Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca styczeń 2016

Trener Ryszard Borek, Bożena Wojtkowska -Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk fot.Jan RozmarynowskiPierwsze zawody, które obserwowałam były organizowane poza Warszawą. Już nie pamiętam czy w Bukownie a może w Głubczycach? Nie, to były z całą pewnością Głubczyce… Zawody rozgrywane były w dniach 8-9.04.1978 r. Tylko trzydzieści siedem lat temu, z historycznego punktu widzenia tak niedawno, ale patrząc na dzisiejsze czasy prawie prehistoria. Może właśnie, dlatego warto powspominać? Przypomnieć sobie tamte czasy głębokiego peerelu, braku wszystkiego, szaro-burej rzeczywistości i wspaniałych ludzi, dzięki którym organizowaliśmy najbardziej karkołomne pomysły, jakie nam przychodziły do głowy?

Głubczyce w 1978 r nie były takie same jak teraz. Jedyny bar mleczny w mieście zamykano o godzinie 16.00, biada temu, kto przyjechał do Głubczyc później. Na zjedzenie czegokolwiek nie mógł liczyć, restauracja Centralna? No może, jeżeli ktoś miał szczęście, raczej była mordownią, gdzie pijało się wódkę, piwo, ale jedzenia przyzwoitego bez wcześniejszych zamówień nie było. Można było coś zjeść w restauracji dworcowej. Ale najczęściej był tam zdechły śledź w oliwie lub rolmops. Chyba, że Unia Głubczyce organizowała zawody, mistrzostwa lub turnieje, o, wtedy można było zjeść coś w grupie, klubową drużyną o określonej porze, uzgodnionej z organizatorem. Rysiek Borek, Bolesław Zdeb, Marian Masiuk, Bogdan Chomętowski, Edek Kurek, Zbyszek Polek, tak oni pamiętają lepiej jak było.

Andrzej Szalewicz Prezes Polskiego Związku Badmintona 1977-1991; PKOL 1991-1997

Andrzej Szalewicz Prezes Polskiego Związku Badmintona 1977-1991; PKOL 1991-1997

Dlatego najpewniejszym sposobem było zaopatrzenie we własnym zakresie. Przyjeżdżaliśmy z kanapkami, własnymi grzałkami, i w pokojach zjadaliśmy kolację, lub późny obiad z ugotowana herbatą. Pamiętam ten czas, bo były to moje pierwsze Indywidualne Mistrzostwa Polski w badmintonie. Jechaliśmy z Andrzejem jego samochodem marki Fiat 125. Andrzej prowadził, Julian Krzewiński obok, ja z tyłu, a wokół porozrzucane tuby z lotkami to były chyba Gold Cup’y? Tych tub wieźliśmy 100, dwa pudła po 50 tuzinów. Nie widziałam momentu pakowania samochodu, widziałam za to moment jego rozpakowywania. Bożssszzzz….. Jak to wszystko zostało upchnięte w tym malutkim samochodzie? Faktem jest, że nogi trzymałam na siedzeniu, nie mogłam postawić na ziemi, bo nie było miejsca. Na kolanach miałam torbę z rzeczami, obok na siedzeniu torba Andrzej i Juliana. I tak przez 385 km, z mała przerwą na rozprostowanie kości, chyba tak można nazwać krótki wypad do lasku. Panowie na lewo, panie na prawo, nie szkodzi, że jedna. W bagażniku Andrzeja jechał dodatkowo kanister, bo wszyscy odczuwali brak benzyny. Kanister zawsze jeździł z przodu owinięty w jakieś szmaty.

Korty ( kortów nie było, były deski a na nich malowane boiska) ułożone na hali, pamiętacie przecież halę w Głubczycach? Po dwa korty ułożone(!!!) Namalowane farbą olejną obok siebie wzdłuż ściany z oknami. Hala nie była zbyt długa, ale w ten sposób graliśmy na czterech kortach. Odległość między kortami około 80 cm, sędziowie stali na krzesłach, wynik pokazywano na tablicach pożyczonych z tenisa stołowego. Przekładane cyferki. Dodatkowym szkopułem było oświetlenie hali a także okratowanie sufitu. Do tej pory nie patrzyłam na halę przez pryzmat sufitu, był, bo być musiał. Tak było w judo i szermierce. Tutaj stanowił problem, gdyż hala nie miała regulaminowej wysokości (min.10,5 metra) była niższa, ( to była przedwojenna ujeżdżalnia dla koni) a zawodnicy, aby Drużynowy Mistrz Polski LKS Technik Głubczyce nie tracić punktów musieli tak grać, aby przebijając lotkę, nie trafiać w jakąkolwiek przeszkodę pod sufitem. Nie było to specjalnym ułatwieniem, ale pokazuje cymes sytuacji. Nikt nie narzekał, wszyscy cieszyli się, że mogą grać w badmintona, że zostali zakwaterowani w hotelu Polonia naprzeciwko głubczyckiego dworca, lub w Internacie Technikum. Nie potrzeba było transportu, Głubczyce nie są wielką aglomeracją miejską, dlatego wszędzie było blisko. A spacer przez park stanowił miłą przechadzkę. Wczesnym rankiem wszyscy spotykali się na śniadaniu w barze mlecznym, mieszczącym się przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Kochanowskiego, wejście po schodkach. Zamawialiśmy bułki montówki, jajecznicę, masło, kakao, herbatę, ja gotowaną wrzącą wodę, kawę zawsze woziłam ze sobą. Na hali sędziowie w białych spodniach i pulowerkach, zawodnicy, trenerzy, gwar i śmiech.

Odprawa kierowników ekip z sędzią głównym trwała kilka godzin w przeddzień zawodów, wtedy też odbywało się losowanie. Komputerów nie było.

Rok 1978 Jadwiga Ślawska Sekretarz generalny Polskiego Związku BadmintonaZawsze miałam przy sobie zeszyt z długopisem. Wszystko skrzętnie notowałam. Chciałam posiąść wiedzę, której mi brakowało. Badminton to nie judo czy szermierka. Tam wszystko od lat miało ustalone procedury, tutaj trzeba było wypracować schemat postępowania. Polski Związek Judo powstał 19 lica 1957 r, Polski Związek Szermierczy powstał we Lwowie w 1922 roku, od 1945 ma siedzibę w Warszawie. Na tym tle Polski Związek Badmintona, który powołano 7 listopada 1977 r. był niemowlakiem, któremu trzeba było wszystko zorganizować. Co prawda w 1978 r. odbywały się XIV Indywidualne Mistrzostwa Polski, tym niemniej powstanie Związku narzucało na nas pewne wymogi, od których nie było odwrotu! Regulamin sportowy, regulaminy zarządu, regulaminy poszczególnych komisji, regulamin powoływania kadry narodowej, musieliśmy opracowywać i wiele osób brało udział w tych pracach. Pomimo biedy, mimo wielu braków w sprzęcie, braku rakiet, wyposażenia osobistego, butów sportowych, odzieży sportowej byliśmy pełni dobrych myśli i nadziei. Wiedzieliśmy, że teraz po powołaniu Związku może być tylko lepiej. Pamiętam zawodników, którzy wtedy zdobyli tytuły mistrzowskie:

Elżbieta Utecht Unia Głubczyce ( później Kuczkowska) w grze pojedynczej kobiet, Zygmunt Skrzypczyński AZS AWF Wrocław w grze pojedynczej mężczyzn, Elżbieta Utecht/Bożena Wojtkowska (później Haracz) w grze podwójnej kobiet, Zygmunt Skrzypczyński/Sławomir Włoszczyński w grze podwójnej mężczyzn i Janusz Labisko/Anna Zyśk Bolesław Bukowno/Start Gdynia w grze mieszanej.

Indywidualne Mistrzostwa Polski były eliminacją przed Mistrzostwami Europy. Po tych zawodach wyłaniano reprezentację Polski, która miała brać udział w imprezie głównej. W 1978 r. Mistrzostwa Europy odbywały się w Preston Anglia. Pomimo naszych starań niestety nie dostaliśmy zgody na wyjazd. Pierwszy rok istnienia, brak waluty, oraz kontaktów z innymi federacjami nie ułatwił nam zadania. Na pierwsze Mistrzostwa Europy pojechaliśmy w 1980 r do Groningen. Odbywały się w dniach 17- 20.04. To były piękne i bardzo pracowite mistrzostwa. Dwa zeszyty notatek

Igrzyska Olimpijskie Atlanta 1996, badmintoniści podpisują flagę olimpijską

Igrzyska Olimpijskie Atlanta 1996, badmintoniści podpisują flagę olimpijską

przywiozłam z Holandii. A wszystko pod jednym tytułem: ”jak się organizuje zawody w badmintonie, hala, transport, hotele, ilość miejsc, ilość ekip, ilość sędziów, SPONSORZY i firmy wspierające. Przez tydzień miałam, co robić, oglądałam zawody, mecze naszej reprezentacji i robiłam notatki. Na zawody pojechałam za własne pieniądze. Wydałam na to trzy pensje, inaczej nie nauczyłabym się nic. Taka inwestycja w przyszłość, spłacana przez kilka następnych miesięcy, bo pieniądze pożyczyli mi rodzice. Powiem szczerze- opłacało się. Wszyscy zawodowcy Europy uznali, że były to najlepiej zorganizowane mistrzostwa Europy od lat. Ja miałam świetny materiał, Firma Perry prezentowała na hali swoja porywająca piosenkę sponsorską. Od tego roku wiedziałam już jak ugryźć badminton, jaki jest jego poziom w Europie, jak wyglądają prawdziwe zawody i co należy zrobić, aby osiągnąć standardy prezentowane w Holandii. Ogrom roboty był przed nami wszystkimi. Reprezentacja Polski w składzie 6 ( trzy kobiety i trzech mężczyzn) zawodników Irena Karolczak jako trener wyjechali na koszt organizatora,i Andrzej Sobolewski nasz opiekun z GKKFiS na koszt urzędu, natomiast prezes Andrzej Szalewicz otrzymał fundusze na trzy dniowy pobyt na kongresie EBU.

Ale to było dopiero w 1980 r. na razie byłam na hali w Głubczycach, i świat wyglądał inaczej. Cieszyliśmy się z Indywidualnych Mistrzostw Polski, cieszyliśmy się z tego, że gramy zawody o mistrzostwo Polski, że pomimo wielu trudów życia codziennego idziemy do przodu i nikt i nic nie jest nas w stanie zatrzymać. To nic, że hala była nieprzepisowa, to nic, że odległości między boiskami nieprzepisowe, to nic, że odbiegaliśmy wyposażeniem ubrań od standardów jakichkolwiek firm sportowych, (Yonex, Victor, Nike, Reebok to były firmy o których tylko słyszeliśmy znaliśmy je z widzenia!) byliśmy na mistrzostwach Polski i to się liczyło. To było dla nas najważniejsze! Chcieliśmy mieć naszych zawodników, naszych mistrzów, aby pochwalić się nimi przed lokalnymi władzami, powiatową, wojewódzką zarządami klubów i naszym ówczesnym ministerstwem, czyli Głównym Komitetem Kultury Fizycznej i Sportu. Nasza prężność, nasza determinacja zjednywały nam przychylność ludzi w Departamencie Sportu Wyczynowego GKKFiS. Uwierzcie mi nie dostaliśmy nic za darmo ani na wyrost. O wszystko walczyliśmy, tłumaczyliśmy byliśmy zdesperowani na sukces i sukcesy osiągaliśmy. Nikt nigdy nie pomyślał, że czegoś możemy nie zrobić, że będziemy musieli odwołać zawody! My? Nigdy! I tak właśnie było.  Walka o życie i walka o przeżycie udawała nam się i coraz więcej osób uważało, że przykłada swoja cegiełkę do naszych sukcesów!

Za tę wiarę w nas, w nasze umiejętności, za pomoc w realizacji naszych marzeń byliśmy im wdzięczni!

szynkowar

szynkowar

Od wielu lat prowadzę dom, gotuję sprzątam. Wydawałoby się, że wszelkie niezbędniki potrzebne w kuchni do przygotowywania potraw posiadam! Jak się ostatnio okazało, wcale nie! Uświadomiła mi to Ania, mieszkająca od lat w Vancouver, żona Zbyszka inżyniera,  badmintonisty, instruktora.  Byłam zadziwiona jej pytaniem właśnie w sprawie szynkowaru. Ponieważ Ania wyznaje zasadę, zresztą słuszną: gotuję bo lubię, ale nie może to być spędzanie każdej wolnej chwili w kuchni, dlatego posiada w swojej kuchni różne niezbędne pomocniki do których owy szynkowar należy. Nasza wymiana zdań trwa od jakiegoś czasu, Anna zwraca mi uwagę na różne przepisy, które według niej warte są zachodu, a ja nic tylko rozmyślałam o szynkowarze. W końcu zdecydowałam się zakupić ten przyrząd. W Internecie jest wiele szynkowarów, pewnie wiele osób czytających mój blog ma to ustrojstwo, no krótko mówiąc ja nie miałam.

Zakupiłam szynkowar w  Internecie (Mall.pl)  w cenie 89 zł z dostawą kurierem  do domu wyszło coś około 100 złotych. Oczywiście natychmiast musiałam wypróbować moje przydasię. Szynkowar po dokładnym umyciu i wysuszeniu był gotów do pierwszego eksperymentalnego użycia.

Postanowiłam przygotować szynkę drobiową z udźca indyka. Zakupiłam udziec, pani w sklepie wytrybowała mi, kostkę dodałam do zupy pomidorowej, natomiast mięsko odważyłam na domowej wadze w ilości:

mocowanie reduktora w szynkowarze

mocowanie reduktora w szynkowarze

Około kilograma mięsa mielonego z indyka ( mięso można kupić w całości i zmielić w domu). Do mielonki powinno się dawać różne części, no i zmielić wraz ze skórą aby wyrób nie był zbyt suchy (sprawdziłam!). Oczywiście dla samotnej osoby kilogramowa porcja jest za duża, wtedy trzeba porcje kilogramową podzielić na pół i użyć za kilka dni.

Do masy mięsnej ( 1 kg) dodajemy łyżeczkę soli peklowej, i 1,5 łyżeczki soli kamiennej

Przyprawy: 4 ząbki czosnku, przepuszczonego przez praskę, pieprz, 1 łyżeczkę majeranku, 1 łyżeczkę oregano, ( co kto lubi) może być gorczyca, gałka muszkatołowa, łyżeczka cukru, wyrabiamy masę dodając szklankę wody z 2 łyżeczkami żelatyny.

przygotowywanie mięsa

przygotowywanie mięsa

Włożyć do szynkowara, jeżli robimy z 1 kg to trzeba usunąć reduktor (taka czerwona, plastikowa końcówka). Zamykamy  maszynkę  i wkładamy do lodówki na noc, następnie gotujemy w garnku wodę – tyle żeby szynkowar stabilnie stał. Zwykle woda sięga poziomu mięsa ( wiemy ile mięsa włożyliśmy, więc nie mamy z tym problemu). Parzymy, nie gotujemy! w temp. ok. 80 stopni przez ok. 2 godziny. Szynkowar ma termometr wiec łatwo ustalić temperaturę ( ja postawiłam garnek z goracą wodą na płytce) wstawiłam szynkowar i sprawdziłam czy wskazówka termometru jest w czerwonym polu. Teraz włączyłam minutnik  razem na 120 minut. Po tym czasie wyjmuję szynkowar i opłukuję w zimnej wodzie (trzeba go schłodzić, gdyż szynkowar wędruje do lodówki na kolejne 12 godzin. Najlepiej przetrzymać go przez całą noc.

Pyszna sprawa!

Po pierwszym razie będziecie specjalistami. Ania napisała: możesz dodawać oliwki, suszone pomidory z oliwy, grzybki marynowane, paprykę drobno pokrojona ser żółty pokrojony w kostkę, a nawet śliwki suszone. Można dodać do mięsa  gorczycę w całości, potłuczone w moździerzu ziarna kolendry, ziarna sa zdrowe i dodaja smaku. Ania napisała:”…Ja robię czasem także inną wedline z drobiu – w połowie z kawałków, drugą część mielę i te kawałki wielkości jak pół pudełka zapałek  mieszam z mielonym. Jak się ugotują – dobrze sprasowane w szynkowarze – to wyglądają tak  jak szynkowa. Też dobre!

Mieszałam raz z mielonym wołowym – byla wyraźna różnica w kolorze, nieźle wyglądało.

Jak mielę najgrubszym sitkiem, to mielonka wychodzi jak klops. Wtedy warto tez dodać kawałek surowego boczku do mielenia. ..”

Do przygotowania wyrobu możemy używać mięsa w całości schabu karkowego, boczku, schabu środkowego, piersi z indyka, piersi z kurczaka, szynki wieprzowej, to co lubimy. Moja rada, jeżeli używamy mięso w całości powinnyśmy je zapeklować aby miało odpowiedni smak i przeszło przyprawami. Boczek możemy  ścisło zrolować wtedy będziemy mieli roladę.

Poza tym wskazana wszelka inwencja twórcza. Nie bójmy się, przyrząd jest super prosty w obsłudze. Posiada redukcję to jest czerwona plastikowa końcówka, która przymocowujemy na końcu aby móc zrobić szyneczkę z połowy mięsa.Polecam wszystkim ten banalny przyrząd i sama się zastanawiam, dlaczego tak późno go nabyłam, przecież już od dawna Kasia Bosacka mówi w swoim programie wiem co jem!

Tutaj jest link do sklepu z szynkowarem

https://m.mall.pl/akcesoria-garnki/tescoma-szynkowar-presto-z-termometrem

a tutaj instrukcja obsługi

Życzę wam miłego weekendu i tygodnia

Wasza Jadwiga

Mistrzowie

badmintonistka

badmintonistka

Kontynuuję wpis dotyczący naszych mistrzów sportowych. Właśnie wybieraliśmy najlepszych z najlepszych. Czy wielu z was zastanawiało się co to znaczy być sportowcem topowym? Od kilku lat na moim blogu opisuję życie ludzi w sporcie, zakręconych w swojej dyscyplinie, kochających to co robią. Chce jeszcze pokazać jak to jest być sportowcem jednym z najlepszych na świecie, później ze słabszymi wynikami, ale jednak z nazwiskiem. Dlaczego to robię? W prasie często gęsto czytamy: zawodniczka mistrzyni świata i tu pada rok sukcesu, teraz zajęła, tylko miejsce 17, 23 czy jeszcze dalsze. Wtedy myślimy eee tam, dałaby sobie siana, lub dałby sobie spokój, powinna/ powinien już zakończyć karierę, bo, bo, bo…… Gdy daną osobę dodatkowo jeszcze lubimy jest nam przykro, że właśnie obserwujemy jej/ jego zanikającą gwiazdę i zachód ten jest dla nas smutny. No właśnie! Czy zastanawialiśmy się, dlaczego tak jest? Dlaczego pomimo słabszych startów zawodnicy trwają na swoich stanowiskach? Nie? No to proszę bardzo.

Zawodnik z najwyższej półki otrzymuje stypendium od państwa. W zależności od posiadanych – czytaj zdobytych tytułów mistrzowskich w ostatnim roku kalendarzowym wysokość stypendium się waha. Medal olimpijski zdobyty na Igrzyskach to wyższe stypendium, medal mistrzostw świata, czy Europy jest wyceniony na mniejsze pieniądze. I pamiętajmy, że nie są to stawki wyśrubowane. Nie jest to kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, co nam się wydaje kwota horrendalną, o nie! To kilka tysięcy złotych, które po podpisaniu umowy z polskim związkiem sportowym jest wypłacane zawodnikowi, po potrąceniu podatku. A więc wysokość stypendium zależy od naszych wyników sportowych osiągniętych w poprzednim roku, zależy też od tego, czy przygotowujemy się do kolejnej imprezy mistrzowskiej, do igrzysk olimpijskich, mistrzostw Europy czy świata. Jeżeli jesteśmy jeszcze potencjalnymi medalistami kolejnych igrzysk to otrzymujemy wsparcie ze związku sportowego w postaci finansowania zgrupowań, sprawdzianów, udziału w zawodach zagranicznych, zawodów mistrzowskich ,które są etapem w przygotowaniu do imprezy głównej ( na przykład dla sportowców dyscyplin olimpijskich z całego świata w tym roku imprezą główną są igrzyska olimpijskie).Oprócz tych kosztów pokrywane są koszty ekipy wspierającej mechaników, serwismenów i trenera. Nie zawsze polski związek sportowy dysponuje wystarczającymi pieniędzmi na pokrycie wydatków. Wtedy właśnie do gry wchodzą sponsorzy. I nie jest to jedna wielka akcja charytatywna typu WOŚP, o nie. Tutaj liczy się pieniądze i jest biznes. My wykładamy tyle i tyle a ty mistrzu masz nam dać za to swój wizerunek uśmiechniętego człowieka, zadowolonego ( często mimo bólu) z tego co robisz, a poza tym masz mieć wolne dni tyle i tyle w takich terminach. One są dla nas, dla potrzeb naszej firmy i naszego PR. Ze strony firmy jest przygotowywana umowa, która po wielu uzgodnieniach i określeniu praw i obowiązkowo sportowca i zobowiązań firmy w końcu podpisujemy. Ta umowa jest podstawą naszych działań i zobowiązań. Często w umowie mamy dodatkowo określone naszą działalności charytatywną na rzecz mukoludków (jak na przykład Justyna Kowalczyk) czy chorych na białaczkę, lub też jeździmy do dzieci niepełnosprawnych, które na nasze wizyty czekają. Wszystko jest ustalone i dogadane. Praca na rzecz słabych i chorych dzieciaków jest dodatkowa terapią i dla jednych i dla drugich. Przykładem jest tutaj Piotr Małachowski, który współpracuje z fundacja na rzecz dzieci chorych na białaczkę. Każdy z tych wielkich ludzi ma ogrom ciepłych uczuć, którymi obdarza słabsze istoty. I chwała im za to! Napisałam o tym dlatego, że na temat sportowców i ich lukratywnego życia często czytam w gazetach. Wyjazdy, hotele, masażyści, jednym słowem luksus za państwowe pieniądze. Dobrze jednak znać obraz z różnych stron. Stąd nie ważne jak my patrzymy na tych silnych wspaniałych, ważnym jest jak oni podchodzą do swojej pracy. Bo jest to praca, ciężka, trudna, wymagająca hartu fizycznego i psychicznego. I niech ich dobre Bogi chronią przed kontuzjami, bo wtedy sytuacja staje się bardzo trudna. Każda sytuacja wymusza na nich konieczność zachowania kindersztuby i uśmiechu za wszelka cenę, nawet wtedy, gdy schodzą ze sceny a na zapleczu czeka ich gorycz codzienności. Dla świata są uśmiechniętymi pomimo bólu idolami, takimi chcemy ich widzieć. My kibice! A wiadomo łaska kibica na pstrym koniu jeździ!

Dlatego nie wolno nam ferować pochopnych wyroków, powinni już odejść, skończyli się, czas ich minął, bo nie znamy podpisanych kontraktów, nie znamy szczegółów zawartych porozumień handlowych, i nie wiemy do końca kto na tym straciłby najbardziej. Czy sportowcy czy ci których wspierają.

Ten post napisałam pod wpływem komentarza jednego z kibiców, który ostatnio przeczytałam. Wtedy pomyślałam sobie, że jako osoba bezstronna, znająca sport jak własną kieszeń powinnam odnieść się do stwierdzeń, tego kibica, na moim blogu. I tak nie da się w jednym poście wyjaśnić wszystkiego. Musiałabym napisać dobrą rozprawę na ten temat. Tutaj chciałam tylko pokazać, że bycie słupem reklamowym wynika z naszych: umiejętności sportowych a więc mistrzostwa sportowego, klasy zawodnika, uśmiechu, inteligencji, umiejętności poruszania się wśród kamer, życiu na widoku, chęci niesienia pomocy a nie tylko wyszkolenia fizycznego i psychicznej siły aby to wszystko ogarnąć. Czasami pozostaje nam jeszcze ciutkę, odrobinkę miejsca na soje prywatne życie, na miłości, zawody miłosne, na studia, na chęć bycia prawdziwą kobietą lub super menem. Czasami, jak mamy szczęście i trafimy na odpowiedniego partnera, ale nie zawsze. Wtedy pozostajemy sami a jeżeli znowu mamy szczęście to z naszym trenerem na dobre i na złe, który to trener pomimo posiadania rodziny i dzieci z nami przebywa przez trzysta dni w roku…. I o tym powinniśmy pamiętać oglądając wszystkie transmisje tv niezależnie czy dotyczy to Justyny Kowalczyk, Mai Włoszczowskiej, piłkarzy ręcznych, siatkarek, siatkarzy, badmintona, judo, czy innych atletów pracujących w ukochanych przez siebie dyscyplinach sportowych.

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.