Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Jonasz Kofta’

Dzisiaj mija 50 rocznica Radiowej Giełdy Piosenki zainicjowana została właśnie 5 listopada 1963 r. Dlatego wracam do rozmowy z panem Zbigniewem Adrjańskim, która przypomni tamte lata, tamte dni. Serdecznie zapraszam:

Okiem Jadwigi (OJ) Zapomniana już mocno impreza radiowa i estradowa – która odbyła się 5 listopada 1963 r. i zapoczątkowała następnie Radiowe Giełdy Piosenek, jakie trwały lat 10 – organizowane przez Naczelną Redakcję Muzyczną i Naczelną Redakcję Literacką PR (Polskiego Radia). Giełdy piosenki – były miejscem przeglądów piosenek przed Opolem. Miejscem konkursów literackich i muzycznych oraz debiutów piosenkarskich. Miejscem spotkań towarzyskich warszawskiej bohemy. Na oczach publiczności, złożonej z wybitnych krytyków i znawców rodził się: Teatr piosenki, Kabaret piosenki. Prezentowano recitale znakomitych polskich wykonawców. Przedstawiano ciekawych debiutantów i zespoły. Na Radiowych Giełdach Piosenki – zaprezentowano 2500 nowych utworów (lub utworów szerzej nie znanych) oraz tylu samo wykonawców.

Z.A. Jadziu! Bardzo dobrze przygotowałaś ten wstęp do naszej rozmowy.

O.J. Zapomniałam dodać, że na giełdach „brylował”  Zbigniew Adrjański, jako ich pomysłodawca i założyciel studenckiej giełdy w Largactilu (1962) wraz z grupą zaprzyjaźnionych artystów i artystek. Mówiono nawet, że do Largactilu i na warszawskie giełdy, chodzi się również „na Adrjańskiego”- czyli na jego konferansjerki.

Z.A. Było, minęło! „Wielka sława to żart”. Że powtórzę znowu te słowa, jak w naszej pierwszej rozmowie. Powiedz jeszcze, bo to ważne: że czasem konferansjerki te „ze mną” lub „za mnie”  (w zastępstwie!) prowadzili: Stanisław Tym, Jan Stanisławski, Piotr Skrzynecki, Lucjan Kydryński, Joanna Rawik. A raz nawet sam Krzysztof  Teodor Toeplitz.

O.J. Szukano innego konferansjera?

Z.A. Może nawet szukano, bo cenzura miała mnie dosyć. Ale przetrwałem 100 imprez i publiczność nie chciała innego konferansjera…

O.J. Zbyszku? Gdzie odbyła się pierwsza „giełda”

Z.A. Pierwsza Radiowa Giełda Piosenki – odbyła się dokładnie 50 lat temu, zorganizowana przez Program III ( org.; Edward Fiszer, Jerzy Grygolunas, Mateusz Święcicki, Zbigniew Adrjański, Marek Sart, Władysław Jakubowski) w kawiarni Domu Mody Polskiej „Ewa”, (naprzeciwko obecnego hotelu Sheraton, przy ul. Konopnickiej 7. Było to zresztą miejsce świadomie wybrane na tę imprezę. Kilkadziesiąt metrów od Domu Mody Polskiej „Ewa”, po drugiej stronie ulicy, mieścił się Teatr Satyryczny „Buffo”. Blisko stąd było do „Klubu Aktora”, w Alejach Ujazdowskich, do kawiarni „Czytelnik” na Wiejskiej, do innych kawiarni warszawskich, na placu Trzech Krzyży. Próby w Domu Mody Polskiej „Ewa”, odbywały się raz w miesiącu (w poniedziałek, na który wyznaczono termin giełdy i odbywały się od rana. Uczestnicy tej imprezy zjeżdżali się porannymi pociągami z całego kraju – i umawiali się wcześniej, przed próbą, na spotkania z dziennikarzami, autorami piosenek. Kompozytorami piosenek – w tych kawiarniach, tam oczekiwali na nich również fotoreporterzy. Dlatego wiele fotografii robionych uczestnikom giełdy w plenerze – „ma za tło” okolice placu Trzech Krzyży. Po giełdach natomiast, długo kwitło nocne życie, w „Klubie Aktora”, w restauracji „Tatarska”, na Mokotowskiej, w barze „Pod Jontkiem” na Wiejskiej, który upodobali sobie poeci, ze „Współczesności” (Stanisław Grochowiak, Roman Śliwonik, Ireneusz Iredyński) wierni bywalcy giełdy. Maleńka piwnica Domu Mody Polskiej „Ewa” , (do której schodziło się schodami w dół) ma już swoją historię oraz legendę. I powinna mieć też – jak Jama Michalikowa w Krakowie, swoje malowidła, albo fotografie?. Niestety, zupełnie nie ma takich malunków na ścianach. Zresztą, nie wiadomo, bo mieszczą się tam obecnie jakieś magazyny czy biura opłat, za elektryczność?!

O.J. W Warszawie, chyba dużo jest takich miejsc gdzie działo się coś ciekawego w historii polskiej estrady, czy kabaretu, zupełnie jednak nie „upamiętnionych” – po latach.

Z.A. Na przykład jeszcze słynny bufet radiowy, na Myśliwieckiej, gdzie bywało wiele sławnych osób. Na przykład kawiarnia „Nowy Świat”. Także wystawy, „malunki”, galerie obrazów dawnych bywalców – ocieplają wizerunek miasta…

O.J. Wróćmy jednak do tematu giełdy piosenek. Co wspominasz najbardziej z tej imprezy?

Z.A. Chyba recital Ewy Demarczyk. Miałem zaszczyt prowadzić ten recital wspólnie zresztą z Piotrem Skrzyneckim. Ewa Demarczyk była wspaniała. Oczarowała wybredną publiczność warszawską . Wiele osób widziało ją wtedy w Warszawie po raz pierwszy. Rok wcześniej była w Warszawie, występując w Towarzystwie Miłośników Sztuk Pięknych, na Chmielnej – ale tego występu – nikt jakoś specjalnie nie zauważył. Potem był występ i triumf Ewy Demarczyk w Opolu, ale wielu ważnych ludzi, np. redaktorów Polskiego Radia, do Opola – po prostu nie jeździło? Teraz można było oglądać ją „na żywo” na giełdach. Jeśli powiem tu, że występ Ewy Demarczyk, razem z jej nadwornym kompozytorem – Zygmuntem Koniecznym – „rewolucjonizuje” repertuar Polskiego Radia – nie będzie to przesadą. Taśmy z tego recitalu, krążą po całym PR. Zaczyna się wielka moda na piosenki Demarczyk. Na utwory Zygmunta Koniecznego . Na poezję śpiewaną. Na przypomnienie wierszy Tuwima, Leśmiana, Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej. W glorii sławy, chodzi po korytarzach na Myśliwieckiej, Tadeusz Kubiak, którego wiersze „śpiewa się” w „Piwnicy pod Baranami”. Zaczyna się powrót na giełdach do repertuaru teatrzyków i kabaretów studenckich, które przeżywają coś w rodzaju „renesansu”. Jest znowu mnóstwo poezji śpiewanej. Oczywiście przypomina się w tym giełdowym zgiełku – niedawne piosenki: Agnieszki Osieckiej, Andrzeja Jareckiego, Jarosława Abramowa, Edwarda Pałłasza, Marka Lusztiga, Stanisława Młynarczyka – z STS-u, Wojciecha Młynarskiego, Jana Pietrzaka, Jonasza Kofty, Adama Kreczmara, Jerzego Andrzeja Marka, Krzysztofa Paszka – z Hybryd. Czerpanie z tego „źródła” jakim jest „piosenka  studencka”, światowy zresztą fenomen kultury tego okresu (na długo przed „bitelsami”) to jedna z tajemnic sukcesu pierwszych opolskich festiwali. Na giełdach pojawia się wielu piszących teksty piosenek literatów. Np. Jerzy Ficowski, Tadeusz Urgacz, Tadeusz Śliwiak, Ernest Bryll, Ireneusz Iredyński, Roman Śliwonik, Stanisław Grochowiak, Leszek Moczulski, Edward Fiszer, Jan Nagrabiecki, Jerzy Miller, Artur Międzyrzecki, Antoni Marianowicz, Wymieniać można długo!

O.J. Nic nie mówisz o tych najważniejszych wykonawcach tej imprezy?

Z.A. Dla mnie wszyscy artyści wykonawcy giełd byli ważni. Trudno przebierać w nazwiskach. Jeśli masz na myśli piosenkarzy, bo to oni dominowali przede wszystkim na tej imprezie. Oni byli najbardziej zauważani: to Giełdy wylansowały przede wszystkim: Wojciecha Młynarskiego, Jana Pietrzaka, Annę German, Marka Grechutę, Urszulę Sipińską, Zdzisławę Sośnicką, Joannę Rawik, Irenę Karel – trudno zresztą wymienić wszystkie osoby – niezwykle dla tej imprezy zasłużone, ważne, wspaniałe!

No byli w tym gronie dawni  mistrzowie polskiej estrady i kabaretu, gwiazdy polskiej piosenki (choćby Sława Przybylska, Jerzy Połomski, Irena Santor, Mieczysław Fogg) wszyscy oni uczestniczyli w tej bardzo ciekawej imprezie. A ponadto lista nazwisk, aktorów, piosenkarzy, muzyków, autorów i kompozytorów uczestniczących w tej imprezie – jest długa. Jest ciekawa. Wygląda nawet jak „apel poległych”. Może dlatego, że kilka dni  temu obchodziliśmy „Zaduszki”? Trzeba się śpieszyć z tym, żeby te wszystkie sprawy i wspomnienia po dawnych „giełdach piosenki” uporządkować.

Moja pamięć – jednej osoby –  tu nie wystarczy

O.J. Napisałeś książkę o Radiowych giełdach piosenki ?

Z.A. Napisałem o giełdach książkę – i teraz szukam dla niej wydawcy. Nie sztuką jest napisać książkę, ale sztuką jest znaleźć wydawcę, w czasach, gdy nikt prawie książek nie czyta. Sztuką jest też książkę napisać, w 50 lat po tej imprezie, z głowy, czyli „z niczego”, bo wszystkie dokumenty na ten temat – jak już powiedziałem – zaginęły.

Nie jest to wobec tego monografia? Bo jak napisać monografię, wobec braku dokumentów.  Jest to raczej próba odtworzenia z pamięci tej imprezy, która w historii Polskiego Radia i Programu III zapisała się jako rodzaj „salonu  literackiego”, czy miejsca spotkań ówczesnej warszawskiej bohemy. Była to przy okazji  również impreza na której wybierano piosenki  i wykonawców – do Opola. Jerzy Grygolunas – jeden z założycieli festiwalu opolskiego, mówił, że jest to Studio  eksperymentalno-doświadczalne  Polskiego Radia. Antoni Wroński – krytyk muzyczny i obecny sekretarz  SPAM-u – twierdził – ówczesne giełdy, (w latach 1963/1973) zadecydowały o tzw. „złotej dekadzie”, w dziejach opolskich festiwali. A Kazimierz Rudzki, znakomity aktor i konferansjer , dziekan wydziału estradowego PWST – przyrównywał moją imprezę do krakowskich dziejów kabaretu „Zielony balonik”.

Ja myślę po latach, że 5 listopada 1963 r. w Kawiarni Domu Mody Polskiej, zapoczątkował  po prostu nowy styl, w polskiej piosence inny od tego, jaki prezentowało dotychczas Polskie Radio. Skończyła się epoka pieśni masowych i „musowych”, nadawanych „od wieczoru do rana piosenek Szpilmana”, z towarzyszeniem orkiestry Jana Cajmera. Zaczyna się moda na piosenkę literacką, autorską, aktorską itd. Ta moda przenosi się też do Opola.

 

O.J. Zbyszku!

Dziękuję Ci za to wspomnienie o giełdach.

 

 

Zgodnie z zapowiedzią przedstawiam drugą  rozmowę z wielkim znawcą polskiej piosenki Panem Zbigniewem Adrjańskim. Serdecznie zapraszam:

Okiem Jadwigi (OJ)    O polskiej estradzie

Zbigniew Adrjański (Z.A.) „Przed wojną działały różne teatry i teatrzyki rewiowe oraz kabarety. Np. „Morskie Oko”, „Perskie Oko”, „Qui pro Quo”, „Wielka Rewia” – na Karowej itd. Warszawa była pełna, tego rodzaju „scenek” i nadscenek” Mówiono o tych teatrach i teatrzykach jeszcze: „lekka muza”. Albo: „muza podkasana” – co zresztą powinno dotyczyć bardziej rewii i operetki, ale dotyczyło często wszystkich „artystów małych scen”. Artystki „lekkiej muzy”, bardzo się broniły przed takim nazewnictwem, ponieważ brzmiało to cokolwiek dwuznacznie! Dopiero po wojnie, przywędrowała do nas dumna nazwa „estrada”. Na tyle pryncypialna i polityczna zresztą, że artystów „lekkiej muzy”, zaczęto nawet wybierać do Sejmu. Niestety, w polskim Sejmie, nie wsławili się oni niczym szczególnym”.  

O.J. O polskiej estradzie i zespole ABBA

(Z.A.) Obliczono, gdzieś dokładnie, że w naszym kraju, zorganizowano dotąd 400 festiwali piosenek. 50-lecie festiwalu opolskiego właśnie minęło, ale festiwale piosenek organizowano przecież jeszcze w Sopocie (międzynarodowy), Krakowie (studencki), Świnoujściu (tzw. FAMA – Festiwal Akademicki Młodzieży Artystycznej), Kołobrzegu (piosenki żołnierskiej), Zielonej Górze (piosenki radzieckiej), Jarocinie (festiwal polskiego rocka), Wrocławiu (piosenki aktorskiej). Wymieniam tu festiwale najstarsze, bo przecież są jeszcze całkiem nowe festiwale w Mrągowie, Gdyni, itd. W każdym bądź razie w dziedzinie festiwali jesteśmy „potęgą” zatrudniającą tysiące ludzi w tej „branży” tzw. organizatorów i managerów. Co nie przekłada się zupełnie na produkcję światowych  i polskich szlagierów. Bo tymczasem, w sąsiadującej z nami , przez morze Szwecji, jeden człowiek, Stig Anderson, założył, w roku 1973 sławny później zespół ABBA – i z tym zespołem wyprodukował następnie 370 milionów płyt! Co przyniosło szwedzkiemu skarbowi państwa (w latach 1973/1987) dochód znacznie większy niż wszystkie stocznie tego kraju, razem wzięte. W dodatku wypracował to wszystko w zasadzie sam i 4 jego wokalistów, z zespołu ABBA. Co do tego można dodać? Co ująć? Można dodać, że w Szwecji utworzono całkiem niedawno Muzeum Zespołu ABBA. Otóż muzeum to ma znowu przynieść dochód swoim założycielom. Jeśli tak jest naprawdę  – to Szwedzi mają wyjątkową głowę do tzw. show-bussinesu.                        

O.J.  O polskiej piosence i „Tangu Milonga”

Z.A. „Tango Milonga” skomponował Jerzy Peterburski, dla Stanisławy Nowickiej, w roku 1928. Tekst do tego tanga, napisał Andrzej Włast, którego życie i twórczość stanowi materiał na sensacyjny film. Ale tekst „Tanga Milonga” – przetłumaczono wkrótce na obce języki. Albo nawet zmieniono zupełnie i najbardziej znana jest wersja tanga, która śpiewana jest po hiszpańsku jako: „O donna Clara”. Jerzy Petersburski – zapoczątkował w Warszawie zresztą, styl argentyńskiego tanga, który uprawiali jeszcze: Wars, Gold, Karasiński, Kataszek. Zanosiło się nawet na to, że Warszawa stanie się światową stolicą tanga, mimo , że nie było tedy jeszcze międzynarodowych festiwali piosenek  Na to wszystko – zżymano się w ojczyźnie tanga – w Argentynie. A w ZSRR nazywano złośliwie ten styl „priwislanskim”. Dodając jeszcze że zrodził on się głównie na Nalewkach. Oczywiście było w tym mnóstwo zazdrości. Chociaż sam Petersburski napisał później „ruskim” przepiękną  „Niebieską chusteczkę” („Sinij płatoczek”). Dlaczego o tym mówię? Bo po prostu do napisania międzynarodowego przeboju trzeba mieć talent. Festiwale tu nie są potrzebne.  

O.J. O fortepianach dla MPP w Opolu

Z.A.  „Syn Jerzego Petersburskiego jr” ofiarował dla MPP w Opolu fortepian, na którym jego ojciec skomponował „Tango Milonga”. Jeśli tak jest, trzeba tam otworzyć specjalną ekspozycję „Tanga Milonga” obrazującą historię tego tanga. Ale co będzie jeśli inni kompozytorzy polscy, lub ich spadkobiercy, zaczną oddawać swoje fortepiany do MPP w Opolu? Fortepian w mieszkaniu współczesnego artysty, czy Polaka – jest meblem kłopotliwym. Zajmuje sporo miejsca. Zastępują go obecnie różne wygodne urządzenia elektroniczne. Ponadto, jak słyszę, fortepianami nie można handlować? Nie można ich sprzedawać, jeśli klawiatura fortepianu zrobiona jest z „kości słoniowej”. Innymi słowy mówiąc trzeba na ten cel powierzchni muzealnej (żeby przyjąć te wszystkie darowane fortepiany!) wielkości Stadionu Narodowego w Warszawie. Ale można również utworzyć ”muzeum fortepianów”, które na pewno znajdzie swoją publiczność.  

O.J  O pomnikach i pomniczkach dla artystów

Z.A. Nie mamy wielkiego pożytku, z organizowanych w Polsce festiwali piosenki. O czym mówiłem przed chwilą. Nie mamy gwiazd światowego formatu, chociaż czasem ten format zależy od szczęścia – po prostu!? Mamy zatem artystów takich jakich mamy! Im chcemy wznosić pomniki i budować muzea? Czy to logicznie? Może i mało logiczne! Ale za to bardzo wzruszające! .

O.J     Jeszcze o pomniczkach i muzeach

Z.A.  Idziemy za modą. Budujemy artystom pomniczki, choć, za życia tych artystów nie byliśmy do nich zbyt przyjaźnie nastawieni. Każemy im odciskać „rękę” albo czasem „dwie ręce”- w różnych betonowych alejkach, wiodących „do sławy”. Chociaż artyści są jak kwiaty. A na „betonie kwiaty nie rosną”. Nie znam się zresztą na obecnych artystach. Dla mnie artysta polskiej piosenki – to wciąż Mieczysław Fogg, Hanka Ordonówna, Ludwik Sempoliński. Oczywiście Tuwim, Hemar – wielcy autorzy i kreatorzy polskiej piosenki  i sztuki estradowej, którzy pomagali wielu artystom „być artystami” A do tego grona dawnych mistrzów dodałbym współczesnych artystów i twórców, takich jak: Czesław Niemen, Ewa Demarczyk, Agnieszka Osiecka. Niemen i Osiecka niestety też nie żyją. Niemen ma już swój pomniczek, w Opolu, chociaż na pewno bardziej się do tego celu nadaje jakieś miejsce w Sopocie. A najbardziej chyba miejsce w rodzinnych Wasiliszkach, które już mu zrobiły jakąś „izbę pamięci”. Agnieszka Osiecka, której talent dorównywał twórczości Tuwima i Hemara – nie wiem czy w ogóle nadaje się pomniczek? Ona w jednym miejscu, po prostu, „nie ustoi”. Oczywiście można Agnieszce Osieckiej wybudować muzeum, do którego trafi też przy okazji cały STS. A na pewno Andrzej Jarecki, Jarosław Abramow, Marek Lusztig, Edward Pałasz i wielu innych artystów tej studenckiej sceny. Ale Agnieszka Osiecka wymyka się w ogóle z różnych muzealnych klasyfikacji.              

 O.J  Co kolekcjonować?

Z.A. Co należy kolekcjonować w dziedzinie polskiej sztuki estradowej. Moim zdaniem wszystko! Wszystko to co się do tej pory kolekcjonuje. I czego inni nie kolekcjonują… Sztuka estradowa: piosenka, kabaret, tekst satyryczny – to jest jednak tzw. „sztuka ulotna”. Aktualna w określonym czasie i miejscu. Piosenka zresztą szybko się starzeje. Podobnie jak artyści. .

 O.J  Co kolekcjonować? c.d.

Z.A. W ostatnich latach są zmiany, bo mamy nagrania obrazu i dźwięku, telewizję oraz Internet. Nikt już np. nie zbiera nut, ani starych śpiewników, czy rękopisów kompozytorskich – bo to wszystko można znaleźć w Internecie. Zresztą autorzy i kompozytorzy drukują swoje rękopisy na komputerach. Rękopis przestał być czymś „sakralnym”, który w dawnych muzeach pokazywano „pod szkłem”

O.J.     O bibliotece Polskiej Piosenki, w Krakowie.

Z.A. Waldemar Domański, dyrektor Biblioteki Polskiej Piosenki (BPP) w Krakowie ogłosił Polsce i światu – że nazbiera 6 milionów takich utworów !? Powstaje pytanie, gdzie on to nazbiera? I gdzie zmieści? Ale niech zbiera na zdrowie! W Krakowie zresztą znają się na nutach, jak rzadko gdzie? Andrzej Banach napisał tam kiedyś wspaniałą książkę pt. „Lekcja z nut”. Działa tam również PWM, który jednak przestał się zajmować piosenką i rozrywką, uważając ją widocznie za sztukę tzw. „niższą”. W tej sytuacji dobrze, że powstała w Krakowie BPP.

O.J O portretach artystów.

Z.A. Po artystach jest w Polsce gdzieś rozproszona wielka kolekcja portretów – znanych malarzy polskich. Norblin malował na przykład – swoją piękną żonę, piosenkarkę – Lenę Żelichowską, ale malował też Ordonkę. A Hanka Ordonówna, zostawiła po sobie portrety, które sama malowała, mieszkając po wojnie w dalekim Libanie. Pewnie Hrabia Michał Tyszkiewicz przywiózł te portrety, po jej śmierci do Monachium? Było wiele zresztą artystek i piosenkarek: pięknie malujących, haftujących, projektujących własne suknie do występów. A nawet kapelusze oraz biżuterię. To wszystko ma dziś wielką wartość, aczkolwiek muzeum piosenki, nie powinno przypominać dawnych magazynów z konfekcją damską i męską

O.J    O koncertach Artosu

Z.A. Pamiętam koncerty szkolne „Artosu”, na które do mojego gimnazjum im B. Chrobrego w Sopocie – przyjeżdżał: Łukasz Łukaszewicz, albo Kazimiera Rychterówna – w koncertach żywego słowa. Przyjeżdżał też Wacław Surzyński aktor i dyrektor teatru w Olsztynie, z wielką kolekcją płyt gramofonowych. On tam miał nagrania wielkich śpiewaków (Braci Reszke, Szalapina, Didura) oraz aktorów w monologach, ze sztuk teatralnych (Leszczyńskiego, Solskiego, Jaracza, Osterwy) i to wszystko prezentował nam ze sceny, specjalnie „obstawionej” pięknymi gramofonami firmy Pathe Marconi. Do prezentowania swoich kolekcji – nie tylko trzeba taką kolekcję zgromadzić. Ale jeszcze trzeba umieć ją zaprezentować… 

O.J. O giełdach raz jeszcze

Z.A. O giełdach, chyba porozmawiamy za miesiąc, albo i dwa? Jak będzie bliżej listopada 2013 roku, bo wtedy właśnie jest 50 rocznica założenia tej imprezy.  A ponadto jest to temat na  „zaduszki”, bo wielu moich przyjaciół z tej imprezy – już nie żyje.

O.J. Zbyszku dziękuję za rozmowę.

Z.A. I ja – dziękuję                                      

 

 

 

 

Wczoraj otrzymałam przesyłkę listową, choć nie spodziewałam się żadnego listu, ponieważ cała moja korespondencja prowadzona jest drogą elektroniczną. Zaciekawiona otworzyłam list. Nadawcą był Nasz Przyjaciel Zbigniew Adrjański. Przesyłka zawierała kopię książki, jaka została przygotowana do druku przez Zbyszka. Podczas bardzo miłej rozmowy telefonicznej Zbyszek wyraził zgodę na wykorzystanie przesłanych materiałów. Ucieszyłam się bardzo, taka miła niespodzianka i wielki kredyt zaufania. „ Giełdy Piosenki” taki tytuł nosi i pod takim samym tytułem postanowiłam udostępnić jej urywki wciągając was w zaczarowany świat piosenki, artystek i artystów, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy umilali nam życie swoimi występami w okresie szaro burej Peerelowskiej rzeczywistości. Mam nadzieje, że urywki książki sprawią wam taką sama frajdę jak mnie, gdy ją czytałam. Za zgodą autora publikuję obszerne urywki Jego przedmowy, a czynię to z tym większą satysfakcją, że autor w lutym tego roku ukończył osiemdziesiąt lat.

Szanowny Jubilacie!

Życzę długiego i pięknego życia w zdrowiu oraz przygotowania do druku jeszcze wielu pozycji, które są skarbnicą wiedzy, obyczajów a także ilustracją ówczesnego życia kulturalnego w Polsce.

Wszystkiego Najlepszego!

A oto przedmowa do przygotowanego wydania:

„… Proszę państwa

Z dawnych mocno już pożółkłych szpargałów, jakie gromadziłem przez wiele lat, zrodziły się te wspomnienia po Giełdach Piosenki. Ale nie zbierałem tych programów systematycznie i z myślą o przyszłej książce na ten temat, tylko tknięty widocznie jakimś przeczuciem odkładałem te programy do szuflady. Nie wszystkie zresztą, tylko niektóre, czasem wcale nie najważniejsze, lecz zachowane tylko, dlatego, że robiłem tam na odwrocie jakieś swoje notatki na temat piosenek lub wykonawców. Albo komentarze do audycji o Giełdach, które prowadziłem na antenie Polskiego Radia.

Radiowych Giełd Piosenki było w Warszawie, ponad 80, ale programów z tej imprezy zachowało się niewiele. Odtwarzam tutaj z wielkim trudem trzydzieści parę programów. Inne po prosty zginęły. Nikt ich nie zbierał poza moja osobą. Nikt zresztą nie był na wszystkich Giełdach Piosenki, albo prawie na wszystkich! Co gorsza: zniknęły nagrania i reportaże dźwiękowe z Radiowych Giełd Piosenki. Zostały jak to się fachowo mówi: „rozmagnesowane” z braku należytej konserwacji? Czy też świadomie „skasowane” dla oszczędności zasobów radiowych taśm, w archiwum Polskiego Radia? Tak, czy inaczej, zniszczono cenne pamiątki z dziejów rozrywki i piosenki warszawskiej. I z dziejów Polskiego Radia, oczywiście… Nie chodzi zresztą tylko o to, kto i kiedy na Giełdach debiutował? Kto co śpiewał? I napisał? Piosenka, jak wiadomo jest odbiciem dziejów i obyczajów tego okresu. Piosenka – w latach 1963/1973 – stanowi ważny przyczynek do spraw kultury i polityki tego okresu. Przepadło wiele godzin interesujących nagrań, utworów, nagranych głosów. A wśród tych nagrań wiele godzin moich konferansjerek. Wiele osób zresztą twierdzi, ze był to okres, w dziejach polskiej piosenki, niezwykle interesujący, nazywany „złotą dekadą”. Szkoda, ze wszystko to zostało tak bezmyślnie zniszczone….

„… Z pamiątek po Giełdach najwięcej jest fotografii, które zresztą wszystkie w tej książce się nie mieszczą z różnych powodów. Tych fotografii mam w swoich zbiorach kilkaset. Otrzymywałem je od artystów tam występujących. A szczególnie od artystek zawsze z jakąś dedykacją- na pamiątkę wspólnego występu. Dostawałem je również od fotografików z różnych tygodników i czasopism, którzy przychodzili na Giełdę i fotografowali występujących na tej imprezie artystów. Właściwie mieli, za co być wdzięczni organizatorom tej imprezy, bo dzięki niej zamieszczali później piękne zdjęcia w prasie. Było kilku fotografików, którzy uchodzili za swego rodzaju „królów giełdy”. Dziewczyny uśmiechały się do nich przymilnie. Wielkie gwiazdy stroiły różne miny i przybierały, pozy – aby tylko przypodobać się panom fotografikom. Konferansjer tej imprezy wcale nie był tu najważniejszy. Już wtedy właściwie, choć telewizja znajdowała się jeszcze w powijakach, wiadomo było, że nawet na małej fotografii prasowej obraz jest najważniejszy. A nie słowo i dźwięk…, Ale życie jest okrutne i dzisiaj, kiedy patrzę na niektóre z tych fotografii, w ogóle nie mogę rozpoznać osób, które wtedy tam występowały. Kilka lat temu na promocji jednej z moich książek, zorganizowaliśmy wystawę p. ”Giełdy piosenki na dawnej fotografii prasowej”. Na tę promocję przyszło wiele osób, a wśród nich artyści polskiej piosenki na tych zdjęciach sfotografowani. I zaraz też wszyscy rzucili się do tych zdjęć, wykrzykując: To ja! To ja? A to ja? Patrzcie, nie do wiary? Tak kiedyś wyglądałam.

A jedna, ze znanych artystek, dziś już starsza pani, zaczęła płakać i mówi: słuchajcie, nas przecież takich, jak wyglądamy na tych fotografiach, już nie ma? Takich pięknych, młodych, cudownych! I takich szczupłych – dodał ktoś złośliwie. Zaraz też zrobiło się smutno, bo okazało się, ze nie tylko nie ma nas już takich, jakimi byliśmy na tych dawnych fotografiach giełdowych, ale wielu- Artystów, Znajomych, Przyjaciół, Uczestników, Bywalców i Organizatorów Radiowych Giełd Piosenki – nie ma już w ogóle – na tym świecie.

Przedmowa do mojej książki, szczególnie w dzisiejszych komercyjnych czasach, nie może wyglądać jak apel poległych. Ale nie ma już, niestety wśród żywych, dawnych moich przyjaciół i artystów, których wielokrotnie na tej imprezie prezentowałem. Nie ma Anny German, Anny Jantar, Ady Rusowicz, Krzysztofa Klenczona, Janusza Popławskiego, Heleny Majdaniec, Kazimierza Grześkowiaka, Jonasza Kofty, Adama Kreczmara, Teresy Belczyńskiej, Mariana Jonkajtysa, Czesława Niemena, Łucji Prus, Marka Grechuty (zdążył jeszcze napisać wspomnienie do tej książki), Danuty Rinn. Boję się zastanawiać: kogo nie ma spośród autorów i kompozytorów wystawiających swoje utwory na Giełdach? Jakieś tragiczne fatum prześladuje np. dawne zespoły tzw. młodzieżowe. Nie żyje wiele innych osób, które miałem zaszczyt i przyjemność przedstawiać na giełdzie. Byli młodsi o wiele lat od tych, którzy „giełdę” zakładali. Oto, dlaczego zabrałem się za spieszne spisywanie tych wspomnień, choć konferansjerzy nie są do tego najbardziej powołani.

Konferansjer, szczególnie imprezy takiej, jak Giełdy Piosenki, to zawód doraźny, na jedną chwilę… Tu nie ma czasu na medytacje, nie ma miejsca na wspomnienia, które rodzą się w teatrach lub kabaretach, w zaciszu teatralnych bufetów, za kulisami. Chociaż, z przerażeniem kiedyś obliczyłem, że moje „gardłowanie” na giełdach, czy jak kto woli… „pyskowanie” trwało przez sto godzin! A może i więcej? Nie byłem zresztą nigdy tzw. „kulomiotem słownym”. Uprawiałem raczej typ konferansjerki refleksyjnej, nie stroniąc od obserwacji obyczajów i zjawisk zachodzących w polskiej piosence, która właśnie gwałtownie nam dojrzewała – do różnych filozoficznych i poetyckich konotacji. Nie stroniłem również od dowcipów, kiedy była okazja. Były to jednak dowcipy improwizowane na stosowną okazję, jaka akurat wynikała na giełdzie, nigdy „z góry” przygotowane na tę imprezę. Chociaż wiele osób przychodziło na giełdowe wieczory – jak do kabaretu. Kazimierz Rudzki, znakomity zresztą konferansjer i aktor polski, mawiał wielokrotnie, że impreza ta może być porównywana z krakowskim „Zielonym Balonikiem” – ma, bowiem wiele z ceremoniału i atmosfery spotkań krakowskiej bohemy 1905. Już, zatem chodziłem nadęty i dumny, czując się prawie legendarnym „Stasinkiem” Sierosławskim, który ową kultowa już imprezę prowadził…, Ale profesor Rudzki zaraz ironicznie dodawał. ”Tylko, że jest drobna różnica „Zielony Balonik” odbywał się w Krakowie, gdzie wszyscy kochają artystów i starannie pielęgnują różnego rodzaju legendy. A w Warszawie – wszyscy ściągają się z piedestału na ziemię. Nawet, jeśli coś takiego jak Giełda Piosenek, na taka legendę kabaretową zasługuje”.

Na Radiowych Giełdach Piosenki, jak już wspominałem, wytrzymałem tak dziesięć lat. Próbowałem nawet z niej uciekać: raz na chałtury do Czechosłowacji i ZSRR, a raz do USA, gdzie nigdy zresztą przedtem nie byłem. Zastępowała mnie wtedy w roli konferansjera Joanna Rawik (podobno z wielkim powodzeniem!). Wróżono mi tez rychły koniec, kiedy na giełdzie wystąpił, jako mój zmiennik, wielki „Luciano” – Kydryński! A potem jeszcze modny wówczas prezenter Janusz Budzyński. Ale wierna mojej osobie publiczność, żądała powrotu dawnego konferansjera. Toteż wróciłem na tę imprezę rad nierad. W roku 1973, zabroniono mi jednak prowadzenia Radiowych Giełd Piosenki, ponieważ zaangażowałem się wtedy do pracy w telewizji. Była to zresztą najgorsza decyzja w moim życiu, której do dziś jeszcze nie mogę sobie darować. Wiele osób zresztą miało mi później za złe, że porzuciłem radiowe Giełdy Piosenek…

Obecnie, po wielu latach zabrałem się za spisywanie tych giełdowych wydarzeń, chociaż jak powiedziałem, są osoby do tej pracy bardziej powołane, spośród choćby dziennikarzy i historyków Polskiego Radia

Zbigniew Adrjański

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.