Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Lucjan Kydryński’

Dzisiaj mija 50 rocznica Radiowej Giełdy Piosenki zainicjowana została właśnie 5 listopada 1963 r. Dlatego wracam do rozmowy z panem Zbigniewem Adrjańskim, która przypomni tamte lata, tamte dni. Serdecznie zapraszam:

Okiem Jadwigi (OJ) Zapomniana już mocno impreza radiowa i estradowa – która odbyła się 5 listopada 1963 r. i zapoczątkowała następnie Radiowe Giełdy Piosenek, jakie trwały lat 10 – organizowane przez Naczelną Redakcję Muzyczną i Naczelną Redakcję Literacką PR (Polskiego Radia). Giełdy piosenki – były miejscem przeglądów piosenek przed Opolem. Miejscem konkursów literackich i muzycznych oraz debiutów piosenkarskich. Miejscem spotkań towarzyskich warszawskiej bohemy. Na oczach publiczności, złożonej z wybitnych krytyków i znawców rodził się: Teatr piosenki, Kabaret piosenki. Prezentowano recitale znakomitych polskich wykonawców. Przedstawiano ciekawych debiutantów i zespoły. Na Radiowych Giełdach Piosenki – zaprezentowano 2500 nowych utworów (lub utworów szerzej nie znanych) oraz tylu samo wykonawców.

Z.A. Jadziu! Bardzo dobrze przygotowałaś ten wstęp do naszej rozmowy.

O.J. Zapomniałam dodać, że na giełdach „brylował”  Zbigniew Adrjański, jako ich pomysłodawca i założyciel studenckiej giełdy w Largactilu (1962) wraz z grupą zaprzyjaźnionych artystów i artystek. Mówiono nawet, że do Largactilu i na warszawskie giełdy, chodzi się również „na Adrjańskiego”- czyli na jego konferansjerki.

Z.A. Było, minęło! „Wielka sława to żart”. Że powtórzę znowu te słowa, jak w naszej pierwszej rozmowie. Powiedz jeszcze, bo to ważne: że czasem konferansjerki te „ze mną” lub „za mnie”  (w zastępstwie!) prowadzili: Stanisław Tym, Jan Stanisławski, Piotr Skrzynecki, Lucjan Kydryński, Joanna Rawik. A raz nawet sam Krzysztof  Teodor Toeplitz.

O.J. Szukano innego konferansjera?

Z.A. Może nawet szukano, bo cenzura miała mnie dosyć. Ale przetrwałem 100 imprez i publiczność nie chciała innego konferansjera…

O.J. Zbyszku? Gdzie odbyła się pierwsza „giełda”

Z.A. Pierwsza Radiowa Giełda Piosenki – odbyła się dokładnie 50 lat temu, zorganizowana przez Program III ( org.; Edward Fiszer, Jerzy Grygolunas, Mateusz Święcicki, Zbigniew Adrjański, Marek Sart, Władysław Jakubowski) w kawiarni Domu Mody Polskiej „Ewa”, (naprzeciwko obecnego hotelu Sheraton, przy ul. Konopnickiej 7. Było to zresztą miejsce świadomie wybrane na tę imprezę. Kilkadziesiąt metrów od Domu Mody Polskiej „Ewa”, po drugiej stronie ulicy, mieścił się Teatr Satyryczny „Buffo”. Blisko stąd było do „Klubu Aktora”, w Alejach Ujazdowskich, do kawiarni „Czytelnik” na Wiejskiej, do innych kawiarni warszawskich, na placu Trzech Krzyży. Próby w Domu Mody Polskiej „Ewa”, odbywały się raz w miesiącu (w poniedziałek, na który wyznaczono termin giełdy i odbywały się od rana. Uczestnicy tej imprezy zjeżdżali się porannymi pociągami z całego kraju – i umawiali się wcześniej, przed próbą, na spotkania z dziennikarzami, autorami piosenek. Kompozytorami piosenek – w tych kawiarniach, tam oczekiwali na nich również fotoreporterzy. Dlatego wiele fotografii robionych uczestnikom giełdy w plenerze – „ma za tło” okolice placu Trzech Krzyży. Po giełdach natomiast, długo kwitło nocne życie, w „Klubie Aktora”, w restauracji „Tatarska”, na Mokotowskiej, w barze „Pod Jontkiem” na Wiejskiej, który upodobali sobie poeci, ze „Współczesności” (Stanisław Grochowiak, Roman Śliwonik, Ireneusz Iredyński) wierni bywalcy giełdy. Maleńka piwnica Domu Mody Polskiej „Ewa” , (do której schodziło się schodami w dół) ma już swoją historię oraz legendę. I powinna mieć też – jak Jama Michalikowa w Krakowie, swoje malowidła, albo fotografie?. Niestety, zupełnie nie ma takich malunków na ścianach. Zresztą, nie wiadomo, bo mieszczą się tam obecnie jakieś magazyny czy biura opłat, za elektryczność?!

O.J. W Warszawie, chyba dużo jest takich miejsc gdzie działo się coś ciekawego w historii polskiej estrady, czy kabaretu, zupełnie jednak nie „upamiętnionych” – po latach.

Z.A. Na przykład jeszcze słynny bufet radiowy, na Myśliwieckiej, gdzie bywało wiele sławnych osób. Na przykład kawiarnia „Nowy Świat”. Także wystawy, „malunki”, galerie obrazów dawnych bywalców – ocieplają wizerunek miasta…

O.J. Wróćmy jednak do tematu giełdy piosenek. Co wspominasz najbardziej z tej imprezy?

Z.A. Chyba recital Ewy Demarczyk. Miałem zaszczyt prowadzić ten recital wspólnie zresztą z Piotrem Skrzyneckim. Ewa Demarczyk była wspaniała. Oczarowała wybredną publiczność warszawską . Wiele osób widziało ją wtedy w Warszawie po raz pierwszy. Rok wcześniej była w Warszawie, występując w Towarzystwie Miłośników Sztuk Pięknych, na Chmielnej – ale tego występu – nikt jakoś specjalnie nie zauważył. Potem był występ i triumf Ewy Demarczyk w Opolu, ale wielu ważnych ludzi, np. redaktorów Polskiego Radia, do Opola – po prostu nie jeździło? Teraz można było oglądać ją „na żywo” na giełdach. Jeśli powiem tu, że występ Ewy Demarczyk, razem z jej nadwornym kompozytorem – Zygmuntem Koniecznym – „rewolucjonizuje” repertuar Polskiego Radia – nie będzie to przesadą. Taśmy z tego recitalu, krążą po całym PR. Zaczyna się wielka moda na piosenki Demarczyk. Na utwory Zygmunta Koniecznego . Na poezję śpiewaną. Na przypomnienie wierszy Tuwima, Leśmiana, Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej. W glorii sławy, chodzi po korytarzach na Myśliwieckiej, Tadeusz Kubiak, którego wiersze „śpiewa się” w „Piwnicy pod Baranami”. Zaczyna się powrót na giełdach do repertuaru teatrzyków i kabaretów studenckich, które przeżywają coś w rodzaju „renesansu”. Jest znowu mnóstwo poezji śpiewanej. Oczywiście przypomina się w tym giełdowym zgiełku – niedawne piosenki: Agnieszki Osieckiej, Andrzeja Jareckiego, Jarosława Abramowa, Edwarda Pałłasza, Marka Lusztiga, Stanisława Młynarczyka – z STS-u, Wojciecha Młynarskiego, Jana Pietrzaka, Jonasza Kofty, Adama Kreczmara, Jerzego Andrzeja Marka, Krzysztofa Paszka – z Hybryd. Czerpanie z tego „źródła” jakim jest „piosenka  studencka”, światowy zresztą fenomen kultury tego okresu (na długo przed „bitelsami”) to jedna z tajemnic sukcesu pierwszych opolskich festiwali. Na giełdach pojawia się wielu piszących teksty piosenek literatów. Np. Jerzy Ficowski, Tadeusz Urgacz, Tadeusz Śliwiak, Ernest Bryll, Ireneusz Iredyński, Roman Śliwonik, Stanisław Grochowiak, Leszek Moczulski, Edward Fiszer, Jan Nagrabiecki, Jerzy Miller, Artur Międzyrzecki, Antoni Marianowicz, Wymieniać można długo!

O.J. Nic nie mówisz o tych najważniejszych wykonawcach tej imprezy?

Z.A. Dla mnie wszyscy artyści wykonawcy giełd byli ważni. Trudno przebierać w nazwiskach. Jeśli masz na myśli piosenkarzy, bo to oni dominowali przede wszystkim na tej imprezie. Oni byli najbardziej zauważani: to Giełdy wylansowały przede wszystkim: Wojciecha Młynarskiego, Jana Pietrzaka, Annę German, Marka Grechutę, Urszulę Sipińską, Zdzisławę Sośnicką, Joannę Rawik, Irenę Karel – trudno zresztą wymienić wszystkie osoby – niezwykle dla tej imprezy zasłużone, ważne, wspaniałe!

No byli w tym gronie dawni  mistrzowie polskiej estrady i kabaretu, gwiazdy polskiej piosenki (choćby Sława Przybylska, Jerzy Połomski, Irena Santor, Mieczysław Fogg) wszyscy oni uczestniczyli w tej bardzo ciekawej imprezie. A ponadto lista nazwisk, aktorów, piosenkarzy, muzyków, autorów i kompozytorów uczestniczących w tej imprezie – jest długa. Jest ciekawa. Wygląda nawet jak „apel poległych”. Może dlatego, że kilka dni  temu obchodziliśmy „Zaduszki”? Trzeba się śpieszyć z tym, żeby te wszystkie sprawy i wspomnienia po dawnych „giełdach piosenki” uporządkować.

Moja pamięć – jednej osoby –  tu nie wystarczy

O.J. Napisałeś książkę o Radiowych giełdach piosenki ?

Z.A. Napisałem o giełdach książkę – i teraz szukam dla niej wydawcy. Nie sztuką jest napisać książkę, ale sztuką jest znaleźć wydawcę, w czasach, gdy nikt prawie książek nie czyta. Sztuką jest też książkę napisać, w 50 lat po tej imprezie, z głowy, czyli „z niczego”, bo wszystkie dokumenty na ten temat – jak już powiedziałem – zaginęły.

Nie jest to wobec tego monografia? Bo jak napisać monografię, wobec braku dokumentów.  Jest to raczej próba odtworzenia z pamięci tej imprezy, która w historii Polskiego Radia i Programu III zapisała się jako rodzaj „salonu  literackiego”, czy miejsca spotkań ówczesnej warszawskiej bohemy. Była to przy okazji  również impreza na której wybierano piosenki  i wykonawców – do Opola. Jerzy Grygolunas – jeden z założycieli festiwalu opolskiego, mówił, że jest to Studio  eksperymentalno-doświadczalne  Polskiego Radia. Antoni Wroński – krytyk muzyczny i obecny sekretarz  SPAM-u – twierdził – ówczesne giełdy, (w latach 1963/1973) zadecydowały o tzw. „złotej dekadzie”, w dziejach opolskich festiwali. A Kazimierz Rudzki, znakomity aktor i konferansjer , dziekan wydziału estradowego PWST – przyrównywał moją imprezę do krakowskich dziejów kabaretu „Zielony balonik”.

Ja myślę po latach, że 5 listopada 1963 r. w Kawiarni Domu Mody Polskiej, zapoczątkował  po prostu nowy styl, w polskiej piosence inny od tego, jaki prezentowało dotychczas Polskie Radio. Skończyła się epoka pieśni masowych i „musowych”, nadawanych „od wieczoru do rana piosenek Szpilmana”, z towarzyszeniem orkiestry Jana Cajmera. Zaczyna się moda na piosenkę literacką, autorską, aktorską itd. Ta moda przenosi się też do Opola.

 

O.J. Zbyszku!

Dziękuję Ci za to wspomnienie o giełdach.

 

 

O Panu Zbigniewie Adrjańskim opowiadałam wam nie raz i nie dwa. Tutaj znajdziecie wpisy, opowiadania, książki i wiele ciekawostek dotyczących Pana Zbigniewa- fantastycznego gawędziarza.

Zbigniew Adrjański 18.01.2010

O batiuszce co ptakiem latał”   25.01.2010; ,27.01.2010,;  28.01.2010, ; 30.01.2010, ;   1 i 2.02.2010, 

Jarmark Sensacji : 20.04.2010; , 21.04.2010;

Pochody donikąd 30.04.2010,            Wczasy 11.08.2010,     

 Warszawskie dzieci pójdziemy w bój (Złota Księga pieśni polskich) 31.07.2010; 

Pochody donikąd 19.11.2011;  1.05.2012 i  28.06.2012;   6.062011

Giełdy Piosenki  28.01.2011;   31.01.2011;  8.07.2012,  2.07.2012 (Giełdy piosenki w Largactilu) 

Z Panią Lucyną Arską- Adrjańską i Zbigniewem Adrjańskim jesteśmy od lat zaprzyjaźnieni. Nasze rozmowy zawsze dotykają spraw związanych z polską piosenką – czyli sercu bliskich zarówno  pani Lucyny jak i pana Zbyszka. Dzisiaj zapraszam do przeczytania rozmowy jaką odbyliśmy niedawno na okoliczność Festiwalu Opolskiego oraz powstającego Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu.

 O Muzeum Polskiej Piosenki, w Opolu, darach i darczyńcach oraz radiowych giełdach piosenki ze Zbigniewem Adrjańskim (ZA)

 Rozmowa I

Jadwiga Ślawska-Szalewicz (Okiem Jadwigi OJ) – Zbyszku. Mówią, że jesteś jednym z naszych hojnych darczyńców i kolekcjonerów, który przekazał swoje zbiory do Opola. A dokładnie do Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu. Dlaczego „Okiem Jadwigi” – o tym nie wie?Zbigniew Adrjański (ZA) – gdzie tak mówią- Droga Jadziu – bo wydaje mi się, że nikt tego daru nawet nie zauważył?                                      OJ – Mówią, w Opolu. W Muzeum {Polskiej Piosenki. W wywiadach prasowych. I nie tylko mówią, ale o tym piszą, w różnych ważnych gazetach..           

ZA – No, popatrz… Popatrz! Siurpryza, jaka mnie spotyka. Najpierw, nie chcą przyjąć mego zbioru i daru – do tego muzeum. Każą długo czekać? Później jednak ten dar przyjmują, rzeczywiście pod naciskiem prasy. A konkretnie: „Gazety Wyborczej”, w Opolu. Później jeszcze mówią, że jest to dar „bezcenny”. Jeden z większych, jakie otrzymało to miasto i muzeum – od prywatnego kolekcjonera. Ale ja wcale nie uważam się za kolekcjonera, bo jest to właściwie rezultat mojej ciężkiej pracy zawodowej, publicystycznej i literackiej „wokół” polskiej pieśni i piosenki. Albo różnych archiwów „obrosłych” wokół moich książek i artykułów  na ten temat. Jestem bardziej zawodowcem, w tej dziedzinie, niż kolekcjonerem i miłośnikiem piosenkarskich muzykaliów. A, z wykształcenia jestem filologiem słowiańskim, bohemistą oraz literaturoznawcą. A nawet folklorystą.. 

            OJ – Jesteś również rzeczoznawcą ZAiKS-u. 

            ZA – Jestem. Ale w MPP w Opolu, mało obecnie o mnie wiedzą. I patrzyli  na mnie początkowo podejrzliwie. Kto zacz ów Adrjański, który chce nam oddać „furę” czy nawet „ciężarówkę” różnych papierów i dokumentów do Opola? W dodatku za darmo? Co się za tym kryje? Może to jakaś „prowokacja” (sic!) Albo „podpucha”? „Podpucha”, żeby nie robić tego, co oni proponują zrobić w tym MPP.             (OJ) – „Podpucha” ale jaka?

                     ZA – Żeby zasypani moimi papierami, nie mogli zrobić czegoś, co chcą tam zrobić? 

                     (OJ) – A co „oni” chcą zrobić w tym muzeum?             (ZA) – Chcą zrobić „muzeum wesołe”. Muzeum „widowiskowe”. To się nazywa obecnie „muzeum audiowizualne”. Albo nawet „wirtualne”. Czyli muzeum „na pstryk” lub „klik”, komputerowej „myszy”… Klik – ową myszą i już np. Rosiewicz śpiewa: „Najwięcej witaminy, mają polskie dziewczyny!”  Klik… ową „myszą „ i już stepujesz , z nim po scenie, jak Fred Aster! Albo śpiewasz do playbacku.  

            (OJ) – A Rosiewicza, nie ma?

            (ZA) A Rosiewicza naprawdę nie ma! I tak sobie stepujesz w tym muzeum. Albo słuchasz? Albo śpiewasz przez 50 lat historii MPP poruszając się wśród „wirtualnych zjaw”. I to się nazywa uczestnictwo bycia w nowoczesnym muzeum.  

            (OJ) – A co możesz zjeść w tym czasie? Bo jeść taki turysta, w takim muzeum też musi?

            (ZA) – Brawo! Dobre pytanie. Widać, że blog „Okiem Jadwigi” – redaguje wspaniała kucharka i troskliwa kobieta. Może „oni” zaplanują tam dla turystów jakieś wielkie grillowanie. Albo choćby pieczenie kiełbasek?  

            (OJ) – Będą dymy i zapachy

            (ZA) – Nie szkodzi. Mogą być nawet „obłoczki” tego dymu. A na „obłoczkach” „obrazy”. Patrzysz na te „obłoczki” i widzisz jak płyną na nich uczestnicy dawnych festiwali. Jeszcze żyjący i już nie żyjący, niestety! I czujesz się – jak „w niebie”. 50-lat festiwalu w Opolu, tak płynie…

             (OJ) – A zapachy?

            (ZA) – zapachy powinny być kadzidlane. Ale jak nie lubisz kadzideł wychodzisz na zewnątrz. A tam różne: pomniczki, tabliczki, ławeczki. Siadasz na takiej ławeczce. Patrzysz na pomniczek. Pomniczek patrzy na ciebie. I myślisz: co on chce Ci powiedzieć  ten pomniczek? A on chce oczywiście, chce Ci powiedzieć, że wielka „sława to żart”. 

*          *          *

             (OJ) – Zbyszku. Powiedz szczerze. A na ile wyceniono Twój dar?

            (ZA) – Droga Jadziu! Nie pytaj, bo nie powiem. Dżentelmeni nie mówią o pieniądzach. Miano zresztą wycenić mój zbiór – ale go nie wyceniono? Może się bano jakiegoś podatku od wzbogacenia? Tyle papieru, to nawet po cenach makulatury spory pieniądz… Miałem wprawdzie otrzymać oficjalną umowę, z wyliczeniem otrzymanych eksponatów. Najpierw czekam na to rok. Później dwa. A teraz dowiaduję się, że oficjalna inwentaryzacja mego zbioru nastąpi dopiero w roku 2015. Otrzymali zbiór natomiast w roku 2011! I czekaj „tatko-latka” …  

            (OJ) Powiedz zatem, po co ten zbiór oddałeś do Opola?

            (ZA) Sam sobie zdaję to pytanie? Mogłem go oddać do innego muzeum w Warszawie, które interesuje się pieśniarskim repertuarem. Mogłem go sprzedać. Zresztą w samym MPP w Opolu, od jednych kupowano za pieniądze ich eksponaty. A przed innymi kolekcjonerami ukrywano, że są na ten cel jakieś pieniądze. Powiem tak! W Opolu byłem na różnych festiwalach. od samego początku tej imprezy, chyba z 30 razy! Jako dziennikarz, recenzent muzyczny, konferansjer Radiowych Giełd Piosenki (w opolskim amfiteatrze), wielokrotny juror tej imprezy, członek różnych komisji artystycznych, związanych z festiwalem. Byłem nawet raz rzecznikiem prasowym tej imprezy, gdy o niej pisali tak wybitni znawcy tematu jak: Andrzej Ibis-Wróblewski, Jerzy Waldorff, Lech Terpiłowski, Lucjan Kydryński. Nie jest bowiem prawdą, że festiwal piosenki w Opolu – to tylko „piosenkarki i piosenkarze”, celebrytki i celebryci – jak się to dziś modnie mówi – oraz pijaństwo „Pod Pająkiem”.

Na sukces festiwalu, składa się praca wielu niewidocznych osób. Nie mówię tu o sobie! Chociaż do Opola przyjeżdżałem również, jako prezes ZG ZAKR, czy redaktor naczelny programów rozrywkowych TVP. Festiwal w Opolu – to również  polityka. Różne sprawy kompetencyjne, do dziś aktualne.  

            (OJ) Nie możesz narzekać na brak uznania w Opolu, „za dawnych czasów”… Jesteś odznaczony medalem „za zasługi dla Opolszczyzny”. Karol Musioł dawny burmistrz Opola wręczał różne dyplomy z festiwalem opolskim związane.

            (ZA) Karol Musioł był w ogóle pełen staroświeckiej galanterii i tzw. „kinder-sztuby”. Kochał artystów i oni go kochali. Zaprzyjaźniłem się z p. Karolem bardzo, na Radiowych Giełdach Piosenki, gdzie bywał częstym gościem. I w dużym stopniu mój dar dla Opola spowodowała serdeczność okazana mi kiedyś przez p. Karola. Ale co się „giełd” warszawskich tyczy , bo to jest ważne!  W tym roku na jesieni (w listopadzie) przypada 50-lecie tej imprezy… Giełdy były w Warszawie organizowane dla Opola i z myślą o opolskich festiwalach. Wszyscy występowali tam za darmo. Piosenkarze, aktorzy, kompozytorzy i autorzy piosenek, którzy za darmo ofiarowali swoje utwory  do Opola. Miasta nie było stać na zakup takiej ilości repertuaru do Opola. Ani Polskiego Radia. W okresie 1963/1973 zaprezentowałem na giełdach np. ok. 2500 piosenek, na ponad 100 giełdowych  przeglądach. Dokładnie: ile było tych giełd – nikt nie pamięta? Jeśli każda piosenka kosztowała wtedy (wg. oficjalnych cenników wydawniczych 3 tys. złotych (tekst i muzyka). A na każdej giełdzie zaprezentowano 25 piosenek – to repertuar ten kosztował 75 tys. zł. A gdzie honoraria piosenkarzy, zespołów, muzyków, akompaniatorów – wszyscy oni występowali dla Opola za darmo! Taki był fason! Co więcej za darmo tworzyli widownię tej imprezy: tzw. znawcy, koneserzy, bywalcy „giełdy”. Ważni ludzie mediów. Dyrektorzy radia, telewizji, teatrów warszawskich, rektorzy szkół teatralnych. Wielu z nich, w giełdowe poniedziałki przyjeżdżało z głębi kraju, na tę imprezę. Spędzając tam wiele godzin. Uczestnicząc w giełdowych plebiscytach, głosowaniach, pracowicie wypełniając różne „karteczki”. To była unikalna impreza. Salon muzyczno-literacki ówczesnej Warszawy. Miejsce spotkań artystycznej bohemy. Ale zarazem impreza tworzona dla Opola. Trzeba było – nie płacąc tym wszystkim uczestnikom warszawskich giełd stworzyć atmosferę taką, żeby chcieli to wszystko robić! Uczestniczyć w tym „celebrowaniu” przygotowań do opolskiego festiwalu.

Powiem krótko! „Przybysze” z Warszawy: Jerzy Grygolunas, Mateusz Święcicki, Marek Perelman (na odległość jeszcze Edward Fiszer) wymyślili festiwal w Opolu. W Warszawie też troszczono się o repertuar i wykonawców do Opola. Ale to wszystko przyzwyczaiło Opolan do myśli (tego), że np. Muzeum Piosenki w Opolu też można mieć za darmo. A to już zrobiły się inne czasy. I MPP w Opolu nie powstanie tylko z darów i szczytnych haseł.  

            (OJ) Prowadziłeś giełdy 10 lat. Miałeś szczęśliwą rękę do tej imprezy?

            (ZA) Nie za bardzo chyba dla siebie. Raczej dla innych. Przegadałem na tej  imprezie kilkaset godzin. Najpierw 6-7 godzin prób. Tego samego dnia impreza oraz konferansjerka, którą trzeba było wymyślić na poczekaniu. Profesor Ludwik Sempoliński – mówił do mnie (co wprawiało mnie w dumę!) że nie czyta gazet, słucha tylko moich opowieści o polskich piosenkach i wie co się w kraju dzieje. Te wszystkie moje konferansjerki, swego rodzaju kronika towarzysko-muzyczna ówczesnej Warszawy, zaginęła w przepastnych archiwach  Polskiego Radia, została zniszczona, zagubiona czy też „rozmagnesowana”. Warto, żeby MPP w Opolu, zapytało Polskie Radio, gdzie są owe taśmy po „giełdach”, nagrania piosenek, zresztą – może można odnaleźć. Po konferansjerze – nie zostaje nic!

             (OJ) Chociaż na twoje występy chadzano na te imprezy, jak do kabaretu. Albo teatru piosenki.

            (ZA) Były czasem giełdy dość jałowe. Trudno było znaleźć przebój. Trzeba było wypełniać czas jakoś inaczej?  Ale moja dawna wielka sława – na giełdach przeminęła. Wielka sława to żart…  

            (OJ) Zbyszku dziękuję za rozmowę, której ciąg dalszy wkrótce nastąpi i dotyczyć będzie innych jeszcze spraw twojej kolekcji, kolekcjonowania piosenek i tego co nam bujnie rozkwita na temat tworzenia różnych muzealnych przybytków.

Wyszukałam dla was kilka piosenek, które stworzono na potrzeby  Giełdy Piosenki i Opolskiego Festiwalu

 Chór Dana „Tango Notturno

http://www.youtube.com/watch?v=YVjdHftqYdo

Julian Sztatler  „Wio Koniku”

http://www.youtube.com/watch?v=8ex-Md6oU9o

Alina Janowska  “Ta mała piła dziś”

http://www.youtube.com/watch?v=K9NUD-WXwak

Elżbieta Jodłowska „Jasiu”

http://www.youtube.com/watch?v=KkyDT-WFbzQ&feature=related

Lucyna Arska” Romans przy ognisku”

http://www.youtube.com/watch?v=_xOxqPLPl7Q

Regina Pisarek „Nie warto było”

http://www.youtube.com/watch?v=oLeEWAuJ99s

„Tak naprawdę żyć”

http://www.youtube.com/watch?v=6ILPhXBJ3dc&feature=related

Stenia Kozłowska „Będę czekać tu”

http://www.youtube.com/watch?v=36anFBi5r40

Wczoraj otrzymałam przesyłkę listową, choć nie spodziewałam się żadnego listu, ponieważ cała moja korespondencja prowadzona jest drogą elektroniczną. Zaciekawiona otworzyłam list. Nadawcą był Nasz Przyjaciel Zbigniew Adrjański. Przesyłka zawierała kopię książki, jaka została przygotowana do druku przez Zbyszka. Podczas bardzo miłej rozmowy telefonicznej Zbyszek wyraził zgodę na wykorzystanie przesłanych materiałów. Ucieszyłam się bardzo, taka miła niespodzianka i wielki kredyt zaufania. „ Giełdy Piosenki” taki tytuł nosi i pod takim samym tytułem postanowiłam udostępnić jej urywki wciągając was w zaczarowany świat piosenki, artystek i artystów, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy umilali nam życie swoimi występami w okresie szaro burej Peerelowskiej rzeczywistości. Mam nadzieje, że urywki książki sprawią wam taką sama frajdę jak mnie, gdy ją czytałam. Za zgodą autora publikuję obszerne urywki Jego przedmowy, a czynię to z tym większą satysfakcją, że autor w lutym tego roku ukończył osiemdziesiąt lat.

Szanowny Jubilacie!

Życzę długiego i pięknego życia w zdrowiu oraz przygotowania do druku jeszcze wielu pozycji, które są skarbnicą wiedzy, obyczajów a także ilustracją ówczesnego życia kulturalnego w Polsce.

Wszystkiego Najlepszego!

A oto przedmowa do przygotowanego wydania:

„… Proszę państwa

Z dawnych mocno już pożółkłych szpargałów, jakie gromadziłem przez wiele lat, zrodziły się te wspomnienia po Giełdach Piosenki. Ale nie zbierałem tych programów systematycznie i z myślą o przyszłej książce na ten temat, tylko tknięty widocznie jakimś przeczuciem odkładałem te programy do szuflady. Nie wszystkie zresztą, tylko niektóre, czasem wcale nie najważniejsze, lecz zachowane tylko, dlatego, że robiłem tam na odwrocie jakieś swoje notatki na temat piosenek lub wykonawców. Albo komentarze do audycji o Giełdach, które prowadziłem na antenie Polskiego Radia.

Radiowych Giełd Piosenki było w Warszawie, ponad 80, ale programów z tej imprezy zachowało się niewiele. Odtwarzam tutaj z wielkim trudem trzydzieści parę programów. Inne po prosty zginęły. Nikt ich nie zbierał poza moja osobą. Nikt zresztą nie był na wszystkich Giełdach Piosenki, albo prawie na wszystkich! Co gorsza: zniknęły nagrania i reportaże dźwiękowe z Radiowych Giełd Piosenki. Zostały jak to się fachowo mówi: „rozmagnesowane” z braku należytej konserwacji? Czy też świadomie „skasowane” dla oszczędności zasobów radiowych taśm, w archiwum Polskiego Radia? Tak, czy inaczej, zniszczono cenne pamiątki z dziejów rozrywki i piosenki warszawskiej. I z dziejów Polskiego Radia, oczywiście… Nie chodzi zresztą tylko o to, kto i kiedy na Giełdach debiutował? Kto co śpiewał? I napisał? Piosenka, jak wiadomo jest odbiciem dziejów i obyczajów tego okresu. Piosenka – w latach 1963/1973 – stanowi ważny przyczynek do spraw kultury i polityki tego okresu. Przepadło wiele godzin interesujących nagrań, utworów, nagranych głosów. A wśród tych nagrań wiele godzin moich konferansjerek. Wiele osób zresztą twierdzi, ze był to okres, w dziejach polskiej piosenki, niezwykle interesujący, nazywany „złotą dekadą”. Szkoda, ze wszystko to zostało tak bezmyślnie zniszczone….

„… Z pamiątek po Giełdach najwięcej jest fotografii, które zresztą wszystkie w tej książce się nie mieszczą z różnych powodów. Tych fotografii mam w swoich zbiorach kilkaset. Otrzymywałem je od artystów tam występujących. A szczególnie od artystek zawsze z jakąś dedykacją- na pamiątkę wspólnego występu. Dostawałem je również od fotografików z różnych tygodników i czasopism, którzy przychodzili na Giełdę i fotografowali występujących na tej imprezie artystów. Właściwie mieli, za co być wdzięczni organizatorom tej imprezy, bo dzięki niej zamieszczali później piękne zdjęcia w prasie. Było kilku fotografików, którzy uchodzili za swego rodzaju „królów giełdy”. Dziewczyny uśmiechały się do nich przymilnie. Wielkie gwiazdy stroiły różne miny i przybierały, pozy – aby tylko przypodobać się panom fotografikom. Konferansjer tej imprezy wcale nie był tu najważniejszy. Już wtedy właściwie, choć telewizja znajdowała się jeszcze w powijakach, wiadomo było, że nawet na małej fotografii prasowej obraz jest najważniejszy. A nie słowo i dźwięk…, Ale życie jest okrutne i dzisiaj, kiedy patrzę na niektóre z tych fotografii, w ogóle nie mogę rozpoznać osób, które wtedy tam występowały. Kilka lat temu na promocji jednej z moich książek, zorganizowaliśmy wystawę p. ”Giełdy piosenki na dawnej fotografii prasowej”. Na tę promocję przyszło wiele osób, a wśród nich artyści polskiej piosenki na tych zdjęciach sfotografowani. I zaraz też wszyscy rzucili się do tych zdjęć, wykrzykując: To ja! To ja? A to ja? Patrzcie, nie do wiary? Tak kiedyś wyglądałam.

A jedna, ze znanych artystek, dziś już starsza pani, zaczęła płakać i mówi: słuchajcie, nas przecież takich, jak wyglądamy na tych fotografiach, już nie ma? Takich pięknych, młodych, cudownych! I takich szczupłych – dodał ktoś złośliwie. Zaraz też zrobiło się smutno, bo okazało się, ze nie tylko nie ma nas już takich, jakimi byliśmy na tych dawnych fotografiach giełdowych, ale wielu- Artystów, Znajomych, Przyjaciół, Uczestników, Bywalców i Organizatorów Radiowych Giełd Piosenki – nie ma już w ogóle – na tym świecie.

Przedmowa do mojej książki, szczególnie w dzisiejszych komercyjnych czasach, nie może wyglądać jak apel poległych. Ale nie ma już, niestety wśród żywych, dawnych moich przyjaciół i artystów, których wielokrotnie na tej imprezie prezentowałem. Nie ma Anny German, Anny Jantar, Ady Rusowicz, Krzysztofa Klenczona, Janusza Popławskiego, Heleny Majdaniec, Kazimierza Grześkowiaka, Jonasza Kofty, Adama Kreczmara, Teresy Belczyńskiej, Mariana Jonkajtysa, Czesława Niemena, Łucji Prus, Marka Grechuty (zdążył jeszcze napisać wspomnienie do tej książki), Danuty Rinn. Boję się zastanawiać: kogo nie ma spośród autorów i kompozytorów wystawiających swoje utwory na Giełdach? Jakieś tragiczne fatum prześladuje np. dawne zespoły tzw. młodzieżowe. Nie żyje wiele innych osób, które miałem zaszczyt i przyjemność przedstawiać na giełdzie. Byli młodsi o wiele lat od tych, którzy „giełdę” zakładali. Oto, dlaczego zabrałem się za spieszne spisywanie tych wspomnień, choć konferansjerzy nie są do tego najbardziej powołani.

Konferansjer, szczególnie imprezy takiej, jak Giełdy Piosenki, to zawód doraźny, na jedną chwilę… Tu nie ma czasu na medytacje, nie ma miejsca na wspomnienia, które rodzą się w teatrach lub kabaretach, w zaciszu teatralnych bufetów, za kulisami. Chociaż, z przerażeniem kiedyś obliczyłem, że moje „gardłowanie” na giełdach, czy jak kto woli… „pyskowanie” trwało przez sto godzin! A może i więcej? Nie byłem zresztą nigdy tzw. „kulomiotem słownym”. Uprawiałem raczej typ konferansjerki refleksyjnej, nie stroniąc od obserwacji obyczajów i zjawisk zachodzących w polskiej piosence, która właśnie gwałtownie nam dojrzewała – do różnych filozoficznych i poetyckich konotacji. Nie stroniłem również od dowcipów, kiedy była okazja. Były to jednak dowcipy improwizowane na stosowną okazję, jaka akurat wynikała na giełdzie, nigdy „z góry” przygotowane na tę imprezę. Chociaż wiele osób przychodziło na giełdowe wieczory – jak do kabaretu. Kazimierz Rudzki, znakomity zresztą konferansjer i aktor polski, mawiał wielokrotnie, że impreza ta może być porównywana z krakowskim „Zielonym Balonikiem” – ma, bowiem wiele z ceremoniału i atmosfery spotkań krakowskiej bohemy 1905. Już, zatem chodziłem nadęty i dumny, czując się prawie legendarnym „Stasinkiem” Sierosławskim, który ową kultowa już imprezę prowadził…, Ale profesor Rudzki zaraz ironicznie dodawał. ”Tylko, że jest drobna różnica „Zielony Balonik” odbywał się w Krakowie, gdzie wszyscy kochają artystów i starannie pielęgnują różnego rodzaju legendy. A w Warszawie – wszyscy ściągają się z piedestału na ziemię. Nawet, jeśli coś takiego jak Giełda Piosenek, na taka legendę kabaretową zasługuje”.

Na Radiowych Giełdach Piosenki, jak już wspominałem, wytrzymałem tak dziesięć lat. Próbowałem nawet z niej uciekać: raz na chałtury do Czechosłowacji i ZSRR, a raz do USA, gdzie nigdy zresztą przedtem nie byłem. Zastępowała mnie wtedy w roli konferansjera Joanna Rawik (podobno z wielkim powodzeniem!). Wróżono mi tez rychły koniec, kiedy na giełdzie wystąpił, jako mój zmiennik, wielki „Luciano” – Kydryński! A potem jeszcze modny wówczas prezenter Janusz Budzyński. Ale wierna mojej osobie publiczność, żądała powrotu dawnego konferansjera. Toteż wróciłem na tę imprezę rad nierad. W roku 1973, zabroniono mi jednak prowadzenia Radiowych Giełd Piosenki, ponieważ zaangażowałem się wtedy do pracy w telewizji. Była to zresztą najgorsza decyzja w moim życiu, której do dziś jeszcze nie mogę sobie darować. Wiele osób zresztą miało mi później za złe, że porzuciłem radiowe Giełdy Piosenek…

Obecnie, po wielu latach zabrałem się za spisywanie tych giełdowych wydarzeń, chociaż jak powiedziałem, są osoby do tej pracy bardziej powołane, spośród choćby dziennikarzy i historyków Polskiego Radia

Zbigniew Adrjański

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.