Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca sierpień 2015

 

Stanisław Adrjanski pierwszy z prawej na statku "Szczara"

Stanisław Adrjanski pierwszy z prawej na statku „Szczara”

J.Sz. Zbyszku, twoje związki z Podlasiem i Polesiem – są…

Z.A. Odwieczne. Linia łukowsko-siedlecko-brzeska z której pochodzę wywodzi się chyba od Józefa Andryjańskiego, który na Podlasiu (1767) był właścicielem Andryjanek. Ten miał syna Marjana, który miał syna Ignacego ożenionego z Witkowską, po którym pozostał syn Andrzej wylegitymowany ze szlachectwa, w roku 1856…

J.Sz. Czujesz się szlachcicem?

Z.A. Nie za bardzo! Bo niedawno czytałem w jakimś artykule heraldycznym, że Andryjańscy są również mieszczanie (np. w Lubartowie). A jeszcze jeden Adrjański prowadził nawet kolekturę z loterią, w przedwojennej Warszawie? Po za tym są Adriańsy, Adryańscy, Adrjańscy, Adrejewscy i Andrejanowicze.

J.Sz. Wszyscy herbu Rubiesz albo Alabis?

Z.A. Tak jakoś się składa , albo nie składa? Moje nazwisko w dokumentach babci i dziadka, brzmi Andryjańscy. To wiem na pewno, bo mam te dokumenty i stąd nasza przechwałka, że Andryjanki na Podlasiu, kiedyś do nas należały. No i ten herb Rubiesz, który jest identyczny z herbem Sapiehów. A nawet Bociek na Podlasiu. Trzy wręby srebrne na czerwonym polu i strzała. Jest legenda, u Kaspra Niesieckiego zapisana, że jeden z Andryjańskich (podobno był to Kozak siczowy?) w bitwie pod Byczyną (1526) tak dzielnie przeciw Moskwie stawał, że ten herb od Stefana Batorego dostał. Albo do herbu Sapiehów został przypisany? Jak było naprawdę – trzeba chyba zapytać znakomitego heraldczyka i genealoga Andrzeja Szalewicza, którego znasz zapewne?

Na Niemnie

Na Niemnie

J.Sz. Znam, bo to mój ślubny małżonek…

Z.A. No. Właśnie! Andrzej pewnie powie, że są jeszcze Andryjanki. W powiecie Próżany, Andryjanów w powiecie sieńskim, Andryjaszki w powiecie mińskim, Andryjaszowka w powiecie jampolskim, Andryjanowka nad rzeką Skwilą (wszystko dawne Kresy Wschodnie, które po roku 1918 – zostały na terenie Rosji Sowieckiej. Zresztą też podobno chutor kozacki?

J.Sz. Nie lubisz Kozaków?

Z.A. Nie lubię Kozaków – bo powiesili mojego pradziadka Kazimierza, leśnika i powstańca 1863 w lasach koło Ulany na południe od Łukowa, gdzie po powstaniu ukrywał się i przechowywał sztandar powstańczy. Ten miał córkę Józefę Adryjańską i syna Antoniego czyli mego dziadka dalej wszystko się zgadza. Chociaż Antoni, ojciec mojego ojca, już po powstaniu styczniowym nie chlubił się swoim szlachectwem tylko wziął do ręki toporek ciesielski i nim wyczarowywał z drzewa różne młyny wodne i przystanie.

J.Sz. Czyli był „budowniczym wodnym”.

Z.A. Mało tego ożenił się z córką holenderskich osadników, moją ukochaną babcią  Stefanią, o której tak wiele piszę i pływał z nią takim młynem wodnym od mająteczku do mająteczku szlacheckiego po całym Polesiu i Podlasiu. Grała muzyczka. A on młócił zboże i budował dalsze młyny i przystanie.

J.Sz. Co to była za muzyczka?

Z.A. Muzyczka była „gramofonowa”. Były już wtedy gramofony na tubę. Dziadek słuchał śpiewaków włoskich. Uwielbiał też pieśni neapolitańskie.

J.Sz. Płyń do Sorento?

Z.A. Płyń do Sorento oraz pieśni innych kompozytorów.A płynął właśnie do Pińska.

J.Sz. Oryginalnego miałeś dziadka

sprawdzanie stanu technicznego promu też należy do zadań inspektora

sprawdzanie stanu technicznego promu też należy do zadań inspektora

Z.A. Oryginalnego. I właściwie z przekonań „pozytywistę” . Szlachta na Podlasiu, po powstaniu styczniowym uciekała za granicę. Nie zabierała się za różnego rodzaju (biznesy) jak się to obecnie mówi. A szła do pracy na kolei, bo to była firma stabilna. Szli tam więc spokrewnieni z nami: Dworakowscy, Zachoszcze, Majewscy, Sadowscy, Chołodkowscy itd. A ten (mój dziadek!) zakasał rękawy i zaczął budować najpierw „krypy” na Nurcu. Potem przystanie. Potem młyny wodne. Choć marzył że kiedyś zbuduje wielką barkę wodną i ruszy nią na Krym, razem z żoną i dziećmi. A może i dalej.

J.Sz. A co tej podróży przeszkadzało?

Z.A. Dziadek utopił się w Bugu, gdy wracał do domu po lodzie. Bug był zamarznięty. Dziadek nie dostrzegł wyrąbanej w lodzie przerębli. I tak zginął w Bugu, w rzece, która go dotychczas żywiła, karmiła.

J.Sz. Wcześniej jeszcze wychowywała.

Z.A. Cała nasza rodzina zresztą związana jest z Bugiem. Po „mieczu”, oczywiście. A po kądzieli z Niemnem i Wilnem, z którego pochodziła moja mama.

J.Sz. Z czego jesteś bardziej dumny?

Z.A. Trudne pytanie? I Brześć i Wilno – to dwie głębokie rany w moim sercu. Tylko tyle powiem . Brześć po prostu bardziej pamiętam. I Podlasie. O tym piszę swoje książki. Wilnem interesuje się w ostatnich latach, mój młodszy brat Ryszard. Może on sam o tym kiedyś napisze. Choć trudno będzie! Na Litwie nie lubią nas Polaków bardziej, niż na Białorusi – gdzie na przykład mnie ostatnio zapraszano. I trochę pisze się o moich książkach.

J.Sz. Pisze się o tobie, czy o twoim ojcu.

Z.A. O moim ojcu wcale się nie pisze, choć on miał swoje duże zasługi na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Bardzo konkretne zresztą i wymierne. Bo pracował tam dla tych ziem kresowych . Ja ? Cóż mogę o sobie powiedzieć. Jestem: dziennikarz, literat, skromny literat nadbużański.

J.Sz. Ze Zbigniewem Adrjańskim, „skromnym literatem nadbużańskim” – rozmawiała Jadwiga Ślawska-Szalewicz.

piuerwszy z lewej David Cabello Manrique, druga z prawej Carolina Marin

pierwszy z lewej David Cabello Manrique Jej Wysokość Królowa Letycja, druga z prawej Carolina Marin

Lubię wspominać moje spotkania z osobami, z którymi współpracowałam w badmintonie. Będąc w tym roku w Paryżu miałam wiele miłych spotkań, ale jedno było szczególne.

To spotkanie z Davidem Cabello Manrique, prezesem Hiszpańskiego Związku Badmintona. Ale zanim przejdę do naszej rozmowy muszę opowiedzieć, choć trochę o mojej pracy dla Europejskiej Unii Badmintona, która z tym spotkaniem jest ściśle powiązana.

W latach osiemdziesiątych tworzyliśmy polski badminton, korzystaliśmy z różnych rozwiązań działających w polskim sporcie. Staraliśmy się skorzystać z najlepszych rozwiązań regulaminowych, jakie obowiązywały w innych dyscyplinach, najwięcej ze współpracy z tenisem stołowym, gdzie prezesem był Jerzy Dachowski. Andrzej Szalewicz, ja i Jerzy siadywaliśmy godzinami i prowadziliśmy dyskusję dotyczącą regulaminów sportowych, regulaminów organizacyjnych zarządu, pracy biura, a także zakresów obowiązków pracowników. Nie był to jedyny związek, z którym kooperowaliśmy. Szermierka, podnoszenie ciężarów, z każdego z nich kopiowaliśmy najlepsze według nas rozwiązania. Jednak tenis stołowy był dla nas najważniejszy. Podobna „rakietowa” dyscyplina, pracowaliśmy razem w biurach na Stadionie X lecia, podobne rozgrywki, a do tego Wydział Gier  w tenisie stołowym był prowadzony przez pana T. Idzikowskiego, ojca naszego Marka.

Carolina Marin

Carolina Marin

W końcu wypracowaliśmy własny regulamin, zmieniany w trakcie pracy związku prawie co sezon, nie, nie zmienialiśmy go całkowicie, wprowadzaliśmy ulepszenia, poprawki, w ciągu roku gromadziliśmy uwagi jakie wpływały z klubów, okręgów, czy od poszczególnych zainteresowanych osób. Opracowywaliśmy je i na ostatnim zebraniu zarządu przed wakacjami odbywała się debata generalna. Regulamin sportowy, kalendarz i system rozgrywek był ogłaszany i od nowego sezonu wchodziły w życie. Tak było do 2004 roku, a właściwie do stycznia 2005. Nie wiem co było później jakie były przesłanki tworzenia nowych regulaminów, na czym polegały zmiany, nie śledziłam tego dokładnie, gdyż odeszłam ze związku na emeryturę. Cieszyłam się z osiąganych sukcesów, wiedziałam, że trzeba na nie długo pracować, osiem, dziesięć lat, przypisywałam sobie trochę zasług, ale nie tylko. Pracowaliśmy w grupie, tworzyliśmy zespół, trener kadry narodowej, zarząd, członkowie komisji rewizyjnej, działacze terenowi, pracujący w okręgach i klubach. Nie mogę pominąć też trenerów ze szkół mistrzostwa sportowego. Wszyscy tworzyliśmy zgrany zespół. Nawet wtedy gdy nie zgadzaliśmy się między sobą,  odbywaliśmy sporne i trudne dyskusje, nawet wtedy, gdy rzucaliśmy sobie w twarz trudne słowa. Walczyliśmy o lepszy badminton, a ja dzięki tej krytyce stawałam się mocniejsza.

W roku 1995 okazało się, że wejdzie w życie nowy fajny projekt związany z tworzeniem uczniowskich klubów sportowych. W ramach tego programu miały powstawać uczniowskie kluby w danej dyscyplinie, a my jako związek mieliśmy dostarczać podstawowy sprzęt w naszym przypadku badmintonowy. Powstała komisja uczniowskie kluby sportowe. Opracowaliśmy wspólnie regulaminy, zasady przyznawania sprzętu, opracowaliśmy   wydawnictwa dostosowane do wymogów nowego programu, stworzyliśmy regulamin zawodów dla najlepszych klubów sportowych, opracowaliśmy zasady organizacyjne wielkiej corocznej akcji wakacje sportowe uczniowskich klubów a także zapraszaliśmy nauczycieli na kilkudniowe kursy doszkoleniowe prowadzone przez trenerów kadry narodowej.  Moim głównym zadaniem było zdobywanie pieniędzy na zabezpieczenie programu.  Co roku minimum  pięćset tysięcy złotych lub trochę więcej, otrzymywaliśmy na akcję uks-ów.

W ten sposób powstało 426 uczniowskich klubów sportowych. Każdy z nich otrzymywał trochę sprzętu do badmintona na zachętę. Wysyłane paczki składały się z 20 tuzinów lotek plastikowych lub piórkowych, trzech sztuk siatek i 20 sztuk rakietek do gry w badmintona, plansz Carolin_Marin[1]promujących badminton, podstawowych zasad gry, uderzeń, tak, aby mogły być powieszone na ścianach. Od lipca do końca sierpnia organizowaliśmy dwutygodniowe sportowe wakacje. Czasem były to cztery turnusy, czasem więcej. Koszty zakwaterowania i wyżywienia a także udostępnienia hali były symboliczne, kształtowały się w cenie 33z l/osoba dzień za uczestnika. Pozostałe koszty wynagrodzenia dla prowadzących trenerów opłacał związek. Każda grupa zgłoszona na wakacje z danego uks-u musiała liczyć 10 osób, w tym trener opiekun.

Sportowe wakacje organizowaliśmy w Białymstoku w Szkole ul. Pietrasze 32 u naszego wspaniałego działacza Lecha Szargieja, który był dyrektorem szkoły. Druga bazą był Słupsk i Zespół Szkół nr 2 przy ul. Zaborowskiej 2, gdzie również była zlokalizowana Szkoła Mistrzostwa Sportowego. Dyrektorem był Zygmunt Kołodziej. Te dwie bazy dawały możliwość przeszkolenia wszystkich chętnych a limity wynikały wyłącznie z możliwości hotelowych, które też staraliśmy się pokonać, organizując noclegi w salach szkolnych ( np. W Słupsku). Do tego doszła baza Zespołu Szkół Rolniczych w Głubczycach, tam była i hala sportowa i internat ze stołówką, jak dla nas prawie luksusy.

Cieszyłam się z tej akcji, ponieważ wiedziałam, że tylko w ten sposób będziemy mogli wyselekcjonować zdolną młodzież, która będzie miała stworzone warunki początkowo  w szkole podstawowej, później w szkołach mistrzostwa sportowego, jako zapleczu przyszłej reprezentacji, i w końcu najzdolniejsi wywalczą w przyszłości miejsce w kadrze i reprezentacji Polski. Plan był realizowany przez dziesięć lat a na efekty nie czekaliśmy zbyt długo. Pierwsze trzy medale jeden srebrny i dwa brązowe zdobyliśmy w 1999r. w Glasgow w kategorii juniorów.

Przez wiele lat byłam we władzach europejskich, początkowo od 1986 do 1993 roku, jako członek komisji rozwoju, moimi szefami byli początkowo Torsten Berg (1980-1990) od 1984 r. był przewodniczącym komisji, później Audrey Kinkead z Irlandii. Członkami komisji byli ludzie z różnych narodowych federacji: Puzant Kassabian (1988-1993) z Bułgarii, Jan Reddeker (1990-1993) z Holandii, Richard Fifield (1990-1993) z Walii, C.Deaco (1992-1993) z Włoch, Jan Ahrberg (1986-1993) ZE Szwecji, Terje Dag Osthassel(1984-1990) z Norwegii, Ray Hogge (1980-1988) z Belgii, i Stan Mitchell (1977 – 1984) z Anglii, który był pomysłodawcą całego projektu podkomisji rozwoju. Komisje zmieniały swoją formę organizacyjną zgodnie ze statutem Europejskiej Unii Badmintona, raz były statutowymi a innym razem pracowały, jako ciała doradcze. Krótko mówiąc wszyscy dokładaliśmy swoje pomysły, aby badmintonowa Europa rosłą w siłę. W 1982- 1984 dr Heinz Barge z Niemiec pełnił funkcję prezydenta Europy zaś w latach 1984- 1992 r Stan Mitchell z Anglii pełnił tę zaszczytną funkcję.

mistrzyni świata w badmintonie 2015  Carolina Marin

mistrzyni świata w badmintonie 2015
Carolina Marin

W 1997r zostałam wybrana na dyrektora sponsoringu i marketingu EBU, pracowałam na tym stanowisku do 2001 r. W tym czasie w latach 1997 – 2000 Irlandka Audrey Kinkead prezes Irlandzkiego Związku Badmintona była szefem komisji rozwoju. Niestety Audrey ciężko zachorowała na raka i w roku 2000 odeszła od nas na zawsze. Wtedy wybrano Simona Laskey, ale nie był to odpowiedni wybór. Simon nie miał zbyt dużo czasu i praca komisji stanęła w martwym punkcie. Reorganizacja, jakiej dokonaliśmy w roku 2000 zmieniła  rangę poszczególnych osób pracujących dla Europy, a ja w 2001 roku zostałam wybrana na Dyrektora Rozwoju Europy, pracowałam na tym stanowisku aż do roku 2005, wtedy David Cabello Manrique przejął po mnie stołek dyrektora.

Zanim jednak do tego doszło siedzieliśmy z Davidem a ja opowiadałam mu o tym, co zrobiliśmy, jakie programy realizujemy, a także o pracy w Polskim Związku Badmintona w zakresie rozwoju i tworzenia nowych uczniowskich klubów sportowych. Opowiadałam o sportowych wakacjach, szkoleniu nauczycieli, wydawnictwach opracowywanych dla trenerów i nauczycieli szkolnych i filmach video, jakie nagraliśmy z trenerem chiński Zhou Jun Ling dla potrzeb naszego programu,.   David cały czas notował. W ten sposób spędziliśmy kilka ładnych godzin, wprawiając w osłupienie naszych kolegów, którzy nie wiedzieli, o czym my tak żarliwie dyskutujemy! David pytał, notował widziałam, że jest pod wrażeniem mojego opowiadania o realizowanym projekcie rozwoju badmintona w Polsce.

Davida Cabello Manrique wybrano dyrektorem do spraw rozwoju Europejskiej Unii Badmintona a ja zostałam wice prezydentem EBU.

W tym roku w maju podczas Kongresu BEC w Paryżu spotkałam Davida. Serdeczne przywitanie. W pewnym momencie powiedziałam mu David jesteś wspaniały prezesem Hiszpańskiego Związku Badmintona, składam ci serdeczne gratulacje, twoja zawodniczka Carolina Marin Martin zdobyła tytuł mistrzyni świata, została wybrana najlepszą zawodniczką Europy roku 2014, gratuluję tobie i twojemu związkowi. Wtedy David spojrzał na mnie i powiedział:

-Jadwiga, to ja tobie dziękuję, pamiętasz rok 2005? Siedzieliśmy wiele godzin a ty mi opowiadałaś o realizowanym przez twój związek programie dla szkół, programie uczniowskich klubów sportowych!

– Tak pamiętam, pamiętam również i to, że wszyscy zastanawiali się, o czym my tak długo debatujemy!

po ceremonii dekoracji w Dżakarcie Carolina Marin złoty medal i tytuł Mistrzyni Świata w grze pojedynczej 2015 r

po ceremonii dekoracji w Dżakarcie Carolina Marin złoty medal i tytuł Mistrzyni Świata w grze pojedynczej 2015 r

Jadwiga dziękuję ci, za to, że wtedy tak szczerze opowiedziałaś o waszym programie. Ja po przyjeździe do Hiszpanii na jego podstawie opracowałem z moimi kolegami projekt szkolny, który uzyskał aprobatę naszego ministerstwa i my go cały czas realizujemy! Dziękuję ci za to, jesteś jego autorem i matką! Nie mogłam nic odpowiedzieć! Miałam łzy w oczach!

Carolina Marin Martin w roku w dniu 16 sierpnia 2015 podczas finałów mistrzostw świata w badmintonie, rozgrywanych w Dżakarcie zdobyła ponownie złoty medal i tytuł Mistrzyni Świata, i teraz już wiem, że odrobinka tego medali jest również moja.

Carolino, najlepsze gratulacje- to wspaniałe osiągnięcie Twoje i całego zespołu, który Ciebie wspiera!

Serdecznie gratuluję prezesowi Hiszpańskiego Związku Badmintona prof. David Cabello Manrique! Wiem, że wynik jest żelazną konsekwencją, z jaką od dziesięciu lat realizujecie plan!

http://www.badminton.es/file/614156/?dl=1

Upały

Koen, Renia dziewIndonezja to 17500 wyspOd kilku dni w Warszawie panuje tropikalna pogoda. I powiem wam uczciwie, że tak właśnie jest. Wyobraźcie sobie Dżakartę, trzeci równoleżnik półkuli południowej. Tam jest codziennie taka temperatura. Mało tego wilgotność sięga 90-95 %. To jest dopiero żar. I gdy ktoś mówi mi, że właśnie temperatura sięgnęła + 35 stopni, myślę sobie, człowieku jedź do Dżakarty tam jest taka temperatura codziennie przez dziesięć miesięcy w roku. Dwa pozostałe są chłodnymi miesiącami i moja przyjaciółka Renata musi chodzić w swetrze, bo temperatura spada do +28. No nie wiem Reniu kochana, czy mam się śmiać czy płakać, gdy mieszkałaś w Polsce przez długie lata bawiłyśmy się na podwórku w śniegu, takim po pas, a dzisiaj narzekasz na +28?

Byłam w Dżakarcie kilkanaście razy, razem przejechałyśmy ja wzdłuż i wszerz, Serpong , Semarang, Punciak, Yogya. Wiele zobaczyliśmy, graliśmy wiele zawodów Drużynowych Mistrzostw Świata nazywanych Sudirman Cup w roku 1989, Renia z lewej z prawej jej córka Devi (Kasia)Thomas i Uber Cup, przeżyłyśmy wiele fajnych zdarzeń, jak choćby to, na safari, gdy miałyśmy jedno ze zwierząt na dachu samochodu przez kilka godzin, a małpy wskakiwały nam na kolana. Widzieliśmy warranty, okropnie wielkie jaszczury, które nie pogardzą kawałkiem nogi człowieka. Duże, grube, kołyszące się z boku na bok, jednak zwinne i szybkie. Brrrr!

Ostatnio Renata zadzwoniła do mnie i pyta co i jak, a ja jej opowiadam: Reniu, u nas jak w Dżakarcie. A ona

-jak to? zimno, upał  czy co?

– Reniu +41 spać nie można, ac nie mam. Rozumiem doskonale jak się czujesz u siebie, taki upał dzień w dzień.

Zamiast komentarza usłyszałam śmiech w telefonie. No cóż, musimy sobie dawać radę, jednak wybaczcie mi moi kochani, nie mam weny do pisania. Muszę skupić się na kilku najpilniejszych pracach, o co wcale nie jest łatwo.

Pozostawiam linki do moich wpisów o Indonezji o Dżakarcie:

http://www.okiemjadwigi.pl/indonezja-koen-i-renata

http://www.okiemjadwigi.pl/indonezja-koen-i-renata-cz-2

http://www.okiemjadwigi.pl/indonezja-koen-i-renata-cz-3

http://www.okiemjadwigi.pl/indonezja-koen-i-renata-cz-4

Dzisiaj w dniu 10.08.2015 r. rozpoczęły się Mistrzostwa Świata w badmintonie. Hala Istora Senayan. Powodzenia życzymy wszystkim zawodnikom! Za Polaków trzymamy kciuki!

Życzę wszystkim radości z wakacji, tym którzy maja wyjechać już niedługo życzę słońca, a ja zaciągam zasłony, i żaluzje , biorę się do pracy do usłyszenia za tydzień, może już wtedy będzie chłodniej.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.