Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Kilka dni temu otrzymałam list. Jako że niektóre listy publikuję na blogu, ten list postanowiłam również Wam – moim tumbywalcom, jak mawia Gosia, udostępnić. Szczególnie teraz kiedy wiosna skrada się do nas, kiedy temperatura oscyluje w granicach 6 stopni i jest nadzieja na wyższą, kiedy za chwilę będziemy wbijać się w swoje zeszłoroczne sukienki i ubabranka i znowu poważnie stwierdzimy, że chyba niestety dramatycznie złą pralnię mamy, bo jakoś dziwnie od zeszłej wiosny ubranka się skurczyły. Gdy przed nami nowy sezon grillowy, gdy już, już, będziemy wybierali ten jedyny niepowtarzalny wyjazd na nasze długo oczekiwane wakacje. A zatem przed wszystkimi tymi miłymi czynnościami przeczytajcie porady lekarskie, abyście później nie mówili, że choć wiecie dużo, to jednak gdybym ja to przedtem wiedział/ła to pewnie bym tego nie zrobił/ła. Jesteście moimi Przyjaciółmi, dlatego dzielę się z Wami wszystkim co dobre. Zapraszam do lektury!

Mówią, iż należy codziennie jeść jedno jabłko ze względu na żelazo i jednego banana ze względu na potas. I też jedną pomarańczę na witaminę C i pół melona, żeby poprawić trawienie oraz należy wpić filiżankę zielonej herbaty bez cukru, aby zapobiegać cukrzycy. Każdego dnia należy pić dwa litry wody (tak, a potem je wysikać na co schodzi dwukrotnie więcej czasu niż na wypicie).Codziennie należy pić Activię lub inny jogurt, żeby mieć L. Casei Defensis i choć nikt nie wie co to za g.. jest, wygląda na to że jeśli codziennie nie zjesz półtora miliona, zaczynasz widzieć ludzi niewyraźnie.
Codziennie  masz połknąć jedną aspirynę, żeby zapobiegać zawałowi i wypić lampkę czerwonego wina w tym samym celu, plus jeszcze jedną białego na układ nerwowy. I jedno piwo już nie pamiętam na co. Jeśli wypijesz to wszystko razem, to nawet jeśli od razu dostaniesz wylewu, to nie masz się co przejmować, bo nawet się nie zorientujesz.
Codziennie trzeba jeść błonnik. Dużo, ogromne ilości błonnika, aż zdołasz wypróżnić cały sweter. Należy przyjmować między sześcioma a ośmioma posiłkami dziennie, lekkimi, i oczywiście nie zapominając o dokładnym pogryzieniu sto razy każdego kęsa. Robiąc małe obliczonko już na samo jedzenie zejdzie Ci z pięć godzinek.
A, po każdym posiłku należy umyć zęby, to znaczy po activii, i błonniku zęby, po jabłku zęby, po bananie zęby… i tak dokąd starczy zębów..
Lepiej powiększ łazienkę i wstaw sprzęt audio, ponieważ między wodą, błonnikiem i zębami spędzisz tam dziennie wiele godzin.
Trzeba spać osiem godzin i pracować kolejne osiem, plus pięć jakie potrzebujemy na jedzenie = 21. Jeśli nie spotka Cię coś niespodziewanego, zostają Ci trzy. Wg statystyk oglądamy telewizję trzy godziny dziennie. No dobrze, już nie możesz, bo codziennie trzeba spacerować co najmniej pół godziny (dane z doświadczenia – lepiej po 15 minutach wracaj, bo inaczej z pół godziny zrobi Ci się godzina).
Należy dbać o przyjaźnie, gdyż są jak rośliny, należy je podlewać codziennie, i jak jedziesz na wakacje, to jak sądzę również. Ponadto należy być dobrze poinformowanym, więc trzeba czytać co najmniej dwa dzienniki i jeden artykuł z czasopisma, żeby skontrastować informacje. Aaaa i trzeba uprawiać sex każdego dnia, ale bez popadania w rutynę, trzeba być innowatorskim, kreatywnym, odnowić uczucie pożądania. To wymaga swojego czasu. A co dopiero jeśli ma to być sex tantryczny! (celem przypomnienia: po każdym posiłku myjemy zęby!)
Na koniec z moich obliczeń wychodzi mi jakieś 29 godzin dziennie.

Jedyne rozwiązanie jakie przychodzi mi do głowy to robienie kilku rzeczy na raz, na przykład : bierzesz prysznic  w zimnej wodzie i z otwartymi ustami, w ten sposób połykasz 2 litry wody.
Wychodząc z łazienki ze szczoteczką do zębów w ustach uprawiasz sex (tantryczny ) ze swoim partnerem/partnerką, który w międzyczasie ogląda telewizję, i opowiada Ci co się dzieje na ekranie, w czasie gdy szczotkujesz zęby, masz jeszcze jedną wolną rękę? Zadzwoń do przyjaciół!! I do rodziców!!  A teraz czas na wypicie wina (po telefonie do rodziców przyda się). Uff.. Jeśli zostały Ci jeszcze dwie minuty, to skopiuj i prześlij ten list dalej do przyjaciół (których trzeba podlewać jak rośliny). A teraz już Cię zostawiam, bo z jogurtem, połową melona, piwem, pierwszym litrem wody i trzecim posiłkiem z błonnikiem, nie wiem już co zrobić, ale pilnie potrzebuję ubikacji. A po drodze wezmę szczoteczkę do zębów…
Jeśli już wcześniej Ci to tym mówiłam lub pisałam, to wybacz, to pewnie Alzheimer, którego mimo tylu środków zapobiegawczych nie uniknęłam…

komentarze 34 do wpisu “Co mówią lekarze, dietetycy, różne poradniki a czasami przyjaciele”

  1. randdal

    czytałem już takie coś. Wiadomo zdrowy rozsądek jest zawsze w cenie. Activia z pokrojonym w kostkę jabłiem, kiwi i płatkami jest OK. To w sumie dwa moje posilki dziennie. Wstyd przyznać, że nie myję po nich zębów. Kurcze powinni w restauracjach na koniec do rachunku szczoteczkę przynosić, prawda?
    Ja jestem na etapie – 16 kg, nie czuję tego wcale, bez żadnego wysiłku, jedynie siła woli. Ale droga jeszcze daleka, chociaż bliższa niż kiedykolwiek.

  2. jadwiga

    Randdalu,
    ale przyjaciel może przypomnieć, nieprawdaż?
    a tak w ogóle to jaka dieta? musze zgubić jakieś 7 kilosków
    j

  3. Beata

    Panie Randdalu, w jakiej aptece się tą siłę woli kupuje? 🙂
    Wracając do tekstu, to faktycznie, zdrowy rozsądek przede wszystkim. Jedyną poradę jaką mogę na temat odchudzania dodać, to broń Boże nie ogladać programu Master Chef! Patrząc na te kreatywne dania nawet najtwardszy się łamie i biegnie do lodówki coś schrupać.

  4. andrzej

    Nie wiem Jadziu, czy znałaś mojego śp Szefa ( równocześnie był prezesem PZKol, w najlepszych czasach kolarstwa). On nam codzienne serwował przypowieści dietetyczne. N[: ” Jabłko z wieczora – odpędza doktora. Jabłko z rana- kupka murowana. Jabłko w południe- na urodę czyni cudnie”… Albo: „Gdy chcesz buć zdrową babką- pij tylko w płynie jabłko; bo tylko jabłko w płynie na twoje zdrowie wpłynie…” Pozdrawiam.

  5. rodorek.bloog.pl

    Witaj:) Nie znałam tego tekstu i pewnie dlatego rozbawił mnie serdecznie. A właściwie Twój komentarz do tego tekstu:))) Świetna satyra na wszelkiego rodzaju porady dot. naszego zdrowia:)
    Pozdrawiam ciepło:)

  6. Ciotka Pleciuga

    Z tych licznych zaleceń w praktyce spożywam jedno jabłko dziennie (a właściwie wieczorem i to tego tuż przed snem). Działa jak aktywia albo jeszcze lepiej. Przyjaciel Andrzeja miał świętą rację zalecając jabłuszko w każdej postaci.
    Jeśli schrupiesz jedno jabłko – życie płynie ci dość gładko.
    Jeśli schrupiesz jabłka dwa – stan euforii ciągle trwa.
    Jeśli schrupiesz jabłek kilo – chudniesz z każdą życia chwilą. O!
    Pozdrowionka!
    🙂

  7. Morela- samo zdrowie

    Jadziu, usmialam sie setnie, a smiech to zdrowie- widzisz jaka z Ciebie doktorka!
    PS Komentatorce pietro wyzej onegdaj wypisalam recepte wprost uniwersytecka, bo tez zem likorka-znachorka, ale jakosik jablko Ji wystarco na dobre rymowanie- hej!

  8. jadwiga

    Ciotko Pleciugo,
    nasza wspólna przyjaciółka lubi jabłka i je pochłania w ilościach przemysłowych i jaka zgrabna jest, ale ona poza tym bardzo lubi szybko chodzić, wszędzie, i dlatego nie potrzebuje tych drastycznych porad lekarskich.pozdrawiam
    j

  9. jadwiga

    rodorku,
    no powiem szczerze, że gdy się słucha tych wszystkich wspaniałych lekarzy i czyta ich diety wypróbowane i świetnie działajace, tylko to mi się nasunęło na myśl, pozdrawiam serecznie
    j

  10. jadwiga

    Andrzeju,
    Twój szef miał swiętą rację, jak zresztą większość szefów, pozdrawiam
    j

  11. jadwiga

    Beato,
    masz racje ale czy wiesz ile programów kulinarnych teraz jest na samym kanale BBC chociażby? a ja teraz też na activii, jabłku, i jakiś przekąskach aby nie być jako ta baba wielkanocna, tylko babka z talią, pozdrawiam nie Ty jedna walczysz o urodę, moja walka jest trudna, nie wiem czy nie polegnę ale sie staram jak mogę, pozdrawiam
    j

  12. Jadwiga

    Morelko – samo zdrowie
    Kochana, ja tam lekarz od śmiechu, uważam , że tych porad mamy tyle ilu uczonych doktorów jest w naszym Kraju, bo w Albionie przepisują na wszystko najpierw rehabilitację, możesz zapytać Zośkę lub Beatę
    pozdrawiam serdecznie
    j

  13. Margeta

    O widzę same wspaniałe porady i zalecenia.Faktycznie trzeba się nieźle nagimnastykować , by na ważne rzeczy wygospodarować czas.
    No ale jak nam bardzo na czymś zależy ( czy też odwrotnie wcale nam niepotrzebne te x kg hi,hi)To pewnie zmotywujemy się tak, że doba mam się wydłuży.
    A może weselej będzie połączyć niektore czynności.

  14. Beata

    Jadziu,

    Przeczytałam opowiadania Zosi na jej blogu i brzmią one strasznie. To znaczy, brzmią szalenie zabawnie, ale mocno przygnębiają treścią. Myślę, że musi mieć strasznego pecha do ludzi, bo i lekarze i hydraulicy i inni fachowcy, wszystko do bani. Jako że moje zdrowie nie jest idealne, z angielską służbą zdrowia stykam się często, więc w obronie tejże służby muszę powiedzieć, że może nie jest fantastycznie ale aż tak źle to nie jest. Co prawda na operację czasem trzeba czekać do 3 miesięcy, no ale w Polsce pewnie też nie krócej. Zosi mogę podpowiedzieć, że jak ma nierozgarniętego lekarza pierwszego kontaktu, to ma prawo zmienić na innego oraz zarządać wizyty u specjalisty. Poskarżyć się też może do odpowiednich władz i zostanie to potraktowane na serio. W przypadku kłopotów językowych, państwo nasze bogate (hmmmm…)płaci za towarzyszącego tłumacza nie mówiąc o tym, że wszystkie informacyjne broszury są tutaj tłumaczone na polski i wszędzie dostępne. Tak więc niech walczy dzielnie jak lwica i życzę szybkich sukcesów w przełamaniu złej passy. Niemniej tu czy tam, najlepiej jest niechorować i trzymać się zdaleka od wszelkich lekarzy, znachorów i doradców!

  15. jadwiga

    Margeto,
    trochę humoru w tych strasznych dniach, ponieważ jestem wstrząśnieta Japonią i kataklizmem jaki spotkał ten Naród, a wiem, że nie ja jedna chciałam choć troche rozweselić ostatnie dni, pozdrawiam
    j

  16. jadwiga

    Beato,
    bardzo ale to bardzo dziekuję za pomoc w sprawie, czasami takie zdanie osoby z boku może pomóc w sprawie, serdeczności
    j

  17. zośka

    Nie chce mi się odpowiadac na ten post i po prostu strasznie mi przykro. Nikt nie ma obowiązku czytania mojego blogu, który jest prowadzony w kategorii humor i rozrywka. Uważam jednak, ze proponowanie dorosłemu człowiekowi, który ukonczył tutaj jedną z najlepszych szkół średnich z najwyższymi lokatami, był laureatem olimpiady języka angielskiego w tym kraju, a obecnie konczy jedną czołowych Uczelni w UK tłumacza przy jego wizytach u lekarza, za duży nietakt.

  18. jadwiga

    Zośko,
    nie sadzę aby intencja Beaty była chęć urażenia Ciebie w jakikolwiek sposób, wydaje mi sie raczej , radziła z dobrego serca nie wiedząc o osiagnięciach w nauce Twojego syna, jezeli zaś uraziła Ciebie, serdecznie przepraszam w Jej imieniu.
    j

  19. Aleksander z Australii

    W nawiązaniu do tego co napisała Beata o wpisie na blogu Zosi, oraz Zosi reakcję na to co Beata napisała – to rad bym sam osobiście przeczytać ten wpis Zosi.
    Zośka pisze (17 marca 2011 – 23:01), że jest jej „strasznie przykro” i (po mojemu niesłusznie) odbiera dobre serce Beaty jako „duży nietakt”.

  20. Beata

    O Mój Boże, ja natychmiast przepraszam bo chyba w takim razie musiałam inny blog przez pomyłkę czytać! Wyczytałam, że Pani ma kłopoty z językiem, że chodzi na podstawowe kursy języka i boryka się z podstawowym słownictwem w sklepie czy u lekarza. Stąd nieporozumienie. Chciałam podpowiedzieć a nie moralizować. Przepraszam serdecznie, zaraz będę sprawdzać gdzie przez pomyłkę weszłam albo czy wszystko na opak zrozumiałam. Chciałam jedynie pomóc i mnie jest bardzo przykro, że wyszło na opak. Naprawdę nie było moim zamiarem urażenia Pani, tylko pomoc. Zaraz wejdę na blog i sprawdzę czy nie zrobiłam karygodnego błędu przy czytaniu.

  21. Beata

    Usprawiedliwienia ciąg dalszy: z wielką przyjemnością przeczytałam blog Pani Zosi. Bardzo mi się podoba jej humor, jej różnorodną tematykę. Myślałam, że mi się przewidziały jej kłopoty z językiem. Z wielkimi wyrzutami przeleciałam jeszcze raz jej blog i na usprawiedliweinie mego niezrozumienia sytuacji zacytuję przykładowo jej cztery zdania: …ja nie umiem nauczać się angielskiego…..w college robiliśmy dosyć trudną rzecz, na tyle trudną, że trzy polki niewiele rozumiałyśmy….kobitkę ostrzegłam że język kołkiem mi nie stanął ale do koślawych należy…rozumiałam ją w 70%…Pani Zosiu, przpraszam serdecznie, opatrznie te wypowiedzi zrozumiałam. Starałam się podpowiedzieć metody pomocne w sytuacji problemów z leczeniem a wyszło, nieprzyjemnie. Nauczka dla mnie, żebym się mniej wypowiadała albo wypowiadała bardziej klarownie.

  22. jadwiga

    Beato,
    serdecznie dziękuję, tak właśnie zrozumiałam Twoją podpowiedź, a Zośka nasza Kochana, Twoje dobre intencje zrozumiała na opak.

    jadwiga

  23. jadwiga

    Zośko,
    pozwól, ze złoże gratulację z odniesionych sukcesów syna ( można raczej powiedzieć synów) , Jesteś dumna z nich a my wraz z Tobą, serdeczności,
    j

  24. jadwiga

    Aleksander z Australii,
    dziekuje serdecznie
    j

  25. zośka

    Napisałam do Pani Beaty list. Niestety masz zainstalowana blokadę opcji wklejania, więc nie mogę go tutaj zamieścić ale prześlę Ci go na maila i proszę o przekazanie.
    Mam nadzieje ,że to wyjaśni i zakończy całą sprawę.

  26. Jadwiga

    Pani Beato,
    przepraszam, poniosło mnie ale mogłabym napisać elaborat o stosunku rdzennych Anglików i tych, którzy już za Anglików pełną gębą z racji zasiedzenia się uważają ( Pani Beato, nie jest to absolutnie przytyk do Pani tylko do zupełnie innej bajki) oraz ich relacji do nowej fali emigrantów i byłby to elaborat bez tak zwanej udawanej poprawności politycznej, gdzie słowo udawana najlepiej oddaje stosunki społeczne panujące w tym państwie. Jak lew walczę na co dzień z wrzucaniem bez wyjątku wszystkich do jednego worka emigracyjnego pod tytułem nieroby, tumany, wyłudzacze zasiłków, tępe osobniki żyjące w swoich enklawach, potrzebujące tłumacza do załatwienia najmniejszej sprawy urzędowej. I nie ma dla mnie znaczenia czy mówi się o polskich sprzątaczkach, budowlańcach, pracownikach fabryk, urzędnikach, czy biznesmenach w City.
    Zdaje sobie sprawę, że moja emigracja jest bardzo specyficzna i mam głęboką nadzieję ,że jednak tylko czasowa ,podyktowana głównie karierą naukową mojego starszego dziecka, właściwie już dorosłego teraz mężczyzny, a teraz jak się okazuje chyba i młodszego, które w ślady brata idzie. I mimo wdzięczność za możliwość zdobycia przez moje dzieci uznanego na całym świecie dyplomu nie jestem w stanie zrezygnować z poczucia godności jaką w sobie jako Polka noszę.
    Mieszkam tutaj prawie cztery lata i jestem zmęczona nagonką prasy, mediów i ogólnie znacznej części społeczeństwa na polską emigrację. Być może stąd moje przewrażliwienie, za co Panią przepraszam.
    Sama zaś doświadczam tego ,że nie wszystko w tym kraju, jak zresztą w każdym, funkcjonuje w sposób całkowicie doskonały. W swoim blogu z wrodzonym sobie poczuciem humoru staram się opowiedzieć jak to życie – takie zwykłe, codzienne, tutaj wygląda. I nie ma w tych opowieściach poza groteskowym podejściem niczego nieprawdziwego. Zresztą wystarczy spojrzeć na rożne fora internetowe poświęcone tematyce życia na Wyspach, czy do innych blogów emigracyjnych , które prowadzą mądre, wykształcone osoby ,żeby natychmiast znaleźć analogie. Patrz:http://la-terra-del-pudding.blogspot.com/.
    To pozwala mi wysunąć wniosek ,że chyba wszyscy naraz się nie możemy mylić. I nie ma mowy tutaj o pechu, a to co stanowi normę dla rdzennego Anglika czy dla kogoś zamieszkałego tutaj od lat, dla nas przybyszów przyzwyczajonych do innych standardów, staje się po prostu komiczne ( sprawa NHS-u, czy naprawa pieca ). Zresztą moja koleżanka pracuje tutaj w Szkocji jako chirurg chirurgii miękkiej i mimo sześcioletniego pobytu nadal nie może się z godzić z tym co na co dzień przychodzi jej wykonywać czyli zwykłym zniechęcaniem ludzi do leczenia, bo inaczej tego nazwać nie można.
    Konkludując – doceniam Pani radę, być może opatrzenie ją zrozumiałam i w ferworze tego przez co ostatnio przechodzę, odebrałam niepotrzebnie jako osobisty przytyk. Zupełnie niepotrzebnie.
    A blog, jeśli jeszcze kiedyś Pani do niego zajrzy proszę czytać między wierszami. Pozdrawiam.
    zośka

  27. Jadwiga

    Zośko Kochana,
    tak właśnie napisałam emailem do Beaty, coś o czym ani Ona ani ja nie wiemy spowodowała reakcję,
    jak znam Beatę, jest bardzo życzliwą osobą, Polką z krwi i kości bez jakiegokolwiek zadęcia na bycie bardziej Angielka niż Polką,
    zawsze pomagała moim zawodnikom podczas pobytu w Anglii a i mnie również gdy mój j.angielski był daleki od dobrego,
    stad dla niej pomoc jest w charakterze, ponadto Beata przez wiele lat pracowała jako profi tłumacz, dla jednej z angielskich firm
    Kochane Moje Kobiety,
    pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się dzielnie jak doskonałe Polki!
    j

  28. Yrsa

    Jadwigo , mnie się podoba , pośmiałam się co prawda tylko pod nosem , ale za to szczerze.
    Tak się składa ,że ostatni tydzień spędziłam : w szpitalu , w drodze do szpitala / korki po pracy mnie zabiją wcześniej niż dieta/ i na szykowaniu różnych rzeczy niezbędnych chorej osobie , ale to jest osobny , rozległy i czasochłonny temat .
    Chora nareszcie w domu , a ja mam czas aby zajrzeć na swojego bloga i blogi zaprzyjaźnione.
    Dziękuje Ci ,że przyjęłaś zaproszenie do napisania posta o książkach , teraz wiem ,że lepiej nie mogłam wybrać bo w temacie książki masz dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia.

    W mojej osiedlowej bibliotece urządzono kącik książek podarowanych , można sobie je wziąć za darmo , można pożyczyć , można przynieść swoje , można poczytać na miejscu . To dobry pomysł ,jest dużo osób , których nie stać na kupno książek , a w ten sposób mogą mieć je w domu dłużej niż 1 miesiąc , nikt ich nie prosi o zwrot , ani nie nakłada kar za przetrzymywanie .
    Pozdrawiam serdecznie -Yrsa

  29. jadwiga

    Yrso,
    ponieważ sama walczę z sercem i migotkami jakie mi wyprawia rozumiem doskonale Twoje samopoczucie, z tym, że ja w Aninie w obrębie pomocy doraźnej jestem już traktowana jak dobra znajoma ,która wpada na 12 godzin pogawędki, pośmiania no i umiarowania tak przy okazji, całe szczęście, ze zespół ludzi tam pracujących jest znakomity, a naszą setkę jak mawiaja znajomych co do nich wpadaja jak ja traktują jako grono osób znanych im, dlatego łatwiej jest przezyć pobyt i wszystkie zabiegi.
    Narazie nie wiem o której książce napisać, bo czytam równoległe cztery, tak było zawsze, a gdy byłam w sanatorium przez 3 tygodnie przeczytałam 14 książek, ot tak dla zabicia czasu. Przydaje się, zawsze mozna czegoś nowego się dowiedzieć, bądź nauczyć. Tak wiec myślę, a jak już wymyślę, to powiem i oczywiście napiszę, pozdrawiam
    j

  30. Jadwiga

    Pani Zosiu,
    To ja się korzę i przepraszam, bo wyszło mi jakoś nie tak. Naprawdę nie miałam zamiaru się wymądrzać! Odezwał sie we mnie mój drugi zawód, tłumacza, gdzie wielokrotnie pomagałam rodakom co stawali bezradni w sytuacjach kryzysowych, bo nie mieli znajomości urzędowych postępowań i języka. Ja sama, parę dekad wstecz bywałam właśnie taka bezradna. Cwaniaczków tłum cały, znający kruczki prawne i urzędowe żeruje sobie na naszych podatkach a Ci najbardziej potrzebujący pomocy nie wiedzą skąd jej zaczerpnąć. Szczególnie denerwuje mnie sytuacja, gdy lekarze zaczynają olewać pacjenta. Na pięciu lekarzy w mojej przychodni jest dwóch dobrych, co ma czas nie tylko powiedzieć dzień dobry i do widzenia ale i wysłuchać i zbadać. Sama musiałam się nauczyć, że mam prawo wyboru, że mogę żądać bo za to płacę a nie stać cicho w kącie jak poprzednio; stąd moja niewydarzona odpowiedź. Niejednokrotnie stykałam się z nieciekawymi lekarzami, złymi diagnozami i długim oczekiwaniem na operację, ale z drugiej strony, miałam sporo pozytywnych przykładów i NHS juz kilka razy postawił mnie na nogi. Proszę się nie denerwować głupotą prasy, nagonka na emigrację zawsze jest spowodowana malutkimi móżdżkami próbującymi zwalić na kogoś winę za inflację, problemy z zatrudnieniem czy mieszkaniami. W moim środowisku polacy są cenieni i lubiani i wiele dobrego dla tego kraju robią, co mnie bardzo cieszy. A Pani blog jest bardzo zabawny, choć czasem pod tym uśmiechem widać łzy. Przesyłam serdeczne pozdrowienia,
    Beata

  31. TOMEK

    Pani Jadwigo,
    ja też przestałem się przejmować tym, co biegacz musi. Za dużo sprzeczności w źródłach. Dwa lata temu. I jakoś nadal udaje mi się bić rekordy życiowe. I nic mi się nie psuje.

    Może zacznie…

    Ale o nawadnianie dbam

  32. jadwiga

    Panie Tomku,
    ponieważ dobre rady wszystkich ze wszystkich stron nas doganiają trzeba być asertywnym, a ten wpis miał trochę pomóc naszym skołatanym głowom Japonią, Libią, Nową Zelandią i światem, pozdrawiam
    j

  33. Monika

    Zrealizowac te wszystkie założenia jednego dnia, to karkołomne zadanie i od samej bieganiny można skonać. Zatem powoli i z umiarem. Wiosna jest, trzeba oczy nacieszyc przyrodą, zatem powoli.

  34. jadwiga

    Moniko,
    masz rację, wpis powstał ku przestrodze, doba za krótka na realizowanie wszystkich zaleceń lekarzy, poradników no i przyjaciółek, we wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek. Pozdrawiam
    j

Zostaw odpowiedź

XHTML: Możesz używać następujące tagi: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.