Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca kwiecień 2012

Święta minęły jak zawsze szybko, chyba za szybko, jak zwykle przygotowaliśmy „mało, rzec by można troszeczkę” a i tak lodówki w naszych domach pęczniały, jakby w jednej chwili przybyło im po kilkanaście kilogramów. Jak zwykle wszyscy wszystkim robiliśmy prezenty z nadwyżek produktów przygotowanych na Wielkanoc.  Od córki dostałam 2 słoiki pysznej sałatki, troszkę pasztetu, zaś ja rozdawałam mazurki i sernik, zgodnie z tradycją” w dobre ręce oddam…”.  Jako się rzekło święta za nami, wracamy do naszych „buraczków”, czyli do blogowania i opowieści dziwnych treści.  Na dzisiaj przygotowałyśmy z Beatą wpis o „miłości” Anglików do Francuzów. Temat odmienny od ostatnio prezentowanych, dlatego bardzo ciekawy.  Zapraszam do lektury:

Jadzia poprosiła mnie o napisanie paru słów o Hampton Court, ale pałac ten musi poczekać do Maja, kiedy to tamtejsze ogrody rozkwitną feerią wiosennych barw i będę mogła nie tylko coś napisać, ale również i pokazać. W zamian napiszę o miłości dwóch nacji. Uczucia pomiędzy narodem angielskim i francuskim poprzez stulecia można przyrównać do uczucia Polaków do zaborców. Uczuć gorących było brak.  Historia tych dwóch państw jest mocno skomplikowana i długo te narody pracowały, żeby się totalnie znielubić. Nie zamierzam zanudzać szanownych czytelników zawirowaniami politycznymi, wojnami i szczegółową historią, wybiorę z opisanych historii kilka rodzynków, faktów mało znanych i dość zniekształconych na kontynencie. Dlaczego zajęłam się tym tematem?  Otóż czytam książkę Stephen Clarke’a  „1000 years of annoying the French” i nie pamiętam, kiedy się tyle uśmiałam podczas czytania, jakby nie było, książki historycznej. Podobno punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, więc w tym przypadku sprawa się komplikuje, bo co prawda autor jest Anglikiem, ale za to frankofilem mieszkającym we Francji. Znany jest przede wszystkim z serii książek „Merde” w żartobliwy sposób opisujących perypetie Brytyjczyka we Francji. Po stronie francuskiej czy angielskiej, to jednak jest nieważne, ważne jest, że autor podczas pisania tej książki dokładnie opisywane zagadnienia zgłębił i przełożył je na papier w sposób tak niezwykle lekki, dowcipny i ironiczny, że po prostu nie sposób się od książki oderwać.  Podważył w niej mity i półprawdy z fantazją iście ułańską i kilkoma z nich tutaj się podzielę. Na początku parę pytań, czy bitwa pod Hasting naprawdę była zwycięstwem francuskim?  Czy prawda jest, że to Anglicy spalili Joannę d’Arc? Czy szampan jest zasługą Francuzów? Żeby zadanie wszystkim ułatwić, od razu podaję, że odpowiedzią na wszystkie powyższe pytania jest NIE!!!

Wilhelm Zdobywca, książę Normandii wylądował w Anglii w 1066 roku, odniósł błyskawiczne zwycięstwo i koronował się na króla angielskiego. Czy oznacza to, że Anglia jest właściwie kolonią francuską?  Fakt ten Francuzi nieustająco podkreślają, tylko zapominają, że Normandia wcale nie była częścią Francji! De facto była ich największym wrogiem, krainą zaludnioną imigrantami skandynawskimi, zwanymi  potocznie, Wikingami. Wilhelm bardziej był znany (ku swojemu utrapieniu), jako Wilhelm Bękart niż Zdobywca, gdyż był nieślubnym synem młodszego księcia Normandii. Ślubny czy nie, był niewątpliwie doskonałym wojownikiem i słynął z tego, że wbrew panującym trendom tego okresu, nigdy nie pił więcej niż 3 kieliszki wina (sam ten fakt dowodzi, że Francuzem to na pewno nie był!!!).  Na dodatek, Wilhelm był spokrewniony z panującym angielskim królem Edwardem, który zresztą wybrał go, jako przyszłego króla Anglii (z wielką czy małą ochotą to już oddzielne zagadnienie).

Zajmijmy się teraz nieszczęsną Joanną d’Arc – młoda dziewczyna, pochodzenia chłopskiego zaczyna słyszeć głosy nawołujące ją do ratowania ojczyzny, która to była w opałach po tym jak angielski król Henryk V skolonizował Normandię (ach, znowu ta Normandia) oraz całą północną część Francji powyżej Loary. „Przekonał” on francuskiego króla Karola VI, że korona francuska na głowie Anglików będzie znacznie lepiej wyglądać. To się bardzo Joannie nie spodobało, a że głosy w jej głowie nie należały do byle, kogo, tylko do Św. Michała i Św. Katarzyny, więc z poparciem okolicznego ludu udała się do wojsk francuskich z misją.  Jej młodość i zapał zyskały jej wiele zwolenników i sam jej widok dodał francuzom animuszu, więc zaowocowało to wieloma zwycięstwami.  Niestety woda sodowa jej po pewnym czasie uderzyła do głowy i zaczęła dyktować swoje warunki nie tylko generałom, ale i nieudacznemu młodemu królowi francuskiemu, który pomimo braku odwagi i rozumu, jednakże poczuł się urażony, że kobitka zamiast siedzieć w kuchni, wtrąca mu się w politykę. Tak, więc niewdzięczni władcy, włącznie z narodem, (który znalazł sobie inne bożyszcze, męskiego supermana zamiast dziewicy) podziękowali Joannie za służbę, merci, ale non merci.  Wystawiona do wiatru Joanna została wzięta do niewoli przez lidera Burgundii, który to oczekiwał dużej mamony od jej dawnych francuskich wielbicieli. Sprawa się skomplikowała, bo nie było chętnych do wypłaty. W końcu pieniądze znaleźli Anglicy i wcale jej nie musieli skazywać, bo milusińscy rodacy oskarżyli ją o straszną zbrodnię…. Noszenie spodni. Dorzucili do tego obrazę moralności i Boga, bo kto to widział, żeby walczyć w dzień święty, niedzielę! Tego już było za wiele dla zapalonych katolików i w roku 1431 spłonęła na stosie.

Smutno się trochę zrobiło, więc porozmawiajmy na koniec o szampanie.  Dom Perignon, benedyktyński zakonnik w pocie czoła pracuje w Szampanii nad udoskonalaniem musującego wina – jest rok 1668. Denerwują go strasznie te bąbelki, bo co i rusz powodują eksplozję butelek. Robi, więc wszystko, żeby się ich pozbyć; udoskonala fermentację, produkuje wina czystsze, zbiera winogrona tylko rano, wyrzuca nadpleśniałe owoce i stosuje mniejszy nacisk na nie przy wyciskaniu soku. Zmienia również drewniane korki na korkowe, ale to z kolei powoduje eksplozję dna butelek, których kruche szkło nie wytrzymuje nacisku.  Anglicy natomiast zakochali się w tym trunku; zaczęli dodawać cukru i melasy dla wytworzenia zwiększonej wtórnej fermentacji. Zamiast walczyć z bąbelkami, w Newcastle wyprodukowali butelki z grubszym dnem. I po problemie. Bąbelki są. Dno całe. Jak więc widzimy, Dom Perignon robił wszystko, żeby szampana zepsuć, natomiast szalona moda na ten trunek w Albionie spowodowała wreszcie zainteresowanie się tym napojem we Francji. Zaciekawiony Ludwik XIV zakupuje pierwszą porcję szampana i uznaje (zapewne z wielkim bólem), że Anglicy pod tym względem jednak mają rację. Takie oto ciekawostki można wyczytać w książce Clarke’a, którą wszystkim gorąco polecam,

 

Goszczona przez Jadzię, Beata

Wielka Sobota jest dniem święconego. Rankiem tego dnia jest święcenie ognia a zapalanie i święcenie ognia oznaczało rozpoczynanie nowego czasu. Po poświęceniu ognia odbywało się święcenie wody. Po poświęceniu ognia i wody po odśpiewaniu przez kapłana „Gloria” rozwiązuje się dzwony, które dzwonią po raz pierwszy po kilkudniowym milczeniu.

Rano święcono ogień i wodę, a przez cały dzień pokarmy.

Według staropolskiego zwyczaju tak zwane „święcone” stawiano na wielkim stole w jadalni. Składały się na nie szynki, kiełbasy, salcesony, ryby w galarecie, prosię pieczone w całości oraz wielkanocne ciasta: mazurki, torty, przekładańce oraz staropolskie „baby”. Nie zapominano także o nalewkach, wódkach, miodach pitnych, piwie i winie. Na stole nad wszystkimi potrawami górował Baranek zrobiony kunsztownie z masła lub cukru. Cały stół kuszący kolorami, smakami, zapachami, ozdabiano zielonym barwinkiem i kolorowymi pisankami. Święcone zależało od możliwości finansowych domu, było bardzo bogate, ale też i bardzo skromne.

Na szczególną uwagę w staropolskiej kuchni zasługiwało pieczenie bab i mazurków, które są specjałami rdzennie polskimi. Pieczenie bab wielkanocnych odbywało się zgodnie wielowiekową tradycją, można powiedzieć zgodnie z pewnym „misterium”. Mężczyznom do kuchni w tym czasie wstęp był wzbroniony. Kucharka wybierała najbielszą mąkę, rozpuszczano szafran w wódce, nie tylko użyczał pięknego koloru, ale również dawał korzenny aromat, ucierano setki żółtek z cukrem, mielono migdały, przebierano rodzynki, tłuczono w moździerzach wanilię, robiono zaczyn z drożdży. Nałożone do form babowych ciasto nakrywano lnianymi obrusami, aby się nie przeziębiło i odpowiednio wyrosło, po czym wyrośnięte baby wsadzano ostrożnie do pieca. Po wyjęciu łopatą z pieca kładziono je na puchowych pierzynach, by stygnąc nie zgniotły się. „Usiadła” baba była kompromitacją gospodyni. Najsłynniejsze były baby muślinowe i puchowe. Pochodzenie mazurków do dziś nie jest jasne. Podejrzewa się, że są to przysmaki kuchni tureckiej. Mazurki wykonywano na kruchym, cieniutkim spodzie, pokryte warstwą masy orzechowej, migdałowej, kajmakowej, bakaliowej, przepięknie zdobione bakaliami, migdałami i konfiturą.

W różnych książkach kucharskich prezentujących staropolskie obyczaje możemy przeczytać opisy święconego na magnackich czy szlacheckich lub mieszczańskich dworach, które było raczej luksusem kulinarnym ponad stan, który mogło doprowadzić gospodarzy do ruiny kieszeni, ale też i zdrowia, i z roztropnością finansową nie miało nic wspólnego. Powiedzmy sobie szczerze, że i dzisiaj, gdy przygotowujemy święcone, niewiele to ma wspólnego z naszym głosem rozsądku. Tradycja „zastaw się a postaw się” jest do dzisiaj w nas głęboko zakorzeniona.

Wielką Sobotę kończyła rezurekcja- nabożeństwo biorące swoja nazwę od łacińskiego resurrectio- zmartwychwstanie.” Jest to obrzęd radosny, w krajach słowiańskich powszechny, polegający na wyniesieniu Najświętszego Sakramentu z grobu i trzykrotnej uroczystej procesji wokoło kościoła wśród pieśni wielkanocnych. Obchód ten powstał z misteriów średniowiecznych, a na jego rozszerzenie wpłynęli bożogrobcy” Gdy rozlegały się dzwony na rezurekcję wszyscy śpieszyli do kościoła, ( bo kto przespał rezurekcję, nie miał prawa jeść święconego), wierzono też, że kto nie pójdzie, będzie ciągle chorował. W czasie procesji trzykrotnie okrążającej kościół śpiewano pieśń zmartwychwstania „Wesoły nam dzień dziś nastał”, jedną z najstarszych religijnych pieśni, śpiewanej od setek lat. Wiele lat temu rezurekcyjne dzwonu zwoływały ludzi na rezurekcję o 12.00 w nocy. Jednak od czasów stanisławowskich przesunięto rezurekcję na wczesne godziny poranne, aby oszczędzić ludziom nie zawsze bezpiecznego powrotu do domu w godzinach nocnych. Stąd msza rezurekcyjna i uroczystości Zmartwychwstania w niedzielny wczesny poranek, gdzie dzwonom wtórowały  wystrzały z kalichlorku, kluczów, czy dubeltówek, a kiedyś wtórowały wybuchy z armat, moździerzy, strzelb, pistoletów.

Nadchodziła WIELKA NIEDZIELA

Po prymarii, pierwszej mszy po Zmartwychwstaniu Pana, wszyscy śpieszyli do domów, a na drogach odbywały się wyścigi furmanek, bo kto pierwszy do domu dojedzie temu zboże nadzwyczaj się uda. Ja zaś uważam, że miało to też inny podtekst, ludzie byli wyposzczeni i śpieszno im było do domów na Wielkie Śniadanie.

Ucztę wielkanocną rozpoczynano dzieleniem się poświęconym jajkiem ugotowanym na twardo, połączone to było ze składaniem sobie życzeń. Po złożonych życzeniach ruszano do stołu – można powiedzieć według naszego nazewnictwa – był to raczej zimny bufet. Jak już napisałam największą atrakcją tego świętowania było wielkie obżarstwo. Wielkanoc zawsze była w Polsce świętem rodzinnym poświęconym jedzeniu. Ciekawe są recepty na uchronienie się od zgagi po wielodniowym poście. Według najstarszych porad (wyczytanych u Haliny Szymanderskiej w książce” Polskie Tradycje Świąteczne) przed śniadaniem należało zjeść święconego chrzanu i chuchnąć trzy razy do komina, albo zjeść przed śniadaniem usmażone na maśle pokrzywy, i tak przygotowani mogliśmy usiąść do uczty, o której rozmiarach możemy wyczytać w opisach staropolskich obyczajów jedzenia święconego.

Muszę przyznać, że przygotowując ten wpis przeczytałam kilka książek, dotyczących staropolskiej tradycji święconego i we wszystkich znalazłam to samo, stoły przygotowane do śniadania Wielkanocnego uginające się pod ciężarem wszelkiego dobra, dań i frykasów przygotowywanych przez dworskich kuchmistrzów. Jednak muszę też stwierdzić, że czytając o rozmiarach tych uczt porównywałam je z obecnymi przyjęciami wydawanymi z okazji śniadania wielkanocnego nie tylko w mieście, ale też i na wsi. I jedno powiem, gdziekolwiek byłam, gdziekolwiek zapraszano nas na śniadanie trudno było uznać przygotowany stół za ubogi. Zawsze czy tow  mieście czy na wsi starano się, aby stół określał zamożność gospodarzy.

Pierwszy dzień świąt Wielka Niedziela upływa nam na spędzaniu czasu w ścisłym gronie rodzinnym. Dopiero Poniedziałek Wielkanocny jest dniem składania wizyt sąsiadom i znajomym. Był to również dzień harców i swawoli i oblewania się wodą. Czasami to oblewanie dawało się we znaki, szczególnie młodym pannom, które niejednokrotnie lądowały w rzece lub stawie. Dziewczęta się nie bardzo broniły, gdyż nie oblanie świadczyło o braku powodzenia u chłopców. Było śmiechu, co niemiara, gdy chłopcy wykrzykiwali głośno słyszane przez całą wieś wierszyki „przywoływkami” zwane, wymieniali też w ten sposób wady i zalety panien jak również ile wiader wody dla nich przeznaczają. Wierszyki nie zawsze były miłe, wykrzykiwano je z wysokiego drzewa lub siedząc na dachu, aby cała wieś słyszała dokładnie. Oto jedna z nich:

W pierwszej chałupie ode dworu
Jest tam dziewka piękna, młoda
Na imię jej Jagna, ·Do Boga i ludzi podobna,
A niech się nie boi,
Bo tam za nią Marcin stoi,
I dla jej urody
Pięć kubełków wody.

Albo: Panna Jadwiga, bogobojna,
Ale chłopa pragnąca,
Krowy nie wydoi, bo się ogona boi,
Izby nie wymiecie, po kolana śmiecie
Jest taka gruba, że potrzebuje,
Dwie fury pyrzu,
Dla wyłożenia w łyżu
Jak chleb się upiecze,
To się szczur pod skórką
Przewlecze,
Za karę dostanie sześć wiader wody.

Nie było formułki „niech się nie boi”, znaczy panna Jadwiga nie miała swojego kawalera. Ale było i tak:
Jest tam dziewczyna, ładno, urodno,
Do świni podobno,
Z nosa do psa,
Z brzucha do woło-dupa,
Z oka do źryboka,
Do jej manyżu
Fure pyrzu.

Bywało i gorzej, więc przywoływanie rozpoczynano od słów:

„… Niech się trzęsą wszystkie dziewki, zaczynamy przywoływki”.

Niestety ten stary zwyczaj znika i dzisiaj jest znany tylko w Szymborzu koło Inowrocławia. W rodzinnej wsi Kasprowicza pielęgnuje ten zwyczaj Stowarzyszenie Klubu Kawalerów.

Poranne dyngowanie kończyło się popołudniowym oblewaniem dziewcząt. Dyngowanie – zbieranie datków. Jednak powinniśmy wiedzieć, że zwyczaje wielkanocne i wielkoponiedziałkowe różniły się między sobą w zależności od regionu i od wsi. W tym miejscu chciałabym zwrócić uwagę na stary krakowski obyczaj Emausem zwany – urządzanym na pamiątkę objawienia się Chrystusa uczniom w drodze do miasta Emaus. Krakowski Emaus był to wielki, uroczysty spacer mieszczan po całym dniu siedzenia za stołem. Na Zwierzyńcu ustawiano kramy ze słodyczami, zabawkami, koralami. Młodzi chłopcy zaczepiali dziewczyny uderzając je baziami. A dla wszystkich spacerujących atrakcję stanowiły procesje bractw do zwierzynieckich kościołów – niesiono święte obrazy w towarzystwie licznych kapel. Trzeba też wiedzieć, że kiedyś Wielkanoc to trzy dni świąt, a wtorek trzeciego dnia nazywano Rękawka, jako, że ludność Krakowa rano po mszy w kościele Św. Benedykta właśnie na Rękawce hucznie się bawiła. Wielkanoc to święta radosne. W poniedziałek domy stały otworem dla gości, biesiadowano, żartowano, śmiano się i cieszono ze Zmartwychwstania Pana.

Kochani Czytelnicy, i ja Wam życzę Wspaniałych Świąt Zmartwychwstania Pana, Wesołego Alleluja!

Wasza Jadwiga

 

 

Dzisiaj chcę przekazać miłym czytelnikom szybkie przepisy na potrawy, które możemy podać podczas Świat Wielkanocnych. Nie zachęcam do obżarstwa, podaję przepisy na potrawy, które wydają mi się łatwe i proste a pochodzą z różnych stron Polski. Dzisiaj podam przepis, który bardzo mnie zaciekawił, gdyż od ponad miesiąca jestem na diecie. Pani Janka, która przez ostatnie tygodnie opiekowała się moim Tatą opowiedziała mi o potrawie, którą w Jej rodzinie podaje się na Święta.  Pani Janka pochodzi z Włodawy, gdzie ten sposób przygotowywania schabu, schabu karkowego lub szynki jest popularny. Oto przepis:

Schab, schab karkowy lub szynka

2 kg mięsa (szynka, karczek, schab)
2 l wody
1/3 szklanki soli
1 łyżka cukru
1/2łyżeczki pieprzu prawdziwego
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
5 dużych ząbków czosnku
2 łyżki majonezu· liść laurowy, ziele angielskie lub inne zioła wg uznania

Wieczorem w garnku wymieszać wodę z majonezem, dodać pokrojony czosnek całość zagotować, potem dodać wszystkie przyprawy i zostawić do ostygnięcia. Do całkowicie zimnej zalewy włożyć mięso, doprowadzić do wrzenia i gotować 10 min. Odstawić z ognia przykryć pokrywką i zostawić na całą noc. Rano ponownie doprowadzić do wrzenia i gotować 10 min. Ponownie przykryć garnek pokrywką, a kiedy zalewa wystygnie wyjąć mięso. W ten sposób przygotowany schab nie jest wysuszony, jest miękki, i nie zawiera dodatkowego tłuszczu. Polecam szczególnie dla osób odchudzających się tej Wiosny.

Śledzie inaczej

Składniki: 6 płatów śledziowych, 1, 5 szklanki mleka, 3-4 cebule, łyżka cukru, łyżeczka soli, groszek z puszki, majonez, 6 jajek ugotowanych na twardo, sok z jednej cytryny, biały pieprz i czerwona papryka w proszku, natka pietruszki do przystrojenia

Płaty śledziowe przeciąć wzdłuż, zalać mlekiem i wstawić do lodówki przynajmniej na 2 godz. Obrać 3- 4 cebule, pokroić w paseczki zalać wrzątkiem z dodatkiem 1 dużej łyżki cukru i łyżeczki soli. Jak cebula zmięknie, należy odcedzić i dodać groszek z puszki. Wymieszać z majonezem. Nałożyć na półmisek w postaci kopczyka. Ugotować 6 jajek na twardo, obrać i przekroić na pół, ułożyć na kopczyku z groszku, żółtkami do spodu. Śledzie odcedzić z mleka, natrzeć sokiem z cytryny i obsypać pieprzem białym albo ziołowym (dużą ilością). Jajka otoczyć filetem. Na każde jajko położyć listek pietruszki i posypać ostrą papryką. Danie gotowe, smacznego!

Na deser przygotowałam mój ulubiony

Tort bezowy z owocami

Wczoraj przygotowywałam ciasto kruche na mazurki, do których potrzebowałam żółtka, białka zaś pozostały. Pomyślałam, że można je wykorzystać do zrobienia bardzo prostego tortu bezowego z owocami i kremem ze śmietany oraz serka mascarpone. Tort ten jest uwielbiany przez wszystkich członków naszej rodziny.

Składniki: na 2 blaty bezowe potrzebne jest 12 białek (tyle właśnie mi pozostało), 1,5 szklanka cukru, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, kilka łyżek żurawiny do mięs, 2 łyżki winnego octu, 2 łyżki zimnej wody

Krem: 0,5 l śmietany kremówki, 125 g serka  mascarpone, 2 łyżki cukru pudru, ponadto 1 kg świeżych truskawek ( w sezonie, gdy są maliny używam malin, borówki amerykańskiej, jagód)

Wykonanie: Z białek i cukru ubijamy pianę, powoli sypiemy mąkę w dalszym ciągu ubijając około 1 minuty. Pod koniec ubijania dodajemy ocet i wodę, mieszamy delikatnie, aby połączyły się składniki. Wlewamy do dwóch tortownic wyłożonych papierem do pieczenia, aby mieć potrzebne dwa blaty do naszego tortu. Pieczemy obydwie tortownice naraz w temperaturze 150 stopni około 70 minut, po upieczeniu a raczej wysuszeniu bezy i uzyskaniu jasnego koloru, zostawiamy blaty do ostygnięcia.

W tym samym czasie ubijamy śmietanę na sztywno i mieszamy z połową opakowania serka mascarpone, dodajemy cukier. Krem ma być lekki. Pierwszy blat smarujemy kremem, na to dajemy kilka łyżek żurawiny, posypujemy migdałami układamy świeże owoce truskawek przekrojone na pół lub na ćwiartki, drugi blat od spodu smarujemy lekko kremem i kładziemy na owocowej warstwie. Wierzch  tortu smarujemy pozostałym kremem, układamy owoce truskawek, posypujemy płatkami migdałów (boki również). Wkładamy do lodówki w najchłodniejsze miejsce na 2 godziny lub na godzinę do zamrażarki. Podajemy z sosem ze zmiksowanych owoców leśnych. Przygotowanie tortu jest łatwe i nie zabiera nam dużo czasu, natomiast efekt jest zaskakujący wszystkich. Tort ten jest u nas przygotowywany na wszystkie uroczystości rodzinne szczególnie z okazji urodzin. Były to ostatnie przepisy przygotowane przeze mnie na święta wielkanocne. Mam nadzieję, że każdy znalazł coś dla siebie i będzie mógł wybrać to, co komu przypadło najbardziej do serca.

Wszystkim Paniom życzę udanych wypieków, oraz dużo zdrowia, uważajcie na siebie, czasami warto zrezygnować z jednej potrawy, jednego okna do umycia, które może być umyte później, aby świąteczny czas był również świątecznym odpoczynkiem z rodziną, spacerem a nie odpoczywaniem po gigantycznej pracy w kuchni. Tego Wam Wszystkim życzy

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.