Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Wojciech Karolak’

Zawsze, gdy dopadają mnie życiowe problemy uciekam w świat książek, szczególnie tych, które poprawiają nastrój. Nową książkę otrzymałam od Moniki, która wyjeżdżając na wakacje podrzuciła mi kilka fajnych pozycji. O jednej z nich chcę dzisiaj napisać. Autorami są Maria Czubaszek i Artur Andrus tytuł książki: „Maria Czubaszek w rozmowie z Arturem Andrusem”. Pewnie wiele osób już ją przeczytało a moje wrażenia będą nieco spóźnione, jako, że książka została wydana w Warszawie w roku 2011 przez Wydawnictwo Pruszyński Media Sp. Z o.o. Tym niemniej w sytuacji, w jakiej ostatnio się znalazłam (mój, co prawda krótki, ale jednak pobyt w szpitalu, śmierć mojej ukochanej cioci, kolejny zastrzyk w oko mojego ślubnego trochę zachwiało moim dobrym samopoczuciem, optymizm jakby na chwilę opuścił mnie i jedynym ratunkiem oprócz stwierdzenia, że zawsze może być gorzej, była książka pani Marii. „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”, właściwie w tym momencie mogłabym rozpocząć i zakończyć moją pisaninę, bo ten podtytuł świetnie kreśli to, co znajdujemy w książce. A jest tam wiele. Wiele wspomnień, choć pani Maria nie lubi wspominać, o czym na każdym kroku nam przypomina, o studiach, o początkach pracy w radiowej Trójce, o spotkaniach z ciekawymi ludźmi, o tym jak powstają Jej mini formy literackie i o wielu innych ciekawych sytuacjach, jakie zdarzały się w Jej życiu.   A wszystkie wspomnienia, (choć autorka absolutnie nie lubi wspomnień) opowiadane są z wielkim swoistym dla pani Marii i pana Artura, poczuciem humoru. Ponadto Pan Artur Andrus wybrał z tapczanu lub też z regału w domu pani Marii, szereg utworów, które napisała i uzupełniając rozmowę zamieścił je w książce. Oprócz wielu zdjęć, książka jest ilustrowana rysunkami pana Wojciecha Karolaka. Zresztą najlepiej o tej pozycji napisała pani Krystyna Kofta : „…Rozmowa dwóch wybitnych osobowości polskiej sceny kabaretowej – Artur Andrus wnikliwie przepytuje Marię Czubaszek z jej twórczości oraz burzliwego życia towarzyskiego i rodzinnego. We wspomnieniach, pełnych przewrotnych anegdot, pojawiają się m.in. Jonasz Kofta, Jacek Janczarski, Adam Kreczmar, Agnieszka Osiecka, Jerzy Dobrowolski, Stefania Grodzieńska, Bohdan Łazuka i Jerzy Urban… Dowcipnym dopełnieniem rozmów są fragmenty satyrycznej twórczości Marii Czubaszek oraz liryczne a zarazem ironiczne ilustracje Wojciecha Karolaka. Kobieta instytucja od wielu lat działająca na terenie kraju, rozśmieszająca bardziej niż gaz rozweselający, przeciwstawiana bywa patetycznej instytucji Matki Polki. Wybitna autorka wybitnych skeczy, dosadny przykład na to, że palenie nie zabija, zwłaszcza poczucia humoru.”  I jeszcze wyjątek z rozdziału „Moje rozmowy z Marią…” Artura Andrusa, który to rozdział stanowi podsumowanie książki. „… Ale dla Marysi nie był to łatwy czas. Nie cierpi wspomnień! I kiedy zorientowała się, ze będę ja do nich zmuszał, bo przecież w tej sprawie ta książka, zaczęła mnie unikać. Nie znosi swojej twórczości! I kiedy było jasne, ze będę nalegał, żeby przeczytała coś, co kiedyś napisała, przestawała odbierać telefon. Ma niefrasobliwy stosunek do swoich tekstów. Nie prowadzi żadnego archiwum, na pytanie „masz”? Zazwyczaj odpowiada „gdzieś miałam”. To, co udało się tutaj zamieścić, spisane jest z taśm zachowanych w archiwum dawnej Redakcji Rozrywki Programu III Polskiego Radia, kilku nagrań telewizyjnych ( za zdobycie dziękuję Zuzie i Waldkowi). Jedyny egzemplarz wydanej w 1980 roku książki z tekstami kupił na aukcji internetowej i ukrywał przed żoną Wojtek. Ukrywał i dzięki temu nie zginęła.

Ta rozmowa nie kończy się w jakimś logicznym momencie. Kończy się w momencie koniecznym dla ratowania naszej znajomości. Gdybym jeszcze kilka razy próbował ją zapytać o jakieś wspomnienie z dzieciństwa, znienawidziłaby mnie na zawsze….

Wady tej rozmowy wynagradza jej wielka zaleta –szczerość. To, co Marysia tutaj opowiada, nie jest wymyślone. Takie było albo jest. Albo inaczej – tak jej się wydaje, że było albo myśli, że jest. Na pewno nie ma w tym żadnej kreacji.

Uwielbiam słuchać, kiedy ktoś inny prowadzi swoją „Rozmowę z Marią”. Zwłaszcza, kiedy to jedno z pierwszych spotkań kogoś z Marią Czubaszek i państwo się nie znają. Uwielbiam to zdziwienie na twarzy rozmówcy, wywołane jej komentarzem albo zadanym pytaniem. Bo ona naprawdę widzi świat inaczej. Ona uważa, że gorzej, ze głupiej. Ale to nieprawda. Dowody?

W czasie którejś olimpiady do studia Telewizji Polskiej zapraszano gości niezwiązanych ze sportem. Zaproszono Marię Czubaszek – osobę chyba najbardziej na świecie ze sportem niezwiązaną. Widziałem na własne oczy – to był dzień, w którym Robert Korzeniowski doszedł na metę drugi. Ale po chwili okazało się, że ten, który doszedł pierwszy, został zdyskwalifikowany. Szczęśliwa Maria Czubaszek obwieściła całemu światu, że oto Robert Korzeniowski zdobył dwa medale. No, bo przed chwilą srebrny, a teraz złoty!

Kiedy nasi wioślarze Robert Sycz i Tomasz Kucharski przypłynęli na metę pierwsi, Marysia zwróciła uwagę, że co z tego, że płynęli jedną łodzią? Tylko jeden z nich przypłynął, jako pierwszy. Drugi był przecież trochę później, czyli już drugi. A poza tym ten wyścig był bez sensu, bo płynęli do tyłu….”

„… Ilu macie znajomych, którzy zauważyli, że „jak nogi dyndają, to nic do głowy nie przychodzi”? Albo na basenie skaczą tylko na główkę, bo na nogi się boją?

Ja kogoś takiego znam i bardzo się z tej znajomości cieszę. Cieszę się, że trafiłem kiedyś do radia, że tam poznałem Marysię, że ktoś mi zaproponował, żebym to właśnie ja spisał swoje „Rozmowy z Marią” a ona się na to zgodziła. Mam nadzieję, że ta książka stanie się „najpiękniejszym dniem mojego życia: i pewność, że „…zupełnie niechcący zostałem szczęściarzem…”

Po takim oświadczeniu pana Artura ja już nie mam nic do dodania, tylko serdecznie zapraszam do przeczytania tej właśnie książki, bo to jest po prostu książka nie tylko lecząca serce, oczy i duszę to każdy lekarz powinien ją zapisywać pacjentowi, jako obowiązkową kurację odstresowującą.

Wasza Jadwiga

 

Wczoraj byłam z Moniką w mojej ulubionej warszawskiej księgarni. Lubię tam chodzić, ponieważ obsługa jest profesjonalna i pomocna a jednocześnie gawędzimy na aktualne tematy oraz na tematy książek ostatnio wydanych. Tutaj od lat kupuję książki i tu właśnie lubię zaglądać. Ostatnio trafiłam w tv na program  z panią Urszulą Dudziak, która opowiadała o swojej  książce. Panią Urszulę znam z turnieju tenisowego Baba Cup organizowanego przez Baśkę, stad moje zainteresowanie książką pod tytułem „Wyśpiewam Wam Wszystko”.

Wczorajszy zakup dzisiaj już jest historią, książka przeczytana, a więc mogę się podzielić swoją refleksją. Zanim powiem jak odebrałam wspomnienia pani Urszuli zacytuję fragment z książki, tak charakterystyczny dla naszej bohaterki:

„… Dzieci są dorosłe, cieszę się z tego, jakie są. Kocham to, co robię, jestem ciągle zajęta i mam ogromny zasób energii. Czuję wokół siebie dużo dobrych życzliwych spojrzeń, słyszę wiele ciepłych słów. Czasem ktoś mówi, że odmieniłam jego życie. Dużo podróżuję, ale najczęściej mieszkam w Warszawie. Mam wygodne mieszkanie tuż obok mojej ukochanej restauracji Delikatesy Esencja przytulonej do Teatru Rozmaitości. Przed oknami mam wielkie drzewa, które odgradzają mnie od zgiełku Marszałkowskiej i radośnie machają do mnie gałęziami, kiedy jest wietrznie. Po trzydziestoletnim pobycie w Nowym Jorku Warszawa jest innym światem, ale to jest mój świat.

Czytałam ostatnio w „Wysokich Obcasach” rozmowę z dziewięćdziesięcioletnią panią Alicją Gawlikowską- Świerczyńską. Ta wspaniała kobieta, przeżyła obóz w Ravensbruck, na pytanie dziennikarza Dariusza Zaborka, czy myśli o śmierci, odpowiedziała: ”Jakoś muszę umrzeć, ale na razie traktuje to nierealistycznie. Bo przecież mam dopiero dziewięćdziesiąt lat. Proszę pana, połowa chorób jest w głowie. Wiele w życiu zależy od nas samych, od nastawienia, od sposobu odnalezienia się. Niech mi pan wierzy. W miarę upływu lat jestem coraz zdrowsza. Lekarz, który robił mi echo serca, mówi:, Ale piękne młode serce”.

Kocham Panią, Pani Alicjo!!!

Moja była menadżerka Joasia powiedziała kiedyś: „Ula, jak patrzę na ciebie, to sobie wyobrażam, jak wwożę ciebie stuletnią na scenę na wózku i krzyczę ci do ucha: Ula, drzyj się, drzyj!”. Jeszcze nie mam setki, a drę się jak cholera, ile mi sił starczy. Chciałabym mieć te swoje sześćdziesiąt osiem lat, przez co najmniej lat dziesięć, a potem włączyłabym wsteczny bieg. A teraz otwieram szeroko drzwi i zapraszam do siebie, w podróż po moim dotychczasowym życiu. Pretekstem do tych opowieści są piosenki, które mi towarzyszyły i towarzyszą…” „… Zapisałam te opowieści tak, jak lubię, jakbym mówiła. I mówię dalej. Sposób, w jaki napisałam tę książkę, nie zamyka opowieści o mnie, przeciwnie, pozwala mi rozkręcić się w przyszłości. Już teraz, kiedy książka jest praktycznie przygotowana do druku, mam stos notatek do następnych opowiadań…”

„.. Kiedy zagalopuję się i mówię, że mam siedemdziesiątkę na karku, moja siostra Danusia oburza się i szybko mnie koryguje: „ Ula, ty masz dopiero sześćdziesiąt osiem!”..”

Książkę pani Urszuli przeczytałam w kilka godzin jednym tchem. Można powiedzieć pędząc prawie na bezdechu.  Czytając o osobach z pierwszych stron gazet, tabloidów czy też znanych wszem i wobec jesteśmy przekonani, że życie ich jest usłane różami, pasmem sukcesów, zwycięstw i jest po prostu sielskie, anielskie.  Nic z tych rzeczy. Z panią Urszulą jesteśmy prawie równolatkami, bo rok różnicy to absolutnie nic. Dorastałyśmy w tym samym czasie Peerelowskich czasów, w szaro burej rzeczywistości, gdzie kolorowy ptak nie był mile widziany, szczególnie, gdy był wybitnie utalentowany, zdolny zaśpiewać wszystkie standardy amerykańskiego jazzu, nie znając ani pół słowa po angielsku. Zresztą sama autorka o tym napisała, śmiejąc się ze swojej „angielszczyzny” kpiąc z bezczelności młodej dziewczyny, tym niemniej to właśnie w Zielonej Górze w latach sześćdziesiątych, usłyszał ją po raz pierwszy Krzysztof Komeda, któremu towarzyszyła żona Zosia. 17-Letnia Urszula w szkolnym mundurku poleciała do restauracji Piastowska na umówione przez pana Mieczysława Puzickiego spotkanie, który w tej restauracji grał i wiele dobrego mógł powiedzieć o pannie Urszuli. Uprosił mistrza Komedę o przesłuchanie tej Ulki ze szkoły przy Chopina, która fajnie śpiewa jazz.

„, Co chcesz zaśpiewać?” zapytał. Wymieniłam trzy moje ulubione standardy z repertuaru Elli Fitzgerald: „Stompin’ at The Savoy”, „Goody, Goody”, i „A Foggy Day”. Zaśpiewałam wszystkie. Chwila ciszy… Krzysiu powoli podniósł głowę znad klawiatury i zapytał:, „Jakie masz plany na wakacje?”, Zaniemówiłam. „Przyjedź do Warszawy i zaśpiewaj z moim zespołem w piwnicy jazzowej Pod Hybrydami”-dodał…”

Żona Komedy pani Zosia odwiedziła rodziców Urszuli ustalając szczegóły wyjazdu do Warszawy oraz zapewniła o osobistej opiece nad małolatą. To właśnie ona, pani Zosia wymyśliła sceniczne emploi dla panny Urszuli, kazała obciąć włosy i na plakatach pojawiło się nazwisko: Urszula Dudziak, aby przez kolejnych kilka dekad świecić blaskiem najczystszym najpiękniejszego głosu lekko drżącego w górnych partiach wokalu.

Tak wspomina to sama Pani Urszula:

„Mija kilka lat i ląduję w Warszawie w Studiu Nagraniowym Polskiego Radia przy Myśliwieckiej, w reżyserce siedzi Krzysiu Komeda, ja wpatrzona w niego nagrywam jego utwór „Nie jest źle” z tekstem Agnieszki Osieckiej. Przepiękny aranż napisał mój przyszły mąż Michał Urbaniak. Śpiewając, obserwuję Krzysia. W pewnym momencie zawieszam głos na wysokim C, otulając je łagodnym vibrato. Krzysiu zdumiony i wyraźnie zachwycony wstaje z krzesła i bije mi brawo. Po skończonym nagraniu mówi cicho i dobitnie: ”Jesteś niesamowita, a ten twój wysoki głos przepiękny”. Od tego czasu polubiłam mój sopran i obnoszę się z nim dumnie do dzisiaj…”

Tyle cytatów z książki., która jest zapisem wielkiej artystki, a jednocześnie wspaniałej kobiety, mamy, którą życie nie rozpieszczało, wcale!

Polecam tę książkę, tę opowieść, która jest „… jak jej głos, pełna szczerości, osobista, spontaniczna… Możemy brać przykład z takich ludzi jak Ula. „Wolność jest możliwa”… Słyszę to za każdym razem, kiedy szukam w niej inspiracji. (Esperanza Spalding)

A ja mogę tylko skromnie dodać, że książkę tę czyta się tak jak się słucha pani Urszuli Dudziak, z radością.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.