Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Mistrzostwa…nie tylko

Autor: Jadwiga. 56 komentarzy.

Międzynarodowe Mistrzostwa Polski zbliżały się w zastraszającym tempie. Mieliśmy już kilka spraw załatwionych, ale kilkanaście było jeszcze do załatwienia. Cały czas trwały konsultacje z Departamentem Zagranicznym w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Sportu, z Wydziałem Paszportowym MSW, Urzędem Miasta Stołecznego Warszawy, Komendą Dzielnicową  Milicji Obywatelskiej  Warszawa Ochota, Ministerstwem Finansów, w ramach którego działały Służby Celne.

Ale zanim przejdę do końcowej fazy organizacji mistrzostw międzynarodowych chciałabym przedstawić czytelnikom zmiany jakim podlegał sport, kultura fizyczna i turystyka na przestrzeni lat w jakich przyszło nam żyć. Zmiany te były bardzo często,  i znacząco oddziaływały na polskie związki sportowe, wojewódzkie i okręgowe związki sportowe, kluby sportowe i różne inne organizacje działające w ramach kultury fizycznej.

W latach 1948 – 1950 instytucja zajmująca się sportem oraz turystyką nosiła nazwę Główny Urząd Kultury Fizycznej, od 1950 do 1960 była organem centralnym administracji państwowej w zakresie kultury fizycznej sportu i turystyki, w 1960 roku przekształcono ją w Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki. Pod rosnącą presją wpływowego gremium rzeczników sportu, w 1973 r. na podstawie prawa o stowarzyszeniach została utworzona organizacja – Polska Federacja Sportu (PFS). Posiadała ona osobowość prawną zaś jej cel działania określono w statucie jako rozwój sportu kwalifikowanego (paragraf 8 statutu z 1973r.).

Federacja podlegała nadzorowi Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, posiadała jednak zawarte w statucie rozległe kompetencje z których w szerokim zakresie korzystała. Z czasem zaczęło to kolidować z różnymi grupami interesów w obszarze sportu kwalifikowanego, co doprowadziło w 1978 r. do rozwiązania PFS.  Po rozwiązaniu Polskiej Federacji Sportu, główne decyzje w sprawach sportu wyczynowego były podejmowane tylko przez dwa ośrodki: organ administracji rządowej zajmujący się tymi sprawami  i  Polski Komitet Olimpijski. W roku 1978 GKKFiT rozdzielono na dwie samodzielne instytucje na Główny Komitet Kultury Fizycznej i Sportu oraz na Główny Komitet Turystyki aby w 1985 roku ponownie połączyć te dwa urzędy i powołać Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki, w 1987 r urząd został zreorganizowany na Komitet ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, od 1991 funkcjonował jako Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki, w 2000 roku przekształcony został w Urząd Kultury Fizycznej i Sportu  a w dniu 7.06.2002 Ustawą Sejmu RP powołano Polską Konfederację Sportu zajmująca się sportem wyczynowym która podlegała Ministrowi właściwemu ds. Kultury Fizycznej i Sportu. W dniu 1.09.2005 powstało Ministerstwo Sportu i Turystyki w miejsce zlikwidowanej  Polskiej Konfederacji Sportu oraz turystyki, która w tamtych latach organizacyjnie podlegała Ministerstwu Gospodarki. Obok tych instytucji funkcjonował Polski Komitet Olimpijski. Współpraca między nimi przez kilkanaście lat (1978-1990) była stosunkowo dobra, m. in. dzięki funkcjonującej już od wielu lat unii personalnej: kierownik organu administracji rządowej był zarazem przewodniczącym Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Ponadto niektóre osoby pełniące funkcje kierownicze w organie administracji rządowej miały również mandat członka zarządu PKOl-u, a nawet członka jego prezydium. Tego rodzaju konwencja była stosowana od 1953 r. (pełnienie podwójnej funkcji zapoczątkował Włodzimierz Reczek), zaś przestała ona funkcjonować w 1991 r. (ostatnim szefem urzędu administracji rządowej i przewodniczącym PKOl był Aleksander Kwaśniewski). W roku 1991 Polski Komitet Olimpijski stał się samodzielnym stowarzyszeniem, którego władze nie były w żadnych uniach personalnych z aktualnymi urzędami centralnymi. Nowo wybranym prezesem
Polskiego Komitetu Olimpijskiego był Andrzej Szalewicz( 1991 – 1997).

W pracy prof. Zygmunta Jaworskiego  czytamy „…Sytuacja zaczęła się komplikować w kolejnych latach, co szczególnie wyraźnie ujawniło się po Igrzyskach Olimpijskich w Atenach w 2004 r. Sportowcy polscy uzyskali tam wyniki najsłabsze od 1956 r. (tylko 9 medali). Trudno było ustalić kto za co i w jakim stopniu jest odpowiedzialny spośród działających wówczas trzech ośrodków decyzyjnych w sprawach sporu wyczynowego. Były to: Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu, Polska Konfederacja Sportu oraz Polski Komitet Olimpijski. I jak to bywa, z ludowymi przysłowiami „gdzie kucharek sześć… „ znalazło w tym przypadku pełne potwierdzenie swej mądrości. Była to sytuacja nieco dziwna gdyż  wymienionymi ośrodkami decyzyjnymi w 2004 r. kierowały te same osoby, przy wydatnym udziale których kilka lat wcześniej taka konstelacja zarządzania sportem została stworzona. Oto fakty obrazujące sytuację. W październiku 2001 r. sprawy sportu zostały połączone z edukacją – powstało Ministerstwo Edukacji i Sportu (MENiS), pod kierownictwem zwolenniczki tego mariażu Krystyny Łybackiej (10.2001-05.2004). Podsekretarzem stanu do spraw sportu w tym Ministerstwie został Adam Giersz (11.2001-12.2004), który równocześnie kierował Urzędem Kultury Fizycznej i Sportu (11.2001-06.2002), a następnie był pierwszym prezesem Polskiej Konfederacji Sportu (07-12.2002),której był jednym z głównych kreatorów. Przewodniczącym Polskiego Komitetu Olimpijskiego był Stefan Paszczyk (1997-2005) – uważany za głównego architekta wspomnianej konstelacji podmiotów zarządzających sportem. W następstwie kolejnej terapii zarządzania sportem w Polsce, rozwiązano Polską Konfederację Sportu – tak niedawno bardzo zachwalaną (ustawa z dnia 29.07.2005), uwolniono resort edukacji od odpowiedzialności za sprawy sportu (powrót do nazwy: Ministerstwo Edukacji Narodowej), zaś rzecznikom sportu kwalifikowanego premier Marek Belka zafundował wymarzone przez nich Ministerstwo Sportu (od 01.09.2005). Dla złagodzenia krytyki utworzenia takiego kadłubowego i kosztownego organu administracji rządowej tylko dla spraw sportu, kolejny premier Jarosław Kaczyński włączył do niego turystykę i od 23 lipca 2007 r. funkcjonuje Ministerstwo Sportu i Turystyki (MSiT).  Od czasu stworzenia Ministerstwa Sportu 2005r. istnieją dwa ważne podmioty – niezależne od siebie i bez unii personalnej – odpowiedzialne za sport wyczynowy w Polsce: Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Polski Komitet Olimpijski. Nie ma więc nadal postulowanego od wielu lat jednego ośrodka decyzyjnego w sprawach sportu wyczynowego. Natomiast wyniki sportowe polskiej reprezentacji w czasie ostatnich letnich igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 r. (10 medali) nie okazały się znacząco lepsze od osiągniętych w Atenach, mimo istnienia Ministerstwa Sportu i Turystyki…” Wśród specjalistów sportu wyczynowego, zwłaszcza trenerów, wyrażany jest pogląd, że na przygotowanie reprezentacji do startu w igrzyskach olimpijskich potrzeba co najmniej 6-8 lat przy założeniu, że nie będzie zakłóceń w ich realizacji i będą one prowadzone pod jednolitym kierownictwem. Taki okres ciągłości władzy w sprawach sportu pod tym samym kierownictwem, zdarzył się tylko raz w powojennej historii – to wspomniany wcześniej GKKFiT kierowany przez Włodzimierza Reczka. Wprawdzie przez 9 lat funkcjonował Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki (01-1991-12.1999), lecz zmieniali się jego prezesi – było ich aż sześciu w tym czasie (Zygmunt Lenkiewicz, Michał Bidas, Zbigniew Zalewski, Marek Paszucha, Stefan Paszczyk, Jacek Dębski).

Natomiast w latach 1985-1990 oraz 2000-2009, żywotność organu rządowego zajmującego się sprawami sportu wyczynowego w większości przypadków trwała 2-3 lata. Zdarzało się przy tym nadal, że w czasie działalności określonej instytucji zmieniali się jej szefowie.

Dlaczego o tym piszę? Zgodnie z teorią sportu wiemy, że osiągniecie w sporcie wyników na światowym poziomie, wymaga wieloletniej, ciężkiej „kartorżniczej” wręcz pracy zawodników, a także pracy ekip specjalistów wspomagających swą wiedzą wysiłki sportowców. Wszelkie zakłócenia złożonych wielorakich procesów sukcesywnego dochodzenia do coraz lepszych wyników sportowych, hamują postęp w działaniach zmierzających do osiągnięcia finalnego celu, a niekiedy wręcz zaprzepaszczają możliwość jego osiągnięcia. Szkoda, że ta prawda ma tak trudny
dostęp do świadomości decydentów pochopnych zmian w zarządzaniu sportem…” ( z opracowania prof. Zygmunta Jaworskiego byłego prodziekana w latach 1977 -1980 Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, obecnie prof. dr hab. ALMAMER Wyższej Szkoły
Ekonomicznej w Warszawie). Zgadzam się z panem profesorem, i nie tylko dlatego, że w sposób naukowy przedstawia swoje rozważania na temat organizacji kultury fizycznej i sportu. Zgadzam się z Jego podejściem do tematu jako praktyk, który czterdzieści trzy lata pracował w sporcie wysokokwalifikowanym i zachodzące zmiany odczuwał w pracy związku sportowego.

W wielkim skrócie starałam się pokazać państwu jakie instytucje w poszczególnych latach nadzorowały sport. Nie wyciągam żadnych wniosków czy to dobrze, czy to źle. Starałam się tylko pokazać, że zmieniająca się rzeczywistość na szczeblu decyzyjnym wpływała zawsze  na polskie związku sportowe, które realizowały to do czego zostały powołane czyli szkolenie i doszkalanie kadr trenerskich, sędziowskich, szkolenie zawodników poprzez organizowanie zgrupowań, udział w zawodach krajowych i zagranicznych a także w tych najważniejszych mistrzostwach Europy, świata czy Igrzyskach Olimpijskich.  Warto spojrzeć na sport nie tylko poprzez osiągane przez zawodników wyniki na zawodach ale też na zmieniające się instytucje i reorganizacje jakie w tych kilkudziesięciu latach miały miejsce wpływając na naszą pracę na rzecz sportu polskiego.

 

 

 

komentarzy 56 do wpisu “Mistrzostwa…nie tylko”

  1. notaria

    ja może tak ogólnie refleksję sformułuje, że jak coś dobrze działa (czy w ogóle działa), to zawsze się znajdzie ktoś, jakiś urzędnik, który to spie..,. zepsuje nowymi pomysłami 😉 I dotyczy to tak sportu, jak oświaty, kultury… wielu dziedzin. W każdej z nich, żeby do czegoś dojść, żeby mieć efekty, potrzebne jest wieloletnie spokojne działanie, a nie rok roczne wdrażanie reformatorskich pomysłów, których główny nieraz cel to zmiana tabliczek na urzędach.

  2. jadwiga

    Noti,
    i to jest właściwy wniosek
    pozdrawiam
    j

  3. Beata

    Zawsze uważałam że ludzie powinni się zajmować tym na czym się znają. W końcu jak nas coś boli to idziemy do lekarza a nie kowala; podobnie ze sportem, wszelkie decyzje powinny być podejmowane przez ludzi którzy mają jakieś pojęcie o sporcie i uwarunkowaniach na ten sport rzutujące. Niestety w czasach PRL-u jedyną wiedzą jaką wielu na wysokich szczeblach posiadało to był numer legitymacji partyjnej.

  4. jadwiga

    Beato,
    niestety wiele prawdy jest w tym co napisałaś
    j

  5. Beata

    Tym bardziej Wasze osiągnięcia dawały satysfakcję, choć jak ktoś mówił, wolałbym w normalnych, nie tych ciekawych czasach żyć!

  6. Morela

    Jadwigo pozwól, że zwrócę się do Pani Beaty:
    Pani Beato, z całym szacunkiem, ale nie do końca się z Panią zgadzam. W PRL-u,wiele osób mogło się poszczycić doskonałą wiedzą, a na zachodzie nasi specjaliści byli pożądani, bo byli świetni. W obecnej świetlanej epoce kształcimy takich geniuszy, że strach się bać. Poczynając od szkół stopnia podstawowego, a na uczelniach wyższych kończąc (chorowaniu stop!). Postawiono na ilość, nie na jakość. Teraz dopiero się zorientowano, że naprodukowano za dużo absolwentów takich kierunków na które rynek nie czeka. Nie twierdzę oczywiście, że tyczy to wszystkich, ale wiedza ogólna osób młodych jest nieporównywalna z wiedzą starszych pokoleń. Informacja z pierwszej ręki: młodzież nie czyta książek, poza bardzo nielicznymi wyjątkami. W PRL-u np. solidnie wydawano literaturę popularnonaukową, a teraz co- kolorowe obrazki i dobry papier, itd. itd.
    Proszę wybaczyć ten przydługi wywód, ale są to sprawy, które mnie niepokoją. Pozdrawiam Panie serdecznie.

  7. jadwiga

    Beato,
    czasy były ciekawe, a dla zorganizowania tych mistrzostw międzynarodowych ja napisałam chyba osiemset pism, zajmowały one cztery pełne segregatory formatu A4 wraz z odpowiedziami z urzędow było tego sporo, nawet jak na tamte szalone czasy. Sama korespondencja z zagranicą zajmowała nam ogrom czasu, gdyż pisma szły poprzez urząd MSW, milicję służby celne, oraz najważniejszy Urząd Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk, w nieperiodykach miałam koleżankę, która pomagała nam przebrnąć przez wszystkie procedury, bo Wiesz, że nawet zaproszenia dla gości, identyfikatory, plakaty, druki potrzebne do organizacji zawodów, banery, wszystko musiało być opieczętowane, zgoda musiała być w aktach na każde żądanie udostępniona, a myśmy jeszcze xerowali dokumenty na hali, tablice z wynikami mieliśmy, tablice do punktacji, kartki z nazwiskami, to wszystko trzeba było mieć ze zgodą urzędu, łza się w oku kręci ile pary w gwizdek szło, zamiast robić coś pożytecznego, ale nie było siły, w końcy tylko my i kolarstwo dostaliśmy zgodę na organizację zawodów w stanie wojennym. Nikt nie mógł zrozumieć, jak tego dokonaliśmy, na zawody przyjechał do nas Prezydent Europejskiej Unii Badmintona dr Heinz Barge z RFNu wraz z Giselą Hoffmann sekretarzem Unii, a my byliśmy szczęśliwi, bo my walczyliśmy o przyznanie nam w roku 1985 mistrzostw Europy, dlatego tak ważny był egzamin zdawany w nadzwyczaj trudnych warunkach
    j

  8. Beata

    Pani Morelo, całkowicie się zgadzamy odnośnie dobrze wykształconych i przygotowanych do zawodu ludzi. Może trochę za mało wytłumaczyłam o co mi chodziło w wypowiedzi. Wiele, ale to bardzo wiele wysokich stanowisk w PRL-u było obsadzonych ludźmi z wykształceniem żenującym, bez żadnej wiedzy czy wyobraźni, ot po prostu posada z przydziału czerwonych kartek. A Ci zo się znali, zamiatali podłogi w fabrykach….

  9. Jadwiga

    Morelo,
    muszę się wtrącić, uważam, że wylaliśmy dziecko z kąpielą uważajac, że wszyscy muszą miec ukończone studia, ja uważam, że nie wszyscy, wielu osobom wystarczyłoby ukończenie zawodówki aby mieć fach. Zawodówka to szkoła trzyletnia po ukończeniu szkoły podstawowej tak było, i mieliśmy świetnych fachowców, teraz mamy stylistów, zamiast fryzjerów i t d, itp , ech…
    j

  10. Morela

    Drogie Panie, co do meritum- jesteśmy zgodne, i o to chodzi. Notabene, idealny ustrój społeczny na naszej pięknej planecie to być może sprawa przegrana, ale nadzieja niech jednak nas nie opuszcza…

  11. Beata

    My tutaj mamy magistrów od strzyżenia trawników na polach golfowych…wszędzie są obecnie przegięcia, ale głównie chodziło mi czasy dawne, siermiężnego socjalizmu; po wojnie z kelnerem cudzoziemiec mógł rozmawiać w trzech językach a z ministrami tylko za pomocą tłumacza. Ale tak naprawdę to taka rozmowa nie miała sensu bo oni się i tak na niczym nie znali!

  12. rodorek

    Pewne dziedziny życia, między innymi sport, urzędnicy powinni omijać szerokim łukiem. Choć po to by nie zepsuć czegoś, co bez ich ingerencji świetnie funkcjonuje.
    Pozdrawiam serdecznie:)

  13. jadwiga

    Beato,
    pamiętam tamte czasy, gdy w restauracjach nasi goscie rozmaeiali po angielsku czy niemiecku, no niestety na spotkania z ministrami chodzilismy z tłumaczami
    j

  14. jadwiga

    Krysiu,
    no właśnie najlepiej byłoby tylko jedno nie szkodzić,
    j

  15. gordyjka.blogspot.com

    Osiągnięcia zawsze miały wielu ojców, a porażka jest zawsze sierotą…tak było, tak jest i niestety nie widzę perspektyw na poprawę…taka ludzka natura…

  16. jadwiga

    Gordyjko,
    tak porażka ma tylko jedną matkę, odczułam to na własnej ….
    j

  17. jantoni341.bloog.pl

    Dziękuje, szczególnie za rzeźby AWF-u.
    LW

  18. Margo

    Uśmiechy posyłam 🙂

  19. czesia

    Bardzo to skomplikowane. duch reformatorski kolejnych ekip dotyka nie tylko sportu. Kiedy słyszę, że sprawnośćsejmu mierzy sie ilością uchwalonych ustaw, to mam watpliwości czy słusznych.
    Ciekawi mnie też, czy zawodnicy odczuwali te roszady na górze?

  20. jadwiga

    Czesiu,
    sprawy wygladały w ten sposób, że zawodnicy raz mieli stypendium, kadrowe lub pieniadze na dożywianie, kryteria przyznawanych pieniędzy zmieniały się najbardziej wtedy gdy prawica dochodziła do władzy, a raz był nawret minister Bidas się nazywał, który we wrześniu 27 wydał pismo, ze obcina polskim związkom sportowym dotacje budżetową o 47 %, a we wrześniu to już tylko pozostawało 25% maksimum pieniędzy do końca roku, a to zarządzenie wydano w roku 1991 na kilka miesięcy przed Igrzyskami Olimpijskimi w Barcelonie 1992 (były od 24.07 – 15.08.1992 r.) Różne decyzje przeżywaliśmy, wtedy np mój związek miał turniej kwalifikacji olimpijskich grany w Płocku w kwietniu a spłata zaciagniętych długów trwała do października.
    Najwiecej pieniędzy w sport zawsze pompowała lewica )0,53 % w budżecie panstwa było przeznaczone na sport, a później to wszystko się zmieniło i w latach po 2000 roku mieliśmy na cały sport tylko 0,12 % z budżetu, i zaczęło być bardzo trudno. Oczywiście zawsze brak pieniędzy odbija się na szkoleniu zawodników, wyjazdach rozgrywkach, niestety
    j

  21. jadwiga

    Margo,
    pozdrawiam i ja
    j

  22. gordyjka.blogspot.com

    Poopie…:o)

  23. Andrzej

    Znów wartościowy wykład. Też znam trochę kulis. Gdy np obowiązywała w admnistracji tzw. blokada etatów- przekazano część kasy i władzy PKOl-wi, bo on miał więcej możliwości, jako organizacja wyższej użyteczności, ale … poaz administracją. Teoretycznie. Polska Federacja Sportu też była rodzajem wytrychu. I tak dalej. Z tym, że w ogóle owe gry z nazwami i statusami ja oceniam przez pryzmat ludzi, którzy w różnych układach sportem zarządzali. Gdy byli mądrzy, wykształceni, doświadczeni i pracowici- nawet przy „nieministerialnym ” statusie faktycznie byli więcej niż ministrami, bo stanowili kogoś w rodzaju „gospodarza tematu” wobec mocnych ministerstw. Z „oświatą” mogli w imieniu administracji toczyć bój w WF, z MON i MSW- o stan sportu mumdurowego itp. A jeśli szef słaby, to może być tzw. konstytucyjnym ministrem, a znaczy mniej od poprzedników. Czyli- znów najwięcej zależy od ludzi. Dawać przykłady? Sama je znasz najlepiej. Pozdrawiam.

  24. jadwiga

    Andrzeju,
    a wiesz ten wpis jakoś sam mi wyszedł, bo szukałam dokładnej nazwy urzędu z roku 1982, abym nie zrobiła błędu, sprawdzałam swoje notatki, a tu nagle wyszło tyle urzędów, ministerstw, że postanowiłam o tym napisać, nawet zebrałam wszystkie nazwiska wszystkich szefów i zastępców jacy w poszczególnych latach byli, czasami wiało grozą, wcale się nie dziwię, że takie dziwolagi nam wychodziły a jak zwykle każdy nowy miał nowych zastępców, nowych dyrektorów itp itd no i nowe spojrzenie na sprawę sportu oczywiście, ech, dopiero po zebraniu całego materiału mogłam się do tego zdystansować. Już kiedys mówiłam Ci, że dwoch – trzech było na swoim miejscu, ale wielu się nie nadawało, a byli niestety
    j

  25. Jadwiga

    Gordyjko,
    tak trochę jakbyśmy bawili się klockami, ten tu, tamten tu , nie tamten tam i tak w kółko, a przecież każda reorganizacja to wykładane pieniądze na biura, papiery pieczątki i tysiące innych rzeczy
    j

  26. Jadwiga

    JanToni,
    lubie je bo s,a pięknie usytuowane, niestety cały teren AWF jest masakrą z ogrodzeniami co rusz, a piękny teren poszatkowany na mniejsze i większe skrawki, i te okropne biura w stylu starego lub przestarzałego socjalizmu, ech gdzie jest mój piękny AWF, którego wszystkie uczelnie wf nam zazdrościły?
    j

  27. Andrzej

    Piszesz krytycznie o większej części tzw. kadr kierowniczych przeszłości, a po Bidasie to się poprawiło! Dziś jest OK, czy… lepiej to już było? Wiem, prowokuję. Ale raczej konfrontuję własny pogląd. Że… Pozdrawiam.

  28. jadwiga

    Andrzeju,
    przypominam od 2000 rw UKFiS J.Dębski , M.Nowicki, MENiS
    K.Łybacka, M.Sawicki, A.Giersz, W.Wilczyński, , UKFiS A.Giersz, PKS A.Giersz, A.Kraśnicki, MSiT – E.Jakubiak, M.Drzewiecki, A.Giersz, J.Mucha
    W tekście znajdziesz szefów od roku 1991 do 2000, wiec nie powtarzam. a znasz zasady, ze nowi szefowie zmieniają personel, stara prawda,
    j

  29. Eurydyka

    Jak zawsze kronikarska wręcz dokładność , świetnie. Ale ja odnoszę się do komentarza pani Beaty, a właściwie podpisuje pod Morelą. Bo uważam, że właśnie teraz wyższe wykształcenie zdewaluowało się. Wszyscy są magistrami. Ale jakimi ? Kiedyś czytałam wypowiedzi przedsiębiorców, poszukujących pracowników biurowych do pracy. Mieli dość magistrów, niedouczonych, legitymujących się tylko wątpliwym dyplomem. Stawiali na absolwentów Technikum czy Liceum Zawodowych, ale mających przygotowanie do pracy. A sama miałam pracownicę, która na 3 roku Politechniki pisała: „głuwny”, i nijak nie mogła poradzić sobie z prostym ukłaedm równań, które było niezbędne do uzyskania pewnych danych. Dziewczyna studia skończyła i zaczęła doktoryzować się…..

  30. jadwiga

    Eurydyko,
    smutne prawdy życiowe opowiadasz, i mówisz jeszcze doktorat? Pani co to za doktor co nie leczy? można zadać pytanie.
    Dlatego uważam, że fachowcy z wykształceniem zasadniczym lub po technikum sa bardzo potrzebni, zamiast setek tysięcy ludzi z wyższym watpliwym wykształceniem
    pozdrawiam
    j

  31. teresa

    Witaj Jadziu! A ja mam wątpliwości, czy sport wyczynowy to jeszcze sport? Pozdrawiam

  32. Beata

    Aczkolwiek zgadzam się w pełni, że w przypadku zawodu hydraulika, stolarza i podobnych przyzwoite wykształcenie zawodowe jest całkowicie wystarczające, ale z drugiej strony, nauka nikomu nie zaszkodziła! Im więcej osób się uczy, czyta, tym lepiej. Nawet ta pani magister w trakcie swojego doktoratu może nauczy się pisać „głównie” a może otworzy oczy na inne tematy, zagadnienia. Studia kształtują, dają motywację, rozwijają, umacniają społeczeństwo, naprawdę nikomu nie szkodzą!. Jedynym kontrowersyjnym zagadnieniem jest to, kto za nie płaci.

  33. henwgl

    Jadwigo . Spodobało mi się o kucharkach . Jak sześć to jesteśmy bez obiadu . I dlatego rozumiem lekki ton goryczy w Twoim wpisie . W swoim własnym domu decyduję o wszystkim . Gdy mam problemy to szukam podpowiedzi w postaci fachowców . Gdybym miała w swoim domu jeszcze kilka innych osób do rządzenia to zamiast domu byłaby ruina . I tak jest w sporcie oraz w każdej innej dziedzinie . Decydowanie i zarządzanie nie jest prostą sprawą , więc mądrzy i odpowiedzialni ludzie są na wagę złota . Ale wybacz że pytam – czy są jeszcze tacy zapaleńcy jak Ty ?
    Pozdrawiam i czekam na dalsze wspomnienia . Aromatek

  34. jadwiga

    Tereso,
    ja dziele sport na piłkę nożna i sport i teraz mogę odpowiedzieć, sport wyczynowy jest sportem, tak. Wszyscy lubimy patrzeć ( nie od dzisiaj zresztą) na imprezy sportowe na mistrzostwa świata, na mistrzostwa Europy a najbardzieju wtedy gdy polscy zawodnicy odnoszą sukcesy vide Małysz vide Justyna Kowalczyk, ale ten sport jest kosztowny i aby być takim wartościowym zawodnikiem należy stworzyć mu warunki do pracy odpoczynku, rehabilitacji odpowiedniej diety, psychologa, fizjologa, nie mówiąc o trenerze a w przypadku Justyny także o smarowaczach nart, którzy w nocy opróbuja te posmarowane przez siebie narty jak trzymaja się sniegu, jak suna po nim by były najlpesze a jednocześnie później na trasie stoją z dodatkowymi kijkami, nartami, napojami, tak to jest cały wcale pokaźny zespół osób, które stoja za tym jednym jedynym najlepszym z najlepszych, wtedy on może wygrywać, zdobywać sukcesy i zarabiać pieniądze, tak teraz też zarabiać pieniądze, które naturalnie są dzielone. Samotnie nie mozna pokonać ani Norwegów, ani żadnych innych konkurentów ani konkurentki, i ciągle to jest sport, tylko różni się on z roku na rok jest coraz bardziej profesjonalny i przez to coraz trudniej osiagać sukcesy
    pozdrawiam
    j

  35. Marek

    Jadwigo,

    Okiem Marka,
    bardzo ciekawe wspomnienia. Mój brat Leszek, w latach 60-tych był w Legii jako gimnastyk. Robił fiflaki, kręcił się na koniu, co wieczór leciał na treningi i nazbierał mnóstwo „złotych”medali8 w różnych mistrzostwach. Był olimpijskim modelem. Któregoś dnia jego nauczycielka, niektórzy z was ja znali, jako „Niemka” Jadwiga Gieruś (nasza nauczy=cielka j.niemieckiego w Liceum nr 45 w Warszawie) zdecydowała, ze nadszedł czas żeby się czegoś nauczyć i posłała go na Politechnikę Warszawską. Zabrakło czasu na fiflaki.
    Sic transit Gloria mundi!
    W 1999 r pojechałem do Polski przedstawić rodzinie moja kanadyjską żonę, moja pierwsza wizyta od wyjazdu 1971. Oczywiście chwaliłem Leszka, że był takim sportowcem. leszek wyciągnął medale, już nie takie „złote” jak pamiętałem, troche pordzewiałe, i pod koniec kolacji powiedział, ze następnego dnia pokaże nam coś bardziej ważnego niz te medale. Po śniadaniu wsadził nas do samochodu i powiedział, że tego dnia pokaże nam „Warszawę Gierusiów”. Trochę mnie to zaskoczyło i zaintreygowało. Wyjechaliśmy na miasto i Leszek zaczął pokazywać gdzie mój Tato i on zrobili kontrubucje do odbudowy czy rozbudowy Warszawy: Trasa WZ, Teatr Wielki, pomnik Lotnika, grób Bieruta (ten pamiętam, bo mój Tato wyszedł z domu i nie wrócił przez tydzień) i wiele innych zabytkowych budynkó i osiedli mieszkaniowych. Jeździliśmy przez cały dzień. W młodych latach miałę okazje poznać Elżbietę Bednarek, żonę mojego przyjaciela z SGGW, i na ich ślubie spotkałem Irene Szewińską i innych sportowców. Irena została bardzo aktywna w komitetach olimpijskich, Elżbieta i Radek zostali właścicielami dwóch sklepów spożywczych w Warszawie. reszta została – statystyka- były medalista.
    Ciekawe jak dokładnie sie pamieta chronologię i kontrybucję (lub brak…) organizacji sportowych a nie młodych ludzi, którzy poświ8ęcili najlepsze lata, żeby te organizacje miały się czym chwalić.
    PANEM ET CIRCENSES
    To pierwsze dla organizatorów, ostatnie dla państwa, a dla sportowców…..?

  36. Jadwiga

    Marku,
    bardzo dziekuję za ten komentarz nadesłany z dalekiej Kanady. Nie wiedziałam, że Twój brat trenował gimnastykę w Legii, i był znakomitym zawodnikiem. Rozumiem Ciebie i komentarz nadesłany. Wiem, że działacze najchętniej wypinaliby piersi za sukcesy sportowców. Jednak jak widzisz w moich wpisach wspominam wszystkich zawodników z jakimi pracowałam, wspominam trenerów, kluby, również te osoby, które nam wtedy pomagały i nie wysatwiały piersi do odznaczeń. Wiem, że sportowcy najznamienitsi jak pani Irena Szewińska, jak wszyscy ci, którzy zdobywali medale na Igrzyskach Olimpijskich otrzymują teraz emeryturę przyznaną im Ustawą przez Sejm RP uchwaloną, i bardzo dobrze. Sport przez duże S jest katorżniczą pracą wielu osób, a sportowcy mają swoje pięć minut przez krótki lub dłuższy okres czasu. Czasami kończą studia, a czasami nie. Wtedy po zakończeniu kariery sportowej zaczynaja się kłopoty, dylematy co dalej, bo nauczeni i przyzwyczajeni do brylowania na okładkach pism nie mogą sie pogodzić z tym, że po zakończeniu kariery nie są tymi samymi wspaniałymi sportowcami gdy byli u szczytu ich sportowych możliwości, wtedy też przeżywaja osobiste tragedie i załamania. Niewielu przygotowuje się do zakończenia kariery mając bazę w postaci ukończonych studiów i możliwości podjęcia pracy w wybranym zawodzie. Tylko najmądrzejsi i najwybitniejsi wiedzą , że sport to przygoda, która może się skończyć w każdej chwili (kontuzja) i wtedy trzeba mieć fach, ukończoną szkołę aby nie zostać wielkim sportowcem, wielce sfrustrowanym życiem. Ja uważam, że przygotowanie zawodnika do ukończeniu kariery zależy od prowadzącego trenera. Jeżeli jest mądry wielu sportowców kończy szkołę i studia i nie straszna dla nich przyszłość pozasportowa, serdecznie dziekuję za ten komentarz i pozdrawiam
    j

  37. Jadwiga

    Aromatku,
    nie wiem czy sa tacy zapaleńcy, a może nie trzeba byc takim, może inaczej należy wykonywać swój zawód wyłacznie, może na mnie młodzi ludzie obecnie uprawiajacy badminton patrza jak na człowieka nie z tej epoki? Bo na co komu potrzebny jest ktoś, kto walczył o dobro zawodników, który wymyślał fortele aby zawodnicy mieli sprzet najwyższej klasy, aby mieli lotki w wystarczajacej ilości? Czy wiesz, ze do mistrzostw Europy w roku 1982 Rysiek Borek miał do dyspozycji 138 sztuk !!!!!!!!! nie tuzinów lotek piórkowych? a połowę z nich ukradliśmy podczas rozgrzewki na innych zawodach, czy zdajesz sobie z tego sprawę jakie to było upodlajace nas? siedziałam w palcie rozłożonym na kolanach na ławeczce a zawodnicy i trener i nawet prezes kopali lotki, którymi cćwiczyli a ja je zbierałam pod palto? Tylko dlatego nasza kadra mająca zajęcia w Głubczycach miała czym grać. Później w latach dziewięćdziesiatych i późniejszych zawodnicy dysponowali 1000 -1500 tuzinów lotek pi,orkowych czyli 12.000 – 18.000 sztuk? Bo tyle trzeba dla przygotowania seni8orów do najważniejszej imprezy roku? Czy wiesz, że nigdy nie wyrzucaliśmy lotek zużytych czyli granych, gdyż te służyły do specjalnych ćwiczeń z wielką ilością lotek na siatce?
    To tak na marginesie tego wpisu, bo o lotkach jeszcze napiszę
    pozdrawiam
    j

  38. Jadwiga

    Beato,
    wykształcone społeczeństwo jak najbardziej, jedyny problem, kto płaci, jak sam zainteresowany, nie mam nic na przeciwko, chyba, ze jest nadzwyczaj zdolny, to na nasz koszt, proszę bardzo, ale sztuka dla sztuki? nie… stanowczo nie, wtedy moga pokrywać koszty sami,
    pozdrawiam
    j

  39. Beata

    Dokładnie Jadziu to samo myślę, jeżeli chcesz być specjalistą od kubka z uchem dla leworęcznego, to sam płać i się ucz, ale nauka, książki, czytanie to potęga. Sport to też potęga i sięga znacznie dalej niż bieganie czy kopanie piłki. Zgłębiam ostatnio bardzo ciekawe tematy angielskich sukcesów w czasach kolonialnych. Co różniło Anglików od Francuzów czy Holendrów? Czy byli tak dużo mądrzejsi? Wcale nie, ale za to od dzieciństwa, klasy rządzące (tych co było stać na naukę w dobrych szkołach)wpajane miały sport, sport i sport. Nauczyło to Anglików waleczności, niepoddawania się, pracy w zespole, zasad. Tak zdobyta wytrwałość umżliwiała im pokonywanie największych przeszkód podczas poznawania Afryki, podbijania kontynentów. Przy okazji, swój ukochany sport, krykiet zaszczepili na całym świecie (wiem, wiem, z wyjątkiem Polski). Nie wdaję się w moralny aspekt podboju, chodzi mi jedynie o podkreślenie dyscypliny i wytrwałości jaka jest wynikiem trenowania i sportu. Medale z czasem mogą pordzewieć, szum medialny zaniknąć ale sukcesu nikt nie jest w stanie odebrać a i wpływ na ludzki charakter czasem jest zbawienny. Czasem tylko szkoda tych kolan czy pokopanych kości, no ale to z kolei znowu oddzielny temat.

  40. Jadwiga

    Beato,
    masz rację sport to szkołą charakteru, bo jeżeli zdobywasz medal na IO może być nawet złoty a przygotowujac sie do tych Igrzysk studiowałaś na wyższej uczelni, po studiach i zakończeniu kariery sportowca masz pracę w zakresie twojej specjalizacj, w USA nawet mogą na ciebie czekać kilka lat, bo ty dla nich jestes potencjalnie najlepszym z mozliwych pracowników, skoro dałaś radę na studiach i w sporcie, takie jest podejście na świecie do tego tematu
    j

  41. Jolanta

    Sport nigdy nie był wolny od zawirowań politycznych.
    Stan naszej polityki zawsze miał wpływ na działaczy sportowych, niestety….
    Pozdrawiam bardzo cieplutko:))

  42. Jadwiga

    Jolanto,
    zawsze wszystcy mówili, ze sport jest apolityczny a ja zastanawiam się czy na pewno?
    j

  43. jola

    Wpadłam z rewizytą oraz serdecznymi pozdrowieniami…:))) Wiosny w domu i serduszku życzę Jola

  44. Jadwiga

    Jolu,
    dziekuje bardzo za miłą memu sercu wizytę
    j

  45. Helena

    Zawsze w PRL najważniejsi byli „działacze”. Aż dziw bierze, że sportowcy w ogóle czasem osiągali sukcesy. Pozdrawiam serdecznie

  46. czesia

    Dla mnie Twoje wpisy mają dodatkową wartość dzięki doskonałym zdjeciom.to także opowieśc o historii budynków- „siedziby” przychodziły i odchodziły, a mury przetrwały:)

  47. Jadwiga

    Heleno,
    a ja myślę zupełnie inaczej, nie tylko w Peerelu działacze chcieli być najważniejsi, teraz jest tak samo, na plecach sportowców działacze jeżdżą- popatrz wokoło, kogo widzisz, np w sportach zimowych, przeciez trenera rzadko, a prezesa? Tylko nieliczni umieją być w cieniu sportowców, w charakterze ludzi pomocnych załatwiajacych najtrudnejsze sprawy, walczący o dobro swoich dyscyplin, swoich zawodników, ale niestety takich osób nie jest za dużo…
    j

  48. Jadwiga

    Czesiu,
    każde opowiadanie udokumentowanie zdjęciami jest wiarygodniejsze, bo osoby mieszkające w Warszawie mogę te budynki znać, natomiast spoza Warszawy? Dla nich to gdzie był dany budynek czy na ul.Litewskiej ( w latach siedemdziesiątych) czy na Swietokrzyskiej to nic nie znaczy, dlatego warto pokazywać zdjęcia by wiedzieć o którym budynku mówimy, a zdjecia budynku PKOL z ul. Frascati to dokumentacja juz historyczna, bo PKOL ma piękną siedzibę w Centrum Olimpijskim, którego jest właścicielem
    j

  49. Dośka

    Jadziu czytam i rozmyslam porównując minione i w zasadzie odległe lata , do obecnych . Czy tak wielka jest różnica? Pewnym jest że sport był na wyższym poziomie

  50. Jadwiga

    Dośko,
    czekałam, aż ktoś to zauważy i napisze. Odpowiem na to tak, kiedyś nie mielismy paszportów w domu, trudno było wyjechać za granicę, o dewizy było trudno więc sport był furtką do wyjazdów, a i komputeró nie było, tv kolorowej, dvd, kina domowego, ipadów, lap topów, iphonów i innych ustrojstw, a jak chciałaś coś więcej trzeba było potrenować i wtedy świat otworem stał, takie były motywacje do treningów, a teraz? wszystko jest na wyciągnięcie ręki, i pieniędzy rodziców, to po co się tak cholernie męczyć?
    j

Zostaw odpowiedź

XHTML: Możesz używać następujące tagi: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.