Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘ogród’

Antonio Vivaldi skomponował tak piękną muzykę jak: Cztery Pory Roku, którą uwielbiam a szczególnie Wiosnę – i ja tę Wiosnę dzisiaj wszystkim dedykuję, La Primavera w wykonaniu orkiestry z Zagrzebia (Allegro, Largo, Allegro Pastorale) posłuchajmy i delektujmy się wiosną w muzyce i wiosną za oknami.

http://www.youtube.com/watch?v=pmOwlf99V64&feature=related

Lub Czterema Porami Roku w wykonaniu An American Composer

http://www.youtube.com/watch?v=GRxofEmo3HA&feature=related

Słuchając tej pięknej muzyki mogę pracować, pisać i dzielić się z wami moja radością. Piękne słońce powitało nas dzisiaj, a ja  uradowana, ponieważ ostatnio dużo czasu spędziłam w ogrodzie. Tylko w sobotę i niedzielę było ciepło natomiast od poniedziałku jak wiecie wiał silny wiatr, ale co tam, prace porządkowe muszą być wykonane bez względu na chłodną aurę. Tego, co mamy do zrobienia w ogrodzie na Wiosnę nie można niestety odłożyć na później. No to sprzątałyśmy, grabienie liści, upychanie w workach, niestety te liście nie nadają się na kompost, gdyż są to głównie liście dębu. Po niezbędnym uprzątnięciu, ale nie wylizywaniu ogrodu, tak by pajączki robaczki i inne potrzebne roślinom żyjątka mogły sobie mieszkać w trawce pośród liści, posadziłam bratki, stokrotki, aby tulipanom było raźniej i aby ogród był kolorowy. Bratki zakupiłam w zaprzyjaźnionym Gospodarstwie Ogrodniczym w Góraszce, a ponieważ cena hurtowa była przystępna zakupiłam 600 sztuk bratków i 72 sztuki stokrotek. I proszę nie krzyczeć, że jest ich bardzo dużo, wcale! Jak widać na zdjęciach owszem jest pięknie i kolorowo nie tylko w donicach, ale i na klombach, tym niemniej do stwierdzenia dużo, brakuje jeszcze około 200 sztuk, wtedy we wszystkich donicach bratki gościłyby czekając na pelargonie, które jak zwykle posadzę w maju na imieniny Andrzeja Boboli, czyli mojego ślubnego pana A. Oprócz grabienia, oraz dostaw ponadnormatywnych ilości ziemi w workach (ja używam od lat ziemię Krajewskiego w 50 litrowych opakowaniach) rozpoczęłam sezon podlewania, ponieważ mieszkając na piaszczystej górce rośliny potrzebują jej dużo, gdyż woda szybciutko wsiąka w ziemię i ślad po niej ginie. Do ogrodu wyszła cała rodzina, dlatego prace skończyliśmy w trzy dni. W sobotę przyjedzie Gala i wtedy posadzimy zakupione hiacynty, tak by Wielkanoc była kolorowa i pachnąca.

Najwięcej pracy miałam sprzątając taras. Jak pamiętacie dwa lata temu wymienialiśmy tarasowe kafle, i ślubny zdecydował zakupić takie, które będą miały właściwości antypoślizgowe. Na oko wyglądały cudnie, kolor piaskowy, przypominał posadzki w Prowansji lub Toskanii. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w nasze kafle brud wchodzi jak w masło, i konia z rzędem temu, kto jest w stanie wymyć posadzkę tarasową. Próbowałam już wszystkich wynalazków, jakie polecali mi sprzedawcy w hurtowaniach z materiałami budowlanymi i środkami chemicznymi… niestety, żaden cudowny wynalazek chemiczny jak na razie nie zadziałał. Może wy drodzy czytacze będziecie mieli jakiś pomysł podpowiedź w sprawie domycia tarasu. Aktualnie sytuacja wygląda tak, że owszem wymyłam go wodą, ale plamy pozostały jak również pozimowy brud, który wżarł się w nasze piękne tarasowe kafle. Jedno jest pewne, nie ślizgamy się nawet wtedy, gdy leję duże ilości wody, ale może byłoby lepiej, aby te kafle były czystsze?!  Wiem, że ślubny chciał dobrze! Ale jak to zwykle bywa życie powiedziało nam, hej dobrze już było teraz ma być jakoś!  Dzisiaj rano wystawiłam na taras hiacynty, które stały w mieszkaniu. W jednej chwili przyleciało tyle pszczół, że wokół był jeden wielki bzyczący dźwięk. Jeszcze nie ma zbyt wielu kwitnących kwiatów, więc maleństwa skrzętnie korzystały z okazji. Moje kocice były bardzo zainteresowane, co tak pięknie gra pośród kwiatów i bardzo starały się przeszkodzić pszczółkom w ich pracy, ale na nic zdały się ich wyczyny. W końcu schowałam obie panny w domu, aby pszczoły mogły nazbierać potrzebnego nektaru, zaś koty zza szyby oglądały cały spektakl domagając się natychmiastowego wypuszczenia ich na dwór. Lament i pomruki trwały i trwały, ale moje serce było niewzruszone. Bałam się, że zostaną ukąszone i wtedy ja będę miała dodatkowe zajęcia w lecznicy weterynaryjnej, tego wolałam uniknąć. Pszczółki dzielnie pracowały do godzin południowych, teraz, kiedy piszę dla was ten post przylatują tylko pojedyncze egzemplarze. Drzwi na taras są otwarte, słoneczko przyświeca, jest piękne popołudnie. Mam nadzieję, że weekend też troszkę nas rozpieści fundując nieskończoną ilość promieni słonecznych, a nie serię limitowaną.

Na zakończenie podaję obiecany przepis na marynowanego łososia – Gravlax, którego przygotowuję w Wielką Środę

Składniki: 1 kg filetu z łososia wraz ze skórą, po 2 łyżki soli, cukru trzcinowego, łyżki musztardy, (jeżeli mamy może być angielska musztarda w proszku), kieliszek wódki, pęczek koperku (duży pęczek) oraz cynamon

Łososia myjemy i suszymy, układamy w płytkim naczyniu skórą do dołu. W miseczce mieszamy wódkę, sól, cukier i musztardę. Tak sporządzona zalewą nacieramy dokładnie różowe mięso. Posiekanym koperkiem posypujemy łososia tak, aby był cały pokryty koprem. Filet odwracamy skórą do góry, owijamy naczynie folią spożywczą dociskając ją do łososia a na wierzchu dodatkowo kładziemy coś ciężkiego. Wstawiamy na trzy dni do lodówki. Po wyjęciu z lodówki, zdejmuję cały koper, ostrym nożem kroję łososia na plastry, układam na talerzu, posypuję świeżym posiekanym koprem, podaję z sosem przygotowanym ze śmietany (kubełek o pojemności 0,5 l) 2 łyżek chrzanu, połowy cytryny i siekanego kopru oraz trzech łyżeczek cukru.  Polecam ten sposób podawania łososia przygotowanego w domu, smak niebiański. Nauczyłam się przygotowywać to danie będąc w Szwecji i Norwegii.

Jest znakomite, dlaczego nie spróbować?

Polecam!

Smacznego!

Wasza Jadwiga

 

 

 

ogród Bodziszek błotnyKilka ciepłych dni wystarczyło, aby ogród wypiękniał i pokazał się w całej swojej krasie. Pierwsze zakwitły bodziszki: bodziszek błotny – (Geranium palustra), o kwiatach drobnych, różowych i bodziszek leśny – (Geranium sylvaticum) o kwiatach purpurowo-fioletowych, ułożonych promieniście, zdecydowanie większy aniżeli bodziszki leśne. Bodziszki występują w całej Europie, a także na Kaukazie i w Turcji, w Polsce są bardzo pospolite, jednak są rejony, gdzie nie występują wcale. Obie Bodziszek leśnybyliny wyglądają uroczo. W zasadzie powinny kwitnąć od czerwca do sierpnia, jednak ostatni grad nie był łaskawy dla wszystkich roślin i cieszy mnie, że choć trochę pozostało. Kwitną także pierwsze lilie, u nas w ogrodzie mają kolor czerwono-makowy. Ostatnie ulewy i burze lilieoraz
padający grad poobijał kwiaty i trudno znaleźć kwiat nieuszkodzony.

Na klombie, gdzie w kwietniu kwitły żółto-pomarańczowe, czerwone i różowe tulipany, teraz posadziłam goździki ogrodowe (Dianthus caryophyllus), fioletowo-białe, przyjemnie pachnące, szczególnie wieczorem, pod warunkiem, że ten wieczór jest w miarę ciepły. Klomb obsadziliśmy begonią stale kwitnącą (po łac. Begonia semperflorens) w kolorze czerwonym oraz białymi asterkami. gożdzik ogrodowy -Dianthus caryophyllusW moim ogrodzie begonia sprawdza się znakomicie. Po pierwsze nie jedzą jej ślimaki, po drugie rozrastając się tworzy piękne krzaczki kwiatowe, które nawet nie ucierpiały od padających deszczy, a one znacznie skróciły okres kwitnienia orlików – u nas mamy niebieskie i jasnoróżowe. Kwitnie też miodowo pachnący wiciokrzew – kapryfolium inaczej lonicera. Będąc kiedyś w Ciechocinku mieszkałam w hotelu, w którym ogrodnik ukochał Begonie, Begonia semperflorenskapryfolium i nasadził przed wejściem kilka krzaków wieczorami miodowo pachnących. W owym czasie nie miałam jeszcze ogrodu, ale tak zakochałam się w ich zapachu, że postanowiłam w przyszłości posadzić kapryfolium również w moim ogrodzie. Był to pierwszy krzak posadzony przy tarasie. Dzisiaj mogliśmy upajać się zapachem właśnie lonicery, może dlatego, że był to jeden z nielicznych w tym roku ciepłych wieczorów. Żółte kaprifolium, wiciokrzew, loniceralilie – ukochane kwiaty mojej mamy, posadzone za domem, pięknie komponują się z zielenią liści rudbekii, która jeszcze nie kwitnie. Niestety nie ma szans na kwiaty hortensji (hydrageny), gdyż surowa zima nie dała im szans. W związku z tym hortensje odbijają od korzeni, i chyba nie zdążą zakwitnąć.

W tym roku zakwitła peonia krzaczasta, ale miała tylko jeden dorodny pąk w kolorze różowym, pewnie przemarzła w zimie, ale aby pokazać , że jest, obdarowała nas tym jedynym kwiatem.

Fuksje, ułankiNa tarasie wiszą fuksje inaczej mówiąc ułanki, które mogą być jedno, dwu lub trójbarwne. Moje są dwubarwne, pełne, kielich jest biały, a korona fioletowa, pręciki żółte. U Taty na tarasie stoją ułanki cyklamenowo-fioletowe i cyklamenowo-różowe.  Najczęściej występującymi kolorami tych śliczności są wszelkie odcienie czerwieni, różu, fioletu, bieli. Nie widziałam natomiast kwiatów granatowych, żółtych czy pomarańczowych. Moje kwiaty kupuję w Gospodarstwie Ogrodniczym Jacka Wiśniewskiego w Góraszce koło Warszawy, stąd ich niespotykany kolor. lilieWłaściciel kocha kwiaty, sprowadza je i sprawdza u siebie na polach, te z Holandii przechodzą próbę ogniową w naszym klimacie, i jeżeli zadowolą pana Jacka, wtedy wprowadzane są na rynek polski. Ponieważ w Gospodarstwie pracują ludzie zakochani w kwiatach, zawsze można liczyć na ich fachową pomoc. Fuksje nieodmiennie kojarzą mi się z tańczącymi baletnicami, a ich urodę podkreśla lekki wietrzyk, na którym moje baletnice Fuksje ułankipięknie się kołyszą.  Fuksje kochają wilgoć i w dni upalne muszą być podlewane rano i wieczorem. Ponadto fuksje i hortensje są bardzo żarłoczne i należy je zasilać, ja podlewam codziennie, używając nawozu w ilości 5 łyżeczek na 2 litrową butlę wody. Kwitną także powojniki, jeden na fioletowo, a drugi na ciemnoróżowo. Pozostałe moje powojniki nie przetrwały ekstremalnych warunków tegorocznej zimy. W dalszym ciągu czekam na róże, zarówno te pnące, jak i rabatowe, ale czy rozkwitną, nie Jaśminowcewiem, muszę dokonać ponownego oprysku, bo coś je postanowiło zeżreć. W tej sprawie muszę się skontaktować z moimi doradcami w kwestii oprysków.

I na koniec piękne olbrzymy, które rosną w naszej alei Jaśminowej – jaśminowce. Ogromne krzaki, które dwa lata temu ścięłam na wysokości 150 cm, aby je odnowić i odmłodzić. Dzisiaj mogę powiedzieć, że kwitną urokliwie, a pachną po prostu jaśminowo, najpiękniejsza woda kolońska wywodząca się z natury. Białe panny młode, przystrojone w suknie ślubne pysznią się wielkością, kwiatami i zapachem.  Pootwieraliśmy okna, aby wieczorową porą dochodził do nas ich zapach, przywołujący najrozmaitsze wspomnienia, te dobre i te smutne. Mój tata, nasz dziadek i pradziadek Szczepan, miłośnik WarszawyPamiętam, gdy byłam może ośmio lub dziesięciolatką pod oknem sypialni w domu u mojej ukochanej babci Katarzyny kwitły jaśminy. Przyjazd na wakacje w czerwcu zawsze wiązał się z kwitnącymi jaśminami i ich niepokojącym zapachem. Wiedziałam, że ten zapach będzie mi towarzyszył w ciągu całego mojego życia. I tak się właśnie stało, jaśminowce kwitną, jest cicho i spokojnie, a ich słodki zapach wlewa się do mojego pokoju. Ile to lat minęło od tamtych dziecinnych marzeń? Gdy prosiłam: babciu nie zamykaj okien, tak cudnie pachną twoje krzaki (wtedy jeszcze nie bardzo wiedziałam jak się te cuda nazywają). Lepiej nie liczyć! Cieszmy się dniem dzisiejszym, upojnym wieczorem, spokojem i kojącym wszystkie stresy zapachem przypominającym „…lata durne, lata chmurne…” jak napisał poeta.

bratki, begonieŻyczę wszystkim wytchnienia, spokoju oraz znalezienia swojego ukochanego kwiatu o niespotykanym zapachu, może kwiatu jednej nocy poszukiwanego przez młodych w noc Kupały, zwaną też nocą kupalną, kupal nocką, kupałą, sobótką lub sobótkami, słowiańskie święto związane z letnim przesileniem słońca, obchodzone w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) z 21 na 22 czerwca (późniejsza wigilia św. Jana , zwana też nocą świętojańską). Słowo kupała, wbrew głoszonym opiniom, najprawdopodobniej nie ma nic liliewspólnego z rosyjską formą słowa kąpiel. Tłumaczenie takie zostało wymyślone przez świat chrześcijański nie wcześniej niż w X-XI stuleciu – Kościół, nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów „pogańskiej” sobótki, podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską. Nadano kupal nocce patrona Jana Chrzciciela i zaczęto nawet zwać go Kupałą, z racji tego, że stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli (w obrządku wschodnim). Wyraz kupała pochodzi raczej z indoeuropejskiego pierwiastka kump, oznaczającego gromadę, zbiorowość, z którego wywodzą się słowa takie jak ogród firletkakupa, skupić, w sensie gromadzić. Słowo sobótka, późniejsze określenie kupal nocki, najprawdopodobniej zostało wymyślone przez Kościół i znaczyło tyle, co mały sabat. Z nazwą tą wiąże się również pewna legenda, mówiąca o tym, jakoby sobótka była uroczystością ku czci pięknej dziewczyny o tym właśnie imieniu. Sobótka w nieokreślonym czasie zamieszkiwała ponoć bliżej nieokreśloną wioskę. Narzeczony jej, Sieciech, powróciwszy z wojny, miał swą wybrankę pojąć za żonę, jednak wioska ich została nagle zaatakowana przez hordy wroga. Podczas odpierania ataku Sobótka zginęła, trafiona w samo serce. Miało się to dziać w noc letniego przesilenia.

ogródWspółcześnie, na fali zainteresowania ludowością i ładunkiem kulturowym narodów, obchody związane z letnim przesileniem zyskują na popularności w Europie. Kupal nockę wszędzie, nie tylko wśród ludów słowiańskich, obchodzono podobnie. W Czechach, tak jak w Polsce, skakano przez ogniska, co miało oczyszczać oraz chronić przed wszelakim złem i nieszczęściem. Zasuszone wianki z bylicy zakładano na rogi bydłu, by ustrzec je przed chorobami i urokami czarownic. Serbowie od dogasających o świcie ognisk zapalali pochodnie i obchodzili z nimi zagrody i domostwa, co chronić miało przed złymi duchami. W Skandynawii palono ogniska na rozstajnych drogach albo nad brzegami jezior, bo wierzono, że woda, w której koniecznie trzeba się zanurzyć, miała wówczas właściwości lecznicze. Święto to pod nazwą Līgo w dniu 23 czerwca i Jāņi w dniu 24 czerwca jest np. nieprzerwanie obchodzone i nadal bardzo popularne na Łotwie, gdzie jest świętem państwowym. Noc sobótkowa była również nocą łączenia się w pary. Niegdyś kojarzenie małżeństw należało do głowy rodu oraz starszyzny rodu i wynajmowanych przezeń zawodowych swatów. Ale dla dziewcząt, które nie były jeszcze nikomu przyrzeczone i pragnęły uniknąć zwyczajowej formy dobierania partnerów, noc Kupały była wielką szansą na zdobycie ukochanego. Młode dziewczyny plotły wianki z kwiatów i lampy oliwne antykomarowe na tarsiemagicznych ziół, wpinały w nie płonące łuczywo i w zbiorowej ceremonii ze śpiewem i tańcem spuszczały wianki na rzekę lub strumień. Poniżej rzeki, czekali już chłopcy, którzy – czy to w  porozumieniu z dziewczętami, czy też licząc na łut szczęścia – próbowali wyłapywać wianki. Każdy, któremu się to udało, wracał do gromady, by odszukać  właścicielkę wyłowionej zdobyczy. W ten sposób dobrani młodzi mogli kojarzyć się w pary bez obrazy obyczaju, nie narażając się na złośliwe komentarze czy drwiny. Owej nocy przyzwalano im nawet na wspólne oddalenie się od zbiorowiska i samotny spacer po lesie.

Przy okazji rzeczonego spaceru młode dziewczęta i młodzi chłopcy poszukiwali na mokradłach kwiatu paproci, wróżącego pomyślny los. O świcie powracali do wciąż płonących ognisk, by po przepasaniu bylicą, trzymając się za dłonie, przeskoczyć przez płomienie. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień, i w tym jedynym dniu w roku stanowił pewnego rodzaju  rytuał zawarcia małżeństwa. Legendy o kwiecie paproci, zwanym też perunowym kwiatem –kwiat miał kwitnąć podczas fuksjeburzy, gdzieniegdzie przetrwały do dziś. W opowieściach tych słyszymy o wielu ludziach, którzy błądzili po lasach i mokradłach, próbując odnaleźć magiczny, obdarzający bogactwem, siłą i mądrością, widzialny tylko przez okamgnienie kwiat paproci. W legendach czeskich i niemieckich znalazca kwiatu paproci powinien szukać skarbów w ciemnym borze. We francuskich – na najwyższym w okolicy wzgórzu, do którego ma dobiec przyświecając sobie ognistym kwiatem jak pochodnią. W legendach rosyjskich natomiast po zerwaniu gorejącego kwiatu należy wyrzucić go jak najwyżej w powietrze i szukać skarbu tam, naparstnicagdzie spadnie. W noc Kupały odprawiano również rozmaite wróżby, bardzo często związane z miłością, które miały pomóc poznać przyszłość. Wróżono ze zrywanych w całkowitym milczeniu kwiatów polnych i z wody w studniach, wróżono z rumianku i kwiatów dzikiego bzu, z cząbru, ze szczypiorku, z siedmioletniego krzewu kocierpki, z bylicy i z innych roślin oraz znaków. Powszechnie wierzono też, iż osoby biorące czynny udział w sobótkowych uroczystościach, przez cały rok będą żyły w szczęściu, a i dostatek ich nie ominie. Według wierzeń wodniki, wodnice i utopce, które opisuje w swych opowieściach  pan Zbigniew Adrjański, oraz większość pozostałych demonów wodnych lubiły zaczajać się na spragnionych lata ludzi, którzy nierozsądnie zażywają kąpieli przed nocą Kupały. Dopiero po tym święcie kąpiel w jeziorach i rzekach stawała się stosunkowo bezpieczna. W okresie późniejszym wierzenia te znalazły swoje odbicie w święceniu wody w przypadającą na 23-24 czerwca wigilię św. Jana.

Tak, więc szukajmy swojego kwiatu paproci, swojego szczęścia tego właśnie wszystkim życzy

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.