Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca luty 2012

Po opublikowaniu wpisu Walentynkowego, moja Przyjaciółka Joanna napisała do mnie z maleńką nutką żalu, że wpis ozdobiłam linkami do bardzo starych przedwojennych piosenek:

”…Pozdrawiam Cię Walentynkowo. Czytam Cię w wolnych chwilach z wielką przyjemnością. Jednak zastanawiam się, dlaczego z okazji Dnia Zakochanych zamieściłaś aż tak stare piosenki. Rozumiem, że Twój blog nie jest raczej adresowany do młodzieży, ale bez przesady. Sama jesteś bardzo nowoczesną kobietą, a tu powyciągałaś jakieś muzyczne antyki :). Powiało zakurzonym strychem…”

Joannę moją przyjaciółkę znam bardzo długo i wiem, że jest wspaniałą kobietą, zresztą najlepszą nauczycielką języka angielskiego jaką znam (wyobraźcie sobie, że nawet mnie potrafiła nauczyć,tego języka, uczyła też moje dzieci, a teraz uczy wnuczki). Zdaję sobie sprawę, że mój obraz sprzed lat, kobiety dynamicznej i nowoczesnej, nie ma się nijak do faktu fascynacji starym kinem, kinem z myszką. Joasiu, zawsze lubiłam stare kino. Był nawet taki program w dawnej tv, prowadził go bodajże Stanisław Janicki, a tytuł programu „W Iluzjonie” lub coś podobnego. Był też program w „Starym Kinie”. Oglądałam je z przyjemnością, a filmy te kojarzyły mi się z młodością mojego ojca i jego opowieściami, jak zarabiał pieniądze, aby pójść do kina za 20 lub 50 gr na ulubiony film z gwiazdami tamtych czasów: Eugeniuszem Bodo, Aleksandrem Żabczyńskim, Heleną Grossówną, Jadwigą Smosarską, Mieczysławą Ćwiklińską i innymi wspaniałymi aktorami. Po wymianie korespondencji z Joanną, otrzymałam jeszcze jeden list tym razem od Beaty. Okazało się, że nie jestem jedyną wielbicielką staroci. Beata również kocha stare kino, dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w liście:

„Jadzia w swoim blogu o Walentynkach poruszyła temat miłości, ale również starego kina, wspaniałych przedwojennych aktorów oraz nieprzemijających piosenek o miłości w wykonaniu Mieczysława Fogga i innych znanych a już nieżyjących piosenkarzy. Temat ten jest niezwykle ciekawy dla mnie, gdyż nie tylko jak Jadzia uwielbiam stare filmy, ale również rodzinna historia powiązana jest z filmem i teatrem. Jak w misternie utkanej pajęczynie, nici przodków delikatnie przeplatają się z wydarzeniami krajowymi i światowymi. Co wszystko łączy? Miłość! Bo ona jest ponadczasowa. Królowała w starożytnym Egipcie, w czasach średniowiecza, rozpisywał się o niej Szekspir, Byron, Słowacki, umierał z miłości Chopin i wielu innych w przeszłości jak i obecnie. Rządziła ona ludźmi w czasach dostatku, w biedzie, w pokoju i wojnie. Dawała najwznioślejsze chwile jak również powodowała najgorsze zbrodnie. Przedmiotem westchnień niejednokrotnie byli aktorzy. W czasach przedwojennych panie mdlały na widok Eugeniusza Bodo czy też Aleksandra Żabczyńskiego. No cóż, nie można się im dziwić, bo to byli celebryci na wagę dzisiejszego Brad Pitt’a czy George’a Clooney! Z tymże szalenie przystojnym Aleksandrem Żabczyńskim (ach jakże przystojnym!) miała przyjemność pracować na planie filmowym siostra mojego dziadka, aktorka i tancerka o imieniu Klara. W zasadzie aktorka teatralna, ale któż się mógł oprzeć urokowi kina? Z jakąż przyjemnością oglądam „Zapomnianą melodię”, wiedząc, że to właśnie ona tam tańczy i śpiewa! Niestety czas pokoju i wspaniałego rozwoju niezależnej Polski skończył się szybko z wybuchem wojny. Miłości wojna jednak nie zabiła i Klara, zakochana po uszy, bierze ślub z aktorem teatralnym Stanisławem Belskim. Nie jest im jednak dane spokojne życie domowe, z Armią Andersa przedzierali się na Bliski Wschód, potem do Włoch, pod Monte Cassino. Śladem po ich waleczności są medale i krzyże. Ale artyleria, strzelanie, głód, strach, śmierć to nie cała wojna. Są też chwile wspaniałe, kiedy Klara i Stanisław mogą się spełnić jak aktorzy wystawiając sztuki i recitale dla kolegów – żołnierzy, gdzie mogą pojeździć na nartach w Cortina d’Ampezzo i spokojnie wypalić papierosa wiedząc, że wojna zbliża się ku końcowi. Podobną drogę wojenną miał Aleksander Żabczyński, któremu udało się uciec z obozu na Węgrzech i przez Irak, Palestynę i Egipt dotarł do Monte Cassino. Ciężka to była droga, ale nie tak ciężka jak drugiego bożyszcza kobiet, szarmanckiego i dowcipnego aktora Eugeniusza Bodo. Aresztowany przez NKWD we Lwowie, został skazany na obóz pracy, jako element niebezpieczny dla wszechmocnego Związku Radzieckiego. Elementem niebezpiecznym był jego zawód (!!!) i szwajcarskie obywatelstwo, jako że urodził się w Genewie. Zmarł w 1943 z wycieńczenia i głodu w łagrze w obwodzie archangielskim. Zupełnie inną drogą wojenną miał znany Klarze kolega, Ziemowit Karpiński, uczeń Zelwerowicza, aktor wileński i reżyser. Dlaczego o nim pisze, to później. Wyżywał się on w rolach amantów jak również lubił epizody charakterystyczne. Przedostaje się on z Wilna do Warszawy i od razu angażuje w walkę podziemną. W czasie Powstania Warszawskiego broni Politechniki. Otoczony z trzech stron, trzymał pozycję do ostatniej chwili, aż seria z broni maszynowej roztrzaskała mu rękę i przestrzeliła gardło. Życie ratuje mu lekarz w szpitalu na Koszykowej.  Resztę wojny spędza w obozie jenieckim w Zeitheim. Wojna się kończy, dla niektórych nie ma powrotu do kraju; w Londynie zostaje Klara, jej mąż Stanisław jak również opisywany powyżej Ziemowit, który później wyjeżdża na stałe do Nowego Jorku. Wszystkich ich łączy pasja do teatru i to, że są na obczyźnie wcale im nie przeszkadza grać w polskich teatrach i reżyserować sztuki teatralne. No cóż, nawet w obozie jenieckim Ziemowit założył teatrzyk i wystawiał sztuki, skoro, więc hitlerowcy i wojna nie zabiła ich pasji, to czasy pokoju ze wszystkimi niedogodnościami, zrobić tego nie mogły! Grę na deskach teatru przerwała Stanisławowi śmierć. Klara dalej przebywa w Londynie, ale zostaje odnaleziona przez dawnego kolegę, Ziemowita, który jak się okazuje, był w niej zakochany od wielu lat. Jak się możecie domyślać, ślub i love story! Do Ameryki z koncertami podróżuje wielu znanych aktorów i piosenkarzy, między innymi Mieczysław Fogg. Przedstawiony tam jest między innymi Ziemowitowi. Przygląda się jemu wnikliwie i pyta: czy Pan był w szpitalu na Koszykowej w czasie powstania? Otóż Mieczysław Fogg poproszony został przez lekarza o kilka chwil przy łóżku ciężko chorego pacjenta tuż po operacji. Aby pomóc mu w zapomnieniu o bólu, Fogg zaśpiewał porucznikowi Wagnerowi, (bo taki był Ziemowita pseudonim) kilka piosenek. Osób, o których piszę nie ma już z nami, ale pozostała po nich pamięć, filmy, zdjęcia. Cząstka ich też jest w nas samych. Od nich możemy uczyć się miłości, wytrwałości, bohaterstwa i uśmiechu, który gościł na ich twarzach w dużo trudniejszych niż współczesne czasy.

Pisząca gościnnie, Beata

Ps.

A oto, co znalazłam w sieci dla was moi czytelnicy i z przyjemnością prezentuję na temat filmu „Zapomniana melodia”

ZAPOMNIANA MELODIA Film fabularny Produkcja: Polska Rok produkcji: 1938  Premiera: 1938. 11. 05 Dane techniczne: 2400 m. 82 min.
Helenka jest pensjonarką w podwarszawskim Instytucie Dokształcającym dla Dziewcząt, córką bogatego przemysłowca, fabrykanta kosmetyków. Stefan jest bratankiem profesora muzyki w tymże instytucie… Stefan wpadł do wody na przystani, suszy się w mieszkaniu stryja. Nie chcąc go kompromitować Stefan twierdzi, że nazywa się Roxy. Pech chce, że tak nazywa się woda kolońska konkurencyjnej firmy ojca Helenki. Bierze on, więc Stefana za nasłanego agenta konkurencji. O Stefana upomina się dawna jego przyjaciółka Lili. W to wszystko wplątany zostaje profesor Frankiewicz, co niekorzystnie wpływa na jego pozycję, jako pedagoga. A ojciec Helenki w żaden sposób nie może zapamiętać recepty nowego mydła; umożliwia mu to dopiero melodia skomponowana przez Stefana dla ukochanej Helenki.
Ekipa Reżyseria: Konrad Tom, Jan Fethke Scenariusz: Napoleon Sądek, Jan Fethke, Ludwik Starski Zdjęcia: Jerzy Sten Scenografia: Jacek Rotmil, Stefan Norris Muzyka: Henryk Wars Choreografia: E. Rad Dźwięk: Stanisław Urbaniak Montaż: Jerzy Sten  Charakteryzacja: Jan Dobracki Fotosy: Leonard Zajączkowski Kierownictwo produkcji: Jan Breit Kierownictwo techniczne: Seweryn Steinwurzel Kierownictwo zdjęć: Wacław Sankowski Produkcja: Omnia-Film Atelier: Falanga Laboratorium: Falanga Obsada aktorska: Helena Grossówna (Helenka Roliczówna), Jadwiga Andrzejewska (Jadzia), Alina Żeliska (Lili Fontelli), Renata Radojewska (Rena), Teodozja Bohdańska (przełożona), Michał Znicz (profesor Frankiewicz, stryj Stefana), Aleksander Żabczyński (Stefan Frankiewicz), Antoni Fertner (ojciec Helenki), Stanisław Sielański (Jarząbek), Józef Orwid (woźny), Władysław Grabowski (fabrykant), Jerzy Roland (Alfred)

Varia Piosenka: JUŻ NIE ZAPOMNISZ MNIE Tekst piosenki: Nocami w gwiazdy spoglądam i myślę z lękiem, że jutro może odejdziesz, zapomnisz mnie. Lecz wiem, co zrobię – zaśpiewam tobie piosenkę i już mam spokój, i już nie lękam się. Bo nie zapomnisz mnie, gdy moją piosenkę spamiętasz. W melodii tej siła zaklęta, i czar, i moc. A choć zapomnisz mnie, piosenkę usłyszysz tę rzewną. I tęsknić już będziesz na pewno, co dzień, co noc. Piosenka zapachnie jak bzy, piosenka wyciśnie ci łzy, wspomnienia, wspomnienia, silniejsze będą niż ty. Już nie zapomnisz mnie, piosenka Ci nie da zapomnieć, i tęsknić już będziesz ogromnie, co dzień, co noc, co dzień, co noc, co dzień. o Muzyka piosenki (-ek) : Henryk Wars o Słowa piosenki (-ek) : Ludwik Starski o Wykonanie piosenki (-ek) : Aleksander Żabczyński Piosenka: ACH, JAK PRZYJEMNIE Tekst piosenki: Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal. Ach, jak przyjemnie, radosny słychać śpiew, gdy szumi, szumi woda a w żyłach szumi krew. I tak uroczo, tak ochoczo serca biją w takt, gdy jest pogoda, szumi woda, czego jeszcze brak do szczęścia. Ach, jak przyjemnie kołysać się wśród fal, gdy szumi, szumi woda i płynie sobie w dal. O Muzyka: Henryk Wars o Słowa: Ludwik Starski Piosenka: PANIE JANIE Tekst piosenki: Panie Janie, niech pan wstanie, tylko lenie jeszcze śpią, kiedy dzwony biją bim bam Henryk wars,bom. Panie Janie, niech pan wstanie, już się zbudził cały dom, kiedy dzwony biją bim bam bom. A echo odpowiada im, jak dzwony bam, to echo bim. Jednak to tak ładnie brzmi, bede bidi bidi bidi bidi bim bam bidi. Panie Janie, niech pan wstanie, tylko lenie jeszcze śpią, kiedy dzwony biją bim bam bom. o Muzyka piosenki (-ek) : Henryk Wars o Słowa piosenki (-ek) : Ludwik Starski

Oto Stanisław Janicki i Jego komentarz do filmu Zapomniana melodia:

http://www.youtube.com/watch?v=SJJWmmMlB1U&feature=related

I Film Zapomniana melodia:

http://www.youtube.com/watch?v=1rYh6gFW-mE&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=2TkJWpYckG0

http://www.youtube.com/watch?v=1rYh6gFW-mE&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=hdvUm23YAKk&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=GNBY2t3iE50&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=F5vsvD2RYy0&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=_dIzJkZAaU4&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=6hZUTaI0_e4&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=5GsBvOPRg_8&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=VmVTvm6sPTI&feature=related

Walentynki

To Święto zakochanych, które obchodzimy w dniu 14 lutego. Wiąże się ono z legendą i historią pewnego biskupa o imieniu Walenty, który żył w III wieku w Cesarstwie rzymskim.  Święty Walenty był kapłanem, biskupem Tirenii położonej niedaleko Rzymu.

Z wykształcenia był lekarzem, zaś z powołania duchownym. Jak już powiedziałam żył w III wieku w Cesarstwie rzymskim za panowania Klaudiusza II Gockiego. Cesarz za namową swoich doradców zabronił młodym mężczyznom wchodzić w związki małżeńskie. Uważał, że najlepszymi żołnierzami są legioniści nie mający rodzin. Zakaz złamał biskup Walenty i błogosławił śluby młodych legionistów. Został za to wtrącony do więzienia, gdzie zakochał się w niewidomej córce swojego strażnika. Legenda mówi, że jego narzeczona pod wpływem tej miłości odzyskała wzrok zaś  cesarz gdy  się o tym dowiedział, kazał zabić nieposłusznego Walentego. W przeddzień egzekucji  napisał  on list do swojej ukochanej, który podpisał: „Od Twojego Walentego”. Niestety jednak, egzekucję wykonano w dniu 14 lutego 269 r. Popularne święto w Wielkiej Brytanii i USA przywędrowało do Polski w latach dziewięćdziesiątych XX wieku a dzień 14 lutego stał się okazją do obdarowywania upominkami miłych sercu osób. Zresztą widzimy to na różnego rodzaju straganach w supermarketach czy sklepach. A że dzień ten kojarzy się z miłością wszędzie jest pełno serc i koloru czerwonego. Nawet moja Emporia przystroiła się świątecznie i czeka na miłośników telefonu, którzy  kupią ją  dla swoich „Walentynek”.

Dzień 14 lutego jest również dniem chorych na epilepsję która inaczej nazywana jest padaczką. Tak więc miłość i choroba mają tego samego Patrona. Czyżby miłość kojarzyła nam się z chorobą? Bo że jest ślepa to już wiemy!

Walentynki na południu Europy obchodzone są od czasów Średniowiecza, Europa północna i wschodnia dołączyła do celebracji znacznie później.

A tak dla uszczegółowienia patrząc na to  święto z historycznego punktu widzenia  trzeba zaznaczyć, że pierwowzorem obchodów były rzymskie Luperkalia. Ale,  ale co to są Luperkalia? Jest to dawne rzymskie święto religijne, które było obchodzone w dniu 15 lutego, a właściwie w dniu 14 i 15 lutego, razem z dniem Św. Walentego, a było ono poświęcone pasterskiemu bogu plemion włoskich (italskich) faunowi Luperkusowi, bogu chroniącemu stada od wilków. Ważne to święto było również dlatego, że legendarni założyciele Rzymu bliźniacy Romulus i Remus byli karmieni mlekiem przez wilczycę. Oczywiście jak to było w zwyczaju składano w tych dniach ofiarę, a kapłani nazywani Luperkami, ubrani w skórę świeżo zabitego kozła obiegali wzgórze Palatynu, uderzali przechodniów rzemieniami zrobionymi ze skór zwierząt ofiarnych, gdyż miało to kobietom gwarantować płodność.

No proszę jakie to ofiary ponoszono kiedyś, aby kobiety rodziły dzieci i przedłużały w ten sposób nasz ludzki gatunek. Ale wszystko co dobre nie trwa wiecznie, więc w V wieku papież Gelazy I zniósł Luperkalia ustanawiając Święto Oczyszczenia Maryi, obecnie nazywane Świętem Ofiarowania Pańskiego.  Ale to Luperkalia stanowią pierwowzór naszych Walentynek.

Współczesny dzień zakochanych nie ma bezpośredniego związku z konkretnym świętem starożytnego Rzymu,  ale kojarzony jest z postaciami mitologii takimi jak Kupidyn, Eros, Pan (bóg przyrody) czy też Juno Februata.

Z kolei  Brytyjczycy uważają to święto za własne z uwagi na fakt, że rozsławił je na cały świat sir Walter Scott żyjący w XVIII wieku. Dzień Świętego Walentego jest srogą konkurencją dla naszego własnego święta zakochanych, całkowicie słowiańskiego czyli Nocy Kupały obchodzonej w nocy z dnia 21 na 22 czerwca.

Stałym elementem Walentynek jest wzajemnie wręczanie sobie walentynkowych ozdobnych karteczek. Czerwone, najczęściej w kształcie serca, opatrzone walentynkowym wierszykiem, czasami miłosnym wyznaniem.  Tego dnia obdarowujemy partnera walentynkowymi słodyczami, pluszakami, maskotkami, kwiatami,  jak również bardziej osobistymi  elementami garderoby lub też takimi telefonami jak na zdjęciach.

Życzę wszystkim słodkiego, miłego dnia Świętego Walentego, popularnie Walentynkami nazywanego

Wasza Jadwiga

ps: no i piosenki o miłości

http://www.youtube.com/watch?v=6c3Tarobmyo&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=PDCLN_-X1fE

http://www.youtube.com/watch?v=5NqqfkA8lIw&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=OYkFiUsEQ8U&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=UYOF1B9PcRE&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=6c3Tarobmyo&feature=related

Zanim opowiem Wam o dalszej historii naszej pracy dla badmintona, o jej rozwoju i o tym jak się ścigaliśmy, kto lepiej, więcej podrzuci pomysłów muszę wrócić na chwile do wpisu poprzedniego. Moi wierni czytelnicy Lech i Olek czytając wspomnienia zwrócili uwagę na to, ze Międzynarodowe Mistrzostwa Polski były organizowane w roku 1982 w listopadzie, a przecież trwał stan wojenny, który był ogłoszony w dniu 13 Grudnia 1981. Tak to prawda. Nasze Mistrzostwa postanowiliśmy zorganizować w stanie wojennym. Byliśmy sportowymi desperatami. Andrzej Szalewicz, prezes Związku na jednym z zebrań Zarządu w swoim wystąpieniu stwierdził, że organizacja tych zawodów w okresie stanu wojennego będzie dla badmintona ogromna szansą. I to była prawda.

Powróćmy, zatem na chwilę do roku 1981. Oto, co na temat wprowadzenia stanu wojennego znalazłam w Wikipedii:

„…Wprowadzony 13 grudnia 1981 roku (niezgodnie z Konstytucją PRL) na terenie całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej na mocy uchwały Rady Państwa z dnia 12 grudnia 1981 roku, podjętej nie jednogłośnie, na polecenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (poza konstytucyjnego tymczasowego organu władzy, faktycznie nadrzędnego wobec konstytucyjnych władz państwowych), poparty przez Sejm PRL uchwałą z dnia 25 stycznia 1982 roku. Został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a zniesiono go 22 lipca 1983 roku.

Oficjalnym powodem stanu wojennego była pogarszająca się sytuacja gospodarcza kraju, której przejawami były m.in. brak zaopatrzenia w sklepach (także żywności) i reglamentacja (od kwietnia do października 1981 ponownie objęto systemem tzw. kartek żywnościowych wiele istotnych towarów np. mięso, masło, tłuszcze, mąka, ryż, mleko dla niemowląt itd.), oraz zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego w kraju wobec zbliżającej się zimy. Rzeczywistymi powodami były obawy reżimu komunistycznego przed utratą władzy, związane z utratą kontroli nad niezależnym ruchem związkowym, w szczególności Niezależnym Samorządnym Związkiem Zawodowym „Solidarność” oraz walki różnych stronnictw w PZPR niemogących dojść do porozumienia w kwestii formy i zakresu reform ustroju polityczno-gospodarczego PRL. Istotnym był gwałtowny spadek poparcia społecznego dla polityki komunistów, według badań OBOP już w czerwcu 1981 zaufanie do rządu deklarowało 24% respondentów, działania KC PZPR aprobowało jedynie 6% respondentów, a działania NSZZ „Solidarność” pozytywnie oceniało aż 62% Polaków.

Za najważniejszy argument wprowadzenia stanu wojennego uznano groźbę interwencji zbrojnej przez pozostałe państwa Układu Warszawskiego. Jednak 13 grudnia 1981, w dniu wprowadzenia stanu wojennego, nie zanotowano żadnych ruchów wojsk radzieckich ani zwiększonej komunikacji radiowej w ramach Układu Warszawskiego – o godz. 4: 20 rano Departament Stanu USA wydał komunikat, w którym stwierdził, iż „nie zasygnalizowano żadnego ruchu wojsk radzieckich. Jeszcze 10 grudnia w Moskwie, podczas narady Biura Politycznego KC KPZR, władze ZSRR stwierdziły, iż interwencja w Polsce jest brana pod uwagę, jako ostateczność, tylko na wypadek, gdyby polskie siły bezpieczeństwa, wojsko i PZPR nie mogły sobie dać rady z sytuacją, przy czym obawiano się także antyradzieckiego przewrotu w polskiej armii. W czasie debaty zdecydowany sprzeciw odnośnie interwencji ZSRR w Polsce wyraził radziecki polityk Jurij Andropow, jeden z członków Biura Politycznego KC KPZR. Stan wojenny wprowadzono w 16 miesięcy po strajkach w 1980 r, które doprowadziły do powstania „Solidarności” i odwilży politycznej w Polsce….”

Wprowadzenie stanu wojennego było szokiem dla wszystkich. Pamiętam czołgi na ulicach Warszawy, pamiętam też koksowniki, jakie były rozstawione przy tych czołgach, pamiętam, że moja córka ubolewała, że, pomimo iż jest niedziela nie ma teleranka w TV. Specjalnie się tym nie zmartwiła, a widząc, że ja jeszcze śpię zabrała sanki i poszła pojeździć na górkę w Parku na Sadybie. Jakoś niedługo wróciła i powiedziała, że dziwna ta niedziela, skoro nie ma o tej porze dzieci na sankach. Około dziesiątej rano wszystko było jasne, komunikat w TV odpowiedział na nurtujące nas pytania. W południe dotarli do nas moi Rodzice, którzy przyszli na piechotę ze Śródmieścia. Zupełnie nie wiedzieliśmy jak to teraz będzie, nie mieliśmy pojęcia, co oznaczają słowa „stan wojenny”. Dla mnie kojarzyło się to z najgorszymi opowiadaniami Rodziców dotyczących II wojny światowej. Rozpaczałam, nie wiedziałam, co nas czeka… Nie dyskutuję  tutaj o tym czy stan wojenny był potrzebny, bowiem nie to jest treścią wpisu. Jednak odwołam się do komentarza Czesi z dnia 5.02.2012 dot. Stanu wojennego:”… ciekawy wątek pojawił się w komentarzach burzący obraz stanu wojennego. To nie były dwa lata, gdy cały naród siedział internowany. Owszem były komplikacje, ale większość społeczeństwa po pierwszym szoku przyjęła go z ulgą. Stąd dziś ocena stanu wojennego nie jest jednoznaczna, stąd Jaruzelski dotąd ma zwolenników. A nauka z tego też taka, nic nie jest takie jak się nam wydaje i nic nie jest takie biało-czarne..”

Następnego dnia  po ogłoszeniu stanu wojennego, w poniedziałek jak zwykle wybrałam się do pracy na Stadion X Lecia. Nie jeździła żadna komunikacja, i dokładnie nie pamiętam, ale chyba szłam pieszo na nasz Stadion, co zabrało mi sporo czasu, jednak doszłam i czekałam na to, co przyniesie dzień. Po południu dojechał Andrzej, a że w tym czasie był dyrektorem ZAE „Polon” mógł korzystać ze służbowego samochodu. Andrzej wiedział trochę więcej od nas, ale też nie za dużo. I tak minęło kilkanaście dni aż w końcu zaproszono wszystkich sekretarzy generalnych na naradę, która miała miejsce w dniu 29 Grudnia 1981 r w GKKFiS z udziałem Zygmunta Szulca- Dyrektora Departamentu Zagranicznego, Janusza Koszewskiego oraz Leszka Muszalskiego –dyrektora Departamentu Sportu. Na zebraniu podano nam tryb pracy, jaki będzie obowiązywał w sporcie polskim na obszarze PRL w związku z ogłoszonym stanem wojennym. Oto, co nam przekazano tego dnia:

W pierwszym kwartale 1982 nie będzie wyjazdów do państw kapitalistycznych, wyjazdy do KDL (Krajów Demokracji Ludowej) będą się odbywały zgodnie z planem. Wszystkie wyjazdy na Mistrzostwa Europy i Świata będą realizowane poprzez Biuro Paszportowe w Warszawie przy ul. Koszykowej, muszą one być jednak sygnowane przez Przewodniczącego GKKFiS, którym w owym czasie był Marian Renke. Wyjazdy zagraniczne i udział w zawodach dotyczył tylko i wyłącznie seniorów. Odwołano wszystkie wyjazdy dla juniorów, klubów sportowych i okręgowych związków sportowych.

Udział działaczy związków sportowych w kongresach będą akceptowane w wyjątkowych wypadkach.

Leszek Muszalski, jako dyrektor Departamentu Sportu poinformował również o szkoleniu zawodników:

Szkolenie seniorów i młodzieży w kategorii do 23 lat będziemy realizować od marca 1982 r, w kontaktach z KDL ami od miesiąca Lutego, pod warunkiem, że wymiana zawodników planowana była i znajduje się w kalendarzu imprez danego związku sportowego. (Kalendarz imprez to plan (zestaw) zgrupowań i zawodów międzynarodowych w kraju i za granica, jak również plan turniejów i zawodów krajowych oraz mistrzostw Polski indywidualnych i drużynowych w tym zawodów ligowych opracowanych przez trenera kadry narodowej wraz z Wydziałem Gier).

AZS miał występować pod firma Akademii Wychowania Fizycznego, zaś wszystkie zawody krajowe juniorów zostały odwołane. Zawody okręgowe wymagały osobnej decyzji władz wojewódzkich, zaś wyjazdy działaczy obserwatorów miały być rozpatrywane przez Komisję Zagraniczną GKKFiS indywidualnie.

Tego samego dnia odbyło się zebranie Prezydium naszego Zarządu, na którym złożyłam szczegółową relację ze spotkania sekretarzy generalnych w GKKFiS. Na zebraniu obecni byli Andrzej Szalewicz, Jadwiga Ślawska, Ryszard Lachman, Jerzy Suski (nieobecni Janusz Łojek z Kielc i Stefan Rzeszot). Ustaliliśmy, że w związku z wyłączenie telefonów i zakazem wysyłania przesyłek listowych postanowiliśmy organizować zebrania Prezydium w styczniu, 1982 co środę, i tak kolejne zebrania miały się odbyć w dn. 6, 13, 20, 27 Styczeń 1982, a natychmiast po uzyskaniu możliwości nadawania listów miałam rozesłać komunikat z informacjami dotyczącymi rozgrywek I ligi, ogólnopolskich turniejów klasyfikacyjnych oraz informacje o planowanych zebraniach. Odwołano zebranie Zarządu planowane na dzień 21.01.1982 r. gdyż nie wiedzieliśmy nic o możliwości dojazdu członków zarządu do warszawy, a tak w ogóle wiele rzeczy nie wiedzieliśmy oprócz tych, które nam podano na omawianym zebraniu.

Kolejne zebrania Prezydium odbywały się zgodnie z naszym planem i tak w dniu 6.01 Omówiliśmy sposób realizacji kalendarza imprez opracowaliśmy komunikat do rozesłania, w dniu 13.01 uszczegółowiliśmy projekt regulaminu Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży oraz dyskutowaliśmy na temat rozwoju badmintona do roku 1984. Przygotowaliśmy też regulamin powoływania zawodników do kadry narodowej oraz regulamin nagród dla zawodników za osiągnięcia sportowe. Ja informowałam o kolejnych zebraniach w GKKFiS na podstawie tych informacji opracowaliśmy komunikat w sprawie rozgrywek naszego Związku oraz terminarza zebrań Prezydium. W pierwszym kwartale 1982 r odwołaliśmy organizację zebrań Zarządu. Komunikat rozesłałam do klubów, okręgów, członków Zarządu i Prezydium. Ustaliliśmy tez termin zebrania z prezesami okręgów na dzień 9.02.1982 r. Kolejne zebrania w dniu 20.01.1982 r odbyło się zgodnie z planem i było poświęcone programowi rozwoju badmintona, zatwierdzeniu regulaminu powoływania zawodników do kadry narodowej, zatwierdziliśmy też regulamin nagród dla zawodników. W dniu 27.01 Na planowanym zebraniu ustaliliśmy plan pracy prezydium na miesiąc Luty z terminami zebrań w dniach 8 zebranie z prezesami okręgów i 24 Lutego w Warszawie oraz 10 w Warszawie a 27 Marca wyjazdowe zebranie w Głubczycach ( niekoronowanej stolicy polskiego badmintona, która leży 60 km od Opola na południe, zresztą stamtąd pochodził sekretarz KC PZPR Zbigniew Michałek, dyrektor PGR Głubczyce, człowiek zakochany w głubczyckim a przez to i polskim badmintonie). Na tym zebraniu również omawialiśmy sprawę zakupu lotek Wessa, ustaliliśmy, że informacja zostanie przekazana klubom, oraz rozdzieliliśmy dla zawodników otrzymane 20 sztuk rakiet od Wiesława Świątczaka, który grał w Berlinie zachodnim, a w zamian za wyrażona zgodę kupował dla naszych zawodników wysokiej klasy rakiety w cenie 8000 zł za rakietę marki Yonex i 5000 zł za rakietę marki Carlton. Rakietki rozdzieliliśmy następującym zawodnikom: Ewa Rusznica 1 rakieta Yonex, Grzegorz Olchowik 2 szt. rakiet Carlton, Jerzy Dołhan 2 szt. Yonex, Staszek Rosko 2 Yonex, Kazimierz Ciurys 2 Yonex, Zosia Żółtańska 2 szt. Carlton, Basia Zimna 2 szt. Carlton, Bożena Siemieniec 2 szt. Carlton, Marzena Rogula 1 Carlton, Ela Utecht 1 Marzena Rogula,Carlton, Norbert Węgrzyn 2 szt. Carlton, Jerzy Gwóźdź 2 szt. Carlton, Piotr Rduch 2 szt. Carlton, Brunon Rduch 2 szt. Yonex, Jacek Hankiewicz 2 szt. Carlton.  Oczywiście mogłabym dalej opisywać kolejne zebrania Prezydium, kolejne podjęte uchwały, kolejne zrealizowane akcje, ale, po co? W tym krótkim wpisie chciałam tylko pokazać, że pomimo ogłoszonego stanu wojennego byliśmy osobami zdeterminowanym na realizację powierzonych nam spraw i od nas samych zależało, co zrobimy i co będziemy chcieli zrobić, a że podjęliśmy decyzję o tym, aby nie siedzieć z założonymi rękoma, tylko spokojnie pracować pomimo niebywałych trudności, realizowaliśmy nasz plan z żelazną konsekwencją. Uważam, że wielka w tym zasługa Andrzeja Szalewicza ówczesnego prezesa Związku, który mądrze zarządzał pracami prezydium jak i spotkaniami z działaczami okręgowymi. Niestety sam został w maju wyrzucony z pracy, o czym dowiedział się na pochodzie pierwszomajowym. Przyczyna była prozaiczna nie pozwolił zwolnić z pracy swoich najlepszych pracowników- czterech konstruktorów w ZAE POLON- działaczy „Solidarności” a także jak to wynikało z pisma za brak określenia swojego światopoglądu społeczno-politycznego.

Ale o tych i innych sprawach napiszę w kolejnym wpisie, już dziś zapraszam!

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.