Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Chaussony’

Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie autor Włodzimierz Winek

Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie autor Włodzimierz Winek

Jak wiecie do autobusów mam szczególny stosunek. Kocham je od najmłodszych lat. Towarzyszyły mi zawsze i wszędzie. Od najmłodszych lat (moich i mojego brata) jeździliśmy naszymi ulubionymi Chaussonami, w których czuliśmy się jak w domu. Ja młoda dama około siedmiu-ośmiu lat i mój młodszy brat Zbyszek lat cztery, no góra pięć. Była to jedyna nasza samotna wycieczka, na jaką pozwalała mama. Dostawałam butlę z gorącą herbatą, oraz wałówkę, na którą składały się kanapki. Tak uzbrojeni szliśmy na przystanek najczęściej był to plac Dzierżyńskiego, gdzie tato miał przyjechać za jakiś czas. Staliśmy pod pomnikiem, obserwując wszystkie przejeżdżające samochody. Nie było ich dużo w roku 1951. Za to wzbudzaliśmy zainteresowanie przechodniów, bo nie byliśmy zbyt wyrośniętą „brygadą tygrysa”. Po kilkunastu minutach oczekiwania podjeżdżał autobus taty, gramoliliśmy się i jechaliśmy, co najmniej jedną rundkę, która w slangu kierowców nazywała się kursem. Ojciec opowiadał nam o mijanych miejscach, czasami pozostałych kikutach budynków. Warszawa w 1951 r. była bardzo zniszczona a my zupełnie nie rozumieliśmy tłumaczeń, że została zburzona przez złych ludzi, no, bo jak można niszczyć takie piękne domy, palić je i w dodatku pozbawić ludzi mieszkań, wyganiając do obozu w Pruszkowie. Ojciec musiał długo opowiadać historię Warszawy tak byśmy mogli ją w należyty sposób zrozumieć. Jadąc przez Warszawę widzieliśmy gruzy, które leżały przy ulicy, widzieliśmy ludzi, którzy czekali na przystankach a tata opowiadał. Często nasze grono słuchaczy powiększało się o innych nieznajomych, którzy też chcieli dowiedzieć się więcej o historii Warszawy i tego lub tamtego budynku, teraz zniszczonego. A ja byłam taka dumna, że mój tato jest taki mądry i opowiada nam o takich strasznych czasach i wszyscy dookoła słuchają go z wielkim zainteresowaniem.

O warszawskich autobusach o ich historii, o historii powstania taboru autobusowego jest książka, którą dzisiaj otrzymałam kurierem. Piękne wydanie „Warszawskich Autobusów Najpiękniejszych Fotografii” trzymam w ręku. Wiem, że nie jest to książka dla wszystkich, chociaż należy do pięknie i starannie wydanych albumów, które każdy szanujący się warszawianin powinien mieć w swojej bibliotece.

Dla mnie jest ona wspomnieniem dawnych lat, naszego dzieciństwa, wspomnieniem ludzi nazwisk, które słyszałam, mało tego znałam ich, gdyż spotykaliśmy się często z okazji imienin Jana Zielińskiego i Jana Dołowego, Zdzisława Oszczaka czy Kazimierza Korby. Zresztą myśmy tworzyli wielka rodzinę, bowiem dzieciaki wyjeżdżały, co roku na kolonie do Międzywodzia i tam spotykaliśmy się w różnych grupach, ale tworzyliśmy jeden krąg dzieci, których rodzice pracują w tej samej zajezdni a nasi pracowali w Zajezdni Inflancka.

Mój TatoZ Warszawy do Międzywodzia jechało się autobusami całą noc. W ten sposób dziewięć lub dziesięć autobusów transportowało nas na kolonie a starszych na wczasy. Nie zawsze spałam kamiennym snem podczas jazdy, dlatego pamiętam przejazd przez niektóre miasta, szczególnie przez Toruń. Tak się złożyło, że prowadzący nie bardzo znał trasę objazdów w tym mieście i po kilku nawrotach w końcu autobusy się pogubiły. Na szczęście kierowcy byli umówieni na taką ewentualność, ci, którzy trzymali się razem stanęli na jednej z ulic i czekali na innych, po czym kawalkada ruszyła dalej. Podobne wydarzenia miały miejsce raz w Szczecinie Dąbiu a raz w Goleniowie. Najbardziej lubiłam, gdy kawalkadą autobusów dowodził tato. Drogę znał świetnie, gdyż od kilku lat jeździliśmy na kolonię a mama pracowała w kuchni, więc nie tylko jechał zobaczyć się z nami.

Tylko raz, gdy na kolonii zdarzył się okropny wypadek z udziałem mojego brata, ojciec dostał zakaz wyjazdów od swojego dyrektora MPA pana Adolfa Kolbe. Cała Zajezdnia, wszyscy koledzy wiedzieli, że brat został oblany gorącym kapuśniakiem, gdy biegł do kuchni do mamy, a panie kucharki właśnie rozlewały zupę ustawiając talerze na stołach. Jedna z nich nie zauważyła małego, który właśnie wiązał sobie but, a gdy się podniósł, zupa oblała go całego. To był wrzątek, pierwsze talerze z kotła. Nikt jednak nie powiedział o tym ojcu! Zabroniono, i chyba nie należy się dziwić, dlaczego! Co się potem działo każdy dorosły może się domyśleć. Wiem tyle, że kazano mi polecieć natychmiast do mamy, do jej pokoju na piętrze, gdy zobaczyłam Zbyszka znieruchomiałam, cała głowa, plecy i przód to był jeden wielki bąbel, który pan doktor przecinał nożyczkami. Nie wiedziałam, co robić, krzyczeć, płakać, czy zemdleć z wrażenia. Usiadłam na podłodze i zaczęłam cichutko płakać, tak, aby nie wystraszyć Zbysia. Boże, jaki on był dzielny! Siedział i tylko stękał- przez cały tydzień. Przybiegałam, poiłam go wodą, dawałam prawie zimną zupę, ale on wcale a wcale nie chciał jeść. A kto by chciał?

autobus Chausson Zajezdnia R 5Po dwóch tygodniach dyrektor Kolbe pozwolił ojcu pojechać do Międzywodzia, ale przed wyjazdem przyszedł do niego i opowiedział o wypadku. Tato jakoś to zniósł, dopiero, gdy przyjechał na miejsce zdał sobie sprawę, co się stało. Ale rany były już podgojone, piękna różowa skórka pojawiła się pod zdjętymi bąblami. Na wszelki wypadek ja z grupą byłam na plaży i nikt nie wiedział, w którym miejscu. Nie spieszyłam się na spotkanie z ojcem, bo w końcu nigdy nie wiadomo, czy nie byłabym uwikłana w sprawę. Taki był ten nasz świat MZA a później MPA. Przyjazny i solidarny.

Książka Włodzimierza Winka „Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie” nie opowiada o takich historiach, które zdarzały się wśród nas.

Opowiada o historii o dziewięćdziesięciopięcioleciu wyjazdu na warszawskie ulice pierwszych regularnie kursujących miejskich autobusów. Pierwsze z nich wyjechały na trasy 29 czerwca 1920 roku. Od tamtej pory zmieniło się wiele, zmieniła się nasza ukochana Warszawa, ale żółto czerwony autobus na stałe wpisał się w historię naszego miasta.

Czy wiecie, że każdego dnia na warszawskie trasy wyjeżdża 1100 autobusów, które obsługują 159 linii? Dodajcie do tego jeszcze linie nocne, których jest 42. Łączna długość obsługiwanych linii to ponad trzy tysiące trzysta kilometrów. Z warszawskich autobusów korzysta cała aglomeracja miejska w skład, której wchodzą trzydzieści dwa miasta oraz gminy, zamieszkałe przez ponad dwa i pół miliona ludzi.

weekendowy wyjazd za miasto, kierowca autobusu mój tato Szczepan Mazanek w drzwiach stoi jego żona Kazimiera

weekendowy wyjazd za miasto, kierowca autobusu mój tato Szczepan Mazanek w drzwiach stoi jego żona Kazimiera

Mój tato był jednym z tych wspaniałych ludzi, którzy obsługiwali mieszkańców. Po Warszawie przejechał swoimi autobusami pięć i pół miliona kilometrów, niezły wynik, prawda? Do końca życia cieszył się z każdego nowego autobusu, z każdego tramwaju a gdy razem jechaliśmy samochodem przez Warszawę w okolicach Bożego Narodzenia, zawsze ze łzami w oczach mówił:

– pięknieje nam ta nasza Warszawa, bardzo pięknieje.

Tak Ojcze, Warszawa zmieniła się. Z zapyziałego miasta powstała wielka aglomeracja miejska, a nerwem jest komunikacja w tym Twoje ukochane autobusy.

Dlatego dzisiaj właśnie, w rocznicę tragicznej śmierci Mojego Brata 22.07.1992 r. oraz dla Ciebie napisałam ten post o pięknej książce pana Włodzimierza Winka wydanej przez Wydawnictwo Read Me „Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie”, od siebie dodam, że na jednym ze zdjęć jesteś Ty razem z mamą i swoim ulubionym autobusem!

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.