Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Szpital Dzieciatka Jezus’

Ciocia Hela

Moja Siostra Przyszywana Aldona, u której piłam herbatę, opowiedziała mi swoje wspomnienie z dziecinnych lat dotyczące Cioci Heli, jej ukochanej ciotki, u której Aldona spędzała święta. Pozwólcie zatem, że dzisiaj przywołam wspomnienia mojej „siostry”, które ukażą nam świat przeszły, świat naszego dzieciństwa, miniony świat istniejący w  naszych dziecinnych wspomnieniach, a te wspomnienia warte są przywołania. Oto on, świat widziany oczami małej Aldonki, wtedy Migdalskiej, dzisiaj dr Aldony Kraus:

Ciocia Hela

Ciocia HelaTego wieczoru, Szare Godziny miały dla siebie.  Mateńka nie pełniła  dyżuru w Klinice, i nikomu też nie musiała udzielać pomocy, bo nikt nie zachorował na Gocławku , gdzie mieszkały. Dlatego Aldonka nie czekała długo  na obiecaną  opowieść  o cioci Heli  – szarytce. Dziewczynka  milczała. Tylko spojrzeniem, które prosiło – Opowiadaj!– pośpieszała ukochaną gawędziarkę.

Ciocia Hela, dla dziewczynki, to był nie byle kto. Często w ich domu mówiło się  – Ale jesteś szczęściara i jaka bogata.  Masz Aldonko trzy mateczki, które cię kochają – Pierwsza to mateńka Zosia, która cię urodziła. Druga to ciocia Hela, która pomogła ci przyjść na świat. Ona  była i jest z nami w najtrudniejszych i najcudniejszych chwilach. Trzecia to mama chrzestna, ciocia Henia, która całe twe życie będzie trwać na straży twej wiary, bowiem uczestniczyła i przysięgała za ciebie podczas sakramentu Chrztu Świętego.

Ciocia Hela, Aldonka i dr Zofia MigdalskaMateńka rozpoczęła opowieść – Byłam świeżo upieczoną lekarką. Przyszłam na swój pierwszy lekarski dyżur, do klinicznego szpitala Świętego Ducha, w którym miałam pracować po uzyskaniu dyplomu. Już na progu oddziału przywitała mnie siostra szarytka, sądząc po wieku moja rówieśnica. – Pani doktor na dyżur ?–  spytała. – Na dyżur –  odpowiedziałam, jednocześnie przedstawiając się.  – Nazywam się siostra Helena Matusiak – powiedziała szarytka z miłym uśmiechem – Proszę, proszę dalej –  zapraszała – Wejdźmy do pokoju lekarza dyżurnego.  Zaraz podam pani doktor fartuch –  mówiła i prowadziła mnie do gabinetu. Zostałam na chwilę sama. Gabinet był jasny, idealnie czysty. Po chwili siostra zapukała do drzwi, weszła i podała mi nieskazitelnie biały fartuch, tak biały, jak kornet, który nosiła na głowie. – Dziękuję – powiedziałam, z przyjemnością zakładając fartuch. – Czy zechce pani doktor, bym oprowadziła po oddziale?—  zapytała siostra Helena. – Oczywiście! –  zawołałam. –  Będzie mi miło – dodałam, i już szłyśmy przez oddział, tak czysty, tak pachnący jak ten mój lekarski strój i jej szarytkowskie przybranie głowy. W salach leżeli ciężko chorzy. Wszyscy rozpromieniali się na widok szarytki. Kilka osób z różnych sal mówiło to samo na widok siostry Heleny – Nasz anioł przyszedł! –  a ona poprawiała poduszki, poiła spragnionych, oglądała spowijające rękę bandaże. Nikt o nic nie zdążył poprosić, a siostra wiedziała, co komu potrzeba. Usłyszałam ciężki oddech chorego, więc zabrałam się natychmiast do badania,  jeszcze zanim zdążył coś powiedzieć. — O, mamy drugiego anioła — powiedział jeden z chorych, leżący obok badanego. Uśmiechnęłam się słysząc to. Oczy moje napotkały poważne, a zarazem bardzo ciepłe spojrzenie oczu siostry. Jej oczy były zielono-niebieskie, ciepłe, przyjazne, i takie są  zawsze, choć mijają lata, choć była wojna. Dobre, przyjazne i wymagające, tak samo jak jej, cioci Heli – serce. –  Jesteś aniołem mateńko! —  zaśmiała się, podskakując Aldonka. — Ciocia Hela i jej siostra Henia też są aniołami. Mam cztery anioły, własne cztery anioły. — Najważniejszy z nich,  to twój Anioł Stróż — powiedziała z uśmiechem Mateńka — Pierwszy Anioł.

U cioci Heli w Mieni

Aldonka W MieniDroga z Gocławka do Mieni, w której ciocia Hela mieszkała i pracowała z innymi szarytkami, prowadzącymi Dom Opieki, niezależnie od pory roku, zawsze dłużyła się Aldonce. Dziewczynka szła, lub jechała na sankach, z mateńką i drugim tatą do Rembertowa. Szosa biegła wzdłuż rembertowskiego lasu, ukazującego swe piękno zza licznych szlabanów, ogrodzeń, często z betonu. W lesie stacjonowały na poligonach nie tylko polskie wojska. Aldonka chciała coś wiedzieć o tych wojskach, ale mateńka i jej mąż bezapelacyjnie urywali wszystkie  jej pytania na ten temat. Dalej jechano do Mińska Mazowieckiego, gdzie była przesiadka na Cegłów, w którym na nich czekała jakaś dobrze wymoszczona fura, zimą sanie, zamieniając drogę we wspaniałą sannę. Dziewczynka, wiedząc, że jedzie do ulubionej cioci, chciała być natychmiast w jej mieńskim królestwie. —  Mateńko – mówiła – wyczaruj nam alladynowy dywan. W pociągach tracimy tyle czasu i dzień będzie zbyt krótki, na pobycie z ciocią i na obejrzenie wszystkiego. W końcu, nareszcie była Mienia, dom sióstr i Aldonka z mateńką wpadały, jedna w ramiona cioci, a druga w uścisk najlepszej swojej przyjaciółki. Były też takie jak na szarytkowskim Kamionku — przepisowe dygi, to jest aldonkowe ukłony, przed siostrą starszą i innymi mieńskimi siostrami. Dziewczynka twierdziła jednak, że w Mieni, jej ciocia to najważniejsza osoba pod słońcem. Po obiedzie pełnym przysmaków, takich jak na przykład kaczka w borówkach i jabłkach, nugat pełen orzechów, dziewczynka szła z ciocią na jej popołudniowy pielęgniarski obchód do Domu Opieki . To był pierwszy taki dom, w którym dziewczynka zobaczyła tylu starych ludzi, ciężko chorych, niedołężnych, często zupełnie samotnych —  jak mówiła ciocia — wymagających całkowitej, fachowej i serdecznej opieki. Dziewczynka,  patrząc na piękny, ogromny dom, ukwiecone lśniące czystością sale, korytarze z figurami świętych, przy których ludzie na wózkach odmawiali różaniec, śpiewali Majowe, słysząc ciepłe słowa kierowane przez ciocię do ludzi starych i odwrotnie,  mówiła: — Ciociu, tu jest jak w niebie, a przysłuchująca się jej słowom staruszka, której ciocia zmieniała opatrunek na chorej nodze, dodała: — Bo nasze siostry to prawdziwe  anioły. Aldonka, czuła, że to prawda, bo rzeczywiście jej ciocia, w białym, szarytkowskim, skrzydlatym kornecie, wyglądała jak anioł, choć cukrzyca sprawiła, że była tęga. Mała wiedziała, że anioły są tak piękne, jak mateńka, ale do tych rysowanych wyobraźnią, dołączyła i grube, jak jej ukochana ciocia Hela, czy bardzo wysokie i szczupłe, jak miła siostra Genowefa. Ciocia Hela była z powołania pielęgniarką, tak jak mateńka lekarzem. Często śmiały się mówiąc — Dobrałyśmy się jak w korcu maku —  pracowały wiele lat razem. Teraz, gdy nowa władza usunęła pielęgniarki zakonne ze szpitali (o czym nie mówiono dziewczynce), ciocia była przełożoną pielęgniarek w Mieni. Była też najlepszą kucharką, której w ocenie dziewczynki tylko babcia Mania dorównywała kucharskim talentem.

Po zakończeniu prac pielęgniarskich, ciocia prowadziła dziewczynkę do ogromnej jak boisko kuchni, w której garnki były tak wielkie, że pomieściłyby z pięć Aldonek. Tego dnia pachniało w niej zupełnie tak samo jak w ich domu, gdy czasami  przynoszono z poczty całkowicie uszkodzoną paczkę od babci Agaty z dalekiej Afryki. Zniszczona w kontroli celnej, a mimo to zapach olejków, korzennych przypraw, cynamonu, wanilii, imbiru, całego nieznanego świata, delikatnie, długo jeszcze po  wyrzuceniu (bo nic nie nadawało się do użycia), unosił się pomieszany z zapachem codzienności Gocławka. — Ciociu, tu pachnie jak w królestwie Alladyna — powiedziała Aldonka. — W państwie Alladyna, i nie tylko — odpowiedziała ciocia Hela. — Tu pachnie jak kiedyś w dobrym, starym, zasobnym polskim domu, szykującym się do świąt. Zajrzyj Aldonko — poprosiła ciocia. — Zobacz co kryje ten wielki kocioł? Aldonka wspięła się na palce. W kotle była wielka ilość brązowej masy, pachnącej piernikiem. — To masa na pierniki. Twoje pierniczki ciociu?–  zawołała dziewczynka, patrząc z niedowierzaniem na brązową substancję wypełniającą kocioł. — Będzie z tego bardzo dużo pierników — powiedziała jakaś siostra krzątająca się po kuchni. Tylko te z Torunia dorównują im smakiem. — Ciociu, Jaś i Małgosia przepadali za pierniczkami tak jak ja — powiedziała Aldonka. — Ciociu! — zawołała, rzucając się na szyję zakonnicy. — Ciociu, proszę, zrób mi domek z piernika, i Babę Jagę, i Jasia, i Małgosię! — Aldonko, masz już prawie dziewięć lat, czytasz takie poważne książki sama i z mateńką, a zachciewa ci się piernikowego domku? — Ciociu — prosiła dziewczynka — zrób mi domek z piernika! — To jak to było — zapytała ciocia — w tym piernikowym, bajkowym świecie? Przypomnij mi — poprosiła. — Rósł sobie bardzo stary, zupełnie taki, jak ten tu w Mieni, jodłowy las. Ciociu — mówiła Aldonka. — Zupełnie jak tu płynie rzeczka Mienia, przez pola i las, tak tam płynęła sobie rzeczka. Na wielkiej polanie w domu z piernika mieszkała baba Jaga… Dzień  u cioci zbyt szybko się skończył i trzeba było wracać na Gocławek, znów przez Cegłów, Mińsk Mazowiecki, pociągami i szosą wzdłuż rembertowskich lasów, kryjących obce wojska. Po niedługim czasie listonosz zawitał na Korkowej z wielkim pudłem. Było nieuszkodzone, bez żadnych celnych nalepek, a odbiorcą była sama Aldonka. — Mateńko, otwieraj! Będę zgadywała! Zasłaniam sobie oczy — wołała mała właścicielka paczki. Mateńka przecięła sznurki, powoli zdjęła z wielkiego pudła szary papier. Aldonka stała tyłem, z zasłoniętymi dokładnie oczami. — Pachnie cynamonem — zawołała. — Alladyn, Alladyn!

Domek  Baby Jagi — Zimno, zimno, ale nie lód — powiedziała mateńka — Pierniczki, pierniczki! — wykrzyknęła Aldonka. — Cieplej, cieplej, ale nie upał — odpowiedział drugi tato. — Pierniczki cioci Heli! — wykrzyknęła, wciskając pięści w oczy. — Bardzo ciepło, bardzo ciepło! — Domek z piernika! —  pisnęła na cały dom Aldonka — Upał! Upał! Żar! Żar, żar! Pożar! — wołali domownicy.

Domek z piernika, najprawdziwszy domek z piernika, z Babą Jagą, Jasiem i Małgosią — dzieło cioci Heli — był zupełnie taki sam, jak ten tyle razy widziany oczami wyobraźni.

Autorka: Aldonka, teraz dr Aldona Kraus

Wysłuchała dla Was
Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.