Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Justyna Kowalczyk’

Mistrzowie

badmintonistka

badmintonistka

Kontynuuję wpis dotyczący naszych mistrzów sportowych. Właśnie wybieraliśmy najlepszych z najlepszych. Czy wielu z was zastanawiało się co to znaczy być sportowcem topowym? Od kilku lat na moim blogu opisuję życie ludzi w sporcie, zakręconych w swojej dyscyplinie, kochających to co robią. Chce jeszcze pokazać jak to jest być sportowcem jednym z najlepszych na świecie, później ze słabszymi wynikami, ale jednak z nazwiskiem. Dlaczego to robię? W prasie często gęsto czytamy: zawodniczka mistrzyni świata i tu pada rok sukcesu, teraz zajęła, tylko miejsce 17, 23 czy jeszcze dalsze. Wtedy myślimy eee tam, dałaby sobie siana, lub dałby sobie spokój, powinna/ powinien już zakończyć karierę, bo, bo, bo…… Gdy daną osobę dodatkowo jeszcze lubimy jest nam przykro, że właśnie obserwujemy jej/ jego zanikającą gwiazdę i zachód ten jest dla nas smutny. No właśnie! Czy zastanawialiśmy się, dlaczego tak jest? Dlaczego pomimo słabszych startów zawodnicy trwają na swoich stanowiskach? Nie? No to proszę bardzo.

Zawodnik z najwyższej półki otrzymuje stypendium od państwa. W zależności od posiadanych – czytaj zdobytych tytułów mistrzowskich w ostatnim roku kalendarzowym wysokość stypendium się waha. Medal olimpijski zdobyty na Igrzyskach to wyższe stypendium, medal mistrzostw świata, czy Europy jest wyceniony na mniejsze pieniądze. I pamiętajmy, że nie są to stawki wyśrubowane. Nie jest to kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, co nam się wydaje kwota horrendalną, o nie! To kilka tysięcy złotych, które po podpisaniu umowy z polskim związkiem sportowym jest wypłacane zawodnikowi, po potrąceniu podatku. A więc wysokość stypendium zależy od naszych wyników sportowych osiągniętych w poprzednim roku, zależy też od tego, czy przygotowujemy się do kolejnej imprezy mistrzowskiej, do igrzysk olimpijskich, mistrzostw Europy czy świata. Jeżeli jesteśmy jeszcze potencjalnymi medalistami kolejnych igrzysk to otrzymujemy wsparcie ze związku sportowego w postaci finansowania zgrupowań, sprawdzianów, udziału w zawodach zagranicznych, zawodów mistrzowskich ,które są etapem w przygotowaniu do imprezy głównej ( na przykład dla sportowców dyscyplin olimpijskich z całego świata w tym roku imprezą główną są igrzyska olimpijskie).Oprócz tych kosztów pokrywane są koszty ekipy wspierającej mechaników, serwismenów i trenera. Nie zawsze polski związek sportowy dysponuje wystarczającymi pieniędzmi na pokrycie wydatków. Wtedy właśnie do gry wchodzą sponsorzy. I nie jest to jedna wielka akcja charytatywna typu WOŚP, o nie. Tutaj liczy się pieniądze i jest biznes. My wykładamy tyle i tyle a ty mistrzu masz nam dać za to swój wizerunek uśmiechniętego człowieka, zadowolonego ( często mimo bólu) z tego co robisz, a poza tym masz mieć wolne dni tyle i tyle w takich terminach. One są dla nas, dla potrzeb naszej firmy i naszego PR. Ze strony firmy jest przygotowywana umowa, która po wielu uzgodnieniach i określeniu praw i obowiązkowo sportowca i zobowiązań firmy w końcu podpisujemy. Ta umowa jest podstawą naszych działań i zobowiązań. Często w umowie mamy dodatkowo określone naszą działalności charytatywną na rzecz mukoludków (jak na przykład Justyna Kowalczyk) czy chorych na białaczkę, lub też jeździmy do dzieci niepełnosprawnych, które na nasze wizyty czekają. Wszystko jest ustalone i dogadane. Praca na rzecz słabych i chorych dzieciaków jest dodatkowa terapią i dla jednych i dla drugich. Przykładem jest tutaj Piotr Małachowski, który współpracuje z fundacja na rzecz dzieci chorych na białaczkę. Każdy z tych wielkich ludzi ma ogrom ciepłych uczuć, którymi obdarza słabsze istoty. I chwała im za to! Napisałam o tym dlatego, że na temat sportowców i ich lukratywnego życia często czytam w gazetach. Wyjazdy, hotele, masażyści, jednym słowem luksus za państwowe pieniądze. Dobrze jednak znać obraz z różnych stron. Stąd nie ważne jak my patrzymy na tych silnych wspaniałych, ważnym jest jak oni podchodzą do swojej pracy. Bo jest to praca, ciężka, trudna, wymagająca hartu fizycznego i psychicznego. I niech ich dobre Bogi chronią przed kontuzjami, bo wtedy sytuacja staje się bardzo trudna. Każda sytuacja wymusza na nich konieczność zachowania kindersztuby i uśmiechu za wszelka cenę, nawet wtedy, gdy schodzą ze sceny a na zapleczu czeka ich gorycz codzienności. Dla świata są uśmiechniętymi pomimo bólu idolami, takimi chcemy ich widzieć. My kibice! A wiadomo łaska kibica na pstrym koniu jeździ!

Dlatego nie wolno nam ferować pochopnych wyroków, powinni już odejść, skończyli się, czas ich minął, bo nie znamy podpisanych kontraktów, nie znamy szczegółów zawartych porozumień handlowych, i nie wiemy do końca kto na tym straciłby najbardziej. Czy sportowcy czy ci których wspierają.

Ten post napisałam pod wpływem komentarza jednego z kibiców, który ostatnio przeczytałam. Wtedy pomyślałam sobie, że jako osoba bezstronna, znająca sport jak własną kieszeń powinnam odnieść się do stwierdzeń, tego kibica, na moim blogu. I tak nie da się w jednym poście wyjaśnić wszystkiego. Musiałabym napisać dobrą rozprawę na ten temat. Tutaj chciałam tylko pokazać, że bycie słupem reklamowym wynika z naszych: umiejętności sportowych a więc mistrzostwa sportowego, klasy zawodnika, uśmiechu, inteligencji, umiejętności poruszania się wśród kamer, życiu na widoku, chęci niesienia pomocy a nie tylko wyszkolenia fizycznego i psychicznej siły aby to wszystko ogarnąć. Czasami pozostaje nam jeszcze ciutkę, odrobinkę miejsca na soje prywatne życie, na miłości, zawody miłosne, na studia, na chęć bycia prawdziwą kobietą lub super menem. Czasami, jak mamy szczęście i trafimy na odpowiedniego partnera, ale nie zawsze. Wtedy pozostajemy sami a jeżeli znowu mamy szczęście to z naszym trenerem na dobre i na złe, który to trener pomimo posiadania rodziny i dzieci z nami przebywa przez trzysta dni w roku…. I o tym powinniśmy pamiętać oglądając wszystkie transmisje tv niezależnie czy dotyczy to Justyny Kowalczyk, Mai Włoszczowskiej, piłkarzy ręcznych, siatkarek, siatkarzy, badmintona, judo, czy innych atletów pracujących w ukochanych przez siebie dyscyplinach sportowych.

 

 

 

Zbyszek Bródka złoty medal IO Soczi 2014

Zbyszek Bródka złoty medal IO Soczi 2014

Igrzyska Olimpijskie w Soczi zakończyły się Ceremonią Zamknięcia, którą oglądały prawie trzy miliardy ludzi na całym świecie. Stadion wypełniony po brzegi. Każdy uczestnik przybyły na stadion otrzymał medal (rodzaj medalionu), który zapalał się różnymi kolorami w rytm rosyjskiej muzyki. Było nastrojowo i kolorowo.

W loży honorowej zasiedli i Prezydent Rosji Władimir Putin oraz prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach. Medaliści rosyjskiej reprezentacji wnieśli na stadion flagę, odśpiewano hymn Rosji, podczas którego flaga została wciągnięta na maszt.

Na arenę wkroczyli przedstawiciele państw niosący flagi narodowe. Wśród nich był Zbigniew Bródka -zdobywca złotego i brązowego medalu w łyżwiarstwie szybkim.   Po przemarszu chorążych pojawili się wszyscy zawodnicy poszczególnych ekip w kolorowym tłumie, nie było już reprezentacji narodowych, nie było uroczystego marszu, był kolorowy pochód młodzieży wyrażający jedność i przyjaźń sportowców wszystkich stron świata.  Po pięknym widowisku muzyczno-artystycznym rozpoczęła się część oficjalna zakończenia igrzysk.

Głos zabrał prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach, który podziękował wszystkim za zaangażowanie w organizację zimowych igrzysk w Soczi, szczególnie Prezydentowi Federacji Rosyjskiej Władimirowi Putinowi.

Podkreślił, że igrzyska powinny być czasem pokoju, stąd jego apel do tych, którzy sprzeciwili się tej zasadzie o to, aby brali przykład z rodziny olimpijskiej.

Złota Justyna

Złota Justyna

Wystąpienie pana prezydenta było nieco przydługie, ale rozumiem, że musiał w tak ważnej chwili podziękować zawodnikom za ich liczne stawienie się na starcie zawodów – w ilości ponad trzech tysięcy osób.   Dziękując za wspaniałą organizację zawodów w każdej dyscyplinie sportu, kilkukrotnie wyróżnił pracę ponad dwudziestu pięciu tysięcy wolontariuszy, życzliwych, uśmiechniętych i bardzo pomocnych.

Żegnając się z uczestnikami igrzysk zaprosił wszystkich na kolejne, które już za cztery lata odbędą się w Pyeong  Chang w Korei Południowej. Na zakończenie maskotki igrzysk zdmuchnęły ogień olimpijski roniąc łzę.

Na scenie pojawiły się dzieciaki z lampionami oraz kwiatami wiosny, która zawsze zwiastuje nadzieję. Pokaz sztucznych ogni zakończył piękne widowisko.

Polacy w Soczi zdobyli 6 medali. Złote medale wywalczyli Zbigniew Bródka (łyżwiarstwo szybkie – bieg na 1500 m), Justyna Kowalczyk (biegi

Justyna Kowalczyk Lotnisko im. Fryderyka Chopina dzisiaj o 4.30 rano

Justyna Kowalczyk Lotnisko im. Fryderyka Chopina dzisiaj o 4.30 rano

narciarskie – bieg  na 10 km stylem klasycznym) oraz dwukrotnie Kamil Stoch (skoki narciarskie – skocznia normalna oraz duża). Srebrny medal zdobyły panczenistki w biegu drużynowym (Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska, Natalia Czerwonka, Katarzyna Woźniak), a brązowy również w biegu drużynowym panczeniści (Zbigniew Bródka, Konrad Niedźwiedzki, Jan Szymański).

Wczoraj Lotnisko Fryderyka Chopina w Warszawie przeżyło oblężenie. Samolot z reprezentacją polskich łyżwiarzy wylądował o godzinie 11.30. Tłumy, jakie były w hali przylotów zaskoczyły nie tylko organizatorów powitania, ale również polskich zawodników. Przyjechało dwanaście autokarów z Domaniewic rodzinnej miejscowości Zbyszka Bródki, przyjechali wozem strażackim koledzy ze Straży w Łowiczu, przyjechali przedstawiciele

srebrna drużyna panczenistek

srebrna drużyna panczenistek

Szkoły Mistrzostwa Sportowego, w której uczył się i trenował Zbyszek, przedstawiciele poszczególnych klubów rodziny zawodników, dziennikarze i my wierni kibice. Kwiaty uśmiechy i wielkie zaskoczenie na twarzach całej ekipy panczenistów.  Słychać było głosy, o Boże, ile ludzi, popatrzcie nawet minister MSW, Komendant Główny Straży, cały Polski Związek Łyżwiarski, koledzy, rodziny, dzieciaki i tysiące kibiców. Polski Komitet Olimpijski spodziewając się takich tłumów szczegółowo uzgodnił zasady powitania oraz rozlokowanie autokarów, co jest bardzo ważne z punktu logistyki i pracy lotniska, gdyż taka ich ilość mogłaby zablokować normalne funkcjonowanie portu lotniczego.  Na zakończenie krótkiej ceremonii powitania głos zabrał złoty Zbyszek, który oznajmił, że zdobycie medalu tak go nie przytłoczyło, jak widok tylu ważnych osób oraz kibiców na lotnisku. Po raz pierwszy ugięły mi się kolana, gdy usłyszałem mazurek Dąbrowskiego, dzisiaj z wrażenia, stoję tu na ugiętych nogach- powiedział na zakończenie nasz medalista.

Dzisiaj, o trzeciej godzinie nad ranem, wylądował charter z pozostałą ekipą olimpijską i Justyną Kowalczyk na czele. I znów tłumy, i znów setki dziennikarzy. Pomimo wczesnej pory na lotnisku było wielu kibiców.

Wrócili do nas, teraz dopiero będą odbywały się powitania lokalne, będzie miło i serdecznie, a my z niecierpliwością poczekamy na dzień 28 marca, na galę sportu organizowaną przez Polski Komitet Olimpijski i wielkie podziękowanie polskim sportowcom-olimpijczykom.  Dzisiaj zaś radujemy się z medali i jesteśmy dumni z naszych zawodników.

Ten wpis był planowany na wcześniejszy termin, ale po pierwsze czekałam na przyjazd wszystkich medalistów, a po drugie mam kłopoty ze zdrowiem mojego Ojca, proszę o wybaczenie

 

 

 

 

 

złoty medal panny Justyny

złoty medal panny Justyny

Kapelan polskiej ekipy olimpijskiej ks. Edward Pleń, Salezjanin, pewnie dzisiaj ogłosił w Soczi cud, z powodu zdobycia przez Naszą Justysię złotego medalu olimpijskiego w jej koronnej konkurencji 10 km stylem klasycznym. Mój Kolega Andrzej ”Barnaba” Lewandowski również napisał o „cudnym biegu cudnej dziewczyny”. Wszystkie nasze komentarze jednak nie oddadzą tych pięknych chwil jakie za sprawą Justyny z Kasiny przeżywa dzisiaj Polska oraz polscy kibice, zarówno w Soczi jak i w kraju.

Wiele osób nie chciało uwierzyć w ten start, w ten medal. Wielu wygłaszało na prawo i lewo kąśliwe uwagi, łącznie z prezesem a zarazem szefem misji olimpijskiej, zresztą nie tylko, bowiem jeden z naszych wspaniałych olimpijczyków Robert Korzeniowski, również nieelegancko wyrażał się o dzisiejszym dniu, dzisiejszym starcie oraz o  możliwościach zdobycia medalu. Niedowiarkom jawił się on jako senna mara. Niemiłych komentarzy było wiele.

I nikt nie słuchał tego co ma do powiedzenia sama bohaterka. A mówiła szczerze, z kontuzją walczę już trzy tygodnie, razem z całym zespołem ustalamy schemat leczenia, sprawdzamy, co możemy zrobić, jakie zastosować leki, aby mniej bolało, abym mogła biegać. Jednak tego zdroworozsądkowego głosu nie było słychać pośród złośliwości jakimi obrzucano Justynę. W końcu któregoś dnia,  Justyna nie wytrzymała, poprosiła o zrobienie zdjęcia Rtg aby pokazać tym wszystkim prześmiewcom, niedowiarkom, szydercom co jej jest.

W niedzielę na Facebooku  Justyna Kowalczyk opublikowała zdjęcie rentgenowskie, które pokazało, że ma złamaną  kość w lewej stopie. Podpis po zdjęciem brzmiał”

stopa Justyny Kowalczyk

stopa Justyny Kowalczyk

Prześwietlenie mojej stopy. Wielowarstwowe złamanie. Z pozdrowieniem dla wszystkich „ekspertów”. Spokojnie biegam dalej”.

W udzielonym wywiadzie powiedziała:”…

– Do zrobienia zdjęcia skłoniły mnie reakcje na wczorajszy bieg różnej maści ekspertów. Skłoniły mnie słowa prezesa mojego związku (Apoloniusza Tajnera- przyp. autora), że biegam ociężale. Chciałam czarno na białym pokazać, że z różnymi ocenami eksperckimi ludzi, którzy znają się tak na biegach narciarskich jak ja na astronomii można było poczekać – powiedziała Kowalczyk w rozmowie z Sebastianem Parfjanowiczem z TVP. …”

Ponieważ wiele osób wypowiadało się na temat jej biegu, jej formy, krytykując osiągnięty wynik  Justyna chciała pokazać  że szóste miejsce w biegu łączonym  wywalczyła  mając poważną kontuzję.

„- Dostaliśmy zdjęcie, potwierdziło przypuszczenie, że jedna z kości stopy jest wielowarstwowo złamana. To, że któraś z kości jest złamana, mogłam przypuszczać wcześniej, bo mnie po prostu bardzo, bardzo bolało. Uważam, że ze względu na moją renomę, na kontuzję,  na  sportowca z dużym dorobkiem,  zasługuję na szacunek. A polscy eksperci pokazują, że tak naprawdę nie wiedzą, o czym mówią ..” – dodała. W dalszym ciągu wywiadu zapewniła, że będzie biegała dalej, i że z szóstego miejsca w biegu łączonym jest zadowolona..

„…Zajęłam szóste miejsce w konkurencji, która była moją najmniejszą  szansą medalową, i to po upadku, który mnie również tej szansy pozbawił. Zajęłam szóste miejsce po bardzo dobrym biegu zwłaszcza stylem dowolnym, być może ociężałym, jak mówi mój prezes, ale bardzo dobrym i skutecznym. Przed biegiem na 10 km stylem klasycznym w czwartek, będę miała podane środki przeciwbólowe, podczas biegu nie odczuwam żadnego bólu. Podejmuję walkę i mam to gdzieś, kto co będzie mówił. A stan mojej stopy jest tylko moim problemem i tyle…” – zakończyła.

Takich wypowiedzi udzieliła  bezpośrednio po pierwszym  biegu.

Dzisiaj zaś powiedziała:

Złoto Panny Justyny

Złoto Panny Justyny

„…Stanęłam na starcie i pomyślałam,  że wygram albo zdechnę. Ryzykuję! Pierwsza część trasy jest łatwa i obawiałam się, że mogę  tracić sekundy. Poszłam na maksa. Wjeżdżając na stadion po pierwszych pięciu kilometrach, miałam serdecznie dość. Wiedziałam jednak, że dalej są proste i zjazdy, więc liczyłam, że odpocznę. A ostatni podbieg… Nie przypominam sobie czegoś takiego, żebym przeszła prawie do marszu. Na samej górze, tuż przed stadionem wydawało mi się, że tak było. Trener mówił, że wyglądałam całkiem dobrze w porównaniu z koleżankami. To była taka niemoc, że tylko przekładałam nogami i nie potrafiłam wprowadzić nart w ślizg. Ten podbieg jest bardzo trudny. I dobrze, że nie musiałam tam walczyć na sekundy.  Moje narty„…pięk­nie, cu­dow­nie je­cha­ły. Było trochę nerwówki ale  Are i Peep – moi serwismeni , prze­ko­na­li mnie do tych kon­kret­nych nart, bo ja chcia­łam inne. Nie pro­te­sto­wa­łam. Chło­pa­ki spi­sa­li się na złoto. Już dru­gie, bo pierw­sze też zdo­by­łam z nimi. Nie­sa­mo­wi­te! Cała moja dru­ży­na wie­dzia­ła, po co tu przy­je­cha­ła, nikt nie za­wiódł. Tre­ner, który w ostat­nich trzech ty­go­dniach  mógł zwąt­pić, bo zła­ma­na kość stopy to był  tylko szczyt pechowej góry. Pod­czas ostat­nie­go tre­nin­gu w Santa Ca­te­ri­nie
od­mro­zi­łam palce stóp i skoń­czy­ło się ścią­ga­niem pa­znok­ci na dzień przed biegiem łączonym w którym zajęłam „pechowe” szóste miejsce. Dzia­ło się… Ale  on nie zwąt­pił i za to mu dzię­ku­ję. A później był ten  bieg łączony i wtedy „…noga wy­je­cha­ła mi z buta i ob­tarłam  sobie pietę. Do­pie­ro dzień przed bie­giem  na 10 km klasykiem mo­głam za­ło­żyć buty bez pla­strów. Wszyst­ko się wa­li­ło…. Ale ja nie z tych, co lubią się umar­twiać. Po­tknę­łam się w To­blach, co było wynikiem zdejmowanych paznokci. Noga naprawdę bolała. Wcze­śniej walczyłam jeszcze z gorączką.  Trzy dni przed startem zaczęło być nieźle  i wtedy uwierzyłam, że bę­dzie do­brze…”

Pewnie dlatego powiedziała, że to jest ten najważniejszy medal, bo niewiele osób wie  jak to jest gdy marzenia pryskają, a ty musisz o nie aż tak mocno walczyć. Po prostu cała Justyna.

Zastanawiano się, jak to będzie z biegiem na 30 km oraz z biegiem drużynowym, oto jej odpowiedź:

„ Będę biegała. Je­że­li kto­kol­wiek po­my­ślał, że zo­sta­wię dziew­czy­ny same, to mnie nie zna…”

Panowie prześmiewcy, dzisiaj „Walentynki” z bukietami kwiatów  do Justyny, stać pod jej pokojem i przepraszać za słowa, które nie powinny były 0paść z waszych ust!

Trener Justyny Kowalczyk : Aleksander Wierietielnyi, serwisanci: Peep Koidu, Are Metz, Ulf Olsson, lekarz Stanisław Szymanik, fizjoterapeuci Paweł Gurbisz, Jakub Placzki, Przemysław Iżycki, asystent trenera głównego Andrzej Michałek serwisant

 

 

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.