Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Jadwiga Slawska’

Międzynarodowe Mistrzostwa Polski były etapem w przygotowaniach do zorganizowania Mistrzostw Europy. Istnieliśmy już pięć lat, od roku, wielkie imprezy odbywały się w Warszawie, w tym Indywidualne Mistrzostwa Polski. Aby móc zorganizować wielkie zawody w badmintonie potrzeba było przygotować wyspecjalizowany zespół odpowiadający za poszczególne działy takie jak: sędziowie (zarówno prowadzący jak i liniowi), sekretariat zawodów, ekipę techniczną przygotowująca halę do zawodów, zakwaterowanie i wyżywienie ekip, hostessy, – czyli opiekunki poszczególnych ekip zagranicznych, osoby odpowiedzialne za transport. Harmonogram prac przygotowań do zawodów opracował Julian Krzewiński a Prezydium Zarządu odbyło trzy spotkania w terminie pomiędzy 5.10 -25.11 roku 1982, dopracowujące ostateczną wersję harmonogramu oraz ustalając osoby odpowiedzialne za poszczególne działy organizacji zawodów. Funkcję Sędziego Głównego pełnił Janusz Musioł z Wrocławia, za pracę sekretariatu a także sędziów odpowiadał Julian Krzewiński z Warszawy, za ceremonię wręczania nagród jak również za nagrody Lesław Markowicz z Olsztyna, Marek Idzikowski z Warszawy i Ryszard Płonek z Łodzi za sędziowanie, Janusz Łojek z Kielc za opracowanie i przygotowanie oraz druk wszystkich niezbędnych materiałów wydawniczych (programu, nalepek, koperty FDC i stempla do wydania przez Pocztę Polską, identyfikatorów, proporczyków) Wiesław Sowiński z Gdańska odpowiadał za zakwaterowanie w Hotelu Grand. Krzysztof Pisarski odpowiadał za dekoracje (banery sponsorskie) na Hali Mera. Za przyjazdy i wyjazdy  ekip zagranicznych- rozesłanie w terminie 4 miesięcy przed zawodami zaproszeń, zakwaterowanie ekip, wypłatę kieszonkowego, załatwienie tłumaczy dla ekip zagranicznych, za przygotowanie na czas materiałów propagandowych, dekoracji na hali „Mera” odpowiadała Jadwiga Ślawska. Dodatkowo Zarząd upoważnił mnie do poczynienia starań celem znalezienie dodatkowych sponsorów dla tych mistrzostw. Ustalono, że ekipy zagraniczne, reprezentacja Polski, sędziowie, rada trenerów, zostaną zakwaterowani w Hotelu Solec. (Dzisiaj ten hotel nie istnieje, został rozebrany a w tym samym miejscu postawiono Hotel Etap przy Wisłostradzie). Ustalono również, że najważniejsza nasza impreza powinna być transmitowana przez TVP, co pomoże w jej rozpropagowaniu oraz ułatwi przyznanie nam organizacji Mistrzostw Europy gr B a także umożliwi pozyskanie dodatkowych pieniędzy na rok 1983. Tą sprawą zajął się Ryszard Lachman, który wyrobił sobie bardzo dobre kontakty z dziennikarzami prasy radia i telewizji.

Jest rok 1982! Dlaczego tak wiele ekip chciało startować w Warszawie? To jest dobre pytanie. Po pierwsze byliśmy państwem zza „żelaznej kurtyny”, ponadto wiedząc, że Polska nie jest atrakcyjnym krajem w Europie (!) naszych gości mogliśmy zaprosić tylko i wyłącznie oferując im atrakcyjne warunki pobytu. Jakie? Otóż oferowaliśmy im bezpłatne zakwaterowanie i wyżywienie a także skromną wypłatę kieszonkowego. Podróż musieli opłacić sami.  I jeszcze jedna uwaga. Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w latach 1981 -1989 rozgrywane były w Listopadzie lub na początku Grudnia. Wtedy obowiązywał następujący program zawodów: 25.11.82 – przyjazdy ekip, 26.11 godz.11 odprawa techniczna, a w godz. 8.00-10.00 wycieczka dla zawodników zagranicznych i trenerów, 26.11 – w godz.12.00 – 14.00 gry treningowe, godz.14.00 – 20.00 gry eliminacyjne zaś o godz.16.30 króciutkie otwarcie imprezy. 27.11 – godz.9.00 – 18.00 cd gier, 19.00 uroczysta kolacja w Wilanowie, 28.11 w godz.9.00 – 12.00 półfinały i 12.00 – 15.00 Finały. Były to jedne z ostatnich zawodów w roku kalendarzowym i można było wydać na przyjazd do Polski pozostałości pieniędzy z budżetów różnych państw. A my z tego korzystaliśmy, oferując warunki pobytu jak napisałam powyżej mogliśmy zabezpieczyć naszym zawodnikom udział w zawodach międzynarodowych za granicą na rok następny oczywiście na koszt zagranicznych organizatorów, jako rewanż za udział w naszych Międzynarodowych Mistrzostwach Polski.

Zmiana terminu z listopadowego na marcowo – kwietniowy nastąpiła znacznie później, wtedy, kiedy IBF opracował i przyjął regulamin kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich wyznaczając termin kwalifikacji na rok przed Igrzyskami to znaczy: kwalifikacje, (czyli turnieje międzynarodowe, które organizowano w tym okresie po zgłoszeniu do IBF i uzyskaniu sankcji wchodziły do cyklu turniejów kwalifikacyjnych do Igrzysk Olimpijskich) a rozpoczynały się w dniu 1 kwietnia roku 1991 i trwały do dnia 30 kwietnia roku 1992. Aby lepiej zrozumieć obowiązujący system kwalifikacji do Igrzysk Olimpijskich, regulamin oraz zawody rozgrywane w ramach tychże kwalifikacji przygotuję oddzielny wpis poświęcony temu tematowi.

Wracając do roku 1982 należy zauważyć, że niektóre ekipy wyjeżdżały bezpośrednio po zakończeniu eliminacji, bądź po półfinałach, kiedy ich zawodnicy zakończyli udział w zawodach. Ostatnie ekipy wyjeżdżały po finałach w tych zawodach w dn.29.11.82. Full pakiet oferowany naszym zaprzyjaźnionym federacjom obejmował również udział w uroczystej kolacji, które były organizowane z okazji mistrzostw. Co roku wyszukiwałam atrakcyjną restaurację, gdzie można było smacznie zjeść za niewielkie pieniądze. W roku 1982 była to restauracja Zajazd Pod Dębami  w Wilanowie. Właśnie w Wilanowie pracował mój serdeczny Przyjaciel Henryk Pańko, który był jej szefem (przedtem był szefem restauracji w Hotelu Europejskim i Bristolu, gdyż te dwa hotele miały jedną Dyrekcję). Z Henrykiem znaliśmy się od czasów szermierki i bardzo się lubiliśmy. To w Hotelu Europejskim niezmiennie od lat mieszkali zawodnicy startujący w Turnieju „ O Szablę Wołodyjowskiego”, ( a przecież ja organizowałam czterokrotnie ten turniej, jako sekretarz generalny Polskiego Związku Szermierczego) stąd nasza zażyłość i sympatia. Wiele imprez, wspólne kłopoty, no jeden z ważniejszych powodów – Jego małżonka szyła i haftowała bardzo piękne jedwabne proporce, które były znane w całej Europie, a badminton z nich słynął. Właśnie Henryk zaproponował mi zorganizowanie kolacji w Wilanowie, naprzeciwko Pałacu w pięknym otoczeniu Pałacu Wilanowskiego, który był dodatkowym magnesem. Troska o zawodników polskich i zagranicznych o sędziów, o VIP-ów spowodowała, że goście chętnie odwiedzali Polskę –Warszawę. Nie pamiętam dokładnie menu, tym niemniej mogę powiedzieć, że restauracja Pod Dębami słynęła z polędwicy tournedos a także z pysznych deserów. Oczywiście były przekąski i jakaś zupa w kokilce. Wtedy jednak nie myślałam, że będę kiedyś pisała wspomnienia, a istotną ich częścią będą przepisy kulinarne. Dlatego przepraszam bardzo, ale tych szczegółów nie pamiętam.

Listopad był miesiącem bardzo pracowitym, Prezydium odbywało swoje zebrania kilka razy a ja musiałam referować stan przygotowań do imprezy. Pamiętam dokładnie jedno z zebrań, odbyło się ono w dniu 19.10.82 R, na którym przedłużono do czerwca 1985 r umowę o pracę z Ryszardem Borkiem, trenerem kadry narodowej. Pamiętam również ten dzień, ponieważ GKKFiS wyraził pisemną zgodę na powierzenie mi dodatkowej funkcji kierownika wyszkolenia (moja koleżanka Irena kierownik wyszkolenia PZBad do roku 1981 wyjechała za granicę, i od jej wyjazdu na tym stanowisku był vacat), w ramach, której miałam zajmować się przygotowywaniem i wydawaniem materiałów szkoleniowych, tłumaczeniem i przygotowaniem ich do druku, prowadzeniem dokumentacji szkoleniowej, mobilizacją rady trenerów do opracowania II części skryptu szkoleniowego, opracowywaniem wszelkiej dokumentacji w zakresie szkolenia dla Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu. Do mojego zakresu obowiązków nie należało: ustalanie reprezentacji oraz kadry narodowej, polityki startowej zawodników, za którą odpowiadał Rysiek Borek.

Kolejne spotkania przed zawodami uszczegóławiały scenariusz naszych przygotowań, ustalały, kto odpowiada za zawodników przylatujących do Warszawy na Lotnisko Okęcie (R. Lachman i B. Woźnicki –tłumacz) a kto odbiera ludzi z Dworca PKP (W. Sowiński i T. Smardzewski). W Hotelu Solec pracowało biuro zawodów, gdzie ja wraz z paniami z Biura PZBad kwaterowałyśmy ekipy, wydawałyśmy torby z przygotowanymi skromnymi upominkami oraz wypłacałyśmy kieszonkowe, rozliczałyśmy koszty podróży sędziom, organizatorom, zawodnikom, trenerom i innym uprawnionym osobom.  Zorganizowaliśmy także konferencję prasową w Biurze Polskiego Związku Badmintona na Stadionie X lecia ( dzisiaj nie istnieje, a ja tę właśnie siedzibę badmintona wspominam z nostalgią w głosie, ponieważ od roku 1978 do 2008 budynek przy Stadionie był naszą opoką..

http://www.youtube.com/watch?v=pv8u5xwBUiE   (znaleziono w necie) 

I choć nie był on efektowny, miał podłe zaplecze, brak było odpowiednich toalet, nie było właściwie niczego, tam właśnie przez lata pracowaliśmy w warunkach ubogiego krewnego, z tele-faxem, którego nikt nie chciał obsługiwać, ale my tak, z xero, którego nikt nie chciał obsługiwać, ale Renia go obsługiwała oraz z pęczniejącym coraz bardziej magazynem, w którym gromadziliśmy zdobyty sprzęt dla zawodników rakietki, dresy, koszulki, spodenki, skarpetki, naciągi, owijki do rakiet). Za magazyn odpowiadała Renia Jarnutowska, która prowadziła dwa rodzaje kartotek jedna ilościowo- jakościowa dotyczyła zdobytego sprzętu i wprowadzała go na stan wg asortymentu, druga kartoteka dotyczyła poszczególnych zawodników, którzy ten sprzęt otrzymywali, tak, aby było wiadomo, kto jakim dobrodziejstwem inwentarza dysponuje. Krysia Perkowska była nasza księgową a Teresa Głażewska Nowak zajmowała się organizacją wyjazdów zagranicznych i sekretariatem Biura.

A wiecie, że każda wykonana kopia xero musiała być zapisana, kto, co i po co, aby w razie kontroli z Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk z ul. Mysiej 2 można było się wyliczyć z papieru xero? My tam mieliśmy swój Związek, swój mały świat, świat sportu i ludzi, którzy chcieli coś osiągnąć. Wielu ludzi, którzy przychodzili, pomagali, siedzieli z nami nocami, choć nie dostawali za to złamanego grosza tylko dobre słowo jak Rafał Cygielski, który był twórcą jednego ze znaczków do klapy z konturami mapy Polski i lotką, Jurek Suski, Julek Krzewiński, Rysiek Lachman, Stefan Rzeszot , tak tak(!) ten sam wielki redaktor polskiego sportu i TVP sport, wspólnie pijąc herbatę i kawę zajadając upieczone przez Renię ciasto. W tym marnym budynku z nieszczelnymi oknami, gdzie w zimie śnieg leżał na parapetach mieściły się takie związki sportowe jak: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Łyżew Figurowych, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce (zauważyliście, że ten jeden jedyny inaczej się nazywa? Tak, bo skrót PZPR – Polski Związek Piłki Ręcznej nie mógł być używany, ten skrót należał do jedynej słusznej siły klasy robotniczej i do jego Partii!!!) Polski Związek Badmintona, i COS SPORTFILM, a także Polski Związek Tenisa Stołowego. To był nasz mały świat sportu polskiego, bez wygód, bez komputerów, z telefaxami, starym xero, cenzurą, gdzie pracowaliśmy i w ramach swoich możliwości przygotowywaliśmy naszych zawodników do startu w wielkich imprezach sportowych. O tym i innych sprawach ważnych i ważniejszych napiszę w kolejnym odcinku, zapraszam! 

Cdn.

Jak się okazuje wielu moich kolegów z badmintona czyta ten blog, dlatego im właśnie, ludziom, z którymi pracowałam połowę swojego życia (tak? 32 Lata) chciałabym poświecić ten i kilka następnych wpisów, przypominając o tamtych czasach, o czasach bardzo trudnych, ale też i radosnych, gdyż wiele udało nam się razem osiągnąć a przecież bez nich nie byłoby sukcesu organizacyjnego i sportowego. Dlatego ten wpis poświęcam: Stefanowi Rzeszotowi, Ryszardowi Lachmanowi, Andrzejowi Szalewiczowi, Ryszardowi Borkowi od roku 1982 oficjalnemu trenerowi kadry narodowej, którą to funkcje pełnił nieprzerwanie do roku 1989,  Irenie Karolczak, Krzysztofowi Englanderowi, Tadeuszowi Jabłońskiemu, Eugeniuszowi Jarominowi, Julianowi Krzewińskiemu, Januszowi Łojkowi, Leszkowi Markowiczowi, Wojciechowi Perkowi, Aleksandrowi Sawarynowi, B. Skrzypczak, Zygmuntowi Skrzypczyńskiemu, Andrzejowi Sobolewskiemu, Wojciechowi Sowińskiemu, Jerzemu Suskiemu, Jerzemu Szulińskiemu, Wacławowi Błońskiemu, Jerzemu Wrzodakowi, Jerzemu Śliwie, Marianowi Masiukowi, Ryszardowi Horiaczkowi

Był rok 1981, Polski Związek Badmintona istniał od niespełna trzech lat.  Pracowaliśmy na wielu frontach, tworzyliśmy struktury organizacyjne, powstawały nowe kluby i okręgowe związki badmintona, trwało dokształcanie trenerów i sędziów.

Aby móc sprawnie zarządzać stowarzyszeniem potrzebne są kluby oraz stowarzyszenia klubów, czyli okręgowe związki na poziomie województwa. Okręgi były potrzebne dla zaznaczenia obecności dyscypliny w województwach, ale także do pozyskiwania funduszy na działalność klubów. Poza tym posiadając okręgi mogliśmy wzmocnić nasze kontakty z badmintonem w terenie.

W roku 1981 istniało dziesięć okręgowych związków badmintona, 51 sekcji klubowych, 1367 zarejestrowanych zawodników, 4 trenerów, 71 instruktorów i 26 sędziów klasy państwowej na ogólną ilość 160 osób. Dla porównania podam dane z roku 1985 kolejno -20 okręgowych związków badmintona, 126 sekcji, 2036 zarejestrowanych zawodników, 18 trenerów, 124 instruktorów, 44 sędziów klasy państwowej. Polska reprezentacja brała udział w mistrzostwach Europy seniorów i juniorów, ci ostatni pozytywnie zaskoczyli całą juniorską Europę podczas rozgrywanych Mistrzostw Europy Juniorów w Edynburgu w roku 1981. Bożena Wojtkowska (obecnie Haracz) nasza utalentowana zawodniczka rozprawiała się właśnie z Angielką, jedna z najlepszych, i gdyby nie ewidentny błąd sędziny, która policzyła dwukrotnie błąd nóg przy zagrywce, Bożenka zdobyłaby brązowy medal. I cóż z tego, ze sędzina angielska została odsunięta od sędziowania tych zawodów, my nie składaliśmy protestu, bo po prostu nie mieliśmy żadnych środków na jego opłacenie, zrobił to kierownik drużyny angielskiej. Niestety nam to nie pomogło, medal przepadł bezpowrotnie na długie lata, bo dopiero w roku 1999 w Glasgow reprezentacja juniorów zdobyła srebrny i dwa medale brązowe, ale ile lat trzeba było czekać na to, co było już w roku 1981 w zasięgu ręki. I osobiście dla mnie była to wielka porażka. Dlaczego zapytacie? Dlatego, że do badmintona przyszłam w roku 1977, dla badmintona zostawiłam świetnie prosperujący z wieloma medalami mistrzostw świata, i Igrzysk Olimpijskich Polski Związek Szermierczy, w którym pracowałam, jako sekretarz generalny w latach 1973 – 1977. ( Tak miałam tylko 27 lat, gdy zostałam sekretarzem generalnym tego wspaniałego związku sportowego.  Ta część historii będzie jeszcze przeze mnie opisana, gdyż była bardzo ciekawa przez fakt występujących w niej osób jak choćby osoba b. prezesa tego związku Jerzego Pawłowskiego).Ale wracamy do badmintona.

W Mistrzostwach Europy seniorów wzięliśmy udział po raz pierwszy w roku 1980. Wyjechaliśmy do Groningen miasta w Holandii. W roku 1982 po raz  drugi pojechaliśmy na mistrzostwa Europy seniorów, tym razem do Boblingen (Niemcy), tam zajęliśmy 12 miejsce. Tak, tak proszę nie krzyczeć, że co to za wynik, co to za miejsce? Badminton jest nieco inną dyscypliną sportową, ponieważ na przykład w roku 1980 w Groningen wystartowaliśmy w tych zawodach po raz pierwszy, wtedy sklasyfikowano nas na jednym z ostatnich miejsc i tym samym startowaliśmy w ostatniej grupie, trzeba było wygrać wszystkie mecze drużynowe i mecz barażowy o wejście do grupy wyżej, aby uzyskać prawo startu w tej grupie za dwa lata. No właśnie, w badmintonie w owych czasach Mistrzostwa Europy organizowano, co dwa lata i tak rok 1980 ME seniorów w Groningen Holandia, rok 1982 Boblingen- Niemcy, za to juniorzy startowali w 1981 w Edynburgu, w 1982 ze względu na stan wyjątkowy w Polsce juniorzy nie startowali w żadnych zawodach zagranicznych w 1983 w Helsinkach, w 1985 w Pressbaum Austria a w 1987 r w Warszawie na Hali MZKS Mera ul. Very Kostrzewy, obecnie Bitwy Warszawskiej. Czyli policzmy Groningen, Boblingen, Helsinki, Pressbaum a jeszcze oprócz tych najważniejszych zawody w Lozannie, 1984 czyli  Finlandia Cup ( och, dlatego tak nazwana, ze puchar ufundował Anders Segercrantz, prezes Fińskiego Związku Badmintona – wielki mój przyjaciel, którego w roku 2005 odwiedziłam, w domu opieki dla starych ludzi w Helsinkach), czyli drużynowe mistrzostwa Europy juniorów gr. B,  i Helvetia Cup ( i znowu to samo puchar ufundował Szwajcarski Związek Badminton) seniorów, czyli drużynowe mistrzostwa Europy seniorów gr B 1985 w Warszawie.  Znając język angielski byłam nie tylko przedstawicielem związku na Kongres Europejskiej Unii Badmintona, lecz także sprawowałam funkcję kierownika ekipy załatwiając wszystkie sprawy organizacyjne, hotelowe, wyżywienia i inne, jakie były do załatwienia. Ponadto biorąc udział w wielkich zawodach międzynarodowych śledziłam dokładnie całą procedurę organizacyjną poczynając od organizacji zawodów na hali, poprzez biuro organizacyjne, biuro prasowe, wolontariuszy niezbędnych dla opieki nad ekipami, transport, hotele, sędziami, oraz sztabem ludzi, którzy byli niezbędni do przygotowania technicznego hali. Siedziałam z notatnikiem w ręku i spisywałam swoje spostrzeżenia. Nie byłam organizacyjnym nowicjuszem, ponieważ w roku 1977 byłam jednym z głównych organizatorów Mistrzostw świata juniorów w szermierce, które odbywały się w kwietniu w Poznaniu na hali Areny z udziałem 880 zawodników z całego świata, a oprócz nich mieliśmy do dyspozycji sędziów międzynarodowych, ekipę techniczną, biuro zawodów, biuro prasowe, kilka hoteli, hostessy, oraz kilka imprez dla vip-ów. W sumie przyjęliśmy około 1200 osób, co jak na tamte czasy było wielkim sportowym wydarzeniem.  Była to dobra lekcja dla młodego menadżera, i szkoła gdzie nauczyłam się wiele, moim mentorem był ówczesny dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu i Turystyki ( obecny COS) pan Konrad Kaleta ( od wielu lat nieżyjący mój wielki przyjaciel). Miałam świetnego nauczyciela a on miał znakomitych pracowników, jednego z nich pamiętam doskonale, był jednym z naczelników wydziału, ponieważ nosił nazwisko Kwaśniewski i był bratem przyrodnim Marii Kwaśniewskiej Maleszewskiej, brązowej medalistki Igrzysk Olimpijskich w Berlinie 1936 r. w rzucie oszczepem, której medal wręczał nomen omen sam Adolf Hitler ( nie ma się, czym zachłystywać, jednak ja odnotowuję fakt historyczny). Zresztą Marysia wiele razy wykorzystywała posiadane zdjęcie z Hitlerem podczas II wojny światowej ratując kolegów walczących w AK.

Cdn.

Zawody są w toku. Skończyliśmy rozgrywki drużynowe, które trwały cały tydzień. Zaczynamy turniej indywidualny. Losowanie już znamy.  Moja „mała” podopieczna przeżywa katusze. Oczy zapuchnięte, czerwone. Widzę, że nocami nie śpi. W końcu odbywam z nią długą rozmowę i mówię: „Kochana co ma być to będzie, jak już w końcu otrzymamy informacje, to będziemy się martwić. Teraz musimy się skupić na grze i na tym, aby jak najlepiej wypaść w zawodach indywidualnych”. Łatwo mówić, trudniej zrobić. Roger widząc mnie tylko się uśmiecha, ani on, ani nikt nie może nic zrobić. A ja? No cóż, jem tę żabę razem z Andrzejem i Ryśkiem, choć Ryszard ma na głowie gry indywidualne, treningi z zawodnikami, którzy zaczynają później, odprawy z sędzią głównym, czyli huk roboty, którą dzielimy  w miarę możliwości między siebie. Oprócz tego jest kongres, czyli Annual General Meeting, na który przyjeżdżają z całego świata  prezesi i sekretarze generalni poszczególnych związków badmintona. W owym czasie IBF liczyło około 110 członków dzisiaj liczy 170.

Nie pamiętam dokładnie całego Kongresu. Byłam zarówno przy ekipie jak i starałam się towarzyszyć prezesowi w najważniejszych spotkaniach robiąc notatki. Przyjazd wszystkich najważniejszych osób na Kongres to jedyna możliwość bezpośredniego spotkania oraz wymiany zdań dotyczących przyszłej współpracy. Kuluary Kongresu były zawsze najważniejsze, a ilość wypitych kaw, czy herbat była miarą sukcesów dyplomatycznych, gdyż wtedy można było spokojnie porozmawiać o konkretnych sprawa dotyczących trenerów i zawodników. Pamiętajmy, że Azja funkcjonuje zupełnie inaczej niż Europa. Tam spotkanie jest planowane z wyprzedzeniem, uzgodnione, konkretna godzina ustalona przed przylotem na drodze wymiany telexowej, spotkanie musi być przygotowane i ważne = korzystne dla obu stron. Stąd wiele godzin spędzałam na przygotowaniu trzech, czterech spotkań z przedstawicielami najważniejszych związków: CHRL, Indonezji, Korei Płd, czy też Japonii. No i jeszcze jedna ważna rzecz: Prezes Związku – Andrzej Szalewicz był osobą znaną w badmintonie ,a więc aranżowanie spotkań nie było zbyt uciążliwe. Z przedstawicielami państw europejskich spotykaliśmy się w hotelu, bądź przy śniadaniu, bądź na hali przy herbacie.  Robiliśmy zawsze następujące założenie: z każdych dużych zawodów musieliśmy wrócić z podpisanym planem współpracy z największymi związkami badmintona na minimum kolejny rok ,a najlepiej na dwa lata. W przypadku Chin pomagała nam Ambasada ChRL w Warszawie. Również po naszym pierwszym wyjeździe do Indonezji bardzo pomocna dla Polskiego Związku Badmintona była Ambasada Indonezji w Warszawie. Można powiedzieć, że byliśmy jej częstymi gośćmi, a jeden z Ambasadorów przez okres pobytu w Polsce zawsze brał udział w zawodach Międzynarodowych Mistrzostwach Polski, gdziekolwiek one były organizowane. Te kontakty  bardzo pomagały w codziennej pracy, ale też i w kontaktach ze związkiem na drodze dyplomatycznej.  Ale wracamy do Dżakarty.

Pamiętam, to był wtorek 6 dni po sławetnym badaniu. Jestem na hali- w pobliżu kortu na którym debel kobiet gra z zawodniczkami z Tajlandii. Hałas okropny, temperatura na hali w granicach 48 stopni Celsjusza bez klimatyzacji !!!!!!!!!! Nasze wygrały pierwszego seta. Ja cała rozkrzyczana, czerwona i cholernie zdenerwowana, no bo może wygramy choć raz, choć  pierwszy raz z Azjatkami?  Nie zauważyłam Rogera Johanssona, który podszedł przytrzymał mnie za łokieć i usłyszałam ciche, bardzo ciche: „… Jadwiga, don’t worry, everything is ok..” i ja, która wróciłam w tym momencie z dalekiej podróży: „… ok? Roger, Are you sure? Yes, I have got official information from Perth, your player is ok. The A probe is all right. Official information you are going to get very soon. Thank you Roger, thank you very much, indeed!…”

Cholera, cholera, cholera, krzyczę na cały głos, którego i tak nikt nie słyszy. Rzucam się na szyję Rogera, całuje go w policzek! O Matko Moja, o Matko wszystkich, o Boże , dziękuję, jesteśmy uratowani! Moje dziewczyny spoglądają na mnie, na boisku akurat jest przerwa pomiędzy pierwszym a drugim setem, tylko kilkadziesiąt sekund. Moja dziewczynka patrzy na mnie, a ja uśmiechnięta od ucha do ucha. Zrozumiała! Już wie! Jest dobrze. Dzięki. Komu ja właściwie dziękuję?  Jej, sobie, Bogu, komu? Wszystko jedno, wszystkim.

Po meczu podchodzi do mnie moje dziecko, moja zawodniczka, moje siedem dni nieszczęść wszelakich, nic nie mówimy, tylko ona płacze w moich ramionach. „No już nic, no już dobrze, córcia, już dobrze. Wiesz, że przeżywałam to razem z tobą, ale Ty tego nie wiesz, przecież Ty nie wiesz, że ja już nawet szukałam nowej pracy, nie tylko dla siebie ale i dla Ryśka. A drużyna ? Przecież byliśmy już w mojej głowie zdyskwalifikowani  …”.

Dopiero długo po powrocie do kraju spotkałam się z Piotrem A. sędzią, naszym znakomitym chemikiem pracownikiem naukowym na Uniwersytecie w Poznaniu. Wtedy to Piotr mi wytłumaczył dokładnie, jak to było możliwe, że próbka A, pewnie i B była w porządku. Otóż, proszek z kogutkiem lub z krzyżykiem zawierał wówczas takie składniki chemiczne, które po maksimum 48 godzinach były usuwane z organizmu. Powiedział również, że klimat tropikalny, temperatura, picie wody, aby nie odwodnić organizmu, bardzo duże pocenie spowodowały szybkie usunięcie tego specyfiku z organizmu, założył ,że w ciągu 36 godzin już nie było po nim śladu. Tylko ani ja ani nikt tego w Dżakarcie wtedy nie wiedział! Przecież nie było telefonów komórkowych, aby zadzwonić, zapytać, wyjaśnić!  Jedno jest pewne, zdarzenie to odnotowała cała ekipa w swojej pamięci i w kolejnych latach nie słyszałam, aby ktokolwiek cokolwiek brał na ból głowy lub na inne dolegliwości, jeżeli zachodziła taka potrzeba moi zawodnicy chodzili do lekarza z listą leków i substancji zakazanych. Nauczkę mieli wszyscy na bardzo długie lata. Swoją drogą muszę powiedzieć, że w całym światowym badmintonie odnotowano tylko jeden przypadek  użycia substancji niedozwolonej. Jak to się mówi specyfika dyscypliny, nie można brać środków dopingowych w dyscyplinie, w której wychodzisz na kort i spędzasz na nim średnio 20 do 40 minut (obecnie), a kiedyś nawet i 90 minut, bo tyle trwał najdłuższy mecz o tytuł mistrza świata w 1983 r. w Kopenhadze pomiędzy Liem Swee King a Icukiem Sugiarto. Zresztą ten mecz był tak dobry szkoleniowo, że wiele pokoleń zawodników  na nim szkolono. W mojej bibliotece video jest do dzisiaj, i pomimo tego, że byłam na wszystkich mistrzostwach świata od 1983 nie widziałam takiego perfekcyjnego jak ten.

Wracając do substancji zabronionych. Nie ma takiej, która mogłaby działać w dyscyplinie badminton przez taki czas, i dzięki Bogu, że nie ma. Dlatego tylko ciężka praca, trening, technika, taktyka oraz gra z najlepszymi zawodnikami świata mogą dać efekty. Tak… w roku 1989 sukcesów nie odnieśliśmy. Ale był to jeden z etapów w szkoleniu, w zdobywaniu wiedzy, w drodze ku mistrzostwu.

Dopiero w roku 2010 podczas zawodów Djarum Indonesia Open Super Series Grand Slam 2010, które odbyły się w Dżakarcie prawie w tym samym terminie 22-27.06, polski mixt Robert Mateusiak/Nadia Zięba (Kostiuczyk) zdobyli złoty medal w grze mieszanej. Można powiedzieć w jaskini lwa, w Azji w turnieju z pulą nagród 250.000 $ , ile to lat po naszym wyjeździe ?

Tak 21 lat później. Oczywiście zarówno Nadia jak i Robert wygrywali już silne turnieje, ale ten indonezyjski sukces był bardzo wiele mówiący, przynajmniej dla mnie, Ryszarda i Andrzeja. Trzeba było od 1989 r.  jeszcze dwa razy wymienić skład reprezentacji, trzeba było jeszcze zestawić ten mixt w roku 2004, ułatwić im pracę, wyjazdy, aby w końcu sięgnąć po złoto. Tak, ale my już starzy, ciągle zakochani w badmintonie, patrzymy na to od kilku lat, jako najwierniejsi widzowie, wracający wspomnieniami do wszystkich zdarzeń, jakie po drodze należało pokonać, aby wygrać złoto w Dżakarcie. Przecież ten sukces powstawał latami, a nie w ciągu jednego czy trzech lat…

Cdn.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.