Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum miesiąca styczeń 2012

Pióro

Kilka dni temu w przerwie pomiędzy jedna a drugą wizytą w szpitalu zadzwonił telefon, Pani Jadwiga?  Tak, o jak fajnie a może Pani do nas wpaść, mam niespodziankę, oczywiście wpadnę, ale nie wiem, kiedy….  No, bo wiesz, wiem, wiem, wszystko wiem. To dobrze.       

W końcu dotarłam do dziewczyn, ale Moniki nie zastałam a Ania miała urlop. Eee tam, nie szkodzi, dziewczyny też muszą odpocząć w końcu czas świąteczny, bo przecież rzecz cała działa się jeszcze przed Trzema Królami, wtedy gdy ja z obłędem w oczach odmierzałam czas pomiędzy szpitalem, domem, szpitalem domem lub na odwrót, można powiedzieć swoje życie przeniosłam do szpitala.  

Odebrałam swoją przesyłkę, kilka dni temu, i otworzyłam ją dopiero w domu.  A tam w pięknie opakowanej paczuszce z napisem Swarowski leżało sobie pióro z tysiącem a może mniej lub nawet więcej kryształków.  Pomyłka jakaś czy co? Pomyślałam i zadzwoniłam, ale co nagle to po diable. Dopiero za kilka dni dowiedziałam się, że pióro otrzymałam w prezencie od mojej Firmy Emporia Telekom prosto z Austrii, jako wyraz podziękowania za moje pisanie. Hmmmm….

Nie powiem, miło mi się zrobiło na duszy, bo nic tak nie cieszy jak odrobina życzliwości płynąca od ludzi, których w dodatku „prawie” wcale nie znam.

Po powrocie Moniki z urlopu zadzwoniłam ponownie i dowiedziałam się, że choć ludzie z  Emporii nie znają języka polskiego, to uznali, że wpisy, które umieszczam na blogu uzyskują takie ilości komentarzy, że Oni tam w dalekiej Austrii a właściwie w Linzu bardzo się cieszą, ponieważ jestem jedyną blogerką ambasadorką marki,  która pisze bloga cieszącego się takim zainteresowaniem. A przecież  Firma istnieje w takich państwach jak Niemcy, Austria, Szwajcaria i  innych. No nie powiem poczułam się tak jak kot , który właśnie dostał kawałek pysznej spyrki.

A Monika dalej opowiadała o ostatniej wizycie w Austrii, o konferencji dotyczącej mediów i o tym, że swoją prezentację oparła o pokazanie  kilku slajdów z mojego bloga, stwierdzając na zakończenie, że nie ma  ludzi starych, i pomimo  ilości lat jakie  przeżyliśmy  ciągle mamy coś do zaproponowania ludziom młodszym  a nawet można zaimponować swoją aktywnością  Firmie produkującej telefony właśnie dla nas dla ludzi 50+ tak jak to robi  Emporia Telekom.  I właśnie to stwierdzenie ucieszyło mnie najbardziej!

 Wasza Jadwiga

Powrót Taty

Nigdy nie pisałam na blogu na temat polityki, służby zdrowia, rządu, różnych bieżących wydarzeń, jak również nie komentowałam i nie komentuję  życia publicznego. Uważam, że od tego są inne blogi, portale społecznościowe, gazety, jak również newsy w wiadomościach, nie wiem czy prawdziwe i rzetelne, ale są. Jednym słowem nie prowadzę bloga polityczno – społecznościowego, ale w życiu jak to w życiu bywa często trzeba uczynić wyjątek i mam zamiar po raz pierwszy to zrobić. Na jaką okoliczność? Na okoliczność wydarzeń zdrowotnych związanych z moim Ojcem. Ot, krótkie opisanie stanu rzeczy, ponieważ sama pomimo ukończenia szkół wielorakich, nijak nie mogę pojąć pewnych spraw. Może przy Waszej pomocy staną się one bardziej klarowne dla mnie.

Jak wiecie od kilku miesięcy miałam wiele zmartwień związanych ze stanem zdrowia mojego Ojca, częste zawroty głowy, utraty przytomności, (ostatnio w drugi dzień świąt), zdarzały się również dni, kiedy nie bardzo kojarzył, w nocy wstawał, ubierał się i był gotów o drugiej czekać do rana na śniadanie, lub też dzwonił przez intercom, co z tym śniadaniem i dlaczego nie przychodzę. Oczywiście leciałam na skrzydłach wyrwana z głębokiego snu, pełna obaw, ale jak trzeba to mus. Po wyjaśnieniu, która to jest godzina, czy warto wstawać tak wcześnie, układałam mojego staruszka do snu, wracałam do siebie, i noc była z głowy, bo o ile On słodko zasypiał, ja raczej nie.  Wtedy książki były dla mnie ratunkiem, oraz czytanie Waszych blogów.

I proszę nie myśleć, że przechodziliśmy ze ślubnym nad tymi zdarzeniami do porządku dziennego, o nie! Po każdym zdarzeniu utraty przytomności ślubny jechał do ZOZ zamawiał wizytę domową, pani doktor pierwszego konfliktu lub inna doktor przychodziły, osłuchiwały, sprawdzały ciśnienie, zlecały badania krwi i moczu ( szczególnie to ostatnie badanie było zupełnie proste do wykonania, ze względu na ciągłe używanie pampersów). Ostatnie wyniki badania krwi nie były dobre, szczególnie dotyczyło to kreatyniny i mocznika, (prawie dwukrotne przekroczenie norm), jednak lekarz pierwszego konfliktu stwierdzał, że wyniki badań są stosowne do wieku (87 lat). Nie jestem lekarzem, nie byłam i nie będę, jednak normy obowiązujące są po to, aby badania oscylowały w ich okolicach a nie były drastycznie przekraczane ( na mój rozum, no, ale mój rozum, jest tylko moim rozumem, a uczeni ludzie mają przecież swój uczony rozum). Przyjmowałam ocenę medyczną stanu zdrowia mego Ojca, zamartwiałam się, podawałam lekarstwa ( i to dużo!) policzyłam 8 na sztuki plus witaminy rano, oraz 8 wieczorem plus witaminy. Pomimo tego leczenia, Ojciec padał i obijał się, czarne siniaki zauważałam tylko wtedy, gdy go kąpałam, ponieważ ze strachu, bądź z troski o mnie nie przyznawał się do utrat przytomności ( w końcu wyznał, że bardzo bał się szpitala, i tego, że z niego już nie wróci). Rozumiem to Jego podejście do sprawy. 

Ostatnia utrata przytomności miała miejsce rano 3 stycznia, w momencie, kiedy przygotowywałam śniadanie, a Ojciec po porannych oblucjach kończył ubieranie. Byłam sama w domu, na niczyją pomoc nie mogłam liczyć, ale też sytuacja wydała mi się groźna. Ciężki oddech, oczy w nienaturalnej pozycji, szarość na twarzy i brak kontaktu mówiły mi, że dzieje się coś złego. Pogotowie „R” przyjechało po 5 minutach z pełnym oprzyrządowanie ratującym życie, lekarz pogotowia stwierdził ciężką bradykardię, tętno 31, ciśnienie nie pamiętam już dokładnie, ale chyba 180/ 100 stan krytyczny. Zaordynował zabranie chorego do szpitala, a ja w tym samym czasie wydzwoniłam ślubnego, aby wrócił do domu. Donajbliższego Szpitala ( ale  nie do Instytutu Kardiologii) dojechaliśmy w kilka minut, Izba Przyjęć, szybka reakcja lekarza dyżurnego i po pół godziny Ojciec leżał na Intensywnej Terapii Kardiologicznej monitorowany przez komputer. Ufff!  Pierwszy raz w życiu w szpitalu.

Prowadzący lekarz poprosiła abym została przy Ojcu gdyż ten czuł się zagubiony i ciągle powtarzał moje imię, Jadzia, Jadzia, gdzie jest Jadzia. Byłam, byłam, jestem…

Diagnozę wstępną postawiono po uzyskaniu pierwszych badań EKG i krwi. Nie będę zanudzała szczegółowymi wynikami powiem tylko tyle, ze kreatynina wynosiła162 – norma zaś wynosi do 110 a mocznik 17,6 przy normie do 6,4. Nie wymądrzam się, nie dyskutuję, nie…

Decyzja lekarki brzmiała, przygotowujemy pacjenta do wszczepienia stymulatora jutro rano, z powodu bloku AV II i III stopnia. Ponadto jest nadciśnienie tętnicze (to wiedziałam) niewydolność serca NYHA II cokolwiek to znaczy, przewlekła choroba nerek stadium 3-niedokrwistość (no tego nie wiedziałam), żylaki kończyn dolnych –pierwszy raz słyszę!

Znaczy to wszystko określono w trzy- cztery godziny po wykonaniu badań? No to gdzie ja chodziłam, gdzie ja byłam dotychczas, to, co za badania wykonywano? Takie i jeszcze inne myśli, wcale niezgodne z miłością bliźniego przelatywały mi przez głowę.

Ojciec przerażony szpitalem, ja przerażona stanem zdrowia Ojca, ślubny przerażony nami…

Po południu cała Rodzina była w szpitalu, wszyscy pełniliśmy dyżur, gdyż lekarka nie ukrywała stanu chorego!  A ja zachodziłam w głowę, pytania latały odpowiedzi nie znajdowałam, znaczy ojciec pod opieką lekarza pierwszego konfliktu, badany, analizy wykonywane, czyli brak, czego? Właściwej diagnozy? Staranności lekarskiej? Jaki błąd popełniłam? Kto popełnił błąd, znaczy stary, znaczy stosownie do wieku, znaczy, co?

Następnego dnia wszczepiono stymulator (dwujamowy przedsionkowo- komorowy w którym to układzie stymuluje sie zarówno prawy przedsionek, jak i prawą komorę. Do takiej stymulacji potrzeba dwóch elektrod. Jedna umieszczona jest w prawym przedsionku, druga – w prawej komorze). Ten dzień i następny był trudny dla pacjenta i dla nas, nie wszyscy dobrze znoszą „głupiego jasia”, Tato na pewno nie, konieczne unieruchomienie ramienia po wszczepieniu stymulatora, i chęć pacjenta do natychmiastowego opuszczenia szpitala nijak ze sobą nie współgrały. Ja, ślubny, córka, zięć i synowa mieliśmy pełne ręce roboty, aby pacjenta unieruchomić. Udało się!

Późnym wieczorem opuszczaliśmy szpital, następny dzień, następne badania, konsultacje i wyniki. W piątek po kolejnych badaniach przewieziono ojca na salę ogólną. Dotrwał do środy, codziennie przechodząc kolejne badania a ja przychodząc do ojca dwa lub trzy razy dziennie.  Ostatnie wyniki z dnia 11 stycznia oprócz innych wynikówmorfologii pokazują: kreatynina 102, norma 54-110!, mocznik 10,7 norma 2,5-6,4.

Lekarz prowadzący zdecydował wypisać pacjenta do domu, kontrola stymulatora za dwa tygodnie. Należy zabrać ze sobą: dowód osobisty, skierowanie stałe od lekarza rodzinnego(!) do pracowni kontroli stymulatorów, odcinek emerytury, ksero karty informacyjnej.

Ciekawe, co ja usłyszę od lekarza rodzinnego pierwszego konfliktu, do którego idę w poniedziałek?

Wasza Jadwiga

Nova Foresta

Beata, Moja Przyjaciółka od lat czyta bloga regularnie, stąd wie jakie kłopoty targały ostatnio mną i moimi bliskim. Dzisiaj rano otrzymałam list a w nim propozycja:  Wiem, że jesteś teraz w szaleńczej gonitwie, wiem, ze biegasz do szpitala i siedzisz u Ojca godzinami, nie masz czasu na pisanie bloga. Napisałam tekst o New Forest, może przyda Ci się, będziesz miała więcej czasu dla siebie i Taty, zanim wrócisz do blogowania.

Beato!

Dziękuję bardzo, wiem że nasi czytacze bardzo lubią Twoje opowiadania o Albionie i cieszą się z każdej umieszczonej na moim blogu. Z przyjemnością przedstawiam opowiadanie Beaty i serdecznie wszystkim polecam jej książki z pięknymi fotografiami, które to książki  a szczególnie osobom zajmującym się tą dziedziną sztuki  (Cracow city of tresaures, A year in the life of the cotswolds – Beata Moore, Frances Lincoln Limited Publishers: w sumie Beata wydała  sześć pięknych książek)

A oto opowiadanie:

Za oknem zimno, mokro i ciemno, najlepsza pora żeby usiąść w gronie przyjaciół i zacząć opowiadanie o borach przepastnych,  zamkach zaklętych, dzielnych rycerzach i oczywiście o duchach…A opowieść moja jest o lesie zwanym w dawnych czasach Nova Foresta a obecnie New Forest (Nowy Las). Niech jednak nazwa ta nie zwiedzie czytelników bo nowy to on nie jest, ma już bowiem 900 lat, lasem też nie całkiem jest, bo zaledwie połowa to las a reszta to wrzosowiska, trawiaste równiny, rozlewiska rzek, stawy  oraz miasta i miasteczka.Ten przepiękny obszar zajmujący prawie czterysta kilometrów kwadratowych położony jest na południowym wybrzeżu Anglii, niedaleko Southampton (zwanych przez naszych rodaków Warsaw-on-Sea, bo faktycznie, polaków jest tam sporo i miasto położone jest nad wodą ). Od roku 2005 jest Parkiem Narodowym, zresztą moim ulubionym.  Przez prawie rok przedzierałam się przez jego chaszcze, napawałam się widokiem kwitnących wrzosów wyglądających jak różowo-fioletowe olbrzymie mozaiki,  odwiedzałam zamki i pałace, zgłębiałam tajniki unikalnych tradycji i skrzętnie wszystko fotografowałam. Po roku powstała książka „A year in the life of the New Forest” ale moje podróże w ten teren się nie skończyły. Dlaczego? Bo park ten czaruje nie tylko urodą ale też niesłychanie ciekawą historią i pozwala na obcowanie z przyrodą jak żaden inny park. Wilhelm Zdobywca, król Anglii od 1066 upatrzył sobie ten zakątek jako teren łowiecki. Wprowadził twarde prawa chroniące jelenie, żeby ich nie zabrakło w trakcie  jego słynnych polowań. Za zabicie jelenia groziła kara śmierci, za wypłoszenie – obcięcie rąk. Wiele szczęśliwych lat król spędził w tych lasach, czego nie można powiedzieć o jego synu, następcy tronu, Wilhelmie II.  Po przejęciu tronu, wybrał się on ze swoim młodszym bratem do tychże lasów i „przypadkiem” został śmiertelnie ugodzony strzałą niejakiego rycerza Waltera Tyrrell’a. Braciszek nawet  nie zatrzymał się żeby zwłoki brata z lasu zabrać tylko popędził do Winchester’u odebrać dla siebie koronę królewską. Ach, te rodzinne niesnaski!  Nieważne jest jednak w mojej opowieści kto koronę na głowie nosił, tylko to, że wszyscy następcy tronu tereny te  skrzętnie ochraniali i dzięki temu do dnia dzisiejszego jest to obszar niemalże dziewiczy. W lesie pełno zwierzyny, w tym imponujące ilości jeleni  szlachetnych danieli, saren, jeleni wschodnich (sika) a nawet mundżak; rozlewiska rzeki Lymington i Avon pełne ptactwa a żeby nam było jeszcze przyjemniej zwiedzać te tereny, to zupełnie wolno przechadzają się tutaj półdzikie konie, włochate osiołki i przeurocze szkockie rude krowy cechujące się długimi rogami i sierścią. Powinnam też wspomnieć o świniach, które jesienią też się wypuszcza na wypas, żeby podjadły trochę bukwi (nasion buka) oraz żąłędzi, gdyż nadmiar ich mógłby zaszkodzić koniom.  Zwierzęta swobodnie pasące się są tutaj niezbędne, gdyż inaczej teren ten by zarósł i całkowicie zmienił charakter. Pisząc o tym parku nie sposób jest nie wspomnieć o pałacu Beaulieu, pięknej gotyckiej budowli o mocno ufortyfikowanym charakterze. Od XVI wieku pozostawał on w rękach rodziny Montagu. Obecny lord wydał zgodę na fotografowanie przeze mnie komnat pałacu w godzinach niedostępnych dla tłumów , więc od razu zabrałam się za pracę. W jednym z pokoi byłam zupełnie sama, a jednak miałam wrażenie, że ktoś za mną stoi. Kilka razy się odwracałam, ale nikogo nie zobaczyłam. Czując się nieswojo, spakowałam statyw i aparaty i pobiegłam do zrujnowanego opactwa rozpościerającego się tuż przy pałacu. Oczyma duszy wyobrażałam sobie chodzących zakonników i  dałabym słowo, że słyszę ich śpiewających chorały gregoriańskie.  Być może moja wybujała wyobraźnia podsunęła mi te chorały, ale nie mnie jednej, bo wiele osób daje głowę że je słyszało i miejsce to ponoć jest często nawiedzane przez zmarłych mnichów.  Pałac natomiast nawiedzany jest przez „Szarą damę”,  hrabinę Izabellę, która rozgniewana decyzją ojca o przekazaniu pałacu innemu członkowi rodziny, nawiedza to miejsce regularnie, robiąc wiele hałasu. Może bym w tą historię nie uwierzyła, ale  po załadowaniu  zdjęć do komputera, ukazał mi się nie na jednym zdjęciu ale na całej serii, wyraźny zarys sylwetki kobiecej…..wierzyć, nie wierzyć, duchy czy nie, pałac ten kryje wiele tajemnic dawnych i niemal współczesnych;  w czasie wojny znajdowała się tutaj szkoła szpiegów, gdzie uczono nie tylko szyfrów ale również mordowania na wszelkie sposoby. Mam nadzieję, że były to tylko zajęcia teoretyczne… Dla zwolenników motoryzacji też tutaj nie zabraknie atrakcji, bo w pałacu, a właściwie obok, w wybudowanej olbrzymiej hali znajduje się wspaniała kolekcja samochodów;  250 najstarszych jak i znamienitych pojazdów znanych z historii, filmów, zdjęć i rekordów światowych, w tym: 350 HP Sunbeam z 1925 roku, Golden Arrow z 1929 roku, nie wspominając o wszelakich pojazdach James Bond’a.

http://www.youtube.com/watch?v=cNuhmcgcIRA&feature=related

 Tak czy inaczej, zamiast słów, urok tego miejsca lepiej oddadzą fotografie czy też krótki filmik jaki przygotowałam (link poniżej). Zapraszam i zachęcam do zwiedzenia tego parku, jest naprawdę piękny!

http://www.youtube.com/watch?v=r_JJhdMfa1E

Jadwigi  gość,  Beata

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.