Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘srebrne sztućce’

Szukając materiałów dotyczących zwyczajów i tradycji kulinarnych na przestrzeni wieków, zwróciłam uwagę na artykuł autorstwa Joanny Paprockiej Gajek, omawiający kulturę jedzenia. Myślę, że warto zapoznać się z jego treścią, gdyż jest bardzo pouczający, a i historyczne podejście do spraw stołu i sposobu jedzenia jest znakomicie ujęte. Dlatego teraz w okresie przedświątecznym warto przeczytać ten niewielki wpis dotyczący transformacji związanej zdawałoby się z banalnym temate : Jedzenia i kulturalnym zachowaniem się przy stole.

„…Spożywanie posiłków w kameralnym gronie najbliższych osób lub w większym towarzystwie było i jest najpowszechniejszą formą rozrywki, sposobem obchodzenia uroczystości kościelnych, rodzinnych (np. zaślubin) oraz celebracją imprez o randze państwowej, takich jak przyjęcie poselstw, zawieranie traktatów, itp. Gościnność wyrażająca się częstowaniem dobrym i obfitym jadłem była formą demonstracji pozycji społecznej, wyrazem osiągniętego poziomu życia, a niekiedy sposobem zdobywania zwolenników. W czasach średniowiecza, kiedy sztućce były rzadkością, używanie ich przy stole miało charakter zwykle demonstracyjny, a nie praktyczny (sztućcami posługiwał się jedynie np. król). Traktowano je również jako przedmiot o wartości dekoracyjnej.

Wyposażenie stołu w sztućce poprzedza proces przemian manier i zachowań, które ukształtowały obowiązujące w całym cywilizowanym świecie obyczaje podczas spożywania posiłków. Zasady zachowania przy stole ewoluowały przez wieki. Proces kształtowania norm i zaleceń dotyczących zachowań przy stole zmieniał się bardzo powoli. Ton przemianom nadawały najwyższe kręgi dworskie, następnie te zachowania naśladowały, zazwyczaj na miarę potrzeb i możliwości, niższe warstwy społeczne. Opisywano je, przekazywano ustnie, a nawet omawiano w rozprawach pod ogólnym hasłem zachowań „cywilizowanych”. Odbiorcą tych przekazów nie byli jednak ci, którzy je kształtowali, ale ci, którzy chcieli i potrzebowali je posiąść i naśladować, jak np. szlachta z prowincji, bogacąca się burżuazja lub mieszczaństwo. Kiedy pewne „wypracowane” przez warstwę dworską zachowania stały się zbyt powszechne, ta tworzyła nowe, bardziej eleganckie i wyrafinowane.

Istotne dla cywilizacji zachodu uwagi na temat zachowania przy stole opublikował w roku 1530 Erazm z Rotterdamu w De civilitate morum puerilium. Rozprawa ta stała się katechizmem cywilizowanego zachowania się dla człowieka renesansu. Wkrótce została przetłumaczona i opublikowana w 12 edycjach. Autor pisał m.in. nie zanurzaj pierwszy ręki w półmisku, który właśnie podano nie tylko, dlatego że zdradzasz swą żarłoczność, lecz również, dlatego że jest to często połączone z niebezpieczeństwem. Jeśli bowiem ktoś nie spróbowawszy bierze do ust coś zbyt gorącego, musi to wypluć lub sparzy sobie podniebienie przy połykaniu. Jedno i drugie budzi zarówno śmiech, jak i politowanie oraz dalej Tylko nieokrzesany chłop zanurza palce w sosie. Bierze się to, na co się ma ochotę, nożem i widelcem, nie gmerając po całym półmisku, jak to robią łakomcy, lecz biorąc to, co akurat leży przed tobą*. W roku 1560 o używaniu sztućców pisał C. Calviaca w Civilité: Niemcy posługują się raczej łyżką jedząc zupy i wszelkie płynne potrawy. Włosi natomiast widelcem. Za się Francuzi jednym i drugim jak im się podoba i jak jest im wygodniej. Włosi na ogół wcale nie dbają o to, by każdy miał swój nóż. Ale Niemcy przykładają do tego szczególną wagę, i to tak dalece, że są bardzo niezadowoleni, gdy sięga się po nóż leżący przed nimi lub się o ich nóż prosi. Francuzi przeciwnie: liczne towarzystwo przy stole posługuje się dwoma lub trzema nożami i nikogo nie wprawia to w zakłopotanie, gdy musi prosić o nóż, wziąć go lub użyczyć, jeśli takowy ma**.

W roku 1533 ukazały się w Krakowie Wiersze o obyczajach chłopców, w których pisano: Jać radzę, abyś się miał strzec, łakomo jako żarłok jeść. Ściągaj twoje wargi jedząc, jedz cudnie, nie kląskaj żwiąc. Aczkolwiek starzy leżeli, piersi o stół podpierali, alić ten to niniejszy czas, prosto już siedzieć naucza nas […], Trzema palcami jeść masz brać, wielkich sztuk nie masz ukęsać[…] Dwu w gębę na raz nie masz kłaść, a z obu stron je nie żwać***.

Nowe maniery nie przyjęły się natychmiast. Wiadomym jest, że Ludwik XIV nadal jadał palcami, natomiast w połowie XVIII w. we Flamandii widelca używały jedynie warstwy burżuazji i to też jeszcze nie jako sztućca podstawowego, a raczej okazjonalnie.

Symptomem postępujących zmian są również uwagi publikowane w 1672 r. przez Antoine`a de Courtin w Nouveau traité de Civilité. Pisze on: pamiętaj także, że trzeba zawsze wytrzeć łyżkę, jeśli już się nią posłużywszy chcesz wziąć coś z innego półmiska, bywają, bowiem ludzie tak delikatni, że nie jedliby zupy, w której ją zanurzyłeś, jeżeli już uprzednio miałeś ją w ustach. Toteż w wielu domach podaje się dziś łyżki w wazach, służące jedynie do zaczerpnięcia zupy i sosu****. Niemniej w poradniku Cyvilite francoise z 1714 r. wciąż jeszcze zwraca się uwagę, aby mięsa z półmiska nie brać rękami.

W Polsce od średniowiecza co najmniej do połowy XVII w. również jadano głównie rękami. Palcami chwytano porcje ze wspólnej misy, starając się w miarę możliwości o schludność i czystość podczas jedzenia. Do dzielenia dużych porcji mięsa używano noży. W zamożnych domach potrawy płynne coraz częściej jedzono łyżką. W końcu XVII w. w warstwach najbogatszych wspólne użytkowanie naczyń, jedzenie ze wspólnej miski czy używanie wspólnych sztućców coraz częściej postrzegano jako rzecz niecywilizowaną, nietaktowną, niemiłą dla współbiesiadników. Powoli rodziła się potrzeba używania innych sztućców, nie tylko łyżek.

W połowie XVIII w. o posługiwaniu się sztućcami pisał Jędrzej Kitowicz: Nożów i widelców u wielu panów nie dawano po końcach stołu, trwał albowiem długo … zwyczaj, iż dworzanie i towarzystwo, a nawet wielu z szlachty domatorów nosili za pasem nóż, jedni z widelcami, drudzy bez widelców, inni zaś prócz noża za pasem z widelcami miewali uwiązaną u pasa srebrną, rogową lub drewnianą… łyżkę w pokrowcu skórzanym… przeto póki taka moda trwała, miano za dość pośrodek stołu opatrzyć łyżkami, nożami i widelcami, wiedząc, że ci którzy zasiędą końce stołu, będą mieli swoje noże i łyżki… Jeśli zaś, który nie zastał u stołu łyżki gospodarskiej i swojej nie miał, pożyczał jeden u drugiego, skoro ten, rzadkie zjadłszy, do gęstego się zabrał, albo zrobił sobie łyżkę z skórki chlebowej, zatknąwszy ją na nóż, co nie było poczytane za żadne prostactwo w wieku wykwintnością francuską nie bardzo jeszcze zarażonym, czyli nie wypolerowanym*****.

K. Nakwaska, której szczególnie leżało na sercu wpojenie i rozpowszechnianie poprawnych zasad obycia przy stole wśród burżuazji i ziemiaństwa, w połowie XIX w. w książce Dwór wiejski pisała: …Proszę Cię, każ odmieniać sztućce wszystkim! Jest to coś nieprzyjemnego, a nawet obrzydliwego, jeść śmietankę łyżką od barszczu, albo mącznik, po rybim sosie…******

Obycie towarzyskie, znajomość etykiety było jednym z ważniejszych kryteriów dopuszczenia osoby do tzw. „wyższych sfer”. Niejednokrotnie braki w tej dziedzinie mogły doprowadzić w późniejszym wieku do załamania karyery, utratę protekcji dystyngowanych osób i rozmaite trudności*******, o czym pisano w poradnikach omawiających zasady zachowania się.

Reasumując należy podkreślić, że przemiany obyczajów następowały niezwykle powoli. Wędrowały w dół drabiny społecznej przez wiele pokoleń. Przełomem w upowszechnieniu zasad zachowania przy stole był okres Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Następujące po tych wydarzeniach przemiany w obrębie świadomości społecznej, obyczajów oraz zachowań przy stole dotyczyły już nie tylko najwyższych warstw społeczeństwa, ale również średnio- i mniej zamożnych. W Polsce takie przemiany przypadły na okres przełomu XVIII i XIX w. Ich odzwierciedlaniem była indywidualizacja „procesu jedzenia”. Dla każdego biesiadnika świadomego tych wymogów i przeobrażeń, przygotowywano w miarę możliwości osobne talerze, z czasem i sztućce (goście coraz rzadziej przynosili je ze sobą) niekiedy także serwety. Ale w chłopskiej izbie jeszcze w latach 40. XX w. jadano ze wspólnej misy, drewnianymi łyżkami, a jedyny w chacie widelec był atrybutem gospodarza, który jadł z osobnego talerza.
A dzisiaj? Jak dzisiaj jadamy? Czy nadal w pośpiechu stojąc „na jednej nodze”? Czy w biegu wypijamy kawę i pędzimy do pracy?
Czy Święta, spotkania rodzinne, biesiady oraz wielkie wydarzenia jak śluby, chrzty czy też komunie to spotkanie o najwyższym zaangażowaniu pani domu, czy nasz stół wygląda pięknie? Czy wystarcza nam sztućców? Czy umiemy z nich korzystać? Warto sobie zadać kilka pytań i postarajmy się na nie odpowiedzieć, wtedy będziemy wiedzieli na pewno co powinniśmy zmienić, aby każda uroczystość miała odpowiednią oprawę.

Życzę udanego tygodnia, który dla wielu będzie pracowity, gdyż przed nami Wigilia i najpiękniejsze z pięknych

Święta Bożego Narodzenia!

Wasza Jadwiga

Przed świętami często na moim blogu umieszczałam przepisy kulinarne na rozmaite potrawy. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądały przed laty nasze kuchnie, jakie kuchnie były na wsiach, a jak one prezentowały się w miastach. To pytanie nurtowało mnie, dlatego postanowiłam zgłębić ten temat. Oto, co znalazłam. W Warszawskich kamienicach w wieku XVII i XVIII kuchnie dzielono na większe i mniejsze. Kuchnia większa zajmowała centralne miejsce, w której znajdował się komin i ognisko do przygotowywania posiłków. W kamienicach wielorodzinnych użytkowanie tej kuchni było wspólne dla wszystkich rodzin, natomiast w tych kamienicach były dodatkowo też kuchnie mniejsze. Wyposażenie kuchni to rozmaite sprzęty do przygotowywania i spożywania posiłków. W informacjach na ten temat znalazłam tylko sprzęty przedstawiające jakakolwiek wartość, czyli talerze cynowe, miedziane garnki, wyroby ze srebra czary, kielichy, misy, sztućce srebrne a nawet i pozłacane. Wymieniane też są kotły miedziane do gotowania. Osobnymi były kotły do gotowania bielizny do prania, różne i większe i mniejsze, cebrzyki do wody, mosiężne moździerze z tłuczkami, durszlaki, sita, pokrywy do garnków. W niektórych kuchniach znajdowały się też koryta do oprawiania świń po uboju.

Osobnymi były naczynia wchodzące w skład zastawy stołowej takie jak: talerze, półmiski, misy, solniczki, maselniczki, flaszki różnych wielkości do serwowania napojów, kubki, kielichy, czy też konwie i kwarty. W każdym domu były również sztućce – łyżki i noże. Brak było wówczas informacji o widelcach. Nawet u mniej zamożnych mieszczan podczas posiłków stoły nakrywano obrusami. Wśród sreber stołowych przeważały łyżki i kubki. Najwięcej tych przedmiotów należało oczywiście do bogatych kupców i patrycjuszy, po kilka mieli również mniej zamożni mieszczanie (siodlarz, rzeźnik, chirurg, żona kuśnierza). Niestety nie ma zbyt wiele informacji na temat używanych produktów. Jedno jest pewne , że w domowych piwnicach w specjalnych meblach, przechowywano zapasy soli w beczkach, mąkę, kasze, słoninę w połciach, mięso, sadło, kiełbasy, rzadziej nabiał (masło i sery), groch, kiszoną kapustę, gorzałkę i piwo. Co wiemy o spożywanych w tamtych czasach potrawach w miastach? Ano mamy informacje na temat chleba, kasz, jarzyn, krup jęczmiennych, jagł, czyli różnych kasz bardzo popularnych w owych latach, śledzi, olejów, sadła i słoniny. Inne bogatsze produkty takie jak jaja, masło, miodowniki, przyprawy zakupywano na specjalne okazje. W XVII wieku na przykład z okazji stypy kupowano różnego rodzaju mięsa, owoce takie jak limony, cytryny, oliwki, rodzynki. Inaczej wyglądały dania serwowane z okazji uczt w bogatych patrycjuszowskich domach. Podawano tam wiele dań jak choćby obwarzanki, grzanki, biszkopty, pierniki oraz napoje wino, małmazję, wódki cynamonowe lub cytrynowe, używano też importowane przyprawy cynamon, szafran, imbir, goździki.

A jak wyglądały kuchnie na wsi?  Bardzo podobnie z tym, że były one o wiele większe. Wszędzie królowała kuchnia o kilku paleniskach z okapem, w którym było, co najmniej dwa szybry, pomocne do „wyciągania” dymu, czyli innymi słowy mówiąc nasze nowoczesne wyciągi kuchenne. A na kuchniach królowały sagany, piękne czarne osmolone dymem z paleniska, głębokie do wpuszczania w kuchnie dla szybszego gotowania, w środku polewane.  Bardzo często kuchnie wielopaleniskowe były w taki sposób lepione lub budowane z kafli, aby piec chlebowy stanowił jedną konstrukcję. Jedną całość. Nie wiem czy pamiętacie, jak to w bajkach występowały przypiecki? Taki przypiecek to była nadbudowa nad piecem chlebowym, czyli jego górna część. Ponieważ piec chlebowy był duży, przypiecek mógł pomieścić jedną lub nawet dwie dorosłe osoby. W piecach chlebowych pieczono oczywiście chleb, a następnie lżejsze wyroby cukiernicze ciasta i bułki, które nie potrzebowały tak wysokich temperatur. Pamiętam z moich lat bardzo wczesnej młodości, gdy pieczono chleb w takim czarodziejskim piecu babci Katarzyny to sąsiadki ze wsi przychodziły ze swoimi ciastami, aby je upiec. Wtedy kwitła przecież pomoc sąsiedzka i było to bardzo naturalne, że najbliżsi sąsiedzi pomagali sobie w życiu codziennym. Tak samo było w dniach, gdy bito świnie czy wołu. Do dziś na wsi jednym z lepszych zawodów jest zawód masarza, tego, który zawodowo zajmuje się biciem świń i wyrobem pysznych kiszek, salcesonów, kiełbas i innych produktów . Oprócz masarzy wielkim uznaniem cieszyli się bednarze. Technika ręcznego wytwarzania naczyń była tajemnicą każdego bednarza, nie ujawniano jej nawet krewnym. Metody pracy innego rzemieślnika można było poznać tylko analizując materiały i sposób konstrukcji jego wyrobu. Najczęściej naczynie składane było z klepek drewnianych mocowanych obręczami metalowymi. Ten sposób konstrukcji znany był  Słowianom już w III-IV wieku (przed XIV-XV w. zamiast metalowych obręczy stosowano, zwłaszcza na wsi, ściągów z łozy, łyka lub smołowanych powrozów; technologia ta sporadycznie jest stosowana do dzisiaj). Zawód ten kiedyś powszechny, w drugiej połowie XX wieku został prawie zapomniany i znajdował zastosowanie głównie w produkcji przedmiotów do celów dekoracyjnych. Ręczne wyroby bednarzy powracają znowu do łask i służą jak dawniej do przechowywania kiszonej kapusty, ogórków kwaszonych czy innych produktów w związku z rosnącą popularnością produktów typu slow food przechowywanych w sposób tradycyjny. Do tego celu na wsiach były używane specjalne zimne piwnice i spichrze, które znajdowały się w piwnicach domów, gdzie zawsze panował stosowny chłód. Jak inaczej wygląda prowadzenie dzisiejszego gospodarstwa. Nasze kuchnie zamieniły się w niewielkie miniaturowe kuchenki, gdzie przebywanie dwóch osób jest już problemem, natomiast o spiżarniach marzyć nawet nie możemy. Posiadamy za to wspaniałe bajeranckie lodówki i zamrażarki, które w pewnym sensie przejęły rolę tych dawnych spiżarni. A nasze kuchnie z paleniskami? Gazowe, elektryczne, ceramiczne, najnowszej może i nawet czwartej generacji, jak daleko odeszły od tamtych dawnych kuchni z paleniskiem, z ogniem i z naturalnym piecem? Mamy piekarniki do zabudowy, montowane na odpowiedniej wysokości pani domu, tak, aby zanadto się nie schylać, możemy w nich ustawiać, czas, temperaturę, rodzaj pieczenia, posiadamy wiele udogodnień w tym zakresie. A nasze garnki? Coraz to bardziej udoskonalane przez różne znane firmy! I jakże na koniec smutno mi to spuentować, coraz to mniej używane, bo szybkie jedzenie na jednej nodze w przelocie pomiędzy jednym a drugim spotkaniem, bo dzieci w przedszkolu lub szkole, bo praca, praca, praca. A później dziwimy się, że coraz bardziej oddalamy się od siebie, że brak nam więzi rodzinnych, że coraz więcej osób choruje na żołądek, wrażliwe jelito czy inne choroby związane z tym wariackim trybem życia. Nie chcę przez to powiedzieć, że zawsze żyłam spokojnie, nie, absolutnie, ale chcę abyśmy od czasu do czasu zatrzymali się w tym biegu i pomyśleli o sobie i naszej Rodzinie z prawdziwą troską. Życzę wszystkim miłego rodzinnego weekendu, spokojnego celebrowania dwóch wolnych dni wraz z najbliższymi, długich rozmów przy stole o wszystkim o sprawach miłych, ale też i trudnych, z tych drobnych spraw składa się nasze życie i dlatego warto o nich rozmawiać, pozdrawiam

a na zakończenie podam przepis na bardzo dobre szybkie danie, którego czas wykonania od startu do mety wynosi 15 minut, warto więc wypróbować:

Papardale w sosie pomidorowym z papryczkami nadziewanymi serem

Składniki: makaron papardale, garnek 3 litry wody osolonej, 2 opakowania papryczek nadziewanych  serem, 3 puszki pomidorów pelati lub krojonych, 6 ząbków czosnku, ser parmezan, grana padano, lub inny tego typu, świeża bazylia.

Wykonanie: Garnek stawiamy na gazie, do gotującej osolonej wody wrzucamy makaron papardale, który gotujemy około 7-8 minut, aby był al dente.

Sos: W tym samym czasie na patelnię wylewamy oliwę (z papryczek nadziewanych serem, które zalane są oliwą).  Na rozgrzany tłuszcz wrzucamy pokrojony czosnek lekko obsmażamy, wykładamy papryczki, wlewamy pomidory. Podgrzewamy sos dokładnie mieszając.

Odcedzamy makaron, wrzucamy do miski pamiętając, aby dodać wody, w której się gotował tak ze trzy łyżki stołowe, dodajemy sos, pokrojoną bazylię a na wierzch ucieramy na tarce ser parmezan. Potrawa gotowa. A smak? Niebiański, pyszne łatwe danie, nikt nie może wykręcać się, że za trudne do wykonania, jest proste a smak rekompensuje nam cały 15 minutowy wysiłek. Nadziewane papryczki tak zwane anti pasti można dostać w sklepach Biedronki, w Lidlu nazywają się grecką przekąską a w wielkich supermarketach również znajdują się na półkach z serami, polecam. Smacznego!

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.