Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Józefa Ciurys Borek’

Dni 27 i 28 września tego roku były dla nas miłym powrotem do przeszłości. Do całkiem niedalekiej przeszłości, kiedy tworzyliśmy w 1977 r Polski Związek Badmintona w kolebce polskiego badmintona, w Głubczycach, gdy tam rozgrywaliśmy turnieje ligowe, zawody ogólnopolskie, gdzie odbywały się zgrupowania, gdzie wiele długich godzin spędzaliśmy na rozmowach o badmintonie. Ja mogłam tylko wspominać ostatnie 36 lat, natomiast Andrzej (Szalewicz) wspominał początki badmintona i pierwsze ważne kontakty z trenerami Bolkiem Zdebem i Ryśkiem Borkiem.

Ale zacznijmy od początku. Na zaproszenie klubu LKS „Technik” Głubczyce oraz Akademii Myśli i Słowa pojechaliśmy do Głubczyc w piątek 27 września.  Pogoda była piękna świeciło słońce a my jak za dawnych dobrych lat jechaliśmy znowu do Głubczyc. Tym razem wybraliśmy jazdę trasą szybkiego ruchu oraz autostradą wrocławską, aby w Krapkowicach zjechać i obrać kierunek na  Głubczyce.

Pierwsze nasze spotkanie odbyło się po południu w Liceum Ogólnokształcącym w ramach Akademii Myśli i Słowa.  W czasie drogi zastanawialiśmy się, o czym będziemy mówić. W końcu uznaliśmy, że badminton, wspomnienia, pokazanie roli wszystkich kolegów, zawodników, ludzi związanych z miastem, Rady Miasta i Gminy, Burmistrza, Dyrektora  LO, trenerów  a przede wszystkim „naszych” zawodników  to temat na długie nocne Polaków rozmowy a nie na dwugodzinne spotkanie. Akademia – sama nazwa wskazuje, że tam  powinno się wystąpić  z wykładem, jednak my uznaliśmy, to za cokolwiek sztuczne i nadęte. Natomiast przyjęta forma gawędy ze znanymi nam osobami, wciąganie ich do dyskusji, do wystąpień, wspólne wspominanie będzie najlepszą z możliwych form tego spotkania. Bo jak występować ex  cathedra  i głosić prawdy życiowe, gdy naprzeciwko nas siedzą ludzie, z którymi współpracowaliśmy przez wiele lat, którzy dzielili z nami biedę, którzy tak samo jak my cieszyli się z każdej „zdobyczy” w postaci lotek, koszulek, skarpet czy też niezwykle potrzebnych a drogich rakietek do badmintona?

Potoczyły się te nasze wspólne wspomnienia wielokierunkowo, tak jak toczyło się nasze wspólne życie. Andrzej starał się wytłumaczyć wszystkie trudne decyzje, jakie wspólnie z zarządem podejmowaliśmy, ja przypominałam nasze podróże a także pierwsze wystąpienia na kortach mistrzostw Europy w roku 1980 w Groningen a później na mistrzostwach Europy juniorów w Edynburgu. I tu i tam  nasza reprezentacja wypadła dobrze. Wygrane mecze, awans do grupy wyższej i powrót ze sprzętem, który w Groningen ufundował nam Yonex – a były to rakietki, zaś w Edynburgu- dzięki Bożence Wojtkowskiej i Ewie Rusznicy -Carlton ubrał naszą ekipę w koszulki a dziewczyny otrzymały rakietki. Wspominaliśmy nasz wyjazd do Hamburga, bezpośrednio po zakończeniu Yonex German Open 1986, które odbyły się w Dusseldorfie. Przejazd koleją z Dusseldorfu do Hamburga, opóźnienie pociągu spowodowane fatalnymi warunkami pogodowymi marznąca mżawką, kilkugodzinny postój w polu z tego właśnie powodu, i bardzo późną kolację jedzoną wspólnie z przedstawicielami firmy Victor. Podróż miała zająć tylko trzy godziny a w rzeczywistości trwała całe dwanaście. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi dotarliśmy i wspólnie spotkaliśmy się z panem Guido Schmidtem (właścicielem) oraz R. Burkhardem- jego zastępcą.  Następnego dnia po południu mieliśmy grać oficjalny mecz Polska –RFN w badmintonie. Ale dla nas najważniejszą sprawą oprócz tego pierwszego meczu (1986) był fakt otrzymania kompletnego wyposażenia dla całej ekipy. Być może dzisiaj śmiesznie to brzmi, ale wtedy po raz pierwszy otrzymaliśmy ( zawodnicy i trenerzy) po kilka sztuk koszulek, spodenki, biało- czerwone dresy z napisem Polska, skarpety, buty oraz po 4 cztery rakietki Victora, plus kilka na zapas na wypadek uszkodzenia. Te rakietki dodatkowe powędrowały do magazynu, jak również otrzymane lotki Victor, których używaliśmy do treningu a także na zawodach organizowanych w Polsce. Oprócz tego wszyscy otrzymali piękne ogromne torby Victora a także thermobagi, których nam brakowało, a których  nikt nie rozdawał za darmo.

Ubrani, elegancko wyglądający wyszliśmy na mecz. I tutaj niestety po raz pierwszy pamięć mnie zawodzi. Nie pamiętam wyniku tego meczu. Wiem, że przegraliśmy, wtedy reprezentacja Niemiec  była silna a my na początku drogi do naszych sukcesów. Tym niemniej powrót mieliśmy radosny, gdyż mimo wyniku meczu, Victor GmbH, jako sponsor Polskiego Związku Badmintona ( podpisaliśmy stosowną umowę) pozwolił mi na buszowanie w ich magazynach i wybranie wszystkich niezbędnych rzeczy do organizacji zawodów międzynarodowych w badmintonie w Polsce. Nie, nie myślcie, że było to dodatkowe wyposażenie w sprzęt. Sprawa była zupełnie banalna. Chodziło o podkładki dla sędziów prowadzących,- twarde, aby mogli notować protokoły poszczególnych meczów,  kartki samoprzylepne, papier xero w dużych ilościach,( kilkadziesiąt ryz), plastikowe boksy do komunikatów ( takie niebieskie, które przez ponad dwadzieścia kilka lat stały w pokoju Wydziału Gier i Dyscypliny, gdzie zmieniający się członkowie zarządu znajdowali swoje komunikaty i dokumenty), oraz inne niezbędne wyposażenie biura, którego  nie można było kupić za żadne pieniądze w Polsce w Warszawie.

W ten sposób wyposażeni zostaliśmy dowiezieni do pociągu w relacji Hamburg Warszawa. Uff… to była podróż, na granicy czekaliśmy na odprawę paszportowo celną. Na korytarzu nasz bagaż 25 toreb Victora wypełnionych po brzegi nowiuteńkim sprzętem. Kartony z lotkami w liczbie  6 sztuk, czyli 300 tuzinów, Andrzej nadzwyczaj spokojny, Rysiek nerwowo uśmiechnięty i ja spłoszona z kwitami magazynowymi, które  otrzymałam w Firmie Victor.

Pierwsze pytanie celnika do Andrzeja brzmiało: czyje to torby? – Nasze- padła odpowiedź,- nasze?- Czyli czyje?. I potoczyła się sympatyczna rozmowa o polskim badmintonie, naszych kontaktach z RFN, oficjalnym meczu zorganizowanym celowo, aby reprezentacja mogła otrzymać sprzęt o braku pieniędzy o tym jak wartościowy ten sprzęt jest dla nas, a jak bezwartościowy dla innych, prezentacja tub z lotkami, lotek i opowiadanie, co to jest ten badminton i dlaczego tyle lotek potrzebujemy. A my cierpliwie odpowiadaliśmy na wszystkie pytania, zawodnicy spali zmęczeni po doznanych emocjach i wrażeniach wycieczki po Hamburgu, a my czarowaliśmy elokwencją i wiedzą, którą dzieliliśmy się z celnikami. W końcu dowódca obejrzał wszystkie dokumenty, ostemplował je i życzył nam sukcesów na nadchodzących Mistrzostwach Europy Juniorów, które w kwietniu 1987 r miały odbyć się w Hali Mery w Warszawie.

Do naszych wspomnień zapraszaliśmy i trenera Ryszarda Borka i będące na sali zawodniczki:  Bożenę Wojtkowską- Haracz, Bożenę Siemieniec- Bąk, Marzenę Dacyk.  Marzena przypomniała nam jak przed laty całe miasto Głubczyce żyło badmintonem, jak uroczystości komunijne przypadające w tym samym czasie, co otwarcie Ogólnopolskiej Olimpiady  Młodzieży musiała być przez ks. Proboszcza przesunięte na wcześniejszą godzinę, aby zawody mogły rozpocząć się zgodnie z planem. Jak panie w przedszkolu ( mama Marzeny i Józefa Ciurys Borek) prowadziły na salę wszystkie dzieci z ostatniej grupy przedszkolnej, które w kolejnym roku miały iść do szkoły. Dzieciaki dostawały rakietki i lotki, grały, bawiły się  i w ten sposób najsprytniejsze wybierane były do grupy, która w szkole podstawowej stanowiła wyselekcjonowaną klasę badmintonową, prowadzoną przez wiele lat aż do ukończenia szkoły nie tylko podstawowej, ale ponadpodstawowej również.  Z takiej  preselekcji wyszli przyszli zawodnicy kadrowicze, reprezentanci Polski  Dorota Borek, Przemysław Krawiec,  później Witek Chmielewski, Małgosia Lenartowicz, Darek Sobków, Zbyszek Serwetnicki, Przemek Wacha Olimpijczyk IO Ateny 2004, Pekin 2008, i Londyn 2012, bracia Walaszkowie Romek i Mateusz, Agnieszka Naróg, Marysia Maślanka. Tyle nazwisk zapamiętałam, tyle przypomnieliśmy sobie z Ziutą i Ryśkiem, pewnie było ich więcej, jeżeli kogoś pominęłam, przepraszam. Wspominaliśmy długie przejazdy kolejowe na zawody do Edynburga (56 godzin) do Helsinek 32 godziny i przygody z celnikami byłego ZSRR, według, których przewożenie jabłek ( mieliśmy torbę jabłek dla całej ekipy na pobyt w Helsinkach) było niezgodne z przepisami. Bożena przypomniała jak celniczka po kilkunastu minutach w końcu ustąpiła pod naporem zawodników i wyjątkowo podzieliła zapas naszych jabłek na dwie części, jedną zabrała a z drugą mogliśmy jechać do Finlandii.

Otrzymałam od Pana Andrzeja link z uroczystości, wklejam dzielę się z Wami,       http://www.tvglubczyce.pl/

dziękuję bardzo

J

CDN.

Jak było w Głubczycach?

 

 

 

 

 

Zanim coś napisze chcę pokazać kilka zdjęć. Może one odpowiedzą na to pytanie. Tutaj spotkanie w ramach „Akademii Myśli i Słowa” Ludzie z Pasją – Jadwiga Ślawska Szalewicz i Andrzej Szalewicz

 Czasem dokumentacja zdjęciowa jest lepsza aniżeli najlepsze opisy.

 

 

 

 

Tu Honorowy Herb Głubczyc przyznany Jadwidze Ślawskiej Szalewicz przez Kapitułę Herbu Głubczyc przy Radzie Miejskiej w Głubczycach oraz wyróżnienie dla Honorowego Obywatela Głubczyc Andrzeja Szalewicza

 

 

 

 

 

 

Nasze spotkanie z wieloma osobami: zawodnikami, reprezentantami Polski kilku generacji, trenerem kadry narodowej, trenerem LKS Technik Głubczyce Ryszardem Borkiem i Józefą Ciurys- Borek Jego żoną a zarazem świetną  zawodniczką badmintona,spotkania z dawno nie widzianymi działaczami i osobistościami miasta i Gminy Głubczyce przywołało wspomnienia, kiedy wszyscy chcieliśmy zrobić dużo i dobrze i to nam się udało. I pomimo wielu starań różnych ludzi  nikt nigdy nam wszystkim tego nie odmówi. Dlatego radość sprawiły nam podziękowania jakie otrzymaliśmy od naszych byłych zawodników zarówno Ryszard jak również Andrzej i  Ja.  Ech łza w oku się zakręciła.

Kochani Dziękujemy z całego Serca to były niezapomniane chwile!

40 lecie klubu LKS Technik

Do roku 1987 zawodnicy zdobyli czternaście razy z rzędu tytuł drużynowego mistrza Polski, zdetronizowani  zostali na rok, wskutek błędu trenera dokonującego ustawienia drużyny musieli się na rok pożegnać z tytułem. Jednak już w roku 1989 wrócili po mistrzowski tytuł. Pozycje Mistrza Polski utrzymywali do roku 1992.  W 1993 r zdobyli srebrny medal przegrywając rywalizację z zawodnikami KS FSO Polonez Warszawa, ale  na kolejnych mistrzostwach ponowne wywalczyli tytuł mistrza.

Badminton w Polsce rozwijał się, zawodnicy kończyli szkoły średnie i odchodzili do większych miast na studia, zmieniali też przynależność klubową. Wiele razy zdarzało się tak, że byli zawodnicy LKS „Technik” Głubczyce grali przeciwko swoim kolegom reprezentującym ich nowy klub.  W latach 1994 – 1997 LKS Technik był niekwestionowanym królem Drużynowych Mistrzostw Polski, dopiero w roku 1998 zajął trzecie miejsce za zawodnikami  klubu  SKB Suwałki i AZS Kraków. W roku 1999 SKB Suwałki obronił tytuł mistrza, LKS Technik zdobył drugie miejsce a trzecie  „Piast” B Słupsk.

W roku 2000 Drużynowe Mistrzostwa Polski odbywały się w Suwałkach, wygrywali  badmintoniści z Głubczyc, pokonując zawodników klubu „Piast” B- Słupsk i SKB Suwałki 5: 2.  Przez kolejne trzy lata LKS „Technik” plasuje się na drugim miejscu tuż za zawodnikami SKB „Litpol – Malow” Suwałki.

W styczniu 2004 roku odbyły się kolejne Drużynowe Mistrzostwa Polski, i po raz pierwszy w historii tych mistrzostw badmintoniści z Głubczyc zostali bez medalu. Jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy? Według piszącej ten tekst kwestią zasadniczą był brak pieniędzy. Gospodarka wolno rynkowa, dyktat warunków ekonomicznych spowodował przechodzenie zawodników z klubu do klubu. O przynależności klubowej przestały decydować sentymenty, zaczęły się liczyć kontrakty i warunki finansowe, jakie kluby stwarzały i oferowały zawodnikom. Gdy klubu nie było stać na odpowiednie gaże dla swoich reprezentantów musiał się liczyć z faktem ich odejścia do klubów posiadających silnych zamożnych sponsorów. Tak samo stało się z klubem LKS Technik Głubczyce. Brak zamożnych firm na terenie Głubczyc, ( odebranie klubowi , kilka lat wcześniej prawa zarządzania mieniem gminy – czyli „centrum usługowo handlowego , które dawało konkretne dochody) nagły brak zainteresowania badmintonem spowodował osłabienie kadry jednego z najlepszych przez lata klubów badmintona w Polsce.  Jednak kończąc chciałabym podkreślić następujące sukcesy klubu LKS „Technik” Głubczyce na przestrzeni wielu lat,  a mianowicie:

Przez 27 edycji I ligi LKS „Technik”  Głubczyce 23 razy zdobył tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do roku 1979 trenerami byli Bolesław Zdeb, ( który w końcu wyjechał z rodzina do USA) i Ryszard Borek. W kolejnym roku Rysiek został bezapelacyjnie pierwszym trenerem LKS „Technika” Głubczyce będąc  przez wiele lat  trenerem kadry narodowej i  reprezentacji Polski. To Jego wychowankowie  pracują  dzisiaj jako  trenerzy  kadry narodowej Jerzy Dołhan i Jacek Hankiewicz. Najlepsi zawodnicy Ryszard Borka  zdobyli w Indywidualnych Mistrzostwach Polski (dane obejmują lata do roku 2004): Bożena Wojtkowska Haracz dotychczasowa  niepobita przez nikogo rekordzistka w kolekcjonowaniu tytułów Mistrza Polski : 51 medali w tym 34 złote ; Jerzy Dołhan 42 medale w tym 27 złotych; Bożena Siemieniec- Bąk 29 medali w tym 11 złotych;  Stanisław Rosko 27 medali w tym 6 złotych, Katarzyna Krasowska 22 medale w tym 13 złotych; Grzegorz Olchowik 21 medali w tym 8 złotych; Elżbieta Utecht Kuczkowska 18 medali w tym 6 złotych; Kazimierz Ciurys 18 medali w tym 3 złote; Ewa Rusznica Wilman 17 medali w tym 8 złotych; Zofia Żółtańska Drogomirecka 17 medali w tym 3 złote; Ryszard Borek 9 medali w tym 1 złoty; Maria Bachryj 7 medali w tym 1 złoty; Dorota Borek 5 medali w tym 4 złote; Przemysław Wacha 6 medali w tym 1 złoty;  srebrny medal Mistrzostwach Europy Juniorów 1999 w grze podwójnej  mężczyzn z Piotrem Żołądkiem oraz brązowy w grze pojedynczej, a także Robert Mateusiak i Michał Łogosz brązowi medaliści Mistrzostw Europy seniorów w roku 2000, 2002 i 2004.

Oprócz wymienionych zawodników medale w IMP zdobywali także

B. Piątkowska 9; Marzena Masiuk Łazuta 8; Jarosław Bąk -7; Adrian Bąk 6; Marek Bujak 6; Piotr Mazur 6; Joanna Bednarska 3; Karol Hawel 3; Irena Dacyk 3; Andrzej Kołodyński 3; Józefa Ciurys Borek  2; K. Kaczmar i Mateusz Walaszek po 1.

W sumie zawodnicy LKS Technik Głubczyce zdobyli ponad 400 medali Indywidualnych Mistrzostw Polski. Nie ma drugiego takiego Klubu w Polsce, który odnosiłby większe sukcesy niż klub LKS” Technik” Głubczyce z niewielkiego 16 tysięcznego pięknego miasteczka opolskiego, gdzie nawet powietrze sprzyjało badmintonowi.

Nie ma też drugiego polskiego trenera takiego jak Ryszard Borek, który własnym sumptem dochodził do wszystkiego. Człowiek, który wykazał się niezwykłą dyscypliną wewnętrzną i konsekwentną  realizacją wytyczonych celów. W tym miejscu muszę o tym powiedzieć i myślę, że Rysiek nie będzie miał mi tego za złe. Wystartował do pracy w swoim życiu, jako kierowca gdyż kochał samochody, szybko jednak zrozumiał, że jego miłością i powołaniem jest badminton. Zajął się nim dogłębnie, najpierw, jako zawodnik, a po zakończeniu kariery w roku 1980 na IMP w Radomiu, jako pełnoprawny trener. Nauka, szybko zdana matura, dwuletni kurs trenerski odbyty na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, uzyskanie tytułu trenera II, klasy I, ciągłe kursy doszkalające krajowe i zagraniczne, oto etapy, jakie pokonywał. Czasami tylko w rozmowach, w których uczestniczył Andrzej lub ja, zastanawiał się, dlaczego inni trenerzy miast rywalizować z nim na kortach starają się utrudniać mu życie? No cóż ludzie sukcesu nigdy do końca nie są rozumiani. Ile to razy musieliśmy mierzyć się z tematem, „rozwiążmy klub w Głubczycach” wtedy wszyscy będą mieli jednakową szansę”. Co było przyczyną takiego spojrzenia? Otóż LKS „Technik” Głubczyce „dostarczał” do kadry najlepszych swoich zawodników. Czasami nawet 85% reprezentacji pochodziło z klubu  głubczyckiego. A wiadomo było, że kadrowicze otrzymywali już sprzęt, dresy, rakiety, buty skarpety spodenki, koszulki. I nie ważnym było, że po jednej lub dwie sztuki(!), ale otrzymywali. Dla porównania dodam, że dzisiejszy zawodnik otrzymuje minimum 10 sztuk rakiet, kilka sztuk koszulek, kilka sztuk spodenek, kilkanaście par skarpet, pokrowce na rakiety, thermobagi, owijki na rakiety, buty specjalistyczne do grania, obuwie specjalistyczne do treningu w terenie. O takim wyposażeniu  każdy z zawodników mógł wtedy tylko marzyć! Radość sprawiała nam każda otrzymana od sponsora rakietka, każdy pokrowiec na rakietkę, buty czy wystarczająca ilość lotek do treningu, a nie 138 sztuk, jakie Ryszard posiadał  celem przygotowania reprezentacji Polski do Mistrzostw Europy w Boblingen (Niemcy) w roku 1983!  138 sztuk lotek, to tylko 10 tuzinów i trochę. Dzisiaj 10 tuzinów to ilość, jaka nie wystarcza do przeprowadzenia jednego treningu. A do tego te lotki nie były przez nas zakupione. Zbieraliśmy je podczas treningu przed zagranicznymi zawodami. Może to tragicznie brzmi, ale siedziałam na ławeczce gimnastyczne,j kolana miałam okryte moim szerokim paltem a trener i prezes chodzili po sali i podrzucali lotki leżące na parkiecie. Ile nerwów, ile frustracji, strachu, jaki stres  i  to przykre uczucie poniżenia, że w ten sposób musimy się zachowywać, zbierając używane lotki, aby nasza kadra miała  czym trenować, i gdyby nie to, że nie mieliśmy nijakich szans ani możliwości na zdobycie dewiz i zakup prawdziwych lotek, dawno bym się zapadła ze wstydu pod ziemię. Bo jak tak było można? Zabierać używane lotki z hali ( na wyjeździe zagranicznym, przed wielkimi międzynarodowymi zawodami), aby nasi zawodnicy mieli, czym grać. Kto o tym dzisiaj pamięta? Tego uczucia wstydu nie zapomnę.  Rozgrzeszyłam się nieco dopiero wtedy, ( choć do dzisiaj mam absmak tamtej sytuacji), gdy zobaczyłam, że na tej samej hali w ten sam sposób zbierają lotki  przedstawiciele innych zaprzyjaźnionych państw socjalistycznych!

Uczciwie muszę powiedzieć (rozumiejąc żal i rozgoryczenie innych trenerów i klubów), że takie doposażenie było na wagę złota. Ale niestety nie było dostępne dla wszystkich, a Polski Związek Badmintona musiał podejmować trudne decyzje, czy każdemu po jednej sztuce, czy najlepszym minimalną ilość potrzebną do startu w zawodach. Oprócz tego LKS „Technik”  Głubczyce miał do swojej dyspozycji „halę sportową”, na której było wyrysowanych cztery korty. Korty od ścian dzieliła odległość około 60 cm, przerwa między kortami miała również niespełna metr. Poza tym lampy zawieszono na prętach zwisających z sufitu. Ponieważ hala nie miała wymiarowej wysokości, ale była jedyna w Głubczycach grało się tak, aby nie trafić w lampę tylko uderzyć lotkę, aby przeleciała pomiędzy dwiema lampami. Dlaczego tak? W innym przypadku uderzenie było nieważne. Ta słynna hala to była przedwojenna ujeżdżalnia dla koni. Ale była! I badmintoniści mogli z niej korzystać.  Po oddaniu nowej hali w roku 1996 r  ta mała hala mogąca służyć jako pomocnicza dla badmintona, została bezceremonialnie sprzedana .

Ile to razy przeżywaliśmy frustracje wynikające z konieczności przeniesienia zawodnika z innego klubu do LKS „Technik” Głubczyce? Ówczesne przepisy nie pozwalały finansować zawodników z przynależnością do jednego klubu np. Jacka Hankiewicza z klubu KKS Kolejarz Katowice trenującego w klubie LKS Technik Głubczyce. Takiej ekwilibrystyki nie przewidywał żaden regulamin ani prawo ustanowione odgórnie przez Główny komitet Kultury Fizycznej i Sportu (GKKFiS). Jeżeli chcesz grać na tym terenie musisz zmienić klub, wtedy oficjalnie można ciebie finansować, w innym wypadku nie było mowy. I tak Jacek Hankiewicz musiał zmienić przynależność klubową, aby ćwiczyć z najlepszymi oraz mieć dostęp do sprzętu. Takie sytuacje nie przysparzały nam zwolenników, raczej mieliśmy większe kłopoty oraz powiększające się grono niezadowolonych działaczy.

Takie i inne  dylematy rozwiązywaliśmy my, w centrali polskiego badmintona mieszczącej się na Stadionie X lecia, w budynku administracyjnym (stoi do dzisiaj), który nie był budynkiem ani reprezentacyjnym, ani luksusowym, ot zbudowano go i oddano do użytku w roku 1955 razem ze stadionem, aby administracja stadionu oraz zawodnicy mieli bardzo skromne zaplecze a Polski Związek Badmintona znalazł w nim swoje biuro w roku 1977 na kolejne 35 lat.

Rysiek mierzył się z tymi problemami, i nigdy  się  nie uskarżał. Pamiętam, że raz czy dwa powiedział mi, że trudno pracować w takiej atmosferze. Ale co było robić. Walczyliśmy wspólnie o podniesienie poziomu polskiego badmintona, walczyliśmy również o dobre wyniki na kortach europejskich i światowych. W latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych (zresztą myślę, że i dzisiaj) dyscyplina, która nie osiąga wyników otrzymuje niewielkie dotacje z budżetu państwa. Zawsze na wszystkich zawodach w kraju i za granicą mówiłam na odprawie z zawodnikami: pamiętajcie wasze wyniki przełożą się na finanse związku, jakie otrzymamy. Bez was nic nie zrobię, wcale! Dzisiaj, po latach mogę o tym spokojnie i z dystansem napisać.

CDN.

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.