Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘polecane książki’

 

TEN SŁYNNY KOSTIUM autor N.M.Kelby

TEN SŁYNNY KOSTIUM autor N.M.Kelby

Autorką książki jest znana nam N.M Kelby pisarka polskiego pochodzenia mieszkająca na Florydzie. Jej książki uzyskały liczne nagrody, w tym Złoty Medal Florida Book Award.   O N.M Kelby napisałam post w dniu 29 grudnia 2014 r z okazji wydania w Polsce książki „Białe trufle” o mistrzu Auguście Escoffier, cesarzu wśród kucharzy.

http://www.okiemjadwigi.pl/biale-trufle

Tym razem polecam wam lekturę na wakacje.

Urywki książki znajdziecie tutaj

http://www.okiemjadwigi.pl/ten-slynny-kostium/

„Ten słynny kostium” jest opowieścią o dwóch kobietach, które się nigdy nie spotkały. Z jednej strony mamy Jacqueline Kennedy, Pierwszą Damę, Żonę jak o niej pisze autorka, z drugiej Kate, mistrzynię krawiecką z pracowni Chez Ninon.

Nie wszyscy pamiętają lata sześćdziesiąte, wybory i zaprzysiężenie prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Obok niego drobna (170 cm wzrostu) kobieta, Jego młodsza o dwanaście lat Żona Jacqueline, Pierwsza Dama, ale nie tylko, również ikona stylu. Do historii przeszedł jej różowy kostium, który miała na sobie 22 listopada 1963 r. podczas wizyty w Dallas, w dniu zamachu i śmierci jej męża prezydenta J.F. Kennedy’ego.

Kostium został zamówiony w pracowni krawieckiej Chez Ninon w Nowym Jorku. W tej samej pracowni powstawały licencjonowane repliki ubrań najsłynniejszych francuskich projektantów: Chanel, Givenchy, czy Dior.

Słynny różowy kostium powstał w Paryżu, w pracowni Chanel w roku 1961. I oto widzimy jak Pierwsza Dama zamawia replikę, jak zamówienie zlecone w Chez Ninon otrzymuje osiemdziesięciotrzyletnia już Madame Coco Chanel, świętującą powrót do wielkiego krawiectwa po wielu latach nieobecności. Coco Chanel po namyśle sprzedaje licencję, jednak pod ściśle określonymi warunkami.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego zamówienie nie dotarło bezpośrednio do Paryża na rue Cambon 31?

Otóż musimy pamiętać, że lata sześćdziesiąte to okres wychodzenia z kryzysu po II wojnie światowej. Mieszkańcy Białego Domu są pod uważną obserwacja wielu dziennikarzy wielu gazet. Amerykanie zarabiają po 800 – 1000 $ miesięcznie, wydatek rzędu kilku tysięcy dolarów jest szeroko omawiany i nieaprobowany.

Jacqueline Kennedy jest osoba lubiącą eleganckie stroje, pochodzi z bogatej rodziny. Jest w końcu Żoną Prezydenta, ale w czasie kampanii wyborczej ostro krytykowana za zakupy ubrań w Paryżu na kwotę około trzydziestu tysięcy dolarów. W związku z zaistniałą sytuacją biuro Pierwszej Damy wymyśla sposób, bardzo popularny w ówczesnych czasach i zamawia replikę stroju w amerykańskim butiku. I to nic, że właścicielki butiku muszą kupić licencję u Chanel, to nic, że trzeba słono zapłacić. Ludzie, wyborcy będą wiedzieli, że Pierwsza Dama popiera amerykański business, szyjąc swoje stroje w Nowym Jorku. Wilk jest syty i owca cała.

Warunkiem si ne qua non udzielonej licencji było ręczne szycie według szczegółowych wytycznych, zresztą materiał został zakupiony w tej samej firmie, która dostarczała bele tkanin dla Madame Chanel. To właśnie podczas pokazów na rue Cambon dostawcy wspaniałych materii mieli zarezerwowane krzesła w drugim rzędzie a Madame do nich najczęściej podchodziła i rozmawiała. Dla niej byli magikami, którzy produkowali wełnę typu bucle taką, o jakiej można tylko marzyć, z których Ona tworzyła swoje niepowtarzalne kreacje, upinając je bezpośrednio na modelkach. Ile trwały takie sesje? Wiele godzin, w ciągu kilku dni. Modelki musiały stać i wykonywać to, o co Madame prosiła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Te same ruchy ramion w górę i w dół, wiele godzin dziennie, w górę i w dół, bez końca. Musimy pamiętać, że ubrania Chanel były znane ze znakomitego kroju, były bardzo wygodne.. Aby uzyskać takie efekty Madame wszywała w zakończenia (listwy) swoich kostiumów złote łańcuszki, które obciążały poły, tak, że gotowa marynarka i spódnica układały się znakomicie.

N.M. Kelby autorka książki „Ten słynny kostium” zainspirowała się różowym kostiumem z Chez Ninon i stworzyła fikcyjną opowieść z wątkami historycznymi Stanów Zjednoczonych z modą w tle. Główną bohaterką została Kate pracownica Chez Ninon odpowiedzialna za uszycie różowego kostiumu. Autorka w ciekawy sposób połączyła historię Kate (jedynie imię pracownicy jest prawdziwe reszta to literacka fikcja) i Jackie Kennedy.

Ta książka to nie tylko opowieść o słynnym kostiumie, pojawiają się też wątki miłości (także do mody) i z życia słynnej Żony. Wciągająca, czasami nawet wzruszająca opowieść o losach dwóch kobiet, które miały ze sobą wiele wspólnego. Fikcja z historią przeplata się tak, że trudno je czasami oddzielić. Lektura nie tylko dla fanek mody i Jackie Kennedy!

Kostium bez bluzki istnieć nie może. Oto jak miała wyglądać spodnia część, nierozerwalnie z nim związana:

„…Bluzka miała zostać wykonana ze szczególnego rodzaju jedwabnej szarmezy. Tkanina była niezrównanie miękka, toteż trzeba było zszyć ją za pomocą czarów i nadziei. Kostium był niewiarygodnie delikatny i dekadencki. Wszystko w nim było luksusowe i zmysłowe – i na tym polegała jego tajemnica. Kopia czy nie, uszycie czegoś takiego było niewyobrażalne. Cudownie niewyobrażalne. Kate wiedziała, jakie zachwyty wzbudzi ten piękny strój, kiedy ubierze go Jackie Kennedy. Pierwsza Dama była ikoną stylu, każda kobieta chciała wyglądać tak jak ona. Kate znała jej ubrania na pamięć. Każda pliska, każdy szew, każda haftka przechodziła przez jej ręce. To ona uszyła legendarny różowy kostium à la Chanel…”

N.M. Kelby wyrafinowanym literackim ściegiem zszywa ze sobą losy dwóch kobiet – jednej stojącej w świetle reflektorów, drugiej wiecznie ukrytej za kulisami. Ukazuje od podszewki świat tworzącej się amerykańskiej mody, opisując sieć zmagań nowojorskiego butiku Chez Ninon z europejską królową mody – Coco Chanel. Efektem jest powieść niczym kreacja haute couture – olśniewająca, elegancka, ponadczasowa.’

 

 

 

Moda przemija, styl pozostaje – Coco Chanel

TEN SŁYNNY KOSTIUM autor N.M.Kelby

TEN SŁYNNY KOSTIUM autor N.M.Kelby

„…Jakaż dziwna moc kryje się w odzieży.

Isaac Bashevis Singer

Listopad, rok 1963

Był to szczególny moment, kiedy przechylił się lekko w jej stronę, jak to często robią kochankowie – jakby chciał coś do niej szepnąć. Odwróciła głowę, na której ciągle idealnie na miejscu spoczywał kapelusz, i instynktownie pochyliła się ku niemu, jakby oczekiwała na pocałunek.

Jego rysy złagodniały.

Dostrzegła to dopiero po chwili.

Właśnie wtedy coś szarego i ciemnego spadło na tył limuzyny. Odepchnęła go od siebie i podążyła za tym czymś. Ujęła to w dłonie jakby to było złamane skrzydło.

Na nagraniu widać, co następuje: agent wskoczył do lincolna z 1961 roku i pociągnął ją z powrotem na siedzenie. Nie widać trzydziestu sześciu długich czerwonych róż spadających na ziemię ani agenta, który popycha ją na męża, po czym przykrywa ich oboje własnym ciałem.

Bicie jednego serca tuż przy drugim. A potem cisza.

– Och, nie – wyszeptała.

To wcale nie było skrzydło.

W chaosie towarzyszącym tej chwili agent skupił się na jej kostiumie. Wiedział, że miażdży ją swoim ciężarem. Nie mógł nic na to poradzić. Miał świadomość, że jej twarz wciśnięta jest w twarz męża. Nie był w stanie o tym myśleć. Mógł się jednak skupić na różu pod swoim ciałem.

Zachowywała się bardzo cicho. Spodziewał się, że będzie krzyczeć, ale tego nie robiła.

„Piękny kostium” – napisze później agent w swoich wspomnieniach.

Większość osób sięgających pamięcią do tamtego dnia w Dallas myśli o ziarnistym czarno-białym nagraniu na taśmie filmowej. Ci, którzy tam byli, pamiętają kostium.

*

Tego ranka cała sala balowa czekała na jej przybycie. Prezydent żartował na temat tego, że się spóźnia, ale o spóźnieniu z jej strony nie było mowy. Pracownik biura odpowiedzialny za układanie programu wiedział, że wejście Żony ma zostać zapamiętane. Orkiestra grała The Eyes of Texas Are Upon You.

Kiedy wreszcie wkroczyła do sali balowej, wszystkie oczy spojrzały w jej kierunku, by zobaczyć, jak zajmuje miejsce na scenie. Aplauz był ogłuszający. Nawet jej mąż ze śmiechem wstał z miejsca.

– Nikogo nie interesuje, co włożymy na siebie Lyndon i ja.

Ten kostium był jego ulubionym. Często go nosiła.

– Wyglądasz w nim olśniewająco – mawiał. Poprosił ją, żeby tego dnia go włożyła.

Była „urocza w różowym kostiumie”, jak powie później dziennikarzom jeden z pracowników biura prezydenta. Nawet Lyndon uśmiechnął się na jej widok.

*

Kiedy było już po wszystkim, na podziemnym parkingu w szpitalu Lady Bird po raz ostatni spojrzała przez ramię na prezydenta. Jego limuzyna stała bokiem, jakby porzucona. Drzwi były otwarte na oścież. Agenci desperacko próbowali przenieść go do środka: niektórzy kręcili się wokół granatowego lincolna, przemawiając błagalnie do Żony, która leżała na jego ciele i odmawiała ruszenia się stamtąd nawet na krok. Niektórzy stali z wyciągniętą bronią plecami do tej sceny.

Nie było żadnych lekarzy ani pielęgniarek – byli tam po prostu niepotrzebni.

Pośród tego wszystkiego Lady Bird zapamiętała „różowe zawiniątko, zupełnie jak stos kwiatów leżący na tylnym siedzeniu”. Była to ta nieskazitelna kobieta, w tym pięknym kostiumie, która przykrywała ciało męża.

*

Na pokładzie Air Force One dziewięćdziesiąt minut po tym, jak się to wszystko zaczęło, stał LBJ z ręką na Biblii. Obok niego wdowa, nadal w różowym kostiumie. Fotograf ustawił ją tak, że wyraźnie widać było tylko plamkę na rękawie. Lady Bird usiłowała ją namówić, żeby się przebrała. Pokojówka już przygotowała białą suknię.

– Dziękuję – powiedziała Żona. Zgodziła się tylko umyć twarz, czego później żałowała. – Niech zobaczą, co zrobili.

Zdjęcia były czarno-białe, nic nie było widać.

O piątej rano dwudziestego trzeciego listopada, dwadzieścia godzin po tym, jak spotkała się z mężem w sali balowej – i po tym, jak później jego ciało przewieziono na sekcję zwłok do szpitala w Bethesdzie – Żona po raz ostatni wróciła do ich prywatnych apartamentów. Dwadzieścia godzin. Osiemnaście tysięcy kilometrów. Z żony we wdowę.

W końcu zdjęła kostium.

Kiedy brała kąpiel, ktoś go zabrał. Niektórzy twierdzą, że pokojówka włożyła go do papierowej torby, którą być może ukryto w Sali Map. Inni mówią, że przekazano go Secret Service. W tamtej chwili kostium nie był ważny.

*

Przypadkowe szczątki przetrwały chaos tamtego dnia: napisany na maszynie plan dnia, poplamiony program śniadania, niekompletne listy osób zaproszonych na wydarzenie i fotografie kawalkady samochodów przed hotelem Texas. Różowy kostium jednak zaginął.

Archiwum Narodowe w Waszyngtonie przechowuje Konstytucję, Kartę Praw, a także to, co pozostało po tamtym dniu w Dallas. Znajduje się tam biały, sznurowany gorset ortopedyczny – bóle kręgosłupa u prezydenta stały się tak silne, że bez niego nie mógłby siedzieć w samochodzie. Są także jego zadraśnięty kulą krawat i rozcięta przez sanitariuszy koszula. W grocie, która leży w miejscu objętym tajemnicą, gdzieś na terenie stanu Kansas, archiwum przechowuje także całą zawartość sali numer 1 szpitala w Parkland, gdzie o godzinie trzynastej czasu centralnego uznano go za zmarłego.

Mają także różowy kostium.

Nie został wyprany.

Wydaje się, że nikt w archiwum nie wie dokładnie, jak się u nich znalazł. Obecnie leży w klimatyzowanym pomieszczeniu w obszarze 6W3, choć nikt nie może sobie przypomnieć, kiedy do nich trafił. Być może przysłano go pocztą, choć na paczce nie było stempla pocztowego ani adresu zwrotnego. Owinięto go w zwykły szary papier. Paczkę zaadresowano, używając jednocyfrowego kodu pocztowego, chociaż 1 lipca 1963 roku Stany Zjednoczone przyjęły system kodów pięciocyfrowych. W środku znajdowały się kostium, bluzka, torebka, buty, nawet pończochy, wszystko zwinięte razem, a do tego anonimowy liścik napisany na papeterii z nagłówkiem jej matki. „Noszony 22 listopada 1963”. To wszystko, co na nim widniało.

To, jak kostium znalazł się u jej matki, pozostaje przedmiotem spekulacji, ale na taśmie przechowywanej w bibliotece prezydenckiej kobieta wyjawia, że trzymała go na strychu w swoim domu w Georgetown. Kiedy udzielała tego wywiadu, cierpiała na chorobę Alzheimera. Nie mówi, skąd wzięła kostium, dlaczego go tam przechowywała ani jak długo. Powiedziała jednak, że wydała służącej ścisłe instrukcje, aby go nie oddawała do czyszczenia. Był „ostatnim ogniwem”. Dlatego umieściła go na strychu, razem ze słynną suknią ślubną swojej córki.

Wciąż nie wiadomo, kto i dlaczego wysłał go do Archiwum Narodowego zamiast do biblioteki prezydenckiej. Kiedy wreszcie go znaleziono, kostium nie leżał już w papierowej torbie, tylko w oryginalnym pudełku z pracowni krawieckiej Chez Ninon.

W 1963 roku Pierwsza Dama towarzyszyła prezydentowi Johnowi F. Kennedy’emu w podróży do Dallas w Teksasie, ubrana w jego ulubiony różowy kostium à la Chanel. Wiele ubrań z jej garderoby, w tym i różowy kostium, pochodziło z nowojorskiego butiku Chez Ninon, gdzie młoda krawcowa, irlandzka imigrantka o imieniu Kate, pracowała za kulisami, drobiazgowo wykańczając niezapomniane kreacje Prezydentowej.

Choć nigdy nie miały okazji osobiście się spotkać, Kate znała na pamięć każdą haftkę i pliskę w nieskazitelnym wizerunku Pierwszej Damy. Kiedy różowy kostium, który wyszedł spod ręki Kate, zdobywa sławę w straszliwych okolicznościach, kruchy świat młodej krawcowej – rozdarty pomiędzy przepychem i artyzmem butiku i tradycyjnymi wartościami imigranckiego środowiska – zaczyna się pruć.

TAJEMNICE RÓŻOWEGO KOSTIUMU

Oryginał różowego kostiumu stworzyła Coco Chanel w 1961 roku.

Kostium Jackie nie pochodził jednak z pracowni Chanel. Był luksusową „reprodukcją” wykonaną przez nowojorski salon mody Chez Ninon. Jackie miała bowiem demonstrować patriotyzm poprzez noszenie wyłącznie ubrań uszytych w Stanach.

Choć Chanel nie uszyła kostiumu, jej dom mody dostarczył wzór, materiał, guziki i nici. W Chez Ninon jedynie złożono ubranie w całość w procesie zwanym „szew po szwie”. Żakiet uszyty przez Chez Ninon (1963) kosztował podobno 800–1000 dolarów. Jackie miała go na sobie przynajmniej sześć razy przed zamachem w Dallas.

Według słów biografa Williama Manchestera, Jackie zwierzyła mu się, że włożyła go na specjalne życzenie męża, który miał powiedzieć: Będą tam te wszystkie bogate republikanki w futrach i diamentowych bransoletach. Musisz wyglądać lepiej niż one. Załóż coś prostego – pokaż tym Teksankom, na czym polega prawdziwa elegancja.

Po zabójstwie Prezydenta Jackie odmówiła zdjęcia zakrwawionego kostiumu. Powiedziała do Lady Bird Johnson: Och, nie… Chcę, żeby zobaczyli, co zrobili Jackowi.

Jackie nie chciała zdjąć z siebie kostiumu aż do powrotu do Białego Domu następnego dnia rano…”

Ten Słynny Kostium   autor   Nicole Mary Kelby  Wydawnictwo Między Słowami, Kraków 2015

CDN.

Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie autor Włodzimierz Winek

Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie autor Włodzimierz Winek

Jak wiecie do autobusów mam szczególny stosunek. Kocham je od najmłodszych lat. Towarzyszyły mi zawsze i wszędzie. Od najmłodszych lat (moich i mojego brata) jeździliśmy naszymi ulubionymi Chaussonami, w których czuliśmy się jak w domu. Ja młoda dama około siedmiu-ośmiu lat i mój młodszy brat Zbyszek lat cztery, no góra pięć. Była to jedyna nasza samotna wycieczka, na jaką pozwalała mama. Dostawałam butlę z gorącą herbatą, oraz wałówkę, na którą składały się kanapki. Tak uzbrojeni szliśmy na przystanek najczęściej był to plac Dzierżyńskiego, gdzie tato miał przyjechać za jakiś czas. Staliśmy pod pomnikiem, obserwując wszystkie przejeżdżające samochody. Nie było ich dużo w roku 1951. Za to wzbudzaliśmy zainteresowanie przechodniów, bo nie byliśmy zbyt wyrośniętą „brygadą tygrysa”. Po kilkunastu minutach oczekiwania podjeżdżał autobus taty, gramoliliśmy się i jechaliśmy, co najmniej jedną rundkę, która w slangu kierowców nazywała się kursem. Ojciec opowiadał nam o mijanych miejscach, czasami pozostałych kikutach budynków. Warszawa w 1951 r. była bardzo zniszczona a my zupełnie nie rozumieliśmy tłumaczeń, że została zburzona przez złych ludzi, no, bo jak można niszczyć takie piękne domy, palić je i w dodatku pozbawić ludzi mieszkań, wyganiając do obozu w Pruszkowie. Ojciec musiał długo opowiadać historię Warszawy tak byśmy mogli ją w należyty sposób zrozumieć. Jadąc przez Warszawę widzieliśmy gruzy, które leżały przy ulicy, widzieliśmy ludzi, którzy czekali na przystankach a tata opowiadał. Często nasze grono słuchaczy powiększało się o innych nieznajomych, którzy też chcieli dowiedzieć się więcej o historii Warszawy i tego lub tamtego budynku, teraz zniszczonego. A ja byłam taka dumna, że mój tato jest taki mądry i opowiada nam o takich strasznych czasach i wszyscy dookoła słuchają go z wielkim zainteresowaniem.

O warszawskich autobusach o ich historii, o historii powstania taboru autobusowego jest książka, którą dzisiaj otrzymałam kurierem. Piękne wydanie „Warszawskich Autobusów Najpiękniejszych Fotografii” trzymam w ręku. Wiem, że nie jest to książka dla wszystkich, chociaż należy do pięknie i starannie wydanych albumów, które każdy szanujący się warszawianin powinien mieć w swojej bibliotece.

Dla mnie jest ona wspomnieniem dawnych lat, naszego dzieciństwa, wspomnieniem ludzi nazwisk, które słyszałam, mało tego znałam ich, gdyż spotykaliśmy się często z okazji imienin Jana Zielińskiego i Jana Dołowego, Zdzisława Oszczaka czy Kazimierza Korby. Zresztą myśmy tworzyli wielka rodzinę, bowiem dzieciaki wyjeżdżały, co roku na kolonie do Międzywodzia i tam spotykaliśmy się w różnych grupach, ale tworzyliśmy jeden krąg dzieci, których rodzice pracują w tej samej zajezdni a nasi pracowali w Zajezdni Inflancka.

Mój TatoZ Warszawy do Międzywodzia jechało się autobusami całą noc. W ten sposób dziewięć lub dziesięć autobusów transportowało nas na kolonie a starszych na wczasy. Nie zawsze spałam kamiennym snem podczas jazdy, dlatego pamiętam przejazd przez niektóre miasta, szczególnie przez Toruń. Tak się złożyło, że prowadzący nie bardzo znał trasę objazdów w tym mieście i po kilku nawrotach w końcu autobusy się pogubiły. Na szczęście kierowcy byli umówieni na taką ewentualność, ci, którzy trzymali się razem stanęli na jednej z ulic i czekali na innych, po czym kawalkada ruszyła dalej. Podobne wydarzenia miały miejsce raz w Szczecinie Dąbiu a raz w Goleniowie. Najbardziej lubiłam, gdy kawalkadą autobusów dowodził tato. Drogę znał świetnie, gdyż od kilku lat jeździliśmy na kolonię a mama pracowała w kuchni, więc nie tylko jechał zobaczyć się z nami.

Tylko raz, gdy na kolonii zdarzył się okropny wypadek z udziałem mojego brata, ojciec dostał zakaz wyjazdów od swojego dyrektora MPA pana Adolfa Kolbe. Cała Zajezdnia, wszyscy koledzy wiedzieli, że brat został oblany gorącym kapuśniakiem, gdy biegł do kuchni do mamy, a panie kucharki właśnie rozlewały zupę ustawiając talerze na stołach. Jedna z nich nie zauważyła małego, który właśnie wiązał sobie but, a gdy się podniósł, zupa oblała go całego. To był wrzątek, pierwsze talerze z kotła. Nikt jednak nie powiedział o tym ojcu! Zabroniono, i chyba nie należy się dziwić, dlaczego! Co się potem działo każdy dorosły może się domyśleć. Wiem tyle, że kazano mi polecieć natychmiast do mamy, do jej pokoju na piętrze, gdy zobaczyłam Zbyszka znieruchomiałam, cała głowa, plecy i przód to był jeden wielki bąbel, który pan doktor przecinał nożyczkami. Nie wiedziałam, co robić, krzyczeć, płakać, czy zemdleć z wrażenia. Usiadłam na podłodze i zaczęłam cichutko płakać, tak, aby nie wystraszyć Zbysia. Boże, jaki on był dzielny! Siedział i tylko stękał- przez cały tydzień. Przybiegałam, poiłam go wodą, dawałam prawie zimną zupę, ale on wcale a wcale nie chciał jeść. A kto by chciał?

autobus Chausson Zajezdnia R 5Po dwóch tygodniach dyrektor Kolbe pozwolił ojcu pojechać do Międzywodzia, ale przed wyjazdem przyszedł do niego i opowiedział o wypadku. Tato jakoś to zniósł, dopiero, gdy przyjechał na miejsce zdał sobie sprawę, co się stało. Ale rany były już podgojone, piękna różowa skórka pojawiła się pod zdjętymi bąblami. Na wszelki wypadek ja z grupą byłam na plaży i nikt nie wiedział, w którym miejscu. Nie spieszyłam się na spotkanie z ojcem, bo w końcu nigdy nie wiadomo, czy nie byłabym uwikłana w sprawę. Taki był ten nasz świat MZA a później MPA. Przyjazny i solidarny.

Książka Włodzimierza Winka „Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie” nie opowiada o takich historiach, które zdarzały się wśród nas.

Opowiada o historii o dziewięćdziesięciopięcioleciu wyjazdu na warszawskie ulice pierwszych regularnie kursujących miejskich autobusów. Pierwsze z nich wyjechały na trasy 29 czerwca 1920 roku. Od tamtej pory zmieniło się wiele, zmieniła się nasza ukochana Warszawa, ale żółto czerwony autobus na stałe wpisał się w historię naszego miasta.

Czy wiecie, że każdego dnia na warszawskie trasy wyjeżdża 1100 autobusów, które obsługują 159 linii? Dodajcie do tego jeszcze linie nocne, których jest 42. Łączna długość obsługiwanych linii to ponad trzy tysiące trzysta kilometrów. Z warszawskich autobusów korzysta cała aglomeracja miejska w skład, której wchodzą trzydzieści dwa miasta oraz gminy, zamieszkałe przez ponad dwa i pół miliona ludzi.

weekendowy wyjazd za miasto, kierowca autobusu mój tato Szczepan Mazanek w drzwiach stoi jego żona Kazimiera

weekendowy wyjazd za miasto, kierowca autobusu mój tato Szczepan Mazanek w drzwiach stoi jego żona Kazimiera

Mój tato był jednym z tych wspaniałych ludzi, którzy obsługiwali mieszkańców. Po Warszawie przejechał swoimi autobusami pięć i pół miliona kilometrów, niezły wynik, prawda? Do końca życia cieszył się z każdego nowego autobusu, z każdego tramwaju a gdy razem jechaliśmy samochodem przez Warszawę w okolicach Bożego Narodzenia, zawsze ze łzami w oczach mówił:

– pięknieje nam ta nasza Warszawa, bardzo pięknieje.

Tak Ojcze, Warszawa zmieniła się. Z zapyziałego miasta powstała wielka aglomeracja miejska, a nerwem jest komunikacja w tym Twoje ukochane autobusy.

Dlatego dzisiaj właśnie, w rocznicę tragicznej śmierci Mojego Brata 22.07.1992 r. oraz dla Ciebie napisałam ten post o pięknej książce pana Włodzimierza Winka wydanej przez Wydawnictwo Read Me „Warszawskie Autobusy Najpiękniejsze Fotografie”, od siebie dodam, że na jednym ze zdjęć jesteś Ty razem z mamą i swoim ulubionym autobusem!

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.