Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca sierpień 2012

Czytając różne blogi znajduję przepisy na pyszne dania, jednym z nich jest zupa z cukinii, którą zaproponowała Ewa777, za co jej serdecznie dziękuję. Nie byłabym jednak sobą gdybym propozycji Ewy nie zmodyfikowała i tę właśnie wersję przygotowałam dla swojej rodziny na spotkanie w ostatni weekend.

Zupa z cukinii

Składniki: 2 małe zielone i 4 żółte cukinie, 4 ziemniaki, 2 kostki rosołowe bulion cielęcy, 2 łyżki oliwy extra virgin o smaku rozmarynu, 1 główka czosnku, 2 cebule, 1 puszka mleka kokosowego

Przygotowanie: Na dużej patelni rozgrzałam oliwę, wrzuciłam pokrojony czosnek i cebulę, zeszkliłam, dodałam pokrojone cukinie. Wszystko razem smażyłam przez 5 minut. Przełożyłam do garnka dodałam 2 litry wody, oraz wrzuciłam 2 kostki bulionu cielęcego. Dodałam obrane i pokrojone ziemniaki, zagotowałam odstawiłam na mały ogień na 20 minut pod przykryciem, tak, aby zupa mrugała raczej aniżeli szalała jak fale na morzu.

Odstawiłam z ognia, zmiksowałam, powstał krem, dodałam puszkę mleka kokosowego, wymieszałam, ponownie zagotowałam, dodałam łyżkę masła i podałam na stół. Zupę można podawać z grzankami, groszkiem ptysiowym, ja podałam solo, ponieważ nie chciałam stracić aksamitnego smaku.  Jeżeli lubicie pietruszkę można ją posiekać i tuż przed podaniem posypać, można również podać krem z serem parmezan utartym na jarzynowej tarce. Polecam gorąco, obecnie trwa sezon owocowo warzywny i wszelkiego rodzaju potrawy z warzyw mają super smak. Smacznego!

Musaka 

Danie na spotkanie rodzinne dla siedmiu osób

Ten przepis znalazłam na blogu ewamaria, ale również jest zmodyfikowany przeze mnie.

Składniki: 5 średnich bakłażanów, 4 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia, 1 kg mielonego udźca z indyka, 4 kulki sera mozarella , 2 opakowania sera parmezan, 2 cebule drobno pokrojone i główka czosnku, puszka pomidorów obranych ze skórki (pelati), 4 duże pomidory, 2 pęczki posiekanej natki pietruszki, 4 łyżki tartej bułki, 3 białka, sól i pieprz do smaku

Sos beszamel wykonany z następujących składników: 4 łyżki masła, 3 łyżki mąki, 0,5 litra mleka, łyżeczka gałki muszkatołowej, utarty ser parmezan, 3 żółtka

Wykonanie musaki

Musakę przygotowywałam dwuetapowo. Pierwszego dnia zrobiłam masę mięsną, a mianowicie: na patelni usmażyłam posiekany czosnek wraz z cebulą, dodałam mięso mielone, i smażyłam do momentu zmiany jego koloru.  W międzyczasie pomidory obrałam ze skórek, pokroiłam drobno i dusiłam pod przykryciem, tak, aby były miękkie, dodałam puszkę pomidorów pelati , całość wymieszałam w garnku z mięsem usmażonym na patelni, gotując na wolnym ogniu 25 minut. Odstawiłam aby przestygło. Do przestudzonego mięsa dodałam bułkę tartą, białka i posiekaną natkę pietruszki. Wymieszałam dokładnie i w ten sposób zakończyłam pierwszy etap przygotowywania musaki.

W niedzielę pokroiłam umyte bakłażany na grube plastry, ułożyłam na sitku posypałam solą, odstawiłam na 30 minut, aby zmiękły i straciły swoją gorycz. Po tym czasie umyłam i osuszyłam bakłażany. Ułożyłam je na blaszkach wyłożonych papierem do pieczenia posmarowałam oliwą, wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 180 C na 10 minut. Upieczone bakłażany przełożyłam do dużej formy ceramicznej układając warstwę bakłażanów, na to ułożyłam porwany ser mozarella, uduszone mięso i doprawione (z pierwszego etapu), na wierzch położyłam pozostałe bakłażany, polałam sosem beszamel i posypałam tartym serem parmezan. Wstawiłam do gorącego piekarnika na 50 minut. ( Gdybyście zauważyli, że ser wraz z beszamelem mają tendencję do przypalenia należy na wierzch położyć papier do pieczenia.)

Beszamel wykonałam następująco: rozpuściłam masło, dodałam mąkę, rozprowadziłam stopniowo dodawanym mlekiem tak, aby sos był gładki bez grudek. Odstawiłam z ognia dodałam ser parmezan, do stygnącej masy dodałam żółtka i całość porządnie wymieszałam dodając na końcu gałkę muszkatołową, jeżeli ktoś nie lubi jej smaku i zapachu można ten produkt pominąć.

Musakę podałam w naczyniu żaroodpornym ceramicznym wyjętą prosto z pieca. Jest to znakomite danie jednogarnkowe na przyjęcie tarasowe, sycące a poza tym lekkie, niestety nie mogę powiedzieć, że jego wykonanie jest błyskawiczne, ale znając wasze umiejętności dobre rozplanowanie pracy zwiększy efekt końcowy. Moja musaka była smaczna a następnego dnia jakby jeszcze bardziej  zyskała.

Na deser podałam tort tiramisu, zimny prosto z lodówki, ale o nim i innych dobrych rzeczach napiszę w kolejnych postach. Pozdrawiam wszystkich serdecznie

Wasza Jadwiga

 

Lato prawie za nami, dzieciaki szykują się do szkoły a my kończymy urlopy. Znowu wpadniemy w kierat zajęć w pracy i obowiązków domowych. Na dzisiaj przygotowałam moją ulubioną ostatnio potrawę, która podoba się całej rodzinie i jest chętnie przez wszystkich przygotowywana i jedzona. Potrawa jest bardzo szybka, łatwa a co tez ważne tania.

Na sałatkę ze świeżego szpinaku potrzebujemy paczkę (250 g) świeżego szpinaku, którą kupuję w sklepie Biedronka lub na bazarze u pani Eli. Zresztą na bazarze teraz pięknie wyglądają wszystkie stragany z warzywami i owocami. Bakłażany z błyszcząca kolorową skórką, cukinia w kolorze zielonym i żółtym, gruszki, jabłka, pomidory, sałata zielona, dębowa i masłowa, oraz kędzierzawa zielona i czerwona, borówka amerykańska, włoszczyzna pachnąca i w rozmiarach XXL oraz pierwsze grzyby. Na Szembeku jak zwykle borowiki, koźlaki a od jakiegoś czasu też kurki. Moje wypady na bazar kończą się zawsze zakupami ponadnormatywnymi, gdyż wszystko jest piękne i kusząco, dopiero w domu wraca rozsądek i zastanawiam się, co autor miał na myśli kupując na przykład dwa kilogramy gruszek i nektarynek? Teraz już wiem, że z nektarynek upieką ciasto szybkościowe marki „bzium” natomiast gruszki użyję wraz z melonem i borówką amerykańską do przyrządzenia ochładzającej sałatki owocowej.

Dzisiaj podam przepis na:

Sałatka ze świeżego szpinaku z łososiem wędzonym zimnym dymem

Składniki: paczka szpinaku mytego (250 g), łosoś wędzony w zimnym dymie (możemy kupić w Biedronce lub Lidlu. Nie, nie jestem związana z żadnym ze sklepów sieciowych i nie uprawiam nijakiej reklamy. Po prostu te dwa sklepy są w okolicy i bardzo często robię tam zakupy. Warzywa i owoce kupuję na targu, ale prawdę mówiąc to pomidory również kupuję w wymienionych sklepach, gdyż są pięknie pachnące pomidorami, zdrowe i bardzo świeże, a zakupione w większej ilości układam w skrzynce na tarasie i mam piękną ozdobę z warzyw a także pomidory dostępne w każdej chwili. Zresztą pani Jadzia opiekunka ojca również układa je w skrzynce na tarasie u ojca.

Wykonanie sałatki:

Na dwa talerze układam świeże listki szpinaku, polewam sosem przygotowanym z łyżeczki musztardy, łyżeczki lub dwu miodu naturalnego, octu winnego białego z Modeny, 2 łyżeczek oliwy extra virgin, mieszam, sos musi mieć konsystencję dość gęstą. Polewam listki szpinaku, posypuję płatkami migdałowymi lekko podsmażonymi na patelni z kilkoma kroplami oliwy z pierwszego tłoczenia.

Na talerzu już pyszni się sałatka ze szpinaku, na wierzch układam łososia i oto mam najpyszniejsze i najszybsze danie na ostatnie dni lata. Zresztą zobaczcie jak ładnie wygląda na zdjęciach, na których sałata jest zaprezentowana na osobnym talerzy i na drugim leży porcja łososia.

Wszystkim polecam to proste i pyszne danie, którego przygotowanie zajmuje 10 minut, a obiad lub kolacja jest wykwintnym przeżyciem kulinarnym. I proszę się nie martwić, ze szpinak jest błe  i  źle przyjmowany przez dzieci. Nie, wczoraj przygotowałam taka sałatę i obie moje wnuczki jadły chwaląc pomysł. Polecam zatem wszystkim na nadchodzący ostatni weekend wakacji. Korzystajmy z zaoszczędzonego czasu, spędźmy go z rodziną ciesząc się dobrą pogodą i ostatnimi ciepłymi promieniami słońca.

 Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego weekendu

Wasza Jadwiga

Urodziny

Sierpień, piękny słoneczny dzień a ja w ferworze zajęć domowych i zakupów, bo właśnie dostałam mieszkanie i starałam się dokonać rzeczy niemożliwej a mianowicie kupić firanki, zasłony oraz oczywiście jakieś meble. Nie było to wcale takie łatwe jak się obecnie wydaje. Firanki wypatrzyłam w DT Centrum, więc zakupiłam, kilka metrów (tyle ile było coś około 8) gdyż była to końcówka serii. Szczęśliwa i dumna powędrowałam z firankami pod pachą ulicą Marszałkowską w stronę MDM. Któraś z moich koleżanek powiedziała mi, że w Cepelii widziała piękne zasłony i pewnie by mi się spodobały. Więc podrałowałam. Zasłony były w moim ulubionym kolorze ciemno zielonym zaś wzór był w kolorze złotym, nie pamiętam dobrze, czy były haftowane, czy też tak zostały utkane. Pani sprzedawczyni, miła osoba szybko wyliczyła ile tego szczęścia mam kupić do saloniku 14 metrowego… Razem wyszło coś około 12 metrów, bo salonik miał wysokość 2,45 m a szerokość wynosiła około 4 metrów no i posiadał dwa okna, jedno wielkie balkonowe a drugie mniejsze pojedyncze.   Tak czy owak, materiału było dużo, no i wcale nie był taki lekki, a ja już dźwigałam ileś metrów firanek. Ale co tam, co to jest dla młodej kobiety kilkanaście metrów materiału ciężkich zasłon plus firanki. Byłam bardzo szczęśliwa, że w ogóle taki towar dostałam i pokój będzie stosownie udekorowany. Ani mi przez myśl nie przeszło, że wszystko razem będzie ważyło kilkanaście słodkich kilogramów. Pani ekspedientka pięknie zapakowała mi zasłony w dwie paki owiązała sznurem(!!!) takim do pakowania pocztowych paczek, zasłony nie były zapakowane w żaden papier, żadna siatkę choćby i plastikową, zostały złożone w kostkę, a raczej niebotycznych rozmiarów kość i podane mi z wdziękiem. Proszę oto pani pakunki. Uff…

Co było robić, zapytałam pani ekspedientki czy mogłyby te pakunki poleżeć tylko chwilkę a ja skoczę i złapię taksówkę. Ależ oczywiście, odpowiedziała miła pani.

Poszłam na postój taksówek i po odczekaniu 40 minut wróciłam do Cepelii jak niepyszna. No i co? Usłyszałam pytanie. Ano nic, taksówek nie ma, ani jednej ani nawet nikt się nie zatrzymał abym mogła się dosiąść. Ach tak… pokiwała głową miła pani. Zafrasowałyśmy się obie, ja zastanawiałam się jak szybko odpadną mi ręce a pani pewnie myślała, czy mam wszystkie klepki w głowie na swoim miejscu.  Co było robić, wzięłam obydwa tłumoki i wyturlałam się ze sklepu. Dokładnie tak, wyturlałam się, bo jak inaczej nazwać kobitę niosącą ogromne dwa pakunki plus przywieszony dodatkowy na ramieniu tłumok z firankami. Jednak, czego się nie robi dla rodziny? Dobrze, że sklep Cepelii nie był daleko od przystanku autobusu pośpiesznego linii „B”. Jakieś sto pięćdziesiąt metrów zmagań i już usiadłam na przystankowej ławeczce. Pierwszy etap mojej drogi przez mękę odbyty. Ciągle zadowolona, ciągle uśmiechnięta, szczęśliwa posiadaczka nabytych towarów za ciężkie pieniądze wzięte na raty w mojej instytucji. Hmmm. ..Autobus przyjechał dosyć szybko i zaczęły się schody.  Wysokie stopnie wejściowe do tegoż autobusu marki Jelcz nijak nie pozwalały na pokonanie ich bez przeszkód, dwie paki zasłon, plus firanki na ramieniu dociążały mnie kilkunastoma dodatkowymi kilogramami, a ja cała gruba i okrągła w dziewiątym miesiącu ciąży! W końcu jakiś pan zlitował się nade mną i mamrocząc coś o mnie i moim braku odpowiedzialności pomógł mi wtargać paki. Zapytał jeszcze czy w takim stanie nie powinnam poprosić męża o pomoc. Taaa, biedny człowiek nie wiedział wcale, że mój ślubny od 25 dni przebywał na zgrupowaniu judo, jako trener i wcale to a wcale nie mógł wrócić przed końcem sierpnia. Szkolenie, zawodnicy, plany, wszystko było bardzo ważne, a ja żyjąca na co dzień z trenerem najlepszym z najlepszych nie mogłam mu zawracać głowy jakimiś „drobiazgami”. Taa, drobiazgami , wcale nie takimi małymi i lekkimi.

Udało się! Pan usadowił mnie blisko wyjścia, pakunki położył u moich stóp i tyle.  Miejsc siedzących nie było, jak również nie było nikogo chętnego aby ustąpić miejsca, wszyscy jak jeden mąż gapili się w okno oglądając ciekawie ulicę Marszałkowską, al. Jerozolimskie i mijane DT CENTRUM.  Do skrzyżowania ul. Świerczewskiego z ul. Marchlewskiego dojechaliśmy szybko, szybciutko, zanim nieco odpoczęłam. Cóż było robić? Wysiadłam, ktoś podał mi moje coraz cięższe paki, drzwi się zamknęła a ja zostałam na przystanku.  O telefonach komórkowych w roku 1970 nikt nie słyszał, ani nikt nie miał pojęcia, drzeć się na cały głos mamo, tato, jestem tu nie wypadało, wzięłam moją zdobycz  i noga za nogą drałowałam do domu.  W pewnym momencie ktoś szarpnął mnie za rękę i krzyknął: siostra, czy ty zwariowałaś, co ty tam dźwigasz? Oj Zbysiu jak dobrze, że jesteś, kupiłam zasłony i firanki. Ty chyba na głowę upadłaś, co ty robisz… Zbyszku, błagam nie drzyj się na mnie, nie krzycz, ludzie słyszą, myślą, że jesteś moim mężem, z którym weszłam w rodzinny spór. A on na to, gdybyś nie była w tym stanie w jakim jesteś to dałbym ci w … No dobra, dobra, już koniec…

Doszliśmy do domu we względnym spokoju, on tylko furczał od czasu do czasu.

Winda, drzwi mieszkania rodziców i niestety lament mojej matki, czyś ty… itp., itd.  Co oni wiedzieli, przecież ja zdobyłam wymarzone firany i zasłony a oni tak beznadziejnie nie mogli zrozumieć, że to była szansa, jedna z niewielu, bo gdyby nie to, że jestem w ciąży nigdy bym w ciągu kilku godzin nie załatwiła zakupu obu zdobyczy.

Wysłuchałam co mieli do powiedzenia moi najbliżsi, poprosiłam o kefir zimny z lodówki a najlepiej łyk piwa, którego oczywiście mi odmówiono, rozparłam się na kanapie łapiąc powietrze, bo ciepło było co najmniej jak dzisiaj. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że za kilka godzin zaczął boleć mnie brzuch, początkowo lekko, później trochę mocniej. Eeee , to pewnie morele i śliwki, które zjadłaś,  powiedziała karząca siła sprawiedliwości czyli mama, eee tam, nie martw się, pewnie niosłaś te toboły i  zaszkodziło  ci  -dopowiedział brat. W końcu pomyślałam mama wie co mówi, może rzeczywiście śliwki, a może morele. 

Spać to ja nie spałam, ale jakoś kręciłam się po jedynym pokoju jaki mieliśmy i myślałam,  liczyłam i jeszcze raz liczyłam, ale z nerwów nie mogłam się doliczyć jak to ze mną jest. Termin miałam wyznaczony na wrzesień, więc spokojnie, mam jeszcze dwa tygodnie minimum. Acha, terminy terminami a życie, życiem. O czwartej nad ranem wezwałam taksówkę i pojechaliśmy do szpitala. Córcia urodziła się po osiemnastu godzinach ciężkiej wspólnej pracy. Aaaa mówicie, że mogłam poprosić o wspomaganie, no niestety nie, nie było tych dobrodziejstw, którymi obecnie dysponują szpitale.

Cieszę się, że córeńka, która urodziła się czterdzieści dwa lata temu w dniu 20 sierpnia była zdrowa, piękna i mądra i tak jej zostało do dzisiaj. Kochanie wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i miłości, radości i sukcesów oraz wielu powodów do dumy z Twoich dzieci, tak jak ja jestem dumna z Ciebie. Sto lat!

Mama

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.