Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

40 lecie klubu LKS Technik

Do roku 1987 zawodnicy zdobyli czternaście razy z rzędu tytuł drużynowego mistrza Polski, zdetronizowani  zostali na rok, wskutek błędu trenera dokonującego ustawienia drużyny musieli się na rok pożegnać z tytułem. Jednak już w roku 1989 wrócili po mistrzowski tytuł. Pozycje Mistrza Polski utrzymywali do roku 1992.  W 1993 r zdobyli srebrny medal przegrywając rywalizację z zawodnikami KS FSO Polonez Warszawa, ale  na kolejnych mistrzostwach ponowne wywalczyli tytuł mistrza.

Badminton w Polsce rozwijał się, zawodnicy kończyli szkoły średnie i odchodzili do większych miast na studia, zmieniali też przynależność klubową. Wiele razy zdarzało się tak, że byli zawodnicy LKS „Technik” Głubczyce grali przeciwko swoim kolegom reprezentującym ich nowy klub.  W latach 1994 – 1997 LKS Technik był niekwestionowanym królem Drużynowych Mistrzostw Polski, dopiero w roku 1998 zajął trzecie miejsce za zawodnikami  klubu  SKB Suwałki i AZS Kraków. W roku 1999 SKB Suwałki obronił tytuł mistrza, LKS Technik zdobył drugie miejsce a trzecie  „Piast” B Słupsk.

W roku 2000 Drużynowe Mistrzostwa Polski odbywały się w Suwałkach, wygrywali  badmintoniści z Głubczyc, pokonując zawodników klubu „Piast” B- Słupsk i SKB Suwałki 5: 2.  Przez kolejne trzy lata LKS „Technik” plasuje się na drugim miejscu tuż za zawodnikami SKB „Litpol – Malow” Suwałki.

W styczniu 2004 roku odbyły się kolejne Drużynowe Mistrzostwa Polski, i po raz pierwszy w historii tych mistrzostw badmintoniści z Głubczyc zostali bez medalu. Jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy? Według piszącej ten tekst kwestią zasadniczą był brak pieniędzy. Gospodarka wolno rynkowa, dyktat warunków ekonomicznych spowodował przechodzenie zawodników z klubu do klubu. O przynależności klubowej przestały decydować sentymenty, zaczęły się liczyć kontrakty i warunki finansowe, jakie kluby stwarzały i oferowały zawodnikom. Gdy klubu nie było stać na odpowiednie gaże dla swoich reprezentantów musiał się liczyć z faktem ich odejścia do klubów posiadających silnych zamożnych sponsorów. Tak samo stało się z klubem LKS Technik Głubczyce. Brak zamożnych firm na terenie Głubczyc, ( odebranie klubowi , kilka lat wcześniej prawa zarządzania mieniem gminy – czyli „centrum usługowo handlowego , które dawało konkretne dochody) nagły brak zainteresowania badmintonem spowodował osłabienie kadry jednego z najlepszych przez lata klubów badmintona w Polsce.  Jednak kończąc chciałabym podkreślić następujące sukcesy klubu LKS „Technik” Głubczyce na przestrzeni wielu lat,  a mianowicie:

Przez 27 edycji I ligi LKS „Technik”  Głubczyce 23 razy zdobył tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do roku 1979 trenerami byli Bolesław Zdeb, ( który w końcu wyjechał z rodzina do USA) i Ryszard Borek. W kolejnym roku Rysiek został bezapelacyjnie pierwszym trenerem LKS „Technika” Głubczyce będąc  przez wiele lat  trenerem kadry narodowej i  reprezentacji Polski. To Jego wychowankowie  pracują  dzisiaj jako  trenerzy  kadry narodowej Jerzy Dołhan i Jacek Hankiewicz. Najlepsi zawodnicy Ryszard Borka  zdobyli w Indywidualnych Mistrzostwach Polski (dane obejmują lata do roku 2004): Bożena Wojtkowska Haracz dotychczasowa  niepobita przez nikogo rekordzistka w kolekcjonowaniu tytułów Mistrza Polski : 51 medali w tym 34 złote ; Jerzy Dołhan 42 medale w tym 27 złotych; Bożena Siemieniec- Bąk 29 medali w tym 11 złotych;  Stanisław Rosko 27 medali w tym 6 złotych, Katarzyna Krasowska 22 medale w tym 13 złotych; Grzegorz Olchowik 21 medali w tym 8 złotych; Elżbieta Utecht Kuczkowska 18 medali w tym 6 złotych; Kazimierz Ciurys 18 medali w tym 3 złote; Ewa Rusznica Wilman 17 medali w tym 8 złotych; Zofia Żółtańska Drogomirecka 17 medali w tym 3 złote; Ryszard Borek 9 medali w tym 1 złoty; Maria Bachryj 7 medali w tym 1 złoty; Dorota Borek 5 medali w tym 4 złote; Przemysław Wacha 6 medali w tym 1 złoty;  srebrny medal Mistrzostwach Europy Juniorów 1999 w grze podwójnej  mężczyzn z Piotrem Żołądkiem oraz brązowy w grze pojedynczej, a także Robert Mateusiak i Michał Łogosz brązowi medaliści Mistrzostw Europy seniorów w roku 2000, 2002 i 2004.

Oprócz wymienionych zawodników medale w IMP zdobywali także

B. Piątkowska 9; Marzena Masiuk Łazuta 8; Jarosław Bąk -7; Adrian Bąk 6; Marek Bujak 6; Piotr Mazur 6; Joanna Bednarska 3; Karol Hawel 3; Irena Dacyk 3; Andrzej Kołodyński 3; Józefa Ciurys Borek  2; K. Kaczmar i Mateusz Walaszek po 1.

W sumie zawodnicy LKS Technik Głubczyce zdobyli ponad 400 medali Indywidualnych Mistrzostw Polski. Nie ma drugiego takiego Klubu w Polsce, który odnosiłby większe sukcesy niż klub LKS” Technik” Głubczyce z niewielkiego 16 tysięcznego pięknego miasteczka opolskiego, gdzie nawet powietrze sprzyjało badmintonowi.

Nie ma też drugiego polskiego trenera takiego jak Ryszard Borek, który własnym sumptem dochodził do wszystkiego. Człowiek, który wykazał się niezwykłą dyscypliną wewnętrzną i konsekwentną  realizacją wytyczonych celów. W tym miejscu muszę o tym powiedzieć i myślę, że Rysiek nie będzie miał mi tego za złe. Wystartował do pracy w swoim życiu, jako kierowca gdyż kochał samochody, szybko jednak zrozumiał, że jego miłością i powołaniem jest badminton. Zajął się nim dogłębnie, najpierw, jako zawodnik, a po zakończeniu kariery w roku 1980 na IMP w Radomiu, jako pełnoprawny trener. Nauka, szybko zdana matura, dwuletni kurs trenerski odbyty na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, uzyskanie tytułu trenera II, klasy I, ciągłe kursy doszkalające krajowe i zagraniczne, oto etapy, jakie pokonywał. Czasami tylko w rozmowach, w których uczestniczył Andrzej lub ja, zastanawiał się, dlaczego inni trenerzy miast rywalizować z nim na kortach starają się utrudniać mu życie? No cóż ludzie sukcesu nigdy do końca nie są rozumiani. Ile to razy musieliśmy mierzyć się z tematem, „rozwiążmy klub w Głubczycach” wtedy wszyscy będą mieli jednakową szansę”. Co było przyczyną takiego spojrzenia? Otóż LKS „Technik” Głubczyce „dostarczał” do kadry najlepszych swoich zawodników. Czasami nawet 85% reprezentacji pochodziło z klubu  głubczyckiego. A wiadomo było, że kadrowicze otrzymywali już sprzęt, dresy, rakiety, buty skarpety spodenki, koszulki. I nie ważnym było, że po jednej lub dwie sztuki(!), ale otrzymywali. Dla porównania dodam, że dzisiejszy zawodnik otrzymuje minimum 10 sztuk rakiet, kilka sztuk koszulek, kilka sztuk spodenek, kilkanaście par skarpet, pokrowce na rakiety, thermobagi, owijki na rakiety, buty specjalistyczne do grania, obuwie specjalistyczne do treningu w terenie. O takim wyposażeniu  każdy z zawodników mógł wtedy tylko marzyć! Radość sprawiała nam każda otrzymana od sponsora rakietka, każdy pokrowiec na rakietkę, buty czy wystarczająca ilość lotek do treningu, a nie 138 sztuk, jakie Ryszard posiadał  celem przygotowania reprezentacji Polski do Mistrzostw Europy w Boblingen (Niemcy) w roku 1983!  138 sztuk lotek, to tylko 10 tuzinów i trochę. Dzisiaj 10 tuzinów to ilość, jaka nie wystarcza do przeprowadzenia jednego treningu. A do tego te lotki nie były przez nas zakupione. Zbieraliśmy je podczas treningu przed zagranicznymi zawodami. Może to tragicznie brzmi, ale siedziałam na ławeczce gimnastyczne,j kolana miałam okryte moim szerokim paltem a trener i prezes chodzili po sali i podrzucali lotki leżące na parkiecie. Ile nerwów, ile frustracji, strachu, jaki stres  i  to przykre uczucie poniżenia, że w ten sposób musimy się zachowywać, zbierając używane lotki, aby nasza kadra miała  czym trenować, i gdyby nie to, że nie mieliśmy nijakich szans ani możliwości na zdobycie dewiz i zakup prawdziwych lotek, dawno bym się zapadła ze wstydu pod ziemię. Bo jak tak było można? Zabierać używane lotki z hali ( na wyjeździe zagranicznym, przed wielkimi międzynarodowymi zawodami), aby nasi zawodnicy mieli, czym grać. Kto o tym dzisiaj pamięta? Tego uczucia wstydu nie zapomnę.  Rozgrzeszyłam się nieco dopiero wtedy, ( choć do dzisiaj mam absmak tamtej sytuacji), gdy zobaczyłam, że na tej samej hali w ten sam sposób zbierają lotki  przedstawiciele innych zaprzyjaźnionych państw socjalistycznych!

Uczciwie muszę powiedzieć (rozumiejąc żal i rozgoryczenie innych trenerów i klubów), że takie doposażenie było na wagę złota. Ale niestety nie było dostępne dla wszystkich, a Polski Związek Badmintona musiał podejmować trudne decyzje, czy każdemu po jednej sztuce, czy najlepszym minimalną ilość potrzebną do startu w zawodach. Oprócz tego LKS „Technik”  Głubczyce miał do swojej dyspozycji „halę sportową”, na której było wyrysowanych cztery korty. Korty od ścian dzieliła odległość około 60 cm, przerwa między kortami miała również niespełna metr. Poza tym lampy zawieszono na prętach zwisających z sufitu. Ponieważ hala nie miała wymiarowej wysokości, ale była jedyna w Głubczycach grało się tak, aby nie trafić w lampę tylko uderzyć lotkę, aby przeleciała pomiędzy dwiema lampami. Dlaczego tak? W innym przypadku uderzenie było nieważne. Ta słynna hala to była przedwojenna ujeżdżalnia dla koni. Ale była! I badmintoniści mogli z niej korzystać.  Po oddaniu nowej hali w roku 1996 r  ta mała hala mogąca służyć jako pomocnicza dla badmintona, została bezceremonialnie sprzedana .

Ile to razy przeżywaliśmy frustracje wynikające z konieczności przeniesienia zawodnika z innego klubu do LKS „Technik” Głubczyce? Ówczesne przepisy nie pozwalały finansować zawodników z przynależnością do jednego klubu np. Jacka Hankiewicza z klubu KKS Kolejarz Katowice trenującego w klubie LKS Technik Głubczyce. Takiej ekwilibrystyki nie przewidywał żaden regulamin ani prawo ustanowione odgórnie przez Główny komitet Kultury Fizycznej i Sportu (GKKFiS). Jeżeli chcesz grać na tym terenie musisz zmienić klub, wtedy oficjalnie można ciebie finansować, w innym wypadku nie było mowy. I tak Jacek Hankiewicz musiał zmienić przynależność klubową, aby ćwiczyć z najlepszymi oraz mieć dostęp do sprzętu. Takie sytuacje nie przysparzały nam zwolenników, raczej mieliśmy większe kłopoty oraz powiększające się grono niezadowolonych działaczy.

Takie i inne  dylematy rozwiązywaliśmy my, w centrali polskiego badmintona mieszczącej się na Stadionie X lecia, w budynku administracyjnym (stoi do dzisiaj), który nie był budynkiem ani reprezentacyjnym, ani luksusowym, ot zbudowano go i oddano do użytku w roku 1955 razem ze stadionem, aby administracja stadionu oraz zawodnicy mieli bardzo skromne zaplecze a Polski Związek Badmintona znalazł w nim swoje biuro w roku 1977 na kolejne 35 lat.

Rysiek mierzył się z tymi problemami, i nigdy  się  nie uskarżał. Pamiętam, że raz czy dwa powiedział mi, że trudno pracować w takiej atmosferze. Ale co było robić. Walczyliśmy wspólnie o podniesienie poziomu polskiego badmintona, walczyliśmy również o dobre wyniki na kortach europejskich i światowych. W latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych (zresztą myślę, że i dzisiaj) dyscyplina, która nie osiąga wyników otrzymuje niewielkie dotacje z budżetu państwa. Zawsze na wszystkich zawodach w kraju i za granicą mówiłam na odprawie z zawodnikami: pamiętajcie wasze wyniki przełożą się na finanse związku, jakie otrzymamy. Bez was nic nie zrobię, wcale! Dzisiaj, po latach mogę o tym spokojnie i z dystansem napisać.

CDN.

 

komentarze 32 do wpisu “Dlaczego w Głubczycach? (cz.2)”

  1. Andrzej

    Ciekawa ta „anatomia sukcesu”. Autentycznego. Pozdrawiam.

  2. jadwiga

    Andrzeju
    w świetle tych 200 szkół w świętokrzyskim w programie „Shuttle time”, kóry ruszył nasza praca odbiegała od normalności, dlatego musze pisać o tym, jako że tak szybko ludzie odchodzą, właśnie pochowaliśmy Mariana Krasowskiego, twórcę klubu Zryw Opole, ojca trzykrotnej olimpijki 1992 Barcelona, Atlanta 1996, i Sidney 2000 Katarzyny Krasowskiej, który przyprowadził na salę swoje dziecko w wieku dziesięciu czy niespełna jedenastu lat i był jej pierwszym nauczycielem trenerem, ale po dwóch czy trzech latach Kaśka przeszła pod opiekę trenera Ryszarda Borka i pod jego kierunkiem doszła do mistrzostwa sportowego, a niektórzy mówili, że to beztalencie, czyli jeżeli uznajesz ciężką pracę, wyrzeczenia codziennego dnia to jak pani Justyna Kowalczyk możesz dojść do mistrzostwa, dlatego o tym piszę, byłam na pierwszej linii frontu,
    pozdrawiam
    j

  3. gordyjka

    Takich organizacyjnych „dysonansów” nikt nie zna…Jeśli znajdą się Zapaleńcy, którzy poświęcą wszystko i podporządkują się swojej wizji to sukces jest jak w banku…Jeśli nie ma tej „miłości”, to żadne, nawet największe pieniądze nic nie znaczą…
    Pamiętam jak dostałam pierwsze „kolce”…Płakałam ze szczęścia i spałam z nimi :o)

  4. notaria

    Tak patrzę na zdjęcia… jacy oni wszyscy młodzi byli i pełni zapału. A Ty razem z nimi 🙂

  5. Helen

    Wcale się nie dziwię, że szlag trafiał tych innych na wasz widok.. Ile można wygrywać i spijać śmietankę (nawet jeśli to była chuda śmietana ze Społem)??? Sama bym wyeliminowała paru zawodników, gdybym walczyła w konkurencyjnej drużynie:))) Buziaki

  6. Nivejka

    Tak rzadko widać teraz taki zapał… Mam w domu zawodniczkę. Jest wyjątkiem potwierdzającym tę regułę:)

  7. jadwiga

    Nivejko
    witam serdecznie, dobrze, ze wróciłaś,
    skoro masz zawodniczkę, to co ja ci będę opisywała, wszystko wiesz, pozdrawiam i pisz!
    j

  8. jadwiga

    Helen
    nawet nie wiesz jak celnie wyraziłaś to co było!
    j

  9. jadwiga

    Noti
    a wiesz, ze dzisiaj jak wklejałam te zdjęcia o tym samym pomyślałam, Boże jaka ja byłam młoda!
    j

  10. jadwiga

    Gordyjko
    pamiętam ja bardzo przeżyłam szczęśliwie podpisaną pierwszą poważną umowę sponsorską, dotyczącą dostawy sprzętu dla zawodników, prawie jak Ty swoje kolce
    j

  11. Teresa

    Skromne zaplecze, a wyniki na schwał. Pozdrawiam

  12. jula

    Własnie przeczytałam sobie biografię Wisławy Szymborskiej. Pozornie wydawałoby się ,że Wy obydwie jesteście zupełnie na przeciwległych biegunach – Ty cała oddana sportu a Ona od sportu z daleka . .. 😉
    Jednak w obydwu Was jest pasja życia i jesteście bardzo blisko zwykłych ludzi , nie stawiacie siebie na piedestale i może dlatego , Ona została dostrzeżona przez Świat ,właśnie poprzez uwagę na zwykłego człowieka , a to jest uniwersalne .
    Twoje życie to sport a tam to też ludzie ze swoimi słabościami. A nad tym wszystkim „machina” , która zarządzają pieniądze.
    Trochę mi się idea sportu współczesnego zatraca w tych pieniądzach , ale sport to tylko część całości – Świata pozasportowego ,niestety. 🙁
    Pozdrawiam piękną waleczną kobietę sportu i nie tylko ! 😀

  13. jadwiga

    Julo
    Twoje komentarze są dla mnie wielkim pochlebstwem i bardzo miłym, daleko mi do pani Wisławy to fakt, jednak wspólnie z ludźmi tworzyliśmy coś pięknego i o tym ich poświęceniu i o tych wspaniałych chwilach o nas młodych gniewnych żarłocznych na życie na sukces i wyniki sportowe jest to moje pisanie, pozdrawiam d:
    j

  14. jadwiga

    Tereso
    tak Ryszard dysponował skromnym zapleczem ale swoim entuzjazmem i ciężką praca potrafił wychować wielu zawodników na dobrym poziomie
    j

  15. Morela

    Przecież w Głubczycach wszystko się zaczęło, a jednak „rozwiążmy klub w Głubczycach”. Jakie to przykre i niesprawiedliwe, ale czy to jakaś wielka nowina? Raczej norma. Dzięki Jadziu, że Ty sławisz głubczycki klub na swoim blogu 🙂

  16. jadwiga

    Morelo
    27 września jedziemy do Głubczyc, mamy spotkanie z mieszkańcami a 28 września są uroczyste obchody, 29 września jesteśmy w Zakrzowie, tam jest pokaz zwierząt i moja wnuczka też ma pokaz pracy z koniem bez użycia lonży, bata ogłowia, czyli Monty Roberts w wieku 14 lat
    pozdrawiam
    j

  17. Morela

    Jadziu, po cichu myślałam, że może poznamy się osobiście, i chyba do Zakrzowa bym zawitała, ale choć to nie do uwierzenia, to jednak akurat w tym dniu zaproszonam na 80-tkę cioci. Może to i lepiej, bo jeszcze zapomniałabym języka…;-)

  18. jadwiga

    Morela
    języka??? o czym ty mówisz kobieto?
    pozdrawiam
    j

  19. An-Ula

    Zawsze imponowali i imponują mi nadal pasjonaci. Bo chyba tylko pasjonat potrafi oddać się do konca swej pracy/pasji. Z pełną determinacją, całym sercem. I kolejny raz w tym właśnie miejscu piszę to. Pozdrawiam 🙂

  20. jadwiga

    An-Ula
    tylko ludzie z pasja mogą wiele osiągnąć, czytam o treningach Justyny Kowalczyk, ma swoja stroną na Facebooku śledzę jej wypowiedzi, Justyna ciężko pracuje tej wielkiej pracy nikt teraz nie widzi widzimy tylko efekt końcowy, sukcesy bądź porażki, krytykujemy lub cieszymy się, ale gdyby nie miała w sobie pasji chęci, siły i uporu nic by z tego nie wyszło, tak jest w każdej sportowej wysokokwalifikowanej dyscyplinie, i ja właśnie pisze o tych ludziach z pasja w tym o sobie tez, pozdrawiam
    j

  21. Jolanta

    Pięknie opisujesz wspomnienia.
    Miłej niedzieli życzę:)))

  22. jadwiga

    Jolanto
    życzę ci również dobrej i słonecznej niedzieli i pięknych zdjęć, macie dzisiaj słońce, u nas nie ma
    j

  23. czesia

    Jadwigo, czy nie masz możliwości, by coś zrobić z PZPN? Wcale nie żartuję. czym róznią się dyscypliny sportu – wszędzie podstawą jest trening, systematyczna praca zawodnika i dobra organizacja (trenerzy, działacze). Kiedy słyszę o sumach, jakimi dysponuja piłkarze, to wydaje się, że wyniki powinny być na talerzu, a jak jest? Dlatego kiedy piszesz o wspólnych wysiłkach, wzajemnym zaufaniu i zrozumieniu, to myślę, że ktoś taki jak Ty jest tam koniecznie potrzebny:)) Pozdrawiam

  24. jadwiga

    Czesiu
    piłka nożna jest „szoł byznesem”, i tacy wariaci jak ja nie są jej potrzebni, wcale, ja mogłam pracować tylko i wyłącznie w prawdziwym sporcie, gdzie pieniędzy było na lekarstwo, zaś codziennie czekały na nas zmagania z brakiem kasy, a także wiele kruczków które trzeba było rozwiązywać sprytem, inteligencją i wieloma pomysłami aby wyprowadzić dyscyplinę na szerokie olimpijskie wody, a tam, gdzie jest pieniądz i to bardzo duży, (dwukrotność tego co na cały polski sport otrzymuje Ministerstwo Sportu) takich wariatów jak ja nie potrzeba, bo tam wszyscy wiedzą lepiej na co wydać te wielgachne pieniądze
    j

  25. czesia

    tam własnie potrzeba kogoś z rozumem:))

  26. jadwiga

    Czesiu,
    z rozumem do wydawania kasy????? tam jest wielu
    j

  27. Aromatek

    Gdy czytałam o zbieraniu lotek to przyznaję ze wstydem, że roześmiałam się. Bo opisana sytuacja wyglądała bardzo humorystycznie. Lecz w tamtych latach na pewno nie było Wam do śmiechu i determinacja z jaką je zdobywaliście wzbudza mój podziw. Następny świetny tekst o historii sportu widziany zza kulis. Gratuluję. Aromatek.

  28. jadwiga

    Aromatku
    każdy z nas ma swoje historie, które raz zachwycają a innym razem nas deprymują, na zewnątrz dla innych staraliśmy się być ludźmi z honorem i dumą, ale czasami trzeba było tę dumę i ten honor wsadzić do kieszeni, bo…. a robiliśmy to przecież nie dla siebie,
    j

  29. Jarek

    Szanowna Pani Jadwigo,
    Bardzo chciałbym się z Panią skontaktować mailowo – czy można, na jaki adres ewentualnie?
    Z pozdrowieniami
    Jarek Zuzga, jarek@oknonawarszawe.pl

  30. Jadwiga

    Pan Jarek
    adres został wysłany, pozdrawiam
    j

  31. piotr

    piotr mazur od tego babingtona wszystkie rozumy pozjadał… „ty wiesz kim ja jestem” itd. a sam nic sobą nie reprezentuje i nic nie umie totalnie więc z kąt ten człowiek tam się wziął….czarna owca klubu…???

  32. Jadwiga

    Piotrze
    Piotr Mazur miał trudny charakter, ale nie zawsze był czarną owcą klubu jak napisałeś. Był bardzo zdolny, może nie miał motywacji aby swój talent rozwinąć, nie wolno osądzać ludzi zbyt pochopnie! Każdy ma jakieś dobre i złe strony pewnie i ty i ja też. Więc nie krytykuj bo nigdy nie wiadomo dlaczego pewne rzeczy się dzieją.
    j

Zostaw odpowiedź

XHTML: Możesz używać następujące tagi: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.