Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Bożena Haracz’

Włączenie badmintona, po raz pierwszy, do programu Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie 1992 spowodowało ogromny wzrost zainteresowania i rozwoju badmintona na całym świecie. W 1992 roku w Międzynarodowej Federacji Badmintona (IBF) zarejestrowanych było 114 związków, w tym Polski Związek Badmintona. Decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOL) z dnia 5 czerwca 1985 r o wprowadzeniu naszej dyscypliny do programu Igrzysk Olimpijskich od 1992 r. miała ogromny wpływ na dalszy dynamiczny rozwój badmintona w Polsce. Uwidoczniło się to głównie na aktywnej pracy szkoleniowej i organizacyjnej klubów i sekcji oraz podniesieniu poziomu sportowego zawodników.

Ale zanim przejdę do krótkiej oceny Igrzysk Olimpijskich Barcelona 1992 w badmintonie, chciałabym krótko pokazać, w jakich warunkach pracowaliśmy w latach 1991 – 1994.

W 1989 r nastąpiły ogromne zmiany społeczno- polityczne w naszym kraju, które rzutowały na politykę ekonomiczną i finansowa, co miało wpływ również na politykę resortu kultury fizycznej. Zmiany również wpływały na pracę wszystkich polskich związków sportowych. Całkowitej reorganizacji uległa sfera finansowania stowarzyszeń sportowych.

Stało się tak z wielu powodów ja pokażę ten najważniejszy, ilość zmian na stanowisku Prezesa Urzędu Kultury Fizycznej. W latach 1991 -1993 funkcje sprawowali:  Zenon Lenkiewicz, M. Bidas, Zbigniew Zalewski, Janusz Polesiak,  Zbigniew Zalewski,  Marek Paszucha i Stanisław Stefan Paszczyk.  Co oznaczają takie zmiany nie trzeba komentować. Najlepszą ilustracją będzie procentowy wskaźnik udziału finansowania kultury fizycznej w budżecie państwa- to znaczy, jakie fundusze otrzymywał Urząd Kultury Fizycznej od państwa na sport wyczynowy,  upowszechnianie, obiekty sportowe i tak:

W roku 1990 – 0,51% budżetu państwa, 1991 -0,33%, 1992-0,13%, 1993-0,12%, a plan na 1994  zakładał 0,11%. W innych państwach w tym czasie państwo przeznaczało na finansowanie sportu średnio 1/20 swojego budżetu.   Najgorszy rok 1991, we wrześniu przewodniczący M.Bidas  przesłał do polskich związków sportowych informację o cięciach budżetowych na bieżący rok (1991), badmintonowi obcięto 47%, a we wrześniu mieliśmy już zrealizowane 75% finansowania i zadań. Rozpoczął się najtrudniejszy okres dla Polskiego Związku Badmintona, gdyż przed nami były kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich, co wiązało się z realizowaniem programu startu w światowych turniejach indywidualnych zaliczanych do rankingu światowego IBF dającego prawo startu w IO 1992. Wiedzieliśmy, że taka sytuacja stwarza nam ogromne trudności, gdyż w rok 1992 weszliśmy  z bagażem długu wynoszącym  niemalże 50% naszej dotacji.

A jak wyglądały sprawy organizacyjne ?  W polskim badmintonie nie było źle. Posiadaliśmy 22 okręgi, 188 sekcji 6488 zarejestrowanych zawodników w tym 890 zawodników podlegało obliczeniom komputerowej listy klasyfikacyjnej. 

Wracamy do Igrzysk Olimpijskich Barcelona 1992 r. Pomimo sakramenckich trudności finansowych, jakie wyniknęły z odebranej nam prawie 50 % dotacji pod koniec 1991 udało nam się zorganizować w 1992 r Polish Open Płock 1992 – ostatni turniej kwalifikacyjny do IO z udziałem 41 reprezentacji z różnych państw, a także wysyłaliśmy nasza kadrę na zagraniczne turnieje celem zdobywania punków niezbędnych do uzyskania jak najwyższych lokat w listach rankingowych IBF. W efekcie końcowym zakwalifikowaliśmy do Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie 5 zawodniczek( Bożena Bąk, Wioletta Wilk, Beata Syta, Bożena Haracz, Katarzyna Krasowska i jednego zawodnika, był to Jacek Hankiewicz. Trenerem reprezentacji był Zhu Jun Ling trener z CHRL, który pracował na kontrakcie od 1989 r. Na Igrzyska 1992 czterech zawodników wyjechało na koszt Polskiego Komitetu Olimpijskiego a dwóch na koszt sponsorów: Damis Sp. z o. O oraz FSO Warszawa. Start po raz pierwszy w Igrzyskach Olimpijskich był wielkim przeżyciem dla wszystkich, ale pomimo tego nasz debel kobiet Bożena Bąk/Wioletta Wilk zajął 9 miejsce.

Władze MKOL zatwierdzając program IO Barcelona 1992 postanowiły, że w turnieju olimpijskim uczestniczyć będzie łącznie 192 zawodników w tym 96 zawodniczek a zawody będą rozgrywane w czterech grach: grze pojedynczej kobiet, w grze pojedynczej mężczyzn oraz w grze podwójnej kobiet i w grze podwójnej mężczyzn.  Gra mieszana niestety nie była w programie Igrzysk.   Dla Polskiego Związku Badmintona była to ogromna strata, gdyż na liście klasyfikacyjnej z dnia 11 lutego 1991 r właśnie w grze mieszanej Jerzy Dołhan/Bożena Haracz Polska zajmowali 6 miejsce za Joo Bong Park/Myeong Hee Chung  Korea, Thomas Lund/Pernille Dupont Dania, Jan Holst- Christensen /Grete Mogensen Dania, Jan Paulsen/Gilian G.Gowers, Max Gandrup/Gilian M.Clark obie  pary duńsko angielskie. Był to najlepszy wynik na światowych listach klasyfikacyjnych w historii, a towarzystwo zawodników najznamienitsze sami mistrzowie Igrzysk Olimpijskich , świata i Europy.

Dlaczego o tym napisałam, dlaczego napisałam o finansach?  Odpowiedź jest prosta. Właśnie pani minister sportu w dniu 29.01.2013 r. ogłosiła  finansowy podział tortu dla sportu. Wszystkie dyscypliny zostały podzielone na  cztery grupy:

1. Dyscypliny priorytetowe (tzw. złota grupa), przynoszące Polsce medale na najważniejszych imprezach sportowych, które dostaną najwięcej środków z budżetu: pływanie, żeglarstwo, kolarstwo, podnoszenie ciężarów, zapasy, narciarstwo klasyczne oraz lekkoatletyka, wioślarstwo i kajakarstwo. 

2. Dyscypliny ważne (tzw. srebrna grupa): biathlon, judo, strzelectwo sportowe, szermierka, łyżwiarstwo szybkie, tenis — otrzymają o 20% mniej pieniędzy. 

3. Dyscypliny o małym znaczeniu (tzw. brązowa grupa), określane, jako niszowe, mało popularne, nieprzynoszące medali na zawodach wyższej rangi: badminton, boks, gimnastyka, jeździectwo, łucznictwo, tenis stołowy — otrzymają o 30% mniej pieniędzy. 

4. Dyscypliny o minimalnym znaczeniu (poza podium), bez osiągnięć medalowych i zaplecza szkoleniowego: akrobatyka sportowa, curling, golf, łyżwiarstwo figurowe, pięciobój nowoczesny, sporty saneczkowe, taekwondo, triathlon. 

5. Dyscypliny nieolimpijskie, które uzyskają w br. środki niższe o połowę, a w roku 2014 w ogóle przestaną być finansowane przez ministerstwo: alpinizm, brydż sportowy, karate tradycyjne, kick boxing, sporty motorowodne i narciarstwo wodne, sporty lotnicze, sporty motorowe, szachy, taekwon-do ITF, ju-jitsu, karate, karate fudokan, kulturystyka i trójbój siłowy, muaythai, orientacja sportowa, sumo, wu-shu, baseball i softball, bilard, kendo, korfbal, kręgle, płetwonurkowanie, radioorientacja, skiboby, snooker i bilard angielski, sporty modelarskie, sporty wrotkarskie, sporty psich zaprzęgów, taniec sportowy, unihokej, warcaby, wędkarstwo. 

6. Gry zespołowe, spośród których tylko koszykówka, piłka ręczna, siatkówka i piłka nożna będą mogły liczyć na wysoki budżet; pozostałe dyscypliny zostaną zmuszone do znalezienia sponsora strategicznego na własną rękę. 

Nie mogę dyskutować na temat grupy piątej i szóstej.

Wiem tylko jedno, że dla badmintona jest to cios poniżej pasa. Przez lat 35 walczyliśmy o popularyzację dyscypliny. Na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie wystąpiliśmy z ogromnymi szansami na medal. Nasze gry były pokazywane w tv. Jedną lotką przegraliśmy medal brązowy, czy wraz z tą jedną przegrana lotką przegraliśmy badmintona na lata? Zostaliśmy skazani na powrót do lat osiemdziesiątych? Po zdobyciu kilkunastu medali Mistrzostw Europy Juniorów i Seniorów? Jak to możliwe, zatem, że w dniu 25.01.2013 r.  w Sejmie podczas obrad sejmowej komisji sportowej, w których uczestniczyły władze Polskiego Związku Badmintona uznano, że badminton powinien zostać wprowadzony do szkół?

Może ktoś mi to wytłumaczy. Ja tego po prostu nie rozumiem! Budowanie dyscypliny trwa lata. Lekka atletyka istnieje prawie sto lat, inne sporty niewiele mniej, my w tempie błyskawicy staraliśmy się dotrzeć na szczyt zajęło to nam 35 lat i co? I wyrzuciliśmy wszystko na śmietnik? Czy to znaczy, że poprzednicy pani minister nie wiedzieli, co czynią finansując naszą dyscyplinę rokrocznie zwiększając jej budżet, wprowadzając do Igrzysk Młodzieży Szkolnej do Spartakiady Młodzieży? Znaczy, co? To było niepotrzebne, wiem jedno łaska pańska na pstrym koniu jeździ i tym razem też tak jest… albo nie byliśmy dość przekonywujący w rozmowach z ministerstwem…. albo okrojono fundusze na sport i trzeba było to jakoś uzasadnić?  ….

Wielu moich przyjaciół z dawnych lat jest żywo zainteresowanych polskim badmintonem i jego historią, dlatego postanowiłam poprosić Beatę Moore o przetłumaczenie kilku tekstów o badmintonie na język angielski:

 English version:

The 35 years perspective (1)

Including badminton into the Olympic Games in Barcelona in 1992 created an increased development of this sport and interest at the same time. In 1992, 114 associations were registered in International Badminton Federation, including Polish Badminton Association. The decision of the International Olympic Committee on 5th June 1985 of including the sport in 1992 games influenced the dynamic development of badminton in Poland. Many clubs were created; the training and organisation side of the clubs were directed to increase the player’s skills.

Before however I will talk about Olympic Games in Barcelona, I will show the conditions in which we had to work in years 1991-1994. In the year 1989 vast political and economic changes occurred in our country that changed not only the economy and finances but also the way how the ministry of culture and sport worked. All sport associations were influenced, as the whole financing structure of the sport was reshaped.

The many changes of the president of the ministry of sport show how critical the situation was. In 1991-1993 the following people were in charge: Zenon Lenkiewicz, M. Bidas, Zbigniew Zalewski, Janusz Polesiak,  Zbigniew Zalewski,  Marek Paszucha i Stanisław Stefan Paszczyk.  The best indication of the situation of the finances of the Polish sport will be the percentage of the country budget given to the ministry of sport.  In 1990 – 0,51%, 1991 -0,33%, 1992-0,13%, 1993-0,12%, and plan for 1994  was 0,11%. In other countries, an average, it was 1/20 of the budget. The worse year was 1991 when Mr Bidas cut 47% of the Polish Badminton Association in September; by that time we already had used 75% of the budget. It was the most difficult time as we started the preparations to World Individual Tournaments as Olympic Qualifying Tournaments of IBF for 1992. We have started 1992 year with the debt of 50% of our income. Organisational side was not any better; there were 22 divisions, 188 sections, 6488 players and 890 players in classified list. 

Anyway, back to 1992 Olympic Games; despite all the financial difficulties, we did manage to organise Polish Open Płock 1992, the last qualifying tournament for the Olympics. Forty one representatives of different countries took part in them. We also managed to send our players to International Tournaments to gain necessary points for the higher ranking on IBF lists. As a result, we had 6 players that qualified for Barcelona ( women: Bożena Bąk, Wioletta Wilk, Beata Syta, Bożena Haracz, Katarzyna Krasowska and one man Jacek Hankiewicz). Their coach, Zhu Jun Ling was from China, he worked with them since 1989.  Polish Olympic Committee paid for four players to go to Barcelona, two players and Ryszard Borek coach were sponsored by Damis  Sp. z o. o and FSO Warszawa. Participation in the Olympics was very stressful, but Bożena Bąk/Wioletta Wilk  finished in the 9th place.

IOC decided that there are going to be 192 players (96 women) and 4 disciplines: men’s singles, women’s singles, men’s doubles, women’s doubles. Mixed doubles sadly was omitted, which was a great loss as our players in this disciplines finished in the 6th place, just behind Joo Bong Park/Myeong Hee Chung  from Korea, Thomas Lund/Pernille Dupont Danmark, Jan Holst- Christensen /Grete Mogensen from Danmark, Jan Paulsen/Gilian G.Gowers, Max Gandrup/Gilian M.Clark from England. It was the best result for our players in the history of Polish Badminton.

Why am I writing about it, well, the current minister have just divided the sport into four groups:

1. Priority sports bringing the most gold medals including:  track and field ,swimming, sailing, cycling, rowing, canoing, skiing, weightlifting. 

2. Important sports (so called silver group): biathlon, judo, shooting, skating, fencing, tennis –all these will get 20% less money. 

3. Sports of very little importance (so called bronze group) that are not popular, not bringing any medals: badminton, boxing, gymnastics, archery, table tennis – all these will get 30% less money. 

4. Sports of minimal importance, without any medals: golf, figure skating, taekwondo, and triathlon. 

5. Non-Olympics sports will get 50% less money and in 2014 will stop being financed by the Ministry of Sport: ju-jitsu, karate, karate fudokan, snooker, baseball, sport bridge, sumo, wu-shu and many more. 

6. Basketball, handball, netball and football will be generously paid but other sports will have to find their own sponsors.

I can’t discuss group five and six but I know that for badminton, it is a disaster. For 35 years we were fighting to popularise this sport and in London Olympics we bravely fought for medals. Our games were shown on TV and we lost bronze medal by one point. Did this one point costs us years of hard work? Do we go now back to the 80’s? How is it possible that badminton that was introduced to schools by the decision of the Seym lost the support of the Ministry of Sport?  I simply cannot understand why the sport that have developed so well and in such a short time was by the decision of the current minister, pushed to the very bottom of the list. Why, can anyone explain it to me?

 

 

 

 

 

 

Zawody są w toku. Skończyliśmy rozgrywki drużynowe, które trwały cały tydzień. Zaczynamy turniej indywidualny. Losowanie już znamy.  Moja „mała” podopieczna przeżywa katusze. Oczy zapuchnięte, czerwone. Widzę, że nocami nie śpi. W końcu odbywam z nią długą rozmowę i mówię: „Kochana co ma być to będzie, jak już w końcu otrzymamy informacje, to będziemy się martwić. Teraz musimy się skupić na grze i na tym, aby jak najlepiej wypaść w zawodach indywidualnych”. Łatwo mówić, trudniej zrobić. Roger widząc mnie tylko się uśmiecha, ani on, ani nikt nie może nic zrobić. A ja? No cóż, jem tę żabę razem z Andrzejem i Ryśkiem, choć Ryszard ma na głowie gry indywidualne, treningi z zawodnikami, którzy zaczynają później, odprawy z sędzią głównym, czyli huk roboty, którą dzielimy  w miarę możliwości między siebie. Oprócz tego jest kongres, czyli Annual General Meeting, na który przyjeżdżają z całego świata  prezesi i sekretarze generalni poszczególnych związków badmintona. W owym czasie IBF liczyło około 110 członków dzisiaj liczy 170.

Nie pamiętam dokładnie całego Kongresu. Byłam zarówno przy ekipie jak i starałam się towarzyszyć prezesowi w najważniejszych spotkaniach robiąc notatki. Przyjazd wszystkich najważniejszych osób na Kongres to jedyna możliwość bezpośredniego spotkania oraz wymiany zdań dotyczących przyszłej współpracy. Kuluary Kongresu były zawsze najważniejsze, a ilość wypitych kaw, czy herbat była miarą sukcesów dyplomatycznych, gdyż wtedy można było spokojnie porozmawiać o konkretnych sprawa dotyczących trenerów i zawodników. Pamiętajmy, że Azja funkcjonuje zupełnie inaczej niż Europa. Tam spotkanie jest planowane z wyprzedzeniem, uzgodnione, konkretna godzina ustalona przed przylotem na drodze wymiany telexowej, spotkanie musi być przygotowane i ważne = korzystne dla obu stron. Stąd wiele godzin spędzałam na przygotowaniu trzech, czterech spotkań z przedstawicielami najważniejszych związków: CHRL, Indonezji, Korei Płd, czy też Japonii. No i jeszcze jedna ważna rzecz: Prezes Związku – Andrzej Szalewicz był osobą znaną w badmintonie ,a więc aranżowanie spotkań nie było zbyt uciążliwe. Z przedstawicielami państw europejskich spotykaliśmy się w hotelu, bądź przy śniadaniu, bądź na hali przy herbacie.  Robiliśmy zawsze następujące założenie: z każdych dużych zawodów musieliśmy wrócić z podpisanym planem współpracy z największymi związkami badmintona na minimum kolejny rok ,a najlepiej na dwa lata. W przypadku Chin pomagała nam Ambasada ChRL w Warszawie. Również po naszym pierwszym wyjeździe do Indonezji bardzo pomocna dla Polskiego Związku Badmintona była Ambasada Indonezji w Warszawie. Można powiedzieć, że byliśmy jej częstymi gośćmi, a jeden z Ambasadorów przez okres pobytu w Polsce zawsze brał udział w zawodach Międzynarodowych Mistrzostwach Polski, gdziekolwiek one były organizowane. Te kontakty  bardzo pomagały w codziennej pracy, ale też i w kontaktach ze związkiem na drodze dyplomatycznej.  Ale wracamy do Dżakarty.

Pamiętam, to był wtorek 6 dni po sławetnym badaniu. Jestem na hali- w pobliżu kortu na którym debel kobiet gra z zawodniczkami z Tajlandii. Hałas okropny, temperatura na hali w granicach 48 stopni Celsjusza bez klimatyzacji !!!!!!!!!! Nasze wygrały pierwszego seta. Ja cała rozkrzyczana, czerwona i cholernie zdenerwowana, no bo może wygramy choć raz, choć  pierwszy raz z Azjatkami?  Nie zauważyłam Rogera Johanssona, który podszedł przytrzymał mnie za łokieć i usłyszałam ciche, bardzo ciche: „… Jadwiga, don’t worry, everything is ok..” i ja, która wróciłam w tym momencie z dalekiej podróży: „… ok? Roger, Are you sure? Yes, I have got official information from Perth, your player is ok. The A probe is all right. Official information you are going to get very soon. Thank you Roger, thank you very much, indeed!…”

Cholera, cholera, cholera, krzyczę na cały głos, którego i tak nikt nie słyszy. Rzucam się na szyję Rogera, całuje go w policzek! O Matko Moja, o Matko wszystkich, o Boże , dziękuję, jesteśmy uratowani! Moje dziewczyny spoglądają na mnie, na boisku akurat jest przerwa pomiędzy pierwszym a drugim setem, tylko kilkadziesiąt sekund. Moja dziewczynka patrzy na mnie, a ja uśmiechnięta od ucha do ucha. Zrozumiała! Już wie! Jest dobrze. Dzięki. Komu ja właściwie dziękuję?  Jej, sobie, Bogu, komu? Wszystko jedno, wszystkim.

Po meczu podchodzi do mnie moje dziecko, moja zawodniczka, moje siedem dni nieszczęść wszelakich, nic nie mówimy, tylko ona płacze w moich ramionach. „No już nic, no już dobrze, córcia, już dobrze. Wiesz, że przeżywałam to razem z tobą, ale Ty tego nie wiesz, przecież Ty nie wiesz, że ja już nawet szukałam nowej pracy, nie tylko dla siebie ale i dla Ryśka. A drużyna ? Przecież byliśmy już w mojej głowie zdyskwalifikowani  …”.

Dopiero długo po powrocie do kraju spotkałam się z Piotrem A. sędzią, naszym znakomitym chemikiem pracownikiem naukowym na Uniwersytecie w Poznaniu. Wtedy to Piotr mi wytłumaczył dokładnie, jak to było możliwe, że próbka A, pewnie i B była w porządku. Otóż, proszek z kogutkiem lub z krzyżykiem zawierał wówczas takie składniki chemiczne, które po maksimum 48 godzinach były usuwane z organizmu. Powiedział również, że klimat tropikalny, temperatura, picie wody, aby nie odwodnić organizmu, bardzo duże pocenie spowodowały szybkie usunięcie tego specyfiku z organizmu, założył ,że w ciągu 36 godzin już nie było po nim śladu. Tylko ani ja ani nikt tego w Dżakarcie wtedy nie wiedział! Przecież nie było telefonów komórkowych, aby zadzwonić, zapytać, wyjaśnić!  Jedno jest pewne, zdarzenie to odnotowała cała ekipa w swojej pamięci i w kolejnych latach nie słyszałam, aby ktokolwiek cokolwiek brał na ból głowy lub na inne dolegliwości, jeżeli zachodziła taka potrzeba moi zawodnicy chodzili do lekarza z listą leków i substancji zakazanych. Nauczkę mieli wszyscy na bardzo długie lata. Swoją drogą muszę powiedzieć, że w całym światowym badmintonie odnotowano tylko jeden przypadek  użycia substancji niedozwolonej. Jak to się mówi specyfika dyscypliny, nie można brać środków dopingowych w dyscyplinie, w której wychodzisz na kort i spędzasz na nim średnio 20 do 40 minut (obecnie), a kiedyś nawet i 90 minut, bo tyle trwał najdłuższy mecz o tytuł mistrza świata w 1983 r. w Kopenhadze pomiędzy Liem Swee King a Icukiem Sugiarto. Zresztą ten mecz był tak dobry szkoleniowo, że wiele pokoleń zawodników  na nim szkolono. W mojej bibliotece video jest do dzisiaj, i pomimo tego, że byłam na wszystkich mistrzostwach świata od 1983 nie widziałam takiego perfekcyjnego jak ten.

Wracając do substancji zabronionych. Nie ma takiej, która mogłaby działać w dyscyplinie badminton przez taki czas, i dzięki Bogu, że nie ma. Dlatego tylko ciężka praca, trening, technika, taktyka oraz gra z najlepszymi zawodnikami świata mogą dać efekty. Tak… w roku 1989 sukcesów nie odnieśliśmy. Ale był to jeden z etapów w szkoleniu, w zdobywaniu wiedzy, w drodze ku mistrzostwu.

Dopiero w roku 2010 podczas zawodów Djarum Indonesia Open Super Series Grand Slam 2010, które odbyły się w Dżakarcie prawie w tym samym terminie 22-27.06, polski mixt Robert Mateusiak/Nadia Zięba (Kostiuczyk) zdobyli złoty medal w grze mieszanej. Można powiedzieć w jaskini lwa, w Azji w turnieju z pulą nagród 250.000 $ , ile to lat po naszym wyjeździe ?

Tak 21 lat później. Oczywiście zarówno Nadia jak i Robert wygrywali już silne turnieje, ale ten indonezyjski sukces był bardzo wiele mówiący, przynajmniej dla mnie, Ryszarda i Andrzeja. Trzeba było od 1989 r.  jeszcze dwa razy wymienić skład reprezentacji, trzeba było jeszcze zestawić ten mixt w roku 2004, ułatwić im pracę, wyjazdy, aby w końcu sięgnąć po złoto. Tak, ale my już starzy, ciągle zakochani w badmintonie, patrzymy na to od kilku lat, jako najwierniejsi widzowie, wracający wspomnieniami do wszystkich zdarzeń, jakie po drodze należało pokonać, aby wygrać złoto w Dżakarcie. Przecież ten sukces powstawał latami, a nie w ciągu jednego czy trzech lat…

Cdn.

25 październik rozpoczął się tragicznie dla środkowej Jawy. Najpierw trzęsienie ziemi na wyspach Indonezji –Mentawai o sile 7,7 w skali Richtera oraz ogromna fala tsunami spowodowana tym trzęsieniem, w wyniku, którego zginęło, co najmniej 311 osób a ponad 400 jest uznawane za zaginione. Archipelag Mentawai jest jednym z najbardziej narażonych na trzęsienia ziemi regionów Indonezji. Oprócz surferów, wyspy nie przyciągają jednak wielu turystów, gdyż są trudno dostępne. We wtorek, doszło do erupcji wulkanu Merapi, mającego wysokość 2914 metrów n.p.m., położonego na gęsto zaludnionych terenach, w odległości 26 km od miasta Jogyakarta – pierwszej starej stolicy Indonezji.  Jak podała Agencja AP ponad 20 tysięcy osób pozostało bez dachu nad głową; W następstwie wybuchu wulkanu Merapi zginęło, co najmniej 30 osób, a 17 odniosło obrażenia. Jak podał Indonezyjski Czerwony Krzyż, erupcja spowodowała ewakuację ok. 36 tys. osób. Na żyznych zboczach Merapi mieszkało ok. 11 tys. ludzi. Indonezja oczekuje na pomoc i już pierwsze samoloty z namiotami, wodą lekami lądują w Jakarcie. Dzisj ponownie nastąpiła erupcja wulkanu Merapi co najmniej 100 osób zginęło, po fali goracych gazów i popiołu wyrzucanych na wysokość 6000 m, ogromna chmura pyłu pokryła teren 250 km kwadratowych, erupcja przybiera na sile, a strefa zagrożenia zwiększyła się do 20 km w promieniu wokół wulkanu. 100 tysiecy odób przebywa obecnie w obozach w pobliżu Yogyakarty.Jak pisze agencja EFE, obecnie głównym problemem logistycznym jest znalezienie właściwego środka transportu na dostarczenie na odległe wyspy Mentawai pomocy tysiącom poszkodowanych. Podróż łodzią zajmuje kilkanaście godzin, a wysokie fale sprawiają, że jest niebezpieczna. Indonezja to państwo wyspiarskie położone na 17 508 wyspach. Około 6 tys. z nich jest niezamieszkanych. Należą one do Archipelagu Malajskiego. Wyspy Indonezji rozciągają się na długości ponad 5 tys. km wzdłuż równika i na długości 1750 km z południa na północ. Ich brzegi opływają Ocean Spokojny i Indyjski. Na wyspach znajdują się liczne wulkany. Indonezja jest często nękana przez trzęsienia ziemi i tsunami. Najwyższym szczytem jest Puncak Jaya – wysokość 4884 m. Indonezja graniczy z Papuą- Nową Gwineą na Nowej Gwinei, Malezją na Borneo i Timurem Wschodnim na Timurze. Dlaczego właśnie ta informacja spowodowała moje poruszenie? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta, moja serdeczna przyjaciółka Renata, mieszka w Indonezji od roku 1975, stąd wszelkie informacje dotyczące Indonezji są mi niezwykle bliskie. Z Renatą przyjaźnimy się od 57 lat to jest od pierwszej klasy szkoły podstawowej.  

Trzeba też wiedzieć, że Indonezja posiada bardzo silną reprezentację narodową w badmintonie i pierwsze medale zdobyte przez to państwo na Igrzyskach Olimpijskich w ogóle a było to w Barcelonie 1992 roku , oraz w 1996 roku w Atlancie zdobyli zawodnicy tej właśnie dyscypliny. W Barcelonie: Alan Budi Kusuma złoty medal w grze pojedynczej mężczyzn, Ardy Wiranata medal srebrny w tej samej grze, Hermawan Susanto medal brązowy, w deblu mężczyzn Rudy Gunawan i Eddy Hartono złoty medal, i w grze pojedynczej kobiet Susi Susanti medal złoty.W Atlancie: Mia Audina srebrny medal a Susi Susanti medal brązowy w grze pojedynczej kobiet, i Rexy Mainaky/Ricky Subagja medal złoty w deblu mężczyzn. Z powyższego jasno wynika, że moje zainteresowanie Indonezją jest jak najbardziej uzasadnione.  

Był rok 1989 – maj. Polska została zaproszona do udziału w pierwszych drużynowych mistrzostwach świata o Puchar Sudirman, którego fundator Dick Sudirman był założycielem Buluntangkis Seluruh Indonesi- PBSI czyli Indonezyjskiego Związku Badmintona i przez 22 lata był Prezesem tego Związku. Był członkiem Zarządu Międzynarodowej Federacji Badmintona IBF- Vice Prezydentem i pamiętając o Nim i Jego pracy na rzecz rozwoju badmintona nie tylko w Azji ale też na świecie postanowiono wystąpić z inicjatywą zorganizowania I Drużynowych Mistrzostw Świata  w badmintonie razem z indywidualnymi mistrzostwami świata- fundując puchar i nazywając go Pucharem Sudirmana. Sam puchar jest imponujących rozmiarów. Ma 80 cm wysokości, jest wykonany ze srebra pokrytego 22 karatowym złotem na  podstawie ośmiokątnej wykonanej z drewna „ jaiti”- tekowego. Puchar przedstawia lotkę na zwieńczeniu której jest postawiona replika świątyni Borobudur- ósmego cudu świata. Uchwyty tego Puchary przedstawiają tor lotu lotki badmintonowej.

Do Dżakarty  mieliśmy polecieć w składzie 8 zawodników: Jacek Hankiewicz, Jerzy Dołhan , Grzegorz Olchowik, Janusz Czerwieniec, Bożena Siemieniec, Bożena Haracz, Marzena Masiuk, Elżbieta Grzybek, trenera Ryszarda Borka, Prezesa Związku Andrzeja Szalewicza na Kongres IBF (Międzynarodowej Federacji Badmintona) oraz niżej podpisanej, jako kierownika ekipy. Niestety już na początku wydarzyło się wielkie nieszczęście, ponieważ w wypadku samochodowym zginął maleńki syn Jurka Dołhana. Z wiadomych względów Jurek musiał pozostać w domu. Przed wylotem odbyło się arcymiłe pożegnanie naszej ekipy w Ambasadzie Indonezji w Warszawie, w którym brał udział Pan Ambasador, Jego Małżonka oraz wszyscy pracownicy Ambasady. Przygotowano dla nas informacje na temat Indonezji oraz pyszną kolację, na którą składały się dania kuchni indonezyjskiej, zobaczyliśmy też film o Indonezji, byliśmy, bowiem pierwszą ekipą sportową, która wyjeżdżała do Indonezji na Mistrzostwa Świata. Bilety zakupiłam przed 1 kwietnia i w ten sposób zaoszczędziłam dla Związku 40% kosztów, gdyż po tym terminie nastąpiła zmiana taryf cen biletów lotniczych. Główny Komitet Kultury Fizycznej i Sportu pożyczył Związkowi dewizy na wyjazd, które zostały zwrócone( IBF przyznał nam stosowną kwotę dolarów i w ten sposób mogliśmy spłacić nasze zobowiązania w stosunku do GKKFiS) po przyjeździe ekipy do Kraju. Pierwszy lot o godz.9.40 samolotem Lufthansa z Warszawy do Frankfurtu nad Menem. We Frankfurcie lądujemy o godz.11.00. Cały bagaż mamy nadany bezpośrednio do Jakarty –Indonezja. Jest tego dużo, bo aż 14 toreb a nadbagaż wynosi jak zwykle około 180 kg. Do Indonezji lecimy na kilkanaście dni a więc mamy stroje treningowe, reprezentacyjne, i trochę własnych ubiorów oraz jak zwykle trochę europejskiego jedzenia. Przed wyjazdem do Dżakarty odbyło się spotkanie ze wszystkimi osobami odlatującymi  na Mistrzostwa. Zawodnicy zostali szczegółowo poinformowani o zasadach uczestnictwa, ponadto o badaniach dopingowych oraz otrzymali xero listy substancji zabronionych. Przed wyjazdem również zostały dokonane wyrywkowe badania kontroli antydopingowej naszych mistrzów. Wydawało się, że nie zaniechaliśmy żadnych procedur.  We Frankfurcie Andrzej, ja i Rysiek, mamy uzgodnione spotkanie z sekretarzem generalnym Niemieckiego Związku Badmintona panem Helmutem Altmanem. Spotkanie dotyczy planów współpracy Niemieckiego i Polskiego Związków Badmintona na rok 1990 i lata następne. Spotkanie miało się odbyć w Hotelu Steingbergerhof. O godz.12.30 nasza trzyosobowa grupa dotarła do lobby hotelu. Spotkanie trwało prawie dwie godziny i uzgodniliśmy szczegóły wspólnych akcji na rok następny i kolejne. Reprezentacja Niemiec miała wziąć udział w Międzynarodowych Mistrzostwach Polski juniorów i juniorów jak również mecze Polska Niemcy, my zaś mieliśmy wziąć udział w German Open i zawodach w Gutersloh, czyli w Niemieckich Mistrzostwach Juniorów. Ponadto ustaliliśmy, że do Polski przyjedzie na zgrupowanie kadry narodowej trener kadry Niemiec Guther Huber. Zgrupowania naszej kadry odbywały się w tym czasie w hotelu Hańcza i Hali OSiRu w Suwałkach. Ze względu na zbliżająca się godzinę odlotu samolotu do Dżakarty zadowoleni z dokonanych ustaleń i podpisanego planu wymiany powróciliśmy na lotnisko. Trzeba wiedzieć, że w roku 1989 obywateli polskich obowiązywały wizy zarówno do Niemiec jak i do Indonezji. Reprezentacja Polski, którą pozostawiliśmy w umówionym miejscu na lotnisku miała na nas czekać a ponieważ jechała tranzytem nie potrzebowała wiz, natomiast Ryszard, Andrzej i ja mieliśmy wizy załatwione w Ambasadzie Niemiec w Warszawie przy ul. Katowickiej. Po ponownym przejściu granicy, dokonanych formalnościach paszportowych wróciliśmy do naszych zawodników i tu czekała nas duża niespodzianka. Otwierając butelkę kapslowanej wody mineralnej takim starym sposobem, o coś opierało się kapsel i waliło z góry ręką, kapsel odskakiwał, Janusz wykonał to wielce niefortunnie i rozciął sobie dość głęboko prawą dłoń, ponieważ szyjka butelki odpadła i jego dłoń nadziała się na sterczące szkło. Janusz został przez służby ratownicze działające na lotnisku odtransportowany do Szpitala mieszczącego się w obrębie portu lotniczego, a że nie miał wyrobionej wizy nastąpiły pewne komplikacje i wizę musiał nabyć za kilkadziesiąt marek zachodnioniemieckich, nie licząc tego, że należało zapłacić dodatkowo dwieście kilkadziesiąt marek za wykonanie rtg ręki oraz założenie kilkunastu szwów. W sumie jedno nierozważne otwarcie butelki wody mineralnej kosztowało nas ponad 300 marek. Rok 1989 nie był rokiem, w którym działały ubezpieczenia wielu firm, a my, jako reprezentacja nie byliśmy ubezpieczani na wyjazdy zagraniczne. Pomimo tego skontaktowałam się telexem (to taki rodzaj faxu, ale działającego w oparciu o perforowana taśmę, na której kodowało się treść depeszy i wysyłało specjalnym łączem sztywnym do danego odbiorcy w danym kraju) z biurem naszego Związku z nagłą prośba ubezpieczenia ekipy na wyjazd do Indonezji, natychmiast, w dniu dzisiejszym, co się Markowi udało. Nie wdawałam się w dyskusję tylko poprosiłam o dokonanie ubezpieczenia od dnia dzisiejszego. Marek zrozumiał, że coś musiało się stać i bez zbędnych dyskusji dokonał tego, o co go poprosiłam. Ekipa była od tej pory ubezpieczona i bezpieczna przynajmniej w tym zakresie. A ja od tamtego sławetnego zdarzenia na lotnisku we Frankfurcie, nauczona smutnym doświadczeniem, zawsze pilnowałam, aby nasza reprezentacja miała ubezpieczenia i właśnie, dlatego sponsorami Związku zostawały kolejno różne Firmy ubezpieczeniowe (Bankowe Towarzystwo Ubezpieczeń i Reasekuracji „Heros”, Towarzystwo Ubezpieczeniowe „Warta”, i następnie „Compensa”).

Janusz otrzymał antybiotyk w zastrzyku oraz informację na piśmie o zdarzeniu na lotnisku jak również stosowne zaświadczenie o podanych lekarstwach i zastosowanym leczeniu.  W tej sprawie miałam dokumenty dla lekarza IBF, którego musiałam powiadomić, bezpośrednio po przylocie, ze względu na badania antydopingowe, ale najważniejsza sprawą był przelot Janusza do Dżakarty. Po takim wypadku oraz po szyciu ręki, po podanym  antybiotyku, nie wiedzieliśmy jak organizm wytrzyma ten wielogodzinny lot do Singapuru (9 godzin) plus prawie dwie godziny oczekiwania w Singapurze i 4 godziny lotu do Jakarty. Pełni obaw wsiadaliśmy do naszego transkontynentalnego Jumbo Jeta szykując się do lotu. Niezbadane są losy ludzkiego młodego organizmu, Janusz pewnie z wrażenia i stresu zasnął w samolocie i w bardzo dobrym stanie dotarł do celu podróży, nawet nie miał gorączki, natomiast ja przez całą drogę myślałam jak to wszystko ułoży się zarówno w podróży jak i na miejscu, choć właściwie wiedziałam, że o pobyt w Dżakarcie nie mam powodów zbytnio się martwić, bo Renata i jej mąż Raden Mas  Koenhendrarso Soerjosoeharto (inaczej mówiąc  Książe Koenhendrarso Soerjosoeharto) będą czekali na nas na lotnisku i cała ekipa Polska zostanie otoczona troskliwa opieką.

Koenhendrarso Soerjoseharto, potomek błękitnej krwi, wywodził się z rodziny Książąt władców Sułtana Mangkumegara II dan Palmbowono. W Indonezji jest jeszcze jedno znaczniejsze Księstwo Yogyakarty Mangkunegar I, potomkowie Sułtana Hamengkawono, obecnie jest Sułtan Hamengkawono X.

Po wielu godzinach podróży oczekiwania we Frankfurcie i Singapurze wreszcie długiego lotu po prawie 20 godzinach w końcu wylądowaliśmy w Dżakarcie. Koen oczekiwał na naszą ekipę i razem z organizatorami pojechaliśmy do Hotelu Indonesia. Zmęczeni niemiłosiernie szybko załatwiliśmy meldunek, oraz akredytacje, bez których na żadnej imprezie nie można funkcjonować, ekipa udała się do pokoi. Rysiek wraz z ekipą mieszkał w hotelu zaś ja i Andrzej pojechaliśmy z Koen’em do jego domu-względy ekonomiczne nie pozwoliły nam na wynajem hotelu. Dom Koena na Martimbang położony w Dżakarcie Selatan (Selatan Południowej). Dżakarta dzieli się na cztery: Pusat – Centralną, Timur-Wschodnia, Utara- Północną, Selatan –Południową, Barat –Zachodnią.   Hmmm, do domu, no tak pamiętamy wszyscy nasze lokale mieszkalne typu M2, M3, czy moje M4, które składało się z trzech pokoików i kuchni oraz mikroskopijnej łazienki o łącznym metrażu 48 metrów kwadratowych. A tu Indonezja, państwo nie za bogate a zostaliśmy przywiezieni na osiedle domków jednorodzinnych PERTAMINA ( Firma, która zajmowała się importem i sprzedażą ropy naftowej powiedzmy jeden z potentatów na rynku Azjatyckim w tym zakresie, w której pracował dr chemii Koenhendrarso  Soerjosoeharto, który chemię ukończył na Politechnice Warszawskiej mieszkając w Polsce 16 lat). Piękny bungalow, parterowy dom w holenderskim stylu neokolonialnym o powierzchni ponad 400 metrów kwadratowych, wokół palmy kokosowe, bananowce, drzewa papai, i innych nienazwanych przez mnie przepięknych krzewów. Zatkało nas z wrażenia. Na progu żona Koena, piękna Ibu Renata jej dwie jeszcze ładniejsze córki Sita i Devi. Renata moja przyjaciółka z lat szkolnych. Tu należy się wszystkim pewne wyjaśnienie. W roku 1989 dewizy na wyjazdy zagraniczne przydzielano i były one limitowane. Trzeba było otrzymać po pierwsze zgodę GKKFiS na wyjazd ekipy za granice, trzeba było uzyskać zgodę na przydział dewiz a dewizy były bardzo, ale to bardzo limitowane. W tym wypadku pieniądze na pobyt pożyczyliśmy od Urzędu a właściwie za zgoda GKKFiS od COSu, który działał w imieniu Urzędu w sprawach paszportów i dewiz. Po przeliczeniu okazało się, że ekipa może zamieszkać w hotelu, bo dla niej pieniędzy wystarczy, ale ja i Andrzej musimy zorganizować sobie coś innego, dlatego Koen i Renata byli naszą szansą. Ulokowano nas w osobnym małym dwupokojowym bungalowie. Obok była łazienka z cebrzykiem wody ciągle uzupełnianej, gdyż temperatura w Dżakarcie nigdy nie spada poniżej 30, w ekstremalnych warunkach do 26 stopni stopni. Stąd stojąca woda w cebrzyku zawsze była mile chłodna.  Prezenty przywiezione gospodarzom zostały oddane a my „padliśmy” każde w swoim pokoju. Wiedząc, że Ryszard jest z ekipą mieliśmy czyste sumienie, ekipa miała załatwiony trening, lotki i wszystko, co było potrzebne, natomiast my mieliśmy dojechać po zakończonym treningu następnego dnia. Mistrzostwa Świata „Sudirman Cup” zorganizowano na Hali Sportowej Selatan mieszczącej 20.000 widzów, która była zlokalizowana prawie w Centrum Jakarty. Podróż z Hotelu na Hale nie trwała długo około 20 minut. Hotel był klimatyzowany niezbyt nowoczesny, jednak wystarczająco wygodny. Mieszkanie u Renaty i Koena było komfortowe, oraz miało dodatkowy plus a mianowicie, jako jedyna ekipa biorąca udział w Mistrzostwach dysponowaliśmy swoim własnym transportem. Koen dał nam, bowiem do dyspozycji mini bus marki Toyota wraz z kierowcą. My tylko musieliśmy wiedzieć, gdzie chcemy jechać, tak, więc codziennie Renata pisała na kartce gdzie jedziemy np. z domu na hale, z hali do Hotelu Borobudur – tam mieszkał sędzia główny, któremu trzeba było dostarczać skład drużyny na kolejny mecz, następnie z Hotelu Borobudur na sug, aby kupić picie i owoce itp. Nie bardzo wiedziałam, dlaczego Renia codziennie nas indaguje skąd, dokąd jedziemy, z jakiego hotelu do hali, do której hali głównej czy treningowej z hali, do którego hotelu, zastanawiałam się czyżby myślała, że „urwiemy się gdzieś”, jeżeli tak to gdzie, ja przecież nie znałam ani Dżakarty, ani malajskiego a trzy słowa, które pojęłam dziękuję-trimakasi, buluntangkis- badminton,  Dżakarta Selatan czy Martimang,  nie wystarczały aby się dogadać, nie miała do nas zaufania? Sprawa okazała się banalna. Pan kierowca był analfabetą i nie umiał czytać, więc ona pisała kartki dla mnie abym ja panu mogła przeczytać na głos i aby on wiedział już gdzie jedziemy, dacie wiarę? Kierowca analfabeta, ale takich i innych niespotykanych sytuacji mieliśmy więcej, ale o nich w następnym odcinku.

Cdn.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.