnoszę się z nim dumnie do dzisiaj…”

Tyle cytatów z książki., która jest zapisem wielkiej artystki, a jednocześnie wspaniałej kobiety, mamy, którą życie nie rozpieszczało, wcale!

Polecam tę książkę, tę opowieść, która jest „… jak jej głos, pełna szczerości, osobista, spontaniczna… Możemy brać przykład z takich ludzi jak Ula. „Wolność jest możliwa”… Słyszę to za każdym razem, kiedy szukam w niej inspiracji. (Esperanza Spalding)

A ja mogę tylko skromnie dodać, że książkę tę czyta się tak jak się słucha pani Urszuli Dudziak, z radością.

Wasza Jadwiga

Lech Terpiłowski w swojej przedmowie do płyty Pani Lucyny Arskiej „Na Cygańską Nutę” tak napisał: „…Obserwując dzisiaj jak z dnia na dzień Cyganie podlegają procesom asymilacji, stając się społecznością osiadłą i stateczną, aż trudno sobie wyobrazić, że kiedyś byli uosobieniem rozwichrzonych wędrowników. Ech, gdzie te czasy, gdzie niegdysiejsze romanse cygańskie… Któregoś dnia przyjdzie nam chyba uwierzyć piosence, że istotnie – prawdziwych Cyganów już nie ma. Że pozostała jedynie barwna legenda i zachowane w piosence już tylko, kolorowe rekwizytorium cygańszczyzny. Z jej taborami, ogniskami, wróżbiarstwem i fantastycznymi opowieściami o napawających dreszczem zwyczajach i obyczajach tej nacji, stanowiącej niegdyś jakże wdzięczny temat dla autorów powieści odcinkowych w gazetach: bez bogatego panicza, porwanego dziecka przez Cyganów, powieść taka była nieważna.

Przecież nie tylko bulwar żył z folkloru cygańskiego. Karmili odbiorców egzotyką taborową także i twórcy cieszący się estymą w narodzie. Sama tylko „Chata za wsią” Kraszewskiego posłużyła za kanwę libretta operowego paru kompozytorom, w tym Noskowskiemu i samemu Ignacemu Paderewskiemu („Manru”). Dusznym dramatom sekundował na scenie operetkowej Straussowski „Baron Cygański”, a w biedermeierowskich salonikach panienki z dobrych domów wygrywały na fortepianach smętne romanse cygańskie: te oryginalne, którym wdzięku szczególnego przydawał Aleksander Wertyński, i te produkowane seryjnie w teatrzykach lat międzywojennych przez niezmordowaną Zofię Bajkowską dla Stanisława Ratolda, Karola Hanusza i słynnej naszej grand romansistki, Serafiny Talarico.

Ale to już wszystko brzmi, jak opowieści zza światów. Póki, więc jeszcze folklor cygański do reszty nie roztopił się w magmie kultury bieżącej – korzystajmy z okazji posłuchania starych romansów z nowymi słowami. Śpiewa je z nieukrywanym sentymentem i upodobaniem gatunku, LUCYNA ARSKA. I choć śpiewa bardzo różne piosenki, koncertując w kraju i poza granicami (Paryż, Bruksela, Amsterdam, Kanada, USA), najlepiej czuje się w repertuarze romansowym, gdzie sentymenty, nastrój zadumy i sekretne cygańskie smutki panują, gdzie tamburino podzwania i pod wtór skrzypiec „marzenie dzwoneczkiem ucieka”… Chwytajmy je, więc, póki jeszcze uchwytne, póki „Oczy czarne” mają ten swój nieodgadniony blask nad przeboju kilku epok…”

http://w127.wrzuta.pl/audio/36pqNSnIkWs/05_sciezka_5 Oczy czarne

Czytając wywiady z Lucyna Arską znalazłam takie oto stwierdzenie:

„… Przylgnęła do pani etykietka jedynej w Polsce wykonawczyni romansów cygańskich, specjalistki w tym gatunku muzyki. Nie czuje się pani zaszufladkowana? Oto odpowiedź pani Lucyny: „…Zdaję sobie sprawę, że były ku temu powody, na moich płytach ukazywały się głównie romanse cygańskie, przeważnie z nimi jeździłam na występy zagraniczne wreszcie na koncertach w Polsce proszono mnie o taki repertuar. Nie dziwię się nawet, bo są to lubiane piosenki, a w Paryżu, na przykład, niezmiennie za nimi szaleją. Jest to jednak zaledwie część mojego repertuaru. Niemniej mogę powiedzieć, że przez cały czas nie wychodzę z kręgu pieśni i piosenek do tak zwanego kameralnego słuchania, gdzie ważna jest melodia i tekst, a nie rytm i nasilenie dźwięku. Ale wracając do romansów nigdy nie usiłuję udawać „prawdziwej” cyganki, śpiewam je od siebie.

http://w127.wrzuta.pl/audio/4F1EsRSlgYE/12_sciezka_12 Całuj

http://w127.wrzuta.pl/audio/4TH9Flg00J2/10_sciezka_10 Furtka

Pierwsze występy po ukończeniu szkoły miałam w Lublinie w Teatrze im. Juliusza Osterwy, tytuł przedstawienia „Warszawska Piosenka” w reżyserii Jerzego Rakowieckiego i Mariana Jonkajtysa, autorem przedstawienia był mój mąż Zbigniew Adrjański, kierownictwo muzyczne spektaklu sprawował Zbigniew Rymarz.  Z Lublina dostałam angaż do Wrocławia występowałam z Wojciechem Dzieduszyckim i w Teatrze Rozmaitości. Później występowałam we wszystkich Estradach jeżdżąc po całej Polsce, następnie w variette „Wiosenne Perypetie”, które to przedstawienie było połączone trochę z cyrkiem ( zresztą brały dwa miśki, a jeden z nich w auli w Krakowie, nawet raz uciekł treserowi w stronę publiczności, ale nikomu nic się nie stało).

W tym czasie PAGART i niezmordowany Władysław Jakubowski organizował w Warszawie przeglądy dla impresariów z całego świata, ja już wtedy śpiewałam cygańskie piosenki i romanse i tak między innymi dostałam angaż i zaczęły się wojaże zagraniczne, trwające po kilka miesięcy, nagrałam też płytę, później następną długogrającą „Na Cygańską Nutę”, dużo tekstów napisał dla mnie mój mąż, który pisał pod różnymi pseudonimami jak Marta Bellan, Jacek Podkomorzy i Zbigniew Szczęsny. Zresztą dzięki temu dysponowałam dużym repertuarem w skład, którego wchodziły ballady, romanse, piosenki warszawskie.

Przygotowaliśmy razem z mężem piosenki Marleny Dietrich z filmu „Błękitny Anioł” z jej wielkim przebojem: „ Ja jestem tylko na to żeby kochać mnie i to się dobrze wie, i nic więcej”, który wykonywałam wzorując się, ale krótko, na tej artystce (stąd moje blond włosy). Występowałam w USA i Kanadzie wyjechaliśmy na wielkie tournée z panem Mieczysławem Foggiem.W programie  jubileuszowym„Sentymentalny Pan” z okazji 50- lecia pracy artystycznej pana Mieczysława.  W widowisku występowali: Lucyna Arska,  Ewa Ulasińska,  Karol Stępkowski, Wiktor Śmigielski i gościnnie zaproszony autor „Czerwonych maków” Feliks Konarski  (Ref-Ren).Trzecie moje tournee amerykańskie odbyłam w reprezentacyjnym programie Pagartu i Jana Wojewódki „Pod polskim niebem, do którego scenariusz napisał Zbigniew Adrjański, tam występowałam z Agnieszką Fitkau-Perepeczko, Markiem Perepeczko, Martą Bochenek,Kazimierzem Wichniarzem, Ryszardem Adrjańskim i Zbyszkiem Rymarzem. Program reżyserował Marian Pysznik.

W moim repertuarze były też piosenki wojskowe, stąd nie można mnie zaszufladkować tylko do repertuaru romansów cygańskich. Pracowałam jeżdżąc i występując po całym świecie, z jednym wyjątkiem nigdy nie byłam w ZSRR, choć byłam we wszystkich państwach bloku wschodniego, w USA, w Kanadzie, a nawet w Japonii, w Europie zachodniej, to jakoś do ZSRR nie dojechałam a szkoda, ponieważ Rosjanie mają wybitnych wykonawców romansów cygańskich, tylko, że wtedy nie wypuszczali ich za granicę.

W Warszawie długo występowałam w „Podwieczorku przy mikrofonie”, spotkałam wielu aktorów, jak wiadomo wtedy mówiło się, że aktorzy tam trochę chałturzyli, jednak mogę powiedzieć, że ja bardzo się przykładałam do tych występów wychodząc z założenia, że jak cię widzą tak cię piszą. Byłam zawsze uczesana, ( o co było nietrudno, ponieważ moje włosy z natury się kręcą), ale też zawsze ubrana w strój najchętniej uszyty własnoręcznie przeze mnie. (O tych strojach, o szyciu, robieniu na szydełku i haftach napiszę w oddzielnym opowiadaniu, jak również za pozwoleniem pani Lucyny sfotografuję wszystkie suknie przygotowane przez nią na scenę). Dla mnie wskazówką, a także moim cicerone w zakresie estradowego emploi była Dalida, którą poznałam, była wytworna w każdym calu i bardzo zadbana.

Spośród artystów najmilej wspominam Kalinę Jędrusik przyjaźniłyśmy się bardzo, Barbarę Rylską, kiedyś dawno śpiewałyśmy w duecie występując na studenckich  balach. Spotykałam się prywatnie i na scenie z Panią Hanką Bielicką, (która brała mnie do swoich programów) bo bardzo mnie  lubiła. Koncertowałam z Marią Koterbską, Lidią Korsakówną, Kazimierzem Brusikiewiczem, Januszem Gniatkowskim, Urszulą Dudziak, Anną German,  Wojciechem Dzieduszyckim, Emilem Karewiczem i Wojciechem Siemionem.

A wracając do miłych wspomnień roku 1962, studenci teatrzyku Rudy Kot w Gdańsku, zorganizowali konkurs piosenki, ja byłam wtedy jeszcze w szkole, ale pojechałam i brałam udział w czterech czy pięciu rundach eliminacji, to było śmieszne jak sobie dzisiaj pomyślę, bo ja wygrałam zajmując I miejsce, II miejsce zajął Czesław Wydrzycki wtedy po tym konkursie dopiero zaczął używać pseudonimu Niemen, a III miejsce zajął Piotr Szczepanik..”, nota bene jury pracowało pod przewodnictwem Franciszka Walickiego, ojca chrzestnego wielu kolorowych zespołów polskiego rocka…”

Pani Lucyna opowiada o sobie o swoim zamiłowaniu do wsi, do przyrody, o ich przenosinach na wieś, które miały dwa etapy, najpierw do Puszczy Białej, a później na wieś mazowiecką. Dzisiaj państwo Adrjańscy  mieszkają w uroczym miejscu na wsi pod Warszawą, gdzie pani Lucyna swego czasu prowadziła gospodarstwo rolne. „Początkowo ludzie na wsi byli nieufni, z czasem polubiliśmy się i stąd wzięła się moja praca społeczna na rzecz mojej wsi. A problemów jak w każdej społeczności wiejskiej mamy dużo, zresztą bliskość Warszawy jest pozorna, a problemy poważne”. Na zakończenie pani Lucyna pokazuje mi wydawnictwo – Lucyna Arska przypomina, Romanse Cygańskie, w środku znajduję taką oto dedykację:

Ten skromny zresztą wybór romansów cygańskich, z mojego repertuaru, zamieszczonych w tym albumie, dedykuje przede wszystkim – moim wspaniałym autorom, kompozytorom i muzykom, z którymi współpracuję: Z. Kaszkurowi, Cz. Lubczy- Seniuchowi, W. Sieradzkiej Z. Rymarzowi, A. Seroczyńskiemu i L. Kozłowskiemu, który nagrał ze mną specjalna płytę pt. „Romanse i niuanse”- Lucyny Arskiej. A także znakomitym partnerom i śpiewakom, z którymi w repertuarze romansów cygańskich występowałam na scenie: M. Kawskiemu, J. Giżewskiemu, P. Thorowi, B. Krzywickiemu. Zanim do tego doszło wiele zawdzięczam profesorom: W. Wermińskiej, W. Brzezińskiemu, H. Skarżance, A. Janowskiej, K. Łubieńskiej i Ludwikowi Sempolińskiemu, który na egzaminie dla aktorów estradowych orzekł powinna pani śpiewać romanse cygańskie. Tak jak kiedyś Niuta Bolska, Iza Kremer i Serafina Talarico, zadumał się głęboko, wspominając widocznie dawne gwiazdy warszawskich kabaretów i café chantanów. Nie powiedziałam wtedy prof. Sempolińskiemu, na tym egzaminie aktorskim, że znam wiele pieśni i romansów cygańskich od Mojej Matki, Ciotek, Kuzynek. Im także należą się w tym miejscu specjalne wspomnienia. Ale najwięcej w dziedzinie romansów zawdzięczam

Mojemu Kochanemu Mężowi i Wiernemu Przyjacielowi na mojej artystycznej drodze, który dla mnie stworzył wiele specjalnych tekstów, programów i kabaretów z cygańską piosenką. Sam zresztą jak chce, to śpiewa te pieśni najlepiej na świecie. Tylko, że nie chce!

Tobie Zbyszku, dziękuję najbardziej!

Lucyna

Tak moi drodzy, w ten sposób pani Lucyna podziękowała swoim Bliskim i Najbliższym za lata współpracy, za tysiące kilometrów przejechane po świecie, za piękna muzykę i wspaniałe teksty tworzone dla niej.

A ja zapraszam wszystkich do jeszcze jednego spotkania z panią Lucyną, tym razem będzie o sukniach, strojach i o tworzeniu magii  scenicznego emploi.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.